Wczoraj znowu miałam mysli samobójcze. Ja nie mam już sił być ze swoim oprawcą-mężem , a wiem ,że on mi nigdy nie pozwoli odejść. To psychopata jak i jego matka. Wczoraj znowu uciekłam z domu z dziecmi, żeby przestał się nademną znęcać psychicznie. Powiecie co tak długo, ale ja nigdy nie mogłam liczyć na jakąkolwiek pomoc ze strony rodziny, (za co mam ogromny żal).A pomoc ze strony państwa wiadomo jaka kiedyś była. Ja zawsze byłam osobą pełną życia, i siły walki. Ale teraz niemam już siły, jedyne co mogę zrobić to skończyć ze sobą i zabrać ze soba dzieci,żeby nie były ofiarami męża i jego podłej matki. Moje starsze dzieci są też załamane, córka mówi,że żeby mogła już dawno by go zabiła, a syn dzwoni i pyta się czy ojciec nie znęca się , ja nie mówię mu prawdy , bo on wtedy rzuca wszystko i jedzie mi z pomocą. Ja nie chcę być cieżarem dla swoich dzieci. A mąż , on uważa ,że to oczywiścia ja jestem zła, Niedawno zmusiłam go do zaczenia leczenia psychiatrycznego, ale ja już nie mogę nawet na niego patrzeć.Wiem ,że muszę walczyć , ale nie mam już siły. Dziś w nocy ledwo doszłam do kuchni napić się wody, Wszystko we mnie drży i tylko siła powtrzymuję łzy. Mąż był leczony psychiatrycznie 19 lat temu i stwierdzono u niego dużą niedojrzałość emocjonalną .Ja boję się o własne życie , bo wiem ,że on może mnie zabić jeśli od niego odejdę. Bo on zdaje sobe sprawę,że jeżeli mnie straci stanie się kompletnym zerem.Tak jak jego matka.Jeżeli ktoś może mi pomóc , to proszę :niech mi pomoże!!!!
Boże, przeżyłam wstrząs, kiedy to przeczytałam.Wiem,że dobrze radzić, kiedy się nie jest w takiej sytuacji, ale...Blisko miejsca pracy mojego męża( dawniej i mojego miejsca pracy ) był, bo nie wiem , czy nadal jest, dom samotnej matki.Kobiety w takiej sytuacji , jak Ty znajdowały tam przystań. Nie miód, ale przystań. Obserwowałam je i zmiany, jakie w nich zachodziły z biegiem czasu.Wystraszone, zahukane, odarte z dumy z 2, 3, 5-ką dzieci.Często wychodziły z domu bez przysłowiowych majtek na tyłku.W ośrodku miały pomoc psychologa , pomoc w znalezieniu pracy, uzyskaniu miejsca w przedszkolu itd. Te babeczki z dnia na dziń podnosiły głowę, piękniały i często układały sobie życie na nowo.Ośrodek był państwowy, nie prowadzony przez organa kościelne.
Myślę,że jest wiele organów, które powinny Ci pomóc - nie wiem , jak działają, ale u nas przy urzędzie gminy jest jednostka, która doradza itd. Przystąp do walki. Szukaj pomocy wszędzie : policja, Pomoc Społeczna, zielone linie, urzędy MiG.Nagłaśniaj swoją sprawę i nie siedź z tym człowiekiem.Nie wiem gdzie mieszkasz ( miasto, czy wieś), czy pracujesz itp, ale nie wstydź się, to nie wstyd dla Ciebie i Twoich dzieci. Krzycz o pomoc.Nie daj się i nie rób głupstw.Jeśli nie masz sił, czy boisz się szukać pomocy - napisz do mnie na gg ( jest w ustawieniach ), podaj szczegóły a ja polecę zaraz na miasto i dowiem sie za Ciebie wszystkiego !Włączam gg i czekam.
Głowa do góry, pierś do przodu - damy radę ! Pisz !
Dopiero teraz zauważyłam,że mieszkasz w Islandii. Czy nadal ?
Bardzo trudno jest pomóc na odległoś, ale dobrze, że do nas napisałaś, bo to oznacza, że chcesz coś jeszcze zmienić, chcesz sobie pomóc. Oczywiście nie możesz się poddawać, bo wbrew pozorom bardzo wiele kobiet poradziło sobie z takim dramatem i Ty też dasz radę. Nawet jeśli dziś wydaje się to takie trudne. Oczywiście koniecznie i bez żadnego "ale" musisz zgłosić się z tym problemem do właściwej w Twoim kraju instytucji. Jeśli się nie mylę mieszkasz w Islandii i tutaj zaczyna się problem, bo nie mam pojęcia gdzie powinnaś się konkretnie kierować. Jednak bez względu na to ja zgłosiłabym ten problem na policję (zaznaczając, iż mąż może mieć problemy psychiczne) prosząc o skierowanie do odpowiedniego ośrodka. Z pewnością sa takie, które otaczają opieką matkę z dziećmi do czasu rozwiązania sprawy. Najważniejsze żebyś się nie poddawała, bo kiedy wydaje nam się, że nic już nie ma sensu, to właśnie wtedy jest ten moment, kiedy musimy zrobić jeszcze ten jeden najważniejszy krok - trzeba dać sobie szansę. Uwierz - ona jest na wyciągnięcie ręki.
Pisz do nas. Będziemy Ci pomagać na odległość.
KObieto- jesteś młoda i dasz sobie radę. UCIEKAJ od niego!! uciekaj!!
Kochana imienniczko!
Dostalam dreszczy po przeczytaniu tego co napisalas! Jak ja Ci strasznie wspolczuje!!!!!
Nie mysl nawet mysli o samobojstwie, nie wolno Ci tego zrobic Twoim dzieciom!!!!!!
Kochana, mieszkasz w Islandii, zbiez pieniadze na samolot i wyjedz do Szwecji z dziecmi. Masz prawo pobytu w Szwecji i dostaniesz pomoc jako samotna matka. Bardzo wazne by bylo, jak bys miala zaswiadczenia, ze maz Ciebie i dzieci maltretuje. Rowniez zaswiadczenie o meza chorobie psychicznej.
Jak bys potrzebowala pomoc w moim kraju, to pomoge ile bede mogla:)
SCISKAM, sle CIEPLE mysli i czekam na odpowiedz:)
grazyna
Tineczko, jesteś wielka ! To jest wyjście !!!
Oby tylko wystarczyło odwagi tej naszej dziewczynie !
Lugasel nie mam czasu dzis wiele mnapisac ale kochana trzymaj sie i posluchaj rady PAOLI naprawde ona ma racje. Bede myslec o tobie cieplutko. Nie warto siedziec z tym czlowiekiem. Ja wiem ze sie boisz odejsc ale kochana przeciez i teraz nie jestes bezpieczna! Zglos sie do tego domu samotnych kobiet tam znajdziesz fachowa pomaoc nie wiem jak w Polsce ale u nas jest ona niebiurokratyczna. Naweet zabieraja takie kobiety dzieci z ulicy jak ucieknie biedna czesto bez pieniedzy przeciez i porzadnego odzienia. Ratuj siebie i dziec bo tym ze zostaniesz nie osiagniesz nic. Ja wiem ze strach paralizuje i na pewno ty jedna wiesz do czego zdolny jest twoj maz ale wlasnie dlatego szukaj pomocy. Sciskam serdecznie i pozwol ze Cie przytule.
w islandii na pewno tez sa takie osrodki. Moze sie miauka odezwie i ona jako tamtejsza najlepiej poradzi. Nie boj sie na policji musza ci pomoc i pokierowac.
Moja sąsiadka nie wytrzymała nerwowo i wymusiła na mnie ,żebym zadzwoniła na policję i do naszego lekarza. Nasz posterunkowy przyjechał, kazał mu się spakować oddać klucze do domu i nie zbliżać sie do mnie. Jaśko pojechał do Reykjaviku do szpitala psychiatrycznego. Był tam dwa razy i ... z dumą stwierdził,że lekarz kazał mi udac się do największego kościoła i wyganiać z siebie diabła.I taka to była pomoc ta lekarka ze mną się wogóle nie kontaktowała, ani z moim lekarzem przechodni. A Jaśko do tej pory łaził i dzwonił,że Kubuś go wpuścił do domu. Miałam jeszcze nadzieję,że pomoc specjalisty mu pomoże a tu takie rozczarowanie! To jeszcze bardziej mnie dobiło. Ja 17 maja wracam na 3 miesiące do Polski. A ja nie mogę normalnie logicznie mysleć zbyt wiele się wydarzyło!!! Trudno mi myśleć , bo ciągle do gowy wracają mi wspomnienia. Jak byłam w ciąży , to tęsciowa dowiedziała się od niego ,ze sprzedajemy mieszkanie i powiedziała ,że powinniśmy jej te pieniądze pożyczyć. A ja i moje dzieci!!! Teraz okazało się,że mąż potajemnie dawał je nasze wspólne pieniądze, a w środę powiedział,że ja wydaję za dużo pieniędzy na ...jedzenie.I temu nie mamy pieniędzy teraz. To bardzo boli!!!!! Mówi mi okropne rzeczy ciągle ja staram się tego nie słuchac ,ale ile można udawać,że to nie boli!!!!! Ja pracowałam w sądzie gdzie wydawano rozwody, tam się udam po pomoc, Tam miałam swoje przyjaciółki. Spytacie czemu nie zdecydowałam się n przedtem na rozwód? Bo byłam przekonana,że zawsze musżę cierpieć. Tak zostałam wychowana!!!! Dlatego kochajcie swoje dzieci i ciągle im powtarzajcie dobre słowa, przytulajcie je i bądzcie czuli. Tego nie można nikomu odbierać!!! Bardzo Wam dziewczyny dziękuję za wsparcie. To dla mnie bardzo ważne, bo ja już nie mam siły żyć.
Lugasel wierz mi ze to co ci maz powiedzial to wierutne bzdury. Zadem psychiatra na swiecie nie wysle nikogo wyganiac diabla. Maz jest dorosly sila zatrzymac go nie moga na obserwacji chyba ze udowodni sie ze jest niebezpieczny dla siebie lub innych ale tu potrzeba dowodow zeznan lekarza policji wreszcie czesto orzeczenia sadu. Ja nie wiem gdzie twoj maz byl i czy w ogole byl ale jesli dobrowolnie nie zgodzi sie na terapie to nikt nie moze go sila zatrzymac bez powyzszego. Po prostu wychodzi i tyle mu moga.
Natepnie mysle logicznie nie jestescuie dlugo za granica o ile wiem? Czy amaz zna na tyle islandzki badz angielski by sie w ogole dogadac z psychiatra gdze wystepuja czesto pojecia fachowe i specialistyczne? Jeli nie czy ten psychiatra, szpital dysponuje tlumaczem bo jesli nie to taka terapia nic kompletnie nie da.
