Uwielbiam chrupiące ciasteczka imbirowe kupowane w jednym ze szwedzkich popularnych sklepów meblowych ( ;) bez kryptoreklamy, oczywiście). Robiąc z mamą jak co roku pierniki, po dokonaniu kilku modyfikacji odtworzyłyśmy ciasteczka, które do złudzenia przypominają pyszne, chrupiące, aromatyczne smakołyki. Zrobiło się świątecznie, pachnąco i pomarańczowo. Pomarańczowo, bo dodałyśmy aromatu, żeby było jeszcze piękniej. Mąkę trzeba przesiać z sodą i usypać kopczyk. Zrobić dołek. W garnku gotujemy miód z cukrem białym, brązowym i przyprawami. Po zagotowaniu zdejmujemy z palnika i odstawiamy (np. na balkon) żeby przestygło. Wlewamy do dołka w mące, dodajemy roztopioną (nie gorącą) margarynę, jajko i wyrabiamy, na koniec dodajemy kilka kropel aromatu i dokładnie go zagniatamy w ciasto. Ciasto powinno mieć piękny piernikowo-brunatny piegowaty kolor i być apetycznie błyszczące. Rozwałkowujemy porcje ciasta (ciągle pod ręką mamy mąkę na pruszenie powierzchni) na dość cienkie placki i wykrawamy foremką pożądane kształty. Delikatnie przenosimy wycięte ciastka na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Pieczemy ciastka kilka-kilkanaście minut w temperaturze 150 st. C - będą przy wyciąganiu nadal leciutko plastyczne. Wyciągamy blachę z piekarnika i zsuwamy ciastka razem z papierem np na blat, żeby wystygły i stwardniały na równej powierzchni.
Uwagi:
Należy na blasze pomiędzy ciastkami zostawić przestrzeń, bo nadal nieco rosną w piekarniku.
Najwygodniej jest używać dużych płaskich blach, np takich jakie mogą być w komplecie z piekarnikiem.
Nie lizać łyżki po zagotowanym miodzie z cukrem. O ile język miły...