Nikola :) a wyobrarzasz sobie przeprowadzkę z trójką dzieci ?? ( w tym jedno 4-ro miesięczne ) bo ja też nie :P Ale jakoś to przeżyłam i fajnie jest :)
Kochana wszystko przed Tobą :) Pozdrawiam Ciebie i Połówka :)
Śmierć bliskiej osoby to przeogromna strata, którą ciężko ubrać w słowa.Wielka pustka, której nie da się wypełnić. Mój Tatuś zmarł 8 miesięcy temu a miał dopiero 58 lat. Odtąd moje życie wypełnia ból, gorycz i smutek a najpierw był wielki żal i rozpacz. Trzeba żyć dalej i brać to co przyniesie los, który nie zawsze jest łaskawy. Na początku było mi tak bardzo trudno, wszystko się zmieniło i nigdy już nie będzie tak samo - ukojenie dawały jedynie gorące łzy oraz długie rozmowy i wspomnienia o moim ukochanym Tatusiu. Pomalutku, bardzo powoli korzystając ze wsparcia osób mi bliskich staram się bardzo aby ból był mniej odczuwalny, bo przecież muszę żyć i dbać o pozostałych członków rodziny.A wiem, że Tatuś życzyłby sobie, abym była zadowolona z życia i szczęśliwa. Staram się zatem pamiętać , że Tatusia nie ma jedynie na ziemi tuż obok mnie ale zawsze był, jest i będzie w moim sercu, pamięci i to nigdy się nie zmieni, bo przecież miłość się nie kończy i nie umiera nigdy.Tego co najpiękniejsze w życiu nie da się przecież zobaczyć ani dotknąć. I choć On już nie wróci, to będzie czekał na mnie.
dzięki! wiedziałam, że jest więcej władców czasu :D
Swietne! U mnie tez podobnie :)
Rewelacja! To prawie jak u mnie :)
Ból się nie kończy. Przytępia się trochę. Pozostawia pustkę, której nie da się niczym wypełnić. Uczy się człowiek z tym żyć, bo nie ma innego wyjścia, ale szans na to, żeby tej pustki nie odczuwać, myślę, że nie ma.
Mniej więcej rok po tragicznej śmierci mojej mamy zapytałam koleżankę, która straciła ukochaną, młodszą siostrę, jak miała 9 lat, czy kiedyś przestanie boleć... Powiedziała tylko "nie przestanie, ale się przyzwyczaisz". Miała rację. Od śmierci mamy minęło 9 lat. Potrafię się śmiać, cieszyć życiem, być szczęśliwa, ale ta pustka ciągle we mnie tkwi. Przez te 9 lat nie było dnia, żebym nie pomyślała o mamie... I już się przyzwyczaiłam. Zaakceptowałam to, że tak będzie zawsze. Że będą chwile, kiedy będzie bolało bardziej, będą też takie, kiedy wspomnienie o mamie będzie wywoływało na twarzy uśmiech... I nie czekam już na to, że przestanie boleć...
He he nie trzeba ;-)
agulinia, mogę Ci zrobic zdjecie kajzerki w przybliżeniu i jeszcze wieksza wyjdzie.:)
W pewnym sensie zawsze się od partnera czy partnerki Zależy. Czasem nawet wtedy, kiedy juz nie jest całkiem fajnie. Idealnie jest kiedy obydwie strony się dogadują i ta współzalezność mniejsza lub większa im nie przeszakadza. Najważniejsze jest starać się z wszsytkich sił żeby jednak nie "Należeć" i byc ciągle sobą i w zgodzie z sobą.
Rany, ale ten sernik super wygląda, Zrobiłam się głodna. A tu dieta.
poprzedni komentarz napisałam chyba po kaukazku :)))) mam nadzieję, że sens jest jasny. Po prostu tak mnie te sernikowe oszczerstwa wzburzyły :P pozdrawiam!!!
no ładnie! ja tu takie poważne sprawy roztrząsam, a Wy tylko o serniku ;))) oto dowód, że tylko na taki płaski wyszedł na zdjęciu, a o smaku to bym Wam już mój narzeczony opowiedzieć, ale on z tych małomównych w towarzystwie:
Rozwarzania , dywagacje panny młodej ... :) Mam nadzieję ,że nie bedzie to '' Uciekająca panna młoda nr. 2 '' Kto wie może warto coś takiego przeżyć .A sernik bez sera jak naleśnik pomazny czekoladowym piccasem , akceptuje i pozdrawiam .. :D
I to jest bardzo dobre!:) Pozdrawiam:)