Na chwilę obecną jestem "kurą domową". Trochę z własnej woli, trochę z musu. Piorę, prasuję, sprzątam, gotuję, piekę, zajmuję się dziećmi. Robię to sama, bo mąż jest ciągle w pracy. Nie wyobrażam sobie oddania dzieci w ręce opiekunki, ale jednocześnie wiem, że nie wytrzymam dłużej kieratu. Czuję się oszukana, niedowartościowana, czasem czuję się "żadna". Mam wrażenie, że marnuję swoje życie. Wiem, że mąż mnie kocha bardzo, ale ja zgłupieję w domu, cofnę się w rozwoju, zapomnę o swoim poprzednim życiu bardzo aktywnym towarzysko. Teraz dodatkowo zdruzgotał mnie mój przyjaciel, który stwierdził, że nie istotny jest mój wizerunek obecny, bo moi znajomi zapamiętają mnie taką, jaka byłam: "masz jeszcze siebie w innych:każde wspomnienie innych o Twoim histerycznym śmiechu i czerwonawych włosach i wspomnienia o tym uwodzicielskim uśmiechu - o to cała Ty!" Tzn, że mnie już nie ma, że nie ma starej Dominiki? Że jest tylko wizerunek w pamięci? Że zginęłam towarzysko?
Rób zawsze to co przede wszystkim odpowiada Tobie. Ja robię to samo co Ty + jeszcze chodzę do pracy + jeszcze mam dosyć ciekawe życie towarzyskie. I nie wyobrażam sobie innego życia, i tylko wtedy czuję się dobrze bo zawsze coś się dzieje. Też nie potrafiłabym "osiąść" w domu.
Spróbuj się może porozglądać za jakąś pracą, którą mogłabyś wykonywać siedząc w domu. Znajdzcie z mężem "opiekunkę" czy zaangażujcie babcię (jeżeli jest taka możliwość) i wyskoczcie raz na jakiś czas do kina czy do fajnego lokalu na drinka. Nie będę Ci pisać jak inni żebyś się pogodziła z obecną rolą, zaakceptuj ją w jakimś stopniu ale też staraj się zmienić jeśli tak bardzo Ci przeszkadza.
Ja uwielbiam wychodzić z domu i nie przeszkadza mi dym czy ludzie czy muzyka. Nie biegam po dyskotekach bo to już nie na moje lata ale mamy kilka spokojnych, cichych knajpek, restauracji w których bardzo lubimy posiedzieć. Mamy też takie gdzie leci głośniejsza muzyka i jak mamy ochotę to idziemy tam i siedzimy tak długo aż nam przestaje odpowiadać :) A jak mamy dzień, że nie odpowiadają nam lokale to zawsze można się ze znajomymi spotkać u kogoś w domu. Znajomych mamy małą grupkę ale takich sprawdzonych i zawsze mamy wspólne tematy i potrafimy się ze sobą świetnie bawić ( a np. żadne z nich nie ma dzieci w przeciwieństwie do nas).
To jacy jesteśmy jest indywidualne. Jedni po 5 latach małżeństwa nie wychodzą już wcale z domu bo mąż i żona odpowiadają najbardziej. Inni będą się bawić całe życie. Grunt żeby wszyscy byli szczęśliwi. Ty też poszukaj swojego złotego środka na dalsze życie tym bardziej, że masz teraz czas.
Only, jak powiem że też tak miałam, to żadne pocieszenie. Napiszę więc, że udało mi się mimo wszystko pozostać Anią- to jest pocieszenie. Uwierz, "wariatki",zawsze pozostają wariatkami. Cmok:)
Almirko kochana, jak ja marzę o powrocie zwariowanych chwil!
Only, gwarantuję wrócisz. Był taki moment, że chodziłam z liną, do kibelka nawet. Czuję w Tobie potencjał! Gdybyś mogła się ze sobą pożegnać, nie byłoby tego wątku!
Bo ja nie chcę sie żegnać i mocno trzymam sie tej myśli, tylko na razie nie widzę perspektyw i to boli tak bardzo.
Dominika, ja miałam kolejne dzieci, co cztery lata. Ledwo odchowałam jedno, już drugie było gotowe do "wyjścia", rozumiesz? Trzy razy cztery to 12 (chyba), a jestem, żyję i śmieję się, a nawet staram rozwijać. Mówię Ci, dasz radę. Naprawdę, wierzę w Ciebie!
Dziękuję. Pewnie, kiedy sama w to uwierze to sie uda.
No nie wierzę, że to Twój koniec! To tylko małe zwolnienie w biegu, tak dla złapania oddechu, tak dla doświadczenia życia z innej strony ( matki, piastunki, kucharki ), ale na pewno NIE NA ZAWSZE!
A ja bym chętnie się zamieniła. Marzy mi się zostać kurką.
Abiola, Ty, to potrafisz zaimponować! Uwielbiam takie dziewczyny:))))
Ha! A skąd Ty wiesz jak ja mam na imię? :)))) A poważnie, to coś w tym jest. Pozdrawiam Cię, Siłaczko!
