Jak to jest u Was z tymi niezapowiedzianymi wizytami. U mnie wprawdzie spotkania towarzyskie prawie zawsze są zapowiedziane, ale już rodzinne niekoniecznie. I nie myślę o wizytach świątecznych, chociaż i na takie wypada się umówić. Ostatnio rodzinka się obraziła kiedy poprosiłam, żeby wcześniej zadzwonić. Twierdzą, że do brata czy siostry nie trzeba. Nawzajem się odwiedzają mnie już zupełnie ignorując, nie ukrywam jest mi przykro.
Nie rozumiem w ogole niezapowiedzianych gosci i nie otwieram drzwi. Rozumiem, ze to jest dla Ciebie przykre, ale rodzina czy nie, w dobie telefonow nie przyjmuje niezapowiedzianych wizyt. Dla mnie jest to wyrazem braku szacunku dla gospodarzy. Kazdy w swoim wlasnym domu moze sobie robic co chce i niekoniecznie lubi, zeby mu w tej swobodzie domowej przeszkadzano. Brat, czy siostra tez powinni to zrozumiec i uszanowac. Takie jest moje zdanie.
Zgadzam się całkowicie.
Moja rodzinka nie robi mi niespodzianek, każdy z nas jest zapracowany, ma własne biznesy, ja w dodatku pracuję w domu, więc wpadanie bez zapowiedzi nie wchodzi w grę.
niezapowiedziani goscie swoja droga, ale mam znajomych którzy przyjezdzaja z dosc daleka( okolo 40 km) i zawsze dzwonia z drogi, i mowia ZA 15 MINUT BEDZIEMy U CIEBIE,JESTES W DOMU? nie raz zdazylo sie ze w domu mnie nie bylo i na złamanie karku bieglam do domu, czasami mialam umówione wyjscie ktore trzeba bylo odwolac, lub przyjezdzali w najmniej odpowiednim momencie.
Myślę, że niezapowiedziani goście to jeden problem, a czas odwiedzin to drugi.
Kilka krotnie zdarzało mi się zaprosić znajomych męża, którzy tak dobrze się czuli, że nie mieli nas zamiaru opuścić. Nasiadówka trwała kilka godzin, Wpadali na popołudniową kawkę, a wyjeżdżali o trzeciej w nocy. Ostatecznie zerwaliśmy znajomość.Szkoda, bo po za tą przypadłością to bardzo mili ludzie.
też kiedyś miałam takich znajomych. Pewnego dnia gdy zadzwonili i powiedzieli, że za 15 min będą, ja brzydko mówiąc olałam ich. Wcześniej grzecznie prosiłam żeby mnie wcześniej powiadomili a tu zero szacunku. Spakowałam rodzinę i wybyliśmy z domu. Znajomi czekali pod domem 2 godziny, to ich skutecznie nauczyło że w takich sytuacjach dzwoni się wcześniej. Zawsze zostawali na kilka dni a ja nie przygotowana wkurzałam sie okrutnie bo z racji ich przyjazdu my mieliśmy nerwówkę i bieganie po sklepach aby zakupić większe ilości jedzenia.
U mnie tez co poniektorzy tez maja pretensje i twierdza ze do nas sie trzeba zapowiedziec z wizyta. Nie rozumieja gdy prosze tez o mniej wiecej podanie godziny na ktora sie umawiamy, dla mnie okreslenie np przyjdziemy po obiedzie nic nie daje bo ja obiad mam o 12h inni o 15h. Mam dwojke malych dzieci gdzie musze sobie zorganizowac jakos dzien zeby zawsze mialy ugotowany obiad, spacer itp itd a siedzenie pół dnia i czekanie na gosci mnie nie bawi. Za kazdym razem gdy sie widze z rodzina to zapraszam ale tez prosze o wczesniejszy telefon zeby nie bylo niespodzianek z ich jak i z mojej strony :)
Piszczalko, ja zapraszam zawsze na konkretny dzien i konkretna godzine, tym sposobem wczesniejszy telefon juz nie jest potrzebny:)) Wszelkie terminy "po obiedzie" "po mszy" czy "po pracy" nie sa dla mnie zadnymi terminami:))) Sprobuj, to dziala.
