Hmm,sądzę,że i do wątróbki się nada.Czasem robię z kwaśnymi jabłkami,z dodatkiem musu jabłkowego.Z lenistwa i nadmiaru musu skorzystam ze słoikowego.
Zapomniałam,do tego ostatniego zakwasu,z maki żytniej razowej,dodałam 2-3 wiórki swojskiego,prawie dzikiego chrzanu.Ale to nie jest wymogiem.tyle,że miałam,to dodałam.Najczęściej dodaje się starty,do garnka lub odrobinkę,bezpośrednio na talerz.Wszystko ku smakowi i ''zdrowotności''.
Izma,to jeszcze ''poniuchaj'',czy ładnie pachnie.Jeśli tak,nastaw żurek.Ja się nie bawię w stopniowe nastawianie i dokarmianie.Nastawiam mąkę z przegotowaną letnia woda,dodaję przyprawy i przykrywam,oby nie za szczelnie..gaza,ściereczka itp.Zamieszac z 1-2 razy dziennie i przy okazji sprawdzić,czy ładnie pachnie.Piana to najbardziej prawidłowy objaw zdrowej kiszonki żurkowej.TYlko pamiętaj,żeby naczynie było nieco większe,bo piana rośnie sobie..Powinno być ze 2-3 centymetry luzu po zalaniu.
He,he,też tak robię...nastawiam mąkę na żurek,a na wszelki wypadek mam w zapasie ''gotowca''.Przezorny...
Najlepszy zakwas na żurek wyszedł mi z razowej żytniej mąki.Dodałam do niego od razu liść laurowy,zele i sporo pieprzu,w ziarnkach,oczywiście i czosnek.
NIe chwaliłam się moim ''dziewczynom'',a tu starsza pyta..co się stało,że taki super smaczny żurek Ci wyszedł.Zołza jedna,jakbym żle gotowała.
Zdradziłam wtedy,na jakim zakwasie.Wcześniej nie mówiłam,bo noże by marudziły,że znowu coś wydziwiam.To nie był mój pierwszy zakwas,robiłam wiele razy,ale ten chyba przypadł nam najbardziej do gustu.Poza tym gotowany na wyjątkowo smacznej białej kiełbasie.Chyba jeszce dzisiaj zakiszę,jeśli dostanę żytnia razową mąkę.
U mnie wszystkie się otwierają.Muszę szczerze napisać,że ''jajca'' apetyczne,a zdjęcia,jak na wystawę.Jedynie może na pierwszym zdjęciu napis nieco zlewa się z tłem,ale jest zauważalny.
Musze wypróbować.''Babcia''przeciśnie kury przez wyżymaczkę,a ja zrobię resztę.U mnie najprostsze w wykonaniu to zwykłe,po ugotowaniu na twardo,przecięte na połówki,z dodatkiem majonezu i zielonej pietruszki.Inna wersja..wydłubać żółtka,ugnieść je z majonezem i odrobina musztardy,włożyć do połówek białek,posypać natką pietruszki lub koperkiem.Oprócz tego w sosie tzw ''tatarskim'' lub nieco inną jego wersją.Mianowicie...daję zawartość puszki,tzw sałatka meksykańska,po odsączeniu oczywiście.Do tego cebulka lub szczypior,ogórek kiszony lub w occie,marynowany grzybek lub pieczarki.Jak się jakieś jajko żle obierze,tez go pokroję w kosteczkę i dodam.No i śmietana,ew.wymieszana z jogurtem,majonez,musztarda.Ni tradycyjnie,natka lub koperek.Z przypraw tylko sól i pieprz.
Mój ulubiony kalafior,chyba najlepszy,a jadałam różne,nawet fioletowe i całkiem zielone.Najbardziej smakuje mi tradycyjnie ugotowany,z bułka zrumienioną na maśle lub bez niczego
Co do uprawy,kalafiory maja duże wymagania glebowe i pokarmowe,lubią dużo wody.Wystawione na ostre słońce..białe żółkną lub robią się różowe.Aby temu zapobiec,wystarczy złamać nad rosnącą ''różą'' kalafiora kilka liści,tak,żeby ją zakryć przed słońcem.Trzeba to zrobić dość delikatnie,żeby nie ''odcisnąć' róży,bo kalafior nie lubi''odcisków',he,he.Zaraz ciemnieje w tym miejscu i może zacząć gnić.Brokuł i romanesco lubią ''brązowieć''i stają się niesmaczne.
Oj,WKN,narobiłaś mi ochoty na ten kalafior.Wczoraj widziałam w warzywniaku,chyba zaraz podrepczę po niego.
Pozwolę sobie skomentować,jako pierwsza,jak dobrze widzę.Świeży imbir jest u mnie w stałym użytkowaniu dokładnie od...15 lat.Staram się,żeby nigdy go w domu nie zabrakło.Często,zwłaszcza zimą,robię herbatkę ..''oskrobany'',starty imbir zalewam wrzatkiem,tak do max. 2/3 objętości szklanki i zaparzam pod przykryciem.Póżniej dodaję połowę drobno pokrojonej cytryny lub sam sok,a na końcu miód.Niebo w gębie.
