Dzięki. :)
Ja krótko co do wieprzowiny. W żadnym wypadku psy nie powinny jeść wieprzowiny surowej, gdyż może to grozić zakażeniem wirusem wścieklizny rzekomej (choroba Aujeszkego). Choroba jest śmiertelna i niestety nie ma na nią lekarstwa. Niektóre psiaki lubią różne surowe przysmaki, więc lepiej żeby to nie był ten rodzaj mięsa.
Dżanina masz zacięcie z tym czytaniem od początku :) Co do ziemniaków zgadzam się całkowicie z Tobą. Mam psa alergika i jest to jeden z produktów, który może jeść i chętnie to robi. Gotowane, oczywiście.
Z takiej ilości zakwasu ile żurku wychodzi?
To ile suchej trzeba wziąć na to?
Skąd nazwa 'japoński'?
'Jakoś dłużej' w tym wypadku to przynajmniej 2 miesiące bez lodówki. To, co piszesz, to dla mnie znaczy 'na szybkie zużycie'. :) W rejs zwykłe zakręcenie na gorąco nie wystarczy. Wekuję w szybkowarze i to kilkukrotnie. Dzięki za odpowiedź. :)
Widzę na zdjęciach słoiczki. Czy jakoś dłużej przechowujecie tę konserwę, czy tylko do szybkiego zużycia? Robiłam już wiele razy mięso na rejsy, ale nigdy z dodatkiem warzyw, a zwłaszcza cebuli, bo szybko się psuje i nie uważam takich weków za bezpieczne. Ale ja to robię na długi czas i bez lodówki stoi... Więc jak - długo przechowujecie ten smakołyk?
Piekłam już ciasta ze szpinakiem z kilku przepisów. Aż tak bardzo te przepisy nie różnią się między sobą. Muszę się zgodzić z megi65, że decydujący jest tu krem. Musi być wyrazisty. Dla mnie najlepszy jest mocno cytrynowy.
Ha, to może ja się wybiorę. Po drodze nabędę może jakiś kożuszek. ;)
Z przyjemnością czytam Wasze komentarze, bo przeniosły mnie w dawne czasy, kiedy to 'będąc młodym dziewczęciem' nie musiałam się troszczyć o zbyt wiele... :) Wuzetka kojarzy mi się ze szkołą muzyczną niedaleko trasy WZ, bitą śmietaną i mnóstwem ponczu. Właśnie - ponczu. Bez niego to nie WZ tylko zwykły biszkopt. A WZ była niezwykła. :) Nigdy nie odtworzyłam tego smaku i nie wiem w czym tkwi problem. Może w 'podbarwieniu' wspomnień? Ze współczesnych wuzetek najbardziej zbliżoną do tej sprzed lat wydaje mi się zwykła WZ z warszawskiego SPC. Nie ma tam dżemu bezpośrednio przy kremie, tylko na samym wierzchu, pod polewą. I tak to pamiętam, bo zawsze ten dżem wydłubywałam. :) I pytanie do Was - co z ponczem? Dajecie? I jaki?
Na jakiej wielkości naczynie są te podane proporcje?
Stokrotko skąd cytryny niepryskane - to abstrakcja jakaś. Przecież zanim dotrą do nas, to pewnie kupa już w nich chemii...
Pychotki :) Wypróbowałam na piątkowy obiad w dwóch wersjach - z cebulką i na słodko z zasmażką pierikową (tak mi jakoś pasowała do tej dyni). Najśmieszniejsze jest to, że mąż się zajadał i jeszcze wczoraj wychwalał mnie pod niebiosa (było zebranie rodzinne) jakie to pyszne leniwe kluseczki zrobiłam, ale nie wie, że tam była dynia. Gdyby wiedział - nawet by nie tknął, a tak - proszę jakie wspaniałości. :) Ech... Żebym w kuchni łgać musiała...
Piekłam wczoraj. Dziś smakuje jakby wyjęte dopiero co z piekarnika. :) Dynię miałam tylko makaronową, ale co tam - starłam ją na tarce jarzynowej i pięknie wyglądają takie wiórki pomarańczowe na lekkim piernikowym brązie. Wilgotność i korzenność - czyli to, co uwielbiam. A przy tym proste wykonanie i delikatne dla żołądka (co w mojej rodzinie ma znaczenie). Cudo. Wchodzi na stałe do repertuaru. :)
Wkn - tak sobie pomyślałam właśnie o tym 'charakterze' skórek. :) Zbyt wyrywna do obierania to ja nie jestem i raczej się nie piszę na dwie wersje...