"Obiad z niczego"... zawsze mnie to określenie i irytowało i frapowało jednocześnie.. bo jak nic, jak coś tam jednak jest w tym obiedzie... Byłam dość naiwna sądząc, że w normalnym życiu, kiedy skończy się studencka prowizorka coś takiego jak naprawdę pusta lodówka, czy pusta szafka ma rację bytu. Teraz wiem, że w lodówce/spiżarce "coś" zawsze jest i to "coś" ma bardzo konkretny wymiar. Moje "coś" ( i tu wszystkie moje polonistki - wszystkiego najlepszego z okazji itd... - załamują ręce i nie tylko nad męczącym powtarzeniem rzeczonego słowa) rozwinęło się w ciągu paru lat. Teraz wiem, co się przydaje w kuchni, co warto, a co nawet trzeba mieć, żeby życie było lżejsze, łatwiejsze i przyjemniejsze. Ba, nawet zamierzam uzasadnić każdą pozycję z osobna lub wyjaśnić co do czego... Tak, żeby nie być gołosłowną.
Mąka - z przymrużeniem oka patrzyłam na moją babcię, która po zużyciu woreczka mąki z 3 obecnych w szafce wysyłała nas do sklepu, bo "mąki już nie ma"... teraz wiem, że mąkę warto posiadać. 2 kg mąki, tak na wszelki wypadek.
Cukier kryształ - włoska kuchnia renesansu nie obywała się bez cukru. Dodawano go do wszystkiego, naprawdę... wiem wiem...biała śmierć itd.... ale cukier warto mieć. Co najmniej pół kilo - więc jak torebka osiąga magiczną połowę, warto dokupić.
Ryż - mam woreczek tradycyjnego i pudełko paraboiled. Nigdy nei wiem czy nie przyda mi się do zupy, albo sam, lekko osolony, z masełkiem.
Sól - nie wiem co tu uzasadniać, szczerze mówiąc...
Cukier puder - do ciast, do posypania racuszków... nieodzowny - 1 woreczek obowiązkowo trzeba mieć.
Mąka ziemniaczana - długo schodzi, ale przydaje się. Warto ją od razu gdzieś przesypać, bo po długim czasie worek wygląda jak ścierka ;)
Kasza - jakaś ulubiona gruba kasza (nie manna) - gryczana, jaglana czy perłowa...świetny dodatek i świetna sama, z masłem, cebulą i boczkiem.
Torebka makaronu - ulubionego w kształcie - spaghetti, farfalle, tagliatelle, papardelle....do wyboru do koloru...
A teraz półeczka z ziołami...ta musi być zaopatrzona porządnie. Jakie "nic" byśmy nie gotowali, bez dobrej przyprawy czy zioła ani rusz.
Zestaw ziół suszonych - prowansalskie, bazylia, oregano, majeranek, tymianek otarty - właściwie wystarczą do podstawowych przepisów.
Zestaw przypraw korzennych - cynamon, goździk, gałka muszkatołowa, imbir, kardamon
Zestaw "zupowo-bulionowy-charakterny" - ziele angielskie, liść laurowy (tego mam cały słój, z domowej plantacji ogródkowej od cioci, zawsze używany do gotowania...), kminek, kolendra w ziarenkach
Przyprawy ostre - pieprz kolorowy, pieprz czarny, pieprz biały, gorczyca (wybrana), chilli w płatkach, słodka papryka, pieprz cayenne
Mieszanki - curry (łagodne lub ostre, zależy od preferencji), suszona włoszczyzna (nie chodzi mi o kucharka, jest do kupienia liofilizowana włoszczyzna, fajna sprawa), przyprawa do szarlotki, przyprawa do bigosu.
Nieco awaryjnych gotowców: kostki smaku, kucharek lub vegeta, kostki rosołowe różnego autoramentu w zależności od potrzeb - warzywnych najwięcej, plus jakieś mięsne, może grzybowych ze 4 sztuki tak na wszelki wypadek... nie na codzień - właśnie na dzień pt. kulinarne emerdżensy (z angielska: pogotowie)
Jakieś bakalie - zawsze warto mieć torebkę migdałów, rodzynek, suszone śliwki, może słonecznik łuskany czy jakieś orzeszki...gdzieś ukryte w głębi szafki, przydatne w najmniej oczekiwanym momencie.
Proszek do pieczenia - no przynajmniej ze 2 torebki, na sytuacje awaryjne - do naleśników, do omletu biszkoptowego, do ciast...
Drożdże liofilizowane - w przeciwieństwie do tych świeżych, nie tracą tak szybko na ważności i też się przydają.
Aromat do ciast - wybrany, ulubiony... ja mam pomarańczowy.
