Poruszono taki temat "kochaj blizniego swego..." dopisalam od zaplecza, bo jestem niesamowicie ciekawa jak wy wszyscy drogie zarloki pomagacie swoim bliskim. Tym w zasiegu reki. Nie chodzi mi o % ktory odprowadzacie od podatkow na cele charytatywne dla swietego spokoju. Chcialabym, zebyscie sprecyzowali na konkretnych realnych przypadkach, w jaki sposob na codzien pomagacie bliskim, jak czesto, w jakich okazjach i sytuacjach....powinna byc burza postow
Proste pytanie, prosta odpowiedź. Od prawie 7 lat opikuję się mamą. W maju skończy 85 lat. Przeżyłem jej jedną operację polipa na jakimś jelicie oraz zawał z korego ją w zasadzie uratowałem nie czekając na przyjazd pogotowia. Mama jest prawie sprawna fizycznie i psychicznie, ale jest to zajęcie bez wolnego, bez wyjazdów na koncerty, a jeśli już to na takie jakie jej pasują, a mnie nie. Nie narzekam. Mógłbym gorzej ten czas spędzać. Oczywiście mam tego nieraz serdecznie dość, ale ponieważ sam się tego podjąłem więc nie jest mi za bardzo ciężko. W tym wszystkim najfajniejsze jest to, że przez prawie całe dorosłe życie mieszkałem od rodziców ok. 900km koleją i widywałem się z nimi raz na kilka lat. Okazało się, że mam pod opieką prawie obcą kobietę, która ni jak nie jest podobna do tej, którą żegnałem idąc do wojska. Takie fajne kolejne życiowe doświadczenie.Pozdrawiam
To bardzo piekne co robisz, jest troche zadkoscia, zeby syn opiekowal sie mama, najczesciej zajmuja sie tym kobiety. Zycze sily, wytrwania, cierpliwosci i milosci na kazdy dzien.
Szczerze mowiac, to chodzilo mi o cos innego....opieka rodzicem czy dzieckiem jest jakby fizjologiczna, ale chwala Tobie. Pozdrawiam
Wczoraj przenocowałam osobe która nie znałazła miejsca do spania u swojej córki .. przyszła pózno w nocy ......... zapłakana , głodna , wystraszona ! Na pare dni bedzie u mnie , bo ma sprawy do załatwienia . Pomoc bliznim .. wcale tak nie mysle ..tak mnie rodzice wychowali .. jesli mozesz pomóc zrób to ! Nigdy nie wrzucam pieniezy na zadne szumne akcje , orkiestry .. pomagam ale musze wiedziec komu podaje reke , wspieram konkretną osobą nie insytujcje charytatywne , które trzeba utrzymać . Pozdrawiam !
Megi wlasnie taka pomoc jest najtrudniejsza, taka, ktora nie jest nam wygodna, bezinteresowna, udzielona obcej osobie...
Jestem z moją przyjaciólką,na codzień i od święta.Mam swoją rodzinę,swoje obowiązki,i swój kawałek czasu gdy jestem z nią.Wspieram fizycznie,psychicznie,dzielę się wszystkim(czego zresztą ona mnie nauczyła).Byłam z nią przedtem,a jeszcze bardziej jestem teraz gdy zmaga się z śmiertelną chorobą.I wiem przejdziemy przez to razem.Bo bedzie dobrze.Musi być!!!
Wlasnie, i patrzysz na jej cierpienia i wcale nie jest to mile, strach i bezsilnosc, chcialoby sie zwiac....ale Ty jednak tam jestes....
jeśli komuś pomagam , to nie dla poklasku i dlatego nie wypoweim sie w tym wątku :)
wiec moglas go pominac....ujawnienie pomocy komus to nie poklask....to swiadectwo, to przyklad do nasladowania....jesli sie tym z nami podzielisz to moze ktos z nas tez zauwazy, ze jest ktos potrzebujacy...i pojdzie za Twoim przykladem
Aniu,Makusia cała sobą i swoimi uczynkami jest przykładem pomocy bezinteresownej i szczerej:) Oby wiecej takich osób było między nami:))
to ciesze sie bardzo...."nastapily porzecieki"
mało jest osób na wżcie , które maja tak ogromne serducho jak makusia. Poznasz ją lepiej a sama sie przekonasz . Ona nie potrzebuje opowiadac o swoich dobrych uczynkach .Ja tez jestem zdania,ze nie nalezy sie tym chwalic dla poklasku.
ale dla jakiego poklasku???? czy na prawde myslicie, ze ten watek jest po to zeby otrzymac achy i ochy od was??????
zauwazylam, ze niektorzy z was znaja sie w rzeczywistosci lub przez maile, wiec wiecie (wy co sie znacie) co porabiacie (rymnelo mi sie) inni musza poopowiadac, jeszcze inni tylko czytaja i cicho siedza, a inni jeszcze cicho siedza cale zycie, nikomu ani nie szkodzac ani nie pomagajac...latwo jest kogos osadzic kto wystawil siebie "na plac" wedlug was dla poklasku, i osadzac przez dziurke od klucza...pozdrawiam wszystkich powsciagliwych i ciesze sie, ze wielu z was ma wielkie serce
Ja uwazam,ze o naszych dobrych uczynkach powinni opowiadac inni a nie my sami.
Brawo Makusiu :) jestem tego samego zdania .
Problemem wielu chętnych pomaganiu bliżnim jest to, że nie mają na codzień takich sytuacji, typu pomoc starej sąsiadce, chorej osobie itp. Większość z nas nie ma w swym otoczeniu osób wyrażnie potrzebujących pomocy, dlatego myślę, że sednem "miłości do bliżniego swego" jest otwartość i gotowość udzielenia takowej gdy dana nam będzie "okazja" by być pomocnym. Czasem możemy tylko zastanawiać się jak postąpilibyśmy w jakiejś sytuacji. Aniu, a jak Ty pomagasz bliskim? Pytam, bo nie piszesz co sama w tym temacie mniemasz
Ja mysle, ze takich sytuacji jest duzo, tylko ich nie widzimy, albo nie chcemy widziec...boimy sie kogos spytac, czy potrzebuje pomocy, ale z regoly ludzie sa zadowoleni, jesli sie ich pyta o to, czesto radza sobie sami, ale czesto na to czekaja...tylko nie maja odwagi prosic
Ja osobiscie czesto potrzebowalam pomocy, i musze powiedziec, ze pod tym wzgledem mam szczescie....zawsze sie znajdzie jakis aniol
Latwo sie mowi "kochaj blizniego swego..." i pomagaj w potrzebie, ale nie tylko usmiechem, bo nie zawsze ten wystarczy....dzisiaj nie jest latwo pomoc drugiemu...mamy tak malo czasu dla siebie samych...wiecznie w pospiechu...wiecznie w korku...ale co ja moge dac jak sama nie mam? a kto da mi? a kto mi pomoze?
warto czasem sie "zatrzymac" i zastanowic nad tym, a ktos komu pomozemy jest w stanie dac nam wiecej, niz my jemu...
