Witam czwartkowo
Czy muszę pisać, że jest zimno? Pewnie nie Ta wilgoć z wiatrem wchodzi w każdą dziurkę.
Pracy mam sporo, ale w tym okresie to u mnie norma. Postanowiłam brać coś ziołowego na stres, bo prawie każdego dnia są jakieś "napięcia". Nie wiem czy to działa czy może mam efekt placebo, ale póki co nie jest źle. Byle do świąt
A skoro o świętach mowa, to zaczęłam się już zastanawiać nad zrobieniem pasztetu. Co roku przygotowuję go wcześniej i zamrażam a potem już zostaje samo upieczenie więc jest mi łatwiej. Wy tez macie takie potrawy, które przygotowujecie z dużym wyprzedzeniem?
Cieszę się, że jutro piątek. marzy mi się spokojny, sobotni poranek...
A póki co - dobrego czwartku
Witam w chłodny i mokry dzionek.
Fajnie, że już rozpoczęłyście świąteczne przygotowania, czyli zaczęłyście "pierniczyć". No ja chyba jakimś odmieńcem jestem, takich pierników typu staropolski, jak też ciasteczek pierniczków nie lubię. Owszem zjem jak trzeba /na bezrybiu i rak ryba/, ale nie przepadam. Już bardziej wolę zwykły piernik, najlepiej taki na szybko upieczony, aby tradycji stało się zadość i taki zawsze staram się upiec na święta /niekoniecznie go potem jem/.
Jeśli chodzi o przygotowania wcześniejsze.
Nie znoszę tego przedświątecznego nawału robót, ja to lubię wszystko zaplanowane, rozłożone w czasie, na spokojnie, wtedy nie ma nerwowej atmosfery. Stąd odkąd mam czas jako emerytka, zawsze już od początku grudnia /czasem koniec listopada/ robię i zamrażam uszka, pierogi i gołąbki. Gołąbki zamrażam tylko zawinięte, a potem siup do rondla i do piekarnika.
Natomiast każdego roku mam dylemat czy uszka i pierogi zamrażać surowe czy ugotowane. Dotąd nie wyrobiłam w sobie przekonania, który sposób lepszy. A Wy mrozicie? i którym sposobem?
A poza tym pandemia szaleje, żadnych ograniczeń nie ma, ludzie noszą maseczki na szyi... i jak żyć?
Znajoma lekarka, pracująca w szpitalu /nie na oddziale covidowym/ już drugi raz złapała covida, bo mnóstwo ludzi dodatnich trafia na odział /sama zaszczepiona, więc przechodzi w miarę jakoś.../.
Pozdrawiam, trzymajcie się zdrowo.
Ja uważam, że szczepienie lub nie to powinna być indywidualna sprawa.
Bo szczepienie przed niczym nie chroni, dalej roznosi się wirusa, bez objawów.
Powinno zacząć się traktować covida jak grypę. I tyle.
My lecimy za tydzień do Nowego Orleanu.
Od końca października, żeby wejść do restauracji trzeba pokazać dowód zaszczepienia albo test.
Gdybym wiedziała, że tak będzie, zrezygnowałabym z wyjazdu. Bo z jakiej racji ktoś przy wejściu ma mieć wgląd do moich poufnych informacji.
W styczniu mamy rejs. Tam trzeba być zaszczepionym oraz przetestowanym przed zaokrętowaniem. Ale to akurat rozumiem, bo to zamknięta powierzchnia i ludzie mają ze sobą kontakt non stop.
Moja zaszczepiona córka złapała covida zaraz po rozpoczęciu roku akademickiego, przeszła łagodnie, poza jednym incydentem oddechowym, gdy pojechała na oddział covidowy, wystraszona, ale po 5 godzinach czekania odpuściła sobie. Potem, już po izolacji, miała tomografię płuc, jest ok.
Jedynie co pod koniec straciła węch i do dziś jej w pełni nie wrócił.
Z tej całej pandemii to jedno co dobre to ludzie zaczęli myć ręce, przestali posyłać chore dzieci do szkoły/przedszkola i sami łazić kaszlący między ludzi.
Mam odmienne zdanie w tym temacie, ale wszyscy nie muszą się zgadzać, ważne, by nie narzucać innym swojego.
Dodam swoje 3gr-e:
1szy-kiedy nasze szczepienia mogą choćby złagodzić przebieg choroby covidowej to warto;
2gi-uznaję zasadę wszyscy w domu albo nikt /ja dla eMa jeździłam 2a razy do Opola/;
3ci-tak, powinny być dobrowolne, chyba że lekarz uzna je za konieczne lub ich zabroni??
Dawkę 3cią może sobie zafunduję, bo nie było źle z poprzednimi
i nie chcę narażać bliskich /mam kilku seniorów/, rodzinka mnie pilnuje /zwłaszcza starsze rodzeństwo/ i dla ogólnego świętego spokoju.
Korzyści z tej afery pandemicznej widzę tak:
trzymamy dystans
dbamy bardziej o czystość /rąk i otoczenia/
rozumiemy więcej, myślimy o innych
Ja kolejne dawki sobie zafunduję tylko wtedy, gdy to będzie konieczne dla mojej wygody.
Nie wierzę w szczepionkę, która chroni przed niczym i jest opracowywana na poprzednią wersję wirusa, a nie najnowszą mutację.
Tak jak na grypę.
W życiu zaszczepiłam się raz, ze względu na zieloną kartę. I więcej na razie nie planuję.
Całą pandemie podróżowałam raz w miesiącu, nawet przeziębienia nie złapałam od marca zeszłego roku. Miałam zatkany nos, ale do kataru nigdy nie doszło.
Maskę noszę tylko tam, gdzie jest to wymagane prawnie, bo szkoda mi czasu na dyskusje i tłumaczenia, moje zdrowie dla mnie ważniejsze niż kogoś obok mnie. Ale jak noszę to uczciwie, a nie pod brodą czy pod nosem.
Przecież na dobrą sprawę szczepiąc się jesteśmy większym zagrożeniem dla małych dzieci i seniorów. Bo możemy przywlec bez objawów, szczepionka w jakiś sposób nas może ochronić i sprzedać dalej tym nie zaszczepionym.
Moja córka miała chrypkę przez jeden wieczór, która jej przeszłana drugi dzień. Żadnych innych objawów. Gdyby nie fakt, że pracuje w laboratorium i nie pozwalają sobie przychodzić bez testowanie w razie najmniejszych objawów przeziębienia (możesz chodzić z katarem, jeżeli test masz negatywny), zrobiła test domowy, wyszedł pozytywny. Dla sprawdzenia zrobiła jeszcze w przychodni taki trzydniowy, też pozytywny.
Duszności dostała pod sam koniec chorowania
I tak może być :(
Powinni opracować taką, która chroni przed zarażeniem, ale to chyba jeszcze nie ten poziom.
Ja mam na sumieniu już 'nosicielstwo ospy - moją starszą siostrę zaraziłam i miała ciężki przebieg, z wysoką gorączką i ...
Po mnie to spłynęło, byłam tuż po szczepieniu /obowiązkowym, w szkole/.
Jesteś pewna, że ospa?
Na wiatrówkę to chyba nie ma szczepienia, chyba że czarna ospa (czy jak tam się nazywa).
Ja oficjalnie nie byłam chora na ospę. Ani na półpasiec. Trójkę rodzeństwa i własne dzieci przeszłam bez niczego. Ale przeciwciała na półpasiec mam (to ten sam wirus co wiatrówka), więc pewnie przeszłam bez objawów.
Ja bym była za przymusowym szczepieniem, gdyby dawało odporność jak polio, gruźlica, na całe życie.
A tak ... wirus mutuje, nie ma szansy na wieczną odporność. Tak jak w przypadku grypy.
I w jednym, i w drugim przypadku groźne są choroby ukryte, które się aktywują pod wpływem wirusa, a nie sam wirus.
To powinna być osobista ocena ryzyka, czy chcę ryzykować zachorowanie, czy wolę postawić na własną odporność, czy też skorzystać ze wsparcia.
Bo teraz to zmierza w kierunku kontroli społeczeństwa. Teraz paszporty i dowody szczepienia, na które się zgadzamy, za chwile dane do dowodu i kod paskowy na skórze.
Tak, ospa - wiatrówka czyli 'wiatrowa.
Ja miałam kilka plamek /pediatra uznał, że mama nie wypłukała dokładnie moich ubranek i dostałam uczulenia , odesłał nas z kwitkiem/.
Wieczorem już była gorączka i bąbelki.
U siory wyszły bąble /nawet pod włosami/ jak wulkany i gorączka mordercza prawie. 6ść lat starsza, miała przechlapane, odporność też zwykle miała mniejszą /ona chorowała na świnkę, ja nie/.
A kody' już mamy od dawna, może nie na skórze ale paskudne /wyglądamy na nich jak skazańcy/ fotki 'bio-metryczne:
od dawna do paszportów
od kilku lat do dowodów
No i Wielki orwellowski Brat czuwa - tylko czy aby na pewno czuwa nad nami
Raczej pilnuje swojej 'trzódki by nie napisać gorzej /krąży już określenie "zaczipowane stado/, oficjalna wymówka to dbanie o bezpieczeństwo.
Ja widzę inwigilację i manipulację , o bezpieczeństwo musimy zadbać sami.
Co do kontroli.
Ja co miesiąc od google maps dostaję raport gdzie byłam, wystarczy że mam włączony internet, nawet nie aplikację. Hotele, restauracje, sklepy. A to mój mąż jest kierowcą i jego telefon robi za nawigację.
Niczego nie ustawiałam, pojawiło mi się samo gdzieś przed wakacjami.
Mój mąż nie ma tego.
Ja nawet kiedyś poobjeżdżałam trochę nieznane okolice a wieczorem dostałam smsa, jak Ci się podobało tam i tam o tej i o tej godzinie
Smosiu a po co zostały wymyślone telefony z różnymi bajerami? Na pewno nie dla naszej wygody
Nieźle, treść sms-ów i rozmów chyba też znają? Na pewno stacjonarne, nawet bez uprzedzania o nagrywaniu.
I tak "psa na łańcuchu wirtualnym trzymają :((
Jeśli chodzi o mrożenie uszek i pierogów to raczej surowe. Chyba, że chcesz od razu je podsmażyć na patelni, wtedy lepiej je ugotować, zanim się je zamrozi.
Ja też tylko surowe mrożę. Gotowane mi się nigdy nie udały.Naoleiłam jak trzeba a i tak wszystkie mi sie rozwaliły. Więcej nie zrobię.
Dzięki za odzew. Mrożenie surowych to o połowę roboty mniej zaraz po ulepieniu. Ale potem często mi się rozwalają w czasie gotowania, bo ja robię z ciastem bardzo cienkim, lubię dużo farszu, a ciasto cienkie. Dziękuję, już nie będę kombinować, skorzystam z Waszych sugestii i będę mrozić surowe.
Ja już raz mroziłam surowe i mogę polecić ten sposób:
*na tacce posypanej mąką ułożyłam/ustawiłam uszka
zostawiłam w chłodzie aż przeschły i pakowałam do woreczków;
lub** mroziłam je,z tacką, na kość, potem do worków.
Przed gotowaniem chyba je rozmrażałam, ale głowy nie dam - skleroza.
Może rozgotowałam 1n lub 2a, ale to przez cieniznę miejscową ciasta
Robię identycznie. Na tackę,albo deseczkę poukładam uszka,tak by się nie stykały. A potem jak się zmrożą do woreczków i do zamrażalnika. Idealny sposób. Gotuję tylko i wyłącznie zamrożone. Raz jedyny gotowałam rozmrożone i to był poważny błąd, bo wszystkie się rozlazły. Swoją drogą uwierzycie ,że mam jeszcze 2 woreczki z ubiegłego roku? Być może nawet jutro je ugotuję do zupy pieczarkowej,bo jednak na Wigilię to ulepimy z córcią świeże. No i pierogi muszą być z kapustą i grzybami. Karp? Hm,no nie wiem. Po raz pierwszy od 27 lat chyba będzie inna ryba. Czemu? Jakoś nie mam na niego ochoty...Nie wiem jednak czy rodzinka by mi to wybaczyła Zwłaszcza małżonek,bo on za karpiem wręcz przepada. A mnie się marzy dla odmiany jakaś inna ryba. Może szczupak? Kurcze nie wiem,zawsze tylko jedna opcja była
A u Was jaka ryba na wigilijnym stole?
U nas musi być pstrąg:
tęczowy czyli nasz rodzimy lub łososiowy /też pyszny/.
Kiedyś trafiłam na amury - smaczne, ale eM nie chciał mi pomagać w ich zabijaniu i to był mój ostatni zakup żywca rybiego /sama mogę tylko czyścić i smażyć/.
Dzisiaj będę lepić pierogi na obiad, farsz wczoraj zrobiłam, a jest nim ugotowana cielęcina i soczewica i zmielone maszynka, cebulka w drobną kostkę, przyprawy, jajko, trochę bułki tartej, trochę maki graham (bo nie miałam bułki grahamki) i trochę cieplej wody. Dzisiaj tylko ciasto i lepienie :)
Robie podobnie, na tacce mrożę, a potem do woreczków.
Rozmrażać nie trzeba przed gotowaniem.
Witam czwartkowo :)
i zmykam, bo jak poranna kawa przestanie działać, to znowu z moich planów wyjdą nic-i ;((
U nas nie pierniczymy, chyba że tak na szybko, bez leżakowania /dawno nie piekłam piernika żadnego/. Może jakiś malutki, w keksówce, zobaczę.
Przyprawę wg WŻtu od lat sama ucieram w moździerzu i to 2ie lub nawet 4ry porcje - schodzi bez problemu: do napojów, ciast i nawet niektórych potraw
Nieraz aż do Wielkanocy nasze kawy pachną piernikiem.
Pozdrawiam optymistycznie i życzę fajnego, zdrowego dnia
Znalazłam u siebie w ulubionych:
Makusiowy
5 duzych jabłek + 2 gruszki ( w sumie 1 kg) ¾ szklanki cukru 6 jajek 3 szklanki mąki pszennej ¾ szklanki oleju roślinnego Łyżka kakao Łyżka cynamonu Łyzka przyprawy do piernika (z imbirem) 2 łyżeczki proszku do pieczenia 15 dag żurawiny suszonej 20 dag śliwek wędzonych ( kalifornijskich)
Dopisano 2021-11-18 9:31:5:
Witam czwartkowo :)O, taki może i by się zjadło? zobaczę... już kiedyś piekłam jakiś z jabłkami tylko, muszę sprawdzić.
Ciekawa jestem, dlaczego przepisy Makusi zostały usunięte z WZ i czy ona by chciała, żeby je usunąć? Miała przecież wiele fajnych przepisów a teraz pustka...
Myślę, że sama w którymś momencie je usunęła, przeniosła na swojego bloga, link do niego jest i jest aktualny, dziś nawet tam zajrzałam.
Tak było - sama je wycięła w pień, ale na szczęście można je podpatrywać na blogu /ktoś go przejął czy tak samograj hula??/.
Piątek, piąteczek, piąteluniek! Jupi!!!
No nareszcie
A! Póki pamiętam - czy ktoś z Was kupuje na święta filety z karpia? Jeśli tak, to polecam te, które znów pojawiły się w Lidlu. Są bez ości i nie maja posmaku mułu. Naprawdę super.
Za oknem jeszcze szaro. Zapaliłam świeczkę i lampki w dużym wazonie. Wiem, że większość osób nie wyobraża sobie, że ktoś zapala lampki wcześniej, niż przed samymi świętami Przyznaje się - ja to robię W ten sposób mam nastrój w pomieszczeniu i boczne oświetlenie. Oczywiście nie wyciągam ozdób świątecznych
Dla dopełnienia pięknego, ciepłego nastroju urokliwa piosenka
https://www.youtube.com/watch?v=Vsx-nHo5JzE
Do tego herbata z imbirem i można zacząć odliczać godziny do końca pracy
Witam w piąteczek ,mój ulubiony dzień tygodnia
Ranek powitał mnie bębnieniem kropli deszczu po szybie. O ,jak nie chciało sie wstać,a tu trzeba. Jeszcze mnie czeka wyjazd po zakupy i też mi się nie chce. Normalnie lenia mam zwykle na przedwiośniu,ale ,że teraz Normalnie tak nie może być Dosyć biadolenia. Czas zakasać rękawy i wio do roboty
Smakosia wspomniała o pasztecie. Zwykle robię poświąteczny,ale teraz chyba będzie ''pozamrażarkowy''. Zostało mi jeszcze jakieś mięsiwo i pasztet to będzie najlepsza opcja. Myślę jeszcze o bigosie,by w słoiki zrobić. Kiedy najdzie ochota to się otworzy i super jedzenie. Na święta nie robię ,bo i tak za dużo jest wszystkiego innego by się bigosem zajadać. Podobnie z ciastami. Piernik,makowce,ciasteczka orzechowe. Nie ma co za dużo robić,wszak żołądek tylko jeden
Witam. U mnie podobnie jak u Goplany - o szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...
Ja w tym roku też jakoś nie mam werwy, jakaś nie "ja" jestem. Dobrze, że piszecie coś o menu świątecznym, może to mnie wprowadzi w jakiś nastrój i zachęci do czegokolwiek.
