Witajcie !!!
Razem z mężem jesteśmy w trakcie budowy naszego wymarzonego domku. Ponieważ nie chciałam toczyć wojny z teściową w sprawie gotowania obiadów ( i to 2-daniowych) dla 6-8 robotników + 4 osoby z rodziny przystałam na to, żeby gotować.
I tu mam pytanie do Was Żarłoczki czy u Was w domu też gotujecie dla robotników, czy uważacie że powinno się im podać obiad ? A może tylko moja teściowa żyje jeszcze czasami komunistycznymi?
Osobiście uważam, że nie muszę gotować dla nich obiadów, bo kto mi zwróci te pieniądze wydane na zakup wszytkich produktów....
Piszcie co o tym wszystkim sądzicie.
Ja osobiście jestem w szoku że chcecie gotować obiady dla tylu osób, i to dwudaniowe, budowa pewnie trochę potrwa wiec wyżywienie robotników pochłonie sporo pieniędzy. U mnie w domu robotnikom parzyło się tylko kawkę i dawało jakieś cicho do kawy, mój mąż układa parkiety i nikt mu obiadów nie serwuje, jak nie weźmie kanapek to nie zje. Na twoim miejscu zaczęłabym wojnę z teściową.
Chyba zartujesz ? placisz im za budowe,wiec nie powinnas sie martwic co beda jesc,chyba ze........... uzgadnialas to z nimi i odliczysz sobie za wyzywienie.Moj kuzyn tez pracuje w firmie budowlanej,stawiaja domy,robia centralne ,wode,ukladaja podlogi i boazerie ,czesto jest na wyjezdzie,ale jedzenie ma zawsze swoje.Nikogo nie obchodzi ze koczuje z brygada i stawia komus dom,ma za to placone ,od czasu do czasu czestuja ich ciastem i kawa ,ale nie obiadami:) Teraz nie ma problemow z jedzeniem ,w kazdym barze mozna cos zjesc .
Ja ograniczylabym sie tylko do kawy i ewentualnie cos slodkiego. W moich stronach rzadko spotyka sie zeby ktos podawal robotnikom obiady. Wiekszosc z nich nawet zastrzega sobie ze nie chce obiadow. Mielismy swego czasu pana ktory odnawial nam elewacje na domu, jemu podawalismy obiady ale on pracowal u nas 7 dni i uzgodnilismy z nim ze odliczy od umowionej kwoty te obiady i tak zrobil. Moja sasiadka ktora sie budowala podawala jednogarnkowy posilek, nie wiem jak bylo z odliczeniem kosztow. Ja na Waszym miejscu jak zdecydyjecie sie zeby podawac robotnikom obiady to mysle ze trzeba by to z nimi uzgodnic i ustalic ile dolicza w koncowym rozliczeniu.
Masz rację, do tej pory pokutuje przekonanie (jak za czasu PRL) że robotnikom trzeba dać zjeść. Czasy się zmieniły i nie daj się wciągnąć w ten obłęd. A jeżeli ulegniesz, to zapytaj czy sobie tego faktycznie życzą i jaką kwotę odejmą od wynagrodzenia, bo może się okazać że będą to śmieszne pieniądze.
A tak na marginesie, który pracodawca nas karmi? Chyba pójdę dzisiaj negocjować
Takim sposobem będą jeszcze dłuuuuugo budować Wasz domek. Mają jak w raju z tymi obiadami. Moim zdaniem zupełnie niepotrzebnie gotujesz dla nich, przecież im płacicie za wykonaną pracę. I jeszcze dla 6-8 osób !!!!!!
Myślę , że skończyły się czasy na obiadki dla robotników , chociaż na wsi w woj.Świętokrzyskim jeszcze do tej pory się gotuje robotnikom , ale nie dajmy się zwariować.Myślę, że kawka , herbata w zupełności wystarczy.Ewentualnie woda mineralna:)
Zgadzam się ze wszystkimi dziewczynami:)
Moja teściowa,człowiek ''starej daty''też tak lubi dokarmiać robotników-najlepiej rosół i schabowe...Rozumiem ewentualnie 1 osobę wyżywić,ale 6 czy 8...?Przecież to kupa kasy!
Nie daj się wrobić,dziewczyno!!!
