Jak się żyje w konkubinacie to tak sie kończy przeważnie.
Wybacz, ale to generalizowanie mi się bardzo nie podoba. Gdyby byli małżeństwem to szanowny pan nie wyprowadziłby się? Wiele małżeństw się rozpada tak samo jak konkubinatów (nie lubię tego słowa, ma negatywny wydźwięk dzięki ludziom tworzącym stereotypy) Niektórzy nie chcą zawierać związków małżeńskich, są szczęśliwi, niektórzy spełniają się w małżeństwie. Tu chyba nie o to chodzi...
Wybacz ale piszesz głupoty, niestety nie ma innego określenia na to!
Całkowicie zgadzam się z darai i Jankiem. "Konkubinat " / też nie lubię tego słowa/ nie ma tu nic do rzeczy !
As, zwiazki w konkubinacie, moga być dlugie i trwałe.
Tu nie chodzi o papierek, bo przecież i takiego goscia można zasadzić o alimenty.
Tu chodzi o odpowiedzialność dorosłego człowieka.
Tu chodzi o podejście rodziny do zaistniałej sytuacji...
Aniu, 70 procent ludzi w Szwecji zyje w konkubinacie (to okropne okreslenie, napewno wymyslone przez kosciol:))) ). Maja wspolne dzieci i nawet im na mysl nie przyjdzie brac slub dla podpisania jakiegos papierka. Prawo w tym kraju jest takie, ze dzieci malzenskie i poza malzenstkie maja takie same prawa do wszystkiego.
Twoja siostrzyczka jest slicznota:)
No cóż ja sama żyje w konkubinacie chociaż wolę określenie partnerstwo już 10 lat i za mąż nie mam zamiaru wychodzić i uważam że nie ważne jest jak się żyje z papierkiem czy bez bo to ma najmniejsze znaczenie a papierek często potrafi wszystko zmienić a nawet popsuć.A muszę jeszcze dodać że mamy wspaniałą 8-letnią córeczkę.Życze powodzenia
No i ´...wkurzylam sie! Co Ty piszesz za bzdury? Gdyby malrzenstwo bylo "pewniakiem" na cale zycie (jak kiedys sie sadzilo - o przyczynach za chwile) nie byloby rozwodow. Kiedys te rozwody tez by byly ale ich nie bylo bo...kobieta nie maiala szansy przezyc sama a przynajmniej bylo to baaaaardzo trudne. Po co pisac takie farmazony?
No tak ale czego sie spodziewac jesli piszacy wszelkie zwiazki procz tych zawartych przed urzednikiem (a pewnie nawet przed ksiedzem jako jedyne wlasciwe) nazywa konkubinatem.
jasia zal mi twojwj przyjaciolki musisz jej powiedziec ze musi sie z tym pogodzic ,napewno jej sie jeszcze ulozy.Mozesz jej podac przyklad mojej kolezanki ma 45 piec lat ,16 dzieci ,najmlodsze ma 2,5 roku i niedawno maz odszedl do innej i zostawil ja.
Natka,ta Twoja przyjaciółka to ma szesnaścioro dzieci?Zostać samą nawet z jednym bywa ciężko.
Czy ja dobrze przeczytalam ? 16 dzieci ?
Natka, to sie po prostu w głowie nie mieści, wspołczuje twojej koleżance.
Co do mojej kolezanki, też jestem dobrej mysli, chociaż puki co....
trzeba wiele pracy i uwagi, własnie dzisiaj nie odbiera żadnych telefonów, nawet nie wiem czy jest w domu.
A ja, kurna chora. Musze zmobilizować ...
pozdrawiam jasia
matko moja, 16 dzieci??? i 45 lat? no to musze sie zapytac, czy kolezanka nie wie co to sa tabletki antykoncepcyjne ( tak sie mowi ?), bo chyba nie mysli, ze bocian kazdego roku spuszcza jej dzidziusia przez komin:)
wlasnie czytalam artykul o kobiecie (samotnej i bezrobotniej) , ktora urodzila 8-raczki, a szostka poprzednich dzieci musi sie jej mama zajmowac i utrzymywac, 8-raczki zazyczyla sobie "wstrzepic" ,,,,,,teraz zada miljony dolarow za pokazanie tych malenstw :(((((((
nie wiem jakim prawem kobiety taka ilosc dzieci rodza , w imie,,,czego?
wcale nie jest mi zal tej kolezanki , nie dziwie sie , ze malzonek ma dosc, szkoda tylko, ze nie uzywal gum.....
No wlasnie ! mnie tez nurtuje to , czy ludzie z wyboru maja tyle dzieci czy z wlasnej niewiedzy ? :( dzieci sa bardzo kochane ,ale musimy chyba pomyslec czy bedziemy w stanie je wychowac . Chlop zabral tylek w trok i pszedl , kobieta zostala z 16 dzieciaczkow i co dalej?
Użytkownik tineczka napisał w wiadomości:
> matko moja, 16 dzieci??? i 45 lat? no to musze sie zapytac, czy kolezanka nie
> wie co to sa tabletki antykoncepcyjne ( tak sie mowi ?), bo chyba nie
> mysli, ze bocian kazdego roku spuszcza jej dzidziusia przez komin:)wlasnie
> czytalam artykul o kobiecie (samotnej i bezrobotniej) , ktora urodzila
> 8-raczki, a szostka poprzednich dzieci musi sie jej mama zajmowac i
> utrzymywac, 8-raczki zazyczyla sobie "wstrzepic" ,,,,,,teraz zada
> miljony dolarow za pokazanie tych malenstw :(((((((nie wiem jakim
> prawem kobiety taka ilosc dzieci rodza , w imie,,,czego?wcale nie
> jest mi zal tej kolezanki , nie dziwie sie , ze malzonek ma dosc, szkoda
> tylko, ze nie uzywal gum.....
Zgadzam się z Tobą w 100 % .
Nie sztuką jest ,,naklepać,, dzieci ...sztuką jest pozniej je wychowac i utrzymać. Zagwarantowac im odpowiednie warunki mieszkaniowe i zycie na godnym poziomie.
Nie jest mi zal tej kobiety bo dobrze wiedziała co robi. Zamiast zachodzic w kolejną ciąże mogła wybrac sie do lekarza po recepte na tabletki.Przeciez nie zyjemy w sredniowieczu i kobiety wiedzą,ze istnieją srodki antykoncepcyjne!
a jesli juz nie miała ochoty ,,faszerowac,, się hormonami to ja na jej miejscu wsadziłabym meżowi to i owo między drzwi i przytrzasnęła z całej siły ,zeby mu sie odechciało raz na zawsze!
Ostro ale inaczej nie mogłam
hehe, najbardziej ostro to on by krzyczal,,,:)
kobieta nie musi faszerowac sie hormonami, sa zabiegi proste : sterylizacja jej i jego
>nie wiem jakim
> prawem kobiety taka ilosc dzieci rodza , w imie,,,czego?
Z prawem to nie ma nic wspólnego. Można mieć nawet 20 dzieci to nie przestępstwo. Inna sprawa, że dzieci trzeba utrzymać, zapewnić dobre warunki rozwoju, opiekę, wykształcenie, to ogromne koszty zarówno finansowe jak i emocjonalne.Więc do posiadania licznej rodzinki trzeba mieć odpowiednie warunki, wówczas czemu nie? Są rodziny wielodzietne z wyboru, bogate, kochające, szczęśliwe. Coraz częściej słyszę, że więcej niż 2 dzieci to patologia...
No to moze "prawo" uzylam glupio,,,
Jednak, uwazam, ze rodzenie dzieci dla samego rodzenia nie jest fair w stosunku do dzieci, a "bogactwo" dzisiaj jest a jutro znika, najlepszy przyklad dzisiejszego kryzysu ekonomicznego.
Jedyne bogactwo to milosc i czas jaki dajemy rodzinie, dzieciom.
To nie patologia chciec miec wiele dzieci, to wybor: albo sie chce miec samochod, moc jechac na wakacje, miec wlasny dom, albo wystarczy nam pociecha z tupania malych nozek:)
Masz racje sa wielodzietne rodziny z wyboru ,ale bez przesady ! 16 dzieci ? ich matka byla caly czas w ciazy , co to za zycie ? chyba ze to bylo z jej wyboru i jej meza . Z tego co napisala Natka , ojciec zostawil rodzine i poszedl , wiec sam chyba mial dosc ! jakby byl taki szczesliwy to by siedzial z rodzina . Kiedys ogladalam na tv program o wielodzietnej rodzinie ,matka miala 15 dzieci i powiedziala ze na tym nie koniec .Bo ona jest tak wychowana , ze nie bedzie zadnych antykoncepcyjnych tabletek zazywac ,tylko bedzie rodzic .Bieda az piszaczala ,wilgoc w domu dzieci posiadaly jedno obok drugiego i mowily o swoich marzeniach , co kazde by chcialo dostac od Mikolaja ,az sie serce sciskalo z zalu ! i to uwazasz za szczescie ? Maz oczywiscie usmiechniety do kamery , nigdzie nie pracuje ,bo po co ? jak panstwo daje na dzieci im wiecej dzieci tym wiecej kasy . Dla mnie to paranoja , rodzic dzieci tylko po to zeby bylo z czego zyc ,bo chlopu sie nie chce robic .
Na koniec programu ,podany byl numer konta i prosba o pomoc dla dzieci.
Ja bym takiej rodzinie pomogła , ale "ojca "do najgorszej roboty bym wysłała z mety. A kobiecie też można by dać wykład o tym co jest ważne i co jest do.... Bo co tacy rodzice przekazują dzieciom: jak żebrać, jak być nieodpowiedzialnym i jak nie mieć w głowie poukładane. Ladny mi spadek!
Laugasel, rozumiem ze pisząc -"co tacy rodzice przekazują dzieciom: jak żebrać, jak być nieodpowiedzialnym i jak nie mieć w głowie poukładane." masz na myśli patologię?