Wracalam kiedys z pracy do domu, Rzym, lipiec, upal niesamowity, samo poludnie, ciezkie wilgotne powietrze, zmeczona, ale zadowolona, ze juz pod samym domem, widze na przystanku mlodego mezczyzne, trzymajacego sie slupa. Zgiety w pol probowal zatrzymywac samochody. Zaden nie stanal i z daleka go omijal. Najpierw szybki blysk, pewnie pijany...ale zwolnilam, mysle spytam, moze chory? Stanelam, czlowiek ten nie byl w stanie podejsc do auta. Wysiadlam, zauwazylam, ze jest mocno uposledzony ruchowo (porazenie mozgowe) przez kilka minut wystawial jedna noge, otwieral usta, ale nie bylam w stanie zrozumiec co mowi. Jedyne bylo pewne potrzebowal, zeby go podwiezc, bo uciekl mu autobus. Pomyslalm sobie, no nie to potrwa dlugo, nie zjem obiadu i nie odpoczne, troche bylam zla na sama siebie, co mnie podkusilo zeby stanac? W koncu wsiadl do auta, nie moglam zrozumiec gdzie mieszka, bardzo wykrzywial buzie, ale i tak nic z tego. Kartka i dlugopis! Zaczal pisac...5min na litere...Ok. wiem gdzie mieszka, w przeciwnym kierunku od mojego domu...15 km w jedna strone. Jedziemy...zaczelismy "rozmawiac" byl tak szczesliwy, ze prawie plakal, ze go zabralam, a ja zaczelam czuc sie jak zbawiciel, uczucie ciepla wewnatrz, i jakbym znala Mimma od lat. Mial 7 miesiecy jak zachorowal na zapalenie opon mozgowych, rodzice postanawiaja zostawic go w szpitalu, bo ni ema szans na zycie. Do 15 roku zycia jest obloznie chory, cewnikowany i karmiony. Potem powoli zaczyna chodzic. Konczy technikum ekonomiczne. Mieszka w przytulku, i wlasnie wracal z pracy. Pracuje w archiwum i wpisuje dane w komputer. Rozmowa z Mimmem jest trudna, mam wrazenie, ze jest gluchoniemy wiec krzycze, i szeroko otwieram usta...sama sobie wydaje sie komiczna. Czesc trzeba napisac, bo nie wszystko mozna zrozumiec. Nie zapomne nigdy radosci tego czlowieka, jego oczu, wzial moje rece i zaczal je calowac. czulam sie zarzenowana...przeciez nic nie zrobilam...przeszlo mi zmeczenie i glod, bez obiadu moglam isc do pracy, z niesamowita sila.
Piękne zachowanie opisałaś.Kto wie,jak ta historia by się zakończyła dla tego młodego człowieka,gdyby na swojej drodze nie spotkał Ciebie.Brawa dla Ciebie.
Mimmo po dlugim czasie pewnie dotarlby do domu bardziej zmeczony....to spotkanie bylo wazniejsze pewnie dla mnie, ja wtedy bylam na chemii, moze bardziej ukierunkowana do osob chorych, ale on mi powiedzial "jest w tobie Bog" zycze ci zdrowia, osoba tak poszkodowana przez los...
Nie spotykam takich ludzi, ale mimo iż inni ostrzegają, ja zawsze zabieram ludzi w drodze i nieraz trochę muszę zboczyś z drogi ale jestem zadowolony, że komuś pomogłem. w moim bezpośrednim sąsiedztwie nie ma takich osób. Często spomagam potrzebujących słuchaczy R.Z., którzy zwracają się o wsparcie na antenie. "pilotuję" też sprawę PALOMY. Wielu ludzi pomaga innym załkiem odruchowo wcale o tym nie myśląc. Mimo wszystko więcej jest dobrych ludzi niż złych.
Jeśli mam okazję komuś pomóc i uczynię to, to czuję się taki dowartościowany. Pewnie jak wszyscy.
Aniu, dostalam dreszcze, cudownie sie zachowalas, Brawo!!!!
Już w liceum , czyli kilkanaście lat temu napisałm rozprawkę o tym,że altruizm nie istnieje. Pomagając zawsze na coś liczymy , zawsze , choćby na miejsce w "niebie". Tak myślę do dzisiaj, co nie oznacza ,że nie pomagam. A opieka nad rodzicami moim zdaniem to niestety nie fizjologia,ale to osobny i bardzo pokręcony temat.
Pozdrawiam.
A ja po prostu staram się traktować innych, tak jak bym sama chciała być traktowana. Nie mam na swoim koncie bohaterskich wyczynów, ale żyję zgodnie z zasadą, że dobro i zło do nas wracają. Może to egoistyczne z mojej strony. Ale i tak najważniejsi są dla mnie dzieci i mąż:) No i rzadko odmawiam, ale to chyba nie z dobra, tylko taki mam charakter. Poza tym nic specjalnego: potrafię również kogoś ochrzanić i upomnieć, więc ogólnie chyba wychodzę na mały plusik:)
Pzdr
Mimo tego, że nie liczę na nic, gdy decyduję się na jakiś dobry uczynek, to jednak miło jest usłyszeć choć dziękuję. Do tego masz zupełną rację, że altruizm nie istnieje. Moje dobre uczynki powodują moje dobre samopoczucie, a to już jest korzyść, czasami jedyna i największa i to mi wystarcza. Dlatego nie wiem dlaczego z ludzi robiących swoje czyni się świętych???
