Tydzień temu moja dobra koleżanka straciła 10-letnią córkę. Wcześniej często się spotykałyśmy teraz poprostu boję się do Niej iść. Nie wiem jak mam się zachować, o co pytać, a może jest jeszcze za wcześnie na odwiedziny ?? Poradźcie jak mam postąpić - z góry dziękuję ?
Bardzo serdecznie współczję Twojej koleżance i Tobie też, to straszne:( Moim zdaniem to stanowczo za wcześnie, daj jej trochę ochłonąć. Niech przeżywa swoją żałobę z najbliższymi. Gdzieś za 2 tygodnie zadzwoń do niej i zapytaj jak się czuje i czy możesz do niej wpaść
Wielka tragedia...nie ma słów pocieszenia...Masz rację MR potrzeba czasu...moze nawet więcej....
Może to i dla Ciebie będzie pusty wpis... Ale sama nie wiem co Ci doradzić. Współczuję... Każdy jest inny i oczekuje czego innego. To wielka tragedia, nie wyobrażam sobie!!!!
Czy to była niespodziewna śmierć , jakiś wypadek? Wtedy trudno się z tym pogodzić. Czy też dziewczynka odeszła, bo byla chora? W takiej sytuacji rodzina ma czas na pogodzenie się z nieuchronnością... Myslę, że Mama_Różyczki ma rację. Najlepiej złożyć kondolencje przez telefon i wtedy z rozmowy domyślisz się czy oczekuje odwiedzin czy też woli w te najgorsze dni być sama
Patrycja zmarła nagle - udusiła sie tlenkiem węgla
Trzeba wziąć pod uwagę , że nie każdy chce aby składać mu kondolencje . Rozumiem ,że jest już po pogrzebie . Dla wszystkich moich bliskich , dobrych znajomych z , którymi miałam bliskie kontakty wysyłam kartki zapewniające o pamięci , więzach przyjażni , czesto wspominając nasz wspólny dobry czas. Mało słów ... dobrze dobrana szafa graficzna ( widok morza , wschód słońca , panorama gór ) . Wiem ,ze to takich wyrazów pamieci i wsparcia wraca się często kiedy ... zycie nas przerasta ((((
Gdyby to była moja dobra kleżanka , to ja bym do niej poszła .....choćby przytulić ją lub razem z nią płakać , byłabym przy niej . Wszystko zależy od Waszej przyjaźni , to powinno się czuć .
Gdyby to była moja dobra kleżanka , to ja bym do niej poszła .....choćby
przytulić ją lub razem z nią płakać , byłabym przy niej .
Wszystko zależy od Waszej przyjaźni , to powinno się czuć .
Dokładnie tak, być, wysłuchać, wesprzeć...ale to faktycznie zależy od waszych relacji.
Straszna tragedia;((
Moniu, masz rację, tylko weź pod uwagę to, że to nie jest przyjaciółka , tylko koleżanka, a to jest wielka różnica.
Tak , oczywiście zgadzam się, wszystko zależy jaka przyjaźń czy bliskość je łączy .
Niestety trudno powiedzieć czy odwiedzić czy nie. Z jednej strony może być za wcześnie, a z drugiej czy koleżanka nie poczuje się odrzucona. Mojego męża kolega stracił dwoje dzieci. Mąż przestał go odwiedzać by nie robić mu przykrości. Potem już tak poleciało, że kontakt się urwał. Raz tylko jego żonę na mieście spotkał i porozmawiali. Jedno dziecko zmarło na guza mózgu w wieku 6 -7 lat, a drugie całkiem zdrowe zadusiło się pestką z czereśni chyba mając 2 lata
Pamiętaj, że żadne nawet najbardziej nieadekwatne do sytuacji słowa nie bolą osieroconych rodziców tak jak boli ich milczenie. Osieroceni rodzice chcą żeby nazywać ich dziecko po imieniu, żeby je wspominać, bo ono istniało, było, stanowiło wielką część ich życia. Osieroceni rodzice nie są trędowaci - im zmarło dziecko. Wielu znajomych przechodzi na drugą stronę ulicy bo nie wie co powiedzieć. A czasem wystarczy podejść podać rękę i powiedzieć że jest się tuż obok gdyby potrzebowali, czasem warto wpaść do kogoś, przytulić, wypić w milczeniu herbatę, może pójść z kimś na cmentarz. Nawet jeśli osierocony rodzić odrzuci czyjąś obecność, bo będzie potrzebował samotności na tym najwcześniejszym etapie żałoby to i tak sam fakt, że się do niego wyciągneło rękę będzie wiele dla niego znaczył.