Sama pochodzę z wielodzietnej rodziny ( nie aż tak licznej bo tylko szóstka dzieciaków), ale czegoś takiego rodzice nas nie uczyli a wręcz odwrotnie."Ucz się żebyś nie musiał/a tak ciezko pracowac jak my"- to było motto moich rodziców, które nam przekazywali i szacunek do pracy nawet tej najcięższej, najbrudniejszej , "bo jak się raz nauczysz ,to może Ci sie przydać w którymś momencie zycia".
Wiem o czym piszesz bo sama znam taką rodzinę. Gdy po którymś dziecku (bodajże 14) lekarze zaproponowali od razu na porodówce podwiązanie jajników, to jedyną odpowiedzią było stanowcze "nie, bo jak nie zajdę to mąż mnie zabije".!!!
Nóż w kieszeni się otwiera!!!
"... jedyną odpowiedzią było stanowcze "nie, bo jak nie zajdę to mąż mnie zabije".!!! żartujesz ? To już powinno być karalne !
Natko64 moja odpowiedz tyczy sie do odpowiedzi na Twoj Post o Twej Przyjaciolce tylko tu sie podpielam zanim odpowiadac kazdemu z osobna. Nie jest to krytyka tej rodziny bo uwazam ze do tego nie mam prawa nie znajac ludzi.
Wiecie co? Ok 16-scioro dzieci to naprawde rekord chyba ale czy nie oceniacie od razu za szybko? Nie znacie ani rodziny ani jej warunkow ani dlaczego maz odszedl. Ktos napisal "bo chlop mial dosc pewnie" To samo by napisal gdyby Matka tych dzieci odeszla? Tu by sie gromy posypaly na wyrodna! Cieszcie sie, ze ktos do jasnej ciasnej ma dzieci ktore beda lozyc na wasze renty. Renty i tych dla ktorych i dwoje i jedno to za wiele. Wszystko jedno dlaczego maja tyle dzieci bo chcieli, bo nie uzywali antykoncepcji bo wreszcie innych hobby nie mieli? A czy to wasza sprawa dociekac i oceniac?? Tu niech oceniaja ci co ich znaja i wiedza, ze sa powody do lapania sie za glowe i troski o dzieci. Znam osobiscie wiele rodzin wielodzietnych po ktorych widac ze dzieci to ich skarb i takie zycie wybrali z powolania. Sa i wielo- i jednodzietne patologiczne. No i? Kto mi daje prawo oceniac po liczbie dzieci ta rodzine?
Ja uważam ,że jeżeli ktoś ma warunki i chęci to niech ma ile chce tych dzieci.
I bardzo sie cieszę ,że są takie rodziny. Jednak nie rozumiem ludzi , którzy mają dosłownie rozwalającą się chałupę, żadnej pracy, ani gospodarki dochodowej i klepią dzieci jak króliki. Oczywiście licząć jedynie na pomoc państwa , czyli opieki społecznej. Uważam,że to krzywda dzieciom, że są od urodzenia skazani na biedę. Zaraz usłyszę ,że jestem wredna! Ale ja kocham dzieci i jak widzę programy jak to rodzina o zerowych dochodach ma 10 dzieci to bym wlała tym rodzicom, a szczególnie ojcu. A nawet tylko jemu! Taka kobiecina jest wycieńczona biedą, opieką i szarą codziennością, brakiem odpowiedniej diety i troską o dzieciaczki idt idt. A chłop potem zgrywa twardziela, że nagle został wdowcem z gromatką dzieci bez środków do życia. A przecież sam się do tego przyczynił!! . Ja mam czwórkę dzieci, na brak pieniedzy raczej nie narzekam , ale i tak nie ma chwili żebym nie myślała o całej czwórce. A może ze mną jest cos nie tak?
A z drugiej strony to jesli ludzie nie chca miec dzieci to tez zle. To niby dziwni.
No wlasnie, a przeciez nie zawsze ci dzieci nie majacy mieli wybor czy tez sa samolubnymi, bogatymi, nienawidzacymi dzieci egoistami. Widocznie by sie nie "nachrapac" trza pszykladnie miescic sie w normie spolecznej. Cos kolo 1 i 1/2 dziecka na rodzine :-)
Hi, hi ale to tez problem bo jak sie rodzi za malo dzieci, to chyba tez nie optymalnie, bo pesje beda nie zabezieczone. (Tak sie mowi) A wiec jak na to patzec? Lub tak czy inaczej, jeszcze sie taki nie urodzil ktory by kazdemu dogodzil.
W mojej miejscowości jest rodzina, w której jest 13 - oro dzieci...wszystkie upośledzone. Matka pośledzona, ojciec też, do tego alkoholik...nie wiem dlaczego się pozwala na takie coś...Kurcze, to jest dopiero problem - co robić z takimi ludźmi - mam nadzieję, że już się skończą rozmnażać, bo to jest tragedia.
Tak se przypomniałam. Jak ja miałam pierwsze dziecko, bardzo chorowaliśmy oboje. Ja byłam bardzo słaba, że nawet bałam się Bartusia brać na ręce , bo często mldlałam. Poprosiłam raz w zyciu zakonnicę o pieluchy jednorazowe. Oczywiście odmówiła, ale zrobiła to tak,że 2 dni płakałam! A ile mają duchowni do powiedzenia, na temat planowania ciąży. Bo to grzech i to grzech i tamto grzech. A co oni wiedzą ożyciu i niedoli np. takich upośledzonych dzieci. Na pewno w razie czego mogą liczyć na taką pomoc jak ja otrzymałam. Oczywiście znam także naprawdę wspaniałych księży. Ale ten ból jaki mi zadała ta wiedzma w przebraniu zakonnicy zawsze pozostanie.
Bardzo przykre..i dlatego tez uwazam, ze esli kosciolchce ingerowac w sprawe tak intymna jak pozycie seksualne wierzacych to powinien o wielebardziej sluzyc pomoca wlasnie w takich sytuacjach zyciowych i podpierac rodziny. Nie chodzi o pieniadze tylko o to aby i tu ´"slowo cialem sie stalo". Chwala Bogu i takie siostrzyczki to (mam przynajmniej nadzieje) mniejszósc...Niestety wystarczy spotkanie z jedna by sie zrazic.
Dokładnie, to byla wiedźma w przebraniu zakonnicy...niestety, ksiądz i zakonnica też są ludźmi i bywają różni ludzie. To że ktoś założy sutannę czy habit wcale go nie uczyni świętym...do tego trzba pokory i świadomości, że tacy ludzie są po to aby służyć...jak widać różnie to bywa.
Ja w szpitalu spotkałam taką pielęgniarkę, coś w podobie tej siostry zakonnej.Na drugi dzień po porodzie poszłam po poradę, bo małej wyskoczyły potówki - wtedy nie wiedziałam że to potówki - a ona nawet na mnie nie spojrzała, powtórzyłam pytanie i znów poleciało w przestrzeń, pielgniarka odwróciął głowę, miała taką dziwną minę...jakby półuśmieszek...to było okropne, chcialo mi się płakac...pewnie jak bym dała łapówkę, byłabym inaczej traktowana... No cóż, nie oznacza, że wsztstkie pielęgniarki są wredne i czekją na łapówki, ale...ja juz chyba więcej do tego szpitala nie pójdę.
Kurcze nie zdazylam edytowac by poprawic bledy w poprzedniej wypowiedzi...
Przyszla mi na mysl moja przygoda z buddyzmem w czasie zeszlorocznego urlopu na Sri Lance. Tam ludzie sa bardzo zyczliwi w stosunku do siebie i w stosunku do osob starszych i jak rowniez niepelnosprawnych w jakims stopniu. No wiadomo, sa wyjatki bo i ludzie sa wszedzie dobrzy i zli, egoistyczni i empatyczni. Jednak zapadlo mi w serce tamtejsze rozumienie nieszczescia i ulomnosci. Jesli z czyms nie dajesz rady to pomoc nadchodzi zupelnie swobodnie, bez wielu slow i zbolalych min. Po prostu tak naturalnie od zupelnie obcych osob. Pomoc nie w sesie pozalowania, ubolewania lecz zwyczajna, aktywna. W buddyzmie nie ma patrzenia na ulomnosc jako dopust Bozy. Co prawda przyczyniles sie jakos tam sam w poprzednim zyciu/zyciach, ze lekcje akurat taka masz do zaliczenia w tym zyciu.Nie rozumie sie tej lekci jednak jako srogiej kary lecz jako naturalna konsekwencje twych czynow w poprzdnim zyciu/zyciach lub...twoj wlasny wybor rodzaj askezy. Tak jak naturalna konsekwencja jest oparzenie reki jesli dotkniemy owa goracej plyty kuchennej czy zelazka. Ani zelazko ani plyta nie sa katem specjalnie nam postawionym przez zlosliwy los. To my sami nie pomyslelismy, nie zwrocilismy uwagi na konsekwencje naszego czynu stad nastapila naturalna konsekwencja czyli bol oparzenia.
Otoczenie nie potepia i nie wysmiewa sie z twojej niedoskonalosci. Znajomi mi Syngalezi zapytani skad ta roznica odparli zupelnie zdziwieni skad takie pytanie: "Ale to przecierz dla nas jest blogoslawienstwem, ze sa miedzy nami osoby ulomne, biedne, stare czy chore! Jak bysmy inaczej mogli czynic dobre uczynki by doskonalic nasza dusze? My bardzo tych ludzi szanújemy bo to oni otweraja nam drzwi do nirwany czyli ichszego nieba. Oni wzieli na siebie to cierpienie i naszym obowiazkiem jest im ulatwic zycie aby nasze przyszle zycie bylo lepsze na tyle, na ile ich zycie z nasza pomoca staje sie lepsze".
I czy to nie jest piekne?
