Wakacje wciąż trwają choć już wracamy,
tyle do przekazania radosnych chwil mamy.
Pierwszą radosną chwilę wszyscy już poznali,
Mysha wychodzi za mąż i to się Jej chwali.
Życzenia i gratulacje już jej składamy,
nie za wcześnie? Nie, Jonasza tutaj nie mamy.
Wzajemnie sobie pogody, radości życzymy,
takich pięknych dni i wcale się nie nudzimy.
Tak dobrze wpaść tutaj na kawę z rana,
choć czasami pusto, to ta cisza kochana.
Zwierzaki futerko, skrzydełka nadstawiają,
zadowolone, spokojnie na nas czekają.
Jedni nad morzem, inni w ogródku pracują,
wszyscy jednak, po prostu się nie stresują.
Pierwsze zdjęcia w kawiarence już oglądamy,
doskonałe, ciekawe, reporterów pozdrawiamy.
Szykuje się zawrót głowy gdy opowieści popłyną,
jak spędzaliśmy wakacje, sami i z rodziną.
Ile przygód w tym czasie się przeżyło,
złych chwil nie pamiętajmy, ich nie było.
Niech to słoneczko radość w nas wyzwoli,
odpoczywajmy, bawmy się radośnie, do woli.
Mój zegar komputerowy chyba wariuje, bo mam na nim wcześniejszą godzinę niż Twój post :)
U nas zbiera się na upał, pogoda jakaś mglista i senna, ale kawy nie mogę wypić, bo brzucho boli - skutki wczorajszego obżarstwa.
Z tego też powodu pyszny serek kozi śmietankowy kupiony w Krakowskim Kredensie pewnie nie dla mnie na kolację :(
Oglądam w Intermecie, co by tu ciekawego zobaczyć w weekend - w sobotę jest fajna inscenizacja w Gniewie, kto ma czas, niech pędzi - można przy okazji uczestniczyć w widowisku Wakacje z duchami.
Mnie ucieszyły! Ja też nie miałam i nie będę jutro miała nic słodkiego do zostawienia. Zrobiłam dziś cafe frappe po swojemu - chyba polubię ten rodzaj kawy w upały, ach!
Chodzi za mną drożdżówka z owocami lasu oraz powtórka sosu borowikowo-śmietanowego do makaronu, ale już wiem, że nie uda mi się w tym sezonie uzbierac kolejnej porcji pachnących delikatnością prawdziwków, więc jestem troszkę smutna, bo z kupnych to już nie to samo :(
To sie bardzo ciesze:)
Jutro u nas swieto rakow, w tym roku sasiedzi robia, w zeszlym bylo u nas. Dzisiaj bylam z sasiadka w lesie , znalazlam 2 piekne, mlode prawdziwki, echhhhhh w moich starych stronach mialabym caly kosz:) No, tak jest w nowych , nieznanych lasach, dobrze, ze kurki wypelnily chociaz dno kosza:) Jutro robie grzanki z kurkami i wstawie przepis, bo juz mi slina leci:)))))))
Dorotko, owoce lasow nadal u nas sa , zbieram i zbieram, a jeszcze mam mase do zbierania w ogrodzie:))))))
Taka miła wakacyjna atmosfera, że az grzechem byłoby Was nie odwiedzić...:)
Ja dzisiaj pierwszy raz od dłuższego już czasu - po złamaniu dwóch palców stopy i wybiciu pozostałych trzech...:) - odwiedziłam swoją działkę.
Sodoma i gomora jak mawiała moja babcia...:) Tylko komary zadowolone i gromadnie okupują moje małe królestwo. Usiłowały mnie wygryźć z działki i to dosłownie.... Po paru godzinach bezskutecznego wymachiwania czym się da - poległam i zostawiłam to krwiożercze towarzystwo. Na ten moment brakuje mi rąk do drapania.
Za to kwiaty przywiozłam cudne i cieszę się jak małe dziecko...:) Swieże kwiaty na stole, to jest to!
I koszyczek malin i resztki borówki amerykańskiej. Proszę, częstujcie się...:)
Maliny kocham nad życie - te słodkie i pachnące oczywiście. Borówki nie pachną, więc wystarczą te slodkie - najlepiej ten szerokobiodrzasty gatunek - nie wiem, jak się nazywa, ale wygląda bardziej jak ufo z falbanką niż fioletowa kulka :)
Przedwczoraj gapiłam się na Twoją zupę wiśniową - dałabym sobie głowę uciąć, że miałaś w niej przepis na domowe kluski - czyżbym straciła głowę?
