4 m-ce temu odszedł na zawsze mój brat (cioteczny ale jedyny mój bo jestem jedynaczką) Wciąż cierpię, był taki młody, kochany i dobry. Wiemy, że nasze cierpienie tu na ziemi nie jest dla niego dobre - jak przestać płakać, tesknić, myśleć i rozpaczać. Jak wam się to udało? Dziś przed 1 listopada nie możemy jakoś się uspokoić, moja mama płacze, ogląda zdjęcia itd. Ja siedzę pogrążona w smutku i juz boję się jutro stanąc nad grobem aby nie płakać.
Moja babcia staciła syna 25 lat temu. Do tej pory dzień dnia płacze...
To jest straszne...ale czas jest dobrym lekarzem, i patrzec w przyszlosc, nie wstecz, sciskam serdecznie....
uważam, że to nie wstyd płakać, trzeba się wypłakać do końca- może spokojnie sama powspominaj, pooglądaj fotki, przywołaj pamięć i popłacz, może jutro będzie lżej?
Dzis nie mogę wam o tym napisać, a wiele o tym wiem.Dziś za trudno mi.
Powiem narazie tyle: każdy to przeżyje, prędzej, czy później.Każdy przeżywa inaczej, ale zawsze jest trudno.Czasem wprost ludzie chcą w tej sytuacji umrzeć sami,To straszne, ale trzeba plakać i mówić.Nie wolno zamykać się z tym bólem.Dobrze, jesli ma sie bliskich(rodzinę, przyjaciół).Żałoba-stan żalu po stracie bliskich jest naturalna. Najczęściej trwa ok roku.Wiem to ze swoich doświadczeń, a nie z książek.Wg słów mojej doświadczonej w tych sprawach przyjaciólki- ten ból nigdy nie mija, ale zmienia się, przycicha i można z nim zyć.Uczy nas!!
Masz racje. PLAKAC, rozmawiac to bardzo wazne i porzebne choc bolesne. Zalobe przechodzi sie w etapach najcezej jest na poczatku. Po okolo 3 latach powinno byc duzo lepiej. Zaloba nie przezyta, smutek duszony w sobie, nie pozwalanie sobie na zalobe bardzo przedluza i utrudnia ten czas. Odnosi wiec skutek odwrotny do zamierzonego. Trzy lata jest tu umowna granica orientacyjna.Juz kedys o tym wiedziano dzielac zalobe na trzy etapy: tzw ciezka -rok, nosilo sie czarne ubrania, srednia podkreslana kolorem fioletowym i lekka zwiazana z kolorem szarosc popieli. Kiedys wlasnie przez trzy lata obowiazywaly take kolory w ubiorze aby otoczenie wiedzialo "z koím" ma do czynienia. Oczywiscie byl to konwenans ale konwenans majacy swoje podstawy w faktycznym stanie rzeczy.
Mam wrazenie, ze dzis zaloba postrzegana jest jako cos wstydliwego (jak i tabularyzacja smierci) i niestosownego, cos z czym trzeba sie blyskawicznie uporac i wiecej o tym nie wspominac.
Wiele tez zalezy od tego kim byla dla nas zmarla osoba , w jakich okolicznosciach zmarla i kilku jeszcze innych przyczyn w tym i naszej osobistej konstyucji i przyjecia zaloby, nie uciekania od niej. Niektorzy placza i rozpaczaja, inni kamienieja- niby nie placza i funkcjonuja ale przezywaja na swoj sposob. Szczegolnie mezczyzni czesto rzucaja sie w wir obowiazkow na zewnytrz nie okazujac smutku - to moze ,poprzez prace jako dzalanie zastepcze, utrudniac zakonczenie zaloby. Jest to jednak sprawa indywidualna niektorym wlasnie praca czeso fizyczna pomaga- wtedy gdy jest to ICH sposob na smutek i stress.
Waznym jest by nie zmuszac ani siebie ani osoby w zalobie do jej zaprzestania jesli ta osoba nie jest do tego gotowa. Ani tez nie zmuszac do smuku na "nasza modle". Pocieszenia typu "Glowa do gory, "zyce idzie dalej", iIe mozna" NIC nie daje. Owszem wiadomio trzeba czasem mimo wszystko funkcjonowac i troszczyc sie o siebie i bliskich ale dobrze by bylo gdyby z drugiej strony"wolno" bylo wlasnie plakac i rozmawiac. Moze nawet bez zbednych pytan otoczenia. Czasem wystarczy tylko byc przy takiej osobie.