Poza tym nie mysl ze choroba meza bedzie dopiero "powodem" ze potrzebujesz jej orzeczenia by odejsc.Czy miec szanse odejsc. Wystarczy ze on cie zle traktuje, zneca sie psychicznie badz/i fizycznie.TO ZUPELNIE WYSTARCZAJACY POWOD. Bedziesz miala na pewno poparcie dzieci ich zeznania. Naprawde kochana odwaz sie jeszcze raz! I nie daj sie zbic z tropu. Jesli masz taka mozliwosc to skopiuj lub ukryj w pewnym miejscu najwazniejsze dokumenty: pas, dowody metryki itd itp. Beda ci potrzebne. Spakuj i ukryj walizke z najpotrzebniejszymi rzeczami w razie gdybys musiala uciekac "boso i golo" lub tak by on sie nie zorientowal ze nie idziesz do sklepu itd lecz odchodzisz. To samo dla kazdego dziecka. Swiadectwa szkolne itp rowniez zabezpiecz.
Kochana Dorotko, bardzo Ci dziękuję za mądre słowa. Ja ,jak widzisz, mam w głowie mętlik i on to wykorzystuje. Teraz staram się zając Maksiem, on jest rozkosznym nicponiem , a jego braciszek Kubuś jest najukochańszym Miodkiem na serce, wczoraj tak bardzo mnie wspierał a ma dopiero 7 lat. Dla nich muszę żyć godnie przedewszystkim.
Jeśli twoje dzieci są kochane i słodkie, jeśli Ci na nich zależy, podejmij odpowiednią, jasną, oczywistą historię dla nich - czemu pozwalasz żeby w tym żyły? Nie może być tak, żeby dzieci Cię wspierały. To za dużo na ich małe głosy i serca. One nie mogą się czuć odpowiedzialne za tę sytuację! To Ty masz się zajmować nimi, a nie na odwrót. Jest Ci ciężko, źle, fatalnie. Czujesz się bezradna, słaba, zła na męża, jego matkę, siebie, świat i z pewnością jesteś rozgoryczona. Tylko, że Ty doskonale wiesz co zrobić. Zostaw go. Odejdź i nie pozwól by Twoje dzieci cierpiały, albo nie daj boże kiedyś same stały się takie jak ich tatuś.
Nikt Ci nie pomoze ! Sama musisz sobie pomoc. Kobieto 20 lat takiego zycia.... zastanawiam sie kto ma problemy psychiatryczne ? Ty czy Twój mąż? Bardziej sklaniam sie do tego ,że to Ty potrezbujesz pomocy psychiatry, bo jak wynika z Twojego listu lubisz być dreczona i ponizana i zyc w strachu. Jakbyś tego nie lubila to juz dawno zdecydowalabyś sie odejść od zlego męża i stworzyc sobie i dzieciom normalny dom. Nie zyjemy w XIX wieku kiedy kobieta byla skazana na zycie z męzczyzną i byla calkowicie od niego zależna ( chociaz wtedy tez byly rozwody i kobieta mogla zawsze iść do klasztoru). jesli faktycznie chcesz coś zmienic w swoim zyciu to przestań się użalac nad sobą, nie oczekuj od nikogo pomocy tylko zacznij dzialac. Nie jestes ubezwłasnowolniona !
Vikuniu, proszę Cię abyś przestała oceniać. Nie znając dogłębnie sytuacji a już tym bardziej osoby proszącej o pomoc nie masz do tego najmniejszego prawa (nawet gdyby się miało okazać, że miałaś rację).Jeśli nie masz pomysłu, jak można pomóc, to na tym zakończ swoje porady. To jest moja gorąca prośba do Ciebie.
Laugasel, sądzę, że dobrze by było gdybyś się skontaktowała z tym lekarzem męża. Chodzi o to by upewnić się czy faktycznie powiedział coś tak bzdurnego (może mąż to zmyslił). Być może ta rozmowa coś zmieni i uzyskasz trochę więcej informacji. Może jednak sprawa ruszy z miejsca jeśli lekarz usłyszy bezpośrednio od Ciebie jak się mają sprawy. Ostatecznie zawsze możesz powiedzieć co sądzisz o takiej pomocy i, że prosisz o konkretne działania.
Ja juz widzę "światełko w tunelu" - ten wyjazd do Polski z pewnością wiele zmieni. Koniecznie postaraj sie teraz zebrac odpowiednie dokumenty świadczące o chorobie męża. Będą Ci potrzebne. Zbieraj siły dziewczyno. Będzie wszystko dobrze.
Wikuniu widzę,że nie masz pojęcia o czym piszesz, ale jestem szczęśliwa ,że są takie kobiety jak TY. Których nie dotkneło takie nieszczęście i bardzo dobrze. Skoro są takie kobiety to znaczy,że jest inna alternatywa życia. Bo ja już chwilami zaczynałam w to wątpić. Ale nie mogę się z Tobą zgodzić w jednej sprawie, trzeba walczyć o swoje na przykład prosząc o pomoc i wsparcie. A nie walczyć samotnie, bo można się przejechać podobnie jak ja. Ja też byłam twarda i silna, ale do czasu. Wychowałam dzieci na wartościowych i dobrych ludzi, maluchom daję morze miłości, w pracy jestem bardo lubiana i szanowana idt, Wszyscy co mnie znają uważają za kobietę bardzo atrakcyjną, żywiołową, wesołą i bardzo dobrą dla innych ludzi.Może właśnie dlatego trudno mi było przyznać się do swoich problemów. To taki paradoks. Nagle prawda o mnie okazała się całkiem inna , to tak jak było z Dianą. Prysnął złoty sen!! Ale ludzie okazują mi dużo wsparcia, a ja jestem zbyt dumna i to jescze boli dodatkowo.
Kiedyś ktos powiedzial ,że nie może ślepy rozmawiać o kolorach... Mnie kiż w koncu Mama zdecydowala sie odejścedyś posrednio dotknęło takie nieszczescie wiec wiem o czym piszę. Mo0j ojciec byl alkoholokiem, bil i znecal sie nad moja mamą Trwalo to trzy lata. lata upokorzen i bolu az w koncu moja Mama zdecydowala sie odejśc i polozyc temu kres. Byly groźby zabicia jej, porwania mnie..... ale sie nie ugięla i stwo0rzyla mi bezpieczny dom. a 45 lat temu nie bylo to takie latwe. A pomoc i wsparcie innych... oczywiście bardzo przydatne jeśli nie ogranicza sie tylko do wyrazania wspólczucia.
Oj vikuniu, vikuniu......... mało znasz życie. Podobne zdanie do Twojego, na taki temat ma mój nastolatek, ale on ma prawo tak myśleć ze względu na swój wiek. Widać że posługujesz się czystą teorią, ale niestesty to nie jest takie proste jak Ci się wydaje. Zawsze łatwo się mówi gdy sprawa nie dotyczy nas samych. Naprawdę warto czasami pomyśleć zanim się coś powie lub napisze.
Vikunia rozumiem ze sie wkurzylas ale nie powinnas oceniac bo to nic nie daje tylko doluje w tej chwili potrzebna jest pomoc i otucha nie zas krytyka. Poza tym nie znasz sytuacji, zaden z nas chyba nie zna, ale jezeli ktos pozwala komus na takie traktowanie to w najrzadszych przypadkach dlatego ze "lubi". Chcemy Lugasel pomoc czy uswiadczyc ja w przekonaniu ze maz ma racje tak ja traktujac bo ona sama sobie winna? Nie uwazasz ze to niepotrzebne i krzywdzace?
Dorotko nie miałam zamiaru zdolowac Lugasel ani utwierdzić w przekonaniu ,ze jest sama sobie winna takiego losu. Lugasel jest w tej chwili jak ,,zając w swiatlach samochodu,, jest tak zahipnotyzowana strachem i bezsilnością ,że nie moze sie ruszyc z miejsca i chyba trzeba ja troche kopnąć w tylek żeby z tych obezwladnijacych ,,swiatel,, wyszla
Kochana ja cie rozumiem ale kopanie lezacego nic nie daje wierz mi. W sposob jak wyzej nie pomozesz a mozesz niechcacy zaszkodzic. Miej to na uwadze prosze i pozdrawiam serdecznie!
Paolu z calym szacunkiem na to trzeba miec pieniadze a ja doczytalam ze Lugasel ich nie ma. Jak tez i nie m czasu na ich zbieranie. Poza tym to znow nowy kraj, nowy jezyk. A dzieci dorosle ? nie wiem czy by sie zabraly z nia czy nie moga...Ja mysle ze to raczej rozwiazanie dlugodystansowe...ale nich sie Lugasel sama wypowie jesli zechce.
Nie sadzę by to był dobry pomysł na dzień dzisiejszy. Po pierwsze bariera językowa a dzieci pewnie jeszcze chodzą do szkoły. Po drugie konieczność znalezienia pracy i tu znów bariera językowa. Po trzecie tak naprawdę będzie zdana tylko na siebie a nie wiem ile ma siły by być samotnie w obcym kraju. Długo by pisać, bo to jest bardzo trudna decyzja. Sądzę, że nawet powrót do Polski będzie lepszym rozwiązaniem. Jednak w tej chwili to nie jest dobre aby rozważać takie daleko idące rozwiązania. Do tego jest potrzebna długa rozmowa z Laugasel i wiele "za" i "przeciw".
Ja to wszystko rozumiem , ale dla mnie WSZYSTKO JEST LEPSZE. niż siedzenie z tym draniem, lub....
Uciec i to szybko. Każda droga jest lepsza, niż to co teraz.Wyjściem jest wyjazd do Polski. Ale co dalej ? Myślałyście o tym ? Na to nie trzeba pieniędzy ? Zwłaszcza, że podobno rodzina nie pomoże.No i sprawa obywatelstwa...