Aha, ja z kolei na działce, przyuważyłam dziwne stwory, które znajomy nazwał błądzącymi w powietrzu Elfami - przezroczyste snujące się niespiesznie półprodukty natury, które dziwnie przypominały fazę przejściową prowadzącą do komara. Muszę poczytać na temat etapów rozwoju tych krwiopijnych stworzeń :/
wszystkim co w poprzednim locie mi serce leczyli dziekuje:) juz mi lepiej i nie mam zamiaru plakac wiecej nad komentarzami ktore nie sa zgodne z tym co jest....a Lajan przyjezdza z rodzina we wrzesniu wiec nie jest u mnie tak zle:)) teraz was goraco sciskam od niego i JT bo gosci u Lajana-bawia sie na dzialce super co wynikalo z wczorajszego telefonu:)) dzisiaj jakos tak sie zaciaga deszczowo a moglo by odpuscic bo cala noc lalo...zostawiam krupnik zabielany i pedze do pracy Milej soboty wszystkim:)
Witam serdecznie Wpadam tylko na chwilkę powiedzieć, że już wróciłam cała i zdrowa. Wakacje udały się świetnie, pogoda ekstra, wrażenia niezapomniane. Jak ogarnę zdjęcia to na pewno coś wstawię.
U nas dzisiaj leje od rana więc zapowiada się wyjątkowo leniwy dzień. Zostawiam kawkę i drożdżowe z jagodami i kruszonką. Biegnę przytulić zwierzaczki i siedząc w kąciku nadrobię zaległości w czytaniu.
Dziękuję Lajanie :)
Miółgo dnia wszystkim życzę.
Witajcie niedzielnie i baaaardzo deszczowo
Jak tylko sie zorientowalam, ze jest drozdzowka z jagodami i kruszonka, to nie moglam sobie odmowic i wlasnie zajadam (ustami wyobrazni). Jeszcze bardziej bym sie cieszyla gdyby to byla kruszonka z jagodami i drozdzowka
Przynioslam goracej herbaty z sokiem i cytryna i... placki dyniowo-ziemniaczane. Jakie pyszne nam wyszly. Polowek natarkowal i to najdrobniej, jak tylko mozna. Objedlismy sie i Polowek zasnal jak zwykle po wiekszym posilku. Mnie natomiast roznosi energia. Za oknem niestety pada, pada i pada i to od samego rana.
Wczoraj bylismy przypilnowac takiej duzej posiadlosci (a dzis wrocilismy), bo wlasciciele wyjechali a na jej terenie bylo wesele. Miejsce wspaniale, bo na obrzezach miasta, obok stadniny i we wspanialej scenerii. Szkoda, ze nie mialam okazji zrobic zdjecia kiedy jeszcze nie bylo gosci. Zrobilam dopiero dzis, ale to juz nie to samo. Slub w takim miejscu, to wspanialy pomysl. Cisza i dookola urocza roslinnosc. Mysmy mieli do dyspozycji miejsce na tylach domu. Tam jest spore oczko wodne, bajeczna zielen i stoliczek z krzeslami. W nocy zapalilismy swiece i popijajac winko napawalismy sie ta odmiennoscia. Ech! Miec cos takiego i mieszkac tam... Bajka...
A deszcz pada, pada...
Witam już w nowym Locie.
Właśnie wróciłem z nad morza i oczywiście od Lajana z jego zaczarowanej działki.
Lajanku ogromne buziole dla Ciebie, Twojej Eluni i Gosi za tak miłe przyjęcie. U Ciebie jest taka rodzinna atmosfera. Żal było ojeżdzać ale trzeba, a "lajanówka" jak zwykle świetna. Niech żałują ci co obiecali że cie odwiedzą a nie dotrzymali słowa.
Marcia, ale i u ciebie będzie sie działo jak Janek przyjedzie, łoj bedzie sie działo.
Smakosiu dziękuję za miłą wiadomość. No niestety nie udało mi sie zachaczyć o twoje miasto w drodze nad morze, ale może kiedyś nadrobie i się spotkamy. Jak tam na wschodzie polski było, prawda że tamte strony też sa piękne? Pozdrawiam.
Pozdrawiam wszystkich w kawiarence.
