Naprawdę musze.
Moze powinnam gdzie indziej, ale nie za bardzo mam gdzie i komu...
O mojej babci.
Moja babcia urodziła 10 -dzieci ( pierwsze ziecko nie przeżyło porodu, który odbył się przed czasem, w stresie nadciągającego wojska, w oborze :(
Póxniej urodziła się moja mama- zaraz po wojnie.
Poza mama bacia urodziła jeszcze 8- dzieci. Śmierć dwojga z nich- już w wieku dorosłym rozpoczęła proces choroby. Najpierw lekarze mówili, ze to alzhaimer, po dokładnym badaniu, stwierdzili, zę to strcza demecja. Podobno to lepiej (niż alzhaimer), ale ja nie wiem dlaczego.
Śmierć brata mojej mamy- nieoczekiwana ( został zabity na drodze, przez pędzące auto. Był rzucany jak piłka na odcinku 20 m. Zabrzmi to patetycznie, ale mało co zostało- oprócz uśmiechu na twarzy- wracał, ze szpitala od swego syna. Okazało się, zę syn będzie chodził! z tą radosną wiadomością wracał do domu. jeżdził do niego co drugi dzień- kilkaset kilometrów, czasem zabierał się "okazją", żeby troszkę taniej wyszło- ze wsi w kieleckim do Warszawy- to jednak kilkaset kilometrów. Po drodze spotkał śmierć. Od tego momentu babcia zaczęła być coraz bardziej "tam". Niedługo potem zmarła córka mojej babci- na raka piersi. Właściwie to na raka całego człowieka. A miało być dobrze! Babcia już coraz bardziej tam...
W tamtym roku babcia przeżyła dwa zawały- wyobraxcie sobie, ze przeszło 80-letnia kobiętę wożono od szpitala do szpitala. Mając diagnozę, ze w ciągu tygodnia- dwa zawały!!! w takim kraju zyjemy....
Babcia żyje.
Tylko już tam. :(
Już nikogo nie rozpoznaje. Nie wie, gdziejest, ani z kim. Chyba wydaje się jej, zę ktoś chce ją skrzywdzić, bo reaguje złością i troche tak, jakby się chciała bronić. Ucieka. Robi sobie krzywdę.- albo spadnie ze schodów, abo z łożka. Czasem nie pozawla się umyć, często wyzywa. Nie można jej spuscić z oka, bo może sobie coś zrobić.
Nie taka była.
Moja mama i jej siostry najbardziej nie moga pogodzić się z tym, ze to wszystko trzeba zrozumieć. Odsunąć emocje.
A najgorzej w tym wszytskim pogodzić się z tym, ze tak musi być.
Aż do ostaniego tchnienia.
I że w tym wszystkim jest najgorsze to, zę Babcia cierpi, bo czuje się osaczona, więziona...
I z tym, ze usta, które wypowiadały ZAWSZE słowa miłości, przywiąznia, oddania- dziś złorzeczą, wyklinają...
Ręce, któe karmiły, tuliły- dizś wymachują w złości...
I z tym, ze trudno oddać, to, co się wzięło- bo Babcia całkiem nieswiadoma.
Właściwie to chciłam opowiedzieć o czymś innym- o tym, jaka Babcia była...
Tak trochę na zasadzie "exegi monumentum"...
Nie wszystek umrę...
Coś było, choć nie ma...
ALE BYŁO!!! I dopóki zyje we mnie- będzie żyć!
Tak chcę!
Bardzo...
