Witam Was drodzy Wż-towicze!!
Piszę do Was bo zawsze dobrze mi doradzicie i podtrzymiecie na duchu.
A więc sprawa dotyczy sie mojego 12 letniego syna.Zawsze były z nim jakieś problemy, z tym że kolegował się z tymi co rozrabiają oni zdążyli ucieć a on obrywał fakt faktem zawsze też coś tam miał na sumieniu.Ale to co zaczęło sie dziać znim od zeszłego roku szkolnego , i teraz to już przerasta moje siły.Ale pokolei.W pierwszych klasach podstawówki to były wezwania typu Pani syn był z tym i tym tam i tam gdzie akurat była bójka, czy pani syn szturchnął koleżanke. A od zeszłego roku (4 klasa) to jest paranoja. Ciągłe kłamstwa, ciągle nie ma zadań do odrabiania nic do nauki, po czym przychodzi wywiadówka a tam 1 w przewadze przeplatane jakąś 5 czy 4. Siedze wałkuje z nim zdaje. Koniec roku szkolnego zapowiedź żę zostanie z 3 przedmiotów religia, polski matematyka. 2 tygodnie na poprawę- wszystko zdaje.Ale już wdrugim półroczu zaczęły się skargi że bije, że dokucza,że pyskuje.Wizyty u Pani psycholog nic nie dają bo on tam jest aniołkiem.A że to jest poradnia psychologiczno-pedagogiczna i Pani psycholog nas zna bo od 1 klasy chodzimy tam to mi wierzy że mam z nim takie kłopoty.Rozpoczyna się nowy rok szkolny( 5 klasa), pierwsza wywiadówka w październiku oceny dobre gdzie niegdzie zdarzy sie pała ale 99 % to oceny 4,5 , zachowanie w miare poprawne choć jakaś tam uwaga o dokuczaniu i wyzywaniu sie pojawiła.Owszem cały czas trzymam krótko, ale on też cały czas twierdzi że nie ma nic na zadanie, nic na lekcji nie pisali, nic nie ma do nauczenia.Listopadowa wywiadówka koszmar nazbierało sie uwag o wyzywaniu nauczycieli, o biciu, o dokuczaniu, i zebrało sporo pał.Wałkujemy wszytskie tematy , zdaje( tak mi sie wydaje) . Grudzień tuż przed świętami telefon ze szkoły pilnie się zgłosić. Zagrożony z matematyki, histori, plastyki, religi, muzyki.Na żadne poprawianie z poprzedniej wywiadówki do nauczycieli sie nie zgłosił (kłamał że zdał). Nie poprawi do polowy stycznia to pały na półrocze.Ale zachowanie też się pogarsza prawie co dzień uwaga, bójki. kłamstwa , wyzwiska.Tym razem poprawia oceny, powyciągał na 2.W nowym semestrze zebranie , Pani mówi że nie dają z nim rady jest coraz gorszy, wydaje mu sie że mu wszystko wolno.Oceny koszmar same pały, ale on ciągle twierdzi że Pani kłamie i że zadań nie ma i do nauki też nie, w zeszytach napisane tyle o ile, w 1 klasie więcej pisali.Wizyty u psychologa ciągle trwaja , psycholog był na lekcji i Robert jest aniołek.Kolejne zebranie jeszcze gorzej do żadnej poprawy znowu nie stanął. Wezwanie do szkoly na początku tego tygodnia, żeby zaczął poprawiać bo zostanie w 5 klasie, pojawiły sie sygnały że podpala paierosy, ponadto zeszyt uwag pęka w szwach. W domu rozmowy znów on niewinny, Pani kłamie.Dziś kolejny telefon w środę zgłośić się do Dyrektorki szkoły bo Robert kradnie w sklepiku szkolnym, kolejny raz został przyłapany.
Nie mam pojęcia co mam z nim zrobić . Próbowałam u innych psychologów i tez nic on tam jest aniołek wszystkie testy wychodzą bardzo dobrze. Jemu wydaje się że jest Bogiem że wszystko mu wolno.Ja już nie daje rady ,Pani wychowawczyni przebąkiwała coś o kuratorze. Niewiem co robić jestem załamana.
Przepraszam że mój post jest taki długi ale chciałam Wam to wszystko streścić.
Pozdrawiam
Andzia.
Rozumiem Cię bardzo dobrze, ja mam 7-latka i już wymiękam. Zastanawiamy się jak będzie to wszystko wyglądało jak będzie miał naście lat.
Trzymaj się bo zaraz będziesz mieć porady w stylu "jak sobie wychowałaś tak masz"..., "to Twoja wina"..., "trzeba go zlać".... "ja powiedziałam raz i moje dziecko słuchało".....
Użytkownik jannaj napisał w wiadomości:
> Rozumiem Cię bardzo dobrze, ja mam 7-latka i już wymiękam. Zastanawiamy
> się jak będzie to wszystko wyglądało jak będzie miał naście lat.Trzymaj
> się bo zaraz będziesz mieć porady w stylu "jak sobie wychowałaś tak
> masz"..., "to Twoja wina"..., "trzeba go zlać".... "ja powiedziałam raz i
> moje dziecko słuchało".....
Jannaj,pierwsza częśc wypowiedzi batdzo fajna ale druga to mo głabys zachować dla siebie. Uważasz że wszyscy poza Toba to kupa debili?! i będą dawać pseudorady i teksty? Czasem dobrze jest trzymać język na wodzy.
Pozdrawiam,
Użytkownik jannaj napisał w wiadomości:
>Trzymaj się bo zaraz będziesz mieć porady w stylu "jak sobie wychowałaś tak
> masz"..., "to Twoja wina"..., "trzeba go zlać".... "ja powiedziałam raz i
> moje dziecko słuchało".....
Wróżka, czy czarnowidz :-)
Dzieci mam małe, więc doświadczenia nie mam. Studiowałam za to terapię społeczną, więc ośmielę się zabrzć głos w tym wątku. Jeżeli możesz napisz proszę, jak syn zachowuje się w domu, jak wyglądają wasze rozmowy. Czy ma jakieś hobby, co szczególnie go interesuje i ile czasu spędzasz z synem. Może uda nam się ustalić, gdzie leży problem Pamiętaj to nie twoja wina, z postu wynika, że jesteś świetną mamą, która chce dla dziecka jak najlepiej.