Do mnie do pracy zadzwonila kiedys moja kolezanka stwierdzajac, ze "bedzie wieczorem w mojej okolicy ze swoja przyjaciolka ze Szwecji i czy moga wpasc na kawe" Byla zdziwiona, ze moja odpowiedz brzmiala NIE. Niby sie zapowiedziala, ale mnie taka zapowiedz tez stawia przed faktem dokonanym. Ja wracam pozno, Wspanialy tez padniety i nagle GOSCIE!!! Nie ja nie mam ochoty na takie zapowiedzi, gdyby zadzwonila chociaz dzien wczesniej to mialabym mozliwosc przemyslec, pogadac ze Wspanialym, ale dzwonienie do mnie do pracy z zapowiedzia, ze jak wroce to pod domem juz beda czekali goscie, jest w moim pojeciu tym samym co wizyta zupelnie niezapowiedziana.
Jak bylam w Polsce, to Bodek mowil, ze on lubi skladac takie wizyty:))) Lojalnie uprzedzilam, ze gdyby mu sie kiedys zdarzylo byc w NY i wpadlby na pomysl "niespodzianki" to jak bedzie natretnie dzwonil do drzwi (bo sie swieci swiatlo wiec ktos jest) to ja dzwonie po policje:)))
Moj dom jest moim krolestwem i niezapowiedziany gosc jest dla mnie nikim wiecej niz rabusiem mojego czasu:)
Wstaję bardzo wcześnie, kiedy większość ludzi jeszcze śpi. Kładę się spać z kurami, więc lubię po kąpieli połazić jeszcze w piżamie. Kiedyś taki niezapowiedziany gość powiedział mężowi na ucho "...o chyba Ci przeszkodziliśmy..."
Mąż przyjął to z uśmiechem, a ja myślałam, że mnie szlag trafi. Kiedy powiedziałam kilka przykrych słów usłyszałam, że jestem niegościnna.
Ludzie, czy to tak ciężko zrozumieć, że tutaj nie o niegośćinność chodzi!!!!!????
He he ;))
W jakąś niedzielelę zadzwonił do mnie kuzyn , że się nudzi i może być za pół godziny :) .
A ja mu na to " nie " , bo mieliśmy akurat piżamową niedzielę , a to jest u nas swiętość , której nie należy szargać ;))
Chyba nie zrozumiał , bo już nie dzwoni ... A mi wcale nie jest przykro :)))
Lubię spontany , gdy mam czas , ale zawsze wtedy umawiam się " na mieście " , wtedy mam pewność , że obie strony tego chcą .
No , i rozumiem , nie obrażam się i nie namawiam , gdy ktoś nie chce .
Nie przecze ze czasami umawiam sie na ostatnia chwile ale to wtedy ja dzwonie i zapraszam kolezanke do siebie zeby nie stawiac jej w glupiej sytuacji :) Przewaznie chodzi wtedy o dzieci i spotykamy sie dla dzieci :) Tez bywało tak ze w ostatniej chwili dzwonilam, pytalam sie co robia (w przypadku bardzo bliskich mi juz osob, np kuzynka, psyjaciółki) i czy mozna przyjsc ale gdy mieli inne plany i odmawiano mi to sie nie obrazalam bo wiedzialam ze to na ostatnia chwile :)
Niezapowiedziana wizyta, to nie dla mnie. Nie lubię niespodzianek, jak również sama takowych nikomu nie funduje. Żadna przyjemność zastać państwa domu w najlepszym razie w szlafrokach, albo być zastaną w trakcie awantury domowej. Staram się zawsze wcześniej ze znajomymi umówić. Moja niestety rodzina lubi za to uprzedzać 2 godziny przed wizytą o swoim najściu mojego domostwa co zazwyczaj się kończy tekstem "Zapytam Susła" i problem się sam rozwiązuje.