Eh, zryczałam się jak dziecko. Przykro mi Agiku, że cierpisz i Twoja Babcia też, nie patrz na to , że teraz tak sie babcia zachowuje, pamietaj ją taka jak była przed chorobą, będzie ci lżej. Babicia jest nieświadoma swojego zachowania, jest chora. Wiem , że łatwo radzić jak sie nie jest w takiej sytuacji jak Ty ale nic innego nam nie pozostaje jak rada. Pamietam z któregos wątku jak pisałaś o swojej Babci, o tym jak spotykała sie z sąsiadkami, jak miała ułożony dzień, słuchała radia o określonych porach, fajnie się to czytało. Tak mi jeszcze przyszło do głowy , że ja nawet swojej babci nie znała ani jednej ani drugiej a Ty ją masz nadal, kochasz ją, masz miłe wspomnienia o tym ile miłości Ci dała ile radości i o tym myśl a będzie lżej.Twoja Babcia jest wspaniałą osobą choc życie jej nie oszczędziło. Pozdawiam cieplutko danka
Tamto pisałam o drugiej babci- matce mojego taty. Ona już nie żyje. Zmarła praktycznie w pełni władz umysłowych ( z wyjatkiem ostaniego tygodnia, kiedy miała serię wylewów).
Dziękuję
Normalnie lzy same naplywaja do oczu.... i nie mozna ich powstrzymac. Twoja babcia to wyjatkowa kobieta, doswiadoczona zyciowo. Jej historia zycia jest chyba materialem na gruba ksiazke.
Takie "babunie" musimy bardzo kochac bo nic nam innego nie pozostaje. Bog ich doswiadczal cale zycie i teraz gdy moglyby sie cieszyc tym wszystkim nie moga bo sa zamkniete w klatce i nie moga.... to jest naprawde bardzo przykre. Ten twoj list powinien byc dla nas "mlodych" pobudka na to zey cieszyc sie kazda chwilka i kochac wszystkich do okola ....
Pozdrawiam i caluje
agik, to bardzo przykre co piszesz o babci. Niestety musze z przykroscia stwierdzic ze choroba Alzhaimera jest bardzo trudno rozumiana przez ludzi a tym bardziej przez rodzine chorego. Polega ona na tym ze komorki mozgowe odpowiadajace za pamiec terazniejsza umieraja i czlowiek chory na Alzhaimera pamieta tylko zdarzenia z przeszlosci. Dlatego nie rozpoznaje ludzi wokol siebie bo mysli czasami przeszlymi. Jest to bardzo przykre dla rodziny. Jednak aby pomoc takiemu czlowiekowi potrzeba duzo cierpliwosci i wyrozumienia.
Powtarzajace sie te same pytania co 2 minuty moga wyprowadzic zdrowego czlowieka z rownowagi. Ale trzeba przygrysc jezyk i odpowiadac po 10 razy na to samo pytanie. To sprawia ze chory czuje sie bezpiecznie. Czlowiek chory na ta chorobe nie zdaje sobie sprawy z tego co mowi. Dla niego to jest normalne. Opieka rodziny jest bardzo wazna, bo tylko najblizsze osoby znaja zachowania chorej osoby. Sprobuj porozmawiac z babcia w "jej jezyku" bo przypuszczam ze dzisiejszego nie zrozumie. Pomysl tylko jak Ty bys sie czula w jej skorze? Wszystko takie moderne, internet i nagle zostajesz sama w swoich mlodzienczych latach... Czy wspolczesni ludzie potrafili by Cie zrozumiec? WIELKIE NIEEEEEEEE!!!. Tak mysli Twoja babcia. Kochaj ja do konca i opiekuj sie nia bezgranicznie bo Ona zasluguje na to. Od niej nabralas pewnych manier jestem tego pewna. Mama mama, ale babcia zawsze zostanie babcia do puki moze. Tylko ja zrozum i pytaj co chcesz. Moze 10 razy, ale zawsze ci odpowie. Tylko sie wsluchaj!!!. To sa ci sami ludzie, tylko jedna nuta gdzies sie zgubila w tej dlugiej podrozy!!! Takie jest zycie i nigdy nie wiemy czy nas to nie spotka. Pozdrawiam Cieplutko;D
Twoja reakcja świadczy o Twojej dużej wrażliwości na drugiego człowieka. Nie ma innej możliwości jak tyko poświęcenie jej jak największej ilości czasu. Jeśli nie ma takiej możliwości, żeby w domu ktoś stale się nią opiekował, to musicie rozważyć konieczność zapewnienia takiej opieki w inny sposób, czyli oddanie babci tam, gdzie taką opiekę będzie miała. Częste wasze odwiedziny u babci będą jej pomagały przeżyć. Ja opiekuję się mamą, która jest w miarę sprawna psychicznie i fizycznie, ale w razie, gdyby możliwość sprawowania opieki przerosła moje możliwości to rozważam taką możliwość. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. A wam życzę cierpliwości i podjęcia jedynej słusznej decyzji. Instytucje z fachową opieką po to właśnie powstały aby zapewniać fachową opiekę w takich właśnie przypadkach. Taka decyzja nie jest zwykłym pozbyciem się problemu.