Pasztetów na święta nie robię, nigdy nie robiłam, ani też nie było takiej tradycji w mojej rodzinie czy nawet w moich stronach. Pasztet to ot tak, bez jakichś specjalnych okoliczności, a we święta to dobre szyneczki, kiełbaska czy boczek wędzony i upieczony z dużą ilością kminku.
Co do jedzenia w święta, to największe obżarstwo panuje w Wigilię... zawsze 12 potraw staram się przygotować, więc jest co jeść.
Z ciast obowiązkowo moje amoniaczki, coś z makiem, sernik obowiązkowo, no i ewentualnie coś na szybko pierniko-podobnego.
Zawsze też jest w święta normalny obiad, choć w ub.r. w pierwszym dniu było dojadanie dań kolacyjnych z Wigilii, a pełny obiad dopiero w drugim dniu. Rozważam, czy w tym roku też tak nie zrobić, ale wszystko zależy od sytuacji pandemicznej, stan zdrowia i sił.
Kawa wypita, zatem czas zabrać się do jakiejś roboty. Obiadu nie ma, pomysłu też, może jakieś ciasto, no i małe sprzątanko....lubię mieć wolną sobotę.
Trzymajcie się zdrowo.
U nas zawsze była taka tradycja ze na Wigilie było dużo potraw i w pierwszy dzień świąt nigdy nie było obiadu, tylko zjadało się dania wigilijne plus dodatkowo potrawy mięsne, natomiast obiad był dopiero w drugi dzień świąt :)
A u nas to co z Wigilli zostało dawało się zwierzętom. Nawet opłatek. Zwierzaki dostawały ten kolorowy. Zresztą do dziś tak jest. Swoją drogą co roku na koniec listopada chodzi z opłatkami po domach nasz organista. Zbiera co łaska. Wyjątkiem był ubiegły rok,gdzie przez pandemię opłatki można było nabyć tylko w kościele.
W Boże Narodzenie zawsze był i jest świąteczny obiad i w okolicy nie znam nikogo,kto by robił inaczej. Ot, tradycja z pokolenia na pokolenie.
O, widzisz. Co region to inny obyczaj, ale o czymś takim nie słyszałam... czyli co, śledzie, pierogi, kapustę z grzybami też zwierzętom? zjadają?
opłatek tak, zawsze mój Tata wstawał o świcie w drugi dzień świąt /nie wiem czemu akurat w ten dzień/ i podawał zwierzętom opłatek.
Dokładnie tak. Na stole wigilijnym było (jest) postnie i tak samo z potrawami. Tyle,żeby zjeść,a to co zostawało szło dla zwierząt. Zwierzęta chlewne nigdy nie narzekały ani pies,ani koty Od zawsze stoi dodatkowe nakrycie dla tych co odeszli,bądź dla utrudzonego wędrowca. Może to dziwnie zabrzmi,ale ilekroć spojrzę w Wigilię na ten pusty talerz mam wrażenie,że ktoś przy nim siedzi..
Nie całe,tylko resztki. A robiło się tyle,żeby zjeść. Jednym słowem bardzo postnie. Co wigilijnego to tylko w Wigilię,a w Święta inne smakołyki
Tak było. Tak jest. Jak np mam za dużo uszek czy pierogów to po prostu zamrażam Nie gotuję wszystkiego. Tradycja z domu wyniesiona. Myślałam,że w innych regionach jest podobnie
To tak jak u nas Nadiu
I zawsze tych przysmażonych uszek, pierogów było mi mało.
Mogłabym je wcinać aż do sylwestra, ale nic z tego - znikały 1go dnia, 2gi był już z wypasionym, mięsnym obiadem
Bigos zrobiłam w słoiki i powiem, ze to bardzo dobry pomysł, sprawdza się co roku, bo jak chcesz, to idziesz do piwnicy i otwierasz sloik, a nie gromadzisz dopiero produkty :)
No, ja też tak lubię. Ja gorący /wrzący niemal/ bigos wkładam do słoików do pełna, zakręcam, odwracam i już. Potem tylko sprawdzam, czy zamknięty, pukając w wieczko /odróżniam odgłos nie zamkniętych/. Trzymam potem w lodówce lub w innym chłodnym miejscu. Ostatnio nie chciało mi się grzać zimnego już, więc wpakowałam do 2 pojemników i do zamrażarki.
Na marginesie, ja nie robię nigdy bigosu na święta, robię go ewentualnie po świętach, dodając co tam "upoluję" w lodówce.
Nigdy nie trzymałam bigosu w lodówce. Zawsze wynoszę do piwnicy. Po prostu szkoda mi miejsca w chłodziarce. No i mam tak samo,bigos gotuję po świętach z wykorzystaniem mięsiw i wędlin. Oczywiście jak coś zostanie,bo zwykle robię tyle ,żeby nie zbywało,ale jak już zostanie to wykorzystam na bigos albo pasztet.
Od zawsze tak robię.
A gdybyś nie miała prawdziwej, zimnej piwnicy? a ja nie mam.
To co innego. Wiadomo,że jak nie ma to trzeba sobie inaczej radzić.
Witam 5teczkowo
U nas też mokro, teraz nie pada, wieje mocno i zniechęca do wychodzenia z chałup.
To może zaśpiewamy wodeckie 'Chałupy welcome to ??
Pomarzymy o wakacjach, słońcu i plaży /niekoniecznie dla naturszczyków"/.
Chyba 2gą kawusię sobie sprawię, bo ziewam jak smok i też nic mi się nie chce ;((
Nie ma zmiłuj, kuchnia czeka bo odgrzewanki z lodówki już wyjedzone i czas na porządki, choćby malusie - łazienkowe czy w szafach i szufladach.
A wczoraj było taaak pięknie, sporo słonka i mogłam z roślinkami pogadać.
To do dzieła, po solidnym śniadanku 2wu-jajecznym na chlebku opieczonym, sił mi nie zabraknie do mojej orki na ugorze domowym.
Uściski i przytulasy /co kto woli/ ślę od naszej ekipy.
Pa, paaa /to ja ziewająca a oczy wytrzeszczam bo "niedowidzam ostatnio: gości kawiarnianych wypatruję, a tu ... pustawo/.
Śpicie jeszcze albo co??
Smosiu, wczoraj chyba pisałyśmy równolegle i dziś znowu???
Normalnie telepatia komputerowa albo radar bliźniaczy
No i piątek. Cały przyszły tydzień wolny, za wyjątkiem jakiś 3 godzin w poniedziałek. Z racji święta, w sumie to dwa dni ekstra.
Trzeba się spakować, miejmy nadzieję, że loty będą zgodnie z planem.
Tobie to dobrze.
Latasz, zwiedzasz - nam wrzuć chociaż fotki
Wszystko lokalnie, hehehe. Nie opuściłam Stanów od początków pandemii. To duży kraj, życia nie starczy, żeby zobaczyć.
Czekam na emeryturę męża, żebyśmy mogli ruszyć częściej niż teraz. Na dwa, trzy tygodnie, może miesiąc. A to jeszcze ponad 10 lat. Do mojej dokładnie 10 (wcześniejszej), ale muszę jeszcze 4 pełne lata przepracować, żeby mieć prawo do emerytury. Jak zdrowie pozwoli, spróbuję pociągnąć do emerytury męża, bo siedzieć w domu mi się nie uśmiecha.
Ze starych zdjęć to Wam nie wstawię, bo to strasznie dużo czasu zajmuje, szczególnie gdy nie można dodawać hurtowo, tylko pojedynczo. Ale na bieżąco coś tam powstawiam, pokaże Wam aligatory, hehehe, bo płyniemy na bagna. Może pamiętacie bajkę księżniczka i żaba- to się dokładnie tam rozgrywa, piosenka w drodze przez bajoro - to podróż przez region Bayou. Po wizycie w Nowym Orleanie nabrała zupełnie innego wymiaru, dzieje się w miejscach, które wtedy poznaliśmy osobiście. Teraz będzie więcej.
Jakby co mam powstawiane na FB.
Mąż ma konto na Instagramie, publiczne, można pooglądać, bo on lubi robić i wstawiać zdjęcia.
Bunkerhunter tak się chyba jego konto nazywa. Zapytam jak wstanie i w razie czego skoryguję.
No i bez zalogowania nie wejdzie się na Instagram. Trzeba mieć konto.
O to ciekawe jak program ''Pieprz i wanilia'' z Elżbietą Dzikowską i Tony Halikiem :)
Podróżowanie jest fajne. I wspominanie potem też.
Mnie nie ciągnie egzotyka, nie przepadam za najpopularniejszymi miejscami, gdzie to trzeba być (choć kilka jest), zdecydowanie wolę naturę niż metropolie. I mnie wszędzie dobrze, zawsze znajdę coś do zobaczenia, nawet w małej, z pozoru nudnej dziurze.
Plany i marzenia podróżnicze ma mój mąż, ja tylko korzystam i jadę gdzie on chce, coś dla siebie znajdę.
Odmówiłam tylko zwiedzania muzeow, gdzie czołgi, samoloty działa, wypełniają wielkie hangary, nie lubię militariów w takich ilościach. Ale, gdy jest umiarkowana ilość, w postaci dioram to jak najbardziej tak.
We wrześniu byliśmy w muzeum czołgów, ilość akceptowalna przeze mnie, dałam radę. A poza tym wielki tor dla czołgów radiowych, gdzie przez cały dzień duzi chłopcy i kilka dziewczyn toczyło bitwy. Kończyli jedną, zaczynali następną, zmieniając zasady. Podziwianie umiejętności sterowania tymi pojazdami, obserwowanie radości na twarzach bawiących się. To było super.
Był nawet kącik Elvisa Presleya, który był czołgistą.
Nawet ciekawsze, by było gdybym miała insta-konto
Fb-ka też nie odwiedzam, więc nici z wycieczek, szkoda.
Witam w sobotę :)
Dzisiaj jest cicho i pochmurno, ptaszki nieśmiało śpiewają, liście sobie spadają... a może ktoś czeka na słowo pocieszenia, wsparcia, a może ktoś potrzebuje wysłuchania...
Zamieniajmy się od czasu do czasu w listonosza i zanośmy innym listy polecone, bo każdy może być świadomie lub nieświadomie takim listem, który został posłany od Boga.
Rozmawiajmy z sąsiadami, rodzina, a nawet obcymi w sklepie doradzając to czy tamto, wystarczy mały uśmiech, gest, gdzie mówimy, proszę niech Pani pierwsza sobie wybierze, ja poczekam i już serce się otwiera i już druga osoba ma przysłowiowego banana na ustach ;)
To nie jest takie trudne, a potrafi uszczęśliwić wiele osób, w tym nas :)
Sprobujmy chociaż raz i się przekonajmy
Pozdrawiam listonoszowo - listownie
P.S. Sikora modraszka. ,,Mimo iż człowiek widzi modraszkę w niebiesko-żółtych barwach, to same ptaki widzą siebie inaczej. Samiec jest dla samicy jaskrawo nadfioletowy. Pióra samicy odbijają dużo mniej nadfioletu. Sikory widzą zarówno niewidzialny dla człowieka zakres fal elektromagnetycznych, jak i odcienie nadfioletu. "
Dzięki, ptaszyna śliczna i pożyteczna - u nas już fruwa /nieraz mamy 3y gatunki, modraszki też/.
Muszę zakupić karmę dla nich, bo od poniedziałku zapowiadają chłody i trudniej im będzie, jak wszystkim naszym skrzydlatym.
fajne, banan na ustach i świat w sekundę pięknieje :)
Och, gdyby takich ludzików było więcej jak Ty
Witam w sobotę, choć pochmurną i wietrzną troszeczkę, to jednak...posyłam Wam "banana" /bardzo mi się spodobało to Nadii określenie/.
Dziś miałam mieć wolną sobotę, ale jednak udam się do królestwa kobiet czyli do kuchni. Trzeba coś upichcić.
Będzie barszcz czerwony z białą fasolą, żeberka w sosie BBQ, kapusta zasmażana, no i coś z ciasta trzeba zrobić. Czasem kombinuję w kuchni z wielką ochotą, a czasem... nie chce mi się.
Jak myślicie, jak jest dzisiaj?
No to kierunek kuchnia.
Trzymajcie się zdrowo.
Fajnie, że sobota
Niby chłodno, mokro i syreny od rańca wyją, ale dzień luzacki więc jest jak na wakacjach.
Drobne obowiązki odwalamy i laba - domowa.
Jak ja lubię tak sobie pogadać o wszystkim i niczym, kociska dopieszczać i oglądać ptasio-koci spektakl /przez okna/. Wszystko w zwolnionym tempie i bez planu.
Jakoś obiadek wykombinuję na szybko, może rybę albo placki.
Plany świąteczne odkładam, ja pierniczę obowiązkowe sprzątanie i gotowanie. Od dawna tylko niezbędne minimum, zamiast maratonu i umęczenia całej rodzinki.
Na pewno rozejrzę się za dobrą mąką, zamówię jaja by do ciasta na uszka i pierogi starczyło. Piekę niewiele i coraz mniej.
Widzę zmianę naszych gustów - coraz więcej rybek, mniej słodyczy i mięsiwa wszelakiego. Przystawki słoiczkowe domowe, proste sałatki.
Ekstrasem w tym roku będzie czosnek świeżutki, soczysty - prosto z donicy parapetowej /na śniadanie wigilijne akurat a może i świąteczne /.
Pozdrawiam i udanego dnia życzę :) z bananem na ustach
Dobry wieczór wszystkim znanym i nieznanym miłośnikom gotowania. :)) Dawno mnie tu nie było, myślę, że może już nikt mnie nawet nie pamięta choć mówiąc szczerze na parę osób po cichu liczę.
Ciekawa jestem czy ktoś tu jeszcze dba o tradycję przygotowania ciasta na piernik staropolski?
A może ciasta już nastawione i czekają cierpliwie na swój czas?
To jak to jest z tym pierniczeniem?
Cześć Alidab Nie ma chyba nikogo ,kto by Cię nie pamiętał
Witaj w kawiarence Jako pierwsza melduję,że dbam o tradycję. Jak najbardziej. Ciasto na piernik staropolski zarobiłam i wystawiłam do piwnicy 17 listopada czyli mówiąc krótko-w środę Upiekę na tydzień przed wygilią czli równy miesiąc po zarobieniu Przekładam masą orzechową z Twojego przepisu. Zresztą wystawiłam kiedyś komentarz. Jest doskonała do piernika
O, jak miło!
Wiele lat minęło, wiele nowych osób przybyło a ja jakoś nie zapisałam się wyjątkowo na kartach WŻ stąd moja ciekawość czy ktoś mnie jeszcze pamięta?
Ja tradycji pieczenia piernika i pierniczków nie mogę się oprzeć do dzisiaj.
Pod tym względem mieszka we mnie nadal dziecko. :))
Precyzja w dekorowaniu pierniczków już nie ta ale co tam, nadal to robię i wkładam tyle samo serca co kiedyś.
Ciasto na piernik robię 2 listopada i na jakiś czas o nim zapominam.
A potem wiadomo - pieczenie, przekładanie niezmiennie tak samo czyli masą orzechową i powidłem z czekoladą.
Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję bywać tu częściej. :))
Alidab, imienniczko moja, jakże się cieszę, że wpadłaś. Jak możesz myśleć, że Cię nie pamiętamy, no ja pamiętam, z wielu Twoich przepisów korzystam, kilka nawet zamieściłam na moim... no powiedzmy blogu, oczywiście wskazując, że przepis od Ciebie. Tak więc, nawet u mnie "prywatnie" masz swoje miejsce /bo ten pseudo blog to już moje prywatne królestwo/.
Pozdrawiam, rozsiądź się z nami i nie patrz czy i kto Cię pamięta. Jak się za chwilę zorientujesz, tu młodzież króluje, ale seniorzy /jak np. ja/ też są gośćmi kawiarenki... stałymi gośćmi.
Dziękuję za pamięć i mnie jest miło.:) W końcu odwiedziłam miejsce, w którym kiedyś bywałam bardzo często a nawet codziennie.
W życiu jednak nic nie jest constans, przychodzimy, odchodzimy...
Fajnie, że jest dużo młodych, od nich można się wiele nauczyć. Dzisiejsza kuchnia jest inna, lżejsza i chwała jej za to. :)
Moje pokolenie ma też swoje kulinarne asy w rękawie, którym i młodym trudno się oprzeć.
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i niech ta niedziela będzie nie tylko piękna ale i miła. :))
Alman, no nie rob z siebie babci a z nas dzieciaków
Tutaj są wszyscy równi, także wiekiem :)
Nie robię... jestem nią... a Ty? chwaliłaś się kiedyś, że jesteś prawie moją rówieśnicą??? ale tak, "prawie" robi różnicę. Uściski.
Ja ostatnio usłyszałam, że wyglądam 'babciowo /a byłam odświętnie wystrojona w elegancką spódnicę, botki na obcasach/
To chyba też mogę już myśleć o sobie, jak o babci" - moje koleżanki z klasy już mają po kilkoro wnucząt, więc 'prawie nie ma różnicy między nami.
