BULION
ok 1 kg kości wołowych
ok 6 jednocentymetrowych plasterków imbiru
3 goździki
1 trzy centymetrowy kawałek laski cynamonu
1 sztuka anyżu gwiaździstego
2 duże cebule
3-4 ząbki czosnku
2 łyżeczki cukru
do zaprawienia zupy na koniec: sos rybny, sos sojowy i ewentualnie(jak macie) sos hoisin, ale ten ostatni niekoniecznie,
DODATKI
pokrojona drobno papryczka chili- można ją zastąpić małą ilością np sosu sambal oelek, lub nawet(ale to ostateczność, a podobne nieco) ostrej pasty paprykowej węgierskiej.
Szczypior z dymką pokrojony w dwu centymetrowe kawałeczki
kiełki(fasoli mung, sojowe lub mieszanka dowolnych)
makaron ryżowy-wstążki, lub nitki
listki bazylii i kolendry lub pietruszki
plasterki limonki lub cytryny
nieduży(ok 50 gram )kawałek wołowiny pokrojony w malutkie, bardzo cieniutkie plasterki
To fenomenalna, bardzo aromatyczna, oryginalna, rozgrzewająca zupa rodem z Wietnamu. Jeśli do tej pory nie mieliście okazji jej spróbować w jakiejś orientalnej knajpie- bardzo polecam. Będziecie oczarowani. Jej skład( nie ma soli ,oprócz tej w sosach) może was nieco zaskoczyć, ale na pewno będzie to przyjemne zaskoczenie.No to zaczynamy...
Kości zalewamy zimną wodą, gotujemy 5 minut i przecedzamy, płuczemy, a wodę wylewamy myjąc garnek z osadów. Jeszcze raz zalewamy kości trzema litrami zimnej wody i teraz już klasycznie, jak nasz rosół- na małym ogniu. Dodajemy cebule,czosnek, imbir, anyż, cynamon, goździki i cukier. Gotujemy dwie godziny, albo i więcej (oryginalnie gotuje się go nawet całą noc) Przecedzamy z ewentualnych szumów, bo rosół musi być klarowny. Doprawiamy sosami. I tu radzę uważać, żeby nie zepsuć smaku. Najpierw doprawcie w miseczce, znajdźcie smak,a dopiero potem w garnku. Dlatego polecałam wam najpierw spróbować w knajpie, żeby pamiętać niuanse smakowe tej zupy. Niestety nie da się tego opisać. Musi być słodko, słono, kwaśno ostra.Zupę zagotowujemy i wrzucamy do niej dosłownie na minutę plasterki wołowiny, żeby tylko straciły surowość(nie były krwiste) i nie stwardniały. Wyławiamy je.
I teraz najprzyjemniejsze- na talerzach rozkładamy namoczony wcześniej we wrzątku lub po prostu zalewamy go gorącą zupą(i tak zmięknie) makaron ryżowy.Na to układamy kiełki, szczypior(obficie!). Na to kawałki mięsa. Posypujemy kawałeczkami papryczki chili, listkami bazylii i kolendry lub pietruszki. Dekorujemy plasterkiem cytryny lub limonki.Można ją wcisnąć do zupy. Jestem pewna, że smak tej zupy powali was na kolana.
Swojego czasu próbowałam jej na sławetnym targowisku na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie, a teraz uwielbiam jej próbować ilekroć jestem w pobliżu knajpki ,gdzie ją serwują w moim mieście. W Warszawie ma swoich wielbicieli i mnóstwo papieru zapisano o modzie na nią)) I myślę, że nie jest bezpodstawna. Znałam takich, co specjalnie dla tej zupy, zaginali onegdaj na stadion))Jest tylko jedno "ale"...jeśli ktoś nie lubi zapachu anyżku gwiaździstego(bo cynamonu prawie nie czuć), to jej nie polubi. Ja doszłam do tego przepisu metodą prób i błędów, a także podpytując i zachwalając w knajpce. Wg mnie ilość aromatycznych przypraw jak na nasze gusta była za duża i ją zmniejszyłam. Pierwszą swoją zupę wylałam))Ale następna to już było to!
Polecam i smacznego.
Ps. Nazwę Pho wymawia się "fa". Jak tak zamówicie, to zadowolony kucharz-Wietnamczyk na pewno zrewanżuje się przynosząc zupę i mówiąc z uroczym akcentem po polsku..."prosię"! )))
Lubię tak zredagowane przepisy - trochę anegdoty, trochę teorii, no i oczywiście - przepis właściwy. Z przyjemnością to przeczytałem i na pewno z przyjemnością wypróbuję.
PS. W składnikach zapomniałaś wspomnieć o kiełkach.
Tak, już poprawiam, choć nie wszędzie jadłam w knajpkach z kiełkami. Ja czasem robię też bez, jak nie mam, ale fakt, Wietnamczycy na ogół je podają.