Tak trzymaj! Musimy tylko koleżankę utwierdzić w przekonaniu, że da radę;)
Podzielasz moj los.. przez 25 lat bylam kurka domowa..ale w sumie chwalilam to sobie, szczegolnie dlatego, ze dzieci nie biegaly nigdy z kluczem na szyi. Pamietam siebie gdy bylam mala... i po szkole ládowalam nieraz u jakiejs kolezanki, ktorej mama czekala na nia z goracym obiadem. Ja musialam sama go sobie przygotowac..ew. dokonczyc. Poniewaz nie mielismy tutaj w Niemczech zadnej rodziny bylam skazana na siedzenie w domu i zajmowanie sie dziecmi i domem. Teraz po 25 latach nie zaluje niczego. Zycie towarzyskie jest tez ok. Wazne aby byc zadowolonym z tego co sie ma..a nie spogladac ciagle "co u sasiada" i marzyc nie wiadomo za czym. Z pewnoscia nie zginelas towarzysko.. narazie Cie nie ma..ale jak tesknia..to nigdy nie zapomnia..i beda czekali az wrocisz.. w koncu dzieciaki podrosna i wszystko sie zmieni. Trzymam kciuki :)
Ja też cieszę sie, że mogę być z dziećmi, zwłaszcza, że są jeszcze małe, ale brakuje mi "własnego życia", czegoś oderwanego od domowych obowiązków. Brakuje mi takiej rozwrzeszczanej małolaty lubującej się w wariactwach i imprezkach.
Każdej z nas brakuje "własnego życia"... tylko dla mnie podstawą jest pytanie: czy to moje "własne życie" jest cały czas takie samo? Czy nie zmieniają się w gruncie rzeczy moje priorytety? Miło było być małolatą... miło było szaleć ze znajomymi... ale wszystko ma swoje miejsce i swój czas...
Czy tęsknota za czymś co już nie wróci w tym samym wydaniu nie jest w gruncie rzeczy czymś szkodliwym?
Może lepiej przyjrzeć się swojemu "tu i teraz"... i czerpać ile się da z życia, a nie dmuchać w wygasły popiół?
Jeśli rzeczywiście potrzebujesz wariactw i imprez, to w czym problem? Można się jakoś zorganizować z imprezowaniem i opieką nad dziećmi. Tylko, że te imprezy teraz na pewno będą inaczej smakować niż te "małoletnie"...
A może znajdź sobie coś zupełnie nowego...
sama już nie wiem :)
I to ma pomóc? A czy Only, jawi Ci się jako imprezowiczka, która nie wie jak się urwać? Dobra Kobieto, Ona chce tylko zachować równowagę pomiędzy bycia oddaną, a poddaną. Ja w każdym razie tak myślę. To ja mówiłem, Jarząbek;)
Przeczytałam temat, zrobiło mi sie przykro, ze taka się czujesz stłamszona ( to do Olnlyred ;) ), postanowiłam sobie, ze się nie będę odzywać... w końcu co ja tam wiem... przecież nie mam dzieci...
Ale przeczytałam, co napisała Till...
I jednak cos napiszę ;)))
Czasem staję przed lustrem, patrzę na siebie i się zastanawiam- to jeszcze ja? Gdzie ta dziewczyna z gwiazdami w oczach, radosna, ciekawa wszystkiego...
Na chwilę pominę taki drobiazg, jak to, zę uczę się na siebie patrzeć...Patrzec jakoś łaskawiej. Bo to w tej chwili nieważne.
Znajomi... mam ich. Mają swoje zycie. Ja mam swoje. Już tak nie chce się szaleć. łazić po klubach, smiac się z byle czego. Wchodzic na pomniki i spiweać na cały głos. Albo kochac się w windzie, czy tam gdzieś...
Marzy mi się coś innego- nadać sens codziennym sprawom. Oprzeć sie o ideę. O coś ważnego. nie jakies tam chichoty w klubie. Fajnie jest, ale tylko chwilkę.
Spotykam się jeszcze czasem ze znajomymi w lokalu. I sobie mysle- czemu tak skandalicznie marnuję czas??? Nie poznam ich, bo nie mma szans- hałas,smród, wstrętne zapachy.
Owszem- czasem czuję się jak wieloczynnościwe urządzenie do wykonywania różnych zadań. Czasem. Jednak to ja tak wybrałam. Więc czemu wrzucam porozrzucane po całym mieszkaniu ubrania, do pralki? Czemu zmywam jak maniaczka? Czemu latam z miotła?
Ja sobie odpowiadam tak: bo chcę bezpieczeństwa, albo chociaż jego namiastki. Bo chcę porządku- uporządkowanego świata. Bo chcę wiedzieć, z moje wstawanie ma sens - inny niz błysk inteligencji na chwilę w jakiejś nieważnej sprawie.
Rozumiem, ze kochasz swoją rodzinę.