To bardzo piękne ,co napisałaś. Ja z natury jestem nadopiekuńcza i na pewno uciążliwa dla otoczenia. Ale ja czuję się tak dobrze, jeśli uda mi się komuś pomóc. Jedynie nie lubię, gdy ktoś jest tym speszony. Ja wiem ,że nigdy nie powinno się oczekiwać jakiś specjalnych podziękowań za wsparcie. I ja zawyczaj to zaznaczam delikatnie. Pomogam- bo chciałam i koniec tematu! Jednak zauważyłam,że zawsze los mi zazwyczaj sprzyja wówczas. Moja mama zawsze powtarzała "rzuć za sobą - a znajdziesz przed sobą" . A pomagać można zawsze.Na przykład robiąc zakupy. Stałam w kolejce, przedemną młode dziewczyny ( zachowywały się może zbyt impulsywnie i ich styl ubierania był co nieco odmienny od zwyczajnego) w pewnej chwili straszy pan zaczął na nie się drzeć. Może miał i powód , ale wykonanie było tragiczne. Więc ja powiedziałam dobitnie i grzecznie co myślę przede wszystkim o nim. Jedna z dziewczyn zrobiła wielkie oczy i mówi,że pierwszy raz usłyszała normalne i życzliwe słowa. Nawet ten pan po chwili zastanowienia przyznał mi rację i naprawdę było bardzo miło. Więc pomagac można od tak, naturalnie. Więc bądżmi czujni i rozglądajmy się więcej wokół siebie.
Co do antykoncepcji...bardzo wątpię by ta kobieta po pierwsze miała pieniądze na kupno tabletek, po drugie wątpię żeby je regularnie brała. Myślę że oni nawet prezerwatyw nie używają - on wraca pijany, bierze co chce i spokój...pewnie nie wysila sie w myśleniu o skutkach...a potem niech sie dzieje wola nieba!
Myślę że taka sytuacja nie ma żadnego rozwiązania. Sterylizacja nie wchodzi w grę w żadnym przypadku, zacznie się na sterylizacji pojedynczych osób upośledzonych, skończy się na budowie społeczeństwa "geniuszy"...jak to zwykle u ludzi bywa...wystarczy uchylić furteczkę i reszta się potoczy jak w horrorze...nie wiem, ja tu nie widzę wyjścia, poza tym, o którym Dorotka pisze - i tym powyżej i tym poniżej :)
Różnie się w rodzinach układa, cóż...rodziny nikt sobie nie wybiera.! Mnie zaskoczył ten facet ! Czy tchórz? A może to taki "wolny ptak", który nie lubi mieć żadnych kłód pod nóżkami ? Bo właśnie teraz, kiedy jego ukochana jest w ciąży, powinien stać przy niej murem, być opoką i opiekunem ! Z córką i matką - choćby w przyszłości- koleżanka się dogada, ale teraz musi porozmawiać z facetem, bo właśnie on swoim zachowaniem daje świadectwo tego,że matka i reszta rodziny maja rację !
To co nasuwa się, po przeczytaniu Twojego posta i całej historii, to jednak nieodpowiedzialność(!) Twojej koleżanki. Nie bardzo wierzę, że ten fagas(nie facet!) nagle dał nogę gdy miał zostać ojcem. Nic nie piszesz o nim: czy miał przedtem rodzinę, dzieci na które płacił, ...
Przecież musiało być "nie bardzo " w tej rodzinie już od jakiegoś czasu.
Rodzina tej koleżanki nie odwrociła się od niej nagle ... cos mi tu "za skrótowo " .
Cokolwiek byśmy tu nie powiedzieli uważajmy z (o)sądem nad którąkolwiek z osób.
Janku, masz calkowita rację, mówiąc, zeby uwazać o osadach nad ludżmi.
O facecie wiem niewiele...tyle, że siedział w wiezieniu za nieumyslne spowodowanie śmierci.
Kawaler, bez zobowiazań. Ostatnie 2 lata , to ponoć idylla. Poznalałam go osobiscie, krótko - wrazenie pozytywne.
Jezeli chodzi o rodzinę ( siostra i matka), - bardzo kochajaca się rodzina, nie znałam lepszego modelu ( z tąd mój szok).
Były partner - to zawsze normalka, razem ze swoja mamusią , ciągle nastawiali corkę przeciwko matce. Ale córka dość odporna
na podżegania, bo mamę kocha najbardziej.
Ale jakakolwiek byłaby sytuacja w tej rodzinie (przed), to w chwili wieści, że ma się narodzić dzicko....
ja wszelkie animozje puściłabym w niepamięć, bo dla mnie nowe dziecko jest najważniejsze.
A może ja mam jakieś staroświeckie poglady???
pozdrawiam jasia
Dla mnie nie masz staroświeckich poglądów. ja tez uważam, że malenstwo i brzemienna kobieta są najważniejsi. Ale...może kolezanka nie mówiła Ci całej prawdy...Wiesz, czasem tak jest,że kobiety się wstydzą swego połozenia...Jakby nie było powinna pogadać z facetem - o co mu chodzi i do czego zmierza. Jeśli okaże się,że faktycznie fagas nie facet, to niech weźmie przykład z darai i tyle. Wy jej pomóżcie !
Pomagamy jak możemy. Dzisiaj pojechała do niej moja koleżanka, żeby podtrzymac na duchu po odejściu - tego ( nie wypowiem się)
jutro ja pojadę.
Rozmowa i obecnośc na miejscu jest ważniejsza niz kontakty na gg.
Dlatego pojade, chociaż jestem na zwolnieniu lekarskim, bom chora.
Jasiu ja nie wiem ale cos mi sie tu nie zgadza: jesli rodzina kochajaca byla to nie chce mi sie wierzyc by sie odwrocila tylko dlatego, ze Twoja Kolezanka zaszla w ciaze....Po pierwszych paru dniach w szoku by sie pozbierali - szczegolnie teraz gdy i ten przyszly ojciec zostawil ich (nie wiem czy czasowo czy faktycznie) moze jeszcze wroci? Jak by nie bylo wydaje mi sie,ze ta historia ma drugie dno o wiele glebsze od tego ktore widac...Przynajmniej tu na forum w opisanej przez Ciebie w skrotowej zapewne.(sila rzeczy) wersji. Jakby nie bylo jesli rodzina kochajaca to znajda droge do serca z czasem albo cos w tej kochajacej Rodzinie nie jest jednak tak w porzadku jak wyglada na zewnatrz.
Ale niewazne. Wspolczuje kolezance z calego serca. Wszystko jedno dlaczego znalazla sie w tej sytuacji dobrze by bylo gdyby miala kogos zaufanego do "wygadania sie" . Moze sytuacje da sie jeszcze uratowac gdyby bylo wiadomo dlaczego faktycznie ta rodzina sie odwrocila? Trzymam kciuki. A co do nastawiania corki przeciw matce - jej Ojciec i Jego Rodzice powinni sie wstydzic wykorzystywac dziecko do wlasnych celow. Nawet gdyby mieli jakies uzasadnione pretensje to powinni kierowac je do Twej Kolezanki bezposrednio a nie mieszac w to dziecko. Taka manipulacja moze tylko zaszkodzic. Trzymam kciuki za Twa Kolezanke i Jej Coreczke!
Darai, dziekuje ci za te słowa ( aż sie popłakałam).....ty jedna zrozumiałaś sytuację, bo chyba sama to przeżyłaś...
wiesz , ja też tak myslę.
Sama mam udane życie małżeńskie, nie jestem już młoda, ale takie niepowodzenia w życiu moich mlodych koleżanek...
dobija mnie.
Bardzo ja lubię, a jest w wieku mojego syna.
pozdrawiam jasia
Przeżyłam:) to właśnie dobre słowo. Dzięki temu jestem mądrzejsza, silniejsza i nie zapomnę jak głupio patrzyłam przez godzinę w okno gdy odszedł...a dzieci trzymały mnie za ręce i mocno przytulały. Później wstałam i zaczęłam żyć. Sama- dla siebie i moich dzieci. Pracowałam, studiowałam, sprzątałam po nocach i gotowałam. Byłam zdana tylko na siebie i ta wiedza była dla mnie główną motywacją. Jestem z siebie dumna. Przeżyłam, a może odżyłam nawet. :) Właśnie dlatego wierzę, że będzie dobrze.
Madre slowa! My kobiety mamy wiecej sily niz myslimy. Ja zawsze mowie o moim pierwszym (jedynym) malzenstwie: malzenstwo bylo do d..py, ale rozwod byl "szczesliwy" ,,, dla mnie i moich dzieci. Jakos pokonalam trudnosci w obcym kraju jako samotna matka ( meza dobrowolnie opuscilam w 6 miesiacu ciazy z drugim dzieckiem) i wychowalam samodzielnie dwojke dzieci. Ja rowniez zapisalam sobie dzien i godzine i nigdy nie zapomne. Wtedy lzy mi sie laly, a dzisiaj wiem, ze to byl szczesliwy dzien mojego zycia.
Z ta wyprawka, to fajny pomysl, pomoc kolezance jak tylko mozna.Rodzina jak nie z piekla , to napewno jak piszesz, zbierze sie do kupy i pokocha malenstwo!
Tineczko, mam własnie taką nadzieję, że rodzina opamieta się...i wesprze duchowo niebogę, bo kocha, tylko sie zagubiła.
My bedziemy trzymac rękę na pulsie, a nawet udamy się pod adres matki lub siostry, żeby pogadać.
Ale sprawa i tak bulwersujaca...jak tak mozna?
Nalezy wspierać , a nie odtracać.
Jasiu, ja nie wiem naprawde, jak rodzina moze tak robic??? W imie czego? kogo? i dlaczego?
Macie dobre serce , wspieracie kolezanke jak mozecie i to sie liczy.
Kiedy to malenstwo ma sie urodzic?
Koleżanka jest w 10 tygodniu, to jakoś za 6,5 miesiaca...
Jasiu, to wazne tygodnie, te pierwsze, bardzo niedobre sa stresy.
Postarajcie sie rozmawiac z nia , odwiedzac i trzymac na duchu,,,
Lepiej bym tego nie ujął. Niech pod żadnym pozorem nie przychodzi jej do głowy nawracanie tego faceta. Da radę. Więcej już w takiej sytuacji nie będzie. Pozdrawiam.
