No suuper, choć nadzienia faktycznie za dużo. Ja daję płaską łyżeczkę. Ale poprzez ćwiczenie dochodzi się do wprawy, prawda? Długo się chyba nie ostały, co? Trudno się im oprzeć. :D
Oto moje: wczorajsze wypieki, bez lukru, z powidłami i suszonymi śliwkami. Pyszne. Polecam.
Fajne wyszły, puszyste i żółciutkie - z jaj wiejskich, nadziałam powidłami z siekanymi śliwkami suszonymi (moczonymi w spirytusie). Troszkę zbyt dużo farszu wpychałam i pękały w piekarniku. Jeszcze parę mam, bez lukru, i cyknę moim starym telefonem fotki, ale pewności nie ma czy będę mogła je zgrać na dysk - nie mam łącza (kabelka). Zrobię co będę mogła, by dodać jeszcze jeden dowód, są tego warte. A utrafiłaś z tą Samosią w samo sedno - samiutka walczę w kuchni, "domu i zagrodzie". Pozdrawiam.
Dziękuję za pozytywną opinię. Szkoda Samosiu, że nie zamieściłaś zdjęcia... Byłby kolejny naoczny dowód, że pieczone pączusie są super
Pyszne ciasto i genialny sposób pieczenia, dla mnie ideał pączkowy. Ciasto bardzo "czepialskie", ale dałam radę. Dopracuję jeszcze nadziewanie, by nic nie wypływało i będzie super. Piekłam ok. 5 min. w 200 stopniach z termoobiegiem i ok 10 min w 180 góra/dół, bez termoobiegu. Pod koniec przeniosłam blaszkę na niższy poziom, by nie spalić wierzchu. Wielkie dzięki za przepis i wyjaśnienia. Polecam wszystkim Łasuchom.
Kochana, doświadczenie mnie nauczyło, że dawne przepisy (a ten taki jest) modyfikowane do nowoczesnych realiów, tracą jednak sporo na jakości. Możesz spróbować, ale ja już nie przerabiam. Wszak pączków nie je się codziennie, a i naukowcy też swoje opinie zmieniają. Ostatnio słyszałam, że z tym cholesterolem zawartym w żółtkach, to nie do końca jest tak, jak sądzono. Do wszystkiego trzeba podchodzić zdroworozsądkowo. Do rozmaitych badań naukowych lub pseudo (na potrzeby różnych korporacji) też.
Na przykład - jeszcze do niedawna margaryna, wg badań, była jedynie słusznym tłuszczem do pieczywa itp. a teraz jest rakotwórcza... Zmienia się to jak w kalejdoskopie. Trzeba do wszystkiego z dystansem.
Jak mawiała moja babcia - wszystko można, tylko z wolna i ostrożna. Dzięki temu żyła 94 lata. Mój sąsiad w lutym kończył 90 lat, a jak go znam od lat, to niczego sobie nie odmawiał w życiu. :D
Dzisiaj sa tak samo puszyste i swiezutkie jak wczoraj, nikt nie wierzy, ze to z piekarnika.Troche przeraza mnie ta ilosc zoltek( cholesterol, nadcisnienie) nie mozna by tak z polowy?
No, to pierwsze koty za płoty, hehehe
A wyglądają tak apetycznie, że chyba się udam do kuchni i napiekę nowych. Normalnie mi ślinka cieknie
Ja też się przerzucam na pieczenie.
Pieczone paczki sa przepyszne.Zrobilam jednak blad i po 5 minutach przewrocilam je i troche stracily "fason"( po pierwszym komentarzu tak zrozumialam) co nie zmienia faktu, ze sa wysmienite.Zadne buleczki (inne przepisy sugerowaly, ze pieczone paczki to nic innego..... tylko buleczki)Tutaj pyszne paczki.
Dziękuję, wiem już jak piec i zrobię to wkrótce. Od dawna mnie kusiły (zniechęcała mnie cena Planty, u nas ponad 5 zł za 20 dkg). Pozdrawiam serdecznie.
A więc dla usunięcie wszelkich wątpliwości...
Pączki ułożone na blasze, na papierze do pieczenia i już nie ruszane. W piekarniku blacha umieszczona w połowie wysokości. Pierwsze 5 minut na normalnym termoobiegu w 200 stopniach. Drugie 5 minut z włączonym podgrzewaniem dolnym w 180 stopniach i kolejne 5 minut bez termoobiegu na grzaniu góra+dół bez zmiany temperatury.
Zaznaczam, że był to eksperyment i być może coś tam jeszcze pozmieniam przy następnej okazji pieczenia, bo już chyba przejdę na tę formę przygotowywania pączków.
Chociaż były tak pyszne (chyba jeszcze lepsze, niż smażone, bo wyszły jakby bardziej puszyste), że może już tak zostawię. Wszak lepsze jest wrogiem dobrego.
Myślę, że o wiele zdrowsze są takie pieczone. Zaoszczędziłam również na tłuszczu (który przy tych pączkach jest u mnie najdroższy - ponad 20zł), jak i czasie. Każdą porcję pączków trzeba smażyć 6 minut. A tu wszystkie zajęły mi tylko 15. I nie musiałam przy nich stać cały czas.
Gdzieś mi ktoś zarzucił, że to takie "maślane bułki" Zapewniam, że nie. Ciasto na pączki jest luźniutkie w konsystencji. Trzeba dobrze omączonymi rękami je lepić, by się nie kleiło do rąk. Takie być musi. I te pieczone pączusie są takie delikatne, puszyste i pyszne, jak te smażone. Choć wczoraj zauważyłam, że można zjeść ich więcej, niż smażonych, co może akurat nie jest zaletą, hmmm...
Gratuluję pomysłu i podziwiam efekty. Czy ten śliczny pączek był odwracany w czasie pieczenia (2 x 5 minut - tj. każda strona po 5 min), w foremce czy na pergaminie? Kiedyś sama wypróbuję ten super sposób. Pozdrawiam.
Witam wszystkich łasuchów pączkowych, którzy tu zajrzą.
Dzisiaj katastrofa, która na dobre się obróciła. Dla zdrowia.
Otóż nigdzie w miasteczku mąż wczoraj nie dostał planty, na której mam zwyczaj pączki smażyć.
No i co? Tłusty czwartek bez pączków? Nie poddałam się i pączusie... upiekłam. Na termoobiegu w 200 st. C, 2 x po 5 minut i jeszcze 5 minut na dorumienienie w 180 st.C. góra/dół bez termo.. Dlatego tak śmiesznie, bo to był eksperyment i nie wiedziałam co i jak. Ale wyszły urody przecudnej i smaku też. Polecam.
No właśnie. Przepis znowu pójdzie w ruch. Cieszę, że smakują. Nie może być inaczej. Zanim przepis trafił w moje ręce przećwiczyłam kilka innych i nigdy nie byłam w pełni zadowolona.
A ten - rewelka!