Rówieśnicą na WZ -ecie
Jeśli chodzi o wnuki to na nie już wpływu nie mam niestety.
Dzieci mam i czekam na upragnione wnuki, może w końcu pojawia się na horyzoncie
Witaj Alidab! :)
Jak to nikt nie pamięta?! A kto robi najlepszy sernik na świecie, ten co trzeba odwrócić na druga stronę po upieczeniu? Smak niepowtarzalny! :)
Poza tym masa orzechowa do pierników czy polewy - super sprawa
Ciesze się, że dołączyłaś do naszej kawiarenki i będziesz może stałą bywalczynią, a i gospodynią :)
Jeśli chodzi o piernik staropolski, to kilka dni temu zarobiłam, a to dzięki Smakosi, a potem Goplanie :)
Alidab napisz co u Ciebie słychać? Fajnie, że jesteś
https://wielkiezarcie.com/przepisy/sernik-ze-smietana-i-30026609
Witam :) pamiętam/y i cieszą nas odwiedziny
Z przepisów korzystam, dosłownie i jako inspirację /ostatnio zaczęłam też odwracać ciasta drożdżowe , jak powyższy sernik/.
I tak, zgoda: tutaj jesteśmy równe, o wieku nie ma co myśleć /to tylko zapis, numer w dowodzie/, ważniejsze są nasze marzenia, pomysły i dobry nastrój.
Fajnie, że kawiarenka coraz bardziej wypełniona, weselsza i bardziej kolorowa.
Udanego wieczorku niedzielnego:)
Za mną całkiem miła niedziela.
Pogoda piękna jak na tę porę roku, nic tylko korzystać z jej uroków.
I pomyśleć, że kiedyś nie lubiłam jesieni a tyle ma przecież do zaoferowania. Sama w to nie wierzę. :)
Mam nadzieję bywać tu częściej i liczę na towarzystwo.:))
Jesienne nastroje lubię najbardziej i cieszy mnie, że trwają u nas coraz dłużej, są cieplejsze niż kiedyś. Wiem, że to bardzo nie-eko, ale co mi tam, szukam radości gdzie mogę, nawet w ociepleniu klimatycznym
Na towarzystwo zawsze możesz liczyć - bywamy tutaj często bo lubimy popijać poranne herbatki czy kawy, opowiadać o swoich planach i kłopotach, szukamy porad i wsparcia.
Działamy jak zgrana paczka, chociaż nie zawsze we wszystkim zgadzamy się - i fajnie, bo byłoby nudno i sztucznie.
Zapraszam w imieniu swoim i serdecznie nam panującej Nadii :)
Każda pora roku jest piękna sama w sobie. Wiosna daje nadzieje na odrodzenie życia, lato upaja nas swym ciepłem i kwiatami, jesień pokazuje paletę barwnych liści i w tym czasie przetwarzamy, co się da, natomiast zima to taki odpoczynek od pracy a w nagrodę możemy podziwiać piękną biel i spadające białe gwiazdki z nieba :)
Witaj Nadiu :)
Też się cieszę, że odnajduję tu znajome osoby i to takie, które jeszcze pamiętają moje przepisy.
Co u mnie? Czas nie stoi w miejscu, nie wiadomo kiedy zasiliłam półkę mocno przechodzonej młodzieży i dorobiłam się wieku emerytalnego. Na emeryturze jeszcze nie jestem, nadal pracuję zawodowo i to też trzyma mnie trochę w pionie.
Bo skoro jestem nadal potrzebna, to trzeba trzymać fason.:)
Mam nadzieję, że będę tu bywać od czasu do czasu, nadal pichcę chociaż coraz częściej zaglądają do mnie "misie" czyli mi się nie chce...:)
Alidab, misie to do każdego przychodzą i o każdej porze Podoba mi się to powiedzenie
Jak człowiek czuje się potrzebny, to dobrze, bo wtedy żyje, robi, pichci, pracuje i czuje się młodszy niż jest w rzeczywistości :) Pozdrawiam :0)
Alidab, czy ja Cię pamiętam? Kobieto! Ja wypatrywałam Ciebie! Jej, jak się cieszę, że się odezwałaś Jupi! Jupi! Jupi!!!
Za każdym razem piernik przekładam Twoją masą orzechową i nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej U mnie ciasto leżakuje od 11 listopada. Oczywiście spróbowałam (jak co roku) takiego surowego. Ech, jakie ono pyszne
Bardzo się cieszę, że jesteś w Kawiarence Niech Cię uściskam!
Smakosiu, na Twoją serdeczność i otwarte serce zawsze można liczyć. Wiesz jak mi miło, że są osoby, które nadal konsekwentnie pielęgnują w swoich domach tradycję pieczenia piernika, celebrują i jeszcze czerpią z tego przyjemność.
Ja też zawsze lubię skubnąć odrobinę surowego ciasta piernikowego, to jakiś fetysz chyba...
Mam nadzieję, że będę odwiedzać kawiarenkę w miarę systematycznie i niebawem nadrobię zaległości towarzyskie na WŻ.
Tymczasem ściskam Cię serdecznie. :)
Nie ma to jak spokojny poranek z filiżanką kawy i gazetą Hm...czemu nie ma dwóch weekendów w tygodniu? Kto to wymyślił?
Wczoraj wreszcie ogarnęłam stertę liści. Na drzewach zostały resztki więc to już chyba krok do zimy.
Udało mi się również zrobić długi, jesienny spacer. Mimo szarości liście nieustająco zachwycają.
Miłej niedzieli
Witam niedzielnie :0)
Słoneczko zerka z rana, liście leżą w ogrodzie, wiatr przycichł, czasami ptaszki nieśmiało śpiewają, ogólnie cisza i spokój. Wymarzona pogoda na niedzielny spacer liśćiopadowy ;)
Zapraszam na wspólne łazęgowanie i zbieranie liści a przy okazji wypicie pachnącej kawy z jakimś słodkim smakołykiem
Pozdrawiam spacerowo - kawowo
Kawa??? a chętnie. To podrzucam coś do kawy... ciasto kajmakowe z czekoladą i orzechami. Częstujcie się, od tego poczęstunku /wirtualnego/ kg Wam nie przybędzie.
Dzięki, ciacho jak ze snu łasucha
A niech nawet przybędzie troszkę kg - na chłody i słoty otulinka przyda się każdemu
Zastanawiam się jak to ciasto przeciągnąć przez monitor, żeby kalorie były prawdziwe i smak także
Takie kochane wariaty
Cały wątek 'zwariował u mnie, drzewko sobie a wpisy sobie wędrują
Tylko ja tak mam??
Witam niedzielnie
Na początek chciałam wspomnieć,że wczoraj minęła 15 rocznica odejścia Uretana [*] [*] Zostawił po sobie przepisy,z których korzystam.
Dzięki Alidab mamy wspaniały przepis na karkówkę,której najwyraźniej nie zdążył zapisać w swoich przepisach..
Jeśli ktoś coś chciałby powspominać,to zapraszam. ja niestety nie wiem zbyt wiele. ''Nastałam'' długo później tu na Wielkim Żarciu,ale starałam się jak mogłam poznać Was czytając forum.
Zapraszam do dyskusji
O, już 15 lat powiadasz? pamiętamy o Nim i dobrze wspominamy.
Smutno mi się zrobiło....
To już 15 lat, jak ten czas gna...
Z dyskusji na forum Uratana nie pamiętam.
Ale utknęło mi w pamięci, że był fanem kuchni węgierskiej.
Dzięki niemu nigdy nie sypie proszku paprykowego na rozgrzany tłuszcz, bo gorzknieje.
Ja też dzięki jego wskazówce nie sypię papryki w proszku na rozgrzany tłuszcz,tylko jak zestawię z ognia i przestanie skwierczeć. Bardzo dobra porada. Gulasz zawsze wychodzi smakowity.
Ponadto już wiele lat gotuję na Wigilię zupę grzybową z jego przepisu.
Wspomnienia o Uretanie czytałam.
Często trafiam na Jego przepisy, widać w nich rękę Mistrza.
Szkoda, że tak wcześnie opuścił ten wyjątkowy Klub Smakoszy (*)
Ja dzisiaj wybrałam się na mały cmentarz, który zwykle w pośpiechu omijamy.
Odwiedziłam grób dobrej znajomej, zapaliłam znicz.
Spoczęła obok swojego krewnego, urodzonego w 1 8 8 9 roku.
Data dała mi do myślenia - 2a wieki temu, jak dawno to było...
Ile w tym czasie wydarzyło się, zmieniło??
Ech, życie - zwolnij i daj nam 'pożyć, dożyć chwili kiedy będziemy gotowi odejść, nie poganiaj
Smosiu na to chyba nigdy nie będziemy gotowi,ale jedno jest pewne-będziemy żyć aż do śmierci Także spokojnie
A tymczasem pókim żywi trzeba się i pożywić. Zapraszam na pizzę,choć zdjęcie przed wjechaniem do pieca
Dziś ciasto posmarowane pastą paprykową ostrą,szynka szwarcwalska ,ser cheddar i mimolette. Pytałaś co to za serek. To taki wyjątkowy,bo pomarańczowy ser. Nie zawsze można go dostać. U nas w sklepie pojawia się raz za jakiś czas. W smaku bardzo dobry, łatwotopliwy. A u Ciebie widzę na kolację parówkowe serduszko?
Znam paru szczęśliwców, którzy mieli czas na przygotowania".
Może trzeba tak żyć by zawsze/ w każdej chwili być gotowym??
Ale ja tak nie umiem, zbyt wiele odkładam 'na później.
Serduszka były na śniadanie:
ja podrzuciłam pomysł z wużetu
eM po swojemu wykonał i 'udoskonalił.
Proste, smaczne i ciekawe /składniki oklepane i nudne, w takiej wersji smakują lepiej niż jaja zapiekane w dziurkowanych tostach/.
Dzięki za odpowiedź, poszukam tego sera pomarańczowego, może mają nawet w sklepach do których zaglądam /omijam serowe stoiska, bo zwykle kupujemy sery żółte, paczkowane/.
A na kolację pożrę pizzę wygląda super, aż ślinka kapie.
tylko 'ostatnio?? ja zawsze mam - taką pysznie chrupiącą, pachnącą masłem i czosnkiem /chociaż mały kawałek /
Trudno uwierzyć, że to już tyle czasu minęło...
Bardzo lubiłam czytać jego dyskusje na temat gotowania.
Karkówka wg Uretana weszła na stałe do mojego menu.
Zimową porą gotuję też od czasu do czasu jego kartoflankę chłopską.
Imponował wiedzą ale i życzliwością. Wielki żal, że odszedł tak wcześnie.
Do mojego też. Dziękuję Ci,że zamieściłaś ten przepis. Inaczej by zaginął marnie i nikt by nie wiedział,że istnieje taka pyszna karkówka.
Co do kartoflanki gotowałam kilka razy. Prosta a smakowita.
Czytałam kiedyś,że chorował...To smutne,że młodzi ludzie odchodzą przedwcześnie..
Tak, z tego, co pamiętam od wielu lat miał problemy z sercem.
Nigdy bezpośrednio z Uretanem nie rozmawiałam ale imponował mi poza wiedzą poziom jego wypowiedzi. Zawsze grzecznie, z życzliwością.
Niech odpoczywa w pokoju.
Uretan...ciepło Go wspominamy. Też zapalę "światełko" (*)
Uretana nie znałam, ale później się dowiedziałam, ze juz nie żyje, jednak fajnie, ze przepisy jego zostały
Dobry poniedziałek :)
Pobudka, już po 8mej a tu pustki przy stolikach.
Na dzisiaj nie mam planów, nie układam świątecznej karty potraw, wypieków /i tak wszystko później zmieniam/, może zacznę od atmosfery - aromatów i zamieszam przyprawę korzenną.
Chodzę i myślę, mając wrażenie że o czymś zapomniałam??, ale o czym - no nie mogę sobie przypomnieć
Nie ma lekko, karteczki-naklejki muszę wyszperać w papirusach i wspierać moją dziurawą pamięć.
Co dzisiaj wyczarujecie na obiadki? deserki i ciasta??
Ja chyba mięsiwo, tylko nie wiem w jakiej wersji - pikantnej czy owocowej.
Może coś pomiędzy.
Pozdrawiam i udanego dnia, tygodnia życzę
Dopisano 2021-11-22 19:50:0:
Było pysznie
Witajcie poniedziałkowo
Po pierwsze bardzo się cieszę, że dołączyła do nas Alidab
Po drugie - rano nie było tak zimno, jak zapowiadali a to mnie bardzo cieszy. na dodatek teraz zza chmur prześwituje kochane słoneczko. Ono zawsze mi dodaje energii, nawet wtedy, kiedy dzionek jest z tych, co to emocji nie brakuje.
Obudziłam się o 4-ej i koniec spania. Martwiłam się, bo mój tato wczoraj dostał gorączki i bałam się, że może rano będzie jakiś większy problem. Na szczęście Aspiryna zadziałała. Liczę, że to zwykłe przeziębienie. Póki co obserwujemy.
W niedzielę ugotowałam sobie danie jednogarnkowe na cztery dni więc pichcenia nie planuję. Niektórzy pewnie nie wyobrażają sobie, że można czasami zajadać tyle razy to samo, ale mi nie przeszkadza. Mam kaszę pęczak z indykiem, warzywami i sosem z papryki (który kiedyś dostałam w prezencie). Wyszło bardzo smacznie.
Po pracy mam angielski więc mózg dziś nie będzie miał wolnego. Uparłam się, że chcę rozumieć co się do mnie mówi, ale muszę Wam powiedzieć, że idzie mi jak po grudzie. Myślicie, że w wieku 53 lat można się jeszcze nauczyć języka obcego nie mieszkając w danym kraju...?
Spoglądam przez okno - miejscami niebo jak tak cudownie błękitne, że aż nie mogę się napatrzeć. Ciężkie, szare chmury też się ganiają, ale udaję, że ich nie ma
Ciekawe co nam przyniesie ten tydzień. Oby tylko same dobre informacje.
Komu herbaty z cytryną?
Witam, witam i o zdrowie pytam. Teraz to najważniejsze.
Moja wnuczka /zerówka/ znów ma kwarantannę, a dopiero miała i we wtorek poszła do szkoły. Co o tym sądzicie - rodzić dostaje sms, że dziecko ma kwarantannę i co???? kto ma z tym dzieckiem i na jakiej zasadzie siedzieć? a co ciekawe, następna nauczycielka chora... nie szczepione /wiem, że szczepienie nie chroni przed zarażeniem, ale czy nie powinni m.in. obowiązkowo się szczepić?
Zresztą niektórzy dyrektorzy szkół wymagali zaraz na początku, wiem, bo dzieci przyjaciółki są nauczycielami...
Polska jest jedynym kraje, gdzie nie ma żadnych ograniczeń, dziś pokazywali mapę... jesteśmy jedyni... o co biega???
Pogoda u mnie barowa. Jest dość ciepło jak na listopad, ale pada.
Smakosiu, też dziś nie spałam już gdzieś od 3.30, godz. 6-tą jeszcze widziałam, a następną była 9-ta... usnęłam przy włączonym telewizorze i spałam jak suseł.
Dziś nie gotuję, jest obiad z wczoraj... Mogłabym jeść cały tydzień to samo, byle mieć wolne, nie przeszkadza mi to... mój M też by nie grymasił.
Trzymajcie się zdrowo, idę zaparzyć kawy, zaraz po cichutku podstawię Wam dzbanek. W bonusie drugi dzban z herbatą z pigwą.
Łapię za ten 2gi dzban, bo pigwę i jej-podobne uwielbiam /ciągle taki kompot popijam, wolę to od soków sklepowych/.
A u nas w PL - trzymajcie się /tylko czego??/ i radźcie sobie jak umiecie.
Kto ma doglądać dziecka?? chyba nie babcie, nawet jeżeli są zaszczepione.
Nie wiem, może wyliczanka 'marynarska, rodzinna i na kogo padnie, na tego BĘC.
Współczuję, ale starszych nie wolno teraz narażać, co dziecko zniesie to starszych może wykończyć.
Słyszałam, że dzieci teraz chorują masowo i przechodzą ciężko zakażenie koronką. Lepiej nie spotykać się z nimi.
Dbajmy o siebie, bo jak widać, potem zostaje nam tylko szpital i to nie wiadomo jaki /może 'namiotowy/, lepiej do niego nie trafić.
Smakosiu, ucz się i nie zniechęcaj.
Język wchodzi wolno do głowy /im starsza, tym wolniej, to prawda/, ale wchodzi i zostaje na długo /o ile sobie utrwalasz, choćby słuchaniem piosenek/.
Nie poddawaj się, efekty już niebawem nadejdą, cierpliwie zakuwaj słówka i gram. /nas uczono odwrotnie:1sze to gramatyka, potem słówka,
na końcu składanie zdań prostych i złożonych/.
Zanim coś poprawnie gramat. wykombinowałam, już słówka ulatywały i korkował mnie strach, wstyd przed wpadką językową
Najlepiej mieć dystans do siebie, luz, wybaczać sobie błędy i wpadki, normalne - nigdy nie mówimy tak dobrze, jakbyśmy tego chcieli, jak naturszczyki.