Czos, wlasnie tak, satysfakcja jest nagroda wystarczajaca,,,, dziekuje nie przeszkadza:)
A co do tych swietych, to wszyscy mieli osobiste wizje Matki Boskiej , albo Chrystusa,,,dzisiaj nazywa sie to choroba umyslowa, np: schizofrenia.
wiesz dlaczego Czos? bo dla Ciebie to jest "robienie swojego" jak napisales, ale dla wiekszosci, czyli dla tych, ktorzy odwracaja glowe w druga strone, dla tych ktorzy mowia ze nie maja czasu, dla tych ktorzy sie spiesza sa to rzeczy niemozliwe do wykonania. Dlaczego zaden samochod nie stanal, zeby podwiezc Mimma? Dlaczego? Dlaczego ludzie kiedy widza osoby uposledzone odwracaja sie? zeby "inny" nie poczol sie urazony? czy zeby ten ktory sie odwraca sie zbytnio nie przerazil? Dzisiaj "wiekszosc" nie reaguje! I to jest problem, ktory poruszylam, a nie poklask, ktory was zabolal!
Czos a nie zdarzylo Ci sie pomoc komus, kto pozniej Cie zawiodl? ze Twoja pomoc poszla na marne...ze zostales tylko oszukany? to pomoc ktora nie daje satysfakcji a i tak czesto bywa...wiec?
Przemyślałam sobie to co napisałaś i nie zgodzę się z tym.
Kiedy widzę na drodze rannego kotka, ptaka ze zranionym skrzydłem, zawsze podejdę i staram sie pomóc. Czy myśle, że to zwierze mi się odwdzieczy? Nie ma takiej możliwości, ranne zwirzę może mnie jeszcze zaatakowac, podrapać. Czy myślę o zbawieniu? Bzdura. Myśle o tym by ulżyć w cierpieniu, myślę o pomocy i nie liczę w tym momencie na nic.
Tak samo pomagając ludziom nie liczę na dziekuję - powiem szczerze - czasami wręcz krępuje mnie, gdy ktoś mi dziękuje, bo nie wiem jak sie wtedy zachować, albo myśle, że mogłam pomóc więcej, że za mało mimo wszystko się postaralam i te podziękowania wydają mi sie na wyrost.
Wstydzę się, gdy ktoś mi dziękuje, nie wspominając już o tym, że miałby mi się w jakiś sposób odwdzięczać...bo gdy pomagam robie to bo komuś współczuje, bo chcę mu ulżyć. Jeszcze mi sie nie zdarzyło, bym pomagając komus myślała o zbawieniu. To jest odruch, w trakcie którego o niczym nie myślę, tylko skupiam się na tej osobie, której pomagam. Czy mam z tego satysfakcję? Czasami wręcz przeciwnie, głupio mi czasem, że tak niewiele mogę, że może mogłam więcej.
Jak widać nie każdy na coś liczy.
Może jestem jakaś nienormalna?
Wlasnie peggy tu mamy jednakie zdanie bo i ja tak mysle i nie chodzi mi o to by opisywac co kiedys komu (badz czemu ) zrobilam. Jesli o mnie chodzi uwazam to za zbedne bo nie szukam jakiejs pochwaly wrecz krepowalabym sie nia. Jak moge i widze potrzebe to pomagam, bo tak sie robi i tak zostalam wychowania. O moim postepowaniu beda swiadczyc moje uczynki jest wiec, dla mnie, zbednym robic to samemu. Co nie oznacza, ze i inni musza tak samo myslec. Ciekawe, ze innych lubie pochwalic i lubie czytac takie watki :-). Moze wiec jestem po prostu w tym wzgledzie "pomerdana" ;.)
No bardzo jestes "pomerdana" hi, hi.
Czesto nie zauwazymy tych "dobrych" uczynkow, ktore robimy, i traktujemy je jak cos najbardziej normalnego, nie liczac na wdziecznosc.
A czesto gest czy cieple slowo sa bardziej wartosciowe niz wszystkie pieniadze swiata.
A czy należenie kiedys do klubu Niewidzialnej Ręki sie liczy:)))) I kto pamięta co to było:))))))
No, pamietam, sasiadce drzewo porabalismy, i nakredowana reka znak na drzwiach zostawilismy. Ale sie kobiecina cieszyla.
Nie scigał Was dziadek ze śrutówką,jak trzeba było krowę z dalekiego pastwiska przygnać, bo myslał że mu zlodzieje krowe kradną, i Niewidzialni musieli stać się widzialni żeby śrutu z niewymownych częsci nie wyskubywać:)
Poryczalam sie ze smiechu. Ale historia !!!
pamietam....latalismy z zakupami dla staruszkow po osiedlu...
Chociaz ktos mnie zrozumial....w momencie udzielania pomocy nie myslisz o wdziecznosci....ani zasludze...ale kto ma zle intencje ten je zawsze wyciagnie na wierzch
He? nie ma altruizmu? Tu sie nie zgodze jest i po stokroc jest. Znam osoby i wierzace i niewierzace ktore pomagaja NICZEGO za to nie oczekujac. Te niewierza´ce nawet nieba. Bardzo czesto pomagaja nawet wtedy gdy ktos inny je wykorzystal czy ostukal...Wiec prosze nie uogolniac :-)
A skąd o tym wiesz? Komu się te posoby pochwaliły? Komuś musiały, skoro wiedzą o tym nie tylko one i osoby którym pomogły??? Dlaczego się "pochwaliły"????
Kochana eyto nie uwazasz ze mozna byc i swiadkiem czyjejs pomocnej dloni? Nie uwazasz ze i osoby ktorym sie pomoglo potrafia powiedziec "wiesz wiesz gdyby nie ten czlowiek...a ja nawet nie wiem jak sie on nazywa ani kom jest...wiesz gdyby nie to..." Czy uwazasz ze dobro widac tylko wtedy jak o nim mowia osoby dobro czyniace, zyczliwe? Mialam kiedys dosc zabawna historie: przyjechalam dopiero co do Niemiec rozumilam co nieco ale z rozmowa bylo o wiele gorzej. Zostalam skierowana do tymczasowego miejsca zamieszkania gdzie mialam pojechac z grupa kilku osob. Jeden z nich juz wtedy dobrze mowiacy po niemiecku mial nasz grupowy bilet. W dzien wyjazdu musialam jeszcze zalatwic sprawe urzedowo i powiedzialam ze na dworcu moge byc pozniej niz reszta. Wszystko sie przeciaglo i lecialam z moja stary torba podrozna jak glupia i nagle uderzylam torba niechcacy w slupek a ta cholera sie po prostu otworzyla i wszystko sie wysypalo. Zaczelam zbierac, slysze ze pociag juz wjezdza ale ta cholerna torba nie dala sie zamknac - juz nie pamietam czy to zawiasy puscily czy co ale nie szlo jej zamknac. Ani paska przy sobie ani nic. Podszedl do mnie starszy pan bo bylam bliska placzu. Pomogl mi torbe zaniesc na peron ale coz z tego zobaczylam tyl pociagu. I co mam robic obcy kraj ja biletu nie mam, nie wem jak dojechac, a torba jak rozbebeszona byla tak zostala. Pan kiedy sie dowiedzial o co chodzi polecial do auta po sznurek i torbe poskromilismy ale co dalej? Musialam wracac do obozu dla p´rzesiedlencow bo bez biletu nie pojade. zawiozl mnie autem poszedl ze mna do biura. Wyjasnil co trzeba. dostalam bilet, zawiozl mnie na stacje wsadzil w nastepny pociag. I to nie byl ostatnia pomocna dlon w mojej podrozy. Sam przegapil swoj pociag, poswiecoil czas sierocie ktora go w sumie nie powinna obchodzic i z ktora dogadc sie bylo ciezko. Za jedno danke.? Nie , bo miaa dobre serce i chcial mi pomoc choc nie musial. Bo mu bylo zal sieroty. Nigdy go jak i paru innych osob ktore mi w rozny sposob pomogly nie zobaczylam.
