Przez zupełnie inne forum trafiłam na stronę dla motylków czyli dziewczyn uznających anoreksje za styl życia (pro-ana - proszę wpisać hasło w google.) i dążących do perfekcyjnego ciała w ich mniemaniu w okolicach wagi wahającej się od 3-n do 4-n (30 do 49)kilogramów. I nie ważne czy mają 145 cm wzrostu czy 175.
Myślę, że trochę tych zasad przydałoby się odchudzającym, którzy mają z czego. ;) Ale już tak na serio, przerażający jest fakt jaki styl, życia proponują osoby związane z tym ruchem. Pozwoliłam sobie zacytować ten katalog zasad, bez podawania źródła strony (forum), ze względu na to, że nie chcę propagować innych idei, zawartych na tamtych stronach. Jeśli moderatorzy uznają to za konieczne, podam źródło, aczkolwiek po internecie pełno jest tego.
Myślę, że rodzice, powinni wiedzieć jakie zachowania mogą dotyczyć ich dzieci i czuwać, czy są prawdziwe, czy tylko do ukrycia "niejedzenia" z chęci posiadania ciała jak modelka po Photoshopie.
UNIKAJ JEDZENIA:58. Po prostu śpij...
Perfekcja może zabić.
Straszne.
I ta izolacja... A potem się okazuje, że nie ma nikogo, kogo moznaby poprosić o pomoc...
Jezu...to chyba juz nadwaga lepsza....
Anoreksja jest to choroba. Jest ona w głowie. Ja już kilka razy o mało w nią nie wpadłam. Na początku było fajnie, że nie zjadłam śniadania. Doszło do tego, że jadłam już tylko 1 posiłek czyli obiad na kolację. Jak uświadomiłam sobie co robię to wzięłam się za siebie i zaczęłam jeść na siłę. Nie miałam wcale apetytu i wmuszałam w siebie i szybciutko sobie poradziłam. Nikt oczywiście nie widział co ja robię. Kocham się odchudzać i gubić wagę. Bardzo łatwo mi to przychodzi. Musze jednak uważać bo nie mam nadwagi. W 2006 roku ważyłam 66 kg. Myślałam, że już nic z tym nie dam rady zrobić i pomalutku waga spadała. Teraz ważę nie całe 52 kg. Obserwuję siebie i ważę by waga za bardzo nie spadła i by jeść przynajmniej 3 posiłki dziennie. Jak już pisałam w innym temacie wszystko jest w naszej głowie. Trzeba widzieć co się z nami dzieje i odpowiednio szybko reagować.
Wiem coś na ten temat. Byłam na dobrej drodze do anoreksji - chociaż nikt wtedy nei mówił o takiej chorobie -to wiedza z perspektywy czasu.
Całość trwała około 1,5 roku. Schudłam sporo - przy mojej budowie i wzroście ważyłam 53 kilogramy.
Potrafiłam zjeść kromkę pumpernikla na cały dzień, czasami jednego pączka o piątej po południu. Jak mi kazali jeść dostawałam histerii - płakałam. Do teraz tego sie wstydzę...
Wszystko zaczęło się przed maturą (dwa tygodnie przed złamałam prawą rękę), potem studia daleko od domu i stres z tym związany. Nie sądzę, abym świadomie się odchudzała - wydaje mi się, że ze stresu skurczył się żołądek. To raz. A dwa - w dobie, gdy nie było niczego, rodzice mało zarabiali - zamiast jeść lepiej było coś sobie kupić - nikt przecież nei kontrolował...
Aż organizm odmówił posłuszeństwa - na szczęście nim zdążyłam się zagłodzić. Zaczęłam mdleć - kilka razy dziennie. Szpital, kroplówki. Lekarz rodzicom mówił, że to ma związek z psychiką.
Bardzo sie przestraszyłam.