Czyli do dzieła, tzn. do książek by być obywatelem świata albo chociaż jego angielsko-jęz. części
Smosiu, dziękuję za mobilizację. Twoje słowa "trafiły" do mnie i przypomniałaś mi, że trzeba trochę wyluzować - przestać się stresować, bo wtedy mam zablokowaną "głowę" a to nie pomaga. Za pół godziny zaczynam lekcję więc (póki co) nie poddaję się.
Co było na lekcji??
Będę podpytywać, dla mojego przypomnienia i mobilizacji uczennicy
Była klasówka czy tylko odpytywanie??
Napisz jak chcesz, jak nie to ok.
Spokojnej nocy na mnie już pora, bo padamy na nosy /dzisiaj pobudka u nas była za wcześnie/.
Smosiu, rozbawiłaś mnie i trochę rozczuliłaś, bo poczułam się jakby czas się cofnął Takie pilnowanie i mobilizowanie...ech, kiedy to było
jak zrobię duży krok do przodu i poczuję, że sporo się nauczyłam, to z pewnością się pochwalę. A jak mnie znów dopadnie wątpliwość, to przyjdę się pożalić
I o to "rozbawienie chodziło.
Najwięcej wiedzy przyswajamy poprzez zabawę właśnie
Żale wszelakie wypycham z głowy na spacerkach, choćby króciutkich /'dookoła komina/. Polecam ten sposób, świeże powietrze i ładne widoczki cuuuda czynią.
A to Ci się udało to połączenie - świeże powietrze i spacer dookoła komina
a komin u nas bez-dymny
odcięliśmy łeb smokowi czy smogowi
Smakosiu ja mieszkam w Stanach od 7 lat. Pojechałam bez znajomości angielskiego. Trochę rozumiałam słowo pisane, ale nie miałam pojęcia jak się wymawia.
Od razu zapisałam się do szkoły - angielski jako drugi język, 4 razy w tygodniu po 3 godziny. Po półtora roku skończyłam szkole, zdałam wszystkie testy postępu. Potem jeszcze pół roku chodziłam na kursy przygotowujące do egzaminu TOEFL, nie zamierzałam zdawać, tylko chciałam się uczyć. Ale chyba więcej takich było, bo kurs zawiesili, bo nie było efektów.
Teraz płynnie mówię po angielsku, z błędami, ale automatycznie, czytam tylko po angielsku (książki, bo tylko takie mam, polskie to jak polecimy to kilka przywiozę) i oglądam telewizję tylko po angielsku, chyba, że trafi się polski film na netflixie, chyba trzy były, to wtedy zostawiamy polski, bez podpisów, bo nie zgadzają się z tym co mówią.
Z pisaniem gorzej, nie lubię pisać niepoprawnie, ciągle mam wątpliwości czy tak dobrze, więc unikam, tylko kiedy muszę.
Jak polecieliśmy miałam 45.
W grupie dziennej był pan z Chin, miał wtedy 70 lat.
Moja koleżanka z Wietnamu była po 60, gdy chodziła do szkoły.
Inna, w moim wieku, z Brazylii, wykładowca uniwersytecki z doktoratem, przyjechała na staż, też chodziła do szkoły. Przez ten rok poznała przyszłego męża. Teraz latają sobie do siebie, bo ona nadal pracuje na uniwersytecie w Brazylii, szkoda jej kariery naukowej i zaczynania wszystkiego od zera.
On jest emerytowanym wojskowym, kapelanem w jednostce, więc ma luźniejszy czas pracy.
Dodam jeszcze, że na początku w oswojeniu się z językiem pomogły mi programy kulinarne. Oglądałam na okrągło, widząc czynności, wiedziałam co to, zostawało w głowie. Gdy zaczęłam czuć się swobodniej, zaczęły mnie nudzić. Potem Oglądałam programy o domach - remontach, przebudowach, kolejny zasób słów. Gdy się oswoiłam, przestało być interesujące. Teraz nie mamy kablówki, tylko same serwisy filmowe.
Ekkore dziękuję za podzielenie się swoimi doświadczeniami. Filmów bez polskich napisów nie dam rady oglądać, ale może faktycznie spróbuję coś kulinarnego...? Aby tylko się zaczepić i choć trochę zainteresować.
Zdaję sobie sprawę z tego, że jak się mieszka w kraju, w którym angielski jest językiem podstawowym, to zupełnie inaczej przyswaja się wiedzę. No ale zachciało mi się uczyć "na starość", to teraz nie mogę tak zwyczajnie odpuścić Toż młodsza już nie będę Nie mówię, że jestem stara ale z pewnością "nieodwracalnie dojrzała"
Ps. Dla Ciebie wyrazy uznania, że tak szybko opanowałaś nowy język. Brawo!
Bo ja gaduła jestem, a takim łatwiej. Jak chcesz pogadać, musisz się nauczyć.
Na początku wszędzie chodziłam z córką i synem, bo tylko uuu, yyyy, eee umiałam wydać z siebie.
Szkoła pomogła bardzo, u mnie jest bezpłatna (choć podobno nie we wszystkich stanach).
Na początku robili testy kwalifikacyjne na jaki poziom. I zakwalifikowałam się na zaawansowany, bo nie były trudne. Odrobina inteligencji, podobieństwo do innych języków i nawet jak nie znasz odpowiedzi na 100 %, a jesteś pewna, że na pewno nie.
Kazałam się przenieść niżej. Mieliśmy super nauczycielkę- oglądaliśmy Jasia Fasolę, słuchaliśmy piosenek, codziennie były dyktanda. Dodatkową motywacją był fakt, że my studenci chcieliśmy się porozumiewać między sobą, a byliśmy zbieraniną nacji.
Po trzech miesiącach przeszłam na wyższy poziom. Tam było też super. Raz w tygodniu mieliśmy kawę i ciasto- każdy coś przynosił. Kilka razy w roku były kuchnie narodów, każdy przynosił coś ze swojej kuchni, opowiadał.
Na thanksgiving nauczyciele przygotowywali dla nas wielki poczęstunek.
Naprawdę dobrze wspominam tamten czas.
Ale fantastycznie! W takiej atmosferze, to aż chce się człowiekowi próbować komunikować w tym obcym języku. A o chodzeniu na takie zajęcia, to już nawet nie wspomnę - sama przyjemność. Wiele zależy od lektorów ale też i od grupy.
A to na pewno, atmosfera najważniejsza.
I fakt, że nie masz innej opcji, żeby się komunikować. Musisz zacząć mówić, nawet używając rąk.
Często było tak, że my między sobą, tłumacząc z danego języka, rozumieliśmy się bardziej, to co chcemy przekazać niż nauczyciele urodzeni w angielskim.
Wszyscy próbowali wytłumaczyć co dana osoba miała na myśli.
Dużo łatwiej uczyć się języka w danym kraju niż u siebie na miejscu. Bo wtedy to powtarzanie zdań, za granicą musi być konwersacja, nie ważne jak trzeba używać języka.
Witam w poniedziałek :)
Słoneczko wstało, pranie się robi pościeli, zupka warzywna ugotowana, zmiksowana i wypita i zaczyna sie zastanawianie nad życiem...
Dużo ludzi teraz choruje na koronkę i dużo osób umiera niestety.
Mnie dręczy jedno pytanie, czy jeśli ojciec lub matka mają koronkę, to czy dziecko (dorosłe) powinno im pomoc, czy też powinno trzymać się z dala, żeby się nie zarazić? Bo dla mnie to jest niepojęte, żeby rodzicom nie pomoc w chorobie a tak się dzieje niestety. Przecież rodzice kiedyś tymi dziećmi się opiekowali i nie uciekali, jak dziecko miało jakąś chorobe zakaźną.
A teraz słyszę słowa pewnej matki - Nie, jestem sama, na szczęście córka jest w swoim domu a mój mąż w szpitalu :(
Przepraszam za taki nastrój, ale z pewnymi rzeczami nie mogę się pogodzić...
Wstawiam też zdjęcia z cmentarza, po którym spacerowałam chyba z tydzień temu i zastanawiałam się nad sensem obecnego życia -
Pozdrawiam nostalgicznie...
Tak właśnie wczoraj u nas było, tylko bez pięknej różyczki.
Tablice pamiątkowe, wiekowe też były, nazwiska niemiecko-brzmiące, jak to na ziemiach 'odzyskanych - mix narodów i kultur.
Myśmy dbali o córkę. Robiłam jej zakupy, zostawiałam pod drzwiami. Zajmowałam się psem, gdy pojechała na oddział na kilka godzin.
Ale poza tym była sama. I my na kilkudniowej kwarantannie - do wyników testów, bo miałam z nią kontakt tydzień wcześniej, a nie wiadomo było kiedy złapała. Mój mąż akurat wtedy wrócił z Polski, ona go miała odebrać, ale już ja musiałam jechać, też czekał w domu, do wyniku moich testów.
Witam wtorkowo
Dzionek przywitałam pod parasolem. No cóż...jesień.
Brak czasu na "pitu pitu"... zostało tylko tyle, żeby się przywitać więc zmykam
Zdrowego dnia
Witam słonecznie
Jak ja lubię takie dni, nawet gdy termometr pokazuje mniej niż 0ro.
Wczoraj udusiłam gar pęczaku z mięskiem i selerem to dzisiaj tylko drobne kucharzenie, uff, super.
Zaraz ogarnę dom, może drobne zakupy sklepikowe zaliczę, pogadam z P. Małgosią o planach świątecznych.
Za miesiąc już będziemy uszka i barszczyk gotować
Trochę dobrej mąki już kupiłam, jeszcze tylko tortowa, gdyby mnie naszło na biszkoptowe lub inne. Masła mam wieelki zapas, cukru też, a kawy tyle co w sporej kawiarni
To pędzę do mojego królestwa /wg alman/ i spiszę wstępną listę niezbędników świątecznych, by nie biegać 2a razy do sklepu.
Trzymajcie się wesoło, bo tak zdrowiej
Witam wtorkowo
Smakosiu gratuluję decyzji. Na naukę nigdy nie jest za późno,tymbardziej ,że ma się na to chęć. Ucz się ucz jak tylko masz ku temu okazję. Przy okazji poznasz fajne osoby. 30 lat temu sama zapisałam się na kurs j.niemieckiego. Niestety zapał okazał sie wtedy za wielki i choć kurs ukończyłam,to zupełnie nic z tego nie pamiętałam. Uczyli nas tylko słówek,które znalazłam w słowniku. Kilka lat później miałam okazję jechać do Niemiec na zbiór truskawek. Choć pracowały tam głównie polacy,to niemców też nie brakowało. Ucieszyłam się ,bo na miejscu mogłam się sporo nauczyć. A pod koniec szprechałam jak rodzima niemka,oczywiście bez przesady Po powrocie do domu osiadłam na laurach,nie ćwiczyłam rozmówek i ostatecznie zapomniałam. W tej chwili bardziej dogadam się po angielsku niż po niemiecku,chociaż nigdy się nie uczyłam. Bardziej ze słuchu. Mąż z kolei biegle rozmawia po angielsku. Na przedostatnim roku studiów wyjechał na pół roku z kolegą nieopodal Londynu. Przez 3 miesiące pracowali przy zbiorze owoców i warzyw.Pozostałe 3 przeznaczyli na zwiedzanie ucząc się języka u żródła. Do dziś ma kontakt z Garym,kolegą którego poznał na wyjeździe.
Oooo, jakie fajne wspomnienia . Znów się potwierdziło, że nie ma to jak nauka języka obcego w danym kraju. Kiedy nas otacza z każdej strony, to wtedy podświadomie rejestrujemy niektóre dźwięki i szybciej je utrwalamy. Ja zdecydowałam się na wykupienie konwersacji przez internet tak więc nie chodzę na zajęcia. Nie lubię siedzenia przed kamerką komputera ale w tej sytuacji nie tracę czasu na dojazdy. No i jeszcze taki plus, że w dobie wirusa unikam ewentualnego zarażenia.
Witam. Dziś nie jestem rozmowna, wstałam lewą nogą. A pogoda...pięknie i słonecznie.
Trzymajcie się zdrowo i wesoło, wszak śmiech to też zdrowie.
Lewa, nie lewa ale pogadać muszę, choćby z kotami czy... ze sobą , by język giętki był /i mówił wszystko, co pomyśli głowa, o ile za nią nadąży - to moja wersja, wzbogacona własnym doświadczeniem/.
Dzisiaj zaliczyłam zakupy sklepikowe, do większego marketu i tak pognamy wkrótce, bo wielu rzeczy nie zdobyłam, np. skórkę pomarańczową mam, ale kandyzowaną a bardziej potrzebna suszona itd.
Wysmażam pigwę /po soku/, znowu ją na dżem galaretkowy przerobię.
I tak dzionek zleciał.
Fajnego wieczorku czy jeszcze podwieczorku :)
Smakosiu życzę wytrwałości i konsekwencji.
Mnie by len dopadł, gdybym nie chodziła osobiście.
Grunt to motywacja!
Nie dziękuję . Będę się starać i "obadamy " co z tego wyjdzie
Smakosiu, cyknij zdjęcie opakowania karpia z lidla, proszę. W tamtym roku też nabyłam w lidlu, ale miał ości. Chcę taki bez ości.
Postaram się pamiętać zrobić zdjęcie opakowania (jak będę wieczorem w domu). Gdybym zapomniała, to przypomnij się proszę.
Zazwyczaj widać te nacięcia i wtedy jest pewność, że to karp bez ości. One wyglądają w ten sposób
Takie filety udało mi się kupić 2 lata temu. Drogie bo drogie,ale pewność,że żadna ość nie wejdzie w gardło. A już miałąm raz taką przygodę,choć umiejętnie jem ryby. Myślalam by na Wigilię zrobic jakąś inną rybę,ale rodzina nie chce slyszeć. Musi być karp i tyle
Smakosiu, dzięki, przypomnę się, ale czy tu zajrzysz? córka jutro będzie w lidlu, to dałabym jej zlecenie.
Wrócę wieczorem do domu i już przyczepiłam sobie kartkę do kluczy żeby nie zapomnieć
W nowej gazetce Lidla z ofertą od jutra jest informacja, że będzie w sprzedaży taki "nacinany" karp. Być może nie jest to z tej samej firmy, bo droższy ale z pewnością bez ości. Tak czy siak zdjęcie wstawię wieczorem.
Smakosiu, dziękuję i przepraszam za zawracanie głowy. Przeglądałam dziś gazetkę, ale nie widziałam. Ot, ślepota już zupełna czy co... inaczej bym Ci nie dodawała zajęcia... fotografa. Dzięki raz jeszcze. Dobrej nocy.
Nie ma za co, to drobiazg. Jakby co, to zerknij na 22 stronę reklamy
https://www.lidl.pl/l/pl/gazetki/oferta-wazna-od-25-11-do-28-11-gazetka-czw-kw47/view/flyer/page/22
Alman, udały się karpiowe zakupy? Byłam wczoraj w Lidlu i specjalnie zerknęłam do chłodziarki - leżały dokładnie te same płaty tj. tej firmy, z której ja kupowałam.
Smakosiu, córka dotarła już późno i niestety już nie było /przynajmniej w tym, w którym ona była/. Będzie patrzeć w innych, ale to dopiero w sobotę. U nas jest lidlowych sklepów ileś tam, myślę, że wreszcie trafi, o ile nic jej nie wypadnie i zaniecha spacerów po sklepach. Ale dzięki za fotkę, wie, czego szukać.
Witam środowo
Miało wczoraj nie padać. Hm... Nie wzięłam parasola i trochę zmokłam. Poszłam na zakupy, po mięso do pasztetu, który chcę zacząć robić w ten weekend (z myślą o świętach). Zawsze mieliłam różne gatunki mięs, ale w tym roku zdecydowałam, że będzie inny. Kupiłam pręgę wołową bez kości i udziec z indyka. Robiłyście może kiedyś w takim zestawieniu? Oczywiście dodam warzywa itd. żeby pasztet wyszedł delikatny i wilgotny.
"Robota" czeka więc zostawiam herbatę z sokiem i cytryną i zmykam.
Miłego dnia
Witam pogodnie
u nas prawie słonecznie:)
Nie pada, wiatr zasnął /wreszcie/ i można spokojnie kończyć roboty podwórkowe.
Plany obiadowe mam, wołowe. Nie wiem tylko w jakiej wersji??
Smakosia wołowo-indyczy pasztet kombinuje, ciekawe połączenie.
Oba mięska lubię, oba chudziutkie i smaczne, nie jadłam chyba nigdy takiego pasztetu /o pieczeniu nawet nie myślałam/.
Dodałabym do nich, poza warzywami, coś 'smarownego, z tłuszczykiem - kawałki gęsiny czy wieprzowiny??
Nigdy sama pasztetów nie piekę, więc znam je tylko jako konsument /i bardzooo lubię/.
Teraz pędzę do lodówy, zaprawię, może utłukę mięsko na obiadek kolacyjny i pomyślę o przystawkach /frytki czy ziemniaki z rękawa/.
Fajnego dnia życzę nam
Też się zastanawiałam nad tym żeby może dodać jeszcze trochę "tłuszczyku", ale chyba zaryzykuję i odpuszczę sobie. Chciałam żeby nie było wieprzowiny i ogólnie żeby było zdrowiej
Witam w środku tygodnia
U nas ponuro,pochmurno,wygląda jakby była 5 nad ranem a nie po 10-tej.
