Kiedy zima w kalendarzu
o śniegu dzieci marzą,
o białej puchowej pierzynce
by napadało jak najwięcej.
Ulepią dzieci wielkiego bałwana,
obrzucą śnieżkami panią i pana,
pobiegną na górkę, ciągnąc sanki
by potem zjechać na środek polanki.
Marzną im nosy i marzną uszy,
a śnieżek wkoło tak pięknie prószy,
uśmiecha się bałwan, co nos ma czerwony
i macha witką do czarnej wrony.
Już marzyć nie trzeba, bo zima nastała,
pod śniegiem ukryła się wioska mała
i tylko spogląda ta czarna wrona,
z pod doczepionego bałwaniego ogona.
To takie żarty, dziecięce swawole,
lecz ja jednak myśleć o tym wolę,
że to ta wrona, co była sama
zrobiła psikusa - wronę z bałwana.