Zaczęłam jeść - na siłę, byle nie być głodną - bo nagle zaczęłam odczuwać straszny głód. Jak nie mogłam więcej zmieścić wymiotowałam. I dalej. Pomimo takiego opróżniania żołądka przez dwa miesiące przytyłam ponad 10 kilo.
Dopiero potem jakoś się opamiętałam, wszystko zaczęło wracać do normy.
Dzięki tej "przygodzie" - do tej pory z domu nie wyjdę bez śniadania (bo jak nie zjem w przeciągu godziny od wstania będzie bolała mnie głowa), posiłki jem raczej regularnie - bo żołądek o określonej godzinie zaczyna skwierczeń - nie napełnienie go oznacza potworny ból głowy.
Mój mąż, gdy ma podniesiony poziom adrenaliny -np jest nastawiony na zwiedzanie - może nie jeść cały dzień. Ja muszę mieć kanapki...
No, ale wychodziłyście z założenia, że chude jest piękne? Że świadomie narażałyście zdrowie, by upodobnić się do "porcelanowych motylków"? W okresie silnych przemian psychicznych ja tez niewiele jadłam i też mdlałam, ale nie robiłam z tego religii!
A te dziewczyny to robią!
Otoczone presją odchudzania (w końcu mama też to robi - w większości domów między kobietami przeważnie mówi się najczęściej o dietach, kaloriach itd.) i photoshopowymi laleczkami, z presją środowiska rówieśników, bo dziewczyna przy kości to kaszalot, pasztet itd.
Czym innym jest chudnięcie wymuszone względami zdrowotnymi, a czym innym dopasowywanie się do nieosiągalnego ideału.
Na pewno nie. Wydaje mi się, że wcale nie myślałam o chudnieciu - o tym, że jestem za gruba i koniecznie muszę schudnąc. Ale to z tego miejsca - po tylu latach - nie gwarantuję, że w pamięci zostały tylko te mniej egoistyczne wspomnienia.
Zajęta wspominaniem pominęłam główny temat - pisząc tylko o anoreksji jako chorobie, która akurat mnie dotknęła - a nie o niej jako o sposobie życia.
To co dziewczyny z tego forum robią to nie jest anoreksja tylko głodzenie się aby utzymać ciało w idealnej według nich wadze.
Anoreksja jest chorobą.Zjedzenie liścia sałaty urasta do gigantycznego problemu.Pomimo wyglądu jakby przed chwilą wypuscili z obozu koncentracyjnego, osoba dotknięta anoreksją oglądając się w lustrze jest przerażona swoim wyglądem ,ale nie chudościa, tylko ona widzi siebie strasznie grubą.
Miałam w rodzinie przypadek anoreksji. Walka o życie trwała trzy lata. Było strasznie, ale udało się.
No czymś innym jest choroba, ciężka, a czym innym prezentowany przeze mnie styl życia. Ale i tu jest cienka granica.
Cały ruch pro-ana opiera się na haśle "to co mnie żywi - niszczy mnie". Dziewczyny (i chłopaki też) wspierają się w wytrwałości w dążeniu do celu. Są wśród nich tacy którzy szukają jakiegoś stylu życia, który będzie się wyróżniał, ale i tacy, którzy mają zaburzone widzenie siebie, ale dopóki nikt nie zwróci na to uwagi, żyją w przeświadczeniu, że wszystko jest ok - tylko to ONI są grubi.
Nawet kiedy wazyłam mało, w lustrze widziałam niesamowicie grube babsko i zwały tłuszczu ( ważyłam w porywach 47 kg).
Teraz jak patrzę na córkę noszącą moje ciuchy, czasem przyciasne z tego czasu( jakieś 2,5 roku temu moja córcia ma teraz 17 lat) mówię sobie ,że byłam głupia, byłam chuda, nie szczupła a w lustrze widziałam to co chciała widzieć moja psyche a nie rzeczywistość.
