Nie odkryłem spaghetti, ani nie wymyśliłem patelni z pryskającymi na wszystkie strony pomidorami, ale oto moja wlasna wersja spaghetti z Neapolu;) Podobna do tysięcy innych, niestety tamtych nie pamiętam, a tą zrobiłem przed chwilą:D
Zatem bierzmy się do roboty:
1. Gotujemy osoloną wodę na produkt eksportowy Włoch i postępujemy wg. przepisu na opakowaniu.
2. Rozgrzewamy patelnię, w międzyczasie szatkując na drobne czosnek (wyciskany jest niefajny) oraz cebulę na cieńkie krążki.
3. Myjemy i szatkujemy świeżą bazylię, rozbijamy migdały na drobne, jeżeli są w całości.
4. Na rozgrzaną patelnię z oliwą - najlepiej jakąś w miarę smaczną - wrzucamy poszatkowany czosnek, cebulę, bazylię, sezam, migdały i posmażamy to wszystko do szklistości i miękkości cebuli i czosnku uważając, by się nie przypaliło.
5. Na koniec okraszamy to sosem pomidorowym, doprawiamy solą, pieprzem, ew. jeszcze bazylią i szczyptą oregano, czekamy aż wszystko to ze sobą razem dojrzeje na małym ogniu.
6. Napełnione talerze przystrajamy ładnie gałązkami bazylli i wcinamy grzecznie spaghetti;d
Oczywiście, można dowolnie modyfikować takie danie - nie dodając w ogóle pomidorów, zwiększając ilość składników, np. nerkowce, pinie bądź pesto...
Użyj wyobraźni:)
Smacznego!