To będzie (poza ciężkim, kleistym chlebem żytnim) mój ulubiony chleb.
Wspaniale smakuje z miodem, z domowymi powidłami - pachnący, sprężysty, mmmm...
Do zaczynu użyłam mąki orkiszowej razowej a do ciasta dałam mąkę orkiszową jasną.
Przepyszny...:) Dzisiaj rano zrobiłam na szybko zdjęcie za pomocą telefonu komórkowego choć staram się tego nie robić ale tak bardzo chciałam się nim pochwalić:
Umawiamy się, żę tej bylejakości zdjęcia nie widać - tylko pyszny jak najbardziej udany chleb w 100% na zakwasie. I kto by pomyślał, że tak wsiąknę...
Po pieczeniu chlebów poszłam na siłownię utemperować trochę emocje i zarobić na bezkarna degustację...:) Przed chwilą ukroiłam kromeczkę i widzę, że ewidentnie za rzadkie ciasto było ale w smaku pyszny. Z miodem pierwsza klasa - ja będę podjadać ale chwalić się nie ma specjalnie czym... Traktuję tę wpadkę jako incydent, następnym razem będzie ok...:)
Piekłam dzisiaj również pszenno-żytni z melasą. Bajka - i w smaku i w strukturze ciasta. Urodę psuje mu tylko ciut skórka - matowa i szarobura ale dzięki temu prezentuje się bardzo rustykalnie...:)
Piekę ten chleb już trzeci raz. Podeszłam do niego jak do pewniaka a on pokazał mi swoje zapadnięte oblicze. I siedzi taki "nie w sosie" w piekarniku... No cóż, Pan Zakwas ma swoje humory ale ja je przetrzymam...:)
Dwa razy wyszedł b.smaczny- taki, jak powinien. Tym razem już w trakcie wyrabiania ciasta wydawało mi się, że jest o wiele za rzadkie. Dosypałam trochę mąki orkiszowej, potem jeczcze trochę i jeszcze ciut... Wyrosł bardzo ładnie ale po przeniesieniu do piekarnika już delikatnie opadł a potem zapadł się na całego. Od dawna wiem, że mąka mące nierówna ale nie mam zbyt dużego doświadczenia w pieczeniu chleba na zakwasie i jeszcze nie potrafię ocenić kiedy ciasto jest wystarczajaco gęste. Tym razem...klapa.
Pozwolę sobie odpowiedzieć zamiast autorki przepisu. Otóż 1/8 l mleka to 125 ml, i w takiej ilości mleka należy rozpuścic 5 dag kakao i zagotować.
Ilka_ka, jeśli zachowasz podane w przepisie proporcje i dokładnie tak zrobisz, to sama znajdziesz odpowiedź i przekonasz się, że taka masa jest gęsta i należy uważać aby się nie przypaliła. Mleka w stosunku do kakao jest niewiele, chodzi o to, żeby nie rozrzedzać zbytnio masy a jednocześnie zagotować kakao bo dzięki temu nada masie bardziej wyrazisty, kakaowy smak i kolor.
Wkn, nie mam za bardzo czasu ale muszę, muszę się pochwalić chociaż słownie (aparat stary już nie bardzo a nowy od "aniołka" ciągle niewystarczająco oswojony) ...:)
Początkiem maja wyhodowałam swój pierwszy zakwas i zaczęłam swoje eksperymenty z pieczeniem chleba. Z różnym skutkiem, muszę uczciwie przyznać ale im więcej niepowodzeń tym większa moja determinacja. Dość, że od maja nie kupiłam już nigdy żadnego pieczywa w sklepie... Chleby wychodziły mi coraz lepsze, z charakterkiem. Kiedyś chciałam zakwas po dokarmieniu włożyć do opiekarnika z włączoną żarówką i okazało się , że włączyłam termoobieg z temp.180 C. I po zakwasie...:( Po kilku dniach żałoby po stracie dałam życie nowemu ( w moim wieku to czysta ekstrawagancja!) - mieszając mąkę z wodą .
I przepadłam z kretesem...:)))
Z Twoich chlebó wypróbowałam już pięć. Zdecydowanym faworytem jest właśnie ten żytnio-razowy słonecznikowy i pszenno-żytni 4 ziarna. Wczoraj wieczorem upiekłam dwa ze słonecznikiem i pękałam z dumy bo takie piękne i takie smaczne wyszły.
Godzinę temu wyjęłam z piekarnika chleb z ziarnami i jest jak marzenie. Nie wytrzymałam, ukroiłam i struktura upieczonego ciasta taka jak byc powinna a smak i zapach, mmmm..:)
Moi mili goście , mam nadzieję docenią smak domowego, powszedniego chleba.
W piekarniku piecze się ciasto drożdżowe ze śliwkami i kruszoną - też na zakwasie.
Opętało mnie zakwasowe szaleństwo, jak nic...:)
Chleby z Twoich przepisów polecam z przyjemnością.