Dorotko,
nie chcę urażać nikogo moimi przmyśleniami.
W tej kwestii jestem jednak uparta, może moje myślenie jest przewrotne, ale uważam,że każdy człowiek jest w pewnym sensie egoistą ,tzn. stwierdzenie,że "dobro które dasz komuś wraca" itp potwierdzaja moja tezę ,tzn "czynię dobrze , to ludzie też będą dla mnie dobrzy". A egoizm antagonizuje z altruizmem, więc altruizmu nie ma:)
Nie twierdzę,że ludzie nie pomagają "bezineresownie" , uważam,że podświadomie oczekują jakiegoś "bonusa" za dobra uczynki, chociażby swojego dobrago samopoczucia, zrobiłam komuś " dobrze " więc mi jest dobrze. Może będę częściej tak podnosiła sobie nastrój?. ..
Prawdopodobnie " każdy swoją miarką mierzy "....
Pozdrawiam eyta.
Eyto rozumiem Cie teraz lepiej. Widocznie mamy rozne pojecia badz definicje na to czym jest altruizm, Bo skooro pomagamy nie czekajac na oplate, pochwale uznanie, nie patrzac na to czy musimy. Pomagamy bo chcepy nieraz samemu wpadajac w jaks klopot z tego powodu a jedyny "zaplata" jest wlasna satysfakcja i cieplo w sercu to ... To ja nie jestem altruistka ! :-) I dobrze mi z tym - choc czasem nawet ktos inny powie "co ty z tego masz? Po co ci to? Glupia jestes bo i tak ktos tam na ciebie dupe wypnie, bo nieraz pomagajac narazasz sie na prywatna nieprzyjemnosc". Nic to Przeciez ja nie jestem altruista wiec robie to z wlasnego egoizmu a do tego nic komu! Wiesz podoba mi sie Twoja definicja - jakos tak lzej czlowiekowi jak pomysli, ze egoizm a prynyjmniej ta jego forma moze byc az tak mily..Pozdrawiam Nie-altruistycznie!
Na mnie mówią,że mam twardą d..pę:)
Pozdrawiam.
ale tak mowia na ludzi ktorzy maja miekkie serce, to musza miec twarde te 4 litery.
Pozdrawiam serdecznie.
wlasnie o takich pomocach chcialam tu rozmawiac...w jakich sytuacjach? jak sie do tego nastawiacie, itp....
Aniu, po pierwsze: "moi bliscy", to moja rodzina i tu nie ma zadnej dyskusji o pomaganiu, to jest oczywiste.
Jak chcesz wiedziec o innych ludziach, to pomagam jak moge i na co mnie stac. Woze mamy przyjaciolki,( jedna z wuzkiem inwalidzkim, druga z operowanym kregoslupem) , na zakupy i podwoze je pod sam dom, wnosze ich torby do mieszkania i sciskam na dowidzenia. Czasami zapraszam do kawiarni ,czasami na lunch, smiechu mamy od groma, bo albo nie doslysza, albo nie moga siedziec spokojnie, albo wozek nie miesci sie w drzwi,,,,,
Pomagam rodakom w Szwecji, zawsze. Niektorzy wykorzystuja mnie, ale bardzo krotko, bo wiem z doswiadczenia, kto jest warty pomocy. Mam pare wspanialych ludzi, ktorym zawsze pomoge. Jednego pokochalam jak wlasnego syna i do konca mojego zycia bedzie mi bliski. Drugi troche mlodszy ode mnie, jest moim przyjacielem i moze zawsze na mnie liczyc,kocham go jak brata, pomagam mu jak moge.
burza postow???? watpie:)
To ja może zacznę z innej beczki.
Czasem, jak pomyśle ile razy doświadczam bezinteresownej pomocy, to mi aż dech zapiera.
Bylismy kiedyś w trasie, zepsuło nam się auto. Rozsypało nam się sprzęgło. Byliśmy 20 km od klienta. Dzień przed jakims długim weekendem. w zupełnie obcym miejscu- na zadupiu, ani mechanika, ani sklepu z częściami.
Maz klientki, do której jechaliśmy przyjechał po nas swoim autem, sholował nas najpierw do siebie na plac, potem jezdził z lubym po mechanikach, po sklepach, potem kiedy okazało się, ze naprawa nie jest możliwa ani tego dnia, ani następnego ( było jakies świeto) zawiózł nas do swojego znajomego, który prowadzi agroturytykę, zebyśmy nie musieli płacić po 200 zł za hotel, tylko jakies 50zł...
Po tym swiecie, przyjechał po nas, odstawił do mechanika. O pieniądzach nie chciał słyszeć- ani za swoje popołudnie spędzone na poszukiwaniach, holowaniach, ani nawet za paliwo, a przejechał z nami dobre 100 km!
Mechanik, do którego nas zawiózł, nie wzioł od nas pieniedzy za naprawę, tylko zapłąciliśmy za czesci, w dodatku zaprosił nas do domu, nakarmił, napoił.