Zależy jacy to goście. Jeżeli planujemy jakąś uroczystość czy spotkanie alkoholowe z zastawionym stołem zdecydowanie wole umawiane z wyprzedzeniem - można wtedy sobie wszystko spokojnie przygotować.
Jeżeli jest to tylko takie "wpadnięcie" na pięć minut i jeżeli nie burzy mojego harmonogramu dnia - nie mam nic przeciwko. Herbatę czy kawę zawsze mogę zrobić, natomiast na posiłek osoba przychodząca nie ma co liczyć - ciasta na codzień nie mam, ciastek nie kupuję, obiad jest wyznaczony dla domowników i raczej nigdy nie szykuję dla większej liczby osób. Te w dobie telefonów są jednak rzadkością - albo ja mam takich "wychowanych" znajomych - albo większość moich znajomych jest gdzieś w Polsce (lub Europie) - i jeżeli chcą przyjechać - zapowiadaja się.
Natomiast jak ktoś ze znajomych jest przejazdem - i nie wejdzie choćby na kawę i siusiu, gdy sama dysponuję odrobiną czasu - jest mi smutno - zawsze to okazja do spotkania realnego i nigdy nie wiadomo czy kiedykolwiek będzie inna na dłużej. Zawsze milej jest, gdy dana osoba wie to dzień wcześniej wieczorem (jest czas pomyśłeć o czymś do kawy) - ale też są sytuacje, gdy wszystko się klaruje na bieżąco
Myślę identycznie.
A poza tym dwugodzinna zapowiedź, jesli mi miła- zazwyczaj mi wystarczy, żeby przygotowac mały poczęstunek. Nie obiad z siedmiu dań, ale jakieś przekąski, a choćby kanapki. Nie znoszę tylko takiego brania " z partyznata"- że bez względu na moje plany, zobowiązania muszę przyjać gościa, bo on tak chce.
Telefon z dwugodzinnym wyprzedzeniem- wystarczy mi, zeby zdecydować, czy mogę i czy mam chęć. Zawsze się można umówić na inny czas.
Uważam,że powinni wcześniej zadzwonic,że przyjeżdżają.Ja bym była nie zadowolona z tak niezapowiedzianej wizyty,gdyż np. mogę miec inne plany.
Moim zdanie nie tak ważne jest kiedy gość przyjdzie, tylko czy jest to istota myśląca. Jeśli myśli to po kilku słowach i jednym spojrzeniu się zorientuje, czy przyszła w porę i czy jest mile widziana.
Nie znoszę niezapowiedzianych gości - w dzisiejszej dobie są telefony - czy tak trudno się zapowiedzieć?
Ja jednak myśle że kierujecie się wygodą kiedyś telefonów nie było każdy dla każdego miał czas czy pracował czy nie Nie było czegoś takiego jak nie zapowiedziane wizyty jak sie było w mieście to się wpadało i tyle Mi się wydaje że same stwarzacie problem. Siedze w domu ktoś dzwoni do drzwi automatycznie otwieram i czym chata bogata mam herbate to ja robie i te pare minut siadam i gadam i wsio troszke inaczej jest jak ktoś się melduje na dłuzej no to już bym chciała wiedziec przynajmniej 3 dni wcześniej bo trza zorganizować życie rodzinne troszku inaczej ale nie wyobrażm sobie aby osoba mi bliska musiała mi się meldować że zameirza mnie odwiedzać no nie darujcie sobie a poza tym ktoś kiedyś na forum napisał że nigdy nie chodzi w powyciąganych dresach i w brudnych ubraniach bo akurat sprząta ja też nie chodze i do mnie może przyjść i przyjechać każdy o każdej porze dnia
to do Lucy wiesz twoja wypowiedż troszke mnie wkurzyła tak moje mieszkanie to moja twierdza tak ale jak ktoś dzwoni to zawsze zapytam kto i zawsze jak znam osobe to zostaje przyjęta Mam szwagierkie w Chicago i ona potrafiła po 20 letniej nieobecności w Polsce przyjechać do nas nie zapowiedziana dostała szklanke hebaty ale do domu została wpuszcona i nikt nie miał pretensji do niej że tak właśnie postąpiła Tak wieć kobiety zastanówcie się czasami jak odmawiacie czy to zależy od waszego lenistwa i wygodnictwa czy naprawde telefonu po prostu dla wielu waszych gości to wy się liczycie jako ludzie a nie zawartość waszej lodówki
Nie bardzo rozumiem czemu moja wypowiedz Cie wkurzyla? Czyzbys planowala byc w mojej okolicy i obawiasz sie zamknietych drzwi? to zart:))
Kazdy z nas zyje tak jak chce, ja chce zeby moi goscie sie ze mna umawiali i mam do tego prawo.