Może powinnam trochę wyjaśnić moją sytuację. Ja na Isladii mam duzo życzliwych mi ludzi, pracę dorosłe dzieci są daleko ode mnie 200 km, ale są szczęśliwe mają swoje życie, swoje "połówki", dobrą pracę, szkołę. Nie wyobrażam sobie życia bez nich w innym kraju. Do Polski nie chcem wracać , bo ona kojarzy mi się tylko z gorzkim dzieciństwem i rozczarowywaniami w życiu dorosłym. I jakoś perspektyw dla swoich dzieci tez tam nie widzę. Więc pozostaje Islandia jak narazie.Jesli chodzi o stronę finasową to mamy jeszcze pieniądze na jego koncie, szkoda tylko że nikną, przez wiedzmę. Mamy mieszkanie w bloku do sprzedania i piękny dom na wsi. Własnie to mnie powtrzymywało, bo wiem,że jak się rozwiodę z mężem to małpa zaraz jego oskubie do ostaniej nitki. Nie wiem jak się przedtym zabezpieczyć!! Przecież to wszytko należy się naszym dzieciom, Wiem,że jak zostanie bez grosza to znowu go przyjmę, a ona będzie znowu zadowolona ze swojej podłości. Bo jestem przekonana ,że ona ciągle go nakręca i ustawia przeciwko mnie. Ten człowiek jest zdolny do wszystkiego, a mąż jest jej narzędziem. Kiedy byłam w ciąży z Matynką oan pożyczała o nas ciągle pieniądze, a jak się upomniałam to powiedziała,że jestem głupią kretynką jeśli myslę ,że ona mi je odda i to nie jej wina,że jestem głupia tylko moja.Więc o czym tu gadać.
To ja nic nie rozumiem !!!!!!!Znowu go przyjmiesz ? Wymiękam przy takim rozumowaniu.Albo albo !
Ja juz nic nie rozumiem.... jak mąż nie bedzie mial pieniedzy to go przyjmiesz ?
Jak widzę, to raczej nie grozi Ci samobójstwo, bo mąż bez Ciebie nie da sobie rady!!!
Lugasel ja rozumiem ze chcesz zachowac cos dla dzieci ale... nie sluzy ci to czasem za hamulec? Podswiadomie? Dzieci majac do wyboru kochany mame cala i zdrowa a jakies mieszkanie czy dom w Polsce beda kichac wiesz na co. Lugasel Ty nie jestes odpowiedzialna za meza dlaczego wiec masz go przyjac jesli bedzie splajtowany? To dorosly czlowiek ktory nie chce sobie pomoc wiec NIKT nie bedzie w stanie mu pomoc. Ty pomagasz juz 20 lat z jakim rezultatem? Smiem twierdzic zadnym bo sie nie da pomoc wbrew woli. Ty jestes tak "wytrenowana" na to co maz tesciowa robi ze reagujesz ale nie dzialasz. Z tego wyzwolic sie trzeba choc nie jest to proste. Pamietaj o tym Ten czlowiek nigdy nie bedzie wdzieczny i nie doceni tego co dla niego robilas i robisz. Nigdy nie pokocha cie za to! Ciebie pokocha inny mezczyzna kiedys gdy bedziesz do tego gotowa i wolna...Ty musidz dzialac! dzieci cie potrzebuja!
A jak w Islandii jest z rozdzielnością finansową małżeństw ? Dowiedz się .I jeszcze może ktoś Ci doradzi,jakie są możliwości zabezpieczenia części pieniędzy na rzecz dzieci. Pytaj . łaź , może niech dorosłe dzieci pomogą w zdobywaniu informacji.
Przeczytaj uważnie wszystkie wpisy, a zastosuj się dp vikuni. Ona niczego złego nie napisała. Zrobiłaś już perwszy krok. To już jest coś. Ważne, abyś się nie zatrzymała w pół kroku a tym bardziej nie cofnęła. Drugim razem może nie starczyć Ci sił na podjęcie decyzji o zmianie swego życia. Trzymam kciuki i życzę zdecydowania w działaniu.
Jak nie znajdziesz miejsca w Polsce, to na jakiś czas możecie zatrzymać się u nas. Zaznaczam, że domek wiejski, ale malutki. Ile Was będzie?
Podobnie, jak Czos mogę Wam zaoferować pomoc u nas.Albo w okolicach W-wia, albo mały samodzielny domek bez wygód w okolicach Radomia.Przemyśl to wszystko, kompletuj rzeczy i dokumenty i pomyśl nad słowami Vikuni.Sama musisz podjąć decyzję i sama MUSISZ najwięcej zrobić.Jakie masz obywatelstwo Ty i dzieciaki ?
Polu, Czosie - czytając takie słowa, chce się wierzyć w dobroć ludzi. Tyle wokół nas nietolerancji, a coraz mniej współpracy i inicjatywy mającej na celu dawanie. Dziękuję Wam za to, że jesteście. W takich momentach, choć są to chwile smutne, bo sytuacja Laugasel jest nie do pozazdroszczenia, utwierdzam się w przekonaniu, że portale społecznościowe są potrzebne.
Laugasel
( sorry za chaos, który nastąpi, ale usiłuję uporządkowac galopujące myśli. Dodam jeszcze, ze nie przeczytałąm wszystkich odpowiedzi, wieć może powielę, to, co ktoś juz napisał)
Wiem, zę ogromnie cięzko jest odejść od człowieka, z którym spędziło się 20 lat. Myśle, ze wiem, jak to jest się ćwiczyć w wyłapywaniu sygnałów, ze zbliża się coś strasznego, myślę też, ze rozumiem jak to jest, kiedy najpierw widzisz, jak czerwona lampka w głowie Ci miga, ale tłumaczysz sobie, ze dobro dzieci, ze nie po to zakładałaś rodzinę, zeby ją teraz rozbijać...a potem już nie zauważasz nawet, ze ta czerwona lampka wali jednostajnym czerwonym światłem.
Myślę, że rozumiem tez, to jak się czujesz- w totalnym potrzasku, uzalezniona od humorów swojego oprawcy. Myślę tez, ze przez te wszystkie lata nauczyłaś się zaciskać zęby i... wytrzymywać, myślę, ze karmisz się nadzieją, ze każdy jeden raz jest tym ostatnim i że teraz się to wszystko zmieni. Ale nie zmienia się, prawda? :(
Myślę, ze nauczyałaś się usprawiedliwiać siebie i jego ( bo biedaczek chory jest, a ja musze go wspierać, musze sie poświęcić. Bład!!! Niedojrzałość emocjonalna nie jest chorobą psychiczną! jest niedojrzałością)
( boże!!! jak ja czesto to pisałam już :( :( :( bosh.... jakie to przykre, zę tak łatwo jest wpaść w te pułapkę uzależnienia)
Laugasel- nie zmienisz swojego męża nawet przymusowym leczeniem. Bo on nie jest chory. Nie zmienisz swojego męża płaczem, tym, zę kolejny raz dasz się pobić, czy upokorzyć. Nie zmienisz człowieka, jeśłi sam się nie chce zmienić.
Piszesz, zę myślisz o samobójstwie :((( Boże...
Piszesz, zę myślisz o śmierci swoich dzieci:((( Boże, boże, boże....
To nieprawda, zę jeśli odejdziesz, to on Cię zabije, albo zabije siebie. Zabije Cie kiedyś w końcu, jeśli nie odejdziesz.....
To wszystko jest w Twoich rękach. Sama to musisz zrobić.
Wierzę, zę nie chcesz odchodzić, zę nie chcesz rewolucji w swoim życiu.
I naprawdę rozumiem.
Alke walczyć możesz zawsze.
Powiem Ci, co mogłabyś zrobić w Polsce. Koniecznie i pilnie i jak najszybciej- poszukać sobie terapeuty. Psychoterapia pozwoli Ci szerzej spojrzeć na swoje życie, terapia pozwoli Ci znaleźć siłe na podjecie decyzji. Masz myśli samobójcze, wieć powinnaś to zrobic bez żadnej zwłoki. Myslę,ze na poczatek dostałabyś tez leki, które zmniejszą napiecie, bo myśli samobójcze to praktycznie ostani dzwonek...
W Polsce mogłabyś się tez skontaktować z ośrodkami interwencyjnymi- znalazłabyś pomoc i wsparcie od kobiet, które były w podobnej sytuacji.
Musiałabyś założyć mężowi niebieską kartę. Każda przemoc byłąby rejestrowana i miałabyś ( ewentualnie) dowody dla sądu i ochronę policji.
Tylko, ze to wszystko jest na zaś. Najpierw musisz zrozumiec, ze jęśli nic nie zrobisz- bedzie tylko gorzej. Najpierw musisz zapewnić sobie ochronę psychologa. Sobie i dzieciom.
Wiesz co mnie przeraziło najbardziej?
Że myślisz o tym, by skończyć swoje życie, a także życie dzieci, zamiast jego zostawić, wtracić do więzienia, czy nawet do szpitala...
A to nie Ty jesteś winna!
Wina lezy tylko i wyłącznie po stronie oprawcy.
Pisałaś jeszcze o swojej potrzebie miłości. Czy to dlatego? czy boisz się, ze nikt Cie już nie pokocha, jeśłi go zostawisz?
ze już nikogo nie znajdziesz?
Laugasel, przepraszam, za brutalną szczerość- ale Twój maż Cię nie kocha.
Jeśli Cię ktoś bije- to nie jest miłość. Nawet nie można tego usprawiedliwić chorobą psychiczną, ze niby kocha, ale mu tak biedaczkowi krzywo wychodzi.
Z tego, co wyczytałam z Twoich niezbyt licznych wpisów na WŹ- jesteś wspaniałą kobietą, dzielną, zaradną, rozsądną. Tylko, ze w przypadku niskiego poczucia własnej wartości- choćby 1000 osób stanęło w szeregu i wykrzykiwało to naraz- nie uwierzysz, prawda?
Bo brakło jednego mechanizmu miłości w dzieciństwie i to pewnie dlatego teraz godzisz się na okruszki miłości i ciepła. I równiez dlatego gorąco namawiam Cię na terapię.
Bo można to wszystko zmienić.
Choć to najtrudniejsze zadanie w życiu.
Napisz jeszcze w tym miejscu
http://www.psychotekst.pl/phpBB2/viewforum.php?f=6&sid=3526c1836094352d898972dc51b78f2c
Zapewniam, ze Ci szczęka opadnie, jak wiele kobiet było w podobnej sytuacji, i jak wiele kobiet poradziło sobie z tym i dziś po trudnej drodze- cieszy się pełnią bezpieczeństwa i nowym, dobrym związkiem.
Przytulam Cię całymi ramionami.
Nie daj się, Kochanie.
Nie warto.
Zgadzam sie z Agik- mądre slowa.Juz i tak za długo zyłas w chorym związku.Ratuj siebie i dzieci!!!!!!.Nie myśl juz nigdy wiecej o samobójstwie i o swojej dumie...co ludzie /rodzina/powiedza,pomyslą - ważne jest co Oni moga dla ciebie zrobic,jak Wam mogą pomóc i tylko takich przyjaciół szukaj wśród znajomych i rodziny...,a jak widzisz takich dobrych ludzi nawet na WZ stronie nie brakuje.Wiem,ze otrzymasz pomocna dłoń,tylko musisz sie odwazyć i uwiezyć ze zły los mozna zmienic..Dzisiaj zrobiłas pierwszy mały krok pisząc o swoim problemie.Walcz o swoja i dzieci wolność- one na to zasługuja.
