Nie wiem jaka będzie ta Wigilia... Siostrze męża powtarzano mammografię, potem biopsja gruboigłowa. W piątek wynik. Martwię się, że może być nienajlepszy... Nie wiem czy będę w stanie podejść do tego ze spokojem, a przecież muszę być dla niej wsparciem. W dodatku mądrym. Duże wyzwanie. Moja rodzina taka raczej zawałowa, nie mam żadnego doświadczenia z chorobami przewlekłymi i - co tu dużo gadać - kojarzącymi się z ostatecznością. Jak to zrobić, żeby być w sposób nienachalny, ale jednak wprowadzający na tory optymizmu i woli walki?
O kciuki proszę, bardzo.
Będzie dobrze, trzymam mocno kciuki.
Będzie dobrze.Nie martw się na zapas. Nowotwór w tych czasach to niekoniecznie wyrok.Trzymaj się.
Trzymam kciuki i daj znać jak wyniki. Ostatnio oglądałam kawałek programu właśnie w tym temacie i powiedzieli ze najważniejsze to nie mówić ze bedzie dobrze tylko zapytać sie jak możemy pomoc tej osobie nie wolno tez udawać ze nic sie nie stało .
I bardzo dobrze powiedzieli.Pocieszenie typu "będzie dobrze" jest bardzo nie na miejscu
Może doda Ci trochę wiary przypadek mojego Taty: 8 lat temu zdiagnozowano u taty raka jelita grubego... niestety złośliwego. Miał operacje, wycinali guzy i polipy. Jak wiadomo to jeden z gorszych nowotworów. Tata jest pod stałą opieką onkologa - teraz jest zdrowy i jeśli będzie wszystko w porządku to w maju będzie mieć ostatnią wizytę u onkologa, bo jest dobrze.
Trzymam kciuki.
Diagnoza,to jeszcze nie wyrok.Ogromne znaczenie ma psychika osoby chorej i zdrowe podejście jej najbliższego otoczenia.Prawdą jest też,że im szybciej postawiona diagnoza i podjęte leczenie tym lepsze są efekty.Trzymam kciuki i wierzę,że będzie dobrze.
Trzymam kciuki bardzo mocno, za Twoją kuzynkę i za moją ciocię, u niej wynik dopiero za tydzień.
Kciuki trzymam mocno.
Mam nadzieję, że nasza ubożuchna służba zdrowia, wsparta gęstą siecią gabinetów prywatnych, poradzi sobie z tym ... co tam w badaniach wyjdzie. Leczą teraz i to skutecznie nowotwory, zwłaszcza te "kobiece", więc nie można złej diagnozy utożsamiać z wyrokiem, ostatecznością. Dużo siły i woli walki z chorobą życzę całej rodzinie, bo wsparcie i pomoc będą potrzebne. Są nawet zorganizowane grupy wsparcia - rozmowy i porady osób, które już przeszły podobną drogę, wyzdrowiały i pomagają przerażonym i często bezradnym chorym. Pozdrawiam serdecznie.
Jerzy Zięba pisze w swojej książce -rewelacyjnej-że rak piersi i jajników może wynikac z niedoborów jodu....Obserwowano takie przypadki, gdy guz się zmniejszał po podaniu jodu...Autor miał wydać następną książkę -o nowotworach i ich leczeniu, może już napisał? na you tube warto go posłuchać...
Trzymaj się będzie dobrze musi być!!! My w tym roku też nie wiadomo czy będziemy w komplecie przy stole wigilijnym. Mój tato w szpitalu i w zeszłym roku też był i na Wigilii go zabrakło. Nie jest lekko, u niego to nie rak ale też choroba przewlekła. Wymaga ona leczenia, terapii do końca życia i kontroli bliskich.Wiem jakim wysiłkiem jest wsparcie bliskich i opanowanie swoich emocji.
Pozdrawiam serdecznie
Niedawno moja koleżanka z pracy przeszła taką samą historię - wynik biopsji okazał się prawidłowy. Powiedziała mi, że wróciła z długiej podróży :-) Najważniejsze i najtrudniejsze to nie "kręcić sobie filmów" w głowie na zapas. Bo to, o co się martwisz, może się w ogóle nie wydarzyć... Na razie poczekaj na wynik.
Dzięki Wam za wsparcie. Jutro biorę urlop i jadę z kuzynką do szpitala. Na razie staram się o tym nie myśleć. Zobaczymy...
Przede wszystkim bądź sobą!
O chorobie rozmawiaj tylko wtedy kiedy chora będzie chciała.
Zdrowia życzę i dużo siły.
Ciekawy drink. A skąd jego działanie antyrakowe?