I rozumiem, że się dusisz... ja Ci zazdroszczę.
Ponoć jestem "ciocia- dobra rada"... ale nie bedę Ci radzić. Wiem, że łatwo jest mówić- znajdź opiekunkę i idź poszlaeć... szczególnie łatwo, jak nie trzeba liczyć każdego grosza i jak się ma partnera nie przygniecionego odpowiedzialnością za byt rodziny, zapracowanego i zestresowanego... ( tylko gdybam- nie bierz do siebie)... tylko,ze co? szaleć ciągle nie mozna. Właściwie to chciałabym, żebys popatrzyła moimi oczami- robisz coś szalenie ważnego. bardzo wartościowego. I ta dziewczyna z czerwonymi włosami, zanosząca się od smiechu- to jest ta sama dziewczyna, która przewija, karmi, zmywa, pierze, myje okna, idzie na pocztę. Ta sama! Częś radości tej dziewczyny pójdzie w świat- razem z dziećmi.
ściskam. jeszcze spróbuję ułożyć mysli...
WOW!!!!!!! Pochlonelas mnie po raz kolejny, moze juz mnie przestan zaskakiwac? Ja i tak wiem, zes madra kobieta :)))
Agik jesteś wielka, nawet nie wiesz, jak pomogłaś.
Widzę,że nie jestem osamotniona w tym co czuje.Agik dziękuję Ci za te słowa.Sprawiły,że spojrzałam na swoje życie z innej strony.
Przecież tak ładnie są ułożone , że każdy zrozumie , nawet ja ;)
Mniamtom :)
Intrygujesz mnie :)
Chciałabym Cie lepiej poznać...
Jaki jest Twój ulubiony kolor? ( mam nadzieję, ze nie wchodzę zbytnio w Twoją prywatność z buciorami i ze nie zadaje pytań z serii top secret...)
?
O ile mi wiadomo, żaden kolor nie jest objęty klauzulą ;).
Nasuwa się pytanie : przez kolor do serca , czy przez kolor do wiedzy ;) ? Jedno i drugie wymagałoby jednak zdjęcia obuwia :) .
Sądzisz ,że odpowiedź na tak postawione pytanie posunie Cię do przodu w poznawaniu?
A teraz na poważnie. Nie mam ulubionego koloru, ściany mogą być w odcieniu od kremowego do jasnej brzoskwini , karoseria np. grafitowa , buty w zależności od pory roku (czarne , brązowe lub jasny beż) , koszula biała , popielata itd. , wszystko zależy o czem my mówimy ;) .
O ile mi wiadomo, żaden kolor nie jest objęty klauzulą ;).
Nasuwa się pytanie : przez kolor do serca , czy przez kolor do wiedzy ;) ? Jedno i drugie wymagałoby jednak zdjęcia obuwia :) .
Sądzisz ,że odpowiedź na tak postawione pytanie posunie Cię do przodu w poznawaniu?
A teraz na poważnie. Nie mam ulubionego koloru, ściany mogą być w odcieniu od kremowego do jasnej brzoskwini , karoseria np. grafitowa , buty w zależności od pory roku (czarne , brązowe lub jasny beż) , koszula biała , popielata itd. , wszystko zależy o czem my mówimy ;) .
Dziewczyny, dziekuję Wam, bo te parę słów z Waszej strony naprawdę wiele dla mnie znaczy. Wiem, że będzie lepiej. I przepraszam za ten wątek. Zwykle jestem wesołą osóbką, ale tak mnie wczoraj jakoś "siekło". Ja się pozbieram i poukładam. Till, masz rację moje życie ma teraz inny wymiar i jego należy się trzymać. Może nie warto przyzywać upiorów z przeszłości. To, co kochali moi przyjaciele nadal jest we mnie, tylko muszę odkryć się na nowo. KOcham Was dziewczyny. A Ciebie Agiku powinnam mieć za sąsiadkę - o ile łatwiej by było żyć!
