Przepraszam że odpowiedź dla "kanapki" wstawiam tutaj. W moich przepisach jest sernik z jogurtów "Serniczek dla Tadeusza". Ja dośc często robię sernik z jogurtów bałakńskich. Opada po upieczeniu, ale myślę że gdyby wykorzystac metodę alidab, w kąpieli wodnej, to może nie opadnie.
Oj, podoba mi się bardzo ten wykład. A zapowiada się jeszcze ciekawiej. Poza croisantami, przerobiłam wszytko wymienione pieczywo. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. Ale juz dzisiaj mnie boli głowa, gdzie ja kupię te inne mąki (do bułek i chałek idzie u mnie tortowa).
Jest to prośba użytkowników WŻ o pisanie czarną czcionką a nie na kolorowo.
Przepis wygląda na bardzo apetyczny. Ale jeszcze jedno małe ale, ile to jest 2 śmietany kremówki i 2 słoiczki musu (jakiej pojemności)?
Z uwagi na zastosowany kolor tekstu, jest on zupełnie nieczytelny. Już kikakrotnie, na forum, były prośby aby tekst był koloru czarnego.
Ja dawałam na spód surowe ziemniaki, pokrojone w plasterki (niezbyt cienkie). Spód posmarowałam odrobinką masła.
A jakiej ma byc wielkości ten serek, bo są różne?
Przymierzałam się do upieczenia tego ciasta od roku, aż w końcu "dorosłam" do zrobienia go. Obawiałam się czy dam sobie radę z wałkowaniem ciasta , ale obyło się bez najmniejszych problemów. Ciasto wspaniale dało się formowac i co najważniejsze, nie kleiło się. Tak przejęłam się rolą, że oczywiście trochę pomieszałam w przepisie. Na pierwsze ciasto wyłożyłam dżem wiśniowy (niskosłodzony). Stwierdziłam że coś tego jest mało. Odsączyłam słoik wiśni z soku i posypałam na dżem. Cała powierzchnia ciasta była pokryta wiśniami. Kolej przyszła na mak (z puszki, dołożone jedynie 3 żółtka i piana). Niestety, pomiędzy wiśnie wlazło go więcej niż pół porcji. Kolejna warstwa ciasta i kolejne nadzienie. Wtedy doczytałam o wiśniach, których już niestety nie miałam. Pozostał sam mak. Nie czekałam 1,5 godziny na wyrośnięcie lecz tylko pół godziny. I do piekarnika. Pięknie urosło w piekarniku a po wyłączeniu delikatnie opadło (zakalca nie ma). Bałam się wyjąc z blaszki, pomna przestrog że dżem może wypłynąc. Nic nie wypłynęło, a ciasto jest przepyszne. Pulchne i wigotne , nie za słodkie (odstąpiłam od lukru). Mak wspaniale komponuje się z wiśniami. Będzie to mój numer 1 na święta, których nie wyobrażam sobie bez makowca (do tej pory kupowałam).
Robiłam dokładnie jak w przepisie tzn. bez jajek. Drożdzę rozpuściłam z 1,5 łyżki cukru, a makę ociupinkę posoliłam. Papieru nie trzeba smarować, bo i tak pięknie schodzą. Cukru jest tylko tyle co w drożdżach, ale przecież nadzienie jest słodkie. Zufałam temu przepisowi, gdyż od dawna robię wg podobnego przepisu paszteciki ( są w moich przepisach) i wiem że zawsze świetnie wychodzą.
Wybrałam ten przepis na "chybił trafił". Co prawda napisane w tytule "do barszczu" ale zrobiłam wersję na słodko, z serem. Gdy wstawiałm ciasto do lodówki, to byłam pewna że ono urośnie, tak jak inne drożdżowe z lodówki. Gdy wyjęłam po oznaczonym czasie i ciasto nie urosło, byłam zawiedziona. Ale dzielnie robiłam dalej. Pierwsze sztuki robiłam troszkę większe i posmarowałam jajkiem. Co dwie minuty zaglądałam przez szybkę piekarnika. A one sobie ładnie rosły. Dobrze że zrobiłam większe odstępy między rogalikami. Wyszły piękne, rumiane, pulchne a jednocześnie delikatnie chrupiącez błyszczącą skórką. Następne sztuki już były mniejsze, ale z wrażenia zapomniałam o posmarowaniu jajkiem. Też bardzo ładnie się zarumieniły ale nie są już tak ładne jak na wystawę.
Okazało się że ten przepis jest z serii "trafił" i zapewne z uwagi na swoją prostotę i szybkość wykonania, a szczególnie smak - będzie często gościł na moim stole (w brzuszku).
Pozwolę sobie odpowiedziec za autorkę przepisu. Do masy serowej potrzebne są trzy jajka : żółtka dodajemy do sera, który miksujemy z tłuszczem , cukrem i margaryną. Z białek ubijamy pianę, którą dodajemy do masy serowej i delikatnie mieszamy. Ot i cała tajemnica.
Robię to ciasto z prawie identycznego przepisu. Jedyna różnica to ta, że na ciasto wykładamy najpierw powidła śliwkowe a dopiero na nie pianę i orzechy. Ciasto jest faktycznie pyszne.
No, moja droga, Ty jak już coś wymyślisz i nam tu zapodasz, to aż szczęka opada na podłogę z wrażenia. Niby takie proste, a sama nigdy bym nie wpadła na to żeby tak "usadowic" śliweczki w drożdżowym.
Odpowiem za autorkę przepisu, gdyż sama robię identyczne już od wielu lat. Jajka są w całości - po jednym jajku wbitym bez rozbełatania do jednej bułki. Białko się tak ładnie zetnie a żółtko jest półpłynne. Po prostu pychota.
A ja znalazłam sposób aby te bułeczki aby na drugi dzień też były smaczne. Wkładam je do mikrofalówki (mam taką zwykłą tanią jedynie z grillem) na ok. 2-3 minuty i nastawiam na program: 25%grzanie75%grill ok. 1 - 1,5 minuty i reszta czasu sam grill. Wychodzą znów mięciutkie, z wierzchu chrupiące a do tego gorące. Ale gdy spróbowałam na normalne grzanie to wyszły gorące kule armatnie.