Jechalismy na jeden dzień, wiec nic ze soba nie mieliśmy- ani bielizny, ani kosmetyków, ani leków, ani ubrań na zmianę. Nie maiłąm równiez srdoków pielegnujących do szkieł kontaktowych. Poszłam do apteki, zęby kupić sól fizjologiczną- tak doraźnie, zeby nie uszkodzić sobie oczu. Właściciel apteki, powiedział : "coś zaradzimy" zadzwonił do swojej zony, która tez nosiła szkłą kontaktowe.Zona przyjechała z sąsiedniej miejscowości, przywiozła mi zestaw startowy do szkeił. O pieniadzach nie chciała słyszeć!
Właścicielka tej agroturystyki, kiedy usłyszała jaka sytuacja nam się przytrafiła i że musimy kupić sobie- wszystko- bieliznę, coś do spania, szczoteczki do zębów itd. - powiedziała, ze ma jakieś gościnne- nowe ubrania do spania i zebyśmy nie kupowali, o szkoda pieniędzy, pozyczy nam, a potem ładnie upierze i będzie git!
To jedna taka przygoda, a było ich więcej, kiedy mogliśmy liczyć tylko i wyłacznie na obcych ludzi, którzy nie wahali się ani sekundy- trzeba pomóc, to pomagali ile mogli.
Ja zawsze o tym pamiętam!
Jeśłi mnie ktoś prosi o pomoc- to jeśłi moge - pomagam. Nie zagladam ludziom do garów, nie wywlekam intymnych spraw...
Nie daję pieniędzy żebrakom, ale nie odmawiam jedzenia ( jeśli mam coś innego niż zupę), nie odmawiam swojego czasu i umiejętności ( o ile moga się do czegoś przydać)
Nie robię tego z uwagi na pamieć o Jezusie, który umarł na krzyżu. Tylko uważam, ze taka jest moja powinność, względem tych, którzy mnie pomogli niczego nie oczekując.
Swego czasu byłam kimś w rodzaju wolonatriuszki- sluchałam, pocieszałam, "pompowałam" w ludzi nadzieję. PO jakimś czasie dowiedziałm się, ze conajmniej kilka osób odwiodłam od popełnienia samobójstwa. Przeraziło mnie to. Nie mam aż tak mocnej konstrukcji, zeby unieść czyjeś życie.
Czasem taki dobry odruch, zaangażowanie przybiera postać "kompulsywnej" chęci nieisenia pomocy.
Wycofałam się- kiedy okazało się, ze nie umiem unieść własnego życia, własnych kłopotów. Z tą nową wiedzą, ze właśnie "zasłaniałam" własne bolesci- pomagajac innym- może kiedyś wrócę, ale o wiele ostrożniejsza...Z nowa wiedzą, zę choćbym nie wiem ile własnego serca komus oddała- nie przezyję za niego życia, nie podejme decyzji. I z pewnością, ze lepiej komuś dac wedkę, niż złowić rybę...
" na zawsze stajesz się odpowiedzialny za to co oswoisz"
Takie zdanie z "Małego ksiecia".
Nie szumne hasła, ani szczytne idee, ani nawet religia są motorem pomocy. Tylko poczucie braterstwa, zwykła solidarność, pamiec o tym, że moja krew jest tak samo czerwona, moje rozerwane serce boli tak samo, moje wrażliwe miejsca są tak samo wrażliwe...
Tylko tyle... a Jezusa mieszać w to nie trzeba.
Zgadzam sie, ze często altruizm zasłania jakieś wyrażne potrzeby...
Ale jeśli właśnie wypłynie w poczucia braterstwa, z poczucia "daję- biorę- biorę- daję"... z powodu zwykłej ludzkiej przyzwoitości- jest jak najbardziej ok.
takie jest moje zdanie
Czapka z głowy przed tym co napisałaś :))
Po raz kolejny wracam do Twojej wypowiedzi , szczególnie pierwszej części .
Jakie to optymistyczne , jak miło się to czyta ... Bez zażenowania ...
Odwróciłaś temat , co wg mnie jest najlepszym rozwiązaniem : jakie dobro otrzymaliśmy a nie jakie daliśmy .
To czyny o nas świadczą a nie słowa .
" Niech twoja lewa ręka nie wie co czyni prawa ".
Nie przypominam sobie jakiegoś konkretnego przypadku , ale wiem że ilekroć potrzebowałam pomocy , ZAWSZE ją otrzymywałam .
Dzięki temu żyję w przeświadczeniu , że ludzie są dobrzy a ci źli to tylko wyjątki ...
jesli komus pomagam to nie robie rozglosu o tym !!!
robie to z wlasnej nieprzymuszonej woli !!!!!!!!
a i na forum sa osoby ktore wiedza jaki jestem i znaja mnie na tyle:)
cmoki dla pomagajacych bezinteresownie :)
o kurcze, ale sie zawstydzilam, taki rozglos zrobilam z pomoca Mamy przyjaciolkom,
i jak to teraz wycofac???
Tak tez tego sie spodziewalam....latwo jest najpierw zrobic szum wokol procesji, i pozniej stwierdzic, ze Jezus umarl na marne, ze matka Teresa byla pewnie niepotrzebna....bo do garnka nikomu sie nie zaglada, bo ja to tylko po cichu, ze niby za duzo dalam, moze nie powinnam tyle, bo chce cos za cos, ze niby zysk, ze altruizm....niewiele konkretow
Anno, opieka nad matka, ojcem, dziecmi jest czyms normalnym i naturalnym i choc bardzo czesto nie jest nam na reke z powodu uciazliwosci, to w opowiadaniu o niej(opiece) nie widze nic pyszalkowatego. Natomiast "konkrety" , ktorych sie dopominasz sa juz wlasna pycha i niewiele maja wspolnego z normalnym,ludzkim skromnym czlowieczenstwem.
Jezeli X, ktorego dobrze znam poswieca trzy dni w tygodniu na chodzenie do hospicjum dla dzieci, to jest to wielce ludzkie, ale gdyby ten sam X opowiadal o tym co robi na jakimkolwiek forum publicznym, to mialabym watpiwosci co do jego intencji.
Dodam, ze wspomniany X, jest osoba calkowicie niereligijna i z cala pewnoscia ani smierc Jezusa, ani rekolekcyjne nauki nie wplyna
na dalsza jego milosc do ludzi.
A swoja droga, to dlaczego forum kulinarne, co roku przed swietami, zamienia sie w jakas jednostronna ambone?
Matka Teresa, jak i wielce wazna dla Kosciola, siostra Emanuela, poswiecily zycie dla ludzi, religie nosily w sobie, i tak niewiele o nich mowily, tak niewiele....