Serdecznie ciebie pozdrawiam i niech tendoda ci sił.
agik , zgadzam się z Tobą, zwłaszcza jeśli chodzi o tą niedojrzałość emocjonalną. Też nie wierzę, żeby takim ludziom pomogła jakakolwiek pomoc psychiatryczna. Może tarapia na chwilę podziała, ale niedojrzałośc wyjdzie - najczęściej po pierwszym kielichu.
Laugasel trzymaj się i niech Ci przez glowę nie przechodzą takie głupie myśli. Czytając wypowiedzi niektórych kobiet na WZ wiem, że wiele z nich ułożyło sobie życie na nowo po odejściu od męża i są teraz naprawdę szczęśliwe w nowych związkach lub same.
Musisz odejść i nie zastanawiaj się nad tym co będzie. Może będzie trudno zacząć nowe życie, ale odzyskasz swoją godność i nikt Ci nie powie, że ty Ty jesteś ta zła. Myśl o dzieciach, one mają całe życie przed sobą. Musisz im pomóc. Wiem, że to wszystko trudne, ale dasz radę i wyjdziesz z tego silniejsza. Uwierz.
Spróbuj też uzbierać jak najwięcej dowodów na winę Twojego męża (niestety w sądzie trzeba to udowodnić), dokumenty od lekarza, potwierdzenia z policji. Może spróbuj nagrać np. na telefonie rozmowy z mężem albo teściową (nie wiem czy sąd bierze pod uwagę takie dowody).
Nie poddawaj się
Laugasel pisze o znecaniu sie psychicznym a to niezwykle trudno udowodnić
Nire trudno jesli ma sie swadkow dzieci i jesli lugasel zdecyduje sie udac do psychologa/psychiatry . On moze rozpoznac i potwierdzic symptomy i objawy traumy i syndromu wspolzaleznosci itd. zaleznie od tego co wystepoje.
Dziękuje wam wszystkim. T za mądre słowa. Teraz muszę nazbierać sił, bo decyzje w sumie wczoraj podjełam sama.
No!!! Musisz...
Trzymam kciuki i baaardzo mocno przytulam.
Proszę, idź do doktora> Nie musisz nosić całego świata na swoich ramionach. Pójśc po pomoc- to żaden wstyd.
Moja przyjacólka Mahika kiedyś mi napisała- jesli nosisz na plecach wór kamieni, to samemu ciężko nieść. Rozdaj po jednym kamieniu- razem łatwiej będzie.
Myślę sobie, ze zrobiłas wielką rzecz- powiedziałaś. Już jeden kamień z plecaka- precz. Jeśli chces oddać jeszcze jakiś- to ja jeden uniosę...
Myślę, ze twarto też pamiętac, ze każdy wojownik musi kiedyś odpocząć, by zebrac siły do nowej bitwy. Odpoczywaj.
I znów bardzo mocno przytulam.
Laugasel,
Wierze w Ciebie, wierze ze znajdziesz w glebi siebie najlepsze rozwiazanie. Przechodzilam przez to samo, bez wsparcia ze strony rodziny ( ktorej nie mam), od znajomych slyszalam slowa " ach, ona pewnie lubi bic bita", jakze krzywdzace, prawda?
Bylo ciezko, ale teraz po 10 latach, wiem, ze postapilam slusznie, ah, i jeszcze jedno TO NIE JEST TWOJA WINA.
Wyleczylam sie z poczucia wlasnej winy na spotkaniu kobiet ofiar przemocy, dlaczego?, bo kazda z nich opowiadala moje historie, zmienialy sie tylko imiona "katow".
Caluje i moc pozytywnej energii przesylam,
Ela
Życzę Ci dużo dużo odwagi i siły.
To, że zyjesz z takim człowiekiem 20 lat to po prostu kwestia współuzależnienia. Wiem to bo moja mama 25 lat żyła w zwiazku z moim ojcem alkoholikiem. NIe funduj swoim dzieciom tego co zafundowała mi memu bratu moja mama. Nawet jesli nie uda Ci sie rozstać z mężem zadbaj o to byś wraz z dziećmi trafiła do odpowiedniego terapeuty, w PL sa tez terapie bezpłatne, zajmujacego sie przemoca w rodzinie. Jest to szalenie ważne dla przyszłości Twoich dzieci, nawet jesli juz sa dorosłe, by nie władowały sie w takie związki jak Ty, mogą zropbić to całkiem nieświadomie!!! Niestety o to bardzo łatwo. To co bliskie (nawet jesli okrutne) bardzo przyciąga. Współuzaleznienie dotyczy całej rodziny, kieruje się różnymi mechanizami. Taki terapeuta pokaze Wam te mechanimy i nauczycie się życ, stawiać czoła zyciu z potworem... To co piszę może Cie przerazić ale to wszystko wiem z własnego doświadczenia. Przeszłam terapię DDA i moje życie zaczęło kierować się dużo jaśniejszymy regułami. Załozyłam własna rodzinę z kimś całkiem innym niż mój ojciec a wcześniej niestety wszystko wskazywało na to, że powielę wybory mojej mamy tak jak i ona powieliła swojej.
Powodzenia.
Ja sama z wykształecenia powinnam pomagać takim jak ja, ale najtrudniej przyznać się przed sobą do własnych porażek, głupia duma ,k która tylko krzywdzi!! Ale czasami żyjąc w oku cyklonu trudno to zrozumieć i wyść z nie bez szwanku. Moja córcia ma takie same zdanie jak Wy, czyli dobrze ją wychowałam.DziękujEszystkim za zaangażowanie. Jak to dziwne,że właśnie tu znalazłam wsparcie i rzesze dobrych ludzi. To naprawdę cudowne nawet dotkliwe uwagi, ale są szczere i za to dużo warte. Za nie też bardzo dziękuję. Będę wam pisała na bieżąco .Teraz muszę naprawdę odpocząć
Zaraz Ci wkleję jeszcze jednego linka z forum które podesłałąm wcześniej...
Ale zanim...
Laugasel, myślę, ze napisałaś tak troche bardziej pod wpływem emocji, takiej potrzeby bycia z człowiekiem jakimś, potrzeby bycia przytuloną, zrozumianą i pocieszoną... wypisałaś się, trochę pomogło ( prawda?), ale tak w głebi serca nie jesteś jeszcze gotowa, zęby naprawdę coś z tym zrobić ( prawda?)
Ja to rozumiem... Tylko wiesz, jak to jest: dziecko płacze, ze ząb boli. Przytulasz je, pocieszasz, dziecko się uspokaja... Tylko powiedz- czy od przytulenia, zrozumienia- ząb przestanie boleć? Nie przestanie! Trzeba iść do dentysty, może wyrwać ząb.
Myślę, ze z Tobą tak samo...
Nie mam prawa namawiać do niczego, nie mam prawa deprecjonowac Twoich decyzji. Mam obowiązek je szanować. I szanuję, naprawdę.
Z pozycji obserwatora łatwiej dostrzec niektóre sprawy.
Podjąc decyzję ( i realizować ją)- to już tylko w Twoich rękach.
I jeszcze zapowiedziany link ( dotyczy kobiety- psycholog czynnej zawodowo, która nie mogła podjąć decyzji dotyczacej własnej terapii odnośnie molestowania seksualnego. Z tego co wiem- w końcu tę decyzję podjeła. Zauważ podobieństwa, proszę.
http://www.psychotekst.pl/phpBB2/viewtopic.php?t=1097&postdays=0&postorder=asc&start=0
Laugasel
Cokolwiek postanowisz- nie chowaj się w skorupce, tylko dlatego, zę ktoś ma inne zdanie. To jest Twoje zycie i twoje decyzje. Ty zbierzesz nagrodę i ewentualnie Ty poniesiesz wszelkie konsekwencje.
Poczytuję soie za zaszczyt, zę ogłam Cię poznać i mogłam poznać Twoją historię.
Jeśli zdecydujesz się na najtrudniejsze- ja Cie nie zotawię, o ile będę mogła. Tylko juz dośc uciekania, proszę!
Agik tak mądrze wszystko ujęła, że nie śmiem już nic więcej dopisać. Chcę jednak żebyś wiedziała, że będziemy z Tobą tak, jak tylko jest to możliwe. Wiem, że dasz radę. Potrzebujesz jedynie czasu. Również ciepło przytulam.
kochana Agik. ja już dawno dojrzałam do odejścia, ale narawę jestem przerażona ,ż zabraknie mi siły i determinacji by doprowadzić sprwaę do końca. Jestem schorowana i wykończona psychicznie. Ledwo mam siłę by np. posprzątać czyugotować coś. Myślę,że to nerwy i wyczerpanie. Ale wiem co chcem, a wczorajszy dzień przekonał mnie co jest chore w moim życiu.
Wiem, Kochanie.
Wiem, ze jesteś przerażona, boisz się, co będzie, jak będzie i czy będzie ;((
Dlatego bardzo jest Ci potrzebne wsparcie. Najlepiej byłoby gdyby kobiety, które przez to przeszły pomogły Ci, potrzymały za rękę. To jest bardzo ważna sprawa. Najważniejsza. napisz na Psychotekście. Na " związkach" albo na "depresji".
Dowiedz się na miejscu, czy są jakies organizacje pomagające kobietom w podobnej do Twojej sytuacji.
Uwierz mi, ze nie jesteś sama!!!
To jest cały mechanizm. Też o tym wiesz.
Ja Cię męczyć już nie będę. Jestem , jakby co. Napisz na psycho- sama zobaczysz. Sama zobaczysz, jak niemożliwe- małymi kroczkami- jeden ostrożny kroczek, który niczego nie przekreśla, ani do niczewgo nie zobowiązuje. potem drugi, potem już pójdzie! Zobaczysz.
Jeśli dziś wydostanie się z tej spręzyny złych wydarzeń wydaje Ci się zbyt trudne- to postaraj się zapewnić sobie wsparcie ( terapeuty, przyjaciół, wirtualne, zresztą jakie bądż!!!) tak na poczatek. Bo nie jesteś sama!!!
Wierzę, zę siedzisz teraz przed kompem i sobie myślisz- a co ty, albo ty, albo ty możesz o tym wiedzieć! to ja się musze z tym uporać. Wierzę CI. Ale z całą odpowiedzialnością twierdzę- nie jestes sama!!! Jeśli zechcesz zmieć coś w swoim życiu- to musisz zrobić to sama, ale nie samotnie.
Zrobiłaś pierwszy kroczek- teraz pozwól sobie pomóc. i pora na następne!
Trzymam kciuki i przytulam znów- bardzo, bardzo ciepło.