To samo bylo z kuzynką.Kolana miala grubsze jak uda i łydki, ale ciągle twierdzila że jest gruba.Organizm byl tak wyniszczony,że wypadaly jej wlosy, pól roku nie miala okresu, skóra ziemista i matowa a i tak twierdzila że wszystko jest ok,że musi jeszcze schudnąć. Przy wzroscie 175 waga pokazywała 42 kg.
Po przeczytaniu muszę stwierdzić, że jedyne co mi nie zagraża (na 100%) to anoreksja....
Bahus
Ja nie nazwałabym anoreksji stylem życia. To są chorzy ludzie. W ten sposób przejawia się ta choroba - dążenie do jak najniższej wagi, za wszelką cenę!!! W Niemczech czesto tę chorobę nazywa się Magersucht czyli uzależnienie od odchudzania. Moim zdaniem takie określenie jest bardzo trafne... Sama dobrze wiem jak to jest....Wiosną ubiegłego roku pisałam tu gdzies na forum, że zamierzam rozpocząć odchudzanie - waga wyjściowa przy moich 151cm wzrostu była bodajże 56kg. Planowałam zejść do 50, tak by móc w dalszym ciągu oddawać krew. Gdy osiągnełam 50 pomyślałam, że przecież i tak nienajlepiej znoszę oddawanie krwi, może lepiej z tego zrezygnować, będę mogła jeszcze trochę schudnąć np.do 46kg (tyle ważyłam mając jeszcze -naście lat i dobrze mi z tym było), po 46kg, przyszła kolejna postawiona granica....44... dzis ważę 42,5(BMI 18,9) i.... ucieszyłam się, że mój połówek wyjechał na kilka dni, jestem w domu sama, co znaczy, że mogę mniej jeśc. Choć na codzień jem bardzo mało, a to co zjadam musi być "zdrowe". Jeśli mnie ktoś spyta, powiem.. "NIe! Nie mam anoreksji! Nie żyję wg zasad jakimi kierują się motylki". Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że moje odchudzanie stało się dla mnie barzdo ważne, zbyt ważne... pierwszą myslą przed obudzeniem i ostatnia przed zasnieciem jest moja waga, konntroluję ją z resztą 2 razy dziennie a każde 100g więcej wywołuje jakąś taką wewnętrzną panikę, że jeśli pozwolę sobie przytyć te kilkaset gramów, to będę ciągle już tyć... Owszem czasem najadam się do syta, w Święta zupełnie sobie pofolgowałm, jadłam dosłownie wszystko i w ilościach dowolnych (inna rzecz, że mój żołądek wcale juz nie chce takich dużych porcji), tak jakbym chciala najesć się na zapas, przytyłam - oczywiście, ąle zaraz po Świętach zrobiłam wszystko by to zgubić - udało się. Podobnie jest z ciastem, uwielbiam piec, a jeszcze bardziej to zjadać, pozwalam sobie na to, bo wiem że to "odpokutuję" ograniczając się pzrez kolejne dni jeszcze bardziej.
