Rewelacja. Zrobiłam 3 dni temu- już dziś jest pyszna(do każdego słoja dołożyłam jedną czuszkę).Na pewno przygotuję takie na zimę zapasteryzowane.
Ja mam zawsze składniki w lodówce. Jak się trafią niespodziewani goście przygotowuję ją w 5 minut. Zawsze jest smaczna)))Podpatrzyłam ją w pobliskiej knjapie rybnej. Bezwstydnie przyznam się, że zapożyczyło ją ode mnie mnóstwo znajomych. Smaczne, oryginalne i szybkie))
Ta zupka smakuje najbardziej ze świeżych, ogrodowych, własnych warzyw..Te kupione w warzywniakach lepiej zawsze troszkę odmoczyć-nie za długo. Stracą trochę witamin, ale straca o wiele więcej azotynów.Poza tym należy zawsze odciąć kawałek od jednej i drugiej strony. Tam naogół zbiera się najwięcej związków azo(ty)towych.
Pewnie,że to niskokaloryczne. Do tego zdrowe dla serduszka.Makrela jest tłustą rybą, ale tłuszcz rybi wprost odżywia serce, a na dodatek odchudza.
Zawsze jadłam mnóstwo ryb,ale najczęściej słodkowodnych. Teraz odkryłam( z konieczności)ryby morskie. Świeża makrela smakowo i pod względem wartości odżywczych to prawdziwa perełka!
Czy mogą to być każde rzodkiewki?Czy jakiś szczególny gatunek?No bo chyba te waciaki, które są obecnie w sprzdaży nie nadają się?Czy można je dłużej przechowywać?
Sama zamieściłam kiedyś przepis na kołduny(i niebacznie go skasowałam, a teraz próbuje odtworzyć)).Ktoś mi tam wtedy dopisał, że kołduny powinny być jakby obtoczone lekką warstwą łoju. Mięso ma być tylko lekko tłuste. Wtedy dopiero powstaje ten niepowtarzalny efekt pękania w ustach.
Pamiętam go i ten smak, bo miałam radosc próbowania ich w samym źródle, czyli na Litwie.
Przepis mam od śp. niani z Litwy, ale tych szczegółow nie znałam, to dzielę sie teraz z tobą Bahusie i innymi smakoszami prawdziwych kołdunów.
All..piekne!!!Uwielbiam tatara.W każdej postaci i w rożnych odmianach.A ten jest tak efektowny i na pewno smaczny, ze już lecę do sklepu po wołowinkę))
p.Michał też trzyma długo, ale ja się "bojam", i wypróbowałam,że dobra jest i po kilku dniach.Po tygodniu lub więcej na pewno lepsza.
Mam dodawała do środka jeszcze marchewke. Zalewała naogoł bulionem, do sosu dodawała cebulę, a potem zaprawiała śmietaną. Ja dodaje jeszcze na koniec ok 2 ząbki czosnku i zalewam rosołkiem wołowym z kostki.A co tam.Ale to to samo danko tylko w różnych częściach Polski istniały jego modyfikacje.
Ja też je mile wspominam.Robiła je moja mam. Babcia chyba(to były wojenne czasy) nie za bardzo miała mozliwości.Choć nauczyła ich moją mamę.
U nas w domku nazywało sie je zrazami wolowymi-zawijanymi.Podawało się z kaszą gryczaną i sałatką z ogórków kiszonych i cebuli.
Leszcz to wg mnie jedna z najbardziej smacznych ryb.No to co, że ościata!
Poza tym (przy odpowiedniej obróbce)lekkostrawna.
znam takich, co wyleczyli się(wg wskazań lekarza) jedząc zupe z leszcza z krwawiących wrzodów żołądkowych.a nie wiedziano wtedy, że powoduje to potocznie mówioąc-helikopter(czyli helikobacter pylori)))
Sorry-wtedy boczku by nie było- logiczne.Ale w smaku na pewno podobne)
Czy to aby nie tzw "gęsi pipek"-klasyczna potrawa żydowska?
Uprzedzałam żeby sie po nich nie całować))Ale tak poważnie to dlatego nie podałam ilości czosnku, bo wiem, że ludzie lubią dawkować go do potraw wg indywidualnego gustu...
Co do jałowca to zostawiam go w słoiku, czosnku też- nie układam na talerzu.Można też wtedy wykorzystać ponownie tę zalewę uzupełniając tylko nieco przypraw.
pozdrawiam.
Tak sie składa, że choć moja rodzina pochodzi z tzw Centrali to wychowywałam się w otoczeniu Wilniaków i Warmiaków. To wspaniali ludzie.Wielokrotnie jadłam i podpatrywałam ich potrawy. Ta sałatka u Wilniaków to clou Wigilijnego menu.
Pamiętam, że układali składniki tej sałatki w pasach, jeden, koło drugiego.Potem grzebali sobie po półmisku i nabierali, jak leci)))a jakie pieśni śpiewali. No, bo oczywiście Wigilia nie była u nich bezalkoholowa))