Zastanawiam się skąd tak skrajne opinie - ciasto może smakować lub nie - różne są smaki i z nimi nie sposób dyskutować. Natomiast 3 budynie na pól litra mleka każdy ugotowane na 1l płynu (sok w razie potrzeby uzupełniony wodą) powinny dać podobny efekt jeśli chodzi o gęstość tegoż budyniu... Okazuje się jednak, że raz to gęsta kluska a innym razem jest rzadki i wypływa... Jak to możliwe? Ja od wielu lat robię to ciasto (kruche zawsze po swojemu i na"oko"...:) i jeszcze nigdy nie zdarzyło się aby rabarbar wypłynął lub był tak sztywny, że aż niejadalny. Może to sprawa tzw. wyczucia w kuchni a może też brak z mojej strony umiejętności precyzyjnego przekazania przepisu.
Megi, do przepisu naniosłam poprawki dot.ilości budyniu. W wielu komentarzach były uwagi, że masa jest za rzadka i wypływa z ciasta. Już dawno powinnam poprawić przepis.
Przepis pochodzi z czasów, kiedy budyń był jednej firmy i miał inną gramaturę - wtedy wystarczały dwa. Dzisiaj budynie mają wielu producentów a ich moc zagęszczania jakby słabsza.... W związku z tym wnoszę poprawki do przepisu aby nikt z tego powodu nie zniechęcił się do tego pysznego ciacha...:)))
Truskawki czasem dodaję ( nie za dużo) ale surowe wciskam na wyłożoną masę z rabarbarem.
Paola_r, mam nadzieję, że będziesz wracać do tego przepisu kazdej wiosny modyfikując go delikatnie w/g własnego smaku. I bardzo mnie to cieszy...:)
Moim zdaniem najleszym owocowym towarzystwem dla rabarbaru są truskawki w połaczeniu z budyniem owocowym np. truskawkowym lub malinowym. Budyń o smaku toffi ? Dla mnie zbyt krańcowe zestawienie smaków a może to tylko moje wyobrażenie ?
Dla mnie niezmiennie otwarcie sezonu działkowego odbywa się w towarzystwie tego ciasta z charakterkiem...:)
Kilka razy piekłam to ciasto, dwukrotnie pełniło honory tortu i to z dużym powodzeniem.Za każdym razem pyszny i za każdym razem zaskakiwał smakiem gości. Do ponczowania użyłam mojego ulubionego likieru pomarańczowego Contreau. Do masy na tę ilość masłą ubijałam 4 jaja - mam sentyment do takich mas; są błyszczące i takie tortowe... Przejrzałam bibliotekę i niestety nie znalazłam zdjęć tego ciasta a szkoda bo prezentowało się równie dobrze jak smakowało. Może ktoś znajdzie...:)
Ollcia, następnym razem postaraj się aby jabłka były kwaśne. Wtedy wątróbka będzie ok...:)
W przepisie - przyznaję, napisałam dość lakonicznie ale według mnie czytelnie :" Mąkę z margaryną posiekac nożem,dodać resztę składników" czyli posiekać margarynę z mąką, zrobić dołek i dodać pokruszone drożdże, cukier, śmietanę i wbić całe jaja. Zagnieść ciasto. I to tyle - drożdże w tym przepisie nie wymagają specjalnego traktowania ( nie robimy rozczynu ).Wyjaśniałam to w odpowiedzi na jeden z początkowych komentarzy (chyba till...). Teraz edytowałam przepis i napisałam dokładnie. W zadnym wypadku nie pisałam o rozpuszczaniu margaryny ale ciasto krucho-drożdżowe po takich zmianach i tak się uda...:)
Chyba trzeba jakoś "odczarować" te oponki...:)))
Promyczku, to co widzę na Twoich zdjęciach to prawdziwa antyreklama oponek - wyglądają tak
jakby powietrze z nich zeszło..:)
A poważnie - nie mam bladego pojęcia dlaczego takie mizeroty z nich, niewyrośnięte i płaskie...
Może soda nie miała w sobie sody a może zbyt cienko wałkowane ciasto albo ser jak nie ser ?
Sama nie wierzę w to co widzę i piszę... Przykro mi ale żadne sensowne wytłumaczenie nie przychodzi mi na myśl.
Franciszko, nie wiem dlaczego Twoje oponki wyszki maja zakalec i są puste w środku...
Może zamiast zwykłego twarogu uzyłaś serka homogenizowanego ? Nie potrafię tego wytłumaczyć - mam nadzieję, że następny pojedynek z oponkami wygrasz Ty...;)
Witaj Olcik, ciasto wystarczy rozwałkować na grubość ok. 0,5 cm.
Paluszki spokijnie można upiec dzień przed imprezą, dwa dni - też będą dobre ale już nie tak świeże. Ja po upieczeniu układam paluszki w szerokim rondlu i przykrywam pokrywką.
Najlepiej podpiec delikatnie ciasto przed wylaniem masy serowej (ok.10 min wystarczy) - chociaż zdarzało i się także wylewać ser na surowe ciasto ale wtedy smarowałam je "roztrzepanym" białkiem aby zminimalizować wchłanianie wilgoci z sera.