Podzielam Twoje zdanie w sprawie zaciągania kredytów, my też mieszkamy w ciasnym lokum, ale jednak własnym, marzę o rozbudowie, żeby dzieciaki miały swoje pokoje, a jednak od banków odrzuca mnie na kilometr. Jakaś niereformowalna jestem......
Doskonale Cię rozumiem, u nas było identycznie. A teraz keidy po prawie 4 latach mamy swoje M, to niektórzy mówią życzliwie "no na początek dla Waszej trójki wystarczy" (i wtedy mam ochotę krzyczeć i myślę sobię witamy w Polsce)
Za mną 12 lat wynajmowania mieszkań i 14 przeprowadzek. W tym miesiąc przemieszkany w hotelu. Cięzko było chwilami, zwłaszcza z dzieckiem. Dzieci przywiązują sie do podwórka, mieszkania i okolicy. Cięzko było, kiedy trzeba było się szybko przeprowadzać, bo wnuczka wyszłą za mąż i potrzebowała mieszkania, albo właściciel mieszkania został właśnie wyrzucony z mieszkania swojej kobiety. Liczyliśmy na TBS, ale nie wyszło, za dużo zarabialiśmy ! W końcu kupiliśmy, spłacamy kredyt ale da się z tym żyć. Za parę lat, może zmienimy na jakieś mniejsze w mniejszej miejscowości. Aczkolwiek my nie bardzo pasujemy do mniejszego miasta. Nie mamy problemu z zameldowaniem i w razie jakichś awarii rozmawiamy ze spółdzielnią sami, a nie przez właściciela mieszkania. Szkoda, że tak mało się buduje mieszkań TBS . Przez to jesteśmy mniej mobilni, bo jednak mieszkanie i kredyt trzyma ludzi w miejscu.
My ten etap mamy już za sobą, po przeliczeniu kosztów wynajmu i kupna i po obejrzeniu kilku mieszkań na wynajem zdecydowaliśmy się na kupno. W zasadzie chcieliśmy wynająć żeby uzbierać trochę więcej na własne ale udało nam się przez znajomego kupić mieszkanko po okazyjnej cenie. Szkoda było nie skorzystać.
Ale jest to indywidualna decyzja, nie można nikomu narzucać swojej woli.
Nam tak rodzina (dodam że nie ta najbliższa) próbowała narzucić kogo powinniśmy na wesele zaprosić. Do tego stopnia byli ....... że przekabacili moją babcię, że źle robimy.
Postawiliśmy na swoim bo to w końcu nasz dzień i my decydujemy o liczbie gości (rozchodziło się o to że mieliśmy małe wesele i zaproszona była tylko rodzina najbliższa a z dalszej tylko kilka osób z którymi mamy bliski kontakt)
koniec końców pewna część (dalsza+babcia) się na nas obraziła. Minęło już półtora roku od naszego wesela a sytuacja nie uległą zmianie. Jak to się poznaje prawdziwy charakter człowieka w różnych sytuacjach.
Kwestia wyborów i priorytetów. Wolę mieć własny kąt i w tym kącie móc sobie malować, ustawiać, mieć psa, kota, dziecko, paprotkę. Jednak nie uważam, że życie w wynajętym mieszkaniu jest gorsze.Chociaż... za wynajem płaci się krocie, porównywalne do raty kredytu. A jak nie zapłacisz-w obu przypadkach kończysz na bruku. Najlepiej mieć mieszkanie bez kredytu ;)
Uwielbiam swoją pracę, gdybym miała zmienić ... byłaby identyczna :) najważniejsze, że jest doceniana, jak miło usłyszeć "pani lolopopa, jest pani wspaniała" i tu następuje wilgotne całowanie rączek :) otrzymać "łapówkę" w postaci czekoladek czy kilka jajuszek :) nikt nie musi...za swoje usługi pobieram opłaty, więc przysługą nie są.