Naoiszę krótko bo wiem co przeżywasz...Moj wujek,szwagier mojej babci,który był-jest jak dziadek dla mnie i tak się zawsze do niego zwracałam,jest taki sam...Ma 86 lat,zawsze był człowiekiiem dobrym,pomagał,radził...Nie ma swoich dzieci-ciocia leczyła się żeby mogli je mieć,ale tylko zdrowie sobie zrujnowała...Zmarła 6 lat temu...a wujek od tamtej pory stawał się coraz bardziej zamknięty w sobie.Od 2 lat zachowuje się jak Twoja babcia-przeklina nas,wyzywa,ma pretensje o co się nie zdarzyło,albo raptem cofa się 40 lat myślami,dzwoni na policję bo mu się krzywda dzieje.....
Przykre,że taka choroba spotyka ludzi,kochanych ludzi...
Trzymaj się,agik
nie mam czasu za wiele pisać - ale znam tą sytuację - tak samo było z moją babcią. Ona żyła 10 lat jako "roślinka" - może chodząca przez pewien okres, ale cały czas będąca tam. Objawy były dużo wcześniej - bo już koło 60, tyle, że przez wszystkich, nawet nią samą bagatelizowane - ot ja stara to coś z moją pamięcią nie tak. Potem było tylko gorzej - myśmy mieli do babci daleko - prawie 600 kilometrów, przyjeżdżalismy tylko na wakacje, ale na miejscu była siostra mamy. Przez lata żyły jak pies z kotem - mając do siebie wzajemny żal - córka o rozpowiadanie niestworzonych historii o jej złym chrakterze, złodziejstwach itp; matka, bo córka zaczęła ją ignorować.
A to wszystko to była postępująca choroba, zanik pamięci.
Babcia się zaczadziła - i postęp był ogromny. Ciocia wzięła ją do siebie - pielegnują, myjąc, karmiąć - tak przez 10 lat. W początkowej fazie babcia jeszcze chodziła - wyglądała jak pączek w maśle, opowiadała składne historie - a do własnej córki mówiła pani. Ciocia miała dylemat czy pilnować wnuki - kilkuletnie i kilkumiesieczne, czy biec za uciekającą "babką" - uwielbiała uciekać, zawsze chciała wrócić do czasów panieńskich - w tym miejscu jej pamięć się zatrzymała - mieszajac fakty, zdarzenia - ale wszystko odbywało sie tam.Musieli ja zamykać w komórce - bo z mieszkania (domu) potrafiła uciekać przez okno. A praca na gospodarce nie zna przerw czy wakacji.
A potem przyszła wegetacja...
Na koniec śmierć, która była wybawieniem... bolało wszystkich, ale i nastąpiło westchnienie ulgi.
A babcia bedzie żyła we wspomnieniach - wakacje u niej bedą najpiękniejszymi, amku mleka z pianką, dojonego do kubka nie zapomnę, cukierki wygrzebywane z brudnej kieszeni fartucha - moze niezbyt to higieniczne, ale jakie domowe, ciepłe...