onlyred - kiedyś przechodziłam to samo co TY wiem jak się czujesz. Rozumiem też to co powiedziała till. Ja w pierwszej chwili po pczeczytaniu Twojego postu pomyślałam sobie czy tęsknisz za życiem które prowadziłaś, czy za przyjaciółmi. Myślę, że cokolwiek by to nie było to są normalne uczucia ktore nami targaja nie masz czego się wstydzić ani za co nas przepraszać. Napiszę Ci troche o tym co ja przeżyłam, mam troche doświadczenia w tej dziedzinie. Myślę że po tym co przeczytasz uśmiechniesz się. Przeprowadziłam się ze swojego miasta 250 km nie znałam tutaj nikogo hi hi i nawet nie miałam z kim pujść na impreze. Tęskniłam, nie wiem za czym ale czegoś mi brakowało, tych imprez, spontaniczności. Agnieszki która wsiadała na rower i jechała gdzie ją oczy poniosą, nie patrząc na zegarek. Zachwycając się wiatrem bawiącym się moimi włosami. Hi Hi dość wspomnień ! Do rzeczy o swoich rozterkach, smutkach na bierząco mówiłam mężowi.Miałam wtedy male dziecko i niestety nie miałam go z kim zostawić. Brakowało mi tańców. Czasem chcialam tańczyć, czasem pujśc do kina a czasem siedzieć w knajpce i pić piwo. Czegoś mi brakowało ale nie wiedziałam czego czy pracy zawodowej, czy zycia towarzyskiego. Kiedyś miała przyjechac do mnie na weekend przyjaciółka. Mąż wiedząc jak jestem stęskniona i zmęczona dotychczasowym życiem zaproponował abym poszła sobie z nią do jakieś knajpki, potańczyć. Mialam pójść hi hi gdzie mam ochotę i odżyć. Posłuchaj ha ha ubrałam się ładnie, pomalowałam i poszłam z psiapsiółą. Miała być knajpka i tańce. Siedząc w knajpce odkryłam, że już mnie to nie cieszy, przeszkadzała mi głośna muzyka. Towarzystwo wydawało mi sie jakieś takie za młode :). Myślałam czy córeczka śpi, czy mąż nie miał problemów z jej uśpieniem. Odkryłam, że posiadam coś wspaniałego nierozerwalną więź z moją rodziną. Pogodziłam się z tym, że już nic nie będzie takie jakie było bo ja teraz jestem żoną, matką, jakby nie było nie ma już Agnieszki panienki. Chciałam Ci jeszcze napisać, że do knajpek chodzilam wielkokrotnie i nigdy nie czułam się dobrze - tzn nie tak jak chciałam się czuć ( a chciała się czuć beztrosko jak za czasów panieńskich) Teraz gdzieś będąc dzwonie czy wszystko ok, czasem powiedzieć im dobranoc. Nie potrafie być beztroska.
Onlyred musisz odnależć siebie i pogodzić się z sobą- może jesteś zmęczona, ja wiem jakie to są obowiązki.Pomyśl trochę o sobie to ważne. Ja zapisałam się wtedy na aerobic na początek raz w tygodniu ha ha- pamiętam jak czekałam kiedy wyjdę z domu do ludzi. Teraz są różne zajęcia dla kobiet w godzinach wieczornych, więc może coś uda Ci się wymysleć co lubisz. W soboty lub niedziele tez można robic coś tylko dla siebie jak nie masz mozliwości w inny dzień. Jakoś sobie to zorganizuj. Trzymam za Ciebie kciuki i jestem na 100 % pewna, że za jakiś czas napiszesz nam jak jesteś szczęśliwa. Hi Hi i pamietaj większość rozterek w nas jest z braku słońca - wiosna już niedługo :)
Aaaa na koniec Ci napiszę, że moi znajomi i przyjaciele też juz nie żyją tak jak dawniej wszyscy staliśmy się jacyś tacy inni - chyba dorośliśmy :)
nie wiem w jakim wieku są Twoje dzieci ale jak moje poszły do szkoły to dostałam największą zapłatę za siedzenie z dzieckiem w domu :):)
Agusiu, moje dzieci codziennie wynagradzają mi siedzenie w domu. Błagają, żebym nie szła do pracy, ale wtedy myślę: "To po jaką cholerę robiłam magistra, po jaką francę kończyłam dwa kierunki? Żeby siedzieć w garach, płynach czyszczących, pieluchach?" Jestem głupia, bo wiele osób dałoby sie pokroić za siedzenie w domu i ja też to doceniam, bo mogę się maksymalnie nacieszyć dziećmi, mogę brać czynny udział w ich dzieciństwie, ale mam nieodparte wrażenie, że nie ma już mnie. Jestem mamą, żoną, córką, wnuczką, ale nie jestem już sobą.
Onlyred powiem jak chłop chłopu - wybacz :) Jeśli czujesz się źle i masz poczucie że marnujesz swojego magistra i dwa kierunki to ja pierwsza dam Ci kopniaka - Do dzieła ! Onlyred ruszaj szukać pracy jeśli to o to chodzi. Teraz można znaleźć opiekunkę, nie ważne w jakim wieku są Twoje dzieci. Teraz proszą abyś została w domu ale prawda jest taka że za kilka lat nie będą tego pamietać i wyfruną z gniazdka a Ty zostaniesz smutna, nieszczęśliwa niespełniona.
Pamiętaj też o jednym jeśli Ty nie jesteś szczęśliwa to dzieci też nie będą.. Nie pisz że nie jesteś sobą bo Cię zjem :). Jesteś sobą, cały czas, nadmiar obowiązków, brak wolnej chwili dla siebie przytłoczyły Cię. Onlyred pamiętaj też, że jak pójdziesz do pracy to gary się same nie umyją, mieszkanie nie posprząta itd. hi hi ale rozumiem że chodzi tylko o twowarzystwo garów i płynów :P
Musisz sobie to wszystko poukładać w głowie
Wiem, że dzieci prędzej czy poźniej wyfruną i dlatego właśnie, chcę być przy nich, z nimi cały czas, dopóki mogę.