1. Zrozumiałam, że chłopak nie jest głupi. Jak chce to potrafi się nauczyć. Pasowało by jakoś na niego wpłynąć by chciał się uczyć. Nie jest już malutki więc pasowało by chyba przeprowadzić poważną rozmowę: Kim chciał by zostać jak będzie dorosły. Wtedy tłumaczyć mu jak powinna wyglądać jego edukacja. Bez jakich etapów nie uda mu się pracować w danym zawodzie (to nic, że zanim dorośnie to wiele razy zmieni swój wybrany zawód). Ja mam jeszcze małe dzieci ale już teraz robię im pranie mózgu, jak nauka jest ważna. Że uczą się nie dla mamy, nie da taty tylko dla siebie. By umieć. Że kiedyś im się to przyda.
2. Innym sposobem jest by nauczyciel z każdego przedmiotu na zakończenie lekcji pisał w jego zeszycie lub założonym specjalnym zeszycie co ma się nauczyć i jakie zadania zrobić. Jest to trochę utrudnione bo uczy go dużo nauczycieli ale da się wykonać. Pomoże to tylko tyle, że będziesz wiedzieć co ma zadane i zmusisz go do nauki. Na samo dyscyplinę i poprawę zachowania jednak nie pomoże.
3. Może to wpływ kolegów i pasowało by przenieść go do innej szkoły?
Też bym była za tym,że to zły wpływ kolegów...
Dużo rozmawiam ze swymi dziećmi i wiem,że niektóre małolaty(obu płci) zrobią wszystko(lub prawie wszystko),aby przypodobać się reszcie(kolegom z klasy lub szkoły).Może i w tym przypadku chłopak tym się motywuje?
Tez obstawiam zly wplyw kolegow. Moj co prawda 4 letni synek w domu zawsze zachowywal sie dobrze (jak na 4 latka). Odkad poszedl do przedszkola zaczelo sie. Pokazywanie jezyka, szturchanie, bicie, niszczenie zabawek, zabawa w robienie samochodowych wypadkow itp. Rozmawialam z nim, gdzie takie zachowanie widzial. On na to ze w przedszkolu. Pewnie bym nie uwierzyla, ale jednego dnia wychowawczyni jego grupy poprosila mnie na bok (razem z ojcem innego chlopca) i powiedziala, ze nasze dzieci byly sie linijkami udajac gwiezdne wojny. Myslalam, ze sie przewroce. Rozmowa w domu troche go przystopowala, ale teraz codziennie rozmawiamy o tym co bylo w przedszkolu i jak zdarzy mu sie jakis 'przedszkolny wybryk' od razu staram sie mowic ze tak sie nie robi. No ale to w przypadku 4 latka. Z 12 latkiem trzeba juz chyba powazniej porozmawiac.
Ja nie uważam, że to koledzy. Każdy z tych dzieciaków ma problem i pewnie każda z tych mam twierdzi że to wina kolegów. Koledzy nie wciągnęłli Roberta do paczki na siłę. Sam wybrał sobie takie towarzystwo. Jakże często słyszymy:to jest takie dobre dziecko, tylko ci koledzy. I uważam, że to błąd. Gdy chłopiec od zawsze słyszy, że to wszystko wina kolegów, sam uważa się za bezkarnego, niewinnego, bo mama wszystko zwali i tak na kolegów. Może czas już, aby uświadomić dziecku, że to jego wybór, że to on sam ponosi odpowiedzialność za swoje czyny. Dzieci potrafią wykorzystać najmniejszy błąd rodzica ( a który rodzic ich nie robi?). Dlatego myślę, że chłopcu powinno się zacząć uświadamiać, że to co robi, robi bo to on tak chce i to jego wybór. Dopiero wtedy mozna naprawiać jego błędy. Bo przecież błędów kolegów nie da się naprawić.
AD2. Przydał by się dawny dzienniczek ucznia gdzie nauczyciele wpisywali by co uczeń ma się nauczyć. jakie zadania zrobić i jakie oceny dostał. Może to być zwykły zeszyt podzielony na przedmioty lub datami. Myślę, że nauczyciele by to zrobili. Tylko znowu problem by uczeń dawał nauczycielowi ten dzienniczek i nie kłamał, że zapomniał lub zgubił.
W mojej szkole średniej wychowawca co miesiąc wysyłał do domu listem poleconym wszystkie oceny (tylko nie pytajcie ska ja się urwałam:D).
Andziu, piszesz bardzo dużo o synu, natomiast nic o Rodzinie, stosunkach panujących w domu. Wiele zależy od stosunków panujących w rodzinie, wdomu. Nie piszesz nic o mężu-ojcu ... może tu jest sedno problemu. Może Robert ma jakiś kompleks i "szpanuje" swoja niezależnością, w ten sposób objawia bunt przeciwko czemuś, przeciwko czemuś co być może nastało PRZED JEGO ZMIANAMI EMOCJONALNAMI, w Twoim domu.
Mi się wydaje że chłopiecnier ma męskiego wzorca albo ma lub miał bardzo zły.Trochę trudno będzie wyjść na prostą z takim chłopcem bo zaczyna się wiek buntu Wiesz co pomyślałam że chyba dobrym rozwiązaniem dla niego by był jakis klub sportowy który jest w okolicy tylko z początku byś musiała bardzo pilnowac aby tam uczęszczał a potem jak już tam sie odnajdzie i polubi wiele spraw się samo rozwiąże Chłopak swoją energie będzie miał gdzie rozładowac i to w kontrolowany sposób Co do pani psycholog to niestety nie mam dobrego zdania tyle lat chodzenia i nic to nie dało nawet jak Robert był tam grzeczny a Ty opowiadałaś o swoich problemach to powinna z nim rozmawiac na ten temat dać jaką alternatywe zamiennik co może zrobić zamiast agresywnego zachowania Prosze zmień tą panią bo to i tak nic nie da ona tylko odbębnia swoje godzinki i tyle.
Ciężkie dni są za tobą i przed toba ale życze powodzenia
Za mało podałaś danych aby Ci sensownie pomóc. Myśmy nasze dzieci wychowywali na zasadzie minimum zakazów max wolności.
Przepraszam ale co tata?? nie znam Cie ale nic nie piszesz na ten temat?? Czy możę jesteś sama??
Ciężko mi tak napisać coś ale tak myślę na tym - dziwie się że psychologowie nic nie poradzą napisz możę co oni mówią bo coś muszą powiedzieć dają jakieś rady??
Ale czy zmiana szkoły i tym samym towarzystwa nie była by jakimś rozwiązaniem?? Może kurator to jest jakieś rozwiązanie jak innych nie ma.
Trzymaj się i mocno trzymam za was kciuki.
Każda zmiana szkoły, czy miejsca zamieszkania to ucieczka od problemu, problem zostaje nadal.