To nie na forum mozna znalezc pomysly na dzialanie, to mozna w sobie, albo w ostatecznosci na religijnych naukach.
A tam chyba wiecej czasu poswieca sie nad rozwazeniami o wyciszeniu, i co z tego?
Porzadnie wyciszeni zasiadziemy do wielkanocnego biesiadowania i w przyszlym roku zaczniemy sie na nowo wyciszac.
Ten watek zostal zalozony jako odpowiedz do watku "kochaj blizniego swego.." ktory mowi o tym, ze "chodzi sie na droge krzyzowa", a nie widzi osoby potrzebujacej obok nas...tak jakby wiara i obrzedy liturgiczne przyslanialy oczy modlacym sie. Wychodzi na to, ze
zamiast chodzic do kosciola nalezy pomagac bliznim, bo niby chodzenie do kosciola jest tylko dla obludy, i do niczego dobrego nie prowadzi. Pomijam fakt, iz 90% Polakow to katolicy. Kim wiec jestesmy? Obludnikami. Poczulam sie urazona, i ze zwyklej ciekawosci chcialam sie dowiedziec, jak sie pomaga bliskim...i co? Jak inni zauwazaja potrzebujacych? Co dla nich robia? Garstka osob...i chwala im za to! A gdzie znalazlas pyszalkowatosc w opiece nad rodzicami? To wielkie poswiecenie i dar.
Forum to rowniez ambona...zycie...
Dlaczego intecje X-a mialyby sie zmienic poniewaz powie, ze pomaga chorym dzieciom????????? A Ty skad to wiesz? Jesli jest to jego tajemnica?
Mylisz sie, pomysly na dzialanie mozna znalezc wszedzie. Na forum i na ulicy.
skoro chcesz przyklad to ci napisze:)
mam znajomych ktorzy pamietaja moj numer telefonu tylko i wylacznie kiedy cos im potrzeba. na ogol chodzi o tlumaczenie na polski.
jakos nigdy im o tym nie wspominam, a inni znajomi twierdza ze daje sie wykorzystywac -- hmm pomagam i tyle :) skoro umie lepiej angielski niz oni. :)
pozdr...
Bodek wlasnie po to sa znajomi...jak cos potrzeba ;)
Anno przeczytaj jeszcze raz, nnapisałam,że widok procesji natchnął mnie taka myslą. A nie że idący w procesji sa tacy czy inni...Czy aby przykazania naszej wiary nie kończą się tylko na ceremoni.Nie przekręcaj moich słow..... doczytaj dokładnie a zwłaszcza postawione na końcu pytanie.
Zadałaś to samo pytanie co ja Tylko innymi słowami.....
a mnie nigdy nie pomogles:(((
hehe, kochane serce jestes, ja wiem z opowiadan:)
Z wieloma z Was niestety się nie zgodzę. Uważam, że o dobrych ludziach i ich uczynkach powinno się mówić i to znacznie więcej niż to jest teraz. Należy odwrócić proporcję. W tej chwili jesteśmy z każdej strony otoczeni informacjami o przestępstwach różnej masći, bo to jest medialne. Jeżeli o czymś się nie mówi, to tak jakby to nie istniało, a dobrych ludzi jest dużo i powinno się o nich mówić, choćby dlatego, żebo tym złym uświadomić, że można żyć inaczej!!!
Kochany Czosie! tak, wiecie jacy ludzie sa zdziwieni jak spotykaja dobrych ludzi? Dzisiaj dobro bardziej dziwi niz zlo.
No cóż... nie będę opowiadała o tym, co robiłam przez całe życie, w ramach pomocy innym, ale mogę zdradzic co robię teraz. Pomagam wujkowi, którego zostawiła żona (pranie, sprzątanie, gotowanie), pomagam dzieciom z mojej ulicy w odrabianiu lekcji, teraz na świeta zorganizowałam paczki ze słodyczami dla dzieciaków z biednej rodziny. Może to niewiele, ale lepiej to, niz nic.
Tak, o dobrych ludziach powinni mowic inni ludzie, ale my sami o sobie - nawet jesli robimy dobre rzeczy?
Czy matka Teresa mowila o sobie? To dlaczego
Odpowiem Ci słowami autorki tego wątku :"(...) ujawnienie pomocy komus to nie poklask....to swiadectwo, to przyklad do nasladowania....jesli sie tym z nami podzielisz to moze ktos z nas tez zauwazy, ze jest ktos potrzebujacy...i pojdzie za Twoim przykladem "
P.S. Nie miałam intencji "chwalenia sie", nie widzę ku temu powodów. Zapytano, to odpowiedziałam. Nie wstydzę sie tego, co robię, więc dlaczego mam to ukrywac?
Tak, matka Teresa mowila o sobie....moze kazdy uslyszal...
Tak, o dobrych ludziach powinni mowic inni ludzie, ale my sami o sobie - nawet jesli robimy dobre rzeczy?
Czy matka Teresa mowila o sobie? To dlaczego sie na Nia powolywac?
Anno, czytaj dokladniej , ja wszak napisalam przeciwienstwo tego co mi zarzucasz, pisalam, ze mowienie o opiekowaniu sie najblizszymi jest normalne i naturalne, czyli przeciwienstwem pychy.
A co do tych 90 procentow, to tez to nijak sie nie ma do ilosci zawieranych slubow koscielnych, nie mowiac konkubinatach i ludziach
najzwyczajniej niewierzacych.
Wiemy do czego doprowadza wykpiwanie wiary, ale wiemy rowniez do czego doprowadza robienie z wiary jedynej slusznosci!
Tyle jest na internecie religijnych forow, ze dla kazdego starczy miejsca, ja ciagle obstaje, ze na temat owych wartosci wyzszych, mozna rozmawiac przez caly rok. I, ze nie tylko praktykujacy katolicy maja na nie monopol. Ot i cala moja prawda.