Aguś układam sobie, układam i wiem, że dam radę. W końcu nie takie kryzysy się pokonywało!
Onlyred a myślałaś o wolontariacie? Np - przez internet?
Bardzo wzraszta poczucie wartości własnej, można wykorzystywać wszystkie swoje zdolności i talenty. Mozna się duzo nauczyć. Można znaleźć swoje miejsce i czuć się w nim dobrze.
Taka tylko propozycja ;)
Dalej myślimy ... ;))))
Pracę w domku to już mam - udzielam korepetycji i pomagam w pisaniu prac, ale jakoś mnie to nie satysfakcjonuje. Może masz rację? Rozejrzę sie po necie.
Tak myślałam, że mniej chodzi o pieniadze, a bardziej o poczucie wartości.
Nawet się nie spodziewasz, ile osób czeka na ty tylko, żeby ktoś napisał: "przeczytałam i myslę o Tobie", zebyś dała kopa w dupsko, albo przytuliła.
Pobyła chwilkę z kimś... małą chwilkę. Czasem trzeba poczytać 5 razy, zanim się znajdzie odpowiedź- czego ode mnie oczekujesz Ktosiu, zupełnie obcy Ktosiu, a jednak tak mi bliski, bo masz Ktosiu tak samo czerwoną krew jak ja, bo masz Bardzo MI Bliski Ktosiu tak samo czułe miejsca, jak ja.
Wiem o czym mówię.
Ja jeszcze wrócę do tego, ale jak sama będę silniejsza, jak sama będę pewna, że utrzymam...
A w zamian masz- to co Ty napisałaś mi wczoraj- "Onlyred, jesteś wielka. Bardzo mi pomogłaś"- choć nic wielkiego nie zrobiłaś.. I ludzi poznasz- pieknych, wspaniałych, bardzo słabych czasem- ludzi. Ludzi w rozpaczy, ludzi, którzy walczą, ludzi dla których jesteś tez człowiekiem. Ludzi, dla których Twoja radość, optymizm jest deską ratunku, jest deseczką na której chwilę podryfują, zanim złapią oddech. A potem Ci po stokroć oddadzą...
Ktoś kiedyś powiedział: WARTO ŻYĆ ABY MIEĆ WSPOMNIENIA. Może tego się trzymaj?
Mnie to często pomaga, tym bardziej, że potrafię złe wspomnienia wykasować.
Ale żyć wspomnieniami się nie da. Kiedyś moją dewizą życiową były słowa: "Żyj życiorysem, jaki sam sobie chciałbyś napisać", no a teraz to już nie wiem, czy chciałabym taką biografię czytać.
Jakbym czytała o sobie. Kura domowa z rudym pierzem... tez mam poczucie zatracenia w rutynie. Ostatnio przeraziłam się gdyż pojechałam z córka do lekarza a okazało się, ze zapisałam ja na inny, nastepny, dzień. Ta rutyna mnie tak wciągnęła, że daty nie są dla mnie ważne. Mąż się pieklił bo musiał wcześniej wyjść z pracy bo sama nie jestem mobilna i ktoś w te zimę musiał nas zawieźć. Niestety na drugi dzień jechałam już autobusem i tachałam 13 kg spiące dziecko prawie kilometr.
Jedyne co robie dla siebie to dbanie o siebie fizycznie tzn co razo sie maluje i ubieram nie byle jak tylko tak jakbym szła do pracy. Poza tym odżyłam troche dwa tygodnie temu gdy kolega robił trzydziestkę i okazało się, ze nadal umiem sie bawić może nie do rana bo obok spało dziecko ale do 2giej w nocy tańczyłam i smiałam sie jak za dawnych lat. Szkoda tylko, że mój mąż wymiękł wcześniej. Stwierdził, ze on juz jest za stary... a jest młodszy ode mnie hehe.
Staram się też mobilizować mego męża choćby do wyjścia do kina. NIestety rzadko się nam to udaje. Od urodzenia córki byliśmy raptem 2 razy a Gaba ma 2 lata. W nowym roku już nam się udało raz wybrać i mam nadziję, ze moze jakoś uda się to kultywować. Na szczęście raz na jakiś czas możemy zostawić Gabe u babci choć mieszka dość daleko.
Ja też sobie wszystko urządzę tak, abym nigdy nie musiała niczego żałować.
Kazdy wiek i kazda rola zyciowa ma swoj urok:)
Pamietam jak mialam 20-25 lat i pracowalam jeszcze wtedy w Polsce i czasem do pracy przychodzilam "odsztafirowana" bo zaraz po pracy sie gdzies lecialo i pracujace ze mna panie patrzyly z ukosa, czasem nawet nie szczedzac mi uwag pod tytulem "co przystoi, a co nie". Tamte panie wtedy mialy 2x tyle lat co ja i dzis zdaje sobie sprawe z tego, ze prawodopodobnie moj widok powodowal, ze mialy zal, ze one sie juz gdzies zagubily w zyciu, ze juz nie sa jak tamta ja.