Wiajcie w nowym tygodniu
Cichutko tu. Nikt jeszcze dzisiaj nie parzyl kawy. Ja to zrobie. Faworek z Koralikiem domagaja sie pieszczot wiec trzeba najpierw nimi sie zainteresowac. Ooo, wody nie maja ani okruszkow. Przynioslam kwiaty, ale nie mam cietych tylko takie drobniutke w doniczce. Ladnie wygladaja - male zielone listeczki a do nich jakby poprzyklejane malutenkie, fioletowe platki. Za oknem pochmurnie wiec zapale swietliki (wiecie, te podgrzewacze) na stolach. Powkladalam je tych zielonych i fioletowych literatek. Uuuu, jak pieknie sie wszystko mieni kolorami. Otworze okno zeby sie przewietrzylo. Kawa bedzie w dzbanku jakby ktos mial ochote. Zacznijmy nowy tydzien w dobrym nastroju i niech ten nastroj przeniesie sie na pozostale dni
Zyga, te wschodnie rejony Polski zawsze mnie "zaczarowuja". Potem, po powrocie trudno jest sie odnalezc w szarym zgielku miasta. Pozdrawiam
Witam wieczorową porą :-)
Aż mi się pisać nie chce, jak sobie przypomnę naszą jazdę w góry w piątek 13-go...
Pomijam drobne trudności, ale kiedy rzucił nam się pod samochód durny kot, to aż mi mało majtki nie spadły ( dobrze że siedziałam, to miały utrudnione to zadanie ;-)). Myślał chyba sobie, że jest gepardem czy cóś i że zdąży, ale nie zdążył. Zobaczyłam jedynie jak wpada na dwópasmową drogę prosto pod nasze koła, potem uderzenie i nagle przed przednią szybą widzę lecące w górę różne części i ...rejestrację. Śmignęła w niebo, ale ja, spryciula, zdążyłam w locie przeczytać numery i ze zdumieniem stwierdziłam, że to moje ! Krzyczę do męża - stój, nasza rejestracja poleciała w górę, więc szybko się zatrzymał na poboczu. Spojrzałam na przód samochodu i aż mi się płakać zachciało. Wyleciały wszystkie te czarne części ze zderzaka, w drobny mak poszła obudowa od blachy i ten "grill" pod nią oraz wgięta była chłodnica. Kot wleciał pod rejestracją razem z tą kratką do środka, do silnika, a tak walnął w zderzak, że wystrzeliły plastiki. I uciekł...
Znaleźliśmy w trawie rejestrację, jakąś czarną gumę i jedną kratkę i podjechaliśmy na najbliższy kanał, żeby sprawdzić co z chłodnicą i czy można jechać dalej, ale na szczęście nie ciekła i po zakupieniu ramki, przykręceniu znalezionych części i pozostawieniu gumy, która okazała się nie naszą zgubą, pojechaliśmy dalej już tylko z dwoma dziurami w zderzaku.
Jeszcze przed wjechaniem na górę spotkaliśmy kominiarza, co naiwnie podniosło mnie na duchu, po czym przed drzwiami domku okazało się, że zapomniałam kluczy.
Ręce mi opadły, bo majtki już nie chciały ( pewnie stwierdziły ileż można :)) i dawaj wracać do domu... Ale w drodze powrotnej, korzystając z okazji ;-), postanowiliśmy urządzić poszukiwania reszy części, ponieważ pan w warsztacie mnie nastraszył, że to z kilka stów może kosztować, więc przydrożna kukurydza przestała mi być straszna. W klapkach na obcasie dzielnie maszerowałam poboczem, obok kukurydzy, szukając cennych, "wystrzelonych" plastyków i gotowa już byłam zbierać wszystko, co tylko napotkam i sklejać to kropelką, bez względu na to, czy to moja część czy nie. Na szczęście mąż znalazł co trzeba ( pewnie kominiarz się przydał ;-)), wepchnęliśmy to w puste miejsca w zderzaku i dumni z siebie, że naprawiliśmy auto, pojechaliśmy, już zadowoleni, dalej.
Po prawie dwóch godzinach piłam już w domu kawkę, zamówiliśmy pizzę, wykąpaliśmy się i znowu w samochód :-)
Ja dość uparta jestem i stwierdziłam, że żaden durny piątek 13-go, ani żaden kot i chowające się klucze, nie będą mi tu w relaksie przeszkadzać. Mąż chciał już nocować w domu i jechać w sobotę, ale na szczęście się głupio nie upierał przy swoim, bo i po co :-)))
Kupiliśmy jeszcze dwa szampany ( no bo tyle kasy zaoszczędziliśmy własnoręcznie naprawiając samochód... :)) i obydwa wypiliśmy w świetle gwiazd na tarasie w górach.... :-)))))
O kurcze! Lenka, chyba juz wyczerpalas caly przydzial swoich "niefartow" na ten rok. Mysle, ze oboje z mezem przeszliscie w zyciu wiele i takie sytuacje jak te z feralnego piatku nie sa Wam juz straszne. Wy potraficie sie odnalezc w kazdej sytuacji a na koniec jeszcze otwieracie zwyczajnie szampana i swietujecie . Fajni z Was ludzie.