Zwykle wstaję bez żadnego ale,a dziś tak opornie jakby nocą ktoś wyssał ze mnie energię. Dziś gotuję tylko zalewajkę i może jakieś naleśniki albo racuchy z jabłkami.
Na tym kończę. Idę kawę zrobić z przyprawami i miodem. Liczę,że postawi mnie na nogi.
Witam.
U mnie też nie ma słońca, ale jakoś jasno jest, czyli ono gdzieś niedaleko za chmurkami skryte.
Jakoś tak bezplanowo żyję...pierw wszystkie siły nakierowałam na generalne porządki, a teraz...obijam gruchy.
W przyszłym tygodniu pewnie trzeba pomyśleć o uszkach. Nie wiem nawet w jakich cenach są grzyby suszone, zapewne drogie, bo wszystko nagle kosztuje prawie dwa razy tyle, co wcześniej.
Powoli zastanawiam się nad menu świątecznym...
A poza tym wszyscy zdrowi, czego i Wam życzę.
Cześć. Wstałam i kawa. A zaraz potem śniadanie.
Dobrze, że mam wolne i nie muszę się spieszyć.
Sernik dla córki upieczony, jeszcze tylko polewa.
Reszta pakowania i wcześnie spać, bo jutro pobudka przed 3, o 4 musimy być na lotnisku, o 5 wylot.
Nie cierpię latać, nie ze względu na lot tylko sytuacje lotniskowe- opóźnienia, odwołania, zmiany bramek. Ale na 4 dni za daleko na samochód. Choć gdybym wiedziała, że mam wolne, pewnie wydluzylibysmy wakacje. Ale jak rezerwowaliśmy wszystko byłam w innej pracy.
Pasztet to najlepszy z resztek. Zbieram wszystkie porosolowe, potem tylko wątróbka i boczek. Robię więcej, surowy (przed pieczeniem, bo przecież jest już ugotowane mięso), mrożę i piekę na bieżąco jedną blaszkę. Nawet mam jeszcze w zamrażalniku.
Pokaże Wam moje ostatnie wędzenie. Zrobiłam eksperyment, uwedzilam schab ze śliwką i z morelą. Śliwka super, morela nie, za niska temperatura, żeby się rozgotowala, stanowi duży kontrast. Nie będzie powtórki.
Śliwki tak.
Fiu fiu ile mięsiwa! Ależ tam u Ciebie musi pachnieć
Masz rację - pasztet najlepiej jest robić z resztek. U mnie to niewykonalne, bo ja w zasadzie jestem bezmięsna. Jeśli już, to bardzo rzadko więc nic nie zostaje. Jak Połówek jest w domu, to wtedy kupuję ale wówczas też nie zostaje, bo on zjada do ostatniego okruszka Tym samym, jak już idzie czas świąt, to wtedy dla odmiany robię taki domowy pasztet. Wszyscy na niego czekają. Dodaję marynowany zielony pieprz i wtedy robi się bardziej "wykwintnie"
Niech Wam się tam jutro uda szybko przejść wszystkie bramki a potem już tylko suuuuper widoków i wracajcie szczęśliwie z ogromem fajnych emocji.
Ja zbieram resztki porosolowe. U mnie nikt tego mięsa nie ruszy, a tak mogę zrobić lepsiejszy rosół na skrzydełkach i udkach.
Ja też coraz mniej mięsa jem. Nie wyobrażam sobie zostać wegeterianem, ale coraz mniej mi smakuje. Zdarza się, że takie na zimno jem raz w tygodniu tylko. Obiadowe to może ze trzy.
Gdyby nie ceny zywilabym się rybami i owocami morza.
Witam w Katarzynki :)
https://kobieta.interia.pl/zycie-i-styl/news-katarzynki-2021-kiedy-i-jak-obchodzimy-zapomniane-swieto-w-p,nId,5663373
To nie tylko imieniny Katarzyny ale i odpowiednik Andrzejek dla mężczyzn, czyli wieczór wróżb. W nocy z 24 na 25 listopada, w wigilię świętej Katarzyny Aleksandryjskiej kawalerowie za pomocą zabaw dowiedzieć się mogą, kiedy znajdą wybrankę swojego serca i jak przyszła partnerka będzie miała na imię.
Katarzynki obchodzone są w nocy z 24 na 25 listopada. W wigilię św. Katarzyny Aleksandryjskiej, odbywają się wróżby kawalerów dotyczące ożenku i poszukiwania partnerki. Męskie święto zostało zapomniane na rzecz ANDRZEJEK, kiedy to kobietom poszukującym partnera mają się spełniać pomyślne wróżby. Wiele wróżb związanych jest ze snem.
Katarzynki były przepełnione pieśniami, porzekadłami, zabiegami magicznymi oraz wróżbami. Zabawy niczym się nie różniły od tych andrzejkowych, oprócz tego, że były praktykowane przez młodych kawalerów. Obrządek cieszył się bardzo dużą popularnością. Dla przykładu, w myśl porzekadła: „W noc świętej Katarzyny pod poduszką są dziewczyny” wkładano pod poduszkę dziewczęce przedmioty, bądź karteczki z żeńskimi imionami, które zaraz po przebudzeniu miały być wylosowane.
Przysłowie mówi, że „W noc świętej Katarzyny pod poduszką są dziewczyny”. Kobieta, która pojawi się we śnie to zapewne przyszła żona. Jeśli młodemu mężczyźnie coś się przyśni, należy ten sen przeanalizować. Symbole, które znalazły się we śnie mogą być wskazówką, gdzie szukać przyszłej wybranki. Pociąg, droga czy samochód mogą wskazywać, że kobieta ich życia będzie pochodziła z innej miejscowości. Wyśniony płot może być znakiem, że ukochana jest sąsiadką lub mieszka bardzo blisko.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, na ile przypadkowy a na ile rozmyślny był wybór patronki. Według niektórych historyków Święta Katarzyna Aleksandryjska jest postacią fikcyjną, której pierwowzoru upatrywać należy w autentycznych losach Hypatii z Aleksandrii, córce Teona, znanej z urody, otwartego umysłu i rozległej wiedzy.
Jako córka filozofa, matematyka i astronoma nie tylko odziedziczyła po ojcu inteligencję, ale najprawdopodobniej kształciła się pod jego kierunkiem, a wykształcenie czynnie wykorzystywała jako wykładowczyni astronomii i matematyki w Muzeum Aleksandryjskim. Uważa się ją za wynalazczynię astrolabium i areometru.
Wizerunek kobiety intelektualistki, myślącej i wykształconej, nie przystawał do roli narzuconej przez chrześcijaństwo i pozostawał w sprzeczności z naukami Kościoła. Hypatia jako niewygodna, a przy tym zwolenniczka prefekta Aleksandrii Orestesa, oczerniona przez patriarchę Aleksandrii Cyryla, (późniejszego świętego) pod pretekstem zajmowania się astrologią i mistycyzmem, stała się ofiarą tarć politycznych i Kościoła. Ujęta przez podburzony przez Cyryla motłoch, poniosła męczeńską śmierć z rąk mnichów w marcu 415 roku, a pamięć o niej Kościół starał się zatrzeć.
Chrześcijaństwo wielu wierzeniom, obyczajom i świętom odbierało tożsamość, przysposabiając je do własnych potrzeb i wielce prawdopodobnym wydaje się, że Hypatia stała się Katarzyną.
W etymologii imię Katarzyna wywodzi się greckiego Aikaterine, w którym zawarto greckie słowo aikia – tortury (męczarnia, udręka). Chętniej jednak sięga się do słowa katharos – czysty. Bardziej przystaje do legendy o świętej Katarzynie-Męczennicy, dziewicy, która oprócz urody posiadała inne przymioty Hypatii – intelekt i wiedzę.
Uważana za córkę króla Aleksandrii, Konsta (lub cesarza Konstantusa), odrzucała małżeństwo, nie widząc godnego swej ręki, póki we śnie nie ujrzała ideału, jakim stał się Jezus. Pojawiając się w śnie włożył jej na palec złoty zaręczynowy pierścień i od tego czasu czuła się mu zaślubiona. Wśród odtrąconych zalotników znalazł się cesarz Maksencjusz (Maksymian). Upokorzony rekuzą uwięził Katarzynę a nie złamawszy jej postanowienia skazał na śmierć przez ścięcie.
Kult świętej Katarzyny z Aleksandrii rozpowszechnił się w chrześcijaństwie, a na kanwie legendy powstała budująca opowieść o chrześcijańskiej męczennicy, popularna i chętnie czytana w „Żywotach Świętych”.
Jej imię chętnie nadawano dziewczętom, w nadziei, że przejmą cechy patronki i do dziś należy do ogromnie popularnych. Być może z racji przypisywanych jej przymiotów Katarzyna, patronka wielu zawodów, stała się opiekunką i orędowniczką cnotliwych kawalerów mających stanąć na ślubnym kobiercu.
Być może miała też znaczenie pora roku, w jakiej poświęcono jej dzień w kalendarzu. W kalendarzu słowiańskim dzień 24 listopada był Świętem Doli, dniem w którym dziewczęta i chłopcy uciekali się do wróżb by poznać los jaki ich czekał, a ciężarne kobiety modliły się o lekki połóg.
Być może dawny pogański obyczaj pytania duchów o przyszłość jak wiele innych adaptowany został przez chrześcijaństwo.
Zwyczaj Katarzynek, powszechnie znany w Polsce i żywo obchodzony jeszcze pod koniec XIX wieku, podobnie jak Andrzejki przypadał na okres schyłku jesieni, zakończenia prac polowych, porę długich jesiennych wieczorów, przesilenia jesiennego uważanego za czas najwłaściwszy nawiązaniu kontaktu z zaświatami i ostatnich zabaw przedadwentowych.
Adwent (łac. adventus – przyjście, przybycie) to czas oczekiwania na nowe i przygotowań na to, co ma nastąpić.
W starożytnym Rzymie była to oficjalna wizyta cesarza, w liturgii kościelnej okres oczekiwania narodzin Dzieciątka – Mesjasza i Zbawiciela. W ludowych tradycjach tę porę obrano jako czas najlepszy dla zalotów, słania swatów, kojarzenia małżeństw.
„Kto się zaleca w adwenta będzie miał żonę na święta”.
Dla ludzi młodych, mających przekroczyć próg dorosłego życia i założyć rodzinę był to czas rozterek, wątpliwości, nadziei i niepewności, czas oczekiwania na nowe. Zazwyczaj nowe kładło kres niefrasobliwości przynależnej wiekowi męskiej młodzieży, nakładało nowe obowiązki, nie zawsze chętnie przyjmowane, wymagało odpowiedzialności już nie tylko za życie własne. Dla nich adwent nabierał dodatkowego, osobistego wymiaru.
Według tradycji Katarzyna i Andrzej otwierają adwent:
„Święta Katarzyna adwent zawiązuje, sama hula, pije a nam zakazuje”
Katarzynkowy wieczór był czasem ostatnich kawalerskich zabaw i uciech, zakazanych w adwencie, a później niedostępnych już żonatym mężczyznom.
„Święta Katarzyna śmiechem, święty Andrzej grzechem”
Radośnie więc witali chłopcy każdą okazję do beztroskiej zabawy, figli i śmiechu, a Katarzynki były do tego dobrym pretekstem, aczkolwiek w ich wróżbach i zwyczajach mniej było zapału, inwencji i entuzjazmu niż w dziewczęcych.
Mimo, iż w kulturze staropolskiej małżeństwa przeważnie aranżowano na mocy porozumienia między rodzinami i młodzi niewielki wpływ mieli na decyzje podejmowane w ich imieniu przez głowy rodzin, mniej czy bardziej chętny ożenek niósł wyzwolenie spod kurateli. Dla wielu więc był ceną, którą warto było zapłacić za przywilej, którego pozbawione były dziewczęta, przechodzące spod rodzicielskiej opieki pod kuratelę męża.
Młodzi mężczyźni, zwłaszcza z rodzin zamożniejszych, mieli większy wpływ na swoją przyszłość, ponadto żyli nieco innymi problemami, mieli więcej zajęć zajmujących myśl. Bardziej dostępna im nauka, gospodarka, polityka, kontakty międzysąsiedzkie, zajęcia sportowe w przeważającym stopniu pochłaniały ich uwagę. Panowie mieli też większe możliwości rekompensowania sobie nieudanych związków.
Trudno więc się dziwić, że nie przywiązywali tak wielkiej wagi do wróżb mających odkryć przyszłość losu, skoro mogli mieć nań wpływ.
Katarzynki i niekultywowane męskie wróżby matrymonialne zanikły niemal całkowicie pod koniec XIX wieku. Warto jednak je poznać i pamiętać, bo są miłą składową częścią naszej kultury.
Miłego dnia życzę :)
Super, jest co poczytać przez cały dłuuugi wieczór
Bardzo dziękuję za ten wykład, bo jeszcze roczek, dwa - Katarzynki kojarzyłabym tylko z pierniczkami i ciastem katarzynkowym /jak na łasucha przystało/.
Nigdy nie słyszałam, by kawalerka urządzała takie wieczory wróżbiarskie.
Tradycja przepadła, a Andrzejkami pewnie będzie podobnie.
Szkoda, bo fajne były, wesołe i pomysłowe.
To teraz czekam na wykład o Andrzeju
Bardzo ciekawy artykuł.
Tak się składa,że dokładnie 71 lat temu moi dziadkowie brali ślub. Dlaczego akurat w św.Katarzyny? Tego nie wiem,ale tak własnie było.
Poza tym dziś mija 7 lat od kiedy tu jestem Ile smacznych potraw zrobiłam,ile się nauczyłam a ile dowiedziałam. Myślałam ,że znam się na kuchni,ale to był dopiero zalążek. Dopiero tu się nauczyłam,co ja mówię,wciąż uczę nowych potraw,ciekawostek kulinarnych i życiowych..tradycji katarzynek o których nie miałam pojęcia. Niby coś tam słyszałam,ale jednym uchem wpadło,a drugim wypadło. Natomiast andrzekowe wróżby znam,a jakże. Jako panienka z innymi panienkami robiliśmy przeróżne znane i te zasłyszane-mniej znane. To była zabawa Ech to się nie wróci,za to wspomnienia są jak żywe
Częstujcie się "Korą Dębu'' na tą rocznicę i katarzynki. Pierniczków jeszcze nie robiłam,a one by najlepiej pasowały w ten dzień
To dzisiaj balujemy u Goplany
Takie ciacho wymaga oprawy - śpiewu, tańca i smacznych napitków
Fajnie, że tutaj trafiłaś i zostałaś, wnosisz wiele dobrego, nawet wzorowego wg mnie - przepisy, tradycję i pogodne podejście do życia.
Andrzejki też wspominam, fajne były i śmiechu, marzeń wnosiły sporo.
Teraz tylko mogę podglądać panny, dziewczyny jak sobie po nowemu ten wieczór spędzają.
Wielu kolejnych udanych rocznic 7miolatko nasza
O,jakie to miłe Dziękuję Ci bardzo Smosiu. A impreza musi być,póki jeszcze adwentu nie ma
Goplano, 7 lat temu miałaś super pomysł! No i niech Ci nie przyjdzie do głowy zmieniać zdanie
Usciski!
Dziękuję Smakosiu Przy takich fajnych WuŻetowych dziewczynach ani mi to w głowie Gdzie by kawka czy herbatka lepiej smakowała jak nie z Wami
Dziękuję,że jesteście i przyjełście mnie do kawiarenki jak swoją
Goplano wszystkiego najlepszego z okazji bycia z nami razem na Wz- ecie 7 lat (formalnie, bo nieformalnie, to pewnie dłużej ;) )
Taka uroczystość a nikt nie pamiętał, dobrze, ze Ciebie jednak wybrałyśmy na Przypominajke - Niezapominajke
Kochana wszystkiego dobrego i życzę Ci dalszych 7-u lat bycia z nami, a potem przy następnych rocznicach, wiadomo, cyferki będą się zwiększać I cudownego kuchcikowania, bo nie tylko Ty się uczysz, ale i my uczymy się od Ciebie.
Dawaj buziola
Nadiu, bardzo Ci dziękuję,aż się zarumieniłam i taki bukiet
Melduję się jako dzisiejsza Katarzynka.
Happy Thanksgiving.
I pozdrowienia z Nowego Orleanu.
Dolecieliśmy, z przygodami oczywiście. Samolot zamarzł, przy ledwie -3. Po 45 minutach opóźnienia (do samolotu załadowali nas o czasie), wylecieliśmy, na przesiadkę zostało nam 25 minut, a do pokonania odległość najdłuższa z możliwych (nie, mogło być więcej, gdyby trafiły nam się skrajne bramki). Ale zdążyliśmy.
Teraz już po drinkach i burgerach na lunch, pora na małą drzemkę i wieczorem na Bourbon Street, mamy przecznicę od hotelu.
Trzeba odespać pobudkę o 2.30.
