Ostatnio mam wrażenie,że w naszym domu mieszkają sami "przejedzeni wybrzydzacze"!
Od pięciu lat mieszkam daleko od rodzinnego domu, z teściami,mężem,synkiem i szwagrem.Na dodatek na sąsiedniej ulicy mieszka babcia męża,była kucharka,która niestety gotuje nam jeszcze obiady!.
Bardzo lubię piec i gotować,ale babcia kucharka-sąsiadka to dla mnie za dużo:-(( Już teraz patrząc na kulinarne przyzwyczajenia rodzinki męża jesem w szoku!
Nie ma dnia, w którym obiad odpowiadałby wszystkim domownikom-jeden wolałby kotlety,ale najlepiej z kurczaka,drugi nie tknie mięsa z indyka,a jeżeli chodzi o mięso gotowane to nie ma na nie żadnego amatora itd.Tak samo jest ze słodkimi wypiekami,lubią i nie potrafią bez nich żyć wszyscy,ale zawsze znajdzie się ktoś komu bardziej pasowałoby ciasto na biszkopcie,albo z owocami lub może jeszcze coś innego.
Zastanawiam się co będzie później,gdy to tylko ja będę gotowała...
Czy u was też domownicy mają tak rozbieżne gusta i przyzwyczajenia jeżeli chodzi o jedzenie?
Oj kochana masz rację "wybrzydzacze" są okropni. W moim domku też niestety bywa z tym różnie, ale już przywykłam i jakoś sobie z nimi radzę, ale po kolei, otóż :
-mój pan nie jada np. krupniku - reszta lubi, więc gotuję go wtedy kiedy "niejedzący" jest dzień lub kilka dni poza domem, lub dla niego kupujemy gotowe flaczki ( w Biedronce).
-starszy syn jest jeszcze bardziej wybredny, nie jada prawie żadnych surówek (poza mizerią, korniszonkami i surówką z surowej kapusty) więc dla nas przygotowuję różne surówki a dla niego zawsze jest w lodówce słoik z korniszonkami, jeśli akurat ta obiadowa mu nie smakuje. Dalej... nie lubi jajek sadzonych, żadnej ryby i np kotletów z mortadeli a pozostali domownicy mogą takie dodatki do ziemniaczków jadać bardzo często, więc...martwiłam sie kiedy był jeszcze małym chłopcem ale odkąd skończył 15 lat przestałam się przejmować. Dla naszej 3 gotuje np ziemniaczki i pieczoną rybkę, a starszy po powrocie ze szkoły skrobie sobie ziemniaczki na frytki (które kocha) i zjada ogromną porcję.
Jak widzisz przestałam się przejmować "niejadkami wybrzydzaczami". Jak to mówi może nie ładnie moja siostra "jeszcze się z głodu nikt nie zesr.. " Jak ci nie pasuje obiad to lodówka ogólno dostępna jeśli wolisz jeść kanapki.
I powiem jeszcze jedno. takie nie przejmowanie się, że ktoś wolałby coś innego niż to co podane uczy też i niejadków, że lepiej jednak zjeśc to co mama przygotowała niż samemu sobie szykować. Pozdrówka i życzę cierpliwości z wybrzydzaczami
O i tu się renatko z tobą zgodzę. Ja mam natomiast mam odwrotną sytuacje, mąż jak i niespełna 3 letni synek to obżartuchy niesamowite zjedzą wszystko co im podam, a slodkiego zawsze musze robić z podwójnej porcji, wszystkiego muszę robic na kilogramy bo tak jedzą, a chudzielce takie że tylko pozazdrościć wagi .
Fajnie,że twoi domownicy jedzą wszystko.Gotowanie staje się wtedy naprawdę przyjemnością!
Mężczyźni ze strony mojego męża to też typowi chudzielce z dużym apetytem,tyle tylko,żer na określone rzeczy.
Już myślałam,że tylko ja mam do czynienia z takimi osobnikami.Podejrzewa,że najtrudniejsze i tak jest jeszcze przede mną.Przyzwyczjeni do daleko idącej obsługi przy jedzeniu,takich samych smaków od lat itd. będzie ciążko.
Czasami sobie myślę,że przydałoby nam się trochę postu i może wtedy niektórzy doceniliby pracę i chęci innych!!!
Dzięki bardzo za rady,zacznę od nauki cierpliwości:-))
Mój mąż lubi wszystko. Nieraz mówilam, że gdyby g...o dobrze przyprawić to też by zjadł. Natomiast z córkami już jest problem. Jedna lubi barszcz czerwony z ziemniakami w środku, druga na talerzyku. Zupa pomidorowa dla jednej z ryżem, dla drugiej z makaronem. Młodsza nie zje mizerii tylko sam ogórek pokrojony w słupki. Długo tak mogłabym wyliczać. Czasem im mówię, że trzeba wojny to wtedy jadłyby wszystko.