Pomijając już chorobę , tyle tragicznych wydarzeń które przeżyła Twoja babcia to musiało być dla niej straszne .Nie ma gorszej rzeczy niż ta , kiedy dzieci odchodzą z tego świata wcześniej od rodziców .Męczyła się , wychowywała a później patrzyła na ich śmierć i zaczęła odchodzić sama gdzieś tam...
To niestety Alzheimer. Polecam film IRIS. Jest trochę przerysowany w druga stronę, ale bardzo dobrze ukazuje rozwój tej choroby. Film jest na faktach. Polecam.
Witaj Agik!
Wiem co przezywasz i odczuwasz... Z moim dziadkiem, ktory od nas w zeszlym roku odszedl, bylo podobnie... To byl dla mnie osobiscie naukochanszy dziadek pod sloncem! Czytajac o twojej babci musialam zaraz o nim myslec i mi lzy tastature zalazy - prawdziwa powodz!
Bardzo mi go brak! Jedynie co pozostalo - to wspomnienia z wakacji i nasze wspulne projekty (zawsze mu pomagalam, na ile mala dziewczynka mogla pomoc). W ostatnim odcinku jego zycia bylam chyba jedyna osoba, ktora z nim chetnie rozmawiala o "tamtych czasach"... Z calego serca zycze Tobie i twojej rodzinie duzo sily i zrozumienia dla babci - Serdecznie pozdrawiam
Agik, kochana bardzo Ci współczuję:(
znam to bardzo dobrze, bo taką była moja prababcia.
Nie pamiętała nas, nie chciała się myc ani jeśc, dopóki mogła chodzic wychodziła na drogę i prosiła ludzi o pieniądze na chleb i ubranie, nieraz na środku drogi rozbierała się do naga, a kiedy chcieliśmy ją zabrac do domu rzucała się, biła.
Za jakiś czas przestała chodzic, a pół roku później zgasła po cichu mając 98 lat...
Wiem, że to boli.
Ale jeśli pamiętasz babcię sprzed choroby, to miej ten obraz ciągle przy sobie.
Ja już pamiętam tylko dobre chwile, niedziele spędzone u niej, pyszne ciasto drożdżowe i opowiadane przez nią historie.
Była wyjątkowa i cieszę się, że żyła tak długo bym mogła jej niezapomniec...
Myślę,że powinnaś zacząć pisać bloga lub też częściej udzielać się-pisać na WŻ...
Agiku mój, ja nic nie napiszę, ale tak bardzo chciałabym Cię przytulić. ...może kiedyś Babcia poczuje to, jak bardzo ją cenisz i kochasz, może wtedy, gdy będzie już "wolna"...?
Agik..nasza...moja =prababcia chorowała na Alzheimera. Ale niestety wtedy mało kto słyszał o takiej chorobie. Diagnozą była "starcza demencja", o której i Ty wspominasz. Prababcia miała "przebłyski" rozumu i wtedy płakała nad sobą ale i nad własną córką (moja babcia) - i wnuczką (moja mama)- bo obie się nią opiekowały mimo, że każdy dzień był jednym wielkim śledzeniem, co prababcia robi...musiały znosić jej obelgi, przykrości, zupełnie bezpodstawne podejrzenia o kradzież emerytury (zakopywała pieniądze w ziemi, w doniczkach". Wkładała zabłocone, jesienną pluchą buty/ ubrania do szafy z bielutką pościelą. Na wszelkie próby - nawet te najsubtelniejsze - wytłumaczenia, że tak nie nalezy - reagowała krzykiem, awanturą...
Jsa byłam wtedy kilkumiesięcznym dzieckiem, a prababcia uważała, że jestem jej córeczką.Moja mama i babcia dzielnie to znosiły. Naprawdę, trwać w chorobie przy bliskim...w takiej chorobie to ogromne poświęcenie. Przykro patrzeć kiedy ktoś nam kochany cierpi.ale też przykro, że sprawia nam taki ból...i nie bardzo da się pojąć, że to tylko choroba...