melduję się w szeregi czytomaniaków , codziennie , choć kilka karteczek , gdy czasu zamało ... , czytanie dla mnie , to wyprawa , i tylko ja wybieram kierunek , czas i bohaterów , spotykam się z niektórymi już od lat ... ( tu mam na myśli Claire i Jamiego ) , inni towarzyszyli mi przez lata młodzińcze ( mieszkańcy dzielnicy Jeżyce ) , kocham czytać , przenosić się w czasie i miejscu , doznawać wzruszeń i radości za pomocą literek , które łączą się w koktail doznań , tak niezbędny by doznać przyjemności życia
czy książki zabierają nam czas ? a może to my ... sączymy z nich enerię , doznajemy dzięki nim przyjemności ? więc APELUJĘ dbajmy i szanujmy książeczki - własne i pożyczone , pozdrawiam czytelniaczki
Bardzo to ciekawe, co piszecie. O nadziei na porzucenie etatu (oby mnie nie opuściła) i o pracy na swoim. No właśnie ta obrzydliwa etykietka "kobieta sukcesu"... co to jest sukces? życie na poziomie? rodzina? stopnie awansu? ważne chyba, żeby się po prostu nie męczyć. tyle i aż tyle. A bycie gospodynią domową, to coś co mi się czasem marzy, wyobrażam sobie siebie pracującą tylko w ten sposób :) nie wiem ile bym wytrzymała... W głowie mogę rozważać różne scenariusze ;-)
Nie mam aspiracji do bycia kobietą sukcesu. To określenie kojarzy mi sie ze specjalistami, cenionymi przynajmniej na szczeblu lokalnym. W pracy zamiast stabilnego etatu wybrałam wolność, prace na zlecenia gdy mam czas i możliwosc. Raz zarobie mało, innym razem dużo. Dla wielu osób praca w domu to nie praca :) a mimo, że daje mi poczucie wolności i niezależności to wymaga sporo dyscypliny, choć najczęściej, gdy dzieci pójdą spać, ja zabieram się do pracy. Często pracuję między 22 a 3-4 w nocy, o 6 wstaję. Dzień mam dla siebie i dzieci; pracuję też w czasie drzemki najmłodszej córki, w czasie spotkań z klientami często mi towarzyszy. Pomimo tego, że niekiedy podpieram sie nosem, to nie zamieniłabym tego na etat.
Nie udaję, ze nie ma tematu. Czuję się w swojej pracywypalona, nawet bardzo. Podobno jestem dobra, ale w tym jest już 90% rutyny. Nie udało mi się zmienic pracy, kiedy była okazja - wygrał rozsądek. Jednak sfera budżetowa, bezpieczeństwo socjalne, ktoś dla dobra dziecka musiał stabilizację finansową. Kiedy już sie udało znaleźć dobrą pracę mężowi dostałam pierwszą jubileuszówkę i stwierdziłam, ze jednak dokąd córka nie skończy edukacji powinnam trzymać się etatu. Mam ciche marzenie o czymś swoim, ale musze sie wstrzymać. Po raz kolejny odkladam plany (jeszcze 4lata studiów Mlodej). Chyba, ze mnie zredukują, wtedy moze się coś uda.
Nie kusiła Cię nigdy zmiana pracy? Ja lubię o tym myśleć :) myśleć, że nie jestem skazana, uzależniona. Jeszcze nie wiem, co zrobię z tym myśleniem. Może nic? Ale to zbyt ważne, żeby udawać, że nie ma tematu
Moja praca...
Ja w dzieciństwie zapytana o przyszłą ścieżkę zawodową odpowiedziałam..... "zwykła Pani". Chcę być 'zwykłą Panią', i to jest szczera prawda.
Zawód który wykonuje miejsce w którym żyje to nie są moje wybory
Moj ojciec twierdziłaże kobieta musi być wykształcona i niezależna jestem więc taka.Mąż wybrał miejsce zamieszkania a los miesce pracy. Znając siebie pewnie bym miała trudności z wybraniem czego kolwiek. Taka sobie niezdecydowana jestem. Lubie moją prace bo to z niej płaciny ratę za dom i samochód i kupujemy bilety i takie tam inne cuda. Do dzieki niej moje dziecko moze miec świetne wakacje.
Nie lubie mojej pracy bo nie daje mi możliwości spełnienia sie jako 'Zwykła Pani'. Mam malo czasu na doglądanie mojej rodziny i to mnie irytuje.Są takie sytuacje i układy na które nie mam wpływu.
Trudno było by mojemu mężowi zarobić tyle, żeby utrzymąć podobny standart życia, i żebym mogła spełnic się w swoim ukochanym zawodzie.Poziomem wyksztalcenia nie różnimy się tak bardzo jak zarobkami.
Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.
Ps.
Zwykła Pani - Gospodyni omowa
Myślałam ze tylko ja jestem jakaś nienormalna, chociaż moja choroba ma nieco inny przebieg, a mianowicie jak tylko dorwę jakąś książkę która mnie zainteresuje to czytam do upadłego. Mój rekord to początek o 10 rano a koniec... 5 rano dnia następnego i tylko dlatego że mój mąż mnie nakrył jak rano wstał do pracy. Stwierdził że jestem nienormalna. Cóż począć, jak zacznę to nic innego się nie liczy. Teraz znalazłam pewne wyjście, jak mam zamiar przeczytać książkę to muszę mieć przynajmniej dwa dni do dyspozycji (dzień -czytanie, noc-czytanie, następny dzień odsypianie). Jeśli nie mam to nie zaczynam. Każdy ma jakiegoś bzika :) Pozdrawiam.
Jeśli ma Pani książki których chce się pozbyć/wymienić proponuję zapisać się do biblionetki BiblioNETka.pl
wspaniale to słyszeć :) w imieniu lubiących czytać- dziękuję :D