Ja gotuję dla 8 osób i nie jest lekko. Wiecznie coś jest nie tak: to za słone, to za ostre, to niedoprawione, ja wolę to, a ja tamto. Nie wspominam w ogóle o moim starszym synku, dla którego obiad robię osobno. Oj, ciężko bywa, trudno zadowolic gusta wszystkich, zwłaszcza, że są tak od siebie odmienne. Nie znalazłam na to rady, wiec postanowiłam nie zwracac na marudzenia uwagi. Jeśli komuś nie smakuje, moze nie jeśc.
Jeśli komuś nie smakuje, moze nie jeść. To jest prawidłowe podejście. Ale macie problemy. Postaw przy stole wiadro na śmieci, nie chce jeść ? To sru danie do wiadra zamiast przed nos. A po drugie toś służąca? W restauracji niech zamawiają a w domu jednakowo. No nie... wnerwiłem się! Niejadki, wybrzydzacze! A pogońcie ich na szczaw....
Brawo Lajanie!!! Tez sobie nie wyobrazam, zeby mi towarzystwo (domowe) przy stole wybrzydzalo jak ja gotuje. A fakt, ze gotowala babcia, ciocia, mamusia a teraz ja - zupelnie bym sie tym nie stresowala. Nie chca niech nie jedza, laski nie robia, jak komus tylko odpowiada smak potraw gotowanych przez zmarla babcie, no coz moze babcia wstanie z grobu?
Moj maz je czasem potrawy polskie, ktorych wczesniej nigdy nie jadl i zyje.
Lucky, tylko wiesz, pomyślałam sobie, że takiemu jak Twój połówkowi, to każda polszczaja połowica sklejałaby codziennie nawet kopę pierogów każdego rodzaju. Nawet co kilka godzin sklejałaby i odsmażała na oleju lnianym.
Taki chłopa to dopiero ze świecą szukać, nie wiem, skądżeś go wzięła, podobnych nie ma co szukać nawet w fazie REM. Przypuszczam, że on by zjadł kawał świeżo ściętej sosny, nie dając po dobie poznać, że mu drzazgi utkwiły między zębami. Fajnie mieć w domu takiego Niewybrzydzacza i uśmiechniętego optymistę.
Już się przymierzam do wymiany solniczki na mniej przypominającą cukierniczkę... będziecie mogli znowu przyjechać i TO przy kawie nie nastąpi ponownie :D Poza tym mam już tapetę... Ty wiesz gdzie... :)
Wkn, oooo jak milo mi sie zrobilo:))))) To prawda, ze to moje chlopie jest bardzo latwe w obsludze. Ale bigosu nie lubi;)) zje ale wolalby nie musiec - tak kiedys powiedzial:) No nie ma idealow. Ty badz ostrozna z tymi zaproszeniami, bo nigdy nie wiadomo;)))
Zwariowała! Dla Was mogę nawet wstawiać do zmywarki talerze wcześniej wyszorowane pod bieżącą wodą i wypucowane wykrochmaloną ścierką :D
Lajanie, u mnie jedzenia się nie wyrzuca do kosza. I juz nie martwie sie o wybrzydzaczy, bo podchodze do sprawy olewająco. Robię na obiad dokładnie to, na co ja mam ochote. Pozdrawiam
brawo Lajan!!! jestem tego samego zdania , i na szczęście nie mam takiego problemu z moimi chłopakami... co do synowej ,jak narazie też nie wybrzydza , a wnusia ?? to się okaże;D
Bardzo cieszę się, że połówek jest... "zupolubny". Często słyszę, że mężczyźni (mali i duzi) nie lubią zup, pewien mój przesympatyczny znajomy mawia nawet, że to po prostu woda z bajerami, więc po co ją pić. Dlatego naprawdę uśmiecham się od ucha do ucha, gdy zostanie zjedzony cztero- albo i pięciodniowy chleb, kanapki na obiad, ten sam obiad trzeci dzień z rzędu, nieprzyprawiona zupa, przypalone mięso, zakalec w cieście.
Na razie nie narzekam.
Ale też nie wierzę, że tak będzie wiecznie...
Ja w sumie nie narzekam na mojego mezusia, w sumie to zjada wszystko co zrobie. bardzo lubi zupy ale nie kremowe ktore z kolei ja lubie, nie przepada za chinszczyzna i za spagetti a tak poza tym to zje wszystko. Gorzej mam z moimi prawie 3 letnimi coreczkami, od malego sa niejadkami trzeba im wpychac nawet to co w miare lubia i zjedza. Ludze sie ze kiedys minie im to niejadztwo i zaczna narmalnie jesc.
Mój mężuś też zjada co na stół położę, nawet jak mi się coś przypali, to mówi że mu węgiel nie zaszkodzi. Raz tylko wyrzuciłam zupę do kibelka, ale to jak się uczyłam gotować, to był barszcz ukraiński, więcej go nie zrobiłam
Moja mama wychodzi z założenia, że jak mi może smakować potrawa, którą pierwszy raz jem. Ja się tym nie przejmuje, choć z powodu jej wieku i chorób nie gotuję tak jak dla siebie.
Pozdrawiam.