Moim zdaniem facet zachowal sie jak gowniarz ! no coz bywaja i tacy , szkoda tylko dziewczyny , bo znalazla sie w kiepskiej sytuacji . Mysle jednak , ze stosunki rodzinne sie ociepla , a rodzina jej pomoze .Na razie prace ma ,kochajaca coreczke tez, ma dla kogo zyc . Nie mozna ja zostawic samej sobie , dobrze ze ma wsparcie od kolezanek :) tylko za duzo rad tez jej nie pomoze , a raczej ja oglupi ! ona musi sie z tym przespac , uswiadomic sobie w jakiej jest sytuacji . Na pewno zrozumie , pogodzi sie z tym i bedzie zyla dalej , nosi w sobie nowe zycie i to jest piekne . Czekam Jasiu jak nam wkrotce napiszesz , ze u Twojej kolezanki wszystko sie ulozylo :) Pozdrawiam .
Jasiu
Cóż powiedzieć... zdarza się...
Masz całkowita rację, kiedy piszesz, zę kolezanki z pracy nie zastąpią rodziny. ...
A ja bym jeszcze dodała- i nie przezyją tego wszystkiego za nią....
Pytasz co myślimy... ja myslę, zę lepiej byłoby, gdyby takie sytuacje nigdy się nie zdarzały. Ale co z tego, co myslę ja, czy ktoś inny...
Przykro patrzeć, mnie sie nóz w kapsie otwiera na taką głupotę ( jej rodziny) i egoizm (?) ( jej partnera)- ale nie wiem, jak jest, więc z ocenami lepiej się powstrzymam...
Za to mam pomysł co można zrobić dla kolezanki- mozna pompować w nią nadzieję. Tak w myśl piosenki "z nadzieja nam do twarzy". I jeszcze jedna sentencja, którą kiedyś miałam w podpisie na drugim forum: : nadzieja zawsze przychodzi z drugim człowiekiem. Bo człowiek jest dla człowieka i obietnicą i spelnieniem obietnicy". Dla Twojej koleżanki- nowy maleńki cżłowiek jest spełnieniem tej obietnicy.
I jeszcze nalezy odwracać jej uwagę od trudnej sytuacji- i wskazywac na nową- w której oto dokonuje się cud zycia. Za jej sprawą!
Można namawiać ją jeszcze na wizytę u psychiatry- choć szczerze mówiąc, nie wiem, czy jakies leki zmniejszające napięcie wchodzą w grę, kiedy kobieta jest w ciazy. Ale sama wizyta nie zaszkodzi. ( psychiatra dlatego, ze psycholog, czy terapeuta nie jest lekarzem/albo nie zawsze jest? kwalifikowanym do wypisywania recept i aplikowania leków).
I jeszcze co można powiedzieć, choić to w tej sytuacji zakrawa na ironię- to to, zę farta miała, ze partner się wyprowadził zanim swoją nieodpowiedzialnością złamał życie i jej i maleństwu... choć to dopiero czas pokaże ( może)
I można jeszcze milcząco po prostu z nia być, pozwolić na płacz i załamanie, być uchem i rękawem, nie oceniać- ani jej, ani jego, wysłuchać, nie pokazywać jak pięknie jest za oknem i nie pier... że to cudownie, zę motylki pan bóg stworzył... spokojnie mówić zawsze prawdę- choćby dla niej trudną... powiedziec" jestem, jakby co" i mówić te beznadziejnie wyświechtane słowa " będzie dobrze!" z koniecznie z wykrzyknikiem na końcu.
Przykro patrzeć...
Ale tak po prostu się zdarza :(
I to nie nasza ( obserwatorów) niezgoda jest najważniejsza.
Można pytać "dlaczego mnie ( kogoś) to spotyka??" ale równie dobrze pytanie można odwrócić " a dlaczego nie???"
Nie można się tez litować. Bo litość jest związana z poczuciem wyzszości. A spotkać to moze każdego. Można wspólczuć. Wspólczucie to braterstwo, to przekonanie, zę nasz krew jest tak samo czerwona i szpile wbijane w ciało każdego- bolą tak samo.
I jeszcze słówko do As- jakaż Ty prędka jesteś w ocenianiu :(
Przypilnujcie, żeby go wymeldowała i to jak najszybciej!!!
Niech odlata
Jestem przerażona, ale mniej sytuacją tej kobiety, a bardziej sytuacją jej dziecka...i tego nienarodzonego i tego 11-letniego. Dziewczynka przeżyła już dwa koszmary, do tego rodzina podważa jej zaufanie do matki. Tym jestem zszokowana. Ta kobieta powinna się jak najszybciej pozbierać, jeśli chce mieć zdrowe dzieci, przecież taka sytuacja dla małego dziecka to podłoże do nerwic i innych zaburzeń...I nie może obarczać córki tą sytacją...to nie córka ma być podporą! To matka musi być podporą dla córki!!!
Ona powinna sobie zdać sprawę, że dzieci są tutaj najważniejsze i musi im zapewnić poczucie bezpieczeństwa, musi się dla nich pozbierać. Jest osobą dorosłą, powinna przełknąć porażkę, wyciągnąć wnioski na przyszłość i żyć dalej...wiem ze ąłtwo to napisac, gorzej wykonać, ale nie ma wyjścia.
Nie mogę rozsądzać kto tu jest winien, może ten facet jest nieodpowiedzialny...a może ona jest osobą z którą trudno wytrzymać...właściwie nikt tego nie wie oprócz tych dwóch osób. Może rodzina sie od niej odwróciła, bo wiedziała w co się pakuje...bliscy często dostrzegają pewne symptomy, których zakochana kobieta może nie widzieć...mam taka sytuacje w sąsiedztwie...mądra, zdolna dziewczyna wpakowała sie w związek z pijakiem. Kiedy rodzina - matka, siostry chciały jej przemówić do rozsądku, dziewczyna wyprowadziła się z domu. Niedługo będzie zbierać owoce swojej decyzji...i cóż można z tym zrobic? Jakkolwiek nie pochwalam kroku rodziny - mimo wszystko rodzina powinna sie zawwsze wspierać, pomimo, że mogły im się nie podobać kroki podjęte przez tę kobiete, nie mają prawa pozbawić jej swojego wsparcia. Mogą krytykować, mogą przemawiać do rozsądku, ale nie pozbawiać wsparcia!
Trudno cokolwiek osądzać, sytuacja ma podwojne dno i pewnie nikt nie dojdzie do tego kto ma rację...z drugiej strony czy warto tego dochodzić? Ta kobieta musi wziąść się w garść, trzeba ją w tym wspierać...niech to zrobi dla dzieci i dla siebie...przecież jest jescze młoda! Ma szansę na kolejny związek...moze odnajdzie swoje szczęście?
Co do związków - formalny - nieformalny...może jestem moherem, ale moje zdanie jest takie : jeśli związek opiera sie na wierze, jeśli świadomie składa się przysiege, jeśli jest to przemyślany krok - nie ma nic trwalszego niż takie małżeństwo. Miom zdaniem tak zyje sie łatwiej, wiara daje siłe do przetrwania trudnych chwil..."różnice charakteru" które tak często są powodem rozwodow, w imię wyższych wartości da sie przełknąć, wtedy zawsze mamy coś wiecej niż tylko dwoje ludzi...a nie, znudziło mi sie to papa i po sprawie...
Nie mogłabym żyć z facetem, który nie potrafi podjąć poważnej decyzji., nie potrafi powiedzieć - chce być z tobą na całe życie - w radości i smutku... będę się starał żeby to małżeństow prztrwało pomimo trudności, dołozę wszelkich staran, wyzbędę się egoizmu i jestem gotowy do poświecen - w imię czegoś wyższego...To jest dowód, że ktoś myśli poważnie, o ile jest dojrzałym człowiekiem...ale to już inna sprawa.
Moim zdaniem papierek niczego nie psuje...śmieszy mnie gdy ktoś mówi, że nie potrzebuje papierka - skoro go nie potrzebuje, to w takim razie co mu ten papierek przeszkadza? A jeśli z kolei bierze ślub kościelny tylko dla papierka, no to tylko współczuć - takie małżeństwo z pewnością nie będzie szczęśliwe.
Zaznaczam, że nikogo tutaj nie oceniam, piszę tylko jakie jest moje zdanie. Był taki temat poruszony, więc napisałam co myśle. To było obok tematu, zdaje sobie sprawę, proponuję kontynuowanie wątku obok mojej refleksji. Pozdrawiam. Kasia
Ludzi spotykają gorsze nieszczęścia w życiu. Więc nie wiem czemu taki lament? Kobieta jest w sytuacji nieciekawej , ale na pewno nie tragicznej! Jest jedynie zgorszona niektórymi wypowiedziami, Bo zaczęto żąglowac tu jakie to związki są ważniejsze z papierkiem czy bez papierka. Ja uważam ,że związek tworzy para ludzi i to od nich zależy jaki będzie ten związek. Niestety trzeba przyznać rację autorce wątku,że tu największym problemem jest rodzina, a raczej .... nie będę pisać brzydko! Ja sama wiem z własnego doświadczenia jak "bliscy" mogą zatruć nawet najlepszy związek. Ja mam do tej pory koszmary na jawie, jak se przypomnę jak podłymi ludzmi czasami w rodzinie nas obdarza los. Ale nie chcę pisać tu o sobie. Z tego co zrozumiałam, kobieta ma włanse mieszkanie, pracę kochaną córeczkę i oczekuje maleństwa. Ja osobiście na jej miejscu podziękowałabym "kochanej rodzince" za wsparcie i zrozumienie,że bardziej się przejmują tym co
" ludzie powiedzą" , niż jej szczęściem . Oj, znam takie Betonowe Berety. A co do ojca nienarodzonego dziecka, to przecież nie wiemy dlaczego odszedł. Więc dajmy mu spokój. Przyjdzie czas refleksji , to może okazać się lepszym ojcem niż nie jeden z papierkiem. Dziwne są losy ludzi. Ja nie lubię etykietowania i upraszczania ludzkich ścieżek. A ja już widzę światełko w tunelu , bo przeciez autorka wątku jest zainteresowana losem koleżanki i na pewno będzie ją wspierała, ato już bardzo dużo. Obu paniom życzę dużo szczęścia i prostych ścieżek w życiu. Trzymam za Was kciuki!!!