A ja tak czytam co piszecie i nie rozumiem dlaczego zakładacie, że kuzynka autorki wątku jest chora. Z tego co pisze tutaj miała biopsję, która nie jest diagnozą a jedynie badaniem. Poczekajmy, aż autorka da znać jaki był wynik badania i dopiero wtedy nazywajmy kuzynkę "chorą". Sama miałam miesiąc temu biopsję i wiem ile to kosztuje nerwów, ale wiem też, że to nie świadczy o chorobie. Życzę zdrowia wszystkim, bo to jest w życiu najważniejsze. Trzymam kciuki za kuzynkę i liczę, ze wrócisz tu z dobrymi wieściami.
Też tak uważam.Biopsja jest jednym z badań.to dobrze,ze ją zlecono.Moja ciocia też miała bipsję,kilka lat temu.wiem,martwiła sie,ale miała nadzieję,ze wynik będzie dobry i tak było.
Dla mnie najgorsza diagnoza jest lepsza od niewiedzy.
Lepiej mieć zdiagnozowanego raka we wczesnym stadium - niż włócyć się od lekarza do lekarza, gdy Ci nie mogą stwierdzić co jest. A choroba postępuje.
Mój brat ma raka krwi. Nie uśmiercającego - ale nie do wyleczenia. Jedynym lekarstwem jest przeszczep szpiku. Pomijając fakt, że z powodu braku szpiku na białaczkę, raczej nikt go nie skieruje na zabieg przy jego czerwienicy - to jaka pewność, że osłabienie po operacji nie da gorszych efektów niż życie na tabletkach? A tak wyniki ma już w normie (górnej), musi poza tym pilnować ciśnienia, insuliny - ale może normalnie żyć.
Gdyby mu tej choroby nie zdiagnozowali prawie dwa lata temu - być może teraz nie byłoby go na świecie.
Także głowa do góry. Choroba nie zniknie od niewiedzy o niej. Lepiej wiedzieć i walczyć.
Bądź dobrej myśli - trzymam kciuki.
Dalej nic nie wiadomo. Wyniki biopsji były niejednoznaczne. W poniedziałek ma się zebrać konsylium i będą radzić między innymi nad tym, co dalej robić w przypadku mojej kuzynki. Czeka więc dalej do kolejnego piątku. Możliwości jest kilka i to właściwie skrajnie różnych - od nicnierobienia do operacji. Zobaczymy. Poszalałyśmy wczoraj zakupowo po tych szpitalnych wizytach. Nie wiem za co teraz kupię prezenty, ale co tam. :)
Też uważam, że wiedza lepsza jest od niewiedzy. Ale czekanie na tę wiedzę jest wykańczające...
To prawda. Szczególnie, gdy masz dostęp do netu i forumowych informacji. Czarne scenariusze wtedy się mnożą.
No właśnie. Prawdę mówiąc to objechałam kuzynkę, bo nie wytrzymała i siedziała cały czwartek w necie. Wyszło jej oczywiście, że jest umierająca i potem płakała mi w telefon. Objechałam delikatnie, ale stanowczo. Nie wiedziałam, że takie zdolności mam...
Ja już kilka chorób w ten sposób przeszłam w rodzinie- które w realu okazały się zupełnie innymi albo tylko diagnozowaniem w kierunku zupełnie innym.
Gdybym miała czas na zastanawianie się i szukanie informacji, pewnie nie wyraziłabym zgody na operację woreczka żółciowego metodą tradycyjną, tylko laparoskopię. Z perspektywy czasu wiem, że laparoskopia nie byłaby w moim przypadku dobra, ale wtedy była moda i większość pacjentów miała tylko laparoskopię.
A tak - z racji tempa i moich obowiązków przed - poszło bez niczego.
U mojej cioci już wiadomo. Zwykłe zwapnienia, które trzeba kontrolować, ale komórek rakowych brak. Cieszyłam się jak dziecko, bo to moja jedyna rodzina, po tych rodzonych oczywiście.
Bądź dobrej myśli, może u Twojej kuzynki też nie będzie to nic strasznego, a tak na marginesie, dlaczego nie robią innych badań, skoro to nic nie wyjaśniło?
Mieli radzić w poniedziałek co dalej. Jutro kuzynka ma się dowiedzieć. Niestety tym razem mnie z nią nie będzie, bo leżę chora i się byczę. A robota przedświąteczna leży...
No to super, że u Twojej cioci wszystko w porządku :)
Kuzynka dostała termin operacji - będą usuwać guzek w połowie stycznia. Określili stan jako przedrakowy, cokolwiek by to miało znaczyć, bo mam wrażenie, że do końca lekarze nie są pewni. Powiedzieli, że tak naprawdę okaże się w czasie operacji i potem przez badanie histopatologiczne. Dobrze, że zabieg w miarę szybko...
Miejmy nadzieję, że tylko dmuchają na zimne i wszystko jest dobrze. Na wszelki wypadek nadal mocno trzymam kciuki.