Ps. Hm...ciekawe co z tym kotem...? Szkoda...
Foczydlo jedne! Jeszcze zes smarkata? Ile to juz czasu? Rob sobie "domowe lekarstwo", bo widac odpornosc masz cieniutka i czas sie troche powspomagac.
"Millenium" wciagajace, co? Moja kolezanka zniknela na caly tydzien jak dostala te "ksiege". Miala mi pozyczyc i chyba zapomniala (?). Albo ja wyjechalam wtedy...? Za to film ogladnelam. Suuuper!
Foka, no czemu wiesz lepiej zanim ja to napiszę... ;-))) Był taki szaro-bury, nawet ładny..., ale koledze mów, że był różowy i w ogóle nie był podobny do kota :))))))
Ja zaadoptować Ciebie mogę razem z walizkami, ale uprzedzam, że miejsca mam mało nawet w piwnicy ;-))) Chociaż... w sumie na 37 metrach 4 osoby i foka, to jeszcze nie taki tłok... :)))
A ja Ci wcale nie życzę moich przejść powtarzać ! Mi się poważnie chciało ryczeć...auto jeszcze na gwarancji, takie wymarzone..., pierwsze ukradli, drugie tir nam skasował na autostradzie, a tu już po roku kot nam podskakuje i muszę wyklepywać rejestrację, bo cała pogięta :))) ale nowej nie kupię, nie ma bata, póki "działa", to ma być ;-) a może fotoradary teraz jej nie będą mogły odczytać...? :)))))
Smakosiu, kot leżał na ulicy, jak widziałam go w lusterku i mąż już psioczył, że będzie musiał jeszcze po weterynarzach z nim latać ( bo pewnie nie mógłby go tak zostawić :-)), a on pewnie OC nie posiada i będziemy bulić i za nasze auto i za kota, chociaż on winny ;-) Ale zanim dokonaliśmy oględzin samochodu, co mu odpadło i co zniszczone i ruszyliśmy na miejsce zderzenia, to kota już nie było. Pewnie schował się gdzieś w cieniu kukurydzy i albo lizał rany, albo zaczynał już kolejne z siedmiu żyć...
No patrz, to już mnie uratowałaś przed kolejnymi "atrakcjami" :))))
Mój mąż miał kiedyś motor, potem się "ustatkował", a teraz już mu przeszło i znowu marzy mu się motor, a że nie mamy własnego garażu, to planował trzymać maszynę u sąsiada ;-) Ale teraz to ja już się zaprę wszystkim czym się da i nie będzie motoru, dopóki nie będzie prywatnego garażu ( bo własne nie namakają :))). A takowy nie zapowiada się szybko, ponieważ w okolicy ceny są zaporowe, a daleko to ja nie chcę, bo to się kłóci z moim światopoglądem ;-))))) Wiąże się to z nagminnym deptaniem po samochód, a deptanie wpływa destrukcyjnie na pieczołowicie odkładaną przez całą zimę tkanką tłuszczową, a ubytek tkanki wiąże się kolejno ze zmianą rozmiarów i co za tym idzie brakiem odpowiedniej garderoby i koniecznością nabycia nowej. Pomijam już drobny fakt, że nabywanie kosztuje, ale ja bardzo nie lubię mierzyć ciuchów ! Mając stałą wagę mierzyć za często nie muszę, bo zazwyczaj, jak coś jest duuże, to uznaję, że będzie dobre i mam problem z głowy.
Reasumując nie chcę garażu, bo będę musiała zmieniać wszystkie ubrania ;-)
Hi, hi, ja już dość długo żywię się tym, co ktoś przyniesie do kawiarenki :))) Ale to świadczy tylko o tym, że to są pyszne dania czy potrawy i ja jedynie doceniam wielkie zdolności autorów...wcale nie z wrodzonego niepotrzebnie łakomstwa ;-)
No to mnie "kupiłaś" tym, że nie trzeba Cię codziennie czochrać, bo ja z natury dość leniwa jestem i sama lubię być czochrana i drapana, najlepiej po pleckach... :-)))) Zakasaj płetwy do góry i maszeruj ku mnie, ale po drodze musisz polubić bąbelki, bo ja bardzo lubię i już chłodzę na Twe przybycie :)))))))
Zaraz mi odpisz : pędem przybędę ;-)