Tak często się ostatnio słyszy o odtrąconych, porzuconych i samotnych dzieciach. W moim mieście jest wioska SOS i mieszka tam bardzo dużo dzieci. Ich rodzice zazwyczaj zostali pozbawieni praw rodzicielskich. Jednak niezliczona ilość takich brzdąców, mniejszych czy większych, pozostaje w sierocińcach. Do czego zmierzam...
Moja koleżanka, po wielu przemyśleniach, postanowiła wziąć do siebie, na zasadach rodziny zastępczej, 6 letnią dziewczynkę. Wiem, że kobieta zapewni jej bardzo dobre warunki, po za tym jest doświadczoną matką 2 chłopców (11 i 16 lat). Dziewczynka ma rodzeństwo (dwóch braci), którzy raczej nie są ze sobą zżyci - jeśli można tak powiedzieć. Ich rodzice zostali całkowicie pozbawieni praw rodzicielskich.
Co Wy sądzicie o rodzinach zastępczych? Macie może jakieś doświadczenia w tym temacie? Będę wdzięczna za wszelkie rady.
Z góry dziękuję w imieniu mojej koleżanki.
Pozdrawiam!
Pierwsza rzecz jaką ciśnie mi sie "na mózgownicę"...nie rozdzielać rodzeństwa, nie są zżyci(?!) a czyja to opinia czy zdanie?!!! wychowawców?..dlaczego nie są zżyci????
stac psychicznie tych zastepczych rodzicow na rozmowy o ex-mamie, bo na ogol te mamy zyja i zanim dzieci sie obejrza, to juz nowe rodzenstwo.
Czy lepiej nie pomoc, nie pokochac nikogo wiedzac o tym, ze w kolejce do pomocy i do kochania cale zastepy? To jakby powrot do watku w sprawie jednego procentu podatkowego.
W mojej bliskiej rodzinie zaistnial przypadek o ktorym pisze Iloria. Wiecej wzlotow, niz upadkow,ale zycie gotuje nam wszelakie
scenariusze, nawet bez rodziny zastepczej.
Na początku mocno ściskam Twoją koleżankę i życzę jej dużo cierpliwości. Bierze na siebie duży ciężar i odpowiedzialność, takie dziecko jest bardzo jest spragnione miości i poczucia bezpieczeństwa ale jednocześnie bardzo pokrzywdzone, nosi w sobie mnóstwo niemiłych wspomnień i doświadczeń, zapewne trudno będzie do niego dotrzeć, mogą być z nim różne nieprzewidziane problemy, przy których nawet jej doświadczenie z poprzednimi dziećmi może być mało przydatne.
Moi sąsiedzi nie mogli mieć dzieci, więc adoptowali chłopca, miał cztery latka - a wyglądał na dwa. Przez pierwszy tydzień siedział całymi dniami pod stołem, był jak mały dzikusek, dosłownie, nikogo nie mam tu w zamiarze obrażać, ale tak właśnie było. Teraz jest już dorosłym mężczyzną, niezwykle wrażliwym i utalentowanym (pięknie maluje), ale nadal ma problemy z komunikacją, z nawiązywaniem nowych znajomości, czasami przejawia takie dość infantylne zachowania...zresztą nieważne, istotne jest to że nie było łatwo na początku, jak i teraz - doświadczenia z dzieciństwa - nawet tak wczesnego - rzutują niestety na całe życie.. Dodam tylko że niedługo po adopcji ta kobieta zaszła w ciążę i urodziła adopcyjnemu synkowi braciszka. Wszyscy byli w szoku, ale jak widać dobre serce się opłaca, ktoś tam jednak z gory czuwa i wszystko układa tak, aby dać ludziom troszkę szczęścia :)
Podobnie jak Janek jestem zdania że nie powinno się rozdzielać rodzeństwa. Rodzina to jednak rodzina, można mówić ze sie jej nie kocha, ale więzy krwi odzywają sie nawet po latach i ludzie potem się szukają. Kiedy ta dziewczynak znajdzie się w nowym środowisku, bardzo dotkliwie może odczuć brak rodzeństwa. Myślę że prawdziwe szczęście znajdzie dopiero wraz z rodzenstwem...
Moim ideałem jest adopcja, ale rodzina zastępcza to o niebo lepsze rozwiązanie niż dom dziecka. Dziecko ma okazję