W Dzień Kobiet nic nie zrobię - przewrotna deklaracja nielubienia Dnia Kobiet
Halo, Panowie, czy są tu jacyś Panowie? Nie chowajcie się za ekranami monitorów, wystawcie swoje awatary na światło dzienne - Panie czekają.
"Na kwiaty?" - spytacie z żartobliwym błyskiem wyrachowanej naiwności w oku, mając nadzieję na smaczny poczęstunek u boku ukochanej, która z wdzięcznością przyjmie różę, goździka lub czekoladkę firmy....... piiiiiiiiiiip (cenzura, przecież nie mamy w tym artykule sponsorów).
No, chyba jednak nie na kwiaty panie czekają. Czego one tam właściwie pożądają tego 8 marca... Wariant najmniej optymistyczny zakłada, że pani nie czekają już... na nic. Kwiatom parę dekad temu przylepiono na biedne główki metkę komunistycznego przeżytku. Bombonierka też nie na rękę (raczej jakby w łapę i na dodatek w ramach bliżej nieokreślonych przeprosin za okres od ósmego do ósmego).
A może by tak, co prawda bez dyndającego do góry nóżką goździka, ale jednak sztandarowo - rajstopki! Cielisty obiekt pożądania każdej damskiej łydki zamknięty w kilkunastu centymetrach kwadratowych kartonowego opakowania z dziurką na odcień. Zgroza...
A można przecież inaczej!
Nóżki do góry dziewczyny! Postawmy święto 8 marca do góry nóżkami! Niech panowie piorą, gotują i zajmują się dziećmi. Podlewają kwiatki, latają na zakupy, szorują podłogi, a my w nogi... na pedicure, do kosmetyczki, do kina z inną solenizantką damskiego święta, na basen lub rolki. Cóż z tego, że potem przyjdzie nam:
- wszcząć natychmiastowe dochodzenie mające na celu zlokalizowanie dziecka, któremu mężczyzna naszego życia niechcący podprowadził portki, odbierając własnego potomka z pobliskiego przedszkola (portki nie były podpisane grubym jaskrawym markerem na prawej stronie tuż poniżej szeleczek, więc zwyczajnie się pomyliły, ale oddać trzeba)
- gdy już oddamy gacie zbulwersowanemu małoletniemu właścicielowi: uratować całkiem zalane wodą rośliny, które rzewnymi łzami obsikały: kanapę, "Balladyny i romanse" pożyczone wczoraj z biblioteki, świnkę Chrumcię mieszkającą pod kuchennym parapetem w przestronnej klatce wyściełanej (lekko wilgotnym) siankiem, oraz kilka mniej istotnych drobiazgów, do których należy na przykład historyczna półeczka z czarnego dębu pod radio - odziedziczona po cioci Klementynie, oraz radio rocznik 2009
- przełknąć wiotkie i anorektyczne frytki z piekarnika podane do jajka sadzonego na oleju (mogło być gorzej, bo bez jajka)
- z pieśnią na ustach ruszyć do dalszego sprzątania, a następnie udać się na supermarketu, aby zrealizować listę zakupów raz już zrealizowaną przez mężczyznę, który niestety zamiast pozycji nr 2 zatytułowanej dwa pory, nabył dwa wory (ziemniaków, fasoli lub jabłek - proszę wybrać odpowiednie...)
- i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej...
Czy wpisuję w wyżej opisany wyimaginowany schemat postrzegania dnia kobiet przez kobietę? Czy jako średnio zrednio zadbana, średnio wykształcona i średnio zadowolona z pracy i życia w ogóle mam prawo oczekiwać czegoś więcej z okazji dnia kobiet? Pewnie tak, ale właściwie co złego jest w rozmowie z rozbawioną mamą przedszkolaka bez spodni, w suszeniu mokrej czupryny Chrumci suszarką do włosów i w przerabianiu dwóch worów kartofli na frytki w okresie od 9 do 31 marca...