Mieszkam w 8 milionowym miescie i naprawde duzym, nikt tutaj nie przechodzi, bo akurat jest w okolicy. Mieszkam w mieszanej dzielnicy, przy bardzo znikomej liczbie Polakow, ktorych nawet nie znam, wiem, ze musza gdzies byc bo widze polska gazete w kiosku obok metra, ktore jest i tak odlegle od mojego domu jakies 2 km. Sama nie chodze po domach bez zaproszenia, wiec nie bardzo rozumiem dlaczego mialabym tolerowac zachowanie innych tak rozne od mojego. I wcale nie chodzi o zawartosc lodowki, czy szklanke herbaty, chodzi o sam fakt, ze moge nie miec na to czasu, bo akurat chcialabym polezec do gory czterema;)))
oj Lucy akurat mnie nie zrozumiałas Po prostu ja sobie nie wyorażm aby osoba mi bliska musiała sie zapowiadać tydzień albo i więcej wcześniej ja rozumie prywatność i konieczność kontrolowania czasu Nawet nie za bardzo wiem jak ci to wytłumaczyć bo w pisaniu to ja nie jestem tak dobra jak Ty bo realia są różne Codziło mi o to że w każej dzielnicy mamy grupe znajomych ludzi i po prostu jak by ta znajoma zadzwoniła do drzwi to bym na pewno otworzyła i ugościła bo jak by zadzwonił ktoś zupełnie nieznajomy to na pewno bym tych drzwi nie otworzyła chodzi mi o sam fakt podejscia do domofonu i zapytaniu kto tam znajomy otwieram drzwi bez zastanowienia po co przyszedł nieznajomy pytam o co chodzi i najwyżej schodze do drzwi wyjsciowych jak jest to coś co mnie interesuje albo grzecznie odmaawiam i odkładam słuchawke o to mi właśnie chodziła a nie o to że najbliższa mi osoba musi sie meldować tydzień wcześniej żebym ja raczyłą ją przyjąć Mam nadzieję że teraz mnie zrozumiałaś a poza tym ja chociaż w życiu nie byłąm w NY znam realie zycia w tak wielkim mieści
Mysle, ze obie sie rozumiemy, tylko ubieramy to w troche inne slowa:)) Nikt nie musi sie zapowiadac tydzien wczesniej wystarczy zadzwonic 2 godziny przed (i tak ktos bedzie potrzebowal conajmniej godzine na dojazd) i zapytac czy mi pasuje. Ten przyklad, ktory opisalam wyzej to kolezanka dzwoni do mnie do pracy i zapowiada sie w towarzystwie osoby, ktorej ja w ogole nie znam, bo to byla jej wizytujaca ze Szwecji kolezanka. Ja wracam z pracy (razem z mezem, ktory opuscil dom o 5:30) ok. 20:30 i pierwsze co chcemy oboje zrobic to przebrac sie w domowe szmaty, cos zjesc i isc spac, bo maz wstaje o 4:30. Moja kolezanka wie o tym, bo zna nas od lat i dzwoni oznajmiajac ze bedzie w okolicy i chcialaby wpasc. No wybacz, ale ja nie wpadlabym na taki smialy pomysl, chociaz jak wiesz smialosci mi nie brak;))