Na zdjęciach Canal Street, główna ulica komunikacyjna French quarter, między innymi widok z 30 piętra (pokój mamy)
Jesteś Katarzyna? Nie wiedziałam. W takim razie wszystkiego najlepszego i przede wszystkim niezapomnianych przeżyć w podróży
Katarzyno Nasza! Wszystkiego, co naj naj naj.... Duuuuużo zdrowia i sił na "podbijanie świata".
Fajnie, że mimo tylu atrakcji pomyślałaś o tym, żeby się podzielić z nami pierwszymi widokami. Super!
Trzymajcie się zdrowo i tylko super wrażeń!
Imieninowe uściski
Kasiu, Katarzyno sto lat w dniu Twoich imienin.Nie mam pojecia jak dlugo jestem na WZ( nie potrafie sprawdzic)ale bardzo cenie i lubie Twoje przepisy.Dobrej zabawy zycze i wracajcie szczesliwie.
Moja corka tez Kasia.
Katarzynko wszystkiego najlepszego!
Widoki piękne, przeżycia z kropla adrenaliny, będzie co opowiadać wnukom :)
Miłego pobytu w Nowym Orleanie
Kochana Kasiu /bo one wszystkie kochane, miałam Ciocię Kasię to wiem /:
zdrowia, szczęścia i radości - wiadomo
Wspaniałych podróży, szczęśliwych powrotów do domu też a przede wszystkim żyj pełnią życia, na cały gwizdek albo nawet 2a i ciesz się każdą chwilą.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za fotki, szczególnie te z palmami :)
Piątek, piąteczek, piąteluniek! Jupi!
Ten tydzień jest dość intensywny i sporo w nim emocji więc z utęsknieniem czekałam na weekend a to już, tuż tuż
W planach trochę rzeczy więc nudzić się nie będę Nic to - grunt, że bez pośpiechu i porannego wstawania.
Jej, jak dzisiaj zimno. Szłam i myślałam tylko o tym żeby już być na miejscu. Przez wiatr jest takie odczucie jakby mróz dawał po uszach.
A jak tam Wasze plany na weekend? Pewnie niektóre z Was będą lepić uszka i pierogi, co? Ja tego nie robię więc dziś odbieram zamówione w sprawdzonej garmażerce. Wolę mrozić teraz, bo są smaczniejsze, niż w tym okresie, kiedy lepią je w hurtowych ilościach.
Jej, już mnie kusi żeby włączyć jakieś piosenki z dzwoneczkami w tle. Pewnie w ten weekend to zrobię Zacznę od klasyki czyli świątecznej płyty Deana Martina.
A póki co praca i gorąca herbata z imbirem
Witam.
Wystarczy jeden dzień nieobecności i zaraz wysyp okazji do świętowania.
To ja też dołączam się spóźniona do życzeń.
Dla Kasi-ekkore wszystkiego co piękne i miłe, zdrowia i zadowolenia na każdym odcinku życia.
A tak na marginesie, to jednak dobrze zapamiętałam z dawnych czasów WŻ, że to imię nosi.
Goplano, 7-latko nasza, czyli co? rozpoczęłaś edukację w pierwszej klasie? Jak dobrze, że trafiłaś do "naszej" klasy. Dalszych sukcesów w kierowaniu naszym stadkiem oraz kulinarnych w kuchni.
Basiu, jesteś na WŻ od 1.11.2008r. Wystarczy kliknąć na swój nick i już masz.
Trzymajcie się zdrowo.
Tak,ja dopiero podstawówkę zaczynam,kiedy Wy drogie panie już studia kończycie
Dziękuję za życzenia i także zdrowia życzę,bo ono chyba ma wartość największą.
Mój wujek ma covida. Był przez tydzień pod respiratorem. Nie uwierzycie ale po 14 dniach choroby postarzał się o 10 lat. Jest taki słaby,że nie wstaje w ogóle. Nie wiadomo co będzie dalej..
Współczuję, nasi wujkowie podobnie przechodzili koronę, nawet neurolog był potrzebny. Wyszli na prostą, ale trwało to dłuuugo.
Tutaj jest o tyle gorzej,że wujek jest po 4 zawałach,ma wszczepione bajpasy i zaawansowana cukrzyca. Swoją drogą drżę o tatę,bo on podobnie ,z tym ,że 2 zawały i cukrzyca. Nawet nie chcę myśleć jakby...Co za paskudna zaraza i mam wrażenie ,że nie odpuści. Poza tym na koronkę zapadła jego żona,dzieci,wnuk. Z taką rożnicą,że cioci lepiej,dzieciom też a wujek ...
Przeraża mnie to, też się boję, bo po takich "przejściach" sercowych sytuacja jest trudniejsza, trzeba być dobrej myśli, skoro już się uwolnił od respiratora.
Powiedz, był szczepiony? bo stoję przed decyzją trzeciej dawki...
Alman, właśnie znalazłam pewien film w sieci i radze Ci go najpierw obejrzeć a dopiero potem podjąć decyzje o następnej dawce:
htthttps://rumble.com/vo399l-nslor-narks-sksj-nappl.html?fbclid=IwAR2cNSBwq2Kt5eTLjGBaC-zxWDaRrGSJ55e0xGfLAKjIIkchYEokao1ekA8ps://rumble.com/vo399l-nslor-narks-sksj-nappl.html?fbclid=IwAR2cNSBwq2Kt5eTLjGBaC-zxWDaRrGSJ55e0xGfLAKjIIkchYEokao1ekA8
alman, bardzo Ci dziekuje.Nie wiem dlaczego ale u mnie to nie dziala.Starzeje sie albo znowu cos nie klawo z internetem.
Pozdrawiam i trzymajcie sie, nie dajcie sie tej zarazie.
Dzień Dobry w piątek
Dziś Black Fridey. Czy Was ogarnia szal zakupów czy spokojnie do tematu?
Nigdy nie byłam zwolenniczką szalonych promocji,bieganiny i oby pierwsza do celu. W ogóle nie lubię łazić po sklepach. Wchodzę po konkretne rzeczy i do domu. Chyba jestem jedną z nielicznych kobiet która nie leczy chandry zakupami Jedynie na dłużej mogę się zatrzymać przy artykułach gospodarstwa domowego. Jak mi się spodoba jakiś talerz to kupuję. Dlatego mam sporo niekompletnych aa także z zamierzchłej przeszłości.Zostało mi się kilka z przed 40tu kilku lat. Kubki,uchwyty na szklanki. Ostatnio brat o nie pytał. Chce zrobić imprezkę andrzejkową w stylu prl. Głównie ,żeby pokazać synkowi jak to było za czasów kiedy tata był mały Obiecałam dać szklanki i upiec wuzetkę Swoją drogą już dawno nie robiłam.
Poza tym pogoda mnie zaskoczyła. Pada deszcz ze śniegiem. Lecą wielkie płaty z nieba,co za widok. Gdyby tak na święta wreszcie mógł spaść śnieg,to by było jak za dawnych dobrych czasów-magicznie.
Smosiu,może jednak otworzysz tradycyjnie grudniową kawiarenkę? Wszak za kilka dni już grudzień..
Też nie lubię zakupów. Pewnie to jest związane z tym, że rzadko mogę dostać coś, co jest na mój wzrost. Od czasu, jak "poszłam w górę" zazwyczaj wszystkie nogawki i rękawy były za krótkie. Rozmiar buta 42. Tak więc można się nieźle wkurzyć przy szukaniu asortymentu Wtedy zamiast leczyć chandrę, to można ją jeszcze pogłębić
Black Friday mnie nie kusi ale jak na ironię właśnie skorzystałam z oferty Miałam upatrzoną piżamę (prezent pod choinkę) i dziś była faktycznie tańsza.
A dlaczego znowu ja??, tradycji grudniowej nie mamy i chyba nie będzie takiej??
Wg mnie to kolejka:
smakosiowa"
bea
ekkore
i każdej chętnej duszyczki - kto ma ochotę a nie chce lub wstydzi się napisać tego 'głośno i wyraźnie;(
Ja lipcowałam" pod moją niby-palmą, czyli za wcześnie na mnie i nie będę odbierała berła prawowitej Królowej.
Kolejka, to kolejka i nie ma wyskoków przed szereg, o.
Dzisiaj dzień awaryjny - internetowa dyskoteka, nawet nerwa miałam, bo nie spisałam przepisu na babkę, znalazłam w książce podobną i taką machnę.
Jak świętować, to na maxa
Pozdrawiam :)
Tradycyjnie,bo w zeszłym roku grudzień prowadziłaś...no ale jak nie to..siedzę już cicho.
Nie, nie siedź cicho.
Potrzebna jest nowa Gosposia i to już za parę dni - teraz czas na rozmowy "kwalifikacyjne
Spadam, bo za dużo gadam a domowe zaległości już za próg wyłażą
To teraz wszystko w Twoich rękach
Nie,spokojnie,już Cię nie namawiam na grudniową kawiarenkę
O to chodziło,a nie ,że cicho całkiem ja lubię towarzystwo ,zwłaszcza Wasze
Smosiu zgadzam się w 100% z Toba - tradycji grudniowej ani innej nie mamy, bo to tylko odstrasza i niepotrzebnie stresuje, ale mam inny pomysł, ale to oddzielnie :)
Black Friday to pic na wodę.
Ja byłam raz, po przylocie. I to w czwartek.
Ludzi od groma, coś przecenione, ale żeby jakieś fajerwerki.
Weszliśmy do walmarta, za chwilę wyszliśmy drugim wyjściem. Nie chcę mieć, nie chcę się tłoczyć.
Jeżeli już coś mam kupić to większy sprzęt. Ale nie musi być koniecznie na BF, tylko w okolicy do Świat. Jak wiem co chcę kupić, to sprawdzam ceny i gdy spadnie zadowalająco wtedy kupuję. Wcześniej chodzę oglądać do sklepu, także konkretnie wiem co chce.
W zeszłym roku mieliśmy kupić ekspres do kawy, automat. Miał mieć przyzwoitą cenę, ale chyba tylko był w ofercie.
Pooglądałam potem w necie i znalazłam lepszy model. Ale nie byłam gotowa na cenę, ale wiedziałam co chcę.
I na Święta (oferta świąteczna) dali tam gdzie nie było tego pierwszego. Pełna cena niższa, a do tego jeszcze promocja. Kupiliśmy, to był nasz pierwszy prezent na 30 rocznicę.
Ludziki, pomóżcie...
przy którymś przepisie ktoś zalecał zastąpić pieprz czarnym pieprzem ziołowym... tak mi się to przyczepiło, że od godziny studiuję komentarze i kurczaki nic nie mogę znaleźć... nie wiem po co mi to w tej chwili, ale znam siebie i wiem, że to nie odpuści i będzie mnie męczyć.... pomożecie???
Z tego co pamiętam to była mowa o plackach ziemniaczanych. Nadia poradziła zastąpić pieprz czarny ziołowym Dziś akurat robię te placuszki na obiad. Dam znać jak nam smakowały,ale skoro Nadia poleca to muszą być pycha
Goplano, po cichu liczyłam na Ciebie. Chodziło mi po głowie, że to Nadia pisała, a jednak nie mogłam znaleźć. Dzięki, jesteś Wielka!.
Tak, zgadza się, bo dostałam taką poradę od WZ-towniczki ABA, żeby do placków ziemniaczanych zamiast zwykłego pieprzu, dodać pieprz ziołowy, są delikatniejsze i lepsze w smaku
No właśnie,kolejny dowód na to,że ten BF to ściema. Zreszta sama się przekonałam,bo jak konkretnie czegoś szukam to wcześniej sprawdzam ceny i się okazuje,że w te wielkie promocje jest jeszcze drożej niż było wcześniej.
Ja na amazonie mam listę rzeczy zachowaną na później. Ponad 100 sztuk, głównie dlatego, aby nie szukać po całym amazonie, tylko w liście. Codziennie przychodzą mi powiadomienia o zmianie ceny.
No i przed Black Friday dużo rzeczy miało tendencję wzrostową, dzisiaj coś tam spadły, ale i tak jest drożej niż przed.
Dobrze, że teraz wszystko można kupić online, nie trzeba chodzić do sklepu.
Ja chodzę sobie pooglądać, żeby wiedzieć co chcę, a potem czekam na cenę online.
Ale dziś idziemy do sklepu firmewego sketchers, pooglądać buty dla męża.
O ile jest, bo nie wiadomo czy Ida nie zniszczyła i czy zdążyli ponaprawiać. Jedna restauracja, do której chcieliśmy iść jest zamknięta po Idzie właśnie, remont do połowy stycznia, więc pewnie do lutego.
Pierwszy dzień za nami, dzień drinku hurricane.
Pochodziliśmy, pojedliśmy, popiliśmy na głównej rozrywkowej ulicy - Bourbon Street.
Zamiast cudownego jazzu, dominowały rapy na ulicy.
Być może z racji święta lokale nie miały na wieczór muzyków.
Ale i tak fajnie było.
Spacer po French quarter wieczorem.
Katedra. Może pójdziemy w niedzielę na mszę, zobaczymy jak nam wyjdzie do powrotu z czasem. Na tą chwilę powinno być ok, ale mogą lot zmienić, niestety.
Nic tylko pozazdrościć takiej wyprawy,oczywiście w tym dobrym sensie. Wspaniale i te piękne zdjęcia. Dzięki Ekkore,że dzielisz się tym z nami. Jak tylko znajdziesz chwilę proszę o dalszą fotolerację Udanych wojaży i przede wszystkim w zdrowiu.
Na bieżąco jest łatwiej, potem to ciężko wybierać zdjęcia, tyle ich jest.
Ja i tak mam "mało", nie zawsze mi się chce, nie jestem wielkim pstrykaczem.
Ale mój mąż uwielbia, on ma z każdego wyjazdu zdjęć 3 razy tyle co ja, szczegóły, detale itp, itd. Teraz już jeździ z telefonem tylko, bo dobre aparaty mają. Ale kiedyś lustrzanka, statyw, obiektywy. Jak robiło się zdjęcia papierowe to miało to wielkie znaczenie, teraz jak się publikuje w necie, to i tak obetnie na jakości.
Piękne miejsca
Hurricane, to kojarzy mi się z taka świecą w kształcie sześcianu, w środku jest miejsce na tea ligt - moj mąż kiedyś takie robił.
Można na ściankach cos pomalować, przykleić liście lub zrobić zdjęcia, ale jak to robił, to nie mam pojęcia.
Moja ikonka jest właśnie z tym robionym hurricanem, malowanym przez męża i podświetlony swieczuszka, ale to bardzo dawno temu... Jednak mam sentyment do tego typu rzeczy :)
Hurricane to najpopularniejszych drink Luizjany. W swoich przepisach mam, ma wersję najbardziej oryginalną. Ale wszędzie królują wariacje. Drinki w lokalach zazwyczaj mają to do siebie, że więcej się po nich sika niż upije, ale są frajdą i przyjemnym spędzeniem czasu.
Dziś idziemy jeść mufalete - wielką kanapkę charakterystyczną dla Nowego Orleanu.
A wczoraj jadłam ostrygi Rockefeller, uwielbiam je. To muszle ostrygowe z ostrygą a na wierzchu mieszanka szpinaku i sera albo jak w Savannah jarmuzu i sera, to wszystko z piekarnika lub jak wczoraj robili na żywym ogniu.
Mój mąż się ze mnie śmiał, że nic nie zjadłam, wszystkie muszle oddałam.
A to mój hurricane, w domu, zdjęcie archiwalne, kieliszki do wódki belvedere.
U nas najwięcej fajnych kieliszków jest na Boże Narodzenie, zestawy są w cenie samego alkoholu. W zeszłym roku jak dokładaliśmy do koszyka, to wystawili nam pozwolenie na przewóz alkoholu. Bo wolno tylko 8 litrów mieć w bagażniku. A pojechaliśmy tylko po tequile do margarity.
Alkohol mamy do dzisiaj, hehehe. I kieliszki do kolekcji, bo to o nie chodziło.
Witam w piątek :)
Mam wrażenie, ze dzisiaj jest sobota
Na dworze chłodno, raz słońce, raz deszcz, raz jasno raz ciemno tzn. pochmurno, no i wietrznie.
Pogoda nie zachęca do wychodzenia z domu, wiec postanowiłam trochę ogarnąć w domku i umyć włosy. Robie to eksperymentalnie, bo postanowiłam zamiast myc włosy w szamponie, umyć je w szarym mydle Potem spłukałam zwykłą wodą a na końcu z dodatkiem octu jabłkowego własnej roboty-zobaczymy :0)
Moja propozycja z kawiarenka i gospodarzeniem jest taka:
Goplana jako Niezapominajka powinna zrobić grafik wstępny na 2022r , czyli każdy wybiera sobie taki miesiąc, jaki chce (tak jak to było kiedyś z rocznicami, urodzinami etc)
Następnie, jeśli dana osoba nie otworzy nowego wątku z różnych przyczyn, wtedy następnego dnia robi to Goplana i nie ma problemu :)
Pierwszeństwo mają osoby nowe, które chcą otworzyć nowy watek :)
To nie jest takie trudne, wystarczy napisać: witam w nowym wątku i zapraszam do wspólnej dyskusji
To naprawdę wystarczy i nie porównywać się do nikogo, bo każdy watek jest inny i wszystkie są baaaardzo ciekawe. No ja za każdym razem jestem w pełni zaskoczona i to pozytywnie :)
Na grudzień proponowałabym Alidab, jeśli się zgodzi oczywiście :)
Pozdrawiam ciepło
Mam odmienne zdanie, nie można Goplany aż tak obciążać. To, że jest mianowana kierowniczką nie powinno dokładać Jej dodatkowych obowiązków... harmonogram na rok 2022 ??? i jeszcze gdy nikt się nie zgłosi ma lukę uzupełnić??? od razu przychodzi mi na myśl to powiedzenie z palcem i całą ręką.