Właśnie... ludzi spotykają gorsze nieszczęścia. Jednak każde nieszczęście jest jest inaczej odbierane przez nas "obserwatorów" a inaczej przez samych zainteresowanych. W trudnych sytuacjach dobrze jest mieć wsparcie w rodzinie jednak czasem lepiej go nie mieć, gdyby trzeba było słuchać rad pt"Co ludzie powiedzą"- wtedy już samotność lepsza. Poza tym to życie tej konkretnej kobiety, nie jej matki czy siostry i to ona musi się w tym odnaleźć, zaufać sobie, nabrać dystansu, dojrzeć do roli samotnej matki. Samotnych matek jest mnóstwo, kobieta zostaje sama i słyszy "tak bywa"... ale dlaczego gdy facet zostaje sam z dzieckiem to kobietę się niemal na stos prowadzi tego nie rozumiem. Nie można sobie tak uciec od "problemu", do poczęcia dziecka potrzeba dwojga i odpowiedzialność jest wspólna, tylko jakoś tak kobiety bardziej.
Zgadzam sie z tym. ze zawsze trzeba w takich trudnych sytuacjach zyciowych uwazac by dziecko nie przejelo odpowiedzialnosci zamieniajac sie niejako z rodzicem rola. Dlatego tak wazni sa przyjaciele - niech mama tam sie wyplacze i wyzali aby miala sile w domu byc nadal dorosla tak by dziecko moglo pozostac dzieckiem. Dzieci potrafia czesto wlasnie z milosci do rodzica obarczyc sie zbyt jego problemami i probujac za i dla niego byc doroslym towarzyszem.
Czy tylko przysięga złożona w kościele jest ważna?? Dlaczego żyje się łatwiej z papierkiem?? Bo się go ma?? Dziś jest a jutro partnerowi się odwidzi i już go nie będzie. To jest tylko rzecz a uczucie to uczucie. Bez ślubu facet nie może Ci powiedzieć, że będzie z Tobą na całe życie?? Tylko podpis na papierku zobowiązuje?? Ja to odbieram w ten sposób, że jak już założyłaś facetowi obrączkę to jest Twój i koniec. A tu można się naprawdę zdziwić... Każdy żyje tak jak chce, nie można generalizować który związek jest lepszy, bo jego szczęście nie zależy od podpisu tylko od starań tych dwóch osób które chcą je stworzyć.
Nieee, nie chodzi mi o to , że papierek oznacza, że ma się kogoś na własność...Chodzi mi o to,że ktoś, kto świadomie, podkreślam- świadomie - ten "papierek" podpisuje potwierdza tym samym że jest człowiekiem odpowiedzialnym...poza tym, jeśli ktoś decyduje się na ślub kościelny, można zakładać, że nie obce mu są pewne wartości. Myślę, że zawsze jest większa gwarancja na przetrwanie takiego małżeństwa. Nie mówie tu o sytuacjach, gdzie ślub kościelny jest zawierany dla białej sukienki i całej tej sztucznej pompy.
Miłość sie zmienia...czasem się kończy i przechodzi w partnerstwo...i co ? Kończymy związek, zabieramy manatki...dzieci niech sobie cierpią, ważne żebyśmy my byli szcześliwi...
Jeśli ktoś decyduje się na przysiegę małżenską, myślę, że w takiej sytuacji, gdy coś sie zmienia, wypala, gdy nadchodzą trudności - zawalczy mimo wszystko o to małżeństwo...nie pójdzie tak szybko na łatwiznę...Ktoś kto sie wzbrania przed papierkami według mnie ucieka od zobowiązań...zostawia sobie taką uchyloną furtkę - kochamy sie, jest super...ale jak się poajwią problemy - to myk przez tą furteczkę i potem ktoś cierpi.....Taki ktoś dla mnie nie byłby dla mnie wiarygodnym prtnerem na życie, nie mogłabym mu zaufać, nie moglabym się przy nim czuć bezpiecznie.
Tylko o to mi chodzi. Nikogo nie potępiam, pisze tylko to co ja myślę, czym się w życiu kieruję. Każdy ma swoje wartości, swoją filizofię, swoją wizję życia, to jest właśnie moja... Nie mówie, ze jest ona lepsza czy gorsza, ona po prostu jest moja i taka a nie inna:) Ale zboczyłam z tematu, przepraszam. Pozdrawiam!
Peggy, gdyby jeszcze to wszystko co napisalas naprawde sprawdzalo sie w zyciu, to moze bylabym sklonna uwierzyc, ze te koscielne malzenstwa zaczynaja i koncza sie trzymaniem za raczke i tylko lata uplywaja, ale lata szczesliwe pelne milosci, modlitwy, szacunku i kto tam jeszcze sobie chce cos dopisac. No tak to napisalas, jakby czlowiek chory na raka mogl sobie zdrowie wymodlic. A to tak nie jest, a pisze o tym bo wlasnie tak powiedzial ksiadz w czasie kolendy 9 letniej dziewczynce, ktorej matka jest chora na raka i juz wiadomo, ze z tego nie wyjdzie. I co to dziecko ma zrobic wierzyc ksiedzu? Oczywiscie jemu latwo tak powiedziec, przyszedl poglaskal po glowce i kazal sie modlic, wrecz dajac slowna gwarancje, ze to pomoze. A za miesiac czy dwa bedzie dramat i co to dziecko bedzie czulo przez reszte zycia???
Malzenstwa koscielne tez nic nie gwarantuja. Mialam sasiadow koscielne sluby i nie tylko, bo do kosciola co niedziela a po kosciele on do knajpy albo na dziwki a ona do garow do dzieci, a jak jeszcze wrocil wieczorem to wszyscy dostawali lanie, bo tatusiowi nie udalo sie nigdzie zaczepic na noc. Ich corka byla moja kolezanka, rok mlodsza ode mnie. Cale dziecinstwo marzyla zeby sie rozeszli. Na szczescie tatus zapil sie kiedys na smierc, dopiero po jego smierci moja kolezanka i jej starsza siostra przyznaly sie matce, ze tatus z nimi wspolzyl, ale sie baly cokolwiek powiedziec. I co na to powiesz?? No tak nie rozeszli sie czyli dotrzymali przysiegi, tylko kosztem czego?? zycia wlasnego i zycia dzieci?? A do kosciola chodzili razem cala rodzina tylko wracali innymi drogami. Bardzo cie prosze nie upraszczaj.
Ale ja nigdzie nie pisaąłm że jest to gwarancją szcześliwości i miłości po grób...pisze tu tylko że ktoś, kto świadomie decyduje się na taki krok, prawdopodobnie jest człowiekiem odpowiedzialnym...i nie ucieka przed tą odpowiedzialnością. Przykro mi że miałaś kontakt z taką patologią, u nas też są takie rodziny, ale raczej nie stanowią one wiekszości. Nigdzie też nie wspominam o trzymaniu się za rączki i modlitwie...Muszę pedzieć do dziecka, pozdrawiam!
Peggy, czlowiek swiadomy postepuje swiadomie i nie potrzebuje do tego swiadkow ani cywilnych ani koscielnych.
Masz 100% racji. Tu nie chodzi o to ze ktos partnerstwo wolne traktuje jako to z furtka a to zaswiadczone jako zobowiazujace. To nie ma znaczenia jakie partnerstwo sie zawarlo lecz z kim sie je zawarlo i dlaczego. Nie chodzi o jakas wyzszosc jednego nad drugim - chyba, ze presja spoleczno-kulturowa czy widmo klopotow finansowo rozwodowych moze chetnych od rozwodu powstrzymac.
Nie oszukujmy sie - nigdy zaden papier nie byl i nie bedzie gwarancja przetrwania zwiazku ani miarodajnym miernikiem odpowiedzialnosci partnerow wobec siebie. To co ludzi trzyma razem to albo milosc wzajemna i dojrzalosc albo pieniadze, wygodnictwo, normy spoleczne albo i patologia. Tak, to dwa zupelnie skrajne przyklady pomiedzy nimi jest jeszcze mnostwo szarosci i codziennosci i trzeba naprawde zaparcia, dobrania i wzajemnej milosci na to by zwiazek przetrwal. Jesli ktos jest religijny i widzi w tym blogoslawienstwie sakramentu sile ktora mu pomoze w ciezkich chwilach to swietnie. Moim skromnym zdaniem jednak Pan Bog pomaga wszedzie tam gdzie jest milosc bez wzgledu na wyznanie, stan cywilny itp. Mowi sie ze prawdziwe malzenstwa zawiera sie w niebie i moim zdaniem to prawda...
Dorotko, dziękuję za zrozumienie, zauważyłaś, że ja tu nikogo tu nie nawracam, ani żadnej krucjaty nie prowadze, hihi.
Piękne słowa! Kurcze, jaka Ty jesteś, mądra...
Pozdrawiam!
E jesli madry sie uczy a i tak glupi umiera bo nie zdazyl sie wielu rzeczy naumiec....lol
Peggy, co to znaczy, cytuje "Przykro mi że miałaś kontakt z taką patologią, u nas też są takie rodziny, ale raczej nie stanowią one wiekszości" ?? Obydwa te przyklady sa z Polski, bo ja sie w Polsce wychowalam nie w Stanach, przyklad tego malzenstwa to lata 50-60te. pan zapil sie w 1971 roku kiedy moja kolezanka miala 16 lat i zmarnowane dziecinstwo za soba. A drugi przyklad tego ksiedza po kolendzie to wlasnie sie stalo w tym roku w Polsce, w mojej dalszej rodzinie. Wiec nie wspolczuj mi i nie mow, ze moze gdzies tak sie dzieje ale nie w Polsce. Bo tak sie dzieje na calym swiecie, tyle, ze tutaj gdzie ja mieszkam nie ma takiej presji na zycie w zgodzie z doktryna kosciola, bo tutaj jest wiecej niz jedna sluszna wiara i niewierzacych nie wytyka sie palcami.