Użytkownik CZOS napisał w wiadomości:
> Każda zmiana szkoły, czy miejsca zamieszkania to ucieczka od problemu,
> problem zostaje nadal.
Problem pozostaje, ale poprzez zmiane srodowiska latwiej byloby nad tym problemem pracowac. W nowej szkole, wsrod nieznanych sobie rowiesnikow juz nie czulby sie tak pewnie.
Nie bardzo rozumiem jaka jest rola tej pani psycholog, do ktorej chodzicie. No bo mowisz, ze ci wierzy, ze nawet poszla na lekcje, wiec wydawaloby sie, ze ona powinna najlepiej doradzic. I nie sugerowac sie zachowaniem dziecka na spotkaniach z nim.
Co ona radzi w tej sytuacji?
Bo widac, ze Robert doskonale nauczyl sie manipulowac ludzmi (poprzez klamstwa i dorazne zmiany zachowan) - a to daje mu pelne poczucie bezkarnosci.
I takie zachowanie bedzie sie tylko poglebiac, jesli nic sie z tym nie zrobi.
I napisze jedno - to jest ostatni dzwonek, zeby cos z tym zrobic, bo za dwa, trzy lata zupelnie sobie nie poradzisz.
Moim zdaniem konieczna jest scislejsza wspolpraca ze szkola. I to nie tylko na zasadzie kontrolowania czy odrobil lekcje i jakie ma wyniki.
Moze szkola dysponuje jakims psychologiem? Albo kuratorium?
A moze kurator nie bylby takim zlym wyjsciem? Albo powtarzanie klasy?
Wiem, ze kazda matka stara sie bronic swoje dziecko, ale z tego co wiem, to najbardziej w takich sytuacjach pomaga, gdy dziecko musi poniesc konsekwencje swoich czynow. To bardzo bolesna kuracja (i to bardziej nawet bolesna dla rodzicow niz dla samego dziecka), ale w niektorych wypadkach nieunikniona.
P.S. Z pewnoscia mozesz zaostrzyc kontrole nad jego nauka blizej wspolpracujac z nauczycielami, tylko ze tu raczej chodzi o to, aby on sie nauczyl odpowiedzialnosci i ponoszenia konsekwencji swoich czynow a nie, zebys ty nauczyla sie go lepiej pilnowac. Bo za pare lat i tak go nie upilnujesz.
Ponoszenie konsekwencji- nawet jeśli oznacza powtarzanie roku nie jest złym pomysłem. Zmiana szkoły również. Z tym że należy jasno postawić dziecku warunki, wytłumaczyć konsekwencje i powiedzieć otwarcie o swoich obawach, inaczej możemy się spodziewać fali złości,rozżalenia, niechęc,i braku zaufania.Jednak najważniejsze są relacje w domu. Tam się problemy zaczynają, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy. Nie znamy sytuacji rodziny, nie wiemy jak odnosi się do sytuacji ojciec.Nie wiemy, czy mamy do czynienia z czynnikami biologicznymi, środowiskowymi czy sytuacyjnymi. Socjoterapia dla rodziców byłaby dobrym rozwiązaniem.
To co napisze ponizej nie jest sadem o autorce watku tylko pewna refleksja ogolna na temat pracy psychologa i jej osoadzania
ja tam bylabym ostrozna z osadzaniem psychologa. Niestety czesto rodzice spodziewaja sie rad w stylu: "prosze zrobic to i to dzieckiem pojsc z dzieckiem tam i tam" w sesie pani psycholog jest od tego by rozwiazac nasz problem a wcale nie o to chodzi :-) Czasem problematyczne dzieci maja problematycznych rodzicow. niekonsekwentnych, oczekujacych, ze zawsze winne jest dziecko (albo jedna strona). Wcale nie ze zlej woli czy dlatego, ze sa zlymi rodzicami! Czesto dlatego, ze nie zdaja sobie sprawy z tego, ze i zachowanie rodzica, utarte sciezki, pewne powtarzajace sie schematy ksztaltuja postawe dziecka i odwrotnie. Terapia rodzinna (bo nie ma wiekszego sensu koncentrowac sie wylacznie na dziecku pomijajac jego otoczenie) to ciezka praca i nie kazdy rodzic jest gotowy do podjecia jej.
Podobnie jak moja kolezanka: zla na meza , bo ospaly, nie pomagal w domu, bo to bo tamto...poszla sie poradzic do psychologa. On po kilku posiedzeniach z nia i z obojgiem spytal sie jej co ona gotowa jest zmienic swoim postepowaniu... Kolezanka sie tak oburzyla ze wstala i wyszla: Jak to ONA, ONA robi wszystko, to ON maz jest niedoskonały a ten glupi psycholog pyta co ONA moze zrobic?! No jak smie facet...
Kiedy ochlonela i poszla po rozum do glowy to okazalo sie, ze moze pare spraw zmienic i u siebie, co pozytywnie podzialalo na meza i ...zamiast grozacego rozwodu beda niedlugo obchodzic srebrne wesele... :-))
Do tego co napisałaś dodał bym jeszcze: rozmawiać, rozmawiać rozmawiać, a jak nie będzie wiadomo co dalej to rozmawiać. Nie mówić tylko rozmawiać!!!
Zmiana otoczenia, które ma zły wpływ na dziecko to pierwszy krok. Sam na pewno wiesz że w grupie jest łatwiej być takich "hej do przodu" często łobuziaki pozbawione swojej ekipy są zwykłymi miłymi chłopaczkami. Pewnie że to nie rozwiąże problemu ale od czegoś należy zacząć. Najtrudniejszy jest 1 krok. Myślę że przed naszą koleżanką długa i wyboista droga ale wierze że da rade i mam nadzieję że ułoży się.
Zmiana szkoły może się skończyc jeszcze większą porażką. Nie da się ukryć, dlaczego dziecko szkołę zmieniło. Opinia idzie za dzieckiem, często wyolbrzymiona. Nie liczmy na wyrozumiałość grona pedagogicznego, które przyjmuje do szkoły dziecko trudne z problemami. Pozostałe dzieci tez szybko dowiadują się kto zacz. I co w tej sytuacji się dzieje? Przeważnie taki dzieciak wpada w jeszcze większe kłopoty. Bo ta grzeczniejsza część dzieci go od razu nie akceptuje, natomiast ta niegrzeczniejsza od razu widzi w nim kumpla do wyskoków. A w takiej grupie trzeba sie sprawdzić. I kłopoty same przychodzą.