Każdy kto lubi kawiarenkę i lubi w niej bywać sam powinien poczuwać się do obowiązku pilnowania swojej kolejki... tak ja uważam. W końcu otwarcie nowego wątku to żaden wyczyn, to przyjemność, ale nie można wszystkim obarczać Goplany.
Reasumując - kto na ochotnika???
Dawniej się mówiło, że ochotnicy zginęli w... no, nieważne. Cisza, jak makiem zasiał. a ja sprawdziłam i wiem, czyja tak naprawdę kolejka, ale nie będę zdradzać, bo może znajdzie się chętny sam...
Widzę w tv, że niektórzy już mają zimę, u mnie chłodno, ale sucho, bez opadów.
Najgorsze jest to, że syn ma objawy grypowe, bez temperatury wprawdzie, ale źle się czuję. Martwię się okropnie, o jest po podobnych przejściach sercowych jak ja. Nie jestem w stanie skupić się na czymkolwiek, strach jakiś prawie mnie paraliżuje... nadzieja tylko w tym, że to nie ta zaraza.
Trzymajcie się zdrowo.
Ja nie mam pojęcia o żadnej kolejce, to mój pierwszy wątek tego typu.
Ja bym ustaliła alfabetycznie listę osób, które się odzywają, z przypisanym miesiącem wtedy kolejka będzie szła. Niech każdy pilnuje swojego miesiąca. Najwyżej można zapytać kilka dni przed końcem czy dana osoba otworzy, jak nie, to następna z listy.
Grudzień dla alidab obowiązkowo.
I co z synem, napisz czy ma 'zarazę czy tylko 'starą grypę?
Nie bój się, pewnie był szczepiony, może 3ójnie nawet, da radę każdej zarazie.
Piszą o najnowszej, najgorszej mutacji - uważajcie na siebie.
U nas większość bojkotuje maseczki a dystans mają gdzieś :((
SDDM /szczepienie, dystans,dezynfekcja,maseczka/ to podstawa, potem wszystko w rękach natury i aparatury.
Witam w sobotę :)
Od wczoraj dziwnie mi internet działa, zacina się, nasza strona WZ jakaś taka dziwna, trzeba wszystko manualnie zrobić i mieć cierpliwość, żeby zobaczyć, co się chce i cos napisać
Ale dobre i to skoro niektórzy w ogóle nie mogą dostać się na Wielkie Żarcie :(
Mam nadzieje, ze ta awaria czy jak to nazwać jest krótkotrwała... Ano zobaczymy.
Pozdrawiam ciepło przy tak kapryśnej pogodzie
Wywaliło mi post, a tyle się napisałam.
To jeszcze raz.
Zdjęcia z wczoraj, byliśmy w Muzeum drugiej wojny światowej. Super. Ja po 6 godzinach miałam dosyć, mąż został dalej.
Chyba jedno z najlepszych tego typu.
Zdjęcia z muzeum, dookoła i z drogi do.
I ciąg dalszy.
Jak mąż wrócił z muzeum, już o zmierzchu, poszliśmy jeść. Dziś muffaletta lub muffuletta, obie nazwy są używane.
Ogromna kanapka z całego bochenka chleba, z sałatką z oliwek, kaparów i warzyw z marynaty. Charakterystyczna dla Nowego Orleanu, włoskiego pochodzenia. Aż dziwne we francuskim mieście...
Nowy Orlean do szpiku kości jest francuski- nazwy ulic, jedzenia, z zachowaną pisownią i wymową.
I choć pod panowaniem francuskim był krótko, w przeciwieństwie do hiszpańskiego, to Francja wywarła wpływ, a nie Hiszpania. Bo Francuzi przywozili francuskie żony, to one wychowywały dzieci, one zarządzały kuchnią. Hiszpanie tego nie zrobili, zabrakło ich wpływu na kulturę.
Ale do zwiedzania.
Po jedzeniu kolejny spacer po mieście. Poszliśmy sprawdzić, gdzie jest zbiórka na dzisiejszą wyprawę na bagna, odebraliśmy bilety, a że miejsce było akurat przy parowcu (teraz to on chyba spalinowy jest, ale koło nadal ma i pracuje), w oko nam wpadło "jazz cruise ", zapytaliśmy czy są jeszcze bilety. I tak nieoczekiwanie spędziliśmy dwie godziny na Mississippi, słuchając muzyki i sącząc drinki.
Zdjęcia z rejsu i z miasta.
Ale super podróż
Dzięki fotografiom mogłam tam być wirtualnie i... tylko brakuje mi wyobraźni, jeśli chodzi o ta dużą kanapkę muffaletta lub muffuletta. Jak to wygląda i jak to się je? Czy da się to zjeść na raz takie wielkie?
Jeśli możesz Ekkore, to wrzuć proszę fotkę :)
Rzadko robię zdjęcia jedzeniu w restauracjach, te są z netu. Z restauracji w której jedliśmy. Kanapka na dwoje.
Oryginalne miejsce, gdzie kanapka powstała niestety padło.
Jako, że nie znam tego smaku, mogę tylko oceniać smakuje lub nie. Byliśmy w tamtych delikatesach poprzednim razem (z polecenia koleżanki), ale nie chciałam tam jeść. Raz, że kolejka długa, dwa miejsca na stojaka, tylko wysokie stoliki, trzy zapach mi się nie podobał- stechlo kurzowy. Być może niewyczuwalny przez innych, przy mojej alergii to koszmar.
Poszliśmy wtedy gdzie indziej, grał zespół jazzowy, może dotrzemy tam po powrocie z bagien.
Zespół z 2016 roku, gdy pierwszy raz jedliśmy muffalette.
Małe sprostowanie. Delikatesy muffaletty nie padły, są w remoncie, Ida uszkodziła. Wczoraj tam byliśmy.
Podobnie jak browar, do którego mieliśmy iść. Ida była gorsza od Katriny dla niektórych miejsc. A uderzyła w Nowy Orlean tego samego dnia co Katrina, 17 lat później...
Witam piknie:)
u nas biało, prawie bajkowo.
Cieszę oczy, bo nie wiadomo kiedy znowu śniegiem sypnie.
Mam rozwalony wątek - drzewko nie gra z resztą, więc klepię na oślep /może dojdzie a może poleci w eter/.
Troszkę dzisiaj dokupiłam świątecznej mąki /była tortowa po 2,5 kg w aldiku, akurat/ i bakalie, olej promocyjny i takie tam. Powoli niezbędniki będą w domu.
EM zajęty awarią piwniczną /nie wiem co nawaliło, ale ciężko pracuje od paru godzin/
Ja pędzę do garów, może upiekę też coś niedzielnego, bo za mną chodzi babka megusiowa :P
Miałam plany porządkowe, ale awaria wszystko rozwaliła - jak eM naprawi wszystko i zostawi plac, to będę dopiero pucować.
Wszyscy zdrowi, ale kto wie... w robocie 1na osoba już 'koronowana, zobaczymy ile/komu posiała
Alidab byłaby idealną Panią Grudnia, chociaż przyznam szczerze, że myślałam o ekko-Kasi /byłoby fajnie świętować 'po amerykańsku /.
Znowu coś mi skacze między wersami.
Trzymajcie się zdrowo
Ja ciągle obstawiam alidab.
Ona mi się kojarzy ze Świętami.
Gdyby jednak nie chciała, mogę być ja. Tylko musicie pamiętać, że jest 6 godzin różnicy, nie zawsze mam czas w pracy, żeby zajrzeć czy pisać i może się zdarzyć, że wątek byłby dopiero 2 grudnia (u mnie nadal pierwszego).
U mnie tez WZ nie współgra ze sobą :(
Smosia a gdzie zimowe fotki? :)
A widzisz, myślałam, ale na tym zakończyłam.
Jak tak bardzo pragniesz tej bieli, to proszę bardzo
/rok 2021, ale... 10ć miesięcy wcześniej /:
Wczoraj był dzień "w drodze przez bajoro". Jeżeli pamiętacie film Księżniczka i żaba, właśnie tam się dzieje scena z piosenki, bajoro to Bayou swamp (bagna).
Przepiękna, wyciszająca sceneria, która zdaje się znikać z krajobrazu. Huragany robią ogromne spustoszenie, słona woda niszczy roślinność. Zarówno Katrina, jak Ida w tym roku wyrządziły wiele szkód.
Dachy domów do dziś są ciągle w naprawie.
Cieszę się, że mieliśmy bilety na cichy rejs statkiem, tak jak miejsce tego wymaga, a nie głośnym airboat, szybkim, spektakularnym, widać na jednym zdjęciu.
Może następnym razem będzie czas i na tą rozrywkę.
A taka niespodzianka czekała nas rano, zaraz po wyjściu z hotelu, trafiliśmy na moment, gdy pierwsi uczestnicy dotarli tam. Parada szkół średnich i uczelni, jak na mardi gras. Zebraliśmy całą kolekcję korali, z platform rzucają do ludzi fantami. Mieliśmy nawet maskotkę, małego tygryska, mąż złapał, ale obok była mała dziewczynka, która ewidentnie też chciała, to oddał.
W koralach paradowaliśmy przez pół dnia.
Dzisiaj pora do domu. Jeszcze tylko muzeum lokalnego napitku spirytusowego.
Mimo intensywności, nie wszystko co byśmy chcieli uda się zrealizować, nic to, będzie na kolejny raz.
I jeszcze wczorajszy muzyczny wieczór. Tak fajnie grali, że nie ruszyliśmy się z tego lokalu. Mąż kupił płytę.
A pierwsze zdjęcie to Joanna d'arc, zwana tutaj Joanie on the pony ( Joasia na kucyku), pomnik na placu Francuskim
R e w e l a c j a
Też siedziałabym, aż do zamknięcia klubu / jak daaawno temu w 'Rurze wrocławskiej/.
Dzięki :)
Gdyby człek siedział do zamknięcia, obawiam się, że nawet na czworaka nie wróciłby do hotelu. Głupio siedzieć przy wodzie, a ile coli można w siebie wlac.
Choć myśmy byli do końca, do końca grania tego zespołu. Potem była zmiana.
Gościu miał fajną czapkę, wyglądał jak Frosty z piosenki świątecznej (Frosty the snowman)
No tak, fason czyli pion trzeba zachować.
Nie znam piosenki, ale chyba o to chodziło
My też zaczynamy już serwetki i inne drobiazgi świąteczne wygrzebywać z szuflad.
Hej, heej :)
u nas sypie i syyypie.
Za parę godzin chyba nas całkiem zasypie.
Wątek dalej mam rozwalony.
Odezwijcie się, gotujecie czy odśnieżacie ??
My zmieniamy zasłony i firanki na 'zimowe i popijamy kawusię korzenną, pyszna.
I koniecznie muszę zaliczyć krótki spacer - uwielbiam świeży śnieg, nawet mokry.
Udanej niedzielki
Ja na telefonie (i tablecie też) nie widzę drzewa, wszystkie posty jeden pod drugim.
Przewijam do samego dołu (ponad 500 postów) i czytam od końca, pewnie coś mi tam zawsze umknie, gdy dodane pomiędzy nie w czasie powstawania postu. Jako przeczytane widzę tylko swoje posty, reszta tak jak gdybym nie zaglądała.
Mamy chłodny i deszczowy poranek. Nie jesteśmy przygotowani na deszcz, prognoza mówiła o 3 % prawdopodobieństwa. Dziś, teraz jest 90. Ale z cukru nie jesteśmy, ciuchy zapasowe są.
Zaraz wychodzimy na cukrowe śniadanie- beignets - to takie puchate racuchy, smażone w głębokim tłuszczu, kiedyś hit szkolnych stołówek, posypane toną cukru pudru.
Uważam, że nasze polskie lepsze, ale być w Nowym Orleanie i nie zawitać do Cafe du Monde... będzie wszystko, no prawie odhaczone z obowiązkowego jedzenia.
Muffaletta, gumbo, jambalaya, red beans (to jadłam pierwszy raz, choć wiem, że to tradycyjne jedzenie, jakoś nigdy nie byłam przekonana, koniecznie zrobię, wstawię przepis), dzisiaj beignets i coś na lunch. Hak zamowimy po- boy będzie prawie komplet. Bo jeszcze crawfish etouffe zostało. Zobaczymy co wygra.
"...nie widzę drzewa, wszystkie posty jeden pod drugim.
Przewijam do samego dołu (ponad 500 postów) i czytam od końca, pewnie coś mi tam zawsze umknie, gdy dodane pomiędzy nie w czasie powstawania postu. Jako przeczytane widzę tylko swoje posty, reszta tak jak gdybym nie zaglądała."
Ekkore mam to samo, to musi być wina serwera.
Witam niedzielnie
Nie czytałam wszystkiego, co napisaliście, bo WŻ się "rozjechało". Może w tym nowym, grudniowym wątku wróci wszystko do normy...?
Doczytałam, że wspominacie o otwarciu Kawiarenki przez Alidab lub Ekkore. Oj, fajnie by było gdyby dziewczyny były chętne do kolejnych otwarć.
Powiem Wam szczerze, że totalnie nie przyswoiłam wiedzy kto, kiedy itd. Nie żebym była ignorantką, ale w Kawiarence (jak mało gdzie) pozwalam sobie na większy luz i spontaniczność. Nie zakodowałam kiedy była o tym mowa i już nawet nie wiem gdzie szukać. Liczę, że jak zwykle ktoś bardziej czujny podpowie albo Alidab lub Ekkore się zgodzą Fajnie by było
Smakosiu, to bardzo proste - wchodzisz w "Rozmowy wolne..." i patrzysz na poszczególne wątki i co widzisz? w czerwcu "czas stokrotek", a kto? o, Smakosia...
a ja? o, kwiecień i pażdziernik... wszystko widać jak na dłoni....
Alidab zajrzała dopiero po raz pierwszy, na chwilę, więc nie można już Jej wciągać na siłę do kolejki, w ten sposób tylko można zniechęcić, tak mi się wydaje. Tak też jest ze wszystkimi innymi, którzy wstąpią przelotem...
Zresztą, co ja tu będę rozprawiać...nie mam takiego prawa...
Coś Goplana przepadła, może się obraziła?
U mnie też wątek rozjechany. Smosiu, synowi po jednym dniu przeszło wszystko, za to dziś synowa ma to samo, też objawy grypowe bez temperatury.
Trzymajcie się zdrowo.
Trzymamy się, dbamy o formę: jemy zdrowo i ćwiczymy;DD - spacerujemy, odśnieżamy i inne prace fizyczne wykonujemy
Czyli kto?? mariolanka? ale ona nas opuściła ;((
Nikogo na siłę nie wciągamy, ale fajnie i ciekawie jest gdy nowe Gosposie przejmują klucz
Dobrze, że na strachu skończyło się, oby synowa też wyzdrowiała szybciutko.
Spokojnej nocy :)
Dopisano 2021-11-28 21:10:15:
To i ja już wiem, że Mariolanka I i IX prowadziła, więc nie czas jeszcze na nią.
Ok. Mogę być ja.
Tylko pamiętajcie, że to może być 2 grudnia.
Albo już wiem, założę na spokojnie w andrzejki, poczeka na Was.
Super
Wszystkie gosposie tutaj są świetne, ale debiutantki są jeszcze 'świetniejsze /a teraz świąteczne nawet /.
Bardzo fajnie, prawda drogie klubowiczki?
Dziewczyny, ledwo się pojawiłam a już będę musiała zająć się sobą. Jestem przerażona, w ubiegłym tygodniu dowiedziałam się o wynikach mammografii. To nie była dobra wiadomość. W środę zaczynam dalszą diagnostykę. Trzymajcie kciuki, proszę... Nie tak wyobrażałam sobie przedświąteczny czas ale czy na takie wiadomości jest odpowiedni moment? Chyba nie...
Trzymam kciuki i wspieram
Zapraszamy o każdej porze dnia i nocy też.
Alidab tak mi przykro!
Trzymam kciuki za pozytywne zakończenie.
Ja sama wizytuje neurochirurga. Na operację się nie zdecyduję jeszcze, ale chcę trzymać rękę na pulsie, w razie jakiegoś gwałtownego pogorszenia. Już raz przestałam chodzić do neurologa, to przy pogorszeniu wylądowałam u neurochirurga.
Alidab, jestem z Tobą całym serduchem. Wiem co się w takich chwilach czuje i wiem, że najgorsze są te pierwsze stresy kiedy czeka się na decyzję lekarza. Potem jakoś człowiek bierze się w garść i robi co każą. Będzie dobrze. Poukłada się. Trzymaj się i jeśli tylko będziesz potrzebowała się wygadać, to jestem...
