Pióro lekkie, czyta sie znakomicie, ale... zawsze jest jakieś ale... mój patriotyzm lokalny, czyt. polski, poczuł się mile połechtany (to z okazji wygranej w finałach na międzynarodowych włościach) natomiast reszta mi nie do końca smakuje (skoro jestesmy na stronie kulinarnej zastosuję adekwatne do niej słownictwo). Lot samolotem zapachniał mi francuskim winem, ale to "ciasteczko" jakby go zmąciło. Potem było realistycznie, aż do bólu, jak po zjedzeniu kwaśnej cytryny... potrafię zrozumieć, że jedzenie w kampusie Wam nie odpowiadało (podobno takie "plastikowe" jedzenie tam podają) ale dla chcącego... Jakże w tym momencie przydała by się szczypta słodkiej wanilii w postaci opisu jakiejś miłej knajpki, ktorej w tej miejscowosci napewno nie brakuje, z opiesem , dowcipnym i błyskotliwym - jaką tam dobrą (i miejscową) potrawę spróbowaliście... A tak nawet ta polska pomidorowa z keczupu, nie zrównoważyła tego dziegdziu w miodzie. Jesli chcesz kpić, zdobądź się na wysiłek i bądź bardziej bezstronny, w Stanach je sie nie tylko takie "paskudne jedzenie", a polskie jadło też bywa mało wysublimowane. Kpiarsko - humorystyczny ton nie zawsze zapewnia równowagę smakową...
Pewnie będę jedyną osobą, która doda troche soli i pieprzu do tej potrawy, ale bez nich niektóre potrawy po prostu są niejadalne :)
Serdecznie pozdrawiam i głodna czekam na dalsze dania...
I powiedzcie mi jak to jest że co drugi młody człowiek marzy o "szikago" a jak sie już niedaj Boże tam znajdzie to tęsknota za prawdziwym polskim chlebem przewyższa chęc zarabiania dudków na ten amerykański. Marengo nie jestem wielką patryjotką ale jestem dumna z polskiego smaku, (a kuchnie kaszubska sląska poznańska krakowska sa przerózne ) z polskiej tradycji i swiadomości kulinarnej, no i z Ciebie:)))
A ja stawiam na kazde polskie danie, ktore zrobi w danym kraju furore ;) W Anglii udalo mi sie oczarowac Anglikow aromatycznym rosolem i niezwyklym lekarstwem na kaszel jakim byl syrop z cebuli ;) Dlatego jestem naprawde dumna Marengo,ze oczarowales Amerykanow nasza pomidoroweczka ( mniam ) no i ze zajeliscie 1 miejsce w finalach Odysei!
P.S. Te doswiadczenia z francuskim ''ciasteczkiem'' tez sa bardzo cenne, bo coz, nigdy nie wiadomo gdzie nas los rzuci...
Dziekuje i pozdrawiam :)
Marengo, jak dobrze, że Cię mamy. Gratuluję wygranych finałów, życzę dalszych wyjazdów i kolejnych podbojów kulinarnych. Czemu Ci tego życzę? Dobra...będę szczera - chcę żebyś pisał, dalej i wiecej i jeszcze więcej... :-) Póki co dziękuję za powyższe i pozdrawiam :-)
Z przyjemnoscia przeczytalam Twoj kolejny atrykul, tym razem na temat kraju, w ktorym mieszkam od 23 lat. Troche przypomina mi on wypowiedz mojej ciotki, ktora lata temu poleciala wlasnie do North Caroliny odwiedzic swoja corke (moja kuzynke), ktora mieszkala w jakiejs wsi zabitej dechami, ktorej nawet nie bylo na mapie samochodwej stanu NC. Ciocia, a bylo to na dwa miesiace przed moim wyjazdem do Nowego Yorku, krotko stwierdzila: "gdzie ty jedziesz, tam nawet nie ma chleba tylko jakas wata" jakiez bylo moje zdziwienie, kiedy wlasnie po przylocie do NY nie moglam sie najesc roznych przepysznych gatunkow chleba. No coz widocznie z widzeniem innego kraju, bo nie tylko Ameryki jest tak jak z zakochana dziewczyna, ktora patrzy i widzi to tylko to co chcialaby widziec. Potem po slubie wzrok sie zaostrza i zaczynaja przeszkadzac rozrzucone brudne skarpetki i niedomyte uszy meza :)))
Niemniej artykul bardzo interesujacy i niezaprzeczalnie napisany wspanialym piorem - Gratuluje i ciesze sie niezmiernie, ze kolejny talent zasilil szeregi Wielkiego Zarcia. Z pozdrowieniami - maryla
Marengo, gratuluje :) super napisane .... pisz, pisz ...bo pieknie sie czyta takie opowiadania :)))
Bardzo dziękuję za pochlebne recenzje, to jak miód (z kutii) na serce. Mam na tapecie kolejny artykuł, tym razem z przedziwnych kulinarnych doswiadczen za Oceanem. Cierpliwości, przed czwartkiem powinien znaleźć się na stronie. Jeszcze raz dziękuję za duchowe wsparcie! Marengo
Bardzo mi się spodbał Twój artykuł. Bo coraz częściej mam wrażenie, że dla ludzi Święta stały się czasem, w którym wydają coraz więcej pieniędzy na nikomu nieprzydatne prezenty, a gotowanie czegokolwiek to problem wprost gigantyczny - najważniejsze i tak jest to, że nie muszą iść do pracy... A jak w środku listopada widzę przed supermarketami choinki... Komercyjność Świąt jest po prostu straszna! A ja wolę zjeść niekoniecznie świetnie przyprawiony barszcz. Bo Święta z torebki to nie dla mnie!
Refleksja w tekscie bardzo trafna na nasze zabiegane życie.Warto celebrować ten czas przedświątecznych przygotowań!Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt.
Już dawno nie natknęłam się na tak świetny tekst. Marengo, trafiłeś w samo sedno. Szkoda, że tak mało Ciebie z nami... np. na forum :-). Czekając na następne, wspaniałe teksty z życzeniami rodzinnych, radosnych i smakowitych świąt - Emila.
Kurakowo2 - masz racje, trafił sie nam Perełek :)))) Ja tez z dużą ciekawością czekać będę na następne artykuły Marengo, lekkie ciekawe pióro :))) Dzięki za mozliwość zatrzymania się w tym biegu codziennosci...
No własnie: rozkoszna powolność kuchennych starań! To trzeba mieć na uwadze.Coś mi sie widzi,że producenci fastfudów i pólfabrykatów idą ręka w rękę z producentami telewizyjnymi, bo to jest tak: spożywka produkuje i reklamuje w telelewizorni, żeby telewidz kupił i miał czas oglądać, a oglądając je i gna szybko do marketu po NOVE, które mu własnie zareklamowali i spieszy się, żeby zdążyć na kolejny serial, w czasie którego dowie się, że najlepiej przyprawiony jest właśnie TEN biały/czerwony barszcz. I dlatego nie ma czasu na clebrację CZASU w kuchni :) Świetny artykuł!
Potrawy nalezy przyrzadzac z sercem, niech bedzie ich mniej na stole, ale musza byc przygotowane starannie a nawet powiem dopieszczone, wtedy czujemy ten smak, aromat i szczescie, ktorym dzielimy sie z najblizszymi :o)