Trzymaj się Agiku
Agiku, drogi
Nawet nie moge nic doradzic, bo nigdy nie bylam w takiej sytuacji, moge sobie tylko wyobrazic jak jest Ci ciezko i wirtualnie przytulic.
Buziaki
Droga Agik...calkiem rodzinne mi jest to opowiadanie....jakbym o wlasnej babci czytala...ale tak juz jest...nie trzeba roztrzasac, rozpamietywac...kiedys moja babcie z balkonu sciagalismy, jedna noga byla juz za barierka...nasz mozg jest niezbadany...i dlugo nie bedzie...zycze spokoju..pozdrawiam
Dziękuję Kochani.
Własciwie to chciałam napisać o tych wszystkich wspaniałych latach, a to, co napisałam, to miał być wstęp ( kurcze, myślałam, zę jestem konkretna, a tu takie dłużyzny...), tylko to wszystko, co jest teraz jest tak bardzo przykre, tak ... bolące gdzieś w samym środku człowieka, ze musiałam przerwać, bo nie widziałam już, co piszę... monitor zachlapałam łzami.
Nie da się tego zmienić, nie da się wyleczyć - ale można pamiętać i to właśnie chciałam zrobić.
I zrobię :) o ile mnie nikt nie przegoni, to będę tu sobie zaglądac i pisać, jak mi sie jakaś sytuacja przypomni.
Sęki:)
To były wakacje przed piątą klasą podstawówki. W szkole dowiedziałam się, co to jest sęk i że taki sęk "psuje", osłabia deskę. A mnie się te sęki szalenie podobały. Wydawało mi sie, ze to właśnie jest fajne- że w drzewie, którego przecież nie można pociąć nożyczkami tak ładnie wyskakują dziurki, hi.
No i przy okazji chyba rąbania jakichś starych desek na opał do pieca wyleciał taki sęk. zachwyciłam się nim i spytałam Babci, czy moge sobie go wziąć (na zawsze, hi)
Było nas wtedy na wakacjach u babci 12- cioro :) w różnym wieku dzieciaków.
Każde chciało sęka!!!
Babcia chodziła po gospodarstwie i szukała sęków :D Znalazła jeszcze 10, hi. no, ale brakowało jeszcze jednego... podeszła do płota od sąsiada, przezegnała się i wyciągnęla sęka :D z jakimś komentarem, ze człowiek "stary a gupi"...
Chciałam uścislić coś- ja nie opiekuje się Babcią. Opiekuje się nia moja mama.
Ja nie mam wstępu do domu- nie wiem, czy ktoś jeszcze pamieta- kiedyś o tym pisałam.
Ostatnio widziałam Babcię 2 lata temu- na weselu kuzynki.
Jest mi naprawdę cieżko. To nie tylko choroba babci, to równiez to, zę boje się o mamę. Też kiedyś o tym pisałam- mama ma okropne zawroty głowy, aktualnie diagnozowane- na razie wychodzi na to, ze ma zwęzone tętnice szyjne ( takie leki bierze i pomagają).
No i nie moge pomóc.
No ale przecież nie o tym chciałam pisać...
Historyjka ;)
Jak luby poznał babcię Marynię :)
Było to na jakims weselu :)
Podszedł do Babci, powiedział parę słów. Pocałował w rękę ( choć nigdy tego nie robi)
A babcia wzięła jego rękę i ... tez pocałowała :)
Moje wielkie chłopisko się popłakało ze wzruszenia
Pisz Agik, pisz. Już mam "kluchę" w gardle.