Mało kto pewnie to praktykuje,ale też dodaję kawałek imbiru do ..rosołu.Tak przypadkowo na to ''wpadłam',bo wcześniej czasem dawałam odrobinę sproszkowanego do rosołu,już na talerzu.Pomyślałam,że skoro z suszonym jest smaczny,to dlazego nie spróbować ze świeżym.Już myślałam,ze taki ze mnie geniusz,he,he,że odkryłam Amerykę.Do czasu,aż w tygodniku ''Przekrój''..tym prawdziwym,sprzed ''kulawej'' znalazłam przepis na ''rosół po grecku'' z naprawdę duża ilością imbiru.No cóż,nie sądziłam się o palmę pierwszeństwa..
Dopiszę jeszcze o jednej ważnej właściwości imbiru.Działa on pomocniczo przy nudnościach.Wystarczy nawet ssać plasterek.Czytałam kiedyś,że któryś ze środków przeciwko chorobie lokomocyjnej jest produkowany właśnie z imbiru.To działanie wypróbowałam osobiście.
Tak,Mggi,od dawna.Nie wiem,czy wiedzą,w czym rzecz,czy jest im obojętne.Niedługo kisiel czy budyń będą w mięsnych,a kaszanka w jarskich czy wegańskich.Miało to być korygowane na prośbę użytkowników,ale może ludziom nie chce się pisać..
Zainspirowana Twoim przepisem zrobiłam taką "krzyżówkę' z ulubioną przeze mnie galaretą z warzyw i zalałam nią jajka na twardo.
Zainspirowana Twoim przepisem zrobiłam taką "krzyżówkę' z ulubioną przeze mnie galaretą z warzyw i zalałam nią jajka na twardo.
Tyle potraw wypróbowałam już z dodatkiem suszonych pomidorów,że teraz się skuszę i na śledzie.Na razie do "ulubionych".
Wprawdzie już poświątecznie,ale za rok...znowu się zacznie.
Nie będę zbyt oryginalna.Preferuję żywą,świeżą,pachnąca choinkę prosto z lasu czy hodowli,chociaż skazana byłam nieraz na sztuczną.Taka świeżutka,ubrana od stóp do głów w ozdoby,niektóre sięgające lat mojego dzieciństwa,niektóre 'nóweczki",to sam urok i wdzięk.Do tego najlepiej jakieś jabłuszka,orzechy,ciasteczka,cukierki...kraj lat dziecinnych.Nie modom i nie stroję pod jakiś styl.Ma być kolorowa i cieszyć oko.
Co tam bajać...sztuczna niby praktyczna,ale to nie ten urok.No i wcale z ekologią nie za pan brat.Mam dobrze,bo kilkaset metrów ode mnie jest leśnictwo,gdzie niedrogo można kupić świeżą.Przez kilka lat mieliśmy i swoje,bo mąż posadził kilka.Mieliśmy dosadzać co roku,żeby nadrabiać stan posiadania,ale jakoś miejsce poszło pod inny cel.
W tym roku mam taki 'wypas",ze byście się za boki trzymali ze śmiechu.Mąż ją wydobył z :lamusa',a myślałam już,że wylądowała na śmietniku.Małe toto,stoi na komódce i straszy.Jedyny plus,ze jak koty zrzucają,to bez żadnego uszczerbku dla jej wątpliwej urody stawiam ją z powrotem.Chyba czuje już wiosnę,bo...gubi igły,naprawdę.Obiecałam i jej,i chłopu,że naprawdę skończy w kontenerze.Rozstanę się z nią bez bólu.Ze świeżymi nie było mi tak łatwo.Nie mamy zbyt ciepło,to świeże drzewko stało i stało....bywało,że do Matki Boskiej Gromnicznej,tak było szkoda się z nią rozstać.Z igłami nie było problemu.czasem prawie nie gubiły.Ja już się zdarzało,to ..miałam taki gruby wełniany,równiutko przystrzyżony dywan,z którego w kilka sekund można było igły odkurzyć.teraz są tylko panele,to też żaden problem.
Aaaa,zapomniałabym.Jednego roku za choinkę przystroił się...fikus beniamin i nikt nie narzekał.No to..do następnego "choinkowania".
Na pewno super.Identycznie przyprawiam (plus majeranek)roladę boczkową,przepis z jakiejś kuchni polskiej.Farsz:boczek plus wołowina,ew.mięso z drobiu.
Iwett,sama oceń.Ja pewnie nawet nie kroiłabym śledzi w paski.Jak małe,to i w całości można zrobić.Każdy przepis to jest tylko inspiracja.
Obi,wiem,ze to Twój przepis,ale pozwolę sobie coś doradzić.
Iwett,masz włąśnie tak zwane "zielone śledzie",no,może filety z nich.Możesz postępować jak w w przepisie,tylko,że,skoro są niewielkie,odradzałabym ściąganie skóry,bo i po co???