Bol czesto pozostaje na zawsze ale tempieje z czasem
Byłam młodzitką dziewczyną, kiedy zginął ojciec mojej najlepszej przyjaciółki. Nie wiedziałam co mam robić.W tym wypadku zginęła również jej babcia, a mama wiele miesięcy spędziła w szpitalu, ale przeżyła.Mam powiedziała mi wtedy: bądź przy niej, tylko bądź. I byłam....
Minęło wiele lat i ja znalazłam sie w tej samej sytuacji. Wtedy ona była, po prostu była przy mnie.w tych najgorszych momentach.Razem płakałyśmy, modliłyśmy się,.Wiem, że kiedy tylko będę jej potrzebowac, ona zawsze jest.Dzieki ci Aniu!
droga emesko, nie ma sposobu na to jak sobie poradzic.7 lat temu z godziny na godzine zostalam sama z 4,5 letnia corka i 5 miesiecznym synkiem.Jak bylo...?Nie potrafilabym odpowiedziec.Dzieci sprawily, ze nie zatonelam w smutku.One sa do dzis najlepszym co mnie w zyciu spotkalo.Placz jest bardzo dobry.Placz jesli jeszcze potrafisz.Lacze siez Toba w smutku...i serdeczniewspolczuje.Sciskam tak ja napisala Anna702 czas jest tu najlepszym lekarstwem.Musi go duuzo uplynac
Nie ma chyba na to zlotego srodka. Ale nie zgodze sie z poprzedniczkami ze czas goi rany. Wedlug mnie czas pozwala tylko bardziej realnie spojrzec na to co sie stalo i pogodzic sie z tym, ale ran nie zagoi.
Ja napisalam: Bol czesto pozostaje na zawsze ale tempieje z czasem
Wydaje mi sie, ze stwierzenie "czs goi rany" ma tu znaczenie doslowne, Rany tez przeciez ,zaleznie od tego jak sa glebokie i ciezkie pozostawiaja po sobie blizny ktore mniej lub bardziej dokuczaja. Tak i smierc blskego pozostawia rozny bol po sobie i rozne blizny w sercu i duszy..
Tutaj rowniez, tak, jak i w leczeniu ran cielesnych, kazdy czlowiek ma inny czas ich gojenia, inna konstytucje i naczej sie z nimi obchodzac wspoldziaa lub ...utrudnia gojenie ran nie tylko tych celesnych ale i tych duchowych.
Co innego "otwarta" swieza rana, a co innego blizna, obydwie bola, ale inaczej...pozdrawiam
Czasem, w najwiekszej rozpaczy, krzyczysz każdą najmniejszą częścią swojego ciała, a każda najmniejsza część Twojego ciała rozpada się na jeszcze mniejsze kawałeczki w nieopisanym wręcz bólu. Każada sekunda wydaje Ci się najgorszą, a potem okazuje się, że każada następna jest jeszcze gorsza... Myślisz, że nie przeżyjesz tej rozpaczy, że dłuzej nie wytrzymasz, że wreszcie pękniesz jak bańka mydlana.
A jednak wytrzymasz. Ból minie, chociaz blizny pozostaną na zawsze
5 lat temu odszedł nagle i niespodziewanie mój ojciec. Czy przestało boleć?? Nie, ale ten ból nie jest już taki mocny. Brakuje mi go codziennie ale nie zawsze jest czas żebym tą tęsknotę tak bardzo przeżywała. Dzisiaj na cmentarzu kręciły mi się łzy w oczach ale już się z myślą, że go nie ma, oswoiłam. Więc poprostu kiedyś przyjdzie dzień, że nauczysz się z tą blizną żyć...
Dzisiaj stojąc nad grobem moja mama policzyła ile mieliby moi synowie- 19 i 18 lat. Mąż zmarł rok temu... Boli tak samo.Czas nie ma znaczenia, po prostu musisz nauczyć się z tym żyć.
Beatko, boli, strasznie boli. Czas nie ma znaczenia i nic nie ukoji nas w smutku i tesknocie. Ja jeszcze nie nauczylam sie z tym zyc.