Ja wiem, ze gdybym mieszkala gdzies w centrum gdzie jest duzo sklepow i ludzie przychodza, czy przyjezdzaja na zakupy to bylaby czesciej okazja, ze ktos jest w okolicy i chce "wpasc", ale ja mieszkam w dzielnicy rezydencyjnej gdzie nie ma sklepow, same chalupy. Zreszta mam kolezanke w polskiej dzielnicy, ktora zawsze mowi "jak przyjedziesz kiedys po zakupy to wpadnij" potem ma pretensje ze nigdy nie wpadlam. A ja tlumacze, umowmy sie na konkretny dzien, konkretny czas, kiedy obie bedziemy mialy czas i ochote pogadac. Jak jade po zakupy to wpadam, ale do sklepu, kupuje co mi potrzeba i uciekam:)) Taka natura:)))))
Masz swieta racje luckystar,sama nigdzie sie nie pcham bez zapowiedzi i oczekuje tego od swoich znajomych.Osoba ktora nie musi sie zapowiadac jest moja mama.Sama wiem ze jak ktos pracuje caly tydzien,to nie ma czasu na pogaduszki i herbatki,a jak przyjdzie sobota to ludzie sobie odpoczywaja ,wiec bardzo dobrze Ciebie rozumiem.Umawiam sie ze znajomymi na konkretny termin ,wtedy zawsze czyms dobrym ich ugoszcze,pogadamy sobie i jest oki.Moj maz pracuje bardzo dlugo od rana do wieczora,w sobote i niedziele sobie odpoczywa i odsypia,wiec nie chce mu tego zasluzonego odpoczynku przerywac.
Kiedys bylam narazona na to, ze prawie co niedziela znajoma wpadala,niby przy okazji zakupow do nas z dziecmi,razem ich byla 4 i to przewaznie w porze obiadowej,dzieciaki od progu wolaly juz jesc.
I wez ich podziel, jak masz dla domownikow akurat po kotlecie! rozumiem raz czy dwa mozna,ale nie co niedziela.Z opresji wybawila mnie moja mama,ktora akurat ja spotkala kilka razy u mnie i zapytala wprost,czy ona w niedziele nigdy nie gotuje?tylko jezdzi z rodzina po znajomych,ja tez jej powiedzialam ze niedziela jest dniem rodzinnym i wolalabym zeby mnie uprzedzala na przyszlosc,obrazila sie i mamy ja z glowy.Raz maz z corka zszedl na dol jak ich zobaczyl przez okno i powiedzial ze jada na zakupy do marketu,a mnie nie ma w domu,wiec zawrocili.Lubie gosci ,ale zapowidzianych.
Wlasnie mysle, ze to nie ma wiele wspolnego z goscinnoscia, a za to bardzo duzo z szacunkiem dla gospodarzy:) Moj syn mieszka najblizej bo jakies pol godziny jazdy samochodem i mimo, ze ma klucze od naszego mieszkania (tak na wszelki wypadek) to tez nigdy nie przyszlo mu do glowy przyjsc tylko dlatego ze moze wejsc bez wzgledu na to czy jestesmy w domu czy nie. On juz tu nie mieszka, wiec nawet posiadajac klucze, jest gosciem:)
Całkowicie się z TOBĄ zgadzam ,zapowiedziana wizyta czy nie zawsze gości wpuszczam i goszcze czym mam .
Niezapowiedziany gość praktycznie nie ma wstępu do mnie, bez względu na to, czy jest to brat czy ktoś inny z rodziny.
Nie znoszę niezapowiedzianych lub nieproszonych gości, rodzina bliska owszem ale po wcześniejszym kontakcie telefonicznym. Kiedy nie jestem z kimś umówiony, nie reaguję na dzwonki domofonu, rodzina i znajomi dobrze o tym wiedzą i muszą się dostosować.
