Jeszcze mamy listopad, ale zewsząd atakują zmysły marketingowe mikołaje, bombki i owinięte świecącymi łańcuchami renifery. W końcu i ja uległam szałowi świątecznych przygotowań i postanowiłam chociaż artykuł świąteczny napisać.
Od kilku lat, niezmiennie i wytrwale, staram się przygotować kilka własnoręcznie wykonanych bożonarodzeniowych ozdób. Czasem są to papierowe pierdułki, które zawieszamy wraz z córką na choince. Innym razem misterne dekorowane wieńce ze świeżych gałązek (efekt wizualny bywa różny, przydałyby nam się kursy florystyczne, ale na potrzeby rodziny i znajomych na razie umiejętności jako tako starcza...). Ubiegłego grudnia pojawił się anioł, a raczej dwa. Nie byle jakie... Anioł Jacek i Anioł Arkadiusz (ten z długimi włosami) - obaj wzięli nazwy od prawdziwych imienników, z rozbawioną miną obserwujących moją zwariowaną dłubaninę.
- Co ty tam rzeźbisz? - pytają zaciekawieni.
- Was! - odparłam przekornie, z figlarnym uśmiechem, zabierając się za dekorowanie anielskich główek białym sizalem.
- Jeszcze tak bardzo nie osiwiałem! - sprzeciwił się nieanioł Jacek.
- Już niedługo! - odpaliłam, szarpiąc za kudły Anioła Arkadiusza.
- Jak żywy, tylko teraz prawie łysy... - chichocze znad korzennej herbaty żona nieanioła Arkadiusza.
- Widziałam zdjęcie z młodości... to kudłate... z gitarą... na jachcie... - mruczę, parząc sobie palce rozgrzanym silikonowym klejem, którym przytwierdzam łeb Anioła Arkadiusza do pozbawionego szyi drewnianego tułowia.
- O matko, na tym zdjęciu miałem więcej włosów niż ubrań! Naprawdę widziałaś to zdjęcie? Skądżeś je wzięła? Strasznie stare jest! - dziwuje się Arkadiusz.
- Ooo, niejedną taką fotkę oglądałam. Kilka szczególnie zapadło mi w pamięć. Kto wie, może wymyślę na ich podstawie kolejne świąteczne dekoracje.
- Strach się bać! - wygłosili zgodnie nieanioły Arkadiusz i Jacek i poszli po dokładkę szarlotki z dynią.
Po tej uroczej (albo i nie) wprowadzającej opowieści, czas na część właściwą, czyli opis wykonania anioła z kominkowego polana.
Potrzebujemy szczapki drewna kominkowego, nie za dużej, zgrabnej, trójkątnej w przekroju, stabilnie stojącej w pionie. Gdy już upatrzymy sobie idealne polano, sięgamy po pistolet klejowy, brystol, sizal lub wełnę oraz szpilki z kolorowymi łebkami, które zamienimy w anielskie oczka (w tej roli świetnie sprawdzają się cekiny i małe koraliki przytwierdzane zwykłymi szpilkami krawieckimi). Zapomniałam o najważniejszym - styropianowa głowa jest nieodzowna.
Z brystolu wycinamy kształt skrzydeł i przyklejamy za pomocą rozgrzanego kleju. Tak samo mocujemy styropianową głowę i ostrożnie wklejamy sizalowe włosy. Wbijamy oczka i gotowe. Można aniołkowi narysować mazakiem buzię, ja z niej zrezygnowałam. Wolę anioły minimalistyczne.
Ponieważ nie mam w mieszkaniu kominka, przy którym anioły mogłyby stanąć na straży, moje cudaki trafiły na parapet. Przyzwyczaiłam się do nich tak mocno, że dotrzymywały mi towarzystwa aż do końca lutego. W tym roku chyba zrobię kolejne.