Świątki, gody...
W dawnej Polsce Boże Narodzenie nazywano Godami lub Świątkami. Obchody przypadały na miesiąc najdłuższych nocy, czas gdy plony zebrane z pola są już pieczołowicie złożone pod dachem i można pozwolić sobie na ucztowanie w licznym gronie.
Chrześcijańskie obchody Bożego Narodzenia datowane są na IV wiek naszej ery, jednak etnografowie dopatrują się w nich związków z rzymskimi uroczystościami ku czci Saturna - bóstwa jesiennych zasiewów. Czas Świątków wypadał w okresie, w którym wiele ludów obchodziło uroczyście dzień narodzin boga słońca.
To właśnie narodziny Dadźboga czyli Swarożyca przypadały na koniec grudnia, gdy zaczynało przybywać dnia. Wierzono, że po jesieni, w czasie której traci siły i władzę, co powoduje, że ukrywa się gdzieś na uboczu, odradza się co roku w czasie przesilenia, przynosząc ziemi hojne dary i wyzwalając ją na wiosnę z władzy ciemności.
Przesilenie zimowe to czas narodzin bóstw
Ludy rolnicze w szczególny sposób czciły w dniu przesilenia zimowego swoich bogów słonecznych. Sumerowie i Babilińczycy mieli swego Tammuza, Egipcjanie Horusa, Frygijczycy Attisa, a Persowie Mitrę. Co ciekawe, w niemal wszystkich wierzeniach narodzinom boga świata i prawdy towarzyszyło niebezpieczeństwo, wynikający z próby jednoczesnego zgładzenia go przez konkurentów do tronu i władzy. Dlatego ich matki musiały ukrywać się przed światem, a miejsce poczęcia wybrańca wskazywały gwiazdy. Wierzono, że do narodzin dochodziło w jaskini będącej symbolem nocy i zimy. To z niech wyzwalał się następnie bóg słońca. Opowieść o bogu nowo narodzonym bogu Krisznie wykazuje wiele podobieństw do biblijnej rzezi niewiniątek. Podobno podczas narodzin Kriszny śpiewały chóry anielskie, a matka, która poczęła go w podziemiu, musiała uciekać z dzieckiem przed prześladowcą, królem Kamsą, który nakazał uśmiercić wszystkich chłopców poniżej lat dwóch. Kriszna jednak ocalał, a ocalonemu lud przynosił dary. Warto pamiętać, że w wierzeniach Indii Kriszna był wcieleniem boga Wisznu, a obaj związani byli z pradawnym kultem słońca.
Podobnie jak Kriszna, Budda przyszedł na świat w grocie, nad którą błyszczała jasna gwiazda. Zeusa matka powiła w grocie mieszczącej się na Krecie, a zaraz potem, uratowała go przed Kronosem, który jedno po drugim pożerał swoje dzieci, aby w przyszłości nie odebrały mu władzy. Reja podała Kronosowi do połknięcia kamień owinięty w pieluszkę, dzięki czemu Zeus ocalał i sięgnął po tron, strącając z niego ojca. To właśnie w grudniu obchodzono na Krecie święto ku czci Zeusa.
Również i perski bóg Mitra narodził się w grocie, która później w pięknej tradycji chrześcijańskiej przerodziła się w stajenkę.
Wieczerza wigilijna łączy świat i zaświat
Wigilijna wieczerza jest kontynuacją tradycyjnych uczt naszych przodków. Z jednej strony pełniła kiedyś prostą funkcję towarzyskiego spotkania, z drugiej była ukłonem ku związkom ze światem zmarłych. Wróżono sobie o przyszłym urodzaju, a nawet życiu, ale przede wszystkim oddawano hołd tym, którzy odeszli. Puste miejsce, które dziś zostawia się dla niespodziewanego gościa (nierzadko licząc w duszy na to, że jednak nie nadejdzie i nie zakłóci spokojnej rodzinnej atmosfery), kiedyś dedykowano zmarłym. Z tego też powodu każdy, kto chciał zająć puste miejsce, był zobowiązany dmuchnąć, zanim na nim siądzie. Bywało, że w niektórych regionach słowiańszczyzny obok stołu dla żywych, zastawiano też stół dla zmarłych i otwierano szeroko okna, aby duchy mogły swobodnie przybywać na wieczerzę, a po skończonym posiłku, opuszczać izbę.