Tak sobie myślę, że w świętach najbardziej ekscytujące jest oczekiwanie na nie, ta magia że coś wydarzy, radosnego, wspaniałego, nieoczekiwanego.
Ja zaleznie od nastroju tzn jaki byl rok...w tym roku sie ciesze i smuce zarazem, ale wiem wiem ze beda to swieta niezwyklo-zwykle
Zawsze jest podobnie, zawsze jest mnóstwo pracy, zawsze jest zbyt wiele zmęczenia.
Zawsze jest inaczej, zawsze gdzieś kryje się radość z tego Czasu, tylko trzeba jej umieć poszukać.
Nie znoszę nawału obowiązków, ale tak lubię świąteczne zapachy.
Złoszczę się, że nigdy nie zdążam posprzątać z dużym przedświątecznym wyprzedzeniem, ale bałagan zastępuje w końcu nastrój.
Lubię
tradycja da się lubić :)
Ja myślę,że wiele osób,może nie to ,że nie lubi świąt,ale obawia się jak wypadną .Z reguły są to osoby,które mają np.kłopoty finansowe,skłóconą rodzinę,a uważają ,że w święta wypada się spotkać(często i tak się pokłócą,jak nie w święta,to raz po).Jeszcze inni boją się ,że jak zwykle poleje się alkohol itd.Ci co mają dobrą rodzinnę i są w niej spełnieni,myślę,że nie mają czego się obawiać i tam zawsze są radosne święta.
Ja lubię święta, lubię przed świąteczną krzątaninę. Wyszukiwanie przepisów, zastanawianie się co ugotuję to dla mnie raj. Najbardziej cieszę się z tego, że możemy usiąść wszyscy razem przy stole. Powodów dlaczego lubię święta jest wiele. Jednym z nich jest to, że mogę coś z siebie dać innym.
Moim zdaniem nie musi być wcale suto zastawiony stół aby była ta atmosfera.
Zgadzam się z Beatą, jak od kilku lat juz nie lubie świąt.............
przykre :):) trzymam kciuki abyś kiedyś choć troszkę polubiła
A ja lubię święta.Nie sprzątam jak szalona, czasem wszystko zostaje mi na ostatnia chwilę, ale ten zapach drożdzowego ciasta, skwierczenie tłuszczu na patelni. zapach maku z miodem , krzątanina w kuchni jest inna, wyjątkowa..................... przez cały rok czekam na te zapachy, na powrót z pracy w dzień wigili.Ten dzień jest szczególny, nawet jesli zastawy nie sa wypucowane, okna nie błyszczą w słońcu, na podłodze znajdą się paproszki. Nie to jest ważne, ważne,że w tym dniu z moimi dziećmi zasiadamy do stolu przy wyjątkowej atmosferze, spozywamy potrawy których nie przygotowuję na co dzień, a i kopytka wychodzą inne w tym dniu. Ten dzień jest inny , po prostu inny.
Jednego czego nie lubie w tym dniu do życzeń składanych przy łamaniu sie opłatkiem przez moją mamę. Nie sa to życzenia ale lista oczekiwań wobec nas na rok kolejny i lista żali z roku właśnie mijającego. To jest coś co psuje urok wieczoru.
Pierwszy dzień świąt jest dniem kiedy dzieci rano budza mnie kawą ( wprawdzie robia to w każdą sobotę i niedzielę ale nawet kawa smakuje inaczej) i pakuja sie do łóżka, razem ogladamy jakiś familijny program. Ustalamy co robimy i naprawdę są to dni które mijają nam inaczej niz inne.
Beo z tym skaladaniem "zyczen" to masz racje...to chyba jakas tradycja...nam tez mama zamiast zyczen wypowiadala cala litanie oczekiwan i niedociagniec...ale najbardziej lubilam sie klasc na podlodze pod drzewkiem i patrzec z dolu na babki i swiatelka...