Kokliko to Ty mowisz o religijnosci, a nie ja, ja mowie o spontanicznosci pomagania innym, bliznim, bliskim....wszyscy sa zgodni,ze to nie zalezy od religijnosci, czy wiary, chodzenia czy nie do kosciola, wiec nie wiem o co Ci nadal chodzi...
a to ,ze zbliza sie Wielkanoc to nie moja wina to nie mi pielgrzymka wiernych zablokowala droge do domu, wiec miej pretensje do kogos innego...
a tak na marginesie to czemu ten caly zamet generalnego sprzatania, mycia okien, pieczenia mazurkow, malowania jajek???
swieto wiosny? to chyba 21marca....
wiara....albo jest, albo jej nie ma....jedyna slusznosc czego? Kazdy zyje jak chce i odpowiada za siebie...grzeszysz? twoj problem
po raz kolejny mi wskazujesz inne fora....religijne...nie jestem az taka dewotka....nie nosze sutanny i nikogo nie nawracam...robic dobre uczynki mozna w kazdej wierze, czy tez niewierze
o wartosciach "wyzszych"- co to jest? bylabym wdzieczna za wyjasnienie....owszem mozna rozmawiac caly rok...tak sie zlozylo dziwnie, ze droda krzyzowa ( ta z innego watku) jest kolo wielkanocy....
Anno, spontanicznosc pomagania innym nie wymaga ani Wielkanocy, ani mazurkow, ani wypranych firanek, w ogole w tym
kontekscie wydaje mi sie z lekka mizdrzaca. Ja nie mam pretensji do nikogo, nawet nie mialabym gdyby to wlasnie mnie pielgrzymka przyblokowala drzwi wejsciowe do domu. Ale co ma do rzeczy zamet wokol sprzatania, malowania jajek do Wielkiego Misterium?
Zyjac gdzie indziej, dobrze wiesz, ze zupelnie nic. To tylko nadejscie wiosny i calkowita odnowa. W kazdym razie w naszym obszarze kulturowym. We Wloszech, jak we wszystkich krajach obrzadku zachodnio-katolickiego nie ma ani Swieconki, ani dzielenia sie jajkiem (ani oplatkiem, ze wtrace inny obrzadek).
Wiec nie jest to jakas wartosc biblijna, co najwyzej kulturowa. Lubimy, bylismy w tym wychowani, to jest nasza tradycja zaczerpnieta
z kultury bizantyjskiej, ktora ktos kiedys wymyslil, a ktora praktykowana jest jedynie przez prawoslawie.
Wszystko, ktos kiedys wymyslil. Zydzi wymyslili generalna odnowe na Pasche, inaczej mowiac wielkie sprzatanie, usuwanie ostatniego okrucha z kazdego kata domu.
Jestesmy stworzeni z tradycji i utrzymujemy wlasna tozsamosc przez tradycje, ale co to ma wspolnego z religia??????
Tak jak nic wspolnego nie ma pomoc blizniemu.
No wiec wynika z tego ,ze sie zgadzamy...ale co do wloskich obrzadkow swieconki, to jest i tu takowa, ale zanika...jest w malych wioskach bardziej na poludniu kraju. Nie mozna jednak oddzielic obyczajow i powiedziec, ze nie maja nic wspolnego z Wielkanoca, czyli zmartwychwstaniem panskim, to jest calosc. Swietuje sie z jakiegos powodu, a nie dla tradycji. Dla mnie to sprawa zwylkej konsekwencji. Wybieramy to co proste i ladne. Tam gdzie trzeba dyscypliny czy wyrzeczen znajdujemy mnostwo wymowek. Nie mozna z powodu wlasnych niedociagniec i grzechow, slabosci "naginac" sobie religii we wlasna strone.
Anno jednak nie uciekniemy tradycji: jak swietowac podpowiada nam tradycja a ja pamietam jakiego szokun dioznalam bo Niemcy jedza na wigilie kielbaski (podobne bardzo lecz mniejsze do naszej bialej) Nie poscic? To grzech uczyl mnie ksiadz w Polsce. Czesc obrzedow Wielkanocnych jak jajko czy zajaczek to obrzedy przedchrzescijanskie ktore kosciol zintegrowal swiadomie po to by swieta ktorych nie dalo sie wykrzewic nadac nowa szlachetniejsza podlog misjonarzy tresc. Przykladow jest tyle ze glowa boli.
A dyscypliny i wyrzeczenia potrzebujemy zawsze jesli chceny byc lub stac sie dobrym, ludzkim, czlowiekiem. Po to sa , moim zdaniem, religie bo we wszystkich wielkich glosi to samo milosierdzie i milosc. Z tolerancja bywa jednak roznie. Widocznie ludzkosc chyby nie do konca do niej dorosla. Obyczaje maja nam czasem ulatwic i umilic te wlasnie GLOWNE przykazania.
Tak, masz racje...
Nawet w tej samej religii mam na mysli katolickiej sa roznice w innych krajach...we Wloszech w wigilie sie je rosol z kury na pierwsze, podczas podniesienia na mszy sie nie kleczy, w poniedzialek wielkanocny nie ma obowiazku isc do kosciola...tradycje i obyczaje...tak jak mowisz maja umilac przykazania
Wlasnie kazda religia glosi milosierdzie i milosc, tylko ludzie ja wypaczaja...i prowadza przeciez wojny swiete w imie religii, ale czy religia jest winna? nie...ja o tym ciagle tutaj pisze, ale wyszlam na nietolerancyjna, nakazujaca sama nie wiem co... strasznie sie zrazilam...skoro widze tylko czubek nosa...to chyba "pojde na odwyk" pozdrawiam wszystkich
Nie wiem w końcu czy pisać o pomaganiu, czy nie...czy ktos to uzna za samochwalstow...ale, niech tam - od zawsze mój tata pomaga swojej mamie, naszej babci i my przy okazji też. Ciężka robota w polu, siano, ziemniaki, buraki - roboty jest po uszy.
Zawsze też pomagamy sobie w sąsiedztwie. To ktoś pójdzie sąsiadce po chlebek do sklepu, to ktoś komuś dom przypilnuje pod nieobecność. Nie ma sielanki, bywają różne spory, ale o tym się zapomina i pomagamy sobie jak tylko możemy.
Pomagam koleżankom, przyjaciókom - zawsze wiedzą, że kiedy coś usłysze, zachowam dla siebie po grób, mogą na mnie liczyć, wypłakać sie, czasem staram sie coś poradzić, znaleźć rozwiązanie, pocieszyć.
Poza tym nigdy nie odmawiam pomocy, nie potrafię mówić "nie", czasem na tym tracę - były osoby, które mnie perfidnie z tego powodu wykorzystały - ale nie mogłabym zamknąć sie w czterech ścianach i nikogo nie zauważać.
Pomagam i to codziennie, chociaż nie należę do bogatych ludzi ale jak wiekszosc nie chce o tym pisać.
Najczesciej wlasnie pomagaja ci biedni, bogaci zawsze twierdza, ze maja za malo...