Przepraszam, za wtracam sie w wasza rozmowe,,,Luckystar, ja mysle, ze najwieksza patologia istnieje w krajach , w ktorych religia panuje nad rozumem, niestety na to jest mase przykladow.
Peggy jest jeszcze mloda a zycie jest najlepszym nauczycielem.
Nie strasz mnie....
Co do zycia...to, moja droga, dostałam więcej kopniaków, niż ci się wydaje, hihi. Nie chcę tu pisać wywodów z życia osobistego, wystarczy to , że wpakowałam się w nerwice i to z wyraźnymi objawami somatycznymi (sama sobie pomogal, w koncu studia na coś się przydały)
Ale myślę że do religii podchodzę bardzo racjonalnie...lubię brać wszystko pod szkiełko i oko...poczytaj sobie temat o moherach i moje zmagania z Agik, hihi, chyba jeszcze mam odrobinę zdrowego rozsądku :)
Ojojoj, masz racje, widzisz, starosc nie radosc i juz zapomnialam te mohery,,,hihi
No to musze powiedziec , ze jest mi bardzo przykro , ze jakiekolwiek kopniaki dostalas od zycia. Kurcze, jak bym mogla, to bym wziela wszystkie dzieci, kobiety, dziewczyny pod moje skrzydla i chronila przed przykrosciami,tak mi smutno czytac o jakichkolwiek "kopniakach". Zyje sie tylko tu i teraz, dlaczego nie mozna z usmiechem i z miloscia chodzic sobie do konca?
Cieplutkie mysli sle Tobie:)
Dzięki, kochana jesteś! Buziol wielgaśny przesyłam :)))
Droga Marylko, czy aj kogoś wytykam palcami? (to do tego co napisałaś pod spodem, bo wczoraj nie dałam rady skończyć). Czy gdzieś napisaalm , że mi to nie pasuje że ktoś żyje tak czy tak? Mnie to lotto, mam swoje sprawy, nie mam ochoty zajmować się oceną czy ktoś ma ślub czy nie...rajusku, napisałam tylko moje poglądy, które są mur, beton i których nie zmienię, bo ma powody.
Gdyby nie ten katolicki ciemnogród, w którym żyjemy z mężem, moje małżeństwo pewnie też by już nie istniało, kurcze, piszę tylko z własnego doś wiadczenia, nikogo nie chce tu nawracać. Skoro ktoś napisał, że konkubinat jest ok, ja pisze, że mi się coś innego sprawdza. Tyle...kurcze, nie chcialam robić jakiejś awantury, zaraz mnie Janek nazwie betonową gołębicą...hihi.
Tak, Marylko, mi się to sprawdza w życiu, dlatego o tym napisałam.
Są ludzie, którzy wymodluili sobie zdrowie, poloecam książkę J. Murphy"Potęga podświadomości" tam są racjonalne wyjaśnienia odnośnie uzdrowień. Wiara z pewnością pomaga w życiu. Myślę, że ten ksiądz chciał dać tej dziewczynce odrobinę nadziei, wyszło inaczej, nie umiał się zachować w takiej sytuacjii, bo to sytuacja niezwykle cieżka i nie kazdy by sie w niej odnalazł, ale to jeszcze nie oznacza, że wiara to coś beeee.
Czy myślisz, że Twoi sąsiedzi żyjąc w konkubinacie uniknęliby takiej tragedii? On by porzucił swoją noclegownie i miskę z jedzeniem, bo nie mieliby ślubu?...To niestety nie zależy od religii, to zależy od wychowania , charakteru, od tego ajkie wartości kierują zyciem takiego człowieka. Żyjąc w konkubinacie byż moze nie chodziliby do kościoła, taka by była zmiana...on by dalej chodziła na dziwki i gwalcił córki, bo takim jest czlowiekim i konkubinat nic by tu nie zmienił.
A czy w konkubinacie żyje sie lepiej? - o to jest pytanie...co chwilę słyszę...konkubent utopił dziecko, konkubent zakatował dziecko, konkubent zadźgał dziecko...to mnie nie przekonuje że konkubinat to coś lepszego.
Zresztą, Marylko droga :) mnie to nie interesuje, co jest lepsze...ale skoro podjęłaś dyskusje, to dopowiadam. Ciagle twierdze, ze to moje zdanie, mój sposób na zycie i nie interesuje mnie jak żyją inni, bo każdy ma swój sposób na życie...o i tylo, hihi. Jeśli jest Ci dobrze, jeśli jesteś szcześliwa, no to aj się ciesze i nic mi do tego:0 Moge Ci tylko pogratulować i życzyć aby tak było dalej:)))
A o tym, że ojciec czy matka zabili własne dziecko się może nie słyszy? Masz naprawdę dziwne porównania.
Nie mam siły tłumaczyć...przeczytaj sobie jeszcze raz...albo...zmęczona już jestem, ale wytłumaczę: to nie jest dziwne porównanie, to jest chora sytuacja, taką samą patologiczną sytuację przedstawiła Marylka. Chodzi mi o to, że to iż ktoś żyje w konkubinacie, to nie znaczy, że taki związek będzie oazą szczęśliwości - wszedzie - i w małżeństwach i w partnerskich związkach może się wytworzyć chora sytuacja - to wszystko zależy od ludzi - a nie tak jak mi sie wydawawało że zasugerowała Marylka - że ojciec chodził na dziwki i gwałcił córki i działo sie to tylko dlatego, że było to małzeństwo kościelne. To samo działoby się zapewne, gdyby to był konkubinat, bo ten człowiek nie był człowiekiem i na to nie ma rady. Kazdy zwiazek może się rozpasc, każdy może stac sie chorym i patologicznym związkiem, więc nie czepiaj sie, bo naprawdę nie ma czego.
Właśnie o to mi chodzi, że nie można uogólniać "bo w małżeństwie" albo "bo w konkubinacie". Związek to związek, każdy ma taki jaki chce ale nie można powiedzieć który jest lepszy.
"W malzenstwie to tak jak z ptaszkami w klatce:
te co sa w niej chca wyleciec
te co sa poza klatka , chca do srodka
zostawcie drzwi klatki otwarte troszeczke
to stworzycie atmosfere wolnosci i bezpieczenstwa"
Madrze powiedziane przez Michelle Montane
moje wolne tlumaczenie:)
Peggy, ale ludzie mówia tak różne rzeczy, ze naprawdę przysięga oprzed Bogiem niewiele zmienia...
A zresztą... piszesz o wartościach, które łączą ludzi... okey - tak jest, zę wspolne wartosci łaczą, ale niekoniecznie musi to być wiara w Boga.
Papier i/lub umowa nie swiadczą o odpowiedzialności.
Żyje w konkubinacie od 14 przeszło lat ( z jednym męzczyzną- tym samym, dodam hi ;) ) nawet mnie takie wywody nie ruszają :)
Na własnym karku mam wykarbowane takie sądy jak Twój- najpierw byłam podstępną k.., która chce zbałamucić cudzego męża ( hi, nieodmiennie mnie śmieszy, zę mogłaby chcieć takiego jednego,c zy drugiego śmierdzącego capa) teraz jestem grzeczną kulturalną sąsiadką, której związek trwa nieodmiennie, choć niektórzy sasiedzi już się rozstali z trzecim partnerem (mężem lub zoną),
Patrzę na to i śmiać mi się chce na tę obłudę- można zdradzać, nawet na oczach wszystkich ( w tym moich skromnych, hi), byle się zonka nie dowiedziała.
I jak się chce odejść, kiedy tyle spraw jest wspólnych to wceale nie wiem, czy cała procedura rozwodowa jest najprzykrzejszym krokiem, jaki trzeba podjąć.
I to ja nie chcę być żoną . I chyba mi się to nigdy nie zmieni.
A co z kimś, kto wątpi w istnienie Boga? Odbierasz mu prawo ( tak z automatu) do posiadania innych wartości? Do posiadania duchowości? I do trwania w satysfakcjonującym związku? Bo obywa się bez przysięgi w obliczu?
A co z obietnicą? daną sobie po cichu- np pod kołdrą? co ze zwykłą przyzwoitoscią? ( tzn taką- nie skrzywdzę cię, bo wiem, zę mi wierzysz? nieważna? czy jak?
Popatrz, jak nasila się fala rozwodów- jak dla mnie z tego nie wynika, zę ktoś się przejmuje jakąs przysięgą ( nawet słyszałam, ze sobie można dowcipkować, zę co tam przysięga- człowiek w szoku to pierdoły gada! )
Na razie tyle :)
Pozdrawiam cieplutko
Agik, niektórym taka przysięga pomaga, nie chce pisać o sowich osobistych sprawach, ale w naszym małżeństwie to ja byłam stroną, która sie do przysiegi nie kwapiła hihi. Też miałam takie ideały: miłosc nie potrzebuje potwierdzenia...blabla....to życie mi pokazało że sie myle... kurcze, nie jestem jakaś święta - wniebowzieta...na własnym dupsku się przekonałam , że mój facet miał rację.
Agik, jak piszę o wierze, to piszę o sobie, nikomu nie odmawiam szczęścia poza wiarą.
Dla mnie mimo wszystko ten papier jest potwierdzeniem, że ktoś myśli poważnie, że podejmuje odpowiedzialność, wiadomo, że to nie zawsze się sprawdza, ale poczytaj co dokładnie napisałam wyzej...zresztą, wszystko zależy od człowieka. Po prostu u mnie sie to sprawdzilo. Musiałam zawalczyć o moje małżeństwo...gdyby nie ten papier, gdyby nie to że przysięgałam, pewnie dałabym sobie spokój i byloby po małżenstwie...Gdyby była ta furtka, ta uchylona klatka to już by mnie tu nie było. I byłabym bardzo nieszczęśliwa, zniszczyłabym życie mojemu dziecku, mężowi i sobie...teraz bym pewnie pisała takie posty jak Jasia...albo myślaął o samobójstwie.
To nie prawda, że uważam że zycie po slubie to trzymanie się za rączki i wieczna idylla! To ciągła harówa, kompromisy, wyzbywanie się własnego egoizmu i blablabla...po co mam to dziesiąty raz pisać, każdy to wie. Mi poamaga ta przysiega w składaniu wszystkiego do kupy, pomaga mi to w co wierzę.