Czekamy na święta. Przygotowujemy się do nich. Niestety to jakie one będą zależy tylko i wyłącznie od nas samych. To nie jest filmi ,nie będzie jak w bajce
ale może być pięknie , nastrojowo i naprawdę świątecznie. Trzeba tylko chcieć i dążyć do tego swoim postępowaniem.Żale ,pretensje i inne złośliwości w tak radosny czas nie powinny mieć miejsca. One same ne wychodzą z worka zamiast prezentów a jeśli worek się otwiera to szybko go zamknijmy. To tylko nasze postępowanie może nam dać piękne ,radosne i brzmiące kolędami święta. Prezenty nie są wszystkim ,owszem dzieci napewno na nie czekają ale my dorośli? Czy faktycznie są dla nas takie ważne? Dla mnie nie, a atmosfera jaka zapanuje zależy od tego jaką sami stworzymy.W święta ten magiczny czas nie jest na roztrząsanie problemów i innych bolączek. Nauczmy się rozmawiać o samych bobrych rzeczach i zdarzeniach, nauczmy się je omijać . Pewnie one jeśli są to same nie znikną.ale po co zadawać sobie bóle w ten piękny czas. Każdy z nas oprócz kłopotów ma też radości bo z nich składa się życie.Wyjmijmy więc z serc same radości ,zapomnijmy o bolączkach. Zróbmy to dla nas i dla wszystkich naszych krewnych ,przyjaciół..Jest taki powiedzenie "nie ma kącika bez krzyżyka".
W każdej rodzinie zawsze coś jest .Nie ma jak w bajce i nie myślmy,że to tylko u mnie.Na koniec życzę wszystkim dużo, dużo w każdy dzień radostek chociaż maleńkich ale wypełniających nam nasze codzienne życie,życie które jest tak krótkie .Życzę również aby te święta były naprawdę piękne i radosne.
A Święta to są w nas.Czasem najpiękniejsze to sa te spędzone na dworcu, W oczekiwaniu...(kiedyś tak Piotr leciał do mnie, że wigilię spędzał na dworcu).
Świeta to nie żarcie. To bliskosc. To kochani ludzie wokół.
Kiedyś spędzałam je w Rosji( za komuny)i były to piękne święta, choć smutne. Ale ilu Rosjan nauczyłam wtedy czegoś.
chyba jestem jednak pedagogiem))))
A i moje łobuzy tez to chyba czują....
Jeśli są spędzone w miłym i życzliwym gronie to uwielbiam!Jak mi się zapowiedzą nieproszeni goście,których trawię bo muszę to czar wspólnego leniuchowania i wygłupów z dziećmi mija..Święta dla mnie to święty spokój od pracy,która czasami trochę mi załazi za skórę...Ogólnie każde święta lubię-w domu jest inna atmosfera - inna niż na codzień,bez codziennego pośpiechu,bez bałaganu na stole po śniadaniu,z lampkami w oknie i na choince i z ozdobami ze słomy -które wiszą gdzie się da...A jeszcze ważne!!!Amatorzy słodyczy nie muszą szukać po szafkach ukrytych słodyczy,bo ciasta jest na ogół dostatek :-)))).W okresie świąt nie lubię kolejek w sklepach.Staram się jak najwięcej produktów kupić wcześniej.
A ja kocham święta :) Uwielbiam te kulinarne przygotowania, pieczenie pierniczków, ozdabianie. Piernik nastawiam dopiero drugi rok ale stało się to już dla mnie tradycją, wiem że co roku będę go robić. Uwielbiam zakupy przedświąteczne, wybieranie prezentów. Uwielbiam te zapachy w kuchni. Lubię chwilę kiedy odświętnie ubrani siadamy do stołu, dzielimy się opłatkiem. Lubię ten czas bo wtedy mamy go więcej dla siebie. Uwielbiam oglądać zadowolonie na twarzach odbarowywanych prezentami. I mimo tego, że od jakiegoś czasu nie żyję dobrze z moim bratem i u mamy kolacja wigilijna nie jest może najpiękniejsza i przebiega w chłodniejszej atmosferze to i tak ją uwielbiam. Na te święta czekam cały rok :)
U nas są właśnie takie swieta,dużo prezentów,radości i dobrego jedzenia.
Nikt w swieta nie rozmawia o finansach i smutkach.Wspominamy tych co już odeszli z uśmiechem na twarzy,jest radośnie.
Co prawda,kiedyś nie mając takiego dostępu do wszystkiego jak dziś,wszystko smakowało inaczej,jabłka i pomarańcze były pachnące a dziś już tak nie pachną.