Śmierć bliskiej osoby przeżywają nie tylko dorośli ale również dzieci.... choć zupełnie na swój sposób. Mój tata zmarł 19 lat temu. Miałam wtedy 6 lat i chodziłam do zerówki. Byłam przy jego śmierci i do tej pory pamiętam każdy szczegół. Pamiętam pogrzeb a co było potem...? Tego już nie pamiętam. Z opowiadań mojej mamy wiem, że będąc w szkole chowałam się za zasłonami i płakałam, nie chciałam bawić się z dziećmi, zamykałam się w sobie.... Wszystko minęło... nie wiem kiedy pogodziłam się z odejściem taty. Prawdę mówiąc choć tak dobrze pamiętam dzień jego śmierci i dzień pogrzebu to zupełnie nie pamiętam co działo się potem. Czas goi rany...
Kilka m-cy temu zmarł mój dzidzio... bardzo boleśnie to przeżyłam. Jedyna myśl, która mnie pociesza to ta, że na ziemi okropnie się wycierpiał i teraz jest mu o wiele lepiej. :) Zresztą sam powiedział, że nie jest mu żal odchodzić z tego świata.
Gdy umiera ktoś bliski, bez względu na wiek, to zawsze jest to bolesne przeżycie... Czas jest najlepszym lekarstwem..
Pozdrawiam.
Nie wiem jak Wy TO przeżywacie ale mi Mama zmarła właśnie .....Wszyscy w realu są mili i do mnie zupełnie to nie dociera ,czekam na jej telefon ......Pochowałam Mamę ale nie zrozumiem ,że Jej już nie ma ..........W ogóle to do mnie nie dociera .Jestem w szoku ,dlatego tu piszę ,może....
Jolu moja Mama zmarła mi 2 stycznia tego roku ... miała tylko 62 lata ... odeszła nagle ... też mi jest bardzo ciężko.Minął miesiąc,a ja dalej w to nie wierzę,nie jestem w stanie pojechać na JEJ grób... Doskonale Cię rozumiem ...Trzymaj się...
Misiu,
bardzo Ci wspolczuje..................przerabialam to, moj Tata 59 lat mial jak umarl,Mama 66,A moj Maz tylko 52 lata.Ja zyje,ale ten bol nigdy nie minie.......to nie prawda,ze czas goi rany my ciagle o Nich myslimy i to boli.
Basiu dziękuję za słowa otuchy...Tata mój też odszedł za wcześnie,bo w wieku 50 lat śmiercią tragiczną...to On zaszczepił we mnie pasję do gotowania .
W czwartek pożegnałam brata ciotecznego. Miał tylko 56 lat. Ja mam 54, więc byliśmy bardzo ze sobą związani. Rak pokonał go w trzy miesiące. Nie umiem sobie z tym poradzić.
Tyle mieliśmy wspólnych planów.
Dziewczyny, bardzo Wam współczuję. Dawno już straciłam wujka, jedynego i ukochanego i zaraz po tym babcię, przyjaciółkę i powierniczkę. On miał 47 lat, ona 66. Pamiętać będę do końca życia pierwszą wigilię>wujek zmarł tuż przed świętami<, kiedy nie mieliśmy ochoty nawet składać sobie życzeń i opłatkiem podzieliliśmy się w zupełnym milczeniu. Choć minęło ponad dwadzieścia lat ciągle boli. Niedawno przeczytałam książkę "Niebo istnieje naprawdę", spróbujcie, może będzie Wam trochę lżej.
Doskonale to rozumiem.Do mnie długo nie docierało,że mojej Mamy (+35) nie ma.Wydawało mi się ,że jest w szpitalu i niedługo wróci. Z czasem jednak dotarło i mocno zabolało,bo zdałam sobie sprawę,że to koniec,że już nigdy jej nie zobaczę,nie w tym życiu..:( Może zabrzmi to kolokwialnie,ale czas jest w tym wypadku najlepszym sprzymierzeńcem. Z czasem rany się zabliźniają, choć nadal boli gdy np.w Dniu Matki zamiast zanieść jej naręcz kwiatów,niosę je na cmentarz :( w styczniu minęło 27 lat.. Bardzo Ci współczuję i pozdrawiam.