Pozdrawiam serdecznie
U mnie jeżeli ktoś pracuje z rodziny i bierze połowę ceny za robociznę to dam obiad. Jeżeli natomiast firma budowlanna to absolutnie nie jedynie poczęstuję kawą lub herbatą i coś słodkiego. A tak nawiasem mówiąc czy dostajesz w pracy coż do jedzenia za darmo ? pozdrawiam
Ja nie napisałam,że zgadzam się z wyżywieniem-tylko,że moja teściwa tak robi i że ewentualnie na 1 osobę mogłabym się zgodzić,ale nie popieram tego...
A swoją drogą pracowałam w małej firmie produkującej mrożonki typu pierogi,pyzy itp.i można było jeść...:)ale to pewnie wyjątek:)
Pozdro
Witam :)
Jakies półtorej miesiąca temu mój kuzyn "podnosił" domek o jedno pietro i robił nowy dach. Wiem, ze jego zona tez gotowała robotnikom dania jednogarnkowe- z tego co wiem kosztów nie odliczali. Zdziwiło mnie to ogromnie, tym bardziej, że podobnie jak u Ciebie było to zawsze 6-7 osób. W swoim domku gotuje ona na codzień dla siebie, męża, dwóch córek i babci, przez ostatnie pół roku karmi tez syna, jego zone i rocznego maluszka(podobno bardzo mało zarabia...). To przecież mozna bankructwo ogłosic.
Pozdrawiam :)
Kiedyś dałam się wmanewrować w gotowanie obiadów / tylko zupa z wkładką/ dla 4 budowlańców. Po tym doświadczeniu powiedziłam, że nigdy więcej. Nie dość, że odwieczny problem co ugotować, bo nie bedziesz codzień robiła tego samego to jeszcze "kupa "pieniędzy i pół dnia stania przy garnkach. Potem z każdymi kolejnymi robotnikami nie dałam się w to wkręcić. Nie specjalnie też oczekiwali tego. Myślę, że teraz fachowcy nie oczekują gotowania obiadów ale oczywiście jak ktoś im je podaje to nie odmówią. Gotowanie posiłków dla robotników moim zdaniem jest w obecych czasach zasadne gdy ktoś robi coś dla Was za darmo lub naprawdę za symboliczne pieniądze. Jeśli otrzymują za to normalne wynagrodzenie to nigdy w życiu - na wojnę z teściową :)
życzę asertywności - aldka
Żartujesz chyba tylko 2 dania, a deserek gdzie ?
Mój mąż jest "budowlańcem" i często zdarza mu się pracować w tym samym mieszkaniu, w którym przebywają domownicy i nikt mu obiadków nie serwuje. A co tu mówić o budowie, gdzie nikogo nie ma. Rozumiem, że to 8 chłopa przychodzi z budowy do Twojego mieszkania spocone i uwalone betonem, a Ty ich obsługujesz ? Czy Ty z całym ekwipunkiem ruszasz do nich ? Dziewczyno wycofaj się z tego póki jeszcze możesz...
Witaj!
Bardzo dobrze znam ten problem! U nas w Rumunii tez przewaznie sie daje robotnikom jedzenie, jak to wczesniej bylo w komunizmie, jednak odejmuje to sie od zaplaty, ale to juz tylko na wsi. Ja osobiscie od poczatku sie zaparlam jak osiol i nawet tej glupoty nie zaczelam! Wolimy zaplacic te pare groszy wiecej i nie zawracac sobi glowy - jak im podasz jeden palec to chca od razu cala reke. Nawet nie bawila bym sie z kawa i ciachem - szkoda czasu i pieniedzy. Twojej przychylnosci i tak Ci nikt nie uzna... Poza tym napewno masz inna robote jak kolo pracownikow skakac i im dogadzac! Bron sie i nie daj sie - bardzo wazne jest abys mial w pierwszej kolejnosci meza po swojej stronie, wtedy dacie sobie lepiej rade z tesciowa :o) Pozdrawiam!
