Drożdze rozetrzeć z łyżką cukru, zalać ciepłym mlekiem (ale nie gorącym! wysoka temperatura zabija drożdże) i wymieszać z ok. 6-8 łyżkami mąki. Rozczyn przykryć czystą ściereczką i pozostawić do wyrośnięcia w ciepłym miejscu.
Rozpuścić masło na małym ogniu. Do rozczynu dodać mąkę, sól, resztę cukru, wbić jajka i dokładnie wymieszać. Dosypać tyle mąki krupczatki, żeby ciasto było bardzo miękkie, ale nie kleiło się prawie do rąk. Wlać rozpuszczony, przestudzony tłuszcz i wyrobić.
Ja jestem nieco leniwa więc wyrabiam ciasto tylko do połączenia skłądników. Dlatego daję nieco więcej drożdży niż potrzeba na taką ilość mąki. Cierpliwi mogą oczywiście użyć nieco mniejszej ilości drożdzy i trochę dłużej czekać na wyrośnięcie ciasta :)
Kulę ciasta należy pozostawić pod przykryciem aż podwoi swoją objętość, zagnieść ją lekko i odcinać kawałki ciasta równej wielkości, formując z nich okrągłe maślane bułeczki. Następnie ułożyć na natłuszczonym papierze do pieczenia, posmarować rozbełtanym jajkiem i posypać makiem. Zostawić do podrośnięcia.
Ponieważ jestem niecierpliwa, wstawiam blachę z bułkami do piekarnika i ustawiam temperaturę na 50 stopni z grzałką górną i dolną, a po 15 minutach na 200 stopni i piekę aż bułeczki będą rumiane.
Są bardzo dobre jeszcze ciepłe i zachowują świeżość następnego dnia. Najlepiej smakują z masłem i dżemem. Bardzo dobre są też z masłem i żółtym serem, ale wtedy trzeba pamiętać, żeby nie dodawać do nich więcej niż 3-4 łyżki cukru.
Smacznego.