Jak wykazała analiza przeprowadzona przez międzynarodowy zespół historyków sztuki, wszystkie dzieła Rubensa zostały sfałszowane. Ponad wszelką wątpliwość udowodniono, ze fałszerstw dopuścił się sam Rubens. Według badaczy, flamandzki mistrz zaraz po namalowaniu oryginału miał zwyczaj podmieniać dzieło innym płótnami swojego autorstwa. Mistrz podrabiał swoje obrazy z niewiarygodną precyzją, z przekonaniem mówi dr Ruud van Bronhorst, dyrektor haskiego Instytutu Sztuk Plastycznych. Malując je używał takich samych farb jak w oryginałach. Prawdopodobnie używał nawet tych samych pędzli. Nawet płótna pochodziły z czasów, kiedy żył, stwierdził dyrektor. Pozostaje pytanie, co stało się z autentykami. Najbardziej prawdopodobna teoria zakłada, że Rubens, będąc na służbie Gonzagi, księcia Manui, i później, gdy był nadwornym malarzem infantki Izabeli w Antwerpii, wywoził je do Anglii, Hiszpanii i Francji - uważa Bornhorst. Pretekstem były dyplomatyczne wizyty, jakie odbywał na tamtejszych dworach, a naprawdę chodziło o nielegalny handel dziełami sztuki. Rubens, wykorzystując dobrą sławę autora obrazów, z całą pewnością nieźle się obłowił na tym procederze wyjaśnił dyrektor instytutu. Nie potrafił jednak powiedzieć co się dalej działo się z tymi dziełami. Autentyczność tych obrazów od dawna budziła moje podejrzenia,opowiada Jurgen Baumgard dyrektor wiedeńskiego Kunsthistorisches Museum. Ilekroć stawałem przed "Tryptykiem Świętym", odnosiłem wrażenie, że jest sfałałszowany przez Rubensa. Ale z kolei, malowidło prześwietlane promieniami rentgenowskimi wykazywało, że autor nie miał gruźlicy. A to by raczej wskazywało wskazywało na Brueghla lub van Dycka, mimo że mieli oni zwyczaj sygnować własnymi nazwiskami swoje dzieła. Wobec zaistniałej sytuacji wszystkie muzea posiadające w swoich zbiorach falsyfikaty płócien flamandzkiego mistrza postanowiły przemalować je na oryginalne dzieła Rubensa ze sfałszowanymi podpisami van Dycka.