Dziś na co dzień jada się cytrusy i mięsa w rożnych postaciach,kiedyś jak mięso bylo na kartki to tak na co dzień nie bylo tego wiele.Dlatego te swieta były bardziej oczekiwane.Ale dziś mimo wszystko tez są cudowne,ja uwielbiam swieta.
Wszystkim zycze radosnych,pełnych miłości świat.
Uwielbiam Święta Bożego Narodzenia .Robię to na co mam ochotę, żyję bez zegarka. Życzę społeczności WŻ spokojnych świąt.
Dla mnie jakos nie ma tej magii a bardzo bym chciala - zawsze wiąze się to z nerwówką, zakupami, sprzataniem i pozniej zmeczona rodzina siada do stolu i nic sie nie chce tylko kazdy marzy o odpoczynku - powinno byc inaczej - duchowo przeżywać cieszyć sie z tego o co chodzi z narodzin Chrystusa - prawie wszyscy o tym zapominaja niestety.
A ja nie wiem czy lubię święta.
Chyba bardziej przygotowanie do nich - planowanie, gotowanie. W sumie to nawet sie cieszę, że okres świateczny zaczyna się już po Wszystkich Świętych - wtedy na spokojnie można zrobić główne zakupy, pomyśleć o prezentach. - mało kto wtedy jeszcze żyje Świętami. Nie cierpię tłumów w sklepach przed wigilią - ludzie biegają, pędzą. Wtedy cieszę się, że mieszkam w małym mieście - bo w sklepach i tak nigdy wiecej ludzi nie będzie niż normalnie.
Natomiast same Święta. To dni lenistwa i obżarstwa - ani jednego, ani drugiego nie lubię. No może lenistwo...Ale wtedy kiedy się wie, że czeka jakaś praca i tylko się ją odkłada, wtedy jakoś milej sie leniuchuje. W zasadzie tylko czekam kiedy się skończą i zjem jakieś lekkie śniadanie...
Więcej radości sprawiały, gdy dzieci były małe - można było je zaskoczyć prezentami i widzieć radość. A teraz - lepiej nie zaskakiwać - bo może być nietrafione, nawet jak podejrzewam, że to może być to.
A na koniec przepis na dobre święta - to co najpiękniejsze we wszystkich przygotowaniach
Składniki:
50 dag modlitwy, 1 kg wiary w Pana Jezusa,
20 dag oczekiwania,
20 dag radości,
12 dag życzliwości,
1 spowiedź,
1 dag miłości oczyszczonej,
2 łyżki ofiarności.
Przepis:
Modlitwę wymieszać z miłością oczyszczoną i wiarą,
zrobić zagłębienie i wlać życzliwość.
Zagnieść ciasto i rozwałkować na grubość około 3 mm.
Wycinać kształty jakie kto potrafi i lubi.
Ciastka piec w nagrzanym miłością, dobrocią i ciepłem piekarniku
- przez około 10 minut.
Po paru dniach można je dowolnie ozdabiać dobrymi uczynkami.
przepis zmodyfikowany:
tylko Miłość.
No oczywiście musicie najechać kursorem na to słowo.I wtedy zrozumiecie.
Ekkore...dokładnie o tym samym i ja marzę. I podobnie jak Ty - ludzie tak narzekają, że sezon świąteczny zaczyna się już w listopadzie...a ja to uwielbiam. Bo "jeszce jest czas". Wolę ten okres przedświąteczny niż same 3 dni rozczarowania. Nudy i ...kiedy kończą się święta- jest jeszcze czekanie na Nowy Rok...A potem przychodzi Nowy Rok i...zawsze mnie ogarnia poczucie, że coś się skończyło...że coś miłego umknęło niepostrzeżenie, przegapione...rok temu napisałam tutaj na forum, że uwielbiam późną nocą kiedyrodzina wykruszy się na Pasterkę lub do łóżęk- siedzieć przy blasku choinki i marzyć. Wtedy nie pisałam prawdy...przeważnie wtedy płączę. Ogarnia mnie nieopisany żal i tęsknota za czymś, czego po prostu ciągle mi brak...tej powyższej miłości :(
hmmm...to dzisiejsze życie w ogóle jest takie...puste. Sztuczne. Nawet śnieg jest sztuczny- w puszce ze sprayem...gdzie ta magia świąt...