Andziu, jesteś z nami ponad pięć lat, a (jak piszesz) problemy z synem miałaś już od pierwszej klasy nawet chyba od przedszkolnych lat: prwdopodobnie uległaś manii "bezstresowego " wychowywania dziecka, źle zastosowany system ten przynosi więcej szkody niż pozytku. Zbyt często rodzice (przeważnie matki(!) niestety) dają zbyt dużo swobody dzieciom by im wynagrodzić jakieś braki, niedostatek w domu. Z tego co piszesz juz pierwsze bledy z Twojej strony były od samego poczatku szkoły, piszesz że on był przyłapywany, ale też jak sama twierdzisz nie był aniołem ... Ciekaw jestem jak w tamtym okresie wyglądały Twoje rozmowy z synem. Przeważnie sa to rozmowy typu: "...nie baw się znimi, bo oni narozrabiają, a na tobie się wszystko skupia...", dziesko w takich przypadkach przytakuje, a na drugi dzień jest po staremu. No bo jak zyć w szkole bez kumpli. Tylko czy to nie ON stworzył sobie paczkę?... amoże teraz właśnie chce złożyc swoją paczke i najpierw musi zdobyć "autorytet niezależnego".
Problem jest w Twoim przypadku naprawdę niebagatelny i tylko naprawdę pomoc kogos o duzym doswiadczeniu wychowawczym moze cos zmienić, z tego co piszesz, sama jesteś bezsilna (mówiąc delikatnie!) i pomoc psychologów albo jest na odpieprz robiona, albo oni są tylko na etacie szkoły i mają w... wyniki.Bo chyba nie podchodziłaś zbyt lekko do ich uwag i zaleceń w okresie początkowym problemów z synem.
Szkoda, że milczysz od czasu wpisania posta zakładajacego wątek.
Andziu, ja również nie rozumiem na czym pomoc psychologów polega, skoro tak naprawdę niewiele, z tego co piszesz, pomogli. Testy testami, ale co oni doradzają? Jak Wam pomóc? Czy Robert chodzi na jakąś terpię indywidualną? A może rodzinna byłaby potrzebna?
Wydaje mi się ,że żeby rozwiązać jakiś problem trzeba dojść do jego źródła. Doszliście? Czy to na pewno zły wpływ kolegów,a jeśli tak, to zastanawiałaś się dlaczego mu uległ? Może chłopak ma jakies kompleksy, problemy ,z którymi sobie nie radzi, może dlatego zwraca na siebie uwagę...Może ma takie środowisko, bo w innym uprzednio został odrzucony? Może coś Ci umknęło, bo przecież na pewno nie urodzil się "dzieckiem sprawiającym problemy"? Moze w Waszej rodzinie stalo się coś ,co miało negatywny oddźwięk w dziecku? Moim zdaniem tu jest pies pogrzebany. I od tego trzeba by zacząć.
A jak wyglądają Wasze relacje na codzień? Czy on wie, że ma w Tobie oparcie? Co o nim wiesz? Czego on pragnie? Rozmawiacie normalnie, poza omawianiem tych wszystkich problemów?
Czy uprawia jakiś sport, który lubi? Jeśli tak, można by chyba pogadać z trenerem - zazwyczaj do drużyny juniorów mogą należeć przecież dzieciaki, dla których sport nie koliduje z nauką. trener mógłby uświadomić Roberta, że jak się nie podciągnie w nauce, czy nie przestanie sprawiać problemów- wyleci z drużyny. Może akurat to byłaby dla niego odpowiednia motywacja na początek. Czasem trenerzy życzą sobie półroczny wykaz ocen i rozmowę z rodzicem, czy w szkole aby na pewno wszystko ok.
Jeśli nie uprawia sportu- może warto byłoby go popchnąć w jego stronę. Jeśli macie taką możliwość- niech sam wybierze czy to ma być piłka, judo, pływanie, tenis, czy jeszcze coś innego. Treningi zajmą mu trochę czasu, pozna nowych kolegów, rozładuje energię, nauczy się dyscypliny, twardego dążenia do celu,a mądry trener może stać się pozytywnym wzorcem dla Młodego, tym bardziej jeśli brak byłoby takiego w najbliższym otoczeniu. A z tego co piszesz, wydaje się, że zmagasz się z Waszymi problemami sama.
Rodzice często zwracają się z problemami wychowawczymi...na komisariat:) Przedstawiają dzielnicowemu"co i jak" i on przychodzi do domu "uświadomić" delikwenta w konsekwencjach takiego postępowania, zwłaszcza,że tu doszła kradzież, są pobicia.No chyba ,że to pokolenie JP na 100%.....w końcu obecny 12- latek, to nie jest 12-latek jeszcze sprzed 15 lat i policja może nie zrobić wrażenia. Za to uważam ,że kurator zazwyczaj robi wrażenie i nie jest to zły pomysł, a raczej konieczny.
Co do szkoły to uściśliłabym Waszą współpracę i czekała na sugestie psychologa- czy przenosić, czy nie.
A może usiądź z nim i porozmawiaj,spytaj go dlaczego tak postępuje.A może jakiś kolega go do tego buntuje?Może tym chce klasie zaimponowac,niewiem co Ci doradzic,ale musisz z nim przeprowadzic poważną rozmowę bo inaczej jeszcze wydarzy sie naprawdę coś złego.Pozdrawiam i życzę szybkiego i pomyślnego rozwiązania problemu.
Witam Wad drodzy Wż-towicze.
Na poczatku przepraszam że nie pisałam tyle dni, ale był długi weekend i wyjechaliśmy do rodziny a tam internetu brak.Na poczaktu dziekuje za wsparcie i juz odpowiadam na wszystkie wasze pytania.
Jak zachowuje sie w domu?? - Otóż w domu jest na nie, wszystko co by od niego chciec to nie, najlepiej gdyby pozwoliło mu się cały dzień oglądac tv , albo grać w gry na komputerze lub pleju. Jka juz trzeba coś zrobić to jest obraza.
Jak wyglądają nasze rozmowy??- Tłumaczę , rozmawiam, opowiadam, ale nic to nie daje on tylko w momencie rozmowy jest przejety , rozumi cosię do niego mówi , w czym jest problem, po czym po 15 minutach a może nawet i prędzej jakby rozmowy nie było.
Hobby, zainteresowania - I tu jest problem bo nie znam drugiego takiego dziecka albo jeszcze poprostu nie poznałam , mój Robert nioe ma zainteresowań, u niego wszystko jest tylko na chwilę.Dosłownie chwile, bo 5 minut to już za dużo.