Ja tez trzymam! I pamietaj ze to nie jest niemozliwe - uwolnic sie z takiego zwazku. Gwarantuje ci ze jak pojdziesz za ciosem to za rok najpozniej dwa popukasz sie w czolo i stwierdzisz: dlaczego nie zrobilam tego wczesniej? Wiele razy to slysze a i sama przezylam u osob ktorym wtedy wydawalo sie ze nie dadza rady, ze nie moga bo to czy to. Daly rade. nie jest latwo i przyjemnie ale to sa troski ktore mozna ograniczyc czasowo w przeciwienstwie do trosk jesli sie zostanie...te nie mijaja ale o tym sama wiesz...
Nie wiem, czy w tym wypadku małe ktoczki są wskazane. Uważam, że w takich przypadkach konieczne jest zdecydowane cięcie. Raka nie można wycinać po kawałku. Należy usunąć całkowicie i zdecydowanie a póżniej się cieszyć rekonwalescencją i powrotem do życia. Tego życzę Tobie i dzieciom. Przedewszystkim myśl o sobie. Jak będziesz zdrowa i sprawna, to tylko wtedy zapewnisz dzieciom swoje silne już ramie. Powodzenia i nie pisz już, że żal Ci męża. Za jakiś odległy czas jak będziesz już mocno stała na swoich nogach, to zwyczajnie po ludzku możesz mu pomóc w leczeniu. Powodzenia
Przeczytalam caly ten watek i nie jestem jeszcze w stanie uporzadkowac wszystkich mysli, ale uderzylo mnie to co napisalas wlasnie tutaj, ze "naprawde jestem przerazona, ze zabraknie mi sily i determinacji bo doprowadzic sprawe do konca. Jestem schorowana i wykonczona psychicznie" Dalej piszesz, ze ledwo masz sile posprzatac i czy cos ugotowac.
Kochana Laugasel, Ty juz jestes SAMA, bo domyslam sie, ze to nikt inny tylko Ty utrzymujesz cala rodzine, to Ty dbasz o to zeby dzieci mialy w czym isc do szkoly, to nikt inny tylko Ty robisz wszystko co powinno byc zrobione. Bo nie sadze zebys miala jakas pomoc z Jego strony. Tylko tego jeszcze nie widzisz. Pisze to bo bylam w podobnej, nie tak tragicznej, ale podobnej sytuacji. I tez sie balam, jak sobie poradze sama z dzieckiem w obcym kraju, tez sie obawialam czy wystarczy mi sil i determinacji. Az pewnego dnia siadlam i na spokojnie rozejrzalam sie po moim zyciu i wlasnie dostrzeglam, ze juz JESTEM SAMA, ze sama ciagne i pcham ten wozek bez niczyjej pomocy, a tylko z przeszkodami podkladanymi przez meza. Wtedy tez zdalam sobie sprawe z faktu, ze jak odejde to wcale nie przybedzie mi obowiazkow, a tylko te same obowiazki bede mogla wykonywac spokojnie bez strachu o to czy ktos inny bedzie zadowolony, czy przyjdzie, czy nie przyjdzie i kiedy przyjdzie. Pomysl tylko ile sil i energii tak fizycznej jak i psychicznej poswiecasz obecnie na walke o przertrwanie i strach. Jak zdasz sobie sprawe z faktu, ze wszystkie te sily i energie mozesz wykorzystac na normalne szczesliwe zycie sama z dziecmi bez strachu, to juz bedziesz wiedziala, ze dasz rade. A kazdy nastepny dzien bedzie tylko spokojniejszy.
To zrozumiałe, że po tylu latach życia z tyranem ciężko jest od razu podjąć radykalne kroki. To chyba się fachowo nazywa "syndrom kata i ofiary". Proponowałabym zacząć od jakichś małych rzeczy, które pomogą ci trochę uwierzyć w siebie i jako tako stanąć na nogi. Na początek może założenie swojego konta w banku, do którego mąż (i pośrednio jego matka) nie ma dostępu. Gwarantuję ci, że poczujesz się o wiele pewniej, przynajmniej w razie czarnej godziny nie zostaniesz bez grosza przy duszy. Jesteś i tak w o wiele lepszej sytuacji niż miliony kobiet z gromadką dzieci, które są finansowo uzależnione od swoich partnerów i tylko to powstrzymuje ich przed odejściem. To ogromny plus, że pracujesz!
Nie wiem, na ile jesteś w stanie za swoje pieniądze utrzymać siebie i dzieciaki, ale napewno w razie wyprowadzki od męża jako samotnej matce przysługiwałyby ci jakieś dodatki, np. dofinansowanie do mieszkania, zasiłek rodzinny itp. Tu gdzie mieszkam, samotnym matkom żyje się (przynajmniej finansowo) bardzo dobrze. Nawet, jeśli to życie miałoby być skromniejsze, pomyśl - uzyskasz coś bezcennego - spokój ducha! Zresztą z tego co piszesz, i tak pieniądze odkładane z waszych pensji są przeznaczane dla teściowej.
Nie wiem, czy moje odczucia mnie nie mylą, ale wydaje mi się, że wybielasz trochę męża a całą winę za niepowodzenia w waszym małżeństwie zrzucasz na teściową. Pamiętaj, że mąż nie jest już dawno dzieckiem i sam ponosi odpowiedzialnośc za to, co robi. To trochę tak, jakby mieć w domu męża alkoholika a winą obarczać jego kolegów, którzy wyciągają go na wódkę. Nie czaruj się, że gdyby mamusi nie było, żylibyście w sielance.
Tak jak wszyscy inni, zachęcam żebyś znalazła w sobie siły i odeszła od tego drania. Zobaczysz, kiedy już to zrobisz najpierw poczujesz prawdziwą ulgę a potem zadasz sobie pytanie: czemu dopiero teraz to zrobiłam?
Pozdrawiam!
Kochana Laugase! Piszac na tym forum o swoim losie zrobilas wlasnie ten pierwszy milowy krok. Ten krok chyba najtrudniejszy. Otworzylas sie i opowiedzialas nam i calemu swiatu o piekle, w ktorym zyjesz od 20 lat. Nie zamykaj drzwi, ktore sama otworzylas! Szukaj fachowej pomocy. Na pewno tam gdzie zyjesz istnieje cos w rodzaju Domu Kobiet. Dziewczyny piszace przede mna maja racje. Zbierz wszystkie dokumenty i opusc dom, ktory Cie zabija. Reszta potoczy sie jak lawina, ktora rowniez ma swoj poczatek w platku sniegu. Wierze, ze dojrzalas by odejsc od meza. Nie wierze natomiast, ze jestes przerazona, iz zabraknie Ci sil i determinacji by doprowadzic sprawe do konca. Mysle, ze przeraza Cie sama decyzja, ktora jeszcze nie dokonca podjelas. Wbrew pozorom jestes kobieta bardzo silna i bardzo zdeterminowana. I niestety zrezygnowana. I z tym musisz walczyc. Nie rezygnuj z siebie i swojego zycia. Niestety decyzji o walce nikt nie moze Ci odebrac. Te decyzje musisz podjac sama. Zrob to dla siebie i Twoich dzieci. I jesze jedno. Nie "lituj" sie nad swoim mezem. Ani teraz, ani pozniej. On nie zginie. A na zmiane nie licz. Ten pociag odjechal przed laty i nie ma juz stacji, na ktorej moglby sie zatrzymac. Ty w swoim pociagu jestes od lat sama. Pociagnij za hamulec i wysiadz chocby w szczerym polu. Otworz oczy a na horyzoncie dojrzysz ZYCIE, Twoj nowy cel.
Pisz do nas. Calym sercem jestesmy przy Tobie. Uwierz w siebie!!!
kochana...skończ z nim....nawet nie dla siebie tylko dla dzieci. pisze to jako własnie dziecko, co prawda mam juz 23 lata. mysle teraz nad jakąś terapią dla siebie, ale cieżko jest sie zabrać za siebie i umówić sie na wizyte. :(
otóz ojciec znecal sie nad moją matką psychicznie, babcie(swoją matkę takze wyzywał od najgorszych) bardzo czesto były awantury, w trakcie których przylatywał z nożem z kuchni mówiąc, że zaraz poderżnie sobie gardło i to wszystko przy nas...przy swoich dzieciach....ile razem z bratem, babcią wylaliśmy łez.....teraz też cięzko mi pisac jak sobie to przypomne..
straciłam dzieciństwo...nigdy nie miałam ojca tylko znęcającego sie psychicznie potwora...do dziś go mam. mama wyprowadziła sie od nas jakieś 2lata temu, ale prawie codziennie ją widuję...teraz jest lepiej dużo lepiej... mozna powiedziec, ze pogodziłą sie z ojcem, nieraz u niej nocuje nawet...ale co z tego, za jakiś czas znów wybuchnie i bedą kłutnie groźby, ale matka teraz ma przewagę, jest niezależna!.
ja nie wiem co to jest rodzina.
mam nadal wielki żal do niej o to że przez ten jej strach straciłąm z bratem dzieciństwo, przez to, że nie odeszła i nie zabrała nas gdzieś. nienawidziłam niedziel i swiąt zawsze były awantury. te znecanie sie psychiczne, wyzywanie...
przez takie dzieciństwo nie potrafie kochać, nigdy nie miałam chłopaka...mam wielkie powodzenie, ale nie moge przełamać tej bariery, czegoś sie boje, boje sie związku i nie moge sie tego pozbyć. nie potrafię rozmawiać z matką, o ojcu juz nie wspominając.
przepraszam, że napisałam to w Twoim wątku, ale poczułąm, że musze to z siebie wyrzucić, jeszcze z nikim o tym nie rozmawiałam.
uciekaj od niego i daj dzieciom dorastać bez strachu, bo pozniej taka przeszłość może zostawić wielkie głębokie blizny na psychice. weź to do serca, tak mogą sie czuć Twoje dzieci.
Kinka, Ty też właśnie zrobiłaś wielki krok do przodu w drodze do szczęścia i normalności. Napisałaś to wszystko, bo w środku buntujesz się, że los zmusił Cię do uczestniczenia w chorej sytuacji. Jest Ci teraz trudno odblokować się i normalnie żyć jak większość Twoich koleżanek - zaufać mężczyźnie, zakochać się i układac sobie własne życie. Bardzo mądrze doradzasz autorce wątku więc mam nadzieję, że zechcesz teraz mnie "wysłuchać". Być może nie zgodzisz się ze mną, ale jestem przekonana, że jeżeli tylko postarasz się o pomoc psychologa, to on pomoże Ci odblokować się na mężczyzn i tym samym dasz sobie szansę na własne szczęście rodzinne. Nie możesz się poddać. Czas umyka i im szybciej znajdziesz pomoc, tym szybciej poczujesz się "wolna". Tak, jak Ty dziś "mówisz" Laugasel, tak ja Tobie - WSZYSTKO ZALEŻY TYLKO OD CIEBIE, SZCZĘŚCIE JEST W TWOICH RĘKACH. Siegnij po nie proszę i pójdź na spotkanie z psychologiem. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i trzymam kciuki żebyś nabrała sił i przełamała tę chorą "nić".