Bo wiadomo, ze w tym wieku to bylam mloda, ladna, pelna energii i checi do zycia...
Ale teraz tez jestem pelna energii do zycia, tylko ta mlodosc juz czasem trzeszczy w kolanach, i uroda pozostawia wiele do zyczenia;)
Zapamietalam sobie tamte uwagi i oburzenie tamtych pan tak dobrze, ze postanowilam, ze nigdy taka nie bede.
I nie jestem, z przyjemnoscia patrze na moje dwudziestokilkuletnie klientki i mysle "ciesz sie dziweczyno zyciem bo to kiedys minie".
Ale co minie?
Tak naprawde to minie tylko mlodosc. Urode da sie podlatac, podreperowac, ba urodzie nie trzeba nic robic jesli tylko potrafimy odziac ja w usmiech zamiast wyraz zgryzoty.
Rozumiem Twoje "rozterki", weszlas w inny etap zycia i troche sie w nim zatopilas i od czasu do czasu wychylasz glowe i chcialabys zplapac oddech,ale tamtego powietrza juz nie ma. Musisz nauczyc sie oddychac powietrzem ktore jest dostepne.
A jak sie dokaldnie rozejrzysz to to dostepne obecnie powietrze jest przepelnione zapachem wlosow Twoich dzieci, ich porannym usmiechem, przytulaniem malutkich pulchniutkich raczek, silnymi ramionami meza, ktory wraca wieczorem do swojej gromadki.
Tak naprawde jak zaczniesz obserwowac to, to dzisiejsze powietrze ma duzo wiecej piekna i pozytywow niz tamto, ktore bylo owszem fajne i zywiolowe, ale czy nie bylo tam niepewnosci, pragnien, ktore nie wiadomo czy sie spelnia?
Dzis one sie spelnily, otaczaja Cie i to jest piekne.
Bylas kiedys szalona nastolatka i taka beda Cie pamietac do konca.
Teraz jestes kochajaca matka i taka Twoje dzieci beda Cie tez pamietac do konca
Jestes rowniez kochajaca i kochana Zona i Twoj maz bedzie rowniez docenial to do konca.
Popatrz tyle osob zachwyconych TOBA !!!
Czas zebys sie zachwycila sama soba:))
Tak jak zmieniaja sie etapy w zyciu tak samo zmieniamy sie my sami, na wspomnienia proponuje otworzyc takie magiczne pudeleczko w pamieci, do kotrego bedziesz czesto zagladac. Ja zawsze jak zagladam do mojego pudeleczka to sie usmiecham sama do siebie.
I w przeciwienstwie do pan, ktore 30 lat temu krytykowaly mnie, patrze na mlode dziewczyny w powiewnych strojach z golymi brzucham i zagladam do mojego pudeleczka i z usmiechem mysle "ja tez kiedys taka bylam" "teraz ich kolej"
Najlepszego droga Onlyred:)))
Lucky, Twoje słowa nawet umierającego przywróciłyby do życia. Dziękuję.
Skąd ja to znam...
Nie znaczy, że nadaję się do pracy etatowej, ale...
Przez lata razem z mężem aktywnie prowadziliśmy wydawnictwo - choć do końca nie podzielam jego pasji, ale nie przeszkadza mi i chętnie uczestniczę - byłam zadowolona. Było raz lepiej, raz gorzej, ale zgodnie z chęcią życia...
Rzeczywistość okazała sie okrutna - dorastajace dzieci, potrzeby, brak systematycznych przychodów - mąż wrócił do pracy na etat.
Ja z musu zostałam w domu. Nie znaczy, że nie mam roboty - tyle, że ona jest na 1/4 gwizdka. praca etatowa jest na tyle absorbująca, że wydawanie odbywa się w minimalnym zakresie...
A moja pasja - praca pilota wycieczek odbywa się tylko w sezonie (czyli przez 3-4 miesiace w roku)
Już nawet chętnie poszłabym do pracy na etat, poświęciła niezależność, wolność - byle iść między ludzi. Tyle, że jestem za wiekowa.. Tam gdzie potrzeba doświadczenia popartego papierkami - nie posiadam (choć zawodowe całkiem niezłe), na zwykłe stanowisko mam za wysokie....błędne koło
A czuję, że gnuśnieję, że się cofam w rozwoju, że mam coraz mniejszą chłonność i przyswajanie wiedzy, brak mi motywacji i konieczności do jej poszerzania..
Czuję się nikomu, poza rodziną nie potrzebna.
Ekkore nam, wż-etowiczom też jesteś potrzebna.
Myślę , że każda " kura domowa " ma takie okresy zwątpienia ...
Po pierwszej euforii , że oto poświęcam się dla szczytnego celu , przychodzi szarość i monotonnia codzienności i stwierdzasz z przerażeniem , że bycie matką jakoś mija się z byciem sobą ...