Ile czasu spędzam z synem??- Wcześniej pracowałam na zmiany ale te 5-6 godzin dziennie, byliśmy razem.Teraz od marca jestem na zwolnieniu lekarskim i długo jeszcze zostane , a potem czeka mnie macierzyński i wychowawczy, więc jeszcze długo będę w domu.Od marca spędzamy każdą wolną chwile gdy jest w domu ( po lekcjach) razem.
Wpisy nauczycieli co ma się nauczyć -I tu jest problem mimo ustaleń z nauczycielami trudno jest doczekac sie efektów, najczęściej twerdzą że nie mają na to czasu , że to sie robi w klasach 1-3.Jak już jakiś nauczyciel jest chętnu i gotowy to syn wykręca się brakiem zeszytu, wybiega szybko z klasy żeby Pani nie wpisała.
Koledzy i ich wpływ - W szkole jest więcej takich arcymonków jak on, w klasie jest jeden i chyba jeszcze gorszy niż mój.Ale Robert go nie lubi.Na podwórku ma taką paczkę z którą sie koleguje ( kolega z klasy bardzo dobry uczeń zachowanie nie bardzo dobre ale dobre, koleżanka z przedszkola i 1-3 kl szkoły spokojna cichutka bardzo rozgarnieta, kolega sąsiad kolezanki jest trochę upośledzony ale nie widac tego gdyby nie fakt ze chodzi do szkoly specjalnej dla takich dzieci nikt by nie wiedzial bardzo grzeczny z ogromnym szacunkiem do rodzicow i starszych) Wszyscy są w tym samym wieku.
Zmiana szkoły - W okolicy są jeszcze 2 szkoły podstawowe, do każdej z nich chodzą koledzy Roberta to z przedszkola , to z podwórka, do jednej przenoszą właśnie trudne dzieci.Od 4 klasy wylądował tam jeden z kolegów z klas 1-3 Roberta.Szczerze mówiąc zastanawiałąm sie nad zmianą szkoły, otoczenia, ale musiało być by to gdzieś poza naszym rejonem, bo tutaj w okolicy nie wiele by to dało.Myślę o zamianie mieszkania na większe a nawet staram sie o to więc , może i zmiana szkoły bedzie konieczna.
Ojciec, mąż -No więc pokolei, ojca biologicznego Robert nie zna był z nami tylko 2 miesiące po jego urodzeniu i do dnia dzisiejszego żadnych kontaktów nie utrzymuje. Przez prawie 9 lat byłam z jednym facetem, Robert miał z nim bardzo dobre stosunki , ale miał też przed nim respekt, może on mu nie poświecał duzo czasu bo 1- 2 godziny dziennie ze wzgledu na prace ( dlatego tez nasze drogi sie rozeszły, to byl pracoholik , nade wszystko kochał pracy , mysmy byli na 2 planie)Od 2 lat jestem z innym facetem, robert ma z nim bardzo dobre relacje, ale traktuje go jak rówiesnika a nie jak kogoś starszego przed którym trzeba mieć respekt.On bardzo duzo rozmawia z Robertem, że przykrość mi robi, że tak nie może, podaje mu duzo przykładów życiowych w których ludziom czy dzieciom takie zachowanie nie wyszło na dobre. Robert z nim rozmawia dyskutuje, nawet bardziej chyba niż ze mną , ale coż po chwili od rozmowy znowu jakby tematu nie było.
Stosunki w domu - Hymm, sama niewiem co tu napisać wydaje mi się że są dobre, mój facet okazuje mi szacunek, duzo miłości Robertowi, jak również bardzo dużo czasu mu poświęca, zabiera na wycieczki rowerowe, chodzi grać w piłkę.Ale wydaje mi się że co do stosunków panujacych w domu to najlepiej by się wypowiedziaął jakaś osoba patrząca na nas z boku.
Zachwanie w wczesnym dzieciństwie , na początku edukacji - Zawsze znajdował się tam gdzie go byc nie powinno, inni byli bystrzy i uciekli a on obrywal, ale tez zdarzało mu się narozrabiać, wtedy mial karę np.nie oglądanie bajki.
Klub sportowy - 2 lata temu bardzo chciał chodzić na hokej a że mieszkamy w poblizu lodowiska, to go zapisałam chodził 1 sezon, zreszta psycholog tez nam radziła żeby gdzies się wyżył i wogóle w takich klubach jest rygor to miało go ustawić. Po sezonie musiał zrezygnować na pół roku z powodu wycięcia migdałków, jak wrócił koledzy z druży traktowali go jak gorszego , pozatym zgrali sie już a on jakby nie był częścią tej druzyny i niechciał chodzić.Więc zrezygnował. Od tamtego czasu żadne zajecia poza lekcyjne nie wchodza w gre.
Psycholog -Stosujemy się do wszystkich wskazówek pani psycholog, robi co tylko może żeby nam pomóc.Nie jestem z tych co to twierdza że podana metoda musi zaraz działać, wiem że na wszystko potrzeba czasu, a przedewszystkim konsekwencji w działaniu.Nigdy nie uważałam tez jak większość mam że mój synej jest ah i oh, aniołem nie jest i o tym wiem i się przyznaje do tego.
Terapia rodzinna - Ostatnimi czasy coraz częściej szukam informacji na ten temat i miejsc gdzie tak owe sie odbywaja. Zarówno ja jak i mój obecny facet jestesmy gotowi poddać się takiej terapi aby tylko wyprowadzić syna na porządnego człowieka.
JP na 100%- O tak zdecydowanie tak, wszystkie obrazki opatrzone takimi napisami.Gdzie sie da trzeba tak napisać.
I jeszcze jeden ważny temat moja ciąża- mielismy mnóstwo obaw jak to będzie jak robert zaakceptuje.Jak się okazało bardzo pozytywnie, jest zadowolony, ogólnie lubi młodsze dzieci, taki którymi trzeba się opiekować.Fakt faktem że to zainteresowanie takim dzieckiem u niego też jest chwilowe a właściwie troche dłuższe.
Mam nadzieję że rozwiałam wszystkie wasze wątpliwości teraz będę odpisywać już w miare na bierząco. Dzisiaj o 14.30 mamy kolejną wiazyte u Pani psycholog, zdam wam poźniej szczególową relację.
Pozdrawiam Was goraco bo dziś brzydko i mokro brrrr
Andzia
Witam ,
Wczoraj byliśmy u psychologa była bardzo długa rozmowa , która i tak chyba nic nie wniosła do myslenia Robertowi bo dziś pociął nożyczkami koleżance z klasy kurtkę. Dziś o 13 byłam w szkole na rozmowie z pania dyrektor, pedagogiem i wychowawca. Suma sumaru ustaliliśmy że raz w tygodniu muszę zgłaszać się do pani pedagog. I pójść na policje poprosić o rozmowe dyscyplinujacą. Pani pedagog oraz pani dyrekto która zresztą jest również kuratorem, stwierdziły że to powinno go trochę ustawić do pionu. Muszę sama pójść poprosić o taką rozmowę , bo jak szkoła wystapi o taką rozmowę to zaraz sąd kurator i ośrodek poprawczy.Mam nadzieję że ta rozmowa cokolwiek pomoże.