Jest wiele "stron" poświęconych osieroconym rodzicom, może poszukaj tak informacji, porozmawiaj z ludźmi którzy są już "jakiś czas po" - im łatwiej już mówić, powiedzą Ci jak ważne jest wsparcie bliskich, taka świadomość, że są tuż obok i zlapią człowieka jak zacznie spadać w dół...
Ja bym powiedział, że lepiej odwiedzić, nawet gdybyście miały razem tylko pomilczeć. Opieram swoje zdanie na pewnym doświadczeniu osobistym. Mój bliski znajomy, naukowiec, człowiek bardzo znany i ogólnie lubiany, stracił 17-letnią córkę (wypadek samochodowy). Nie odważyłem się do niego pójść, bo nie wiedziałem, o czym miałbym z nim w tej sytuacji rozmawiać. Jak się potem okazało - wszyscy inni zachowali się dokładnie tak samo. W kilka lat po wypadku ten znajomy powiedział mi, że przez rok po tej tragedii żył w okropnym stanie z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że stracił ukochane dziecko. A po drugie dlatego, że czuł się jak zadżumiony, gdyż przez wiele miesięcy unikali go wszyscy znajomi.
Zobacz...a ja mialam odwrotnie.Ciągle przychodzily tlumy ludzi pocieszć mnie,a ja chcialam spokoju.Byłam zmęczona, chciałam być sama. Co człowiek, to charakter.Myslę,ze lepiej najpierw zadzwonić.Zawsze trzeba zapytać takiej osoby, jak jej pomóc.Czasem ludzie wolą być sami...czasem potrzebują przyjaciół.Ludzie są różni...
Moja koleżanka swoje pierwsze dziecko urodziła martwe. Rodziła siłami natury z pełną świadomością tego faktu.
Mieszkałyśmy daleko od siebie - zadzwoniłam jakieś 2-3 tygodnie po ale jej mama powiedziała, że nie chce rozmawiać.. Długo też czasu minęło zanim w ogóle chciała zacząć o tym mówić.
Każdy jest inny - zadzwoń do niej - ocenisz sytuację.
Byłam zmęczona, chciałam być sama. Co człowiek, to charakter.Myslę,ze lepiej najpierw zadzwonić.Zawsze trzeba zapytać takiej osoby, jak jej pomóc.Czasem ludzie wolą być
sami...czasem potrzebują przyjaciół.Ludzie są różni...
Po prostu zadzwoń i spytaj czy możesz ją odwiedzić
Straszna tragedia. Ja bym zadzwonila do niej zlozyla kondolencje i zapewnila ze jak tylko bedzie miala ochote z kims porozmawiac o czymkolwiek to ze jestem do jej dyspozycji dzien i noc. W trakcie rozmowy powinnas wyczuc czy ma ochote sie z kims widziec czy nie.
Droga DRARO od przeczytania tego postu walczę ze sobą: napisać ,czy nie pisać?,
bo jakże łatwo jest doradzać i tym, którzy cos przeżyli i tym, ktorzy nie przezyli-a czynią to z dobroci serca, niemniej jednak latwiej uważam jest poddać myśl, niz zrealizować tę myśl, to spotkanie....
Właściwie wszystko to , co chciałabym powiedzieć przekazala ci a. - czytalam jej wypowiedź i wiedziałam,ze powiedziałabym ci to samo, dokładnie to samo.
Pamiętaj tylko o jednym: nigdy nie pytaj:"jak to się stało", to najgorszy błąd w rozmowie, a wiem co piszę, przeżyłam to.
Po zadaniu takiego pytania (zadanego w trosce, nie z ciekawości) od razu ma sie przed oczami ten najgorszy moment życia, te wszystkie najdrobniejsze szczególiki, poprostu, wszystko.... wtedy wchodzisz do skopury jeszcze głębiej, chowasz się i nie tylko nie rozmawiasz, ale masz jeszcze większego doła.
Najlepiej wspominam chwile kiedy ludzie poprostu bez słów przytulali mnie- wystarczyło, wiedziałam, że oni wiedzą,wiedzą ,że to wystarczy, że są taktowni, że....
Ktoś ,moja znajoma ,która straciła córkę powiedział mi, że najgorsze są pierwsze trzy lata, nie można spać, jeść, funkcjonować, oddychać,że nic cię nie obchodzi i wszystko jest poza tobą- wysłuchałam i pomyslałam: ale bredzi.