Kotuniu, ja pamietam, chociaz dokladnie nie rozumiem Twojej sytuacji, ale to tylko moja wina, napewno nie doczytalam dokladnie,,,
Pisz, kochana o wszystkim, jak Ci to ulzy , jak zniesie sie ciezar z Twojej duszy, to my ten ciezar wezmiemy na plecy i bedzie Ci troche lzej,,,
Pisz,,,
Usciski !!!
Agik, nic Ci nie napisze, bo ..... nie moge, nie da sie i chyba nawet nie trzeba. Wiem, ze ja wiem, a Ty rozumiesz. Buziaki.
agiku nic nie podpowiem...ale przytulam mocno i Ciebie z Lubym i Mame i Ciocie i Babcie Twa. ^Tak sobie mysle: jaka to niesprawiedliwosc gdy czlowieka tak dobrego jak Twoja Babcia spotyka choroba tak diametralnie zmieniajaca zachowanie. Jak juz jednak dziewczyny mowily: to jest tylko czesc Twojej Babci tylko ta pokojowa nie ma niestety w tej chwili prawa glosu... Sciskam jeszcze raz.
Dziękuję za wszystkie ciepłe słowa :)
Prytka na bidelcu :)
Nie wiem, czemu mi to tak utkwiło w pamięci, bo to nic takiego, ale pamiętam, ze tarzaliśmy się ze ze śmiechu.
Przyjechały "miastowe" wnuki do babci i zawinszowały sobie frytki. Babcia obczaiła co i jak, zasiągnęła języka, co to za miastowy smakołyk i postanowiła uraczyć.
I smazyła te frytki po kilka sztuk. Najmłodszy wtedy kuzyn ( chyba 3 letni) aż miał oczka jak spodki, co to się dzieje i czemu tak się przepychamy i tłoczymy koło pieca :) I nagle mały zaczął krzyczeć "babciu, babciu, ja też chcę prytkę na bidelcu"
Nie wiem, co w tym zdarzeniu jest takiego- czy unosząca się wszędzie atmosfera radości, beztroskich wakacji, taki wyczuwalny wręcz kokon babcinej troski, który się leje, jak miód na serce dając takie poczucie bezpieczeństwa, które do dziś jest mi ...hmmm... przystanią, kiedy się boję.
No nie wiem, ale każde z nas, które wtedy tłoczyło się przy piecu, do dziś akurat to zdarzenie przywołuje. :) zawsze kiedy się spotykamy, to pewne jest, ze ktoś powie: "a pamiętacie, jak Adaś zawołał "babciu, daj mi tę prytkę na bidelcu"
Jeszcze pierogi, hi.
"babciu zrobisz nam ruskie pierogi? "- jeden kuzyn wołał , "babciu a my chcemy POLSKIE pierogi" ( znaczy z serem na słodko)- ja z siostrą :D
I jeszcze takie placki, babcia móiła na to podpłomyki- jak zostawało ciasto z pierogów, albo z makaronu, to babcia kroiła je w paski i kładła na brzeg pieca na blachę. Ustawialismy się w kolejce i takie je jedliśmy, jeszcze gorące.
Albo kwaśne mleko- babcia nam przynosiła, jak były zniwa, albo sianokosy. Tzn- my jechaliśmy w celach rekreacyjnych, bo to fajne przeciez tak przejechać się traktorem, a potem wracać na wozie pełnym pachnącego siana, a jeszcze wczesniej - jechać na wozie, przypiętego do konia.
Dziś śmiejemy się z technik picia kwaśnego mleka, hi. Mleko było tak gęste, że łyżka stawała. ja piłam własnie takie, a np kuzyn mieszał. :)
Parowane ziemniaki :)
Babcia parowała ziemniaki dla świń- spore wiaderko przykrywała taką sztywna folią, sciągała pogrzebaczem fajery z pieca i te ziemniaki tak dochodziły parę godzin. Kuzyn mi w tajemnicy powiedział, zę takie ziemniaki są pyszne i ze podkrada ze dwa takie ziemniaki.