Jakoś ten temat dał mi dużo do myślenia i tak przemyślałam wszystkie posty i wydaje mi się że to jest specyfika mieszkania w mieście Ja mieszkam na wsi już ponad 20 lat kiedyś był tu taki zwyczaj chodzenia po wieczoruchach Wieczorem po pracy spotykaliśmy się no może nie co wieczór ale 2 lub 3 razy w tygodniu u któregoś z sąsiadów i było bardzo fajnie bo tu gdzie mieszkam na obrzeżach gminy jest 7 domów.Było bardzo fajnie ludzie jakoś tak żyli bliżej siebie a teraz odkąd nastała era telefonów te wieczoruchy się skończyli nawet idąc wieczorem do sąsiada patrzą na ciebie podejrzliwie czy aby za długo nie będzie się siedzieć No i skończyło się to tak że nawet idąc pożyczyć cukier pierwszo się dzwoni czy ma a potem dopiero po wyraźnej zgodzie się idzie W sumie mi to nie przeszkadza jakoś mam do tego obojętny stosunek Do rodziny też w sumie się dzwoni jak się do nich wybiera ale jak do mnie jadą to niekoniecznie dzwonią z tym że mi to nie przeszkadza jak ktoś wpadnie nie zapowiedziany goszczę czym mam i już.Tak więc to chyba wychodzi ze specyfiki mojej pracy bo i tak siedzę cały czas w domu i krótka przerwa w moich obowiązkach nie robi mi różnicy,ale gdybym mieszkała w mieście i tak jak Lucy i jej Wspanialy miałabym dzień tak zajęty i wracała późno do domu pewno moje zdanie na temat nie zapowiedzianych gości byłoby inne.
Ale to nie jest takie proste. Wieśna ogół rządzi się swoimi prawamim bardziej "bratersko" choć i to się zmienia.
"Zasada" jest taka, że jak nieproszonym gościem jest ktoś, kogo darzymy sympatią - jest mile widziany. Jak wprasza się ktoś obojętny lub nielubiany- zawsze będziemy się złościć.
Poza tym wszystko zależy od okoliczności. Bo niby zostawia się ten jeden talerz na wigilię. Ale nikt nie wierzy, że ktoś skorzysta. A teraz nagle puka ...ów niespodziewany "gość"...np. facet ok 50 z dzieckiem i starą matką...No i ? No i pewnie go ugościmy, ale nie sązę, by należało to do przyjemności.
Pamiętam, jak znajomy opowiadał, jak którejś niedzieli wpadli bez uprzedzenia : brat z bratową i synami, siostra z mężem i znajomy ojca. Przypadek...Przypadek o tyle,. o ile ludzie wiedzą, że godz. 14 to pora obiadu. A oni mieli tyle, co dla siebie po kotlecie...
Jeśli niezapowiedziany gośćma trochę kultury to w mig zorientuje się, że nie jest mile widziany. A jeśli brakuje mu taktu to idzie na bezczelnego. Wtedy to już nie gość. Ale intruz.
Mnie szokują wypowiedzi osób, które piszą, że zapowiadać się do nich muszą najbliżsi. Rozumiem że co inego dalsza rodzina, kuzyni, koledzy, znajomi, którzy powinni bezwzględnie zawiadomić o planowanej wizycie, krótszej lub dłuższej. Do mnie siostra, brat i mama mogą przyjść w każdej chwili, nawet w środku nocy (tak samo ja do nich) i jest to dla nas tak oczywiste i naturalne jak oddychanie i nie zastanawiałam sie nad tym do dzisiaj kiedy przeczytałam ten wątek.
No i wlasnie dla osob nie pracujacych,majacych wiecej czasu to mniejszy chyba problem z niezapowiedzianymi goscmi.