Właśnie w świateczne dni możemy poczuć te MAGIĘ...
odnaleść ją w bliskości ( i nie mam na myśli bliskości pilota od telewizora).
U mnie to będą wyjątkowe święta,
jak co roku będą te same potrawy na wieczerzy,
jak co roku żywa choinka
jak co roku bańki , które pamietaja jeszcze moich pradziadków..
i myślę że jak pogoda nie spłata psikusa to śnieg się utrzyma i mrozik uszczypnie w noski
a jednak..
W tym roku zabraknie przy stole mojego taty , który jest w szpitalu...
Ale mimo to czekam na te dni z nadzieją, chodź nie taką jak zwykle..
Wydaje mi sie, że moje święta są uboższe z powodu braku kolęd. Ja jestem nie śpiewająca publicznie - słoń całkowicie uszy rozdeptał - i jak tylko rozwieram paszczę słyszę - mamo tylko nie śpiewaj..
A puszczane z odtwarzacza czy w telewizji - to nie to samo, nie ma nastroju.
Lubiłam (i nadal lubię) kolędy w kościele - dla nich czekałam cały rok - w kościele mogłam sobie pośpiewać w tłumie. Ale tutaj - jakoś mało się kolęduje, za mało jak na moje potrzeby. Poza tym naród zamiast śpiewać - słucha organisty. Ubolewam nad tym od 16 lat - i nie mogę się pogodzić.
A mojej ukochanej od dzieciństwa kolędy - nikt nigdy nie śpiewa (ach ubogi żłobie).
Też słyszę"mamo nie śpiewaj...błagam..." Ale kolędy lubię nawet i te w TV,aby nie były zbytnio "przerobione".Mam czasami gości którzy potrafią śpiewać miejscowe kolędy(mieszkam w rejonie gdzie święta obchodzi się wg dwóch obrządków)i często odwiedzają mnie kolędnicy.Ci śpiewają często dla "zarobku"uważając kolędowanie za "biznes".Mój synek z kolegami swego czasu kolędował,ale z owego powodu zaniechał.Kolęda śpiewana przez młode "organizmy" jest piękna,ale jeśli robią to dla pieniędzy to urok jej pryska...
mnie tez(po tatusiu)słoń legutko na ucho nadepnął.Ale kolędy w kościele śpiewam wniebogłosy))Drę się ile wlezie))
A najbardziej kocham :"Oj maluśki, maluśki"))
Raz byłam na mszy i odprawiał wtedy biskup.Organiście coś odbiło i nie chciało mu się grać. Biskup darł się, jak ja.I cały kościół z nim.
A kolęda" Bóg sie rodzi" to strasznie długa jest))W pewnym momencie połowa ludzi spiewała, apołowa rżała, jak rasowe koniki))
Ja wydzierałam się z biskupem))
PS>Czasem człowiek musi sobie pośpiewać)))
Mam koleżanke, która jest śpiewaczką operową.No, jak ona wydrze sie w kościele to biskup przy niej to pikuś.
aAe przynajmniej nie chicholą się, jak ze mnie.ale... przezornie się przesiadają - ogłuchnąć można.
Ale co tam śpiewa dziewczyna Na Chwałę Bożą to niech śpiewa))
Ja najmilej wspominam pasterkę w parafi mojej babci. Tam płakałam w czasie kazania. Mimo, ze byłam wyrośniętą nastolatką (miałam jakieś 16 lat)
Kolędy były w każdym możliwym momencie Mszy. Do tego grała orkiestra strażacka.
Ale Mszę odprawiał Puzon (tak sie nazywał proboszcz).
Do dziś pamiętam ciemność w kościele...i "Gdy sie Chrystus rodzi.." przy wtórze orkiestry
Takich Mszy bym oczekiwała zawsze (w Hrubieszowie takie, odprawiane przez tego księdza były zawsze)
Teraz na żadne tłumne Msze nie chodzę - źle znoszę zapachy, tłumy, brak powietrza. Kilka razy zdarzyło mi sie zemdleć...