I wtedy masz różne wyjścia :
Jedyne , którego nie polecam , to zatracenie się w poświęceniu i męczeństwie . To już będzie dramat Twój i Twoich bliskich .
Możesz też próbować ten stan zaakceptować i odnaleźć się w nim...
Myślę , że jesteś w takim wieku , w którym już wypada odcinać kupony i czymś się wykazać , a posiadanie szczęśliwej rodziny , to średni wyczyn jest ...
Radzę odczekać , za parę lat , wtedy będziesz na pewno obiektem zazdrości ..:)
Możesz też nie akceptować ... Ale to nie wszystko , bo poza brakiem akceptacji , potrzebna jest chęć i siła do wprowadzenia zmian .
A tu możliwe jest wszystko , naprawdę :)))
Ja z marazmu macierzyńskiego wychodziłam 2 lata , a przełomem okazały się zwykłe spotkania z dziewczynami w wieku mojego pierwszego dziecka .
Wspólne rozterki , zwykłe problemy , uświadomiły nam , że to normalne ... Przeżywa je każda matko - żona , nawet najbardziej wypasiona międzynarodowa bizneswomen ...
I powiem Ci , że ta bizneswomen ( najwyższego lotu och i ech ) , powiedziała mi , że to straszny syf jest ( dla niej ) , że cały czas w rozkroku jest , i cały czas ma poczucie , że albo zaniedbuje syna , abo zaniedbuje interesy , i , że ja jestem szczęściarą , że nie muszę przeżywać tego typu rozterek ...
No i ja w to uwierzyłam :)))
Ej, czytam i nie wierzę - jakbym to ja sama napisała...jeszcze jakiś czas temu czułam dokładnie ta samo...
Ważne jest jednak, żeby znaleźć sobie jakieś hobby, tak dla oderwania się od tej szarej codzienności Ja np. nauczyłam się piec chleby na zakwasie, szok, normalnie nigdy bym się na coś takiego nie odważyła...a teraz pasjonuję się wegetarianizmem i znowu szukam czegoś, coś czytam, po prostu się rozwijam...to pomaga nie zgubić się w monotonii dni i podnosi poczucie własnej wartości.
A kumpelskie wypady, imprezy? no cóż, kiedyś wyrwałam się z domu i poszłam z przyjaciółka na ciacho. Po godzinie już nie mogłam usiedzieć w miejscu, bo myślałam o dziecku, jak tam sobie tatuś z nim radzi,. czy zupkę odgrzał, czy pamiętał, że witaminki z zupką trzeba dać, czy...ech...to już jest inne życie, gdy ma się dzieci.
Onlyred, nie zaginęłaś towarzysko, zmieniły się tylko priorytety.
Dzieci podrosną, zaczną się częstsze wizyty u znajomych, zobaczysz,,,,a pomyśl, czy oddałabyś dzieci i czas z nimi spędzony za powrót do wcześniejszych imprez i spotkań ze znajomymi?
Tamte czasy były szalone, jest co wspominać, ale przyszedł czas na coś innego. Też miałam wrażenie, że się cofam w rozwoju, że coś tracę, ale odkryłam w sobie nowe talenty, odkryłam pokłady cierpliwości, wytrwałości... i takiej miłości o jakiej nigdy nawet nie myślałam, że istnieje. Patrzę na te moje dwa bąble, które tak mi czsami dają popalić i myślę, że życie bym za nie oddała...To nie jest cofanie się w rozwoju, to jest właśnie rozwój :) Czy spotkania ze znajomymi, imprezy i szaleństwa dałyby Ci to samo?
Teraz jesteś mamą - to Twoja obecna kariera :) Przyjdzie jeszcze czas na inne rzeczy, poczekaj trochę a zobaczysz.zazdrosne spojrzenia, że masz takie fajne dzieciaki.
A może poszukasz sobie teraz jakiegoś kursu, tak np. raz w tygodniu wypad z domu na kilka godzin, żeby nie wypaść z obiegu, żeby nie zapomnieć tego czego się nauczyłaś na studiach...myślę, że wart to rozważyć...
Pozdrawiam serdecznie :)
Dziekuję Peggy! Masz rację: nie zamieniłabym dzieci na poprzedni styla życia. Są dla mnie najważniejsze.
Przeczytalam watek pare razy. Nic madrzejszego nie dodam, bo ja juz mam za soba te chwile. Tak to byly tylko chwile, strasznie szybko dzieci wyrosly:(((
Ciesz sie kochana z kazdej chwili , bo zaden dzien nie wroci juz nigdy.
Tule Cie mocno:)
Kochaniutkie, ja też przeczytałam ten wątek kilka razy i stwierdzam, że jestem głupiutka. Jak w ogóle mogłam pomyśleć, żeby nawiać od dzieciaków?! Są całym moim życiem, moim szczęściem i marzeniem, są mną. Dopóki pozwolą będę przy nich. I tak sobie myślę, że mam farta, bo po 30 będę miała odchowane dzieci i kiedy moje koleżanki będą tonąć w pieluchach, ja będę "wolna". Całuję Was wszystkie.