Budziłam się, kiedy już mogłam zasypiać bardziej ze zmęczenia niż samej potrzeby snu,wiec budziłam się każdego dnia i każdego dnia, płakałam histerycznie, nie mogłam spać, jeść, funkcjonować, oddychać,serce waliło jakby miało wyskoczyć z klatki piersiowej, a przejeżdżające samochody wprawiały mnie w obłędny strach- tak żyłam.
Rzeczywiście ta granica trzech lat istnieje, a osoba, która to powiedziała miala rację.
Prawdą jest ,że nie od razu po tych magicznych trzecha latach powraca się do życia jak gdyby nic, bo się nie da, to oczywiste, ale można już wtedy lepiej psychicznie funkcjonować, bardziej trzeźwo myśleć o tym co się stało, spokojnie analizować własne myśli.
Aby wyrwać mnie z rozpaczy rodzina wykombinowała dla mnie tę stronkę i tak jestem tu od 9 lat, na dobre i na złe, tu się wyplakiwałam, tu znalazłam przyjaciół i cenne rady i tu powoli odprężałam sie w miarę swoich możliwości psychicznych. Z tego też miejsca korzystając z okazji dziękuję mojej kochanej przyjaciółce Kamie,równiez borgii, witkowi, ince, agulinie -wielkim nieobecnym, także shoffixsowi, bahusowi,marinikowi,Abie i innym ,którym wypłakiwałam sie w rękaw, a którzy zawsze mnie wysłuchiwali w trych trudnych dla mnie chwilach.
Nie wiem na ile pomoże ci ta moja pisanina, moje odczucia z tamtych chwil, ale jedno wiedz- każda dłoń wyciągnięta w takiej sytuacji szczerze jest pięknym gestem i nawet jeśli wówczas nie usłyszysz słowa dziękuję, to pamiętaj, że ten cenny gest jest po cichu doceniony przez osobę , której starasz się pomóc.
Gdy urodził się nasz synek i za dwie godziny zmarł myślałam że cały świat się zawalił że niechcę nikogo widzieć, a już tym bardziej rozmawiać . I kiedy za tydzień moja dobra koleżanka zaprosiła nas do siebie nie wiedziałam co zrobić , ale za namową wszystkich pojechaliśmy.Kochani nikt nie zrobił tyle dobrego co właśnie ona tym że się do nas odezwał mogliśmy porozmawiać ( nie rozmawialiśmy o ty co się stało powiedziałam że kiedy indziej ) o czymś innym. Dziś już jej z nami niema a ja tak bardzo bym jej stale chciał za to dziękować. Odezwij się do koleżanki jak nie będzie chciała to ci to powie - tak myśle.
To straszne! Współczuję znajomej. Mój tata zmarł równo pół roku temu, wiem, że to nie to samo... Natomiast ja nie chciałam być sama, natomiast chyba wolałam sms, jestem z Tobą, mozesz na mnie liczyć. Dla mnie na tamten czas było to ważne.
1 listopada straciłam ciążę, na początku 4 miesiąca. Nie chciałam nikogo widzieć-ani rodziny ani najbliżyszch przyjaciół. Było mi bardzo ciężko i nie chciałam dodatkowo znosić "skrepowania" innych, bo wiadomo że nie wiadomo jak się zachować. MR ma rację-daj koleżance czas, ewentualnie napisz sms, że jesteś przy niej myślami.Nawet nie chcę sobie wyobrazić co przeżywa ale wiem jedno, że nic ani nikt tego bólu nie ukoi, tylko czas:(
Bardzo serdecznie Wam wszystkim dziękuję !
i co zamierzasz zrobić? Najlepiej pewnie zadzwonić lub na początek wysłać sms pierwsze. Nie rozmawiać o tragedii. Wybadać czego oczekuje.
Mam troje dziecii i nawet boję się myśleć co by było jak bym jedno z nich straciła .......:(
Moja przyjaciółka straciła kiedyś dzidzię w brzuszku w 8 miesiącu ciąży ,jednego dnia było super ,cxhwaliła się swoim maluszkiem nienarodzonym a potem zupełnie nagle w nocy -koniec wszystkiego .
Miała tylko mnie i ojca swojego ( mama jej akurat w szpitalu ,mąż na delegacji na drugim końcu świata )
Nic nie mogłam zrobić ......tylko słuchałam .I Ty też nic nie poradzisz na tą wielką stratę ,możesz wziąść tylko na siebie i to tylko chwilowo , ból matki! i słuchać ,słuchać i słuchać .