Twój wpis potwierdza moją opinię, że najbardziej bezsensownym jest tłumaczenie utrzymywanego na siłę związku dobrem dzieci!!! Jakie dobro??? Co dobrego dzieci widzą w takich związkach???
Musisz się przełąmać bo możesz zafundować sobie podobny związek. Straciłaś dzieciństwo, nie trać młodych lat i związanych z tym możliwości i radości. dasz radę.
tak, te chore związki niby dla dobra dzieci. a jeszcze co jest wg mnie chore!? to kościół...wiem, wiara czyni cuda...ludzie sie zmieniają ...trzeba byc dobrym, wybaczać, pomagać...CIERPIEC. co Bóg złączył i te bla bla bla... ojciec zawsze powtarza, ze wzieli slób kościelny i nie ma rozwodów i bla bla... to samo cała jego rodzina...i co ma nas pozabijać jesli nie dosłownie to psychicznie? takich ludzi sie nie wyleczy, to są bomby, nie wiadomo kiedy wybuchnie.
ja ciągle mieszkam z ojcem,babcią i bratem ale odkąd mama sie wyprowadziłą jest o niebo lepiej. tez oczywiście czasem krzyczy, musimy z bratem dużo ukrywać, np. wczoraj brat( ma prawie 19 lat) miał wrócić o 22, byłą 22:06 a ten dzwoni do niego z awanturą czemu go jeszcze nie ma w domu. brat powiedział, że poszedł z kolegami na kebaba... to ojciec do mnie, ze tylko tracimy pieniądze, że jak syneczek taki mądry to niech nocuje u koleszków i zaczął naprawiać stary zzacięty amek w drzwiach zeby brat nie mógł dostać sie do domu jak wróci...Paranoja! na szczeście zaraz mu przeszło i wszystko było ok, ale co sie nasłuchałąm to moje. to jest choroba wiem, ale gdybym miała pieniądze i możliwość zamieszkania gdzieś inndziej niezastanawiałabym sie...
i jeszcze jedno, teraz gdy ojciec jest w miare spokojny, daje mam pieniądze na utrzymanie cieżko by mi było stracić z nim kontakt, ale kiedyś gdy mieszkała z nami mama, chciałam zeby ojciec zdechł..nawet nie umarł. gdyby wtedy odeszła myślę, że byłoby mam o wiele lepiej.
także kochani....jak macie dzieci i takie sytuacjie w domu przemyślcie co bedzie w przyszłości! nie czekajcie, ze moze sie zmieni na lepsze...pewnie jeśli Was nie wykończy psychicznie stanie się lepszy ale na jak długo? pozniej bedzie Wam tylko ciężej odejść, bo pomyślićie...może jak teraz jest spokój to bedzie tylko lepiej... gówno prawda...przeszłość i te blizny zawsze bedą sie ciągnąc poki nie stracicie potwora z oczu!
Ja doskonale Ciebie rozumiem. Wiele razy próbowałam uciec od męża właśnie ze względu na dzieci. Ale bez jakiejkolwiek pomocy on zawsze mnie odnajdował i tak manipulował dziećmi i mną ,że wracałam. Raz nawet przez prawie 5 lat był prawie normalny, nie było żadnych awantur idt. Pisałam o teściowej dlatego, że kiedy nie miał z nią kontaktu był normalnym człowiekiem. W jego dzieciństwie to ona była katem i oprawcą. Jego koledzy zawsze mówili,żebym uważała bo to wariatka co chłopów bije wszystkich. On widocznie do tej pory jej się boi i nie potrafi powiedzieć nie. Ale teraz to już jego problem!!!! Jego brat jest tak samo uległy dla niej jak on. Jego żona próbuje walczyć z nią , ale skutek jest niestety tylko chwilowy. On traktuje mnie jak koło ratunkowe i dlatego najpierw go traktowałam jak człwoieka , podobnego do mnie, bo moja mama tez mnie żle traktowała, a potem jak własnego pacjenta. I teraz ja już mam dość. Ja chcę spokoju dla moich dzieci i siebie samej , o mi go trzeba mam 42 lata i 7-o miesięcznego synka. Teraz dla niego i jego 7 letniego braciszka muszę być silna i spokój mieć. Dobrze,że teraz czasy się zmieniły i mam szansę na lepsze jutro. Mam do Ciebie prośbę, porozmawiaj ze swoją mamą raz a szczerze aż do bólu. Ja ze swoją Martynką rozmawiam na te rudne tematy i ona oczywiście ma swoje zdanie i za to bardzo ją kocham , a ona mnie. Dobre i to. Kiedy mówi,że ma najlepszą mamę na świecie, bo dawałam jej tyle ile mogłam w swoim trudnym życiu. Szanuje mnie za to,że jestem dobra dla innych, potrafię się cieszyć życiem walczyc o swoje jak szalona i nigdy nie pozwoliłam się stłamić tyranowi, zachowując swoją godność. Podobnie jest z synem, potrafilam szczerze z nim rozmawiać na te okropne tematy. On jednak chce,żebyśmy byli mimo wszystko razem. On stara się wymazać okropny ojca obraz. Ale jest całkiem inny od niego, szanuje swoją kobietę i docenia ,że mam w niej przyjaciela i powiernika. A dziewczyna naprawdę go kocha i myslę,że mnie lubi bardzo. podobnie jak chłopak mojej małej. Ich rodzice też mnie szanują i lubią. To dla mnie wiele znaczy.Pozdrawiam Ciebie serdecznie i kochaj swoją mamę. Bo jej to też bardzo potrzebne. Taka wojenna miłość jest najsilniejsza!!!
Klinka dziewczyno kochana pozwol najpierw sie choc wirtualnie przytulic....Nie boj sie isc do psychologa...diabel nie taki straszny jak go maluja. Moze i brat by poszedl? Wiesz to co przeszliscie trwalo latami i lata cale musialyby przeminac, jesli w ogole, aby sie tych obaw lekow pozbyc ale przeciez czas nie stoi w miejscu. Jestes mloda atrakcyjna i warto, ten czas skrocic wlasnie terapia. Dlaczego masz sie meczyc, narazac na zly wybor w partnerstwie - podswiadomie oczywiscie. Ty zasluguijesz na to co najlepsze, na czlowieka i na milosc z calego serca. Zrob terapie, poznaj siebie odprawisz wtedy leki w kat i zaczniesz zyc Twoim zyciem. Pewnie, ze ta decyzja latwa nie jest i na pewno w czasie terapi poplyna nieraz lzy ale te lzy beda leczyc twoja dusze. Pamietaj tez bo to jest wazne: jest jak bedziesz wybierac psychologa aby on do Ciebie pasowal tzn. jesli zle sie u niego czujesz komunikacja czy zaufanie nie funkcionuje to zmien. Najlepsze rezultaty daje terapia zbudowana na zaufaniu i tej chemii ktora musi byc miedzy pacjentem i psychologiem. Sciskam serdecznie!
Przeczytałam caly wątek... Rozumiem Cię bardzo dobrze, sama przeżyłam 15 z latz psychopatą, tez mam za sobą cięzkie dzieciństwo. Były mąz wiele razy chciał mnie zabić, znęcal się na wszelkie sposoby. Był pewien, ze nie odejdę. Wiele razy myślalam o tym jak skutecznie i bezboleśnie popełnuć samobójstwo, Odeszłam, wzięłam z nim rozwod wynajęlam mieszkanie , ktoś mi pomógl, bardzo wiele osób mi pomoglo. zaczęły sie dziać rzeczy o jakich nie mogłabym nawet marzyć. Dziś mam cudownego, nowego męża jesteśmy szczęsliwi, razem z moja córką.
Dlatego PROSZE CIE!!! ODEJDZ OD NIEGO. I wytrwaj w tej decyzji cokolwiek się będzie działo. Dasz sobie radę, jestes silną wspaniała kobietą. Za rok dwa będziesz wspominała to co było jak zły sen.
Tak sobie myślę, że łatwo nam wszystkim powiedzieć „odejdź, uciekaj jak najdalej od sprawcy- kata, jesteś młoda, ułożysz sobie życie”.
Łatwo nam udzielać rad i pokazywać, że są inne wyjścia z sytuacji, że można żyć inaczej, ale co z tego kiedy nie ma się w sobie tyle siły, by coś zmienić, by spróbować powalczyć o swoją przyszłość, by uwierzyć w siebie i udowodnić sobie, że zasługuje się na inne życie- na godne życie. Co z tego, że nawet kiedy ofiary przemocy w rodzinie dowiadują się co mogą zrobić, by zmienić swoje życie- nie potrafią. Dlaczego nie potrafią?- bo kochają mimo wszystko tego sprawcę, bo wierzą, że się zmieni, bo czuja się odpowiedzialne za dom, za rodzinę, bo marzą o tym, by było normalnie, bo boja się zmian, bo uważają, że sobie nie poradzą… Często żyją w związkach, w których słyszą „beze mnie zginiesz, beze mnie nie poradzisz sobie, nikt tak jak ja nie będzie Cię kochał”, żyją w przekonaniu, że są gorsze, mało wartościowe, że nie potrafią zrobić nic, by zmienić swoje życie. A przecież tak naprawdę są cudownymi osobami, które gdzieś tam zatraciły wiarę w siebie, które marzą o normalności, o byciu docenianą, kochaną, a przede wszystkim szanowaną.
Łatwo nam to wszystko pisać, gorzej ofierze uwierzyć w to, że tak naprawdę tylko ona może przerwać piekło, w którym się znalazła- nikt za nią tego nie zrobi. My możemy udzielać wskazówek, pokazywać drogi wyjścia, ale tylko ofiara może przerwać przemoc domową, bo tylko ona musi tego chcieć
Grażynko, nawet jeśli podejmiesz decyzję różniąca się od tych, które przeczytałaś na forum, pamiętaj, że to będzie twoja decyzja i nikt nie ma prawa potępić cię za nią, bo tak naprawdę przeczytaliśmy tylko kilka zdań z Twojego życia, przeczytaliśmy tylko mały urywek dotyczący Twojej sytuacji życiowej. Nie wiemy tak naprawdę jak do tego doszło, jakim człowiekiem był kiedyś Twój mąż. Wiemy tylko, że jest chory, że jest pod ogromnym wpływem matki. Być może gdyby otrzymał specjalistyczną pomoc, uświadomiłby sobie, że to co robi jest złe, że krzywdzi nie tylko Ciebie, ale i siebie.