Matulu ,te Twoje chlopaczki powalily mnie kompletnie:)) Szczesciara jestes, pomysl o tym, ze niektore kolezanki moga nie miec zadnej szansy na potomstwo po 30-ce. Coraz trudniej jest kobietom po 30-ce zachodzic w ciaze. Poza tym, to kariera zawodowa w pewnym momencie zycia i tak nie wystarcza, nie wypelnia zycia. Czegos jest brak. Wiesz, jak ja sie modlilam o obdarowanie mojej corki dzieckiem, myslalam, ze potrwa to wiele lat. Ma szczescie moja corunia, bo jej niektore kolezanki majac wszystko, nie moga zajsc w ciaze.
Hahaha, nigdy nie bedziesz juz "wolna", wierz mi, zawsze bedziesz Mama, a potem zwariowana babcia i w najlepszej scenografii fajna tesciowa:)))
Mam nadzieje, że będe fajną teściową, a wnuków to już nie moge sie doczekać hihihihi - uwielbiam bobaski.
No właśnie, Only! Ja mam 40 lat, a mój najstarszy syn za miesiąc skończy 21 lat! Owszem, męczyłam się wychowując go i ucząc jednocześnie. Było mi ciężko, ale teraz jestem szczęsliwa, bo jak idziemy gdzieś razem, to nikt, kto nas nie zna, nie wierzy własnym uszom, jak on mówi do mnie mamo. To jest suuuper! Powiem jak Edith Piaf "Niczego nie żałuję". Życzę Ci z całego serca, tego samego!
Madra kobietko, bo co masz zalowac???
http://www.youtube.com/watch?v=Q3Kvu6Kgp88
"Je ne regrette rien" to słówka Edith w oryginale. Na pewno to się spełni.
Na początek kochana czuję że masz złe dni, jesteś wściekła na siebie.Nie czytam żebyś rozmawiała na ten temat z mężem.Ocena przyjaciela dla mnie idiotyczna.Jak to Cię "zapamiętają", a ileż Ty masz lat żeby Cię mieli zapamietywać sprzed lat.Ja na miejscu przyjaciela wolałabym Cie widzieć taką jaką jesteś teraz.Odpowiedzialną, troskliwą i kochającą mamą.Teraz to Twój czas i w tej roli spełniasz się doskonale.A że kierat. To fakt. Ale dzieci rosną.Nawet nie wiesz ile zbierasz teraz doświadczeń.Nie wiem czy byłabyś szczęśliwa gdybyś teraz w tym momencie próbowała pogodzić to z bujnym życiem towarzyskim.Zapewniam że nie, czytając to co piszesz.Nie cofasz sie w rozwoju.A co Ty leżysz przed telewizorem oglągając seriale columbijskie?.Jesteś odpowiedzialna, a to cecha która Cię nobilituje w dzisiejszych czasach.To świadczy tylko o tym że cokolwiek robisz robisz to najlepiej jak umiesz.Tego nie da sie nauczyc to sie po prostu ma i rozwija.Który pracodawca jak przyjdzie czas nie bedzie chciał takiego pracownika?Choć jestem przekonana że jesteś doskonałą kobietą żeby mieć własny biznes.A w nim pokarzesz jeszce pazur.Przemyśl to.
Przepraszam za dwa kliki wiadomości.
Na początek kochana czuję że masz złe dni, jesteś wściekła na siebie.Nie czytam żebyś rozmawiała na ten temat z mężem.Ocena przyjaciela dla mnie idiotyczna.Jak to Cię "zapamiętają", a ileż Ty masz lat żeby Cię mieli zapamietywać sprzed lat.Ja na miejscu przyjaciela wolałabym Cie widzieć taką jaką jesteś teraz.Odpowiedzialną, troskliwą i kochającą mamą.Teraz to Twój czas i w tej roli spełniasz się doskonale.A że kierat. To fakt. Ale dzieci rosną.Nawet nie wiesz ile zbierasz teraz doświadczeń.Nie wiem czy byłabyś szczęśliwa gdybyś teraz w tym momencie próbowała pogodzić to z bujnym życiem towarzyskim.Zapewniam że nie, czytając to co piszesz.Nie cofasz sie w rozwoju.A co Ty leżysz przed telewizorem oglągając seriale columbijskie?.Jesteś odpowiedzialna, a to cecha która Cię nobilituje w dzisiejszych czasach.To świadczy tylko o tym że cokolwiek robisz robisz to najlepiej jak umiesz.Tego nie da sie nauczyc to sie po prostu ma i rozwija.Który pracodawca jak przyjdzie czas nie bedzie chciał takiego pracownika?Choć jestem przekonana że jesteś doskonałą kobietą żeby mieć własny biznes.A w nim pokarzesz jeszce pazur.Przemyśl to.