Pozdrawiam
Andzia
Hmmm... andziu tak czytam uwaznie Twe oposty i mam wrazenie ze Twoj Robert czuje sie przyparty do muru i byc moze to jet problemem. Ja mam wrazenie, jak sie wczuje w niego wedlug tego co piszesz, ze tyle osob oddzialowywuje na niego, ze czuije sie on zupelnie bezradny i jedyny jego idea obrony jest ucieczka i agresja. Ucieczk przed pania stad zmyka z klasy by nie uzyskac wpisu, ucieczka przed rozmowami w domu (czy napewno sa to rozmowy, czy syn mial od zawsze mozliwosc wypowiedzienia sie, czy to co mowil bylo brane powaznie pod uwage ?) ktore wydaje sie on, milczac i kiwajac glowka, po prostu znosic. Na pewno wie bowiem, ze wtedy szybciej sie skoncza. Wczowam sie w chlopca ktory ma juz trzecia "nowa rodzine" co na pewno nie utrwala Jego zaufania w swiat i bezpieczenstwo. W tzw. poczucie bezpieczenstwa pierwotnego.Oczywiscie , ze jako kobeta i czlowiek masz prawo i obowiazek zadbac i o swoje szczescie i wybierasz madrze, widze, ze wybierasz partnerow akceoptujacych syna. Nie chodzi mi tu o wywolanie poczucia winy bo to bzdura. Chodzi mi tylko o to te sam fakt takich zmian (takie zycie nie ma w tym czyjejs winy) moze bardzo zachwiac emocjami i spojrzeniem na swiat mlodego czlowieka. On moze nawet o tym nie mowic ale te opuszczanie sie w nauce, pewien ze tak powiem marazm polaczony z agresja moga o tym swiadczyc. Nawet to, ze tak latwo zrezygnowal z hokeja, ze tak trodno bylo mu znalezc nowa pozycje, nowe miejsce w druzynie swiadczy o pewniej niewiarze i bezradnosci dziecka. Takie wlasnie cecie i niszczenie czyjejs wlasnosci moze obrazowac stan duszy chlopca - moze i on czuje sie "pociety" przez doroslych bo kazdy kreci srobkami chcac go naprawic a on moze miec wrazenie ze tak naprawde nikt GO nie slucha. Kazdy tylko cos chce , wymaga czegos, chlopak doskonale wie ze sytuacja robi sie coraz bardziej podbramkowa dla niego. Mam wrazenie ze On sie boi przyszlosci, w tej chwili ma trudnosci by to wszystko ogarnac i sobie z tym poradzic.
Nawet jesli mowi Tobie, ze czuje sie szczesliy i wszystko jest w porzadku nie musi (jego zachowanie temu przeczy) to byc prawda. Dzieci czesto sie kamufluja bo czuja sie odpowiedzialne za szczescie bliskich im osob.
To co napiszei napisalam to tylko teoria,tylko podsuniety watek myslowy ale ja mam wrazenie ze karami, ostroscia i policja niewiele zaradzisz. Wrecz przeciwnie. Osobiscie mam wrazenie, ze proiblemy tkwia w sferze emocjonalno - komunikacyjnej miedzy chlopcem a otoczeniem i moze warto byloby sie temu przyjrzec.
Wydaje mi sie ze lepsza droga bylaby terapia rodzinna. Chocby po to by wzbudzic poczucie solidarnosci, by syn mial odczucie ze nie tylko ja jestem zly i kazdy stara sie mnie naprawic lecz by powstalo poczucie "Jestesmy rodzina i wszyscy wspolnie chcemy zrobic wszystko by w tej rodzinie wszyscy dobrze sie czuli". Byc moze pomogloby to synowi odzyskac zaufanie w "swiat" i w siebie i zdjelo z niego brzemie "bycia czarna owca" bycia "jedynym z ktorym cos nie gra", "jedynym ktorego trzeba naprawic". To brzemie bowiem (choc zrozumiale z punktu widzenia doroslych widzacych problemy) moze byc ciezkie, za ciezkie do zrozumienia i uniesienia dla 12-latka.
Do tych wypowiedzi Doroty dodał bym tylko: Robert na pewno coś robi dobrze. Od tego może należało by zacząć odbudowywać wspólne relacje. Pozwolić mu być ptrzebnym. W tej sytuacji niestety nie uda się niczego zrobić szybko. Może jak pisała Dorota, on się czuje za bardzo "zaopiekowany". Trzeba mu chyba zacząć dawać swobodę w robieniu tego co robi dobrze.
Mój guru od naturalnego układania koni mówi:"spraw, aby łatwo mu było pstępować właściwie, a trudno niewłaściwie"
Powodzenia. Dacie radę. :)
Ja moim dzieciom często powtarzam: dlaczego tak zrobiłeś? Przecież Ty jesteś grzecznym dzieckiem, a grzeczne dzieci tak nie robią.
Nie jestem psychologiem, nie będę radzić i mędrkować. Opowiem tylko coś co wydarzyło mi się podczas pracy jako wychowawca przedszkolny.Wiem, przedział wiekowy nie ten, ale... może pomoże w czymś.
Miałam w grupie chłopaka, nieznośny, niedobry, wiecznie komus dokuczał, niszczył, rozrabiał, wyklinał.Poprosiłam rodziców na rozmowę, oczywiście wyśmiali mnie, bo przecież to nauczyciel sobie nie radzi.Popytałam pracujące panie o rodzinę kiedy, zapomnieli odebrać go z przedszkola (proszę nie bierz tego do siebie).Niby po rozwodzie ale żyli i mieszkali razem, kochająca się rodzina, zadna tzw. patologia.Złego słowa na dziecko nie pozwolili powiedziec, baaa awantura na całego jeśli dziecko się poskarżyło. W domu anioł, w przedszkolu diabeł.
Codziennie miałam zajęcia tematyczne(notabene zawsze usiłował je bojkotować), jednego dnia uczylismy się piosenki o zimie, miałam w programie dodatkowo akompaniament dzieci na instrumentach.