Ale tajemnica sie wydała, hi. I któregoś razu, okazało się, ze nie ma ziemniaków dla świń, bo wszystkie podkradliśmy :D
Od tamtej pory babcia parowała dwa rodzaje ziemniaków- jeden dla nas w granku z nową folia, a drugi dla swiń... :D
I w jedne wakacje jedliśmy codziennie "swińskie" ziemniaki na kolację- z sola i masłem, a świnie jadły chyba solo :D
Ale fajne i radosne wspomnienia :-) Bardzo spodobało mi się to podkradanie ziemniaków :-D No bo podkradanie, to niby takie coś, co nikt ma nie zauważyc, że ubyło a tu co? Gar pusty :-DDD
A słowo "bidelec" też jest super. Przyszło mi na myśl, że to taki widelec na który trafia bardzo skromne jedzonko :-)))
Cudne wspomnienia.
Bedac dzieckiem jezdzilam do Mamy mojego ojczyma, wlasnie na wies, i doskonale pamietam te ziemniaki podkradane z "parownika", pychota.
To macę też pamiętam.... I kwaśne mleko, którego sie nie piło a jadło razem z młodymi, dopiero co ukopanymi ziemniakami, okraszonymi skwarkami z cebulką i koperkiem. Mleka zśiadłego, kefiry nei przełknę w wersji pitnej - ale zjedzone łyżką w ten sposób - pycha....
No cudne! tn kuzyn swietny lol.... a reszte to tak ja u mojej cioci.babci a wlasciwie u Brata mojej Babci ktory odziedziczyl gospodarke po przodkach. Wypisz wymaluj ta ja i calal miastowa (z roznych zakontkow Polski) dzieciarnia bo dorosli jesli juz to przyjerzdzali pomoc w zniwach ale my dzieciaki czesto caly miesiac na wsi bylismy. I ´te kartofle dla swin gotowane w specialnym parowniku tez kradlismy jak sie dalo i to byla jak u Ciebie czesto nasza najkochansza kolacja, i te jazdy na sianie, i to zsiadle mleko albo takie prosto od krowy z pianka. i te wisnie z sadu a maliny, poziomki i jezyny z lasu wlasnorecznie zbierane....no cud miod i kochane wujostwo....
Pomidory :)
( już o tym pisałam ze dwa razy na tym forum, ale zawsze się znajdzie, ktoś kto jeszcze nie czytał, hi )
Tego zdarzenia nie pamiętam, ale krąży jako anegdota rodzinna, więc przyjmuję to jako fakt.
Ponoć miałam wtedy ok póltora roku. Babcia dostała od kogoś wiadero pomidorów.
Dała mi jednego. Ponoć zjadłam i wyciągnęlam rączkę i powiedziałam "am". Babcia dała mi drugiego pomidora. Znów zjadłam i powiedziałam "am". Po czwartym mama się zaniepokoiła, zę takiemu małemu dziecku zaszkodzi może i może już wystarczy. Ale babcia powiedziała- " a co bedzies dziecku załować. Dej, jak smakuje" Dopiero, jak zaczeła już prześwitywać dno w wiaderku, to i babcia się zaniepokoiła, ze "moze, jus bedzie dość" :)
Nic mi nie było, hi.
Ponoć babcia mnie wzieła kiedyś na jakieś wesele (tego też nie pamietam) i potem na pytania, jak było na weselu, babcia mówiłą, zę dobrze, tylko taki wstyd... bo pozjadałam wszystkie pomidory :D
:DDDDDDDDDDDDDDDD I tak Ci zostało? :-)))
NO :D
Jak są już dobre pomidory gruntowe, to jak przyiąde, to moge na raz zjeść z 10- tak bez niczego, bez soli, bez chleba. Najbardziej lubie, jak mają taki lekko zielony środek i malutkie pesteczki, i takie słodko- kwaśne w smaku.
