Jaja wbić do miseczki, wlać mleko (śmietanę) i rozbełtać, aby się połączyły.
Dosmaczyć. Nie przetrzepać, bo wtedy masa się zrobi zbyt jednorodna i nie będzie
miszmaszowego efektu, który jest jajecznicy istotą. Anglosasi nazywają ją
"scrambled eggs", czyli jaja "rozgramolone", "rozdrapane". I to jest bardzo obrazowy opis.
Cebulę dymkę pokroić w krążki. Oddzielić jasne od zielonych.
Patelnię rozgrzać na średnim, a nawet średnio-słabym ogniu. W ten sposób łatwiej
zapanować na procesem ścinania się jajek. Są nawet mistrzowie, którzy jajecznicę
przygotowują na parze. Trwa to nawet 20 do 30 minut, przy dużej objętości, lecz
otrzymany w efekcie delikatny, nieprzypalony miąższ jest niesamowicie aksamitny.
W restauracyjnym środowisku często wstawia się rynnę z jajeczną masą do "bemara"
i się robi powolutku jajecznica sama, od czasu do czasu zamieszana kopyścią.
Połowę masła stopić na patelni i dorzucić jasne krążki dymki. Podsmażyć przez
chwilę, na zaledwie szklisto. Wlać jajeczną masę i roztrząsając ją drewnianą
szpatułką, ściąć na półmiękko. Na koniec dodać resztę masła i smażyć aż się
stopi i połączy z masą. W ten sposób masą będzie lekko zwarta, miękka, a przy
stygnięciu nie stężeje w coraz trudniejsze do przełknięcia, suche flopy. W sam
raz do maszczenia kromek chleba.
Przepis z GP, autor: krysia2000