Czy Ty w pracy też dostajesz obiad. Robotnikom zapewniłabym wodę do picia lub herbatę. Osobiście gdy budowałam dom gotowałam obiady ale ja jestem z tamtego pokolenia, obecnie już nikt tego nie robi. Pozdrawiam
Przeraszam wszystkich, ale nie mogłam wcześniej odpowiedzieć....musiałm zająć sie moim 1,5-rocznym synkiem :-). Widzę , że należą się pewne wyjaśnienia. Otóż tesciowa jest tak uparta ( swoją droga to ciekawe która z nas bardziej ....heee hee), iż oświadczyła że ona może za własne pieniądze gotować obiady - ja mam im podawać do stołu. Każdego dnia muszę z teściową o coś walczyc...wtrącanie się to jej ulubione zajęcie...ale cóż teściów sie nie wybiera ..jakoś trzeba z nimi żyć. Dlatego też ustąpiłam....z moją asertywnością jest różnie...ale w pewnych sprawach trzeba ustąpic, by potem przez kolejne lata mieć spokój. Skoro to ona w głównej mierze płaci i przeważnie gotuje ( bo ja zajmuję sie moim dzieckiem - nie pracuję)....to machnęłam na to ręką. Powiecie nie odpuszczaj...ale szkoda mojego zdrowia i moich relacji z mężem na kłótnie z osobą, która zawsze wie lepiej. Według niej to wstyd nie podać obiadu robotnikom...biedne chłopy muszą tyle się urobić...i o samej kanapczynie??....Zdziwicie sie mocno jak wam napisze, że dla niej obowiązkowo w zupie musi być dla każdego po żeberku, a na drugier danie schabik, karkóweczka, mielone, ryba nie może byc .....bo za mało sycąca i tym by sie nie najedli....Teściowa jest wykształconą osobą, pracowała całe życie w przedszkolu....jednak jak widać pewnych przekonań i przyzwyczajeń nabranych za komuny nie da sie wykorzenić.....
Pytanie na forum zadałam z ciekawości czy dużo jeszcze osób myśli tak jak ja.....i widze , że się nie pomyliłam...dzięki za wsparcie i dobre rady. Aha..mój mąż też uważa, że obiady dla tylu chłopów mozna sobie darować...jednak na wojnę z własna mamą nie pójdzie
życzę szybkiego wybudowania domu. Na drzwi przygotuj sobie zawieszkę : "akwizytorom i teściowym dziękujemy". Tak na powaznie życzę CI też, żeby ukochana mamusia nie wtrącała się w urządznie domu.
Skoro teściowa zgodziła się im gotować to wg mnie problemu nie ma. Jeżeli z czasem się nie wycofie to ok. Ja bym się nie sprzeciwiała. Podać do stołu chyba dasz radę. Masz małe dzieko to lepiej z teściową żyć w zgodzie.
U nas zawsze dawalismy i obiad i kolacje robotnikom.
Przestałam gotowac lata temu dla robotników.Za swoją pracę otrzymują wynagrodzenie.Natomiast kawę ,herbatę,zimny napój podam zawsze.Pamiętaj,że budowa domu,to nie remont i trwa długo.
Moja tesciowa mówi tak: Pomogłam w gotowaniu jednej synowej to pomoge i Tobie ....tylko że to było parę lat temu .....zresztą tamta synowa też była przeciwna gotowaniu dla robotników.
Jeszcze parę dni i będzie dłuższa przerwa w budowie (ok. 2 miesięcy) i ja mówię basta, tzn. chce gotować ..prosze bardzo , ale full serwis...z podawaniem też...bo ja nie mam juz na to siły tym bardziej że teraz jestem w 4 m-cu ciąży, o czym nie pisałam wcześniej.
Pewnie sie będzie burzyć, ale za 2 miesiące to ja juz na pewno nie dam rady stać przy kuchni podając obiad i jednoczesnie dźwigając moje wielkie "brzuszysko" (baaaardzo ciesze się z mojej ciąży) :-)
Pozdrawiam wszystkich serdecznie
Ja się tylko zastanawiam, czy jak moje dzieci obdarzą mnie kiedyś zięciem i synową to też będę się wtrącać w ich życie? Swoją drogą najlepiej nie mieć nic i dochodzić do wszystkiego samodzielnie a nie być uzależnionym od rodziców, którzy wyłożyli trochę kasy i roszczą sobie prawo do wtrącania się we wszystko. Chyba taki układ tutaj jest - myslę, że się nie mylę.
Ostatnio też miałam robotników i nawet nie chcieli słyszeć o obiadach , każdy przynosił ze sobą kanapki .Zapewniłam im jedynie picie wodę w butelkach , soki i jakieś inne napoje , czasami przynosiłam lody .Po zakończeniu wszystkiego ugościłam ich różnymi daniami no i coś mocniejszego do tego było .
