W przypadku bogatej szlachty lub co zamożniejszych chłopów czy mieszczan tak długi i ścisły okres postu mógł mieć uzasadnienie w dbałości o zdrowie nadwyrężone spożywaniem znacznej ilości tłustych i niezdrowych potraw w trakcie trwania karnawału. Większa część społeczeństwa była jednak biedna. Czym więc wytłumaczyć niezwykły pociąg do umartwiania ciała i odmawiania mu przyjemności, a nawet zaspokajania wydawałoby się zwykłych potrzeb takich jak wzmacnianie ciała codziennymi wystarczającymi pod względem wartości odżywczych. Ma on oczywiście głębokie uzasadnienie w chrześcijańskim dualistycznym traktowaniu człowieka jako istoty złożonej z doskonałej duszy i nieczystego, grzesznego, ulegającego pokusom ziemskiego świata ciała. Pozbawienie człowieka materialnych rozkoszy było więc skuteczną metodą zwrócenia jego uwagi w stronę duszy, przypomnieniem o obowiązku zaspokajania jej potrzeb, w efekcie prowadzącym do wewnętrznego oczyszczenia i wejścia na drogę zbawienia.
Przed wprowadzeniem chrześcijaństwa posty, jeśli w ogóle je przestrzegano, na pewno nie występowały na terenach dawnej Polski w obfitości. A po nakazie obowiązkowego stosowania się do nich niemało kłopotów miały władze kościelne i świeckie z ich wyegzekwowaniem. Naturalna niechęć człowieka do unikania wszelkich cielesnych nieprzyjemności owocowała nagminnym łamaniem odgórnie nakazanych wyrzeczeń. Kronikarz Dietmar donosi, że Bolesław Chrobry musiał zastosować specjalne prawo srogo karzące delikwentów, którzy ośmielili się złamać prawo postu po siedemdziesiątnicy. Kto się tego wykroczenia dopuścił, narażał się na karę wybicia wszystkich zębów.
Czym dalej w epokę staropolską prowadzą nas wieki, tym więcej dni "suchych" odnajdujemy w kalendarzu. W XVI wieku poszczono już w każdą środę, piątek i sobotę. Również gdy modlono się w szczególnej intencji, wybierano dzień, w który poszczono przez kolejne dziewięć lub dwanaście kolejnych tygodni. Wigilie świąt co ważniejszych patronów upływały pod znakiem wstrzemięźliwości w spożywaniu posiłków. Rzecz jasna "suszono" również w okresie adwentu oraz Wielkiego Postu. Nasuwa się przypuszczenie, że byliśmy najbardziej wstrzemięźliwym narodem w Europie. Niektórzy nazywali tę szczególną skłonność Polaków do samoudręczania "szaleństwem suszenia". Ale ponieważ kraj był rybny, nic im to nader częste poszczenie nie szkodziło. Zajadali się nawet ogonami bobrów, wychodząc z założenia, że i bóbr ryba, skoro w wodzie pływa.
Bibliografia:
Zadrożyńska Anna Powtarzać czas od początku, Warszawa 1985