I nie twierdzę, broń Boże, że mi sie nie podoba to jak żyjesz...żyjesz tak jak chcesz! Czy spotakałaś sie z mojej strony z potępieniem (piekło, smoła i te sprawy;)? Nawet nie wspomniałam że mi cos takiego przeszkadza! Mam takie koleżanki(co prawda z krótszym stazem) i nigdy żadnej nie przyszło mi na myśl nawracać, czy potępiać z tego powodu!
Jak już pisałam, podchodzę do wiary dość racjonalnie...mi ona po prostu pomaga, a każdy niech sobie żyje tak jak chce.
Żesz kurcze, no lotto mi jak kto zyje, byle mu było dobrze.
O napisałam se co se myśle o związkach, w związku z tym co se inni pisali, a tu raban, że kogoś oceniam, że nie mam racji. Kurczaczek, taka moja dola, że może nie mam racji, ale mi jest dobrze tak żyć...
Wiecie jak by tu było nudno, jakby każdy był peggy, myślał, tak jak peggy, robił tak jak peggy...zdechłabym tu z nudów! Dobrze, że macie swoje ideały, żyjecie po swojemu, kazdemu wolno, mi też :) Spotakalam tu wiele mądrych osób, im liczy sie dla mnei to co mają w głowie a nie jak żyją!
A następnym razem przed napisaniem tago co myślę to sie ugryzę sie w ...klawiaturę i nie bede musiała pisać kilometrowych postów wyajśniajac że nikogo nie chce obrazic, bo to jest moje zdanie, każdy tu ma swoje zdanie...ja też. O i tyle :)
Peggy- najpierw buziak :) Mam nadzieję, ze nie uznasz tego za zbytnia poufałość?
A tam ;) Ryzyk- fizyk
Mnie się bardzo podoba, ze wyrażasz swoje zdanie :) JUz Ci mówiłam, przecież...
Mnie to w najmniejszym stopniu nie przeszkadza.
Tym bardziej, zę robisz z to z wielkim wdziękiem i miło :)
Jakby wszyscy mieli takie samo zdanie, jak ja- to z kim bym dyskutowała?
Pozwoliłaś sobie na grzeczne wyrażenie zdania- dlatego ja się dołączyłam do rozmowy. I tyle :) ( jak to mówi Czos- "z koniem bym się nie kopała)
i już- sprawa załatwiona :)
I niech Cię ręka boska broni gryźć w klawiaturę! Nikogo nie obrażasz i tak ma być ( moim zdaniem)
I wcale się nie poczułam oceniana przez Ciebie, tylko znów ( ) się niefortunnie wyraziłam.
No :D
To tyle.
No właśnie, słowo pisane nie odda nigdy w pełni mimiki i emocji, można wszystko sobie różnie interpretować, dobrze że to wyjaśniłyśmy i nie ma żadnych kwasów :)
Buziol taaaaaki ogromny dla Ciebie :D
A my tak samo jak Ty, wyrażamy swoje zdania:)
No właśnie, ja tylko wyrażam swoje zdanie i nikogo nie atakuje o to, że żyje w związku partnerskim, więc nie rozumię, dlaczego Tobie sie nie podoba to co napisałam.
Chociaż, może znam przyczynę...jak tylko ktoś napisze religia, wiara...oho, zaraz zapala się czerwone światełko...o ta chce nas nawracać, chce nas przekonywać...to piętno jeszcze z czasów konkwistadorów...a nawet wcześniejszych...ja tam konkwistadorem nie jestem...ja jestem spokojnym człowiekiem, który szanuje spsób życia innych i nic mi do tego. Jednocześnie jestem świadoma tego jak ja żyję, jest mi dobrze, wiec dlaczego nie miałabym o tym napisać?
Ech, Myszko, zostawmy ten temat...ja mam swoje zdanie, Ty masz swoje...szanujmy to, bo tak jest fajnie...prawdy to nigdy nie dojdziemy, bo nikt nie zna ogólnego wzoru szczęśliwości :) Każdy ma swój spsob na życie i jeśli jest mu dobrze, jeśli nikogo nie krzywdzi, to nic nam do tego! Pozdrawiam!!! Kasia
P.S. Podejdź no do płota i daj pyska ( jeśli możesz :D)
Peggy ja nigdzie nie napisałam, że mi się nie podoba to co napisałaś. Ty masz swoje zdanie, ja swoje no i sobie podyskutowałyśmy. Spokojnie i kulturalnie:)
Do płota podejdę, pyska chętnie dam:) ale przez chusteczkę bom chora:(
Jakieś zawiłe i masochistyczne inklinacje...
Mamy zrobić zrzutkę na skrobankę?
Założę się,że facet zostanie znowu przyjęty...
Zielona 70 - powaliłaś mnie
obym cię nigdy nie spotkała na swojej drodze !!!
ale pojechałaś!!!!
I może powinien nie każdy jest na tyle odpowiedzialny, ze się z nową sytuacją łatwo zmierzy.
Każdy kij ma dwa końce....może on się wystraszył odpowiedzialności, oczekiwań..... a może po prostu zwiał bo nie stać go na to.
Inna rzecz że jakby miał na miejscu to co powinien miec, to pewno by nosił na rękach swoją kobiete i cieszył sie że otrzymał cud życia.
Jezeli ten związek był dla niego mało ważny to lepiej że odszedł teraz. a koleżance życzę siły ,odwagi i wiary że ma dla kogo życ.
Wiesz jaka jest różnica między debilizmem, a chamstwem ...trudno Co odpowiedzieć, no właśnie połączyły się w Twojej pustej puszce mózgowej.
Wybaczcie wszyscy ale tu nie poniosło mnie i tylko dlatego, że to jest forum publiczne napisałem jeszcze delikatnie.
Jeśli komuś nie podoba się, że napisałem jak zwykle za mocno to (omijam) taką opinię.
W życiu różnie bywa. Ja tam nikogo nie osądzam po prostu. I wiem z doświadczenia,że ludzie robią żle z róznych powodów. Lepiej ,że odszedł teraz niż miał by to zrobić np. po urodzeniu dziecka.
janek pisał do odpowiedzi 33 - zielona70
Ja myślałam,że to o mnie!! Naprawdę się wkurzyłam. Ja w swojej praktyce zawodowej i życiowej spotykałam jeszcze gorsze typy. Wielu facetów , tzn, mężów w świętych związkach małżeńskich w chwili gdy na świat przyjdzie chore dziecko, odrzucają je jako swoje , a matce zazwyczaj zarzucają niewierność i odchodzą z wielkim hukiem. Wtedy takich to bym jedną serią załatwiła. Znam takie życiorysy,że Wam by w najgorszym koszmarze nie przyszły do głowy. A tak niestety często bywa. Ja nie bronię tego faceta, ale wydaje mi się,że on się poprostu usunął ,żeby dziewczyna miała lepszą możliwość dogadania się z rodzinką, oczywiscie to tylko jedna z możliwości, może jest jednak głebokie i szerokie i ja nie siedzę w jego głowie, i może faktycznie jest nieodpowiedzialny i płytki, ale skąd my to mamy wiedzieć!!
Wlasnie i tez nie wiemy, czy on chcial miec dziecko wogole,,,,?
Zielona
Rzygać mi się zachciało, jak przeczytalam Twój wpis. Poważnie.
Czerpiesz jakieś korzyści z bycia żmiją? Sama sobie wystawiasz cenzurkę. Wiesz, można być babą z jajem- brać twardo bez rozczulania życie i fakty i bez mamlania i cackania się walić swoim sądem między oczy...
Ale wykazywać się podstawowym brakiem kompetencji symbolicznych- to mnie by było wstyd.
A w ogóle to jaki był cel Twojego wpisu? Bo nie odniosłas się ani do tematu, ani nie wyraziłaś swojego zdania nawet obok tematu...
jasia prosze przeczytaj moj komentarz on wyladowaj u gory.Pozdrawiam
Wiesz... masz taki przyklad w poblizu? A moze sadzisz podlog siebie? Jak by nie bylo - nie masz prawa uogolniac takich patologicznych zachowan na wszystkie samotne Mamy czy swiezo opuszczone kobiety! Troche rozwagi i obiektywizmu sie az tutaj prosi! Typowe slowa ludzi "wiedzacych wszystko i zawsze lepiej" u innych ale niestety nieczesto u siebie...Przykre...
Natka,patrz uważnie,gdzie sama się podpinasz i kto komu odpowiada.Potem wychodzą małe nieporozumienia.Pozdrawiam.
No masz racje musze lepiej uwazac.Bylo to prawie po demna i tak myslalam.Pozdrawiam
Patrz na te te "ogony" prowadzace do odpowiedniego posta. wtedy mozna lepiej sie dopatrzyc kto komu odpowiada. :-) Wspolczuje Twojej Przyjaciolce...
Nie przepraszaj kazdemu moze sie zdarzyc
Dorota przepraszam myslalam ze to bylo do mnie .
to co napisala zielona70 to jest wstretne.jak czlowiek moze byc taki zimny i okrutny.
Miałaś zły dzień Zielona czy się napiłaś??
Jasia.Mało tutaj podajesz danych . Ja myślę , że facet miał wygodne życie bez zobowiązań, wyprane,wyprasowane ,ugotowane i kobieta do łóżka. Teraz nastąpić mają zmiany. Dziecko to już odpowiedzialność, wydatki i to nie na parę dni . Kto wie może to był właśnie taki typ co lubi tylko własne wygody bez jak pisałam zobowiązań i kosztów. Pomijając wszystko jest to okrutne tak jak napisałaś i dla dziecka które ma się narodzić i dla matki. Mam jednak nadzieję , że wszystko dobrze się ułoży , życzę tego Twojej koleżance. Teraz potrzeba jej przyjaznych dusz
i spokoju .
Takie życie...... ale pamiętaj ! Po burzy Zawsze świeci słońce.Trzymam kciuki !wszystko bedzie dobrze.