Pozdrawiam cię serdecznie Grażynko- pamiętaj, że nadzieja zawsze umiera ostatnia, więc nie wolno ci jej tracić. Wierz w to, że i kiedyś dla Ciebie zaświeci słonko- prędzej, czy później, ale zaświeci- Kasia
Przeczytałam cały wątek i zalewam sie łzami....
Boże, jak można coś takiego robić własnej żonie, dzieciom...
Kochana, dzwoń do syna niech rzuca wszystko i przyjerzdza z pomocą, nie wstydź sie prosić o pomoc, na nic te wszystkie rady jeżeli Ty nie wyciagniesz ręki.
Pozdrawiam Cię mocno Teresa
Swierzbil mnie jezyk, ale Kasia z Plocka odpowiedziala rowiez za mnie. Wszyscy tutaj maja radykalne odpowiedzi, wiedza co dobre/zle..Na dodatek wszyscy sa pewni wlasnych racji. Ja tez jestem pewna, ze najlepszym wyjsciem byloby sobie pojscie
precz. Ale to nie ja jestem na miejscu Grazyny, to nie ja weszlam w te straszliwie emocjonalne zwiazki z tesciowa i jej synem.
Natomiast jestem dumna z tego, ze choc troche ,pomoglam podniesc do gory glowe jednej z naszych zaprzyjaznionych WZtkowiczek.
Ale powiedzcie, czy za jedna rade i nawet chec do pomocy, wymagac mamy prawo do dostosowania sie do do owej rady, bo inaczej basta z pomoca?
Ja nie mam wiekszej mozliwosci pomocnej, ale z ogromna przyjemnoscia zapraszam Cie do Paryza
Dziewczyny bardzo , ale to bardzo teraz ryczę. tym razem ze szczęścia. Bardzo Wam wszystkim dziękuję za wszystko. Teraz nie będę mogła nic pisać,aż do poniedziałku. Dwa dni z nim w domu, a wokoło nikogo , najbliższy dom mojej sąsiadki jest 5 km od nas. Ale dam radę!!!! Są jeszcze telefony w razie czego.
Kochana a nie moglabys moze pojechac do dziecka czy cus? Jesli nie to trzymam kciuki za ciebie i bede myslec cieplutko. Niech cie opatrznosc chroni.
Ach kokiliko i Lugasel wiadomo ze najlepiej bedzie odejsc lecz gdy nie staczy sil? Rozumiem Twoja i Kasi wiadomosc i dolaczam sie. Lugasel wszystko jedno co zrobisz bo oczywiscie decyzja nalezy do Ciebie bede to szanowac a jak chcesz pogadac to sluze gg. Moze nie dzis bo siedze na walizkach przeprowadzkowych ale od maja.
Ja napisze ci dość dziwnie. Jeżeli miałaś mysli samobójcze to jesteś mocno zdesperowana i jest ci obojętne co się z tobą stanie. Zabicie się to dla ciebie była by wielka porażka. On by zwyciężył. Odejdź od niego i nie bój się. Boisz się, że jak odejdziesz to cię on zabije, a przeciez nie boisz się śmierci więc nie masz nic do stracenia i walcz o swoje szczęście. Jeżeli on ci coś zrobi to on poniesie porażkę. Można go też ubezwłasnowolnić i wtedy nie mógł by sam zarządzać kontem ani podejmować żadnych decyzji prawnych. Nie wiem oczywiście jak jest w Islandii ale w Polsce jest tak, że jak stwarza zagrożenie to można go zmusić do leczenia. Decyzję taką daje sąd. Wiem co piszesz i sama to przeżyłam bo moja mama chorowała na chorobę psychiczną 8 lat. Mineło już od jej śmierci 6,5lat a wspomnienia nadal są ciężkie ale już dużo lepsze niż kiedyś. Mimo, że było tak strasznie i dużo nerwów żeśmy zjedli bardzo zdziwił mnie mój tata. Nie zostawił jej i po jej śmierci płakał, nie jadł i duzo schódł. Ja myślałam, że będzie się cieszył, że koszmar się skończył.
Laugasel, czekalam cierpliwie na wszystkie madre slowa,,,
Moja reflekcja to : szukasz wyjscia z sytuacji beznadziejnej, napisalas o odebraniu zycia sobie i najmlodszym dzieciom, oskarzasz tesciowa i meza za wszystkie niepowodzenia przez 20 lat. To ja mam jedno pytanie, dlaczego masz 7 miesieczne dziecko po tylu latach terroru z czlowiekiem nieodpowiedzialnym za siebie? Nie powiesz mi , ze nie ma srodkow antykoncepcyjnych w Islandii!
Z calego watku wyciagnelam wniosek, ze Ty najbardziej potrzebujesz pomoc psychologa, zebys bron Boze nie zrobila krzywde dzieciom.
Ty nie czujesz zadnej odpowiedzialnosci za swoje dzieci, bo jak Twoja corka moze myslec o zabiciu wlasnego ojca???? Syna wciagasz we wlasna beznadziejnosc, bo przyjedzie odrazu z pomoca?
A potem nastepne sprawy: jakis tam dom wartosciowy i jakies mieszkanie , czyli finanse wazniejsze od zycia Twojego i Twoich dzieci,,,nie rozumiem!
Przykro mi to pisac, ale ktos musi Ciebie sciagnac na ziemie, boisz sie o wlasne zycie, watpie, jak bys sie bala , to bys juz dawno zabrala male dzieci i odeszla bez wzgledu na majatek pozostawiony tesciowej.
Twoj maz nie zostanie kompletnym zerem, jak od niego odejdziesz, nie ludz sie tym. Tesciowa tez przezyje.
Zastanow sie o czym piszesz, bo ja odbieram to bardzo dziwnie.
Pozdrawiam tineczka
Droga Tineczka, jezyk masz co prawda ostry, ale w pewnym stopniu podzielam Twoje zdanie. Pieklo w domu i male dziecko trudno zrozumiec. Laugasel niewatpliwie potrzebuje pomocy psychologa, a moze nawet psychiatry. Sama o wlasnych silach nie ma najmniejszej szansy na zmiane zycia. Nadzieja na zmiane i lepsze czasy z mezem sa w niej silnie zakorzenione. Zauwaz, ze Laugasel wspomina rowniez kilka lat spokoju gdy jej maz zdawal sie byc normalnym czlowiekiem. Nie wiemy tez nic o jej uczuciach do niego. To bardzo wazny aspekt. Uczucie sprawia, ze szybko wybaczasz i starasz sie pamietac to co bylo dobre. No i masz wieczna nadzieje, ze to dobre i piekne jeszcze wroci. Laugasel musi albo stracic uczucia do meza, albo calkowicie w 100% stracic nadzieje na lepsze zycie z mezem. Ona musi CHCIEC od niego odejsc. Dopiero wtedy zrobi to rzeczywiscie konsekwentnie i nie da mezowi najmniejszej szansy na powrot.
Nie zgadzam sie natomiast z Toba, jezeli chodzi o kwestie odpowiedzialnosci za dzieci. Zauwaz, ze Laugasel bardzo pozytywnie i cieplo pisze o dzieciach. O ile sie jednak nie myle jej syn nie chce by Laugasel odeszla od ojca. No i male dziecko w tej sytuacji. Mysle, ze Laugasel mimo wszystko w jakims stopniu panuje nad cala sytuacja. Mysle, ze to przede wszystkim ona jest obiektem atakow meza. Dzieci albo byly zostawiane przez ojca w spokoju, albo Laugasel skutecznie chronila je przed nim. Szczegolow nie znamy.
Moim zdaniem Laugasel, jak i kazda inna kobieta w takiej czy podobnej sytuacji, powinna przede wszystkim odejsc od meza DLA SIEBIE, nie dla dzieci. Jazeli ona ona sama odnajdzie spokoj i szczescie, automatycznie obdarzy tym samym dzieci. Po prostu szczesliwa i zadowolona matka ma takie same dzieci.
Z calego serca zycze Laugasel by udalo jej sie to osiagnac.
Serdeczne pozdrowienia dla WSZYSTKICH.
Elisabeth
Podziwiam cię Laugasel za to ,że masz siłę pisać o tym wszystkim tutaj na forum .Powiem tylko ,że ja przezyłam podobną historię jako dziecko . Życzę ci abyś wybrała dobrą drogę do WŁASNEGO !!! szczęścia .Dasz radę ,powodzenia
Kochana Tineczka, to co piszesz jest cierpkie, ale nie pozbawione logicznego myślenia. Powiem ci więc o co chodzi. Ja przez wiele lat musiałam przystsowac się do tej chorej sytuacji. Bo nie mogłam dosłownie liczyć na jakąkolwiek pomoc i to dosłownie, chociaż czasami próbowałam. Myślę ,że wtedy ktokolwiek mógł mi pomóc ie byłam bym teraz w takiej sytuacji. Ale skoro mysiałam z nim żyć. To walczyłam o swoje, nie chcę pisać szczegółów bo to zbyt bolesne. Ale dużo osiągnełam: mąż nie pije, pracuje, nie podnosi ręki idt. Wydawałoby się ,że jest OK. Ale od pewnego czasu jego stosunek do mnie stał się narawdę okrutny. Praktycznie nie ma godziny,żeby mi nie dokuczał. Jeżeli powiem do niego jakiekolwie zdanie on je zawsze obróci przeciwko mnie. I nie ma wyjątków od tej reguły niestety. Ja nidybym nie dopusciła mysli,żeby sobei coś zrobić lub swoim dzieciom. Ale własnie parę dni temu złapałam się na takiej myśli. W takiej sytuacji jestem zdolna do wszystkiego nawet zdobyłam się napisac o tym na publicznym forum. Ciekawa jestem czy Ty bys miała odwagę? Powiem jedno wątpię w to szczerze. Żebyś mnie znała nie pisałabys takich rzeczy. Ae masz prawo pisać ,bo nie wiem czy ja bym czegoś podobnego nie napisała? Wiesz myslę ,że tak. Kiedy widzę moje znajome w podobnej sytuacji jak ja , to radzę im
UCIEKAJ PÓKI CZAS, UCIEKAJ DZIEWCZYNO RATUJ SIEBIE PÓKI NIE JEST ZAPÓŻNO.Ale ja w przeciwieństwie do Ciebie nie neguję ich, bo to tylko ich może pogrążyć i upewnić im ,że naprawdę są zerami. Jeśli chodzi o mój majątek, to ciekawa jestem czy ty tez tak wspaniałomyslnie zostawilabys wszystko swoim wrogom? Łatwo napisać!! Ja nie chcę,Ciebie o nic podejrzewać ,ale mi się wydaję,że Ty też masz jakieś problemy do których nie chcesz się przyznac nawet przed samą sobą. Znam takie osoby niestety. I wiesz: jest mi ich bardzo ale to bardzo żal. Zastanów się nad tym. Ja nigdzie nie napisałam,że jestem idealna. Więc nie musisz mnie oceaniać . Mam wielki żal do siebie samej,że wybrałam moim dzieciom tak porypanego ojca.A to ,że wybrałam drogę przysłowiowej siłaczki, wcale dla mnie nie jest powodem do dumy!!! Wcale , a wcale!!! Teraz przeżywam załamanie nerwowe, i co .Każdy może je przechodzić. to
TO NIE WSTYD!!!!!. Bo według Ciebie to chańba przyznać się do porażki i prosić o pomoc. Szkoda mi w tej momencie Ciebie. Wiesz raz się jest na wozie, a raz pod wozem. Jeśli napiszesz,że masz idealne życie. To wsadz to miedzy inne bajki. Ale ja oczywiście życze Ci jak najlepiej, bo lubię Ciebie. Jeśli przeczytaś wszystko to wiesz,że ja raczej nie jestem płaczką, i nie pozwalam na bycie bierną ofiarą. I może dlatego jestem w tej sytuacji, bo przecież ja wszystkom potrafię, nawet zmienic swego męża. I tu niespodzianka!!! Nic
z tego!