..I nie są to wielkie rzeczy. Z dzieckiem sąsiadki do lekarza pojechać , bo nie maja samochodu, komus lekarstwa z apteki przywieźć, bo się pracuje w mieście i to żaden kłopot,kupić coś w sklepie bo wlasnie się idzie a sklep daleko a babcia staruszka, pomóc sasiadowi siano złożyć bo nasze już w kopkach a idzie burza. Ot takie drobiazgi, które pozwalaja w zgodzie zyć i mieć nadzieję że zawsze tak będzie.
Dziekuje wam drodzy...za to wasze "chwalenie sie" na codzien
WItajcie, Z wielką uwaga przeczytałem wszystkie odpowiedzi poruszone w temacie. I co? zamiast powiedziec o tych własciwie codziennych czynnościach, rozmowa przerodziła się w dyskusję czy to właściwe aby się chwalić? I co pomaganie ma wspólnego z religia? Chyba nie o to autorce pytania chodziło. Czy każdy z nas nie ma w codziennym życiu takich chwil, w których pomaga bliźnim? (Chyba że jest nienormalny) Czy nie podajemy ręki naszym maleńkim dzieciom kiedy stawiają pierwszy krok? Czyż żona nie ścieli codzień łóżka przed póściem spać? Czy mąż nie robi żonie sobotniej czy niedzielnej kolacji albo nawet całego obiadu? Czyż nie siedzimy z dziećmi nad ich lekcjami? To wwszystko moim zdaniem to te uczynki dla bliźniego. Jest ich z pewnością jeszcze tysiące. Czy nie pięknie było by poczytac jak przypomnieliśmy sobie że w domu obok mieszka teściowa czy mama i choć ma swój dom to można ją zaprosić na obiad czy kawę? Oczywiście wspaniale jest czytać o takiej pomocy w szerszym znaczeniu, ale to że ktoś z nas nie doświadczył takiego momentu albo zwyczajnie pomógł i nie pamięta o tym, nie upoważnia nas do "najeżdżania " na innych i atakowania jego uczuć. Szczególnie tych religijnych. Zresztą o ile wiem każda z religii chrześcijańskich mimo to, że różni się obrzędami stawia jako przykład dobre uczynki. Nie gniewajcie się na mnie proszę za ten wywód, ale czy Wasze przepisy i kuchenne porady to przypadkiem nie pomoc? Dla mnie wielka. Dzięki Wam za to.
Pozdrawiam Andrzej
Alez nie o to mi chodzilo....i widze,ze nadal niewiele osob zrozumialo...ja chyba jestem z Marsa...
Nie mozemy porownac ugotowania obiadu, czy zrobienia kawy do pomocy udzielonej obcemu na ulicy...i nie mowcie mi, ze nikomu nie zdazyly sie sytuacje, gdzie mozna bylo komus pomoc
chodzilo mi o znieczulice panujaca dzis w spoleczenstwie, o zamkniecie sie na wlasne problemy
pewnie zle sie wyrazilam mowiac "bliscy" chodzilo mi o blizniego, tego ktory nas mija na chodniku...
nie zdazylo sie wam zeby osobie stojacej w kolejce do kasy zabraklo kilku zlotych? i musiala oddac niektore produkty?
czy nie widzieliscie nigdy osoby mdlejacej? moja bratowa mdleje nagminnie na ulicy czy w autobusie...tlum mija ja skrzetnie, mowiac pijaczka lub narkomanka, a nawet jej znika torebka spod reki
nie widzieliscie nigdy zepsutego samochodu na poboczu? ile samochodow przystaje? czasem wystarczy tylko udzielic telefonu, nie wszyscy (jestesmy mechanikami), lub podwiezc do stacji benzynowej
nie zdaza sie wam mijac starszej osoby ktora taszczy ostatkiem sil zakupy? to wcale nie musi byc wlasna babcia czy znajoma..
zareagowac jak matka szarpie wlasne dziecko, jak to ktos (niepamietam kto) zrobil opisujac w innym watku
o takie rzeczy mi chodzilo
Ja Aniu, reagowalam na matki szarpioce albo bijace wlasne dzieci,,,,,
Ja nie chodze do kosciola kazdej niedzieli, nigdy w doroslym wieku nie spowiadalam sie z moich "grzechow" przed zadnym ksiedzem, bo on nic nie ma do mojego zycia, mojego seksu i moich mysli.
Zawsze pomagam dzieciom i starszym osobom w przejsciu przez ulice. Czesto zanosze torbe z zakupami do domu starszych ludzi. Zawsze dokladam dzieciom pare groszy , jak im brakuje przy kasie.Zabieram moich sasiadow do samochodu , jak widze, ze torby ciezkie i wiem , ze ida pieszo.
Najpiekniejsza przygode mialam kupe lat temu, jak malutka pani w powaznym wieku wybrala najwieksza choinke na swieta BN, zaczela ja ciagnac po ziemi i po jednym kroku juz dyszala. Zapytalam sie , czy moge pomoc, z wielkimi protestami, bo ludzie tutaj nie chca nikogo fatygowac, mowila nie,,, a ja chwycilam za pien drzewa i zapytalam sie , czy nie jest jej lzej trzymac czubek choinki,,,tak sobie szlysmy do jej domu. Po drodze uslyszalam opowiesc o zyciu tej staruszki i zostalam zaproszona na kawe. Wynikiem tej znajomosci byla wielka milosc mojego pieska do jej suczki i odwrotnie:)))
:) pieknie wlasnie takie opowiesci czytac...ja mam ogromny sentyment do starszych osob
a czy z tej milosci wyszly jakies owoce?
Szota Rustaweli, poeta gruzinski, XII wiek:
"To co dasz innemu czlowiekowi pozostanie wiecznie Twoim, to zas, co zachowasz dla siebie, na zawsze utracisz".
(Przepraszam purystow jezykowych, zwlaszcza gruzinskojezycznych, za moje nieudolne tlumaczenie).
Chyba lepiej by brzmialo:
"To co ofiarujesz innemu czlowiekowi, przypisane bedzie Ci na wieki wiekow, ale to co zachowujesz dla samego siebie zatraci sie na zawsze".
:) Aniu, nie , bo moj piesek byl malutkim maltanczykiem a jej suczka duzym , bezowym labradorem,,,tylko noskami sie dosiegali,,,hihihi
oj...to lepiej, ze nic z tego nie wyszlo....pozdrawiam