Jasiu będzie dobrze, pierwsze dni są tymi najgorszymi, później się poukłada wszystko. Dobrze , że fagas odszedł bo nie wart jest tej dziewczyny, rodzina - nie wiem co miedzy nimi zaszło ale w najgorszej nawet sytuacji nie powinni jej zostawiać samej, dobrze , że ma córeczkę bo ma w niej chociaż oparcie. Myślę, że ma Ciebie, Twoją koleżankę i pewnie jeszcze innych znajomych, na których moze liczyć i to jej powiedz jak do niej pojedziesz, czasami ci znajomi są bliżsi niż rodzina, z taka rodziną wychodzi sie najlepiej na zdjęciu.
Moja znajoma ma jeszcze gorszy problem. Była mężatką. miała 2 dzieci. Mąż jej umarł. Znalazła sobie innego. Żyła z nim bez ślubu. Wszyscy ludzie w jej okolicy byli przeciwko niej z tego powodu. Urodziło im się dziecko. 2 lata później jeszcze bliźniaczki. Ona pracuje. On nie bardzo pracował. Jak ostatnie dzieci były niemowlakami to on ją zostawił. Wyjechał do Niemiec. Ona została sama z 5 dzieci. Chciała od niego wywalczyć alimenty. Próbowała go zaleźć przez ambasade, bo takie są przepisy. Po 3 miesiącach sprawę umożono bo nie udało sie go znaleźć.
Wina przeważnie leży po środku.Tak myślę.Bardzo się różnimy.
Po wizycie u koleżanki, dam tylko jedno sprostowanie.
Myslałam , że facet to tchórz, ale nie, to po prostu gnojek, nieodpowiedzialny gnojek.
Ale cóż...i w gnojku można się zakochać.
Jedyne pocieszenie, to to, że jego matka już się cieszy na jedynego wnuczka ( lub wnuczkę).
Kolezance potrzeba dużo wyciszenia, bo jest kłębkiem nerwów.
Pozdrawiam jasia
Dobrze,ze chociaz babcia staje na wysokości zadania. A koleżanka powinna zadbać o dobre z nią stosunki.
No widzisz, nie ma zlego, co by na dobre nie wyszlo:)
Jasiu, mam mala reflekcje na temat tego pana: "niechcaco kogos "zabil", "niechcaco zrobil dziecko", niechcaco zrobi krzywde nastepnej osobie,,,niechcaco,,,,
pozdrowienia dla Ciebie i kolezanki, tineczka
Życie jest piękne, to ludzie są do d... Nie wszyscy:))
We wszystkim się Prezesie z Tobą zgadzam pozas tym Życie jest do d...
Pozdrawiam
Pozwolę sobie się z Toba nie zgodzić :)
Ja widze same plusy w poruszaniu kontrowersyjnych tematów.
1. nawet bagienko nie przestanie nim być, kiedy grzecznie będziemy spuszczać wzrok i nie zniknie, kiedy zamkniemy oczy.
2. różne opinie, poznawanie ich tylko wzbogaca spojrzenie na daną sprawę
3. różne spojrzenia dają większy wachlarz możliwości rozwiązania problemu. Coś na zasadzie burzy mózgów.
4. pomaga rozwikłąć jakiś spór- nawet własny, wewnetrzny.
Owszem, kiedy dotyka jakichś trudnych spraw osobistych, czasem trudno wyzbyć się emocji. Ale wystarczy pamiętać o zasadzie nieoceniania kogoś za poglądy- i już można rozmawiać na każdy temat.
I ja myslę, ze warto.
Pozdrawiam serdecznie, nie ma się co stresować.
Zawsze warto bronić swoich racji.
I korzystać ze swoich praw do wyrazania własnego zdania.
I ZAWSZE mozna się bronić.
Moim zdaniem ma sens, jak najbardziej ma. Tylko czasem trzeba uwazac nie tylko co ale i jak sie pisze. Chodzi o to zeby starac sie nieuogolniac. Dyskutujac na zywo widzimy emocje, moze znamy rozmowcw. Tutaj wychodzi wszystko zimniej i jesli ktos napisze ze "slub to tylko koscielny sie liczy a reszta to bee i fuj to wiadomo ze urazi tym innych a i przyklady sie posypia, ze u wielu tak nie jest. Bo sa zawsze dwie strony medalu, zawsze za i przeciw. Jesli jednak ktos napisze: "Osobiscie nie wyobrazam sobie innego slubu jak koscielny bo takm i tak ta obietnice rozumiem, bo mam takie i takie doswiadczenia", "Moim zdaniem zycie takie i takie jest lepsze bo".... to juz calkiem inaczej sie czyta. Niby nic a jednak....
Już zostałam spalona na stosie?Potępiona na wieki?Spłukana w kiblu?
Nikt nie pomyślał,że to mogła być tylko zwykła prowokacja,kto pierwszy rzuci kamieniem?
Okazuje się,że jestem "debilką,żmiją,chamem,bezmózgowiem i prowokuję rzyganie"...
WIELKIE DZIĘKI - AGIK,JANEK / Ty nerwusie !!! wszędzie tylko krzyczysz /,DOROTA zza płota,ABIOLA,JASIA.
Prezes35,nie jest tak źle!Żadnej pruderii,rób swoje!Dziękuję.
No popatrz :)
A toś nas wzięła pod pic... Wow, jestem pod ogromnym wrażeniem, a tośmy się dali nabrać...
A takie malutkie pytanie ( ponowione;) )- a cel tej ( świętej) prowokacji? jakos mi umknał...
Zechcesz mnie oswiecić?
Z góry dziękuję :)
Prosze bardzo zielona 70. Swego zdania nie zmienie. Chcialas sprowokowac? No masz prawo tylko po co komu taka prowokacja? A jesli juz chcesz prowokowac to czemu sie dziwisz skutkom? Co sie sieje to sie zbiera...Chyba nie liczylas na odpowiedzi w stylu masz racje, dobrze prawisz. To by juz bylo nielogiczne.
Mimo twojego wyjasnienia i tak nie chciałabym cie spotkać na swojej drodze...
a może tym bardziej
Jasiu fajnie ze u Twojej Kolezanki rodzinna odwilz. Zobaczysz - to byl pierwszy szok. Pomalu sie wszystko ulozy. W kochajacych rodzinach nieszczescia zespalaja. A ojciec dziecka? Niech przynajmniej polaci jak (jak wywnioskowalam z Twego postu) to faktycznie ni mezczyzna mialby byc.Trzymam kciuki!
Nie wypowiem się nic na ten temat, bo zostało już chyba wszystko powiedziane. Zgadzam sie z Agik i Dorotką .Mądrze dziewczyny wyłożyły to czego ja nie umiem ubrać w słowa:)Jedyne co chciałam napisac to to że dziewczyna ma szczęście,że ma koło siebie takie osoby jak Ty Jasiu, które służą "uchem i rękawem" (słowa agika). Wiem z własnego doświadczenia jak ważna jest w takiej sytuacji obecność, czasami tylko sama obecność życzliwej osoby.
Wierzę, że Twoja znajoma się pozbiera bo ma dla kogo żyć i wkrótce zacznie się usmiechać do ludzi :)
Wszystkim bardzo dziękuję za wypowiedzi, za slowa wsparcia dla mojej kolezanki,
za to, że utwierdzacie mnie w moich czynach.
Może te moje czyny nie są czymś szczególnym, bo wlaściwie co mnie to kosztuje?
Trochę paliwa?, ale, jak na razie nic wiecej zrobić nie mogę, tylko wspierać duchowo.
Po reakcji koleżanki, widzę, że to jednak dla niej ważne.
Jasne, że poczyniłam wzgledem niej pewne deklaracje, ale nie bedę o tym pisać, bo jeszcze nic nie zrobiłam.
Pozdrawiam wszystkich jasia
Jasiu, prawdziwego wsparcia nie da sie przeliczyc na zadna walute. I Ty to robisz, to jest wazniejsze niz wszystko inne i napewno w obecnej sytuacji najbardziej potrzebne. Dobrze byloby miec Ciebie przy sobie lata temu :)) ale pewnie znow pomaglas komus innemu;)
Jest sobota 31 stycznia wieczór. Ojciec 8 letniego chłopcas dowiaduje się, że matka chłopca do której został oddany na weekend (27 lenią dziewczynę pozbawiono prawa opieki nad dzieckiem) popełniła samobójstwo rzucając się pod pociąg. Udaję się wraz ze swoją nową partnerką, oczywiaście młodszą do mieszkania w którym mieszkała mama chłopca. Na miejscu zastają chłopca z nożem z piersiach. Prawdopodobnie już nie żył. Dzisiaj rozmawiałem ze znajomą, która mieszkała po sąsiedzku i znała dziewczynę. Określiła ją jako bardzoładną blondynkę i niczym innym się nie wyróżniającą. Ojciec dziecka ma kilka kurników i jest raczj zamożny. Nie będę dociekał dlaczego jemu powierzono opieką, anie matce, która nie miała złego życiorysu. Fakt jest jeden. Matka i dziecko nie żyją. Miała pecha, nie spotkała na swej drodze jakiejś JASI.
Dlatego może nieraz dobrze być wścibskim i zainteresować się co bliźniego dręczy, pod warunkiem, że robimy to w dobrej intencji. Taka jek sądzę przyświecała Jasi. Gratuluję wrażliwości i empatii, której tak mało. Pozdrawiam
Nam Polakom wyli się zaintersowanie czyimś życiem ze wścibstwem i plotkarstwem. A przecież istnieje zdrowe zaintersowanie osobą np. sąsiadki czy kogokolwiek z naszego otoczenia. obok nas często jest tragedia, a my nic , bo tak .... wypada. To wielki bląd. Ostatnio byłam chora i moje dziecko też. Poprosiłam o pomoc znajomą, oczywiście mi pomogła. Na drugi dzień przyjechała sąsiadka z żalem,że jej nie poprosiłam o pomoc.Trzeba się interesować tylko "zdrowo".
To żeś mną wstrząsnął...rany
pozdrawiam