Laugasel
A ustaliłas sobie już plan działania? Taki konkretny, logistyczny? W stylu najpierw zrobie to i to, potem ...?
Naprawdę gorąco namawiam Cię na terapię. Tam powyżej padła opinia, ze byc może potrzebujesz pomocy psychiatrycznej. Podzielam tę opinię. I to nie z takiego powodu, ze uważam Cię za osobę pomyloną, tylko po prostu- psychiatra jest lekarze, a tylko lekarze moga przepisywać lekarstwa. Nie każdy psychoterapeuta jest jednoczesnie lekarzem. Piszesz o swoim załamaniu nerwowym, piszesz też, zę podjęłaś decyzję o odejściu od męża. Będziesz potrzebowała bardzo dużo siły. I spokoju. Na króótką metę - w tym pomogą Ci lekarstwa.
Zachęcam Cię tez do napisania na Psychotekście. To jest forum WSPARCIA dla osób z różnymi problemami. W regulaminie jest zapisany ZAKAZ oceniania i wywierania presji, więc takie wpisy jak powyzszy Tineczki raczej Cię nie spotkają.
Nawet jeśli wiesz już co zrobić, naprawdę będziesz tego wsparcia potrzebowała. Spotkasz się z życzliwością i może ktoś KTO BYŁ W TAKIEJ SYTUACJI NAPRAWDĘ , A NIE PRZYODZIEWA SIĘ TYLKO W SZATY WYSOKIEGO SĄDU, poda Ci rękę, podzieli się swoim doświadczeniem, przytuli jeśli będzie trzeba, da lekkiego kopa.
Nie będziesz się musiała nikomu tłumaczyć, dlaczego nie odeszłaś, dlaczego nie zrobiłas tego, albo tamtego.
Naprawdę wydaje mi się, ze takiego wsparcia potrzebujesz.
W regulaminie psycho jest tez zapis- w gromadzie jest wszystkiego wiecej- nadziei, pomocy... Ja w to wierzę. Nie jesteś sama.
Wiele kobiet przez to przeszło.
Podziwiam Cię za to, ze odważyłaś się napisać, ze przełamałaś barierę wstydu. Wierze, ze w momencie totalnego dna- jest ten impuls do odbicia się. Wierzę, ze jesteś na tym etapie. Że wytrzymasz.
Przytulam.
Damy radę, Kochanie.
Oczywiście,że masz rację. Wlasnie dlatego napisałam tutaj.Nic jeszcze nie myslę o przyszłości, nie mam żadnych konkretnych planów.
Słowa,słowa,słowa...
Wszystko i tak zależy wyłącznie od Ciebie.Terapia?!
Moja mama była w podobnej sytuacji daaawno temu.Jako dziecko przyglądałam się temu,co się dzieje...
Nie mieszkałyśmy z mamą w domu ponad pół roku.Ojciec miał w zawieszeniu za groźby i znęcanie się.
I co?Urodziła się siostrzyczka...,a ja mam zrytą psyche po dzień dzisiejszy.
Trzymaj się!
To chyba najlepszy przyklad, do czego doprowadza banie sie i nie zmiemianie sytuacji dziecka w chorym zwiazku miedzy rodzicami,,,
Zawsze dzieci sa ofiarami do konca zycie, niestety.
Do psychiatry pownnaś pójść. Jest to przecież normalny lekarz. Jedni chodzą do kardiologa inni do ortopedy a inni potrzebuja psychiatry, W ASA ludzie to zrozumieli nawet są psycholodzy dla zwierząt a u nas jest to temat wstydliwy a tak nie powinno być.
Kochana, ja tez moge Cie przytulic i usprawiedliwiac Twoje dzialanie na niezmienianie Twojego zycia. Usprawiedliwic wszystko co uwazasz przeszkoda na ten najwazniejszy krok w Twoim i Twoich dzieci zyciu : spokoj, szczescie, bezpieczenstwo, normalny usmiech na kazdego buzi od rana do wieczora i kazdego dnia.
Ja tego nie chce robic, bo tylko dam Ci nastepna szanse na nastepne lata w piekle, i nie daj Boze nastepne malenstwo urodzone w tym zwiazku.
Ja mysle, ze Ty naprawde potrzebujesz otrzasnac sie , "wytrzezwiec" od uzaleznienia i zmienic kompletnie wlasne zycie i zycie Twoich dzieci. Najwiekszym skarbem dla Ciebie bedzie usmiech Twoich dzieci i moze fakt, ze te najmlodsze maja jeszcze szanse zapomniec , bo te dorosle juz maja traume na cale zycie.
Jak napiszesz, ze juz jestes wolna, szczesliwa, spokojna i niczego sie nie boisz, to ja usciskam Cie tysiac razy!!!!
Narazie , "kopniaka" w pupe sle i do dzialania, zycie jest tylko tu i teraz i nic nie zabierzesz ze soba na "druga strone"!
Serdecznosci i dobre fluidy sle Tobie!
tineczka
Laugasel, na Islandii mozesz szukac pomocy. Nie wiem w jaki sposob sie komunikujesz z tubylcami. Brak znajomosci jezyka jest duzym problemem i duza bariera. Mam nadzieje, ze wladasz albo islandzkim albo angielskim na poziomie takim by moc o te pomoc zawolac. Masz prawo prosic o pomoc policje, zapytac o osrodki do ktorych mozesz sie udac. Sprobowac mozesz zapytac rowniez mailowo (bo chyba daleko od Reykjaviku jestes) w AHUSie, pracuje tam mily Mirek i mozesz zadzwonic i po polsku go zapytac o porade, w AHUSie rowniez sa darmowe porady prawnika, ale to znow odleglosc. MOzesz jednak pisac mailowo i sie dowiadywac. Masz dostep do komputera wiec to moze byc pierwszy krok ktory zrobisz. Na Islandii dziala rowniez towarzystwo kobiet. Sa kobiety roznych narodowosci i mysle, ze one chetnie Cie pokieruja.
Konsulat http://www.reykjavik.polemb.net/index.php?
Kvennaráðgjöfin – Kvennaráðgjöf býður upp á ókeypis lagalega og félagslega ráðgjöf fyrir konur. Ráðgjöfin er opin á þriðjudagskvöldum milli klukkan 20.00 og 22:00 og á fimmtudögum frá 14:00 til 16:00. Hún er staðsett á Túngötu 14, sími 552 1500.
Laugasel, trzymaj się. Mam andzieję, że wszystko ułoży się po Twojej myśli. Nie bedę nic radzić, bo jest tu tyle mądrych słów. Po prostu trzymam kciuki.
Chociaż nie, może cos poradze...jesli chodzi o majątek, o ten dom na który Ci zależy, to moze poszłabyś po poradę do jakiegoś prawnika?
Moze ktoś tu w Polsce zna kogoś, kto by Ci doradził? Są przecież udzielane darmowe porady prawne, ja bym coś atkiego poszukała. Szkoda, zebyś straciła to na co Ty także pracowałaś. Chyba ważne będzie, czy dom jest na kogoś zapisany. Kurcze, nie mam pojęcia, jak to wygląda na Islandii. Wiem, ze w Polsce małżonek, który opóscił dobrowolnie mieszkanie, może zostać nawet wymeldowany. Warunkiem jest, że osoba wymeldowująca udowodni, że ta druga osoba dobrowolnie opuściła mieszkanie i w nim nie przebywa. Tak więc pasowałoby sie wszystkiego dowiedzieć w tej kwestii, żebyś nie została an lodzie.
Masz rację, ze walczysz o swoją własność...ja bym nie odpusciła.
Musisz mieć teraz dużo siły, zero załamania, walczysz o siebie i o dzieci. Powodzenia!
Pozdrawiam cieplutko!
Kochane dziewczyny. Ja zamknę ten wątek , bo on juz spełnił swoje zadanie. A poza tym trochę się boję. Dziś polazę do lekarza po środki na uspokojenie, bo te łzy teraz mi lecą niekontrolowanie. Bardzo mnie to dotatkowo denerwuje!!! Muszę się pochwalić, że decyzja już zapadła. Bo jeżeli ktoś jest bezwględny dla swojej kobity jak jest w ciąży, i jak karmi jego dziecko. To nie ma co liczyć na poprawę kiedykolwiek. Wczoraj se tak pomyślałam. Ja byłam jego jedynym przyjacielem to mnie poniżał,a mama najgorszym wrogiem to jej podlizywał się. To może jak ja będę wrogiem to też nie będzie mnie gnębił, tylko był inny. Tak czy tak bardzo wszystkie mi pomogłyście i za to was mocno ściskam . Proszę już nic nie piszcie tutaj. I jestem Wam bardzo wdzięczna. Będę miała dziś ciekawą lekturę, bo czytałam wszystko raczej wyrywkowo. Nie miałam sił i sposobności do tej pory.
Chcę tylko dopisać,że siostra wychowywała się u dziadków,bo w domu żadnej zmiany...
Szantaż,że spali dom...Zastawił pułapkę sam na sobie-zginął tragicznie...
Teraz wraca tylko w snach...na szczęście...
Na prośbę założycielki zamykam wątek, mając nadzieję, że wkrótce się do nas odezwie z dobrymi wieściami.
Trzymamy kciuki i prosimy, abyś nie poddawała się.
Czekamy, napisz jak najszybciej