Ja sama jak jeszcze mieszkalam w Polsce,pracowalam rowniez calymi dniami,a mialam swoja rodzine i dom na glowie,niezapowiedziani goscie byli dla mnie problemem.Mialam znajoma,wpadala sobie do mnie 2-3 razy w tygodniu,bo byli w poblizu,bo akurat przyjechali do sklepu i mieli po drodze,bo byli u mamy z wizyta lub u tesciowej to przy okazji do nas wpadli ,bo....
Ja z pracy wracalam okolo 18.30,lub 19tej jesli po drodze robilam jakies biezace zakupy.Przychodzilam rzucalam torbe i pierwsze co to zagladalam do zeszytow dziecka czy zadanie ma zrobione lub potrzebuje pomocy,bo w sumie to juz byla taka pora,ze za chwile kolacja i spac by musiala isc.Po sprawdzeniu robilam szybko kolacje,nastawialam pranie jesli trzeba bylo,ewentualne prasowanie,ogarniecie jako tako domu i nastawienie obiadu na drugi dzien.W sumie jak konczylam to bylo grubo po 23ciej.A wstac musialam o 6.30 zrobic sniadanie,dziecko budzilam do szkoly i sama gnalam na autobus,zeby zdazyc na 8 rano
.Moja znajoma zawsze wpadala sobie okolo19.30- 20-stej i nie konczylo sie to na jednej godzinie tylko przewaznie na dwoch,ja potem bylam spozniona o te 2 godziny ,zeby wszystko zrobic,jak sie nie wyrabialam to odkladalam na nastepny dzien ,a wtedy tez nie zdazalam i noc zarywalam.Po jakims czasie niestety doszlam do wniosku ,ze ta osoba kradnie moj czas poprostu,choc sama wymagala,zeby wczesniej do niej zadzwonic jesli chce sie ja odwiedzic.Wiec kiedys rowniez powiedzialam,ze zyczylabym sobie,aby mnie wczesniej powiadomic telefonicznie ,ze beda,i czasem jak dzwonila to mowilam przepraszam ,ale nie mam czasu dzisiaj.Wizyty sie ukrocily,a ja przestalam zasypiac na stojaco.
Teraz choc mam wiecej czasu niz przedtem,bo pracuje mniej niz wczesniej,to rowniez chce aby mnie powiadomiono chociaz ze 2 godziny przed czasem.To samo sie dzialo z kuzynka meza,dzwonila a i owszem ,ale jak juz byla na parkingu pod moim domem,ze wpada na kawe,ale mam sie nie martwic ona ciasto ma z soba.I co z tego jak ja tyle co z pracy wrocilam,zdazylam obiad ugotowac i wlasnie konczymy dopiero jesc.Choc ona sama nie toleruje takiego zachowania i do niej trzeba sie wczesniej zapowiadac kilka dni wczesniej.Zrobila tak kilka razy,odwdzieczylam sie tym samym i na tym sie skonczylo,jesli chce przyjsc na kawe nie ma problemu ,ale chcialabym wiedziec odrobine wczesniej chociaz.
Osoby ktore nie musza dzwonic to moja najblizsza rodzina ,mama i brat,badz siostry mojego meza i tesciowie i moga wpadac kiedy chca,tyle ze oni mieszkaja w Polsce.Jedynie jedna siostra mieszka blisko nas doslownie na sasiedniej ulicy.Czasem wpadamy do siebie po wczesniejszym telefonie,aby nie chodzic po proznicy,krotkie -jestes w domu to przyjdz na kawe i stosujemy to od czasu do czasu,ale kazdy z nas pracuje i jest zmeczony i nie zawsze sie chce tej drugiej osobie.
Ja wszystkich niezapowiedzianych gości (rodzina, nie rodzina) gonię od progu do roboty. Nawet na telefon na 2 godziny przed spotkaniem gość słyszy coś w stylu : Właśnie robie pranie to mi pomożesz czy jest mi potrzebna 3 ręka do pomocy przy remoncie. Już się nauczyli.