Zosiu ja równiez budowałam dom, i uważam, ze jest głupota gotowanie obiadkow dla ludzi !! Pracujesz, czy szef poza wynagrodzeniem daje ci obiadki - NIE - sama musisz sobie przyniesc kanapki.Jak tesciowa chce to niech gotuje !!
jak moja mama rozbudowywała domto też gotowała , ale byli na tyle ok że z każdej ustalonej dniówki odliczali to co zjedliQ! teraz czasem tez kogoś mąż zatrudnia do robót ci,ęższych ale absolutnie juz nikomu nie gotujemy! w końcu płacę im za robotę i z tego niech się żywią ! ja jak idę do pracy to mi szefowa też jeść nie daje!!!
Gdy moi rodzice ocieplali dom, to robotnicy poprosili, by podać im jeden gorący posiłek dziennie, ale koszt posiłków był odliczony od zapłaty, którą dostali. Taki układ moim zdaniem jest w porządku. Zwłaszcza jeśli odpowiada obu stronom.
14 lat temu rozpoczęła się u nas budowa domu i pan który się tego podjął uzgodnił z mężem że obiady będą.Miałam dwoje małych dzieci,pracowałam i z pomocą teściowej i szwagierki jakoś to było.Panowie(czasami do 10 osób) nie byli wybredni-czy 1 danie z wkładką czy tylko drugie-aby "nie uciekało".Na koniec kierownik budowy zrobił promocję-zjechał z ceny mimo,że robił jeszcze kilka rzeczy dodatkowo-wszyscy zadowoleni.W trakcie wykańczania domu bywało różnie...Prąd rozprowadzali zimą w lutym przy 20 stopniowym mrozie-jak nie dać coś ciepłego.... Szef od elektryki walnął mi za te obiady taką zniżkę że HEJ!!!!obiady nie były warte tego co mi opuścił .....Płytę gipsową sami przykręcaliśmy a ten co szpachlował to nocował(miał swój prowiant też).Też dostawał kawę i coś do zjedzenia.Malarz nie chciał posiłków tylko kawy...Panowie co przywieźli meble mieli mnóstwo pracy zanim wszystko zamontowali,więc obiad podałam na nowym blacie kuchennym(z braku stołu).Zapłaciliśmy za meble i okazało się że nie policzyli nic za montaż, a miało być ok 500 zł!!!!ACHA!!płytki kładł znajomy i prosił conieco na ząb ,bo mu zbrzydło to co żona gotuje...popróbuję u młodszej kucharki-mówił.cena też była b.niska za metr układania płytek.Myślę,że w dużej mierze zależy od ludzi jak się ze sobą dogadają i od tego czy mamy wogóle zamiar poświęcić czas na stanie przy garach(ja osobiście lubię).Jednak znacznie prościej i wygodniej jest zapłacić i mieć z głowy.Ja osobiście lubię posłuchać jak faceci wspominają co,gdzie i jak robione jedzonko kosztowali i jak im smakowało-można usłyszeć o wielu ciekawych doświadczeniach.....A czy to czasy komunistyczne nami kierują..???Myślę ,że tradycyjna polska gościnność-zastaw się,a postaw
Kiedy remontuję coś w mieszkaniu ,gotuję dla nas i dla panow remontujących. Jednak nie trwa to miesiącami i do stołu dodatkowo zasiada 2 max 3 osoby.
Nie wyobrażam sobie gotowania przez kilka miesięcy czy pół roku dla 12 osób. Przecież to harówka o kosztach nie wspominając.
W mojej pracy musze sobie zapłacic za obiad.
Miałam przebudowę łazienki. Byli robotnicy. Mama gotowała im obiady ja pomagałam. Kupiliśmy im skrzynkę wody mineralnej ale powiedzieli, że nie lubią. Raz zrobiłam fasolkę po bretońsku i niechcący dałam za dużo pieprzu. Woda szybko się skończyła:)
Ja nie gotowałem obiadu robotnikom. Sami szli podczas pory obiadowej do domu na obiad, po czym po dwóch godzinach wracali do roboty.
Nigdy nie budowalam domu, wiec nie wiem. Natomiast odczynilam w swoim zyciu trzy remonty generalne, dwa razy skorzystalam z ekipy
goralskiej, co wlasnie zbudowala cos moim przyjaciolkom. Ekipa byla polskojezyczna i wyjatkowo robotna. Na dodatek przyzwyczajona
do tzw "uslug" babskich. Natychmiast zorientowalam sie, ze bez braku obiadu remont przedluzy sie o pare dni.