Ale w tym roku w kosciele u Ojców jest Pasterka dla dzieci - o 20...mam ochotę sie wybrać
Fajne wspomnienia...ja pamietam moj rodzinny koscio, ogromny trzy szerokie nawy barokowy zabytek...w Pasterke wypelniony caly ludzmi...trzeba bylo juz o 23 byc w kosciele zeby usiasc, ubranym w trzy pary welnianych rajstop, i trzy swetry...czapa, rekawice...a w kosciele para z ust leciala...z zimna..ciasno bylo....ale jak rozpoczynala sie msza...i bog sie rodzi...to az dreszcze przechodzily...i te dreszcze mam do dzis...nawet jesli miejsce juz nie to i "magia" nie ta sama...mysle, ze bylismy bardzie przygotowani do swiat kiedys...caly adwent roraty z lampionami...zapach swiecy, oczekiwanie...lubie adwent...
Nie ppłacz.Jesteśmy tylko ludźmi.
Chyba każdy marzy o takiej Miłości, ale ukrywa to w duszy.Czasem to wygląda wprost na nieczułośc, ale to tylko taka obrona przed bólem...
A ta Miłość jest, tylko należy mieć wrażliwe serce i dostrzeżesz Ją choćby w oczach swojego dziecka, czy starego Ojca.
Fajny przepis...:))))
dodaje do ulubionych ;)
Kiedyś mój Ojciec wŚwięta..błogosławił te dania i tych, którzy je przygotowywali, zapał świeczkę i jedliśmy: śledzia, ryby-jakie tam były i nne wigilijne potrawy.Czasem, no przyznam się-wczesniej pokłóciliśmy się o ten niewyczyszczony kibelek, ale w tym momencie zapominaliśmy o wszystkich głupotach. Byliśmy razem. Mam wciąż nadzieję, że za kilka dni i Oni i Wujo i moja najkoniańsza niania-p. Józia będziemy znów razem))
U mnie w domu święta wygladały tak jak to opisałaś, najpierw karzątanina w kuchni, w dniu wigilii już tylko z uśmiechem na buzi ( bo mama mówiła ,że jaka będzie wigilia taki cały rok:) , wszyscy w odświętnym ubraniu, modlitwa przed kolacją, z fragmenetem pisma świętego -opłatek, kolacja a w trakcie prezenty , bo dzieci w ciąż zerkały pod choinkę, pod która nie wiadomo kiedy pojawiły się prezenty .ach ten mikołaj zawsze wchodził i wychodził niespostrzeżenie :) , a później delektowanie nie się potrawami. O północy pasreka. Po powrocie już legalnoie można było jeść maminy pasztet i bigos , który też smakowała wyjatkowo. Dzisiaj mamy już nie ma z nami :( Ale staramy się wszystko dopiąć na ostatni guzik , aby tardycji stało się zadość.
Tylko najpierw brat jedzie do swoich teściów i ja do swoich. Tylko wiecie , tam wszystko wygląda inaczej. Teściowa stoi cały czas w kuchni , no bo żaden garnek , ba nawet widelczyk nie może leżeć w zlewie( w tym roku ma już zmywarkę ciekawę jak to będzie wyglądać...) , z racji ciągłego pobytu w kuchni najczęstszym strojem sa spodnie od dresów, a teść zawsze pod krawatem:) potrawy podaje się w ściśle określonej kolejności , no bo przecież talerze są te same i wszystko jest zaplanowane , aby nie było konieczności ich zmiany..., prezenty są , ale nikt z dorosłych ich nie rozpakowuje , dzieci tylko mają frajdę.
W pokoju oczywiście dudni tv , no bo szwagra dziecko to fan telewizji ... a w ogóle wszystko jest takie inne...W święta już z teściami się u nich nie spotykami , bo teściowa lezy połamana z rwą kulszową po porządkach przedświątecznych.Teraz to już jak to piszę to mnie to śmieszy, ale na początku ciśnienie mi rosło ...
Po ślubie nawet mój mąż, choć nigdy wprost mi nie powiedział woli moją rodzinną tradycję i klimat świąt. I z racji wielkości domu całe święta spędzamy w moim domu rodzinnym .Lekkim stresem , są te dwie godzinki na wigilii u teściów , a potem jedziemy do mojego domu i tam zaczynamy ok. 19 prawdziwe świętowanie.