Nie wiem ile jeszce schudnę. I to właśnie chciałam napisać. Od odchudzania można się również uzależnić i tak jak palacz wie, że robi zle, że naraża swoje zdrowie , to jednak nie jest łatwo powiedzieć od jutra nie palę. Ja miałam taki moment, kiedy ekspedientka w sklepie, nie mogąc znalezć dla mnie odpowiedniego rozmiaru, powiedziała "..bo Panie jest taka szczupła". Zastanowiło mnie to, bo raczej nigdy o sobie w ten sposób nie myślałam. Wyszłam ze sklepu i pomyślałam, zę skoro obcy człowiek to zauważył to może rzeczywiście tak jest... Nie będę się wię więcej odchudzać, utzrymam obecną wagę, wobec tego pozwolę sobie kupic w pobliskiej cukierni ulubioną drożdżówkę...ale nim tam doszłam w głowei tłukły się myśli....dobra, zjem ją ale, za to juz nic wię cej dzisiaj, kupiłam, ale postanowiłam zjeśc ją dopiero w domu, w domu stwierdziłam, że to za pozno już by cokolwiek zjeśc... zjem ją rano,,,, rano nie zjadłam, bo przecież już nie była taka chrupiąca....i tak to działa. Nie jestem już smarkulą, zdaję sobie sprawę z tego, że stąpam już po bardzo kruchym lodzie, że czas z tym przestać, że moi bliscy się martwia, że zbliżam się coraz bardziej w kierunku niedowagi.... wszystko to wiem a jednak tak trudno zmienic cokolwiek. Przepraszam,że tak się tu na ten temat rozpisałam, ale tak dobrze móc się czasem komuś wygadać (wypisać). Chciałam tylko prosić - nie oceniajcie tak surowo ludzi z anoreksją (że głupi, że sami chorzy na własne życzenie itd itp jak to się często słyszy), to choroba (psychiczna), uzależnienie. A do wszystkich odchudzających się - pilnujcie się proszę i nie mówcie nigdy... E! Mnie to nie dotyczy! Bo to tak jak z każdym uzależnieniem zaczyna sie bardzo niewinie...
Tak dokładnie Kordaszko - odchudzanie może stać się uzależnieniem. I anoreksja jest chorobą. Jedni mają skłonność do uzależnień inni nie. Nie oceniam nikogo negatywnie, kto wpadł w jej sidła.
Chciałam zwrócić uwagę na propagowanie stylu życia jakim jest pro-ana. proszę zajrzyjcie do blogów Motylków, na ich fora. Tyle krzyczy się o dostępie do pornografii, sektach itd, tymczasem takie "zwyczajne" odchudzanie może być problemem.
Obliczanie by dzienna dawka kalorii nie przekroczyła 500-800 kcal, niektórzy chełpią się, ze zjedli mniej. Mają napady głodu, i jak zjedzą miseczkę budyniu , zrzucają ją ćwicząc 2-3 godziny...
Jest różnica między zaburzeniem psychicznym jakim jest jadłowstręt, a stylem życia motylków.
Co innego być anorektyczką, a co innego identyfikować się z anorektyczką i próbować żyć jak ona, być nią.
Użytkownik Duniasza napisał w wiadomości:
> Co innego być anorektyczką, a co innego identyfikować się z
> anorektyczką i próbować żyć jak ona, być nią.
I tu trafilas w sedno. Anoreksja to choroba, zaburzenia psychiczne, a motylki czy jak je tam nazywać, to jakas idiotyczna moda.
Masz rację, że już w samym internecie (a może głównie tu) znajduje sie wiele informacji odnośnie pro-ana. Istnieje wiele stron (moim zdaniem naprawdę niebezpiecznych), które do takiego stylu życia namawiają, wręcz zachęcają. Gdzie motylki dzielą się również radami jak najwięcej i najszybciej schudnąć.To staje się bardzo modne i to niestety wśród coraz mlodzszych ludzi (10 lat). To są często młodzi, zdrowi ludzie, którzy początkowo traktują to jako dobrą zabawę, chęć zaimponowania innym, pokazania że potrafię, że mam silną wolę, noszą te swoje czerwone tasiemki, by pokazać światu, że są "motylkami", są z tego dumni...I wpadają w pułapkę, z której wyjść jest bardzo trudno. Przecież dla takich młodych, nie do końca rozwiniętych organizmów jest to szcególnie niebezpieczne, bo pewne procesy rozwojowe zostają po prostu zatrzymane, zachodzą często nieodwracalne zmiany. Dochodzą do tego również zmiany w psychice, które często kończą sie stanam depresyjnymi, a wręcz próbami samobójczymi.
Hmmm, w drugiej klasie liceum liznęłam tego "stylu życia".
"Dieta (nie) życia"
Karolina Otwinowska,Agnieszka Mazur.
Polecam, przeczytajcie, łatwiej zrozumieć dlaczego.