Zimą tez jem pomidory, tylko, ze juz nie takie ilości ( no bo te zimowe "unijne" pomidory, tak szczerze mowiąc to są niedobre, ale cóż zrobić jak sie jest uzaleznionym???)
Bywało, ze na imprezie jakiejś chodziłam i zbierałam dekoracje pomidorowe i zjadałam :D
Ale juz bez żadnej czajany, hi- wszyscy wiedzą, o tym moim pomidorowym zakręceniu i conajwyżej wspominają- a pamiętacie, jak zjadłą całe wiaderko pomidorów? :D
Ja lubię wszelkie sooosy pomidorowe :)
Pomidory w sałatkach, na kanapkach, w zupie i na pizzy. No, ale może nie w takich jak Ty ilościach!
A babcia... babcia pomidory hodowała, najpierw siała, potem pikowała, sadzonkowała, przywiązywała łodyżki do patyczków na działce, podlewała, zbierała, przechowywała w skrzynkach, układała na parapecie różne gatunki, żeby dojrzały, ech... jak to dawno było...
agik kochana, też miałam Babcię na wsi i do dzisiaj pamiętam smak Jej kapusty, uwielbiałam ją, chociaż, to była najzwyklejsza kapusta kiszona duszona na piecu, ale takiego smaku już nigdy nigdzie nie znalazłam. No i te czereśnie jedzone prosto z drzewa..... Tych wspomnień nikt mi nie zabierze i one są najważniejsze, zaraz po miłości do Babci!
Pomidory kocham ale wiadrami moge jesc jezyny, maliny, poziomki, wisnie i czeresnie hihi
Ja tez Dorotko, moglabym zyc tylko owocami, wlasnie czytalam o mezszczyznie( szwed), ktory tylko je owoce, opowiada, ze nigdy nie jest chory ,,,,tylko bym musiala mieszkac w innym kraju, bo tu w zimie nie ma z ogrodu nic , poza sniegiem:)))
Każdy z nas ma tysiące podobnych wspomnień. Dobrze,że je pielęgnujesz w swojej pamięci.
Agik, podobną sytuację miałam z moją Mamą, która zmarła w ubiegłym roku. Kto nie przeżył czegoś podobnego nigdy nie jest w stanie zrozumieć,że można nienawidzieć kochając.A można.Można płakać z upokorzenia, bólu, bezsilności, śmiejąc się jednocześnie z nagłego przebłysku przytomności bliskiej osoby.
Dzięki takim niezbornym, nieprzytomnym i wydawałoby się dziwnym zachowaniom , poznałam wydarzenia z życia mojej Mamy , o których nigdy nie słyszałam i nigdy pewnie bym nie usłyszała.Dobrze,że siostry Mamy jeszcze żyją i mogły choć troszkę wyjaśnić nam dziwne słowa, które padały z ust Mamy, dziwne ruchy rękoma, podejrzenia...Mimo choroby Twojej Babci - a może własnie dzięki niej - wychodzą teraz na wierzch wszystkie skrywane przed światem pokłady , które złożyły się na życie Babci.Wszystkie obawy, strachy, radości i niepełnione marzenia.To wszystko ma sens agik. Wszystko!
P.S. Nam tez wydawało się,że mama jest zupełnie nieświadoma...
Pozdrawiam i zyczę dużo cierpliwości :)
Pieknie to Pola napisalas...
Bardzo wzruszajace sa wszystkie wasze wypowiedzi w tym watku,lzy same cisna sie do oczu.
Agik,zrobilas bardzo dobrze,wyrzucilas wszystko z siebie,i w rezultacie jest Ci chyba latwiej mowic i myslec o Babci,ale tej z przed chorobY.Ja rowniez jestem z Toba i rozumiem Cie bardzo dobrze,mimo iz nigdy nie mialam takiej kochajacej mnie babci jaka byla Twoja Babcia dla Ciebie
Trzymaj sie:)