Esencja waniliowa (nie chodzi o aromat, a esencję, czasem trzeba poszukać w specjalnych sklepach) - długo mi zabrało, żeby sobie wreszcie kupić i... jak najbardziej polecam. Do ciast, do naleśników, do słodkich farszów, wreszcie do kawy kropelka... bardzo przydatne. Bardzo.
Masło - wszechstronnie przydatne
Oliwa z oliwek - i do smażenia i jako dodatek do sałaty i jako element zapraw
Ocet winny - czerwony, biały, jabłkowy - do wyboru, zawsze warto go mieć.
Cytryny - zawsze ok 2-3 w lodówce, na codzień i od święta...na czarną godzinę
po torebce posiekanych i zamrożonych: pietruszki oraz koperku ( o tym, co warto mieć w zamrażarce też napiszę, niebawem) - nic nas przygotowanie zapasu nie będzie kosztować (no prawie), a miło jest sobie posypać jedzonko czymś zielonym.
3-4 pomidory (choć jedno warzywo do kanapki musi być w lodówce - wybieram pomidory, bo są wszechstronne i pełne potasu)
1 puszka pomidorów krojonych (do zup, do zapiekanek, do sosów....)
1 jogurt naturalny
1 śmietanka 18% słodka(do zup i sosów)
1 śmietana kwaśna
1 mleko (nabiał pozwolę sobie podsumować tutaj - nabiał drodzy Państwo łączy, scala... właśnie po to potrzebujemy jogurtu, śmietany czy mleka.
5 jaj - co najmniej - zawsze obecne w lodówce - potrafią uratować najbardziej krytyczną sytuację.
Kawałek boczku lub innej wędliny (może być pokrojona w kostkę i zamrożona) - mięso w domu nie zawsze jest, ale to nie znaczy, że jedzenie nie może pachnieć mięsem, choćby nawet była to okraszona kasza.
Kostka dowolnego żółtego sera (amerykanie dodają go do wszystkiego... nie ze wszystkim się z nimi zgadzam, ale to akurat jest prawie dobry pomysł ;) )
3 cebule (cebula, wraz z czosnkiem, tworzy esencję kuchnii, dopina na ostatni guzik)
1 ząbek czosnku (j.w.)
Woreczek suszonych grzybków (lub naszyjnik, lub słoiczek...jak kto chowa...) - mając je w zanadrzu zawsze można przygotować coś ekstra...
Owoce w syropie lub kompot - awaria deserowa, ciśnienie na owoc... każdy powód może być dość dobry, żeby po nie sięgnąć
Gorzka czekolada - co najmniej 1 tabliczka - do deseru, dla niespodziewanych gości do kawy, czy na chandrę, kiedy wszystko wkurza...uwaga, produkt trudny do upilnowania przy uzależnionych od czekolady domownikach...można by rzec, że wtedy staje się on produktem bardzo bardzo szybko zbywalnym...
1 butelka wytrawnego lub półwytrawnego czerwonego wina (przechowuje się znakomicie, nadaje do gotowania, a i można gościa poczęstować jak się pojawi niespodziewanie.
2 butelki piwa - 1 do gotowania, druga do wypicia jak najdzie na nie ochota. Uwaga, produkt trudny do upilnowania, zwłaszcza z mężem w domu.
I zapomniane przeze mnie, w zaślepieniu (DorDa przytomnie dodała) - słoiczek miodu i słoiczek konfitur/dżemu/marmolady/powideł z ulubionych owoców - do ciasta, jak nie ma świeżych owoców, do naleśników, do racuchów, do czego byśmy tam nie chcieli.
Czy lista została wyczerpana? Z pewnością nie. Na pewno znajdzie się jeszcze kilkadziesiąt rzeczy, które warto mieć w lodówce. Ja opisałam, to, co wg mnie jest najpotrzebniejsze i najprzydatniejsze - żeby zrobić takie "nic" które da się zjeść i które nie spowoduje bólu brzucha. Wygląda na sporo, ale to naprawdę podstawowe składniki. Z doświadczenia wiem, że jeśli przypilnuję, by zawsze mieć produkty z tej listy, gotowanie nigdy nie staje się udręką. Każdy może wypracować własną listę, opartą o swoje zwyczaje, gust czy wybory zdrowotne. Kto jednak nigdy takiej listy nie robił i ma uczucie, że czasem ogarnia go chaos, kiedy w panice przeszukuje szafę, bo w środku gotowania nagle zabrakło bardzo ważnego składnika, powinien choć raz rzucić na to okiem ;)
Miłego gotowania! (zaraz po uzupełnieniu spiżarni, oczywiście)