Pech chciał ( a możę nie) na moje zajęcia weszła kurator. Uczymy się, omawiamy przygotowane do piosenki obrazy,rozdzielamy instrumenty ( zgłaszały się chętne dzieci). No masz, do tamburyna zgłosił się kto?..........właśnie nasz ananasek. Galop myśli, co zrobić, co on wykombinuje, położy mi jak nic zajęcia......Podkusiło mnie, zaryzykowałam. Z kilku wyciągniętych do góry łapek wybrałam jego.
Od tamtej pory nigdy nie miałam problemów z nim.Na mojej zmianie był grzeczny, uprzejmy, przestał bić koleżanki i uzywać niecenzuralnych słów.
Nie wiem jakie wnioski należałoby z tego wyciągnąć, ale moze pozwoli Ci troszkę inaczej spojrzeć na problem, skierować na inne tory?
Właśnie czasami taki "przełom" przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie, w koncu co tu dużo gadać :czy to młody czy starszy każdy potrzebuje miłości, zainteresowania iświadomości,że ktos w niego wierzy.. starszy potrafi to sprecyzować a dziecko niekoniecznie i to jest tak jak z małym dzieckiem-zmęczone,senne staje się marudne,duże nie radzi sobie-robi wszystko aby zwrócić na siebie uwagę, wie ze gdyby był grzeczny nie poświęcalibyśmy mu tak dużo czasu i uwagi, dzieci często prze złe zachowanie walczą właśnie o zaintersowanie i miłość rodziców...
a może on jest o Ciebie zazdrosny? i w ten sposób chce wzbudzić Twoje zainteresowanie??zwłaszcza teraz kiedy ma jeszcze jednego rywala i to z "prawdziwym" tatusiem?a dziadka nie masz na składzie??może kontakt z "rodowitym"ojcem albo dziadkami z jego strony?Może ma kompleksy z powodu braku ojca?? Te problemy mogą się naislić po urodzeniu dziecka /zazdrość o Twoje uczucia/.
Rozmowa dziecka w tym wieku z dzielnicowym to dla mnie nie jest najlepsze rozwiązanie, dzielnicowy to zazwyczaj człowiek o przypadkowym wykształceniu,sam nie zawsze radzi sobie ze swoimi dziećmi, policja jako straszak to nie najlepsze rozwiązanie również.
Na kuratora ma jeszcze czas, zresztą kurator też nie jest w stanie rozwiązać problemów wychowawczych,sama "chodzę" w tym charakterze to troszkę wiem nie daj się w szkole straszyć poprawczakiem.Fakt szkoła może wystapic do sądu z wnioskiem o nadzór kuratora ale co później pozosatnie??ośrodek?zakład poprawczy??
Myślę, że dobrze by chłopcu zrobił kontakt z ojcem, obojetnie jaki on jest, moze syn ma jakieś wyobrażenie o nim, może należaloby je zweryfikować-skonfrontować??
Ja całą terapię rodzinną zaczęłabym od właśnie kontaktu z ojcem Twoim i syna...Przepraszam ale nie bardzo wierzę, w terapię rodzinną z Twoim facetem, którego syn nie traktuje poważnie i sądzę, który nie do konca chce być ojcem "podrostka"jak się to kiedyś mówiło..
od razu -sorry za offa
Basiaaaaaaaaaa!!!! gdzie byłaś jak Cię nie było?! Fajnie ,że jesteś. Całe szczęście, jak Cię nie ma,to tu tylko kawami częstują:))))))))))
Byłam nad jeziorkiem /powiem Ci na uszko:mam zurawinówkę:))/??????
Jak tak czytam to nasuwa mi się myśl że dobrze by było wprowadzić chłopakowi dyscyplinę- wiem wiem że to brzmi bardzo źle, ale mam wrażenie że rozmowy tu nic nie pomogą. To są moje takie przemyślenia.
Należy określić określić jasno zasady panujące w domu że po szkole natychmiast do domu potem lekcje i mama sprawdza codziennie zeszyty. Jeśli chodzi o wyjścia to wyznaczone godziny jeśli nie wróci na czas to następnego dnia nie ma wyjścia.
Tablica nagród za każde punktualne przyjście ze szkoły podwórka np punkty zbierane w ciągu tygodnia. a np w niedziele NAGRODA czyli np wyjśćie na basen, mecz z Twoim partnerem nie wiem co Robertowi sprawiło by przyjemność i na co pozwalają środki finansowe.
Oczywiście dużo chwalić nawet za drobne rzeczy i mówić że jest ważny i że się go kocha. A skoro jest takim dumnym bratem może jakaś pomoc przy maleństwu.... jeśli będzie chciał. Myślę żę mimo wszystko syn ma obawy jak to będzie mimo że się cieszy to zawsze ogromne zmiany i jednak zdaje sobie sprawę że to maleństwo ma tatę, a on nie.
Nie wiem czy wniosłam coś mądrego ale myślę że w takich wypadkach należy działać dość ostro i stanowczo oczywiście konsekwencja jest obowiążkowa. Ale mimo zakazów mówić o tym że jest ważny i kochany.
Trzymam za was kciuki. Trzymajcie się i mam nadzieję że będzie lepiej.
Witajcie,
Stosujemy to wszystko o czym napisałaś .Zarówno ja jaki mój partner mówimy mu że go kochamy i bardzo mu to okazujemy,Jesli chodzi o ojca dziecka nie widział go 11 lat i nie zamierza , niechce mieć z nami kontaktu ani on ani jego rodzina.Moji rodzice no cóz Robert ma z nimi kontakt ale nie przepada za nimi a w szczególności dziadkiem bo jest wymagajacy i surowy.Babcia znów rozpieszczała by jak by tylko mogła no ale że oboje nie pracuja to są zawsze razem w domu więc naszczęście nie ma takiej mozliwości.Jesli ja nie wystapie o rozmowę dyscyplinujaca zrobi to szkoła a wtedy sprawa w sądzie, kurator, może i poprawczak. Pani dyrektor jest kuratorem i znam rodziny do których chodzi , zreszta miałam z nia kontakt przez klasy 1-3 bo była wtedy wychowawczynia Roberta.Zawsze konkretnia doradziła , rodziny które były pod jej opieką a współpracowały z nia wychodziły nawet z trudnych sytuacji.Mam nadzieje że i nam się to uda.Rozmowy w naszym domu to nie tylko powiedzenie mu co sie oczekuje i koniec , to jest rozmowa , wysłuchanie , co on , ma do powiedzenia, dyskusja , na ten temat.
Pozdrawiam
Andzia
To wyślij Roberta do dziadków na całe wakacje. Skoro dziadek jest surowy i wymagający to taka szkoła mu się przyda. Jeszcze jeżeli dziadkowie mieszkają na wsi i maja co robić w polu to dla Roberta było by najlepsze moim zdaniem.
