Mak musi być koniecznie miodowy, słodki słodyczą upalnego pszczelego lata, a nie chrupiący pospolitym cukrem. Umiarkowanie bakaliowy i z koniecznie ulubionymi ingrediencjami. Z preferencją migdałów i orzechów laskowych zamiast włoskich. Z rodzynkami raczej niż figami i suszonymi morelami. Z kremową śmietanką dodaną do makowej masy. Całość udekorowana cieniutkimi świeżo upieczonymi złotymi łamańcami, powtykanymi w mak tuż przed podaniem odurzającej misy.
Mak zalać wrzątkiem i pozostawić na noc. Następnego dnia gotować na małym ogniu aż da się rozetrzeć między palcami. Dokładnie osączyć na sicie. Zmielić 3 lub 4 razy przez sitko o średnich oczkach lub 2 razy przez sitko o drobnych oczkach. Wymieszać z miodem rozpuszczonym wraz z masłem. Dodać spirytus, śmietankę, cukier puder, wcześniej namoczone i odsączone rodzynki, orzechy skórkę pomarańczową oraz aromat. Dokładnie połączyć składniki.
Mąkę posiekać wraz z cukrem pudrem i zimnym masłem. Dodać żółtko, śmietanę. Szybko zagnieść miękkie ciasto. Podsypując mąką, cienko rozwałkować. Wykrawać podłużne ciasteczka. Piec na słomkowy kolor w piekarniku nagrzanym do 160 stopni.
Tuż przed podaniem łamańce powkładać do masy makowej.
Najkruchsze oczywiście tuż po upieczeniu. Najsmaczniejsze w temperaturze pokojowej.
Połowę masy makowej można użyć do klusek z makiem.