Robilam je zatem, zostawialam wielki termos mocnej kawy, herbaty ,jak rowniez po jednym piwku na lebka. W sobote wieczorem wspolna kolacja, co wcale mnie nie rajcowalo, ale jednak odbywalo sie przyjaznie i bez problemow.
Ten ogromny remont, wyliczony na dwa miesiace przez ekipe tubylcza (zmiana elektrycznosci, rur wszelakich, nowe podlogi, nowe stropy,
gipsowania, malowania i sama nie wiem co jeszcze) naszej dopieszczonej ekipie zajal tylko miesiac!
Rozstalismy sie w wielkiej przyjazni, malo tego, w poltora roku po "budowie"moj maz zostal zaproszony (proszony) o trzymanie do chrztu synka Jaska,
i do dzisiaj ta podzakopianska rodzina stala sie tez troche nasza rodzina.
Chlopcy, ktorzy tak ciezko pracuja od godzin wczesnorannych, doceniaja mily obiad bardziej niz otwieracz do konserw.
Prosze, nie krzyczcie na mnie, ja tak wole, PRL nic nie ma z tym wspolnego. Teraz przymierzam sie do nastepnej zmiany, i z cala pewnoscia bedzie znowu i obiad i piwko i oranzada.
Budowa skrocona o polowe, myslcie co chcecie. A i ludzie z wiekszym zapalem i bez dodatkowych problemow.
Dodatkowa informacja na wszelki wypadek : placimy ceny identyczne jak w Polsce ( plus dojazd, plus spanie, wyzywienie itd), w gruncie rzeczy nieco wiecej niz za ekipe stad.
Dogadujemy sie serdecznie, my im zapewniamy ciut, ciut wiecej niz w kraju (obiady i weekendowa turystyka na dodatek), oni maja ceny stad, ale
te dodatki powoduja........... ze wole radosnych chlopcow na drabince, niz jakies nieobecne ekipy leczace kaca.
Acha, my ich ubezpieczamy, moj "legalistyczny" maz umarlby ze strachu gdyby ktos wlazl na drabine i sie z niej sturlal.
Odpowiadajac na temat, to jednak dopieszczamy ekipe, zwlaszcza jesli ekipa z dala od wlasnego domu.
Ekipa sie odzwajemnia. No i kolko zycia sie kreci.
Bardzo lubie zadowolonych ludzi wsrod nas wszystkich, wiec dogadzam i probuje sie dogadac, jeden z naszych pierwszych "robotnikow"
juz pare lat temu skonczyl za pomoca mojego meza tzw " sztuki uzytkowe" na tutejszej ASP.
Czasem sie trafi jakis maly koszmar, ale czy warto rozpamietywac?
a ja myślę, że skoro teściowa zobowiązała się, że pomoże to nie ma co oponować. Piszecie, że nikt w pracy jedzonka nie dostaje, ale czy nie miłoby było. Myślę, że nawet jak nie odliczą od kosztów to bardziej się postarają i nie będą szybciej uciekać do domku bo w brzuchu burczy a ciężko pracujący facet kanapkami na długo się nie naje. Wydaje mi się , ze dwudaniowy obiad to przesada ale skoro to zadanie teściowej niech sama się martwi.
Zależy też gdzie ta budowa jest. W mojej okolicy nie ma żadnego baru a sklep spożywczy jest maaarnie zaopatrzony. Gdyby oni chcieli jechać do domu lub do baru na obiad to trwało by to długo i roboty długo by nie skończyli.
Może uznacie to za kontrowersyjną tezę, ale z mojego doświadczenia wynika, że im lepiej zleceniodawca traktuje robotnika, tym gorzej jest potem traktowany. Wiem to z własnego doświadczenia- remontowałam wraz z rodzicami domek na Mazurach oraz własne mieszkanie. Im bardziej mój ojciec nadskakiwał robotnikom (woził ich w różne miejsca, przywoził sprzęt, serwował herbatkę itd.), tym wolniej szła praca i tym mniejszym szacunkiem się u nich cieszył. Przynajmniej ja to tak odebrałam. Oczywiście, nie należy robotników traktować jak służących czy niewolników, ale normalnie, po partnersku. Ja wam płacę, wy pracujecie. Ot, wszystko. Żadnych obiadków!!!