Witaj,
Rodzice mieszkaja też w Katowicach i to kilka ulic od nas.Mój ojciec jest surowy , ale tez nie słusznie często lanie potrafi spuscić, dlatego nawet sie cieszę że Robert nie przepada tam chodzić.
Pozdrawiam
Andzia
Ja na Twoim miejscu sróbowałabym nawiązać kontakt z biologicznym ojcem dziecka, chyba że "to jakiś element podejrzany", byłaś młodziutką dziewczyną, gdy sie rozstaliście, być może on też był "chłopakiem" a teraz dorósł o roli ojca, chłopcy w tym wieku potrzebują tatusia, wracam cały czas do tego,że Twoi życiowi partnerzy nie koniecznie muszą się dobrze czuć w roli ojca dwunastolatka, izolowanie dziecka od dziadków to też nie najlepsza metoda. Nikt 12 -letniego dziecka nie zamknie w poprawczaku, a jezeli tak chłopcu mówisz to będzie myślał, że się chcesz go pozbyć.
Mamnadzieję że znajdziesz w sobie siłę i dacie rade. Z tego co piszesz wynika jasno jak bardzo go kochasz i że walczysz o syna Trzymaj się i byle tak dalej. Możę faktycznie takie rozmowy pomogą. Zawsze Pan Policjant mu przemówi. A co do tego co pisały kolerzanki terapia rodzinna była by bardzo wskazana. Chłopaka coś bardzo gryzie i boli. Dobrze że mam mamę które chce mu pomóc.
Jedna rzecz mi przyszła do głowy po przeczytaniu całego wątku...
Może by tak nauczanie indywidualne? Widzę, że ze swojej strony robicie, co możecie, żeby na syna wpłynąć, ale że z jego strony brak woli współpracy, to efektów nie ma. Może odcięcie go od rówieśników, od szkoły, nauka pod ścisłą kontrolą, sprawiłoby, że przemyślałby swoje zachowanie i zastanowił się czy warto. Nie wiem, czy w jego przypadku w ogóle byłoby możliwe takie rozwiązanie, ale może warto o to zapytać w szkole czy panią psycholog.
Mój starszy syn kończy w tym roku 17 lat. Problemy z zachowaniem mieliśmy od początku podstawówki, najpierw umiarkowane, a w szóstej klasie nasilone do granic możliwości (pierwsze wezwanie do szkoły 2 września...). Różnica była taka, że z ocenami problemów nie było żadnych - i tym większa bezradność wychowawczyni, bo był jedynym uczniem w klasie, który zasługiwał na świadectwo z paskiem (tyle, że zachowanie musi być przynajmniej bardzo dobre). W jego przypadku wynikało to z poczucia "niesprawiedliwości dziejowej". Świat dla niego był czarno-biały. Niesprawiedliwe było wszystko, co wiązało się ze szkołą, z jakimikolwiek nakazami i zakazami (w domu również), niesprawiedliwe, że musi się podporządkować, że ktoś może mu kazać robić rzeczy, na które nie ma ochoty. No i buntował się przeciwko tej niesprawiedliwości jak tylko mógł (niestety niezbyt mądrze). Tłumaczenie, że życie nie jest czarno-białe, że czasem lepiej "uciekać niż walczyć" nie skutkowało w ogóle (przemawianie do jego inteligencji, rozsądku, rozumu również, bo co z tego, że jest mądry, jak coś jest niesprawiedliwe...). Pomogła jedna rzecz - wybrał sobie gimnazjum nie w "rejonie", więc musiał się postarać o dobre świadectwo. Przemyślał sprawę chyba, bo w ostatnim półroczu podstawówki postarał się zachowywać trochę lepiej (nie bez problemów, ale poprawa była). Na koniec usłyszałam od wychowawczyni, że cudem udało jej się na radzie pedagogicznej wywalczyć to wymagane bardzo dobre zachowanie. Cudem czy nie - ważne, że się udało. Bałam się tego, co będzie w gimnazjum. Na początku faktycznie trochę problemów było, ale tylko na zasadzie "wdaje się w dyskusje z nauczycielami", potem już sam się nauczył, że czasem warto odpuścić, bo i tak tym swoim uporem nic nie osiągnie. Teraz już "swoje wie, ale jak trzeba, to się dostosowuje". Dorasta po prostu. Powoli ze zbuntowanego nastolatka wyrasta dorosły, rozważny mężczyzna (na tyle, na ile rozważny może być siedemnastolatek oczywiście).
Z tych swoich doświadczeń wiem jedno - jak dziecko samo nie znajdzie powodu, dla którego warto się zmienić, poprawić, to żadne tłumaczenie, rozmowy, psycholodzy czy kary - nic nie pomogą. Tego typu działania są potrzebne (tak mi się wydaje) choćby po to, żeby dziecko miało świadomość, że innym też na nim zależy, ale zamierzonego efektu nie przyniosą. Może w Twoim przypadku takim bodźcem do zmiany byłaby chęć powrotu do towarzystwa rówieśników, do normalnego szkolnego trybu po tym, jak zostałby tego pozbawiony... Nie wiem, tak gdybam tylko. Z całego serca życzę w każdym razie, żeby Wam się udało syna "naprostować".
Witam Was cieplutko,
No więc tak , kontaktów z dziadkami nie ma zakazane. Może iśc kiedy chce , ale on niechce tam chodzić.Jeśli chodzi o ojca biologicznego mówi stanowczo nie. Zero kontaktów ze mnną i dzieckiem. Dziś pójdę na ta policję zapytac o tą rozmowę dyscyplinującą.A po niedzieli mam dwa miejsca gdzie najprawdopodobniej prowadza terapię rodzinną, więc pójde tam zobaczyc jak to wygląda.Pani dyrektor i pedagod powiedziały że przed nami dobre pół roku ciężkiej pracy aby zaczęło być widać efekty.Mam nadzieje że wytrwamy, żę nadejdą lepsze dni. Najbardziej mnie dziwi że moje dziecko od samego poczatku edukacji tj. od przedszkola, wybiera sobie takich kolegów którzy sa najgorsi tzn.rozrabiają , kradną, palą. Zastanawiam sie też czy z tymi papierosami że zaczął ich próbować to nie nasza wina.Od zawsze miał mówione że jak sie dowiemy że pali to będzie miał przewalone. Może zabardzo żeśmy o tym mówili i stwierdził że musi sprawdzić co to takiego że my tak zabraniamy. To takie moje przemyslenia.
Pozdrawiam
Andzia