No to wam na koniec powiem, że Wigilia to taka agape-wczesnochrześcijańska.To jedyny wieczór w roku, kiedy można zapomnieć o swarch, żalach.Kiedy można się pogodzić.I czy ważne jest wtedy, że sledż jakiś przedwczorajszy, czy kurz leży w kąciku?
W ten wieczór naprawdę czasem jakieś cuda się zdarzają i...można choćby w oczach teściowej zobaczyć coś, czego się nigdy nie widziało.
I zycze Wam tego Cudu-wigilijnego!
Uważam ,że problem większości z nas polega na tym,że wzorujemy się na czymś nie realnym.......Naoglądamy się PIĘKNYCH reklam z pięknymi ludźmi,wszystko jest PIĘKNE i później gonimy za mrzonkami,za czymś czego niema!!!!!
Wychowywali mnie dziadkowie nie mam dobrych wspomnień jeżeli chodzi o święta ,o 19 oni już spali ,z ja siedziałam przed telewizorem lub w oknie i podglądałam sąsiadów-strasznie im zazdrościłam!!!!!Byli weseli ,uśmiechnięci,było ich dużo-dzieci,dziadkowie itp.
Z perspektywy czasu wiem,że moi dziadkowie robili wszystko z myślą o mnie i bardzo za nimi tęsknie i wiecie co?Nie liczą się prezenty ,ale CHWILE dla których warto żyć!!
Niestety najbardziej doceniamy to co mieliśmy wtedy gdy to tracimy!!!!!!
W chwili obecnej już cieszę się z świąt i staram się z całego serca ,żeby moje dzieci powiedziały kiedyś w przyszłości ,że święta w ich domu były wspaniałe!!!
Kiedy patrzę jak czekają na mikołaja,jak piekliśmy pierniczki,ubieraliśmy choinkę,sprzątaliśmy-Mam nadzieję ,że tak będzie(popłakałam się).
WESOŁYCH ŚWIĄT-cieszcie się z tego co macie-bo wiecie może obok was jest ktoś kto uważa ,że macie super i chętnie by się z wami zamienił!
ja tam nie lubie..... ostatnie 8lat pracowalem w swieta i nie mialem prawdziwych swiat...
w te rowniez pracuje mimo, ze ide do brata na wigilie.
bede gotowal 26 krokietow... aaaallleee przygotowania :)
jakos nie odczulem swiat prawdziwych od bardzo dlugiego czasu i kazdy dzien jest dla mnie normalnym pracujacym. moze to dlatego?? kto wie ... :)
Jak bylam malym dzieckiem to moj tato z reguly "wyprawial nam swieta"...przychodzac pijany i robiac awantury...mimo to ja lubie swieta...to taki magiczny moment...(pomijajac aspekt religijny) choiki, swiatelka, ozdoby...te "dziwne" potrawy, ktore jadamy tylko raz w roku...wspomnienia z dziecinstwa, zabawy na sniegu itd...nie lubie tylko tego nieuniknionego obzarstwa, nadmiaru potraw....i sms-ow...rymowanek
Ja zawsze lubiłam święta,zwłaszcza Wigilię,ale półroku temu zmarła moja Mama -to będzie najgorsza Wigilia w moim życiu.
Tak...to na pewno bedzie przykra wigilia...bo bedzie brakowala ukochanej osoby,ale sprobuj dla niej (mamy) wlasnie, przezyc ja w pokoju duszy...pozdrawiam
Linko, to nie będą łatwe święta, ale zaręczam ci, że żadne rodzic nie chce, żeby jego dziecko było nieszczęsliwe(ja bym cierpiała, gdyby to spotkało nawet mojego internackiego wychowanka).
Kiedyś mądra zakonnica w mojej parafii( po smierci mojej mamy) powiedziała mi, że matka to jest bliżej dziecka po śmierci, niż nawet za życia. I -myslę, że miała rację.
Wiem, że...wigilie bez mamy są straszne:'((
Ale tę obecność się wtedy bardzo czuje.
A po latach to można nawet pogodnie o tym wszystkim mysleć.Życzę Ci spokojnych Świąt.
Bardzo lubię święta, niestety w pierwszy dzień świąt muszę iść do pracy na 12 godzin
Anna i majolika dziękuję za miłe i ciepłe słowa,które choć troche podniosły mnie na duszy.Na szczęście już po świętach,jakoś dałam radę,pozdrawiam serdecznie