Uściski - Emila.
Alidab, no jasne, że trzymam kciuki, ślę dobre fluidy i zwracam się też wszędzie indziej, pukam do wszystkich drzwi pod znanymi mi adresami.
Wiem, rozumiem... 2 lata temu byłam w podobnej, choć nieco innej sytuacji, ale też przed świętami miałam ogromne stresy i niepokoje, ja już wiedziałam, że czeka mnie operacja /na tzw. otwartym sercu/ i wszystko robiłam tak, jakby już nadchodził koniec świata.
Dzieliłam się z tymi moimi rozterkami tu w kawiarence i wtedy Smakosia napisała mi - dobrze, że się podzieliłaś z nami swoimi sprawami, bo wszystkie problemy, z którymi się tu dziewczyny dzielą, dobrze się kończą. I ja się tego uczepiłam, bo tu jest naprawdę siła, duża siła... I widzisz? Jestem!
Też się tego trzymaj. Dobrze, że o tym napisałaś i dziel się z nami wszystkimi troskami, a resztę zostaw nam...
Ja jeszcze jednej złotej myśli się trzymałam i Tobie polecam.
"Nie bój się jutra, niech jutro boi się Ciebie".
Przytulasy. Alicja
Witam po krótkiej nieobecności..
Myślałam,że WuŻet już zamknięte,bo nie mogłam się zalogować,to raz,a dwa nawet przeczytać co się dzieje w kawiarence... Dziś mi się w końcu udało,ale ,żeby się do Was dostać to trzeba się nastarać
Alidab kochana,doskonale rozumiem Twoje położenie. Sama przez to przechodziłam 15 lat temu. Dokładnie 15,bo dowiedziałam się o tym na 3 tygodnie przed Bożym Narodzeniem. Biopsja,oczekiwanie na wynik,diagnoza i...
Dobrze,że dzieci odsuwały ode mnie złe myśli. W sensie takim,że zajęliśmy się przygotowywaniem pierniczków ,ozdóbek itp. Bogu dzięki wyszła zmiana łagodna,ale do stałej obserwacji. W tym roku miałam kolejne USG,wyszło dobrze U Ciebie też tak będzie,bez względu na to,jak to teraz może wyglądać.
Trzymaj się,jesteśmy z Tobą
Alidab wspieramy Cię wszystkie i trzymamy kciuki, modlitwa chyba też nie zawadzi. Myśl optymistycznie
I nie dojechałam do domu wczoraj. Samolot musiał uzupełnić zapas tlenu, trzy godziny opóźnienia, na dalszy nie zdążyliśmy.
Noc w hotelu na koszt lini lotniczych, voucher na jedzenie i zaraz w drogę, może dolecimy. W przepoconej koszulce, w brudnych majtach, trzeba dać radę.
Dlatego nie lubię latania, bo nigdy nic nie idzie jak trzeba. I już nigdy się nigdzie nie wybiorę samolotem, gdy nie mogę mieć zapasu dnia wolnego.
Kochane Dziewczyny, dziękuję za dobre słowo każdej z Was oddzielnie i wszystkim razem.:)
Ostatnie dwa lata, razem z początkiem pandemii zaczęły się u mnie poważnymi problemami zdrowotnymi, operacją, sepsą i kiedy wydawało się, że wychodzę na prostą tuż przed świętami wielkanocnymi zachorowałam na koronawirusa.
Przechorowałam ciężko ale przetrwałam i miałam cichą nadzieję, że zaraz, dosłownie za chwilę ten drugi z rzędu, pechowy rok się skończy a potem będzie tylko lepiej. Do końca został niewiele ponad miesiąc...
Okazało się, że to aż miesiąc do końca tego roku i tyle może się jeszcze wydarzyć... Dalej już wiecie. Na ten moment mam jeszcze nadzieję, że pogłębiona dignostyka okaże się dla mnie nie taka groźna.
W środę zaczynam ten maraton.
Przepraszam Was, że w sielski klimat kawiarenki pozwoliłam sobie wkroczyć brutalnie ze swoimi problemami. Tak wyszło, wybaczcie...
Tymczasem zamiast się miotać bez sensu zabieram się zaraz za wuzetkę bo jutro są imieniny mojego sąsiada i tradycyjnie poza drobiazgiem trzeba coś upiec i wybrać się jutro z życzeniami. Muszę się Wam pochwalić, że sąsiadów mam takich, że sama sobie zazdroszczę. :))
Alidab, pod wieloma względami wiem o czym mówisz i znam te odczucia... Wierzę, że większość spraw, które czasami wydają nam się jakąś "czarną serią" też jest po coś. Kiedy wyczerpiesz ten limit a pewnie (jak zauważyłaś) dobiegasz do mety, to już tylko będzie radośnie. Wszystko w porę, wszystko w czas...Masz to pod kontrolą - przekonasz się.
Nigdy nie przepraszaj za to, że jesteś z nami szczera, że jesteś "prawdziwa" i chcesz się podzielić "kawałkiem siebie". Każdy z nas czasami przechodzi coś cięższego, ale jak sobie człowiek "pogada", pożali się i wyrzuci z siebie to i owo, to chyba potem łatwiej jest pozbierać myśli żeby iść z odwagą do przodu.
Alu, będzie wszystko dobrze. Już wysyłamy do Ciebie pokłady dobrej energii a ona może bardzo wiele. Ja w to wierzę. Sama dostałam jej kiedyś od Was tak duuuużo, dużo, dużo...
Trzymaj się dzielnie, bo do póki lekarze się człowiekiem interesują, to znaczy, że jeszcze warto "spinać pośladki" i do przodu!
Będę czekać na każdą, nawet najmniejszą wiadomość od Ciebie. Uściski
Alidab i tak trzymaj. Nie wiem czy pamiętasz, jak mawiała Anovi /bywała kiedyś na WŻ/?
„Los nie świnia – musi się odwrócić”...
i tego się trzymajmy....
A teraz śmigaj robić tą swoją wypasioną Wuzetkę....
PS. Sąsiadów to Ci szczerze zazdroszczę, ja swoich nawet nie znam, bo znów mam nowych.
Alidab kawiarenka to nie tylko same radości którymi się dzielimy, ale także i smutki, problemy. Wiadomo, ze radością łatwiej się podzielić niż ze smutkiem, ale jak to się mowi - w grupie siła To sa rozmowy wolne i frywolne, takie i owakie, na temat poważny i temat glupotkowy, ale bez względu na wszystko każdy temat jest ważny, bo z tego powstają rozmowy kawiarenkowe.
A gdzie się tak wygadasz jak tylko w kawiarni i to przy dobrej kawie?
Pozdrawiam :)
I ja piekę, piekłam babkę - taką z 2ch przepisów + moje zachcianki
Mam 2ie keksówki, 1na super, a 2ga siadła i po odwróceniu dopiekałam ją, bo środek był surowy /więcej ciasta wlałam i foremka toporna, z grubej blachy/.
Dobre i to, że chociaż 1ną mamy smaczną - dokładnie mieliśmy, bo prawie jej już nie ma /za dużo łasuchów u nas grasuje w domu/.
Tak, o dobrych sąsiadów trudno /ja też mam fajnych/ i trzeba o nich dbać.
Ciasto to najlepszy z prezentów dla każdego
A wuzetka to już ekstra-prezent.
Pozdrawiam :)
Witam Andrzejkowo :)
Właściwie przedandrzejkowo, no ale to dzisiejsza noc jest ważna z 29 na 30 listopada, bo tylko tej nocy wróżby działają, wiec do dzieła kobietki :)
Andrzejki – wieczór wróżb odprawianych w nocy z 29 na 30 listopada, w wigilię świętego Andrzeja, patrona Szkocji, Grecji i Rosji. Pierwsza polska wzmianka literacka o nim pojawiła się w 1557 za sprawą Marcina Bielskiego.
Lanie wosku
To jedna z najpopularniejszych wróżb andrzejkowych. Potrzebne do niej nam będą świece oraz klucz (jeżeli nie chcemy zabrudzić używanego klucza możemy zrobić zastępczy na przykład z folii aluminiowej).
Z zapalonej świeczki lejemy wosk przez dziurkę od klucza, prosto do naczynia z zimną wodą.
Następnie bierzemy wystudzony kawałek wosku i oświetlam go latarką, aby rzucił cień na ścianę. Formę możemy dowolnie przekręcać. Teraz wszystko zależy już od naszej wyobraźni.
Każdy z uczestników musi pomyśleć życzenie, a następnie wybrać monetę o dowolnym nominale i z wyznaczonego miejsca spróbować trafić do naczynia z wodą. Temu, komu się uda spełni się marzenie.
Na kartkach wpisujemy nazwy różnych zawodów, następnie wrzucamy je do naczynia i urządzamy losowanie. Każdy z uczestników wybiera jedną kartkę i odczytuję swoją pracę przyszłości.
Z kartek papieru wycinamy serce i na jednej ze stron zapisujemy męskie, a na drugiej żeńskie imiona.
W zależności od tego, kto bierze akurat udział w zabawie, serce odwraca się w odpowiednią stronę. Później uczestnik lub uczestniczka z zawiązanymi oczami ma trafić szpilką w jedno z imion.
Imię, w które trafimy, należy do przyszłego ukochanego lub ukochanej.
Podczas tej zabawy obieramy jabłko, a skórki wyrzucamy za siebie.Z rozrzuconych na podłodze ostrużyn próbujemy odczytać inicjały ukochanej lub ukochanego.
W pokoju, gdzie odbywa się andrzejkowa zabawa, wybieramy start oraz metę. Następnie każdy z uczestników, jeden za drugim, układa swoje buty w stronę mety i rozpoczyna się wyścig.
Kiedy skończą się buty, wtedy układamy te z końca kolejki. Tej osobie, której buty pierwsze dotrą do celu, spełni się największe marzenie.
Kubeczki
To kolejna gra andrzejkowa polegająca na losowaniu. Potrzebujemy do niej pięć lub więcej kubeczków, pod które wkładamy przedmioty symbolizujące andrzejkowe wróżby. Na przykład: moneta - pieniądze; pierścionek - ślub; kluczyk - dom; kostka cukru - szczęście.
Teraz wszystko zależy od naszej kreatywności. Możemy jeden kubeczek zostawić pusty, co ma być symbolem pecha.
Kiedy już przypiszemy przedmiotom "magiczne" znaczenie zaczynamy losowanie.
Jak łatwo się domyślić do tej wróżby potrzebujemy szpilek. Szpilki z kubeczka wysypujemy na obrus, aż uda nam się z nich odczytać jakąś literę. Każda litera ma określone znaczenie. Poniżej przykładowa lista:
Andrzejki powiadasz? a były, były, i różne wróżby, i lanie wosku, i buty...
ale jednego roku byłam na takim wieczorku Andrzejkowym, gry, zabawy, imprezę prowadził Jerzy Michotek /młodzież nie zna, dla średniaków - piosenkarz, aktor m.in. serial "Dom"/... jedna z zabaw to było losowe odkrywanie co też los przewiduje dla nas w następnym roku, a były tam m.in.: obrączka czy może pierścionek /zamążpójście/, różaniec /klasztor/ i coś jeszcze oznaczające staropanieństwo. Tyle pamiętam, ale... odkryłam talerzyk z pierścionkiem i faktycznie w następnym roku dałam się usidlić hihihi...
Nadiu - pięknie opisałaś ten wyjątkowy i wesoły wieczór.
U nas buty 'szły gęsiego do drzwi pokoju, czyj pierwszy przekroczył próg, ta miała przepowiedziane rychłe zamążpójście
Lanie wosku i zmyślanie przepowiedni było najlepsze, problemy z odpowiednio dużym kluczem lub z woskiem zniechęcały jednak skutecznie do lania ;(
Karty szły w ruch a niektóre bajki zmyślane w trakcie ich układania powinny zostać spisane i opublikowane
Alman gratuluję trafnej i szczęśliwej wróżby
Gdybyś tak wybrała talerzyk różańcowy?? Katastrofa, kto by nas uczył gotowania i ogrodnictwa?
Szczęście jednak to podstawa naszego życia.
Ostrzegali mnie jednak, że muszę wybrać miłość lub karty,
bo szczęście w kartach odbiera powodzenie w miłości,
to przestałam grać :(( a tak mi dobrze szło... wkurzanie graczy .
Snów dzisiejszych nie pamiętam, ale nie miałam koszmarów, uff czyli ok.
Wróżąc z mojej wczorajszej babki mini%centowej to będzie rok pół na pół, czyli w normie: co się polepszy, to się popieprzy /byle "pieprz nie był zbyt ostry lub drogi /.
Wesołego i smacznego Andrzeja imprezowego życzę nam
Witam Andrzejkowo.
Smosiu, ale się uśmiałam... może to i lepiej byłoby??? byłaby siostra Alicja, tak jest Anastazja i Aniela chyba też...
a na marginesie, pierw nie byłoby bankowca z krwi i kości, bo cała reszta kuchenno-ogrodowa to efekt zbywania czasu na emeryturze... zasłużonej zresztą hihihi.
''Jeżeli na Św.Andrzeja wiatr i mgła,to od Bożego Narodzenia będzie sroga zima''
Mgły nie było,za to wiatr hula i to porządnie.Rano przywiał śniegu,ale nie tyle,żeby odgarniać. Jest jednak ''nadzieja'',że tak będzie. Szkoda,że na święta nie może przywiać..
Listopadowa Gospodyni,prędko ten miesiąc zleciał,prawda? Tyle co go zaczynałaś. Nostalgicznie,z dozą smutku ,bo taki był dzień,ale bardzo pieknie. Dziś kończysz na wesoło,andrzejkowo i choć dawno nie robię żadnych wróżb to fajnie było sobie poczytać i powspominać jak to było. A ile było przy tym śmiechu,a teraz pora złożyć życzenia moim trzem znajomym Andrzejom
Miłego świętowania
Goplano zgadza się, miesiąc minął jak z bicza strzelił, a jeszcze dzisiaj byłam calutki dzień zajęta i dopiero teraz mogłam wejść do kawiarenki, ale widze, ze i tak za późno, bo Ekkore już założyła watek grudniowy hihihi
Dziękuję Smosiu, starałam się jak mogłam :)
U mnie kiedyś tez było lanie wosku z kluczem albo bez niego, w zależności czy był, czy nie i wyścigi z butami hihihi
Oooo proszę, a jednak niektóre wróżby się spełniają
Witam i zegnam się ostatni raz w tym miesiącu :)
Ekkore oddaje Ci klucze oficjalnie, bo widze, ze watek grudniowy już powstał, ale ''nielegalnie'', wiec teraz oficjalnie oddaje Ci kawiarenkowe klucze i od jutra już jest legalnie i można wpisu dokonywać oficjalnie
Myślałam,ze od rana będę mieć czas i dokonam wpisu, a tu nic. Cały dzień miałam tak zajęty, ze, zanim odpoczęłam, to weszłam szybko do kawiarenki, spojrzałam na zegarek i przerażenie, że jest tak późno No ale udało się jeszcze w listopadzie wejść ;)
Dziękuje wszystkim za wpisy, za fajne pogadanki, cieple słowa, pomoc, słowa otuchy, bo w tym kawiarenkowym klimacie o to chyba chodzi, żebyśmy oderwali się od szarej a nieraz i przykrej rzeczywistości i w grupie naszej byli jak dzieci, spokojne, wesołe, płaczliwe czasami, sekretne, uczuciowe, przytulaski, zadziorki, takie... Teletubisie
Pozdrawiam wszystkich radośnie i serdecznie, bo już czeka watek grudniowy, a więc przedświąteczny i tam dopiero będzie się działo a ja na końcu wkleję Wam zdjęcia, jakie kocio do nas dzisiaj przyszło, normalnie istny lampart
Pozdrowionka i miłego wieczorku :)
On to rasowo wygląda. Istny bengal.
A nawet jak go natura tak wymieszała po wielu rodzicach, to tym bardziej piękny.
Moje marzenie o kocie Savannah, w wersji T3, pozostanie w sferze marzeń już na pewno.
Podobnie jak idea bycia domem tymczasowym na emeryturze, niestety dorobiłam się alergii na koty, po jakiś 12 latach posiadania (myślę, że stało się to w grudniu zeszłego roku, gdy pomimo odczulania objawy mi się nasiliły).
Dwie moje baby mają czas na dożycie, ile by im to nie zajęło, oby jak najdłużej, potem kotów nie będzie.
Savannah to mieszanka kota domowego z serwalem. Pierwsze i drugie mieszanie daje dosyć dziką wersję, natomiast T3 to już duży kociak, który lubi chodzić na smyczy oraz kocha wodę.
Tani nie jest, ta moja wersja to tak 2500 tysiąca dolarów. Zawsze mówiłam, że jak będę miała na zbytku to będę miała kota.
Znając siebie jednak prędzej bym przygarnęła jakiegoś. Teraz będę bogatsza o te 2.500 oraz bidy też już nie przygarnę, takie życie.
Nadiu, dziękuję Ci za ten "ciepły" klimat w Kawiarence. Przeprowadziłaś nas przez pierwsze, zimne dni i teraz w tym pozytywnym nastroju można będzie dalej grzać dłonie w "grudniowym towarzystwie".
Uściski