Właściwie wcale nie planowałam powoływać do życia kwiatowego wiosennego drzewka wykonanego z cienkich pasków bibuły i szpilek z kolorowymi głowki. Tak jakoś samo wyszło. Zaczęło się od tego, że żal mi było wyrzucić styropianową formę w kształcie stożka, która w okresie Bożego Narodzenia służyła jako podstawa choinki z barwnych piór. Przyglądałam się niepotrzebnemu już przedmiotowi, nie mogą podjąć decyzji o ostatecznej utylizacji. "Niech poleżakuje w kartonie z innymi bezprzydasiami" - pomyślałam i zatrzasnęłam nad nim wieko.
"Bezprzydaś" nie musiał długo czekać na ponowne otwarcie kartonu. Zbliżała się Wielkanoc, a wraz z nią zwiększyła się parokrotnie swędząca głowę potrzeba własnoręcznego wykonywania ozdób. Na ustawianie prymulek i miniaturowych żonkili na okiennych parapetach było jeszcze za wcześnie. Aby nie przekwitły tuż przed świąteczną niedzielą, należało je kupić dopiero za parę dni. Kwiatów się jednak zachciewało trwalszych, szczególnie że miały być narażone na codzienne sztuchańce, obficie rozdawane przez rączki małego przedszkolaka (rączki, którym udało się już dość skutecznie obskubać większość wierzbowych kotków, mających nadzieję dotrwać do Wielkanocy).
Styropianowy stożek, raz już gęsto pokłuty szpilkami, oraz z resztkami różowych piórek, których nie udało się do końca wyskubać, nie prezentował się najdostojniej. Wyglądał raczej żałośnie i wymagał skutecznego leczenia. W ruch poszły nożyczki, klej oraz zielona marszczona bibuła, czyli popularna i niezastąpiona krepina, którą można zakupić w każdym papierniczym. Ciach, ciach, ciach... wycięłam "na oko" sześć, a może siedem czy wąskich trójkątów, nieco wyższych niż stożek i obkleiłam go nimi szczelnie.
To było łatwe, mogłam przejść do ozdabiania stożka kwiatami. Wybrałam jeden z najprostszych wzorów. Wycinałam z bibuły podłużne pasy, dzieliłam je na krótsze fragmenty i każdy ciasno rolowałam między palcami wzłuż jednego z dłuższych brzegów (na zdjęciach pokazuję to na przykładzie zwijania zielonego koloru bibuły, którą użyłam do innej wiosennej ozdoby). Smarowałam drugi brzeg klejem biurowym, a następnie zwijałam paski w kształt przypominający różyczkę. Gdy klej wysechł, wystarczyło przebić każdy kwiatek szpilką zakończoną kolorową główką i umocować w styropianowym stożku. Moje różyczki były bardzo malutkie, dlatego praca zajęła mi ponad dwie godziny, ale kwiatowe drzewko może być równie sympatyczne, jeśli wykonamy mniejszą ilość dużych różyczek i umocujemy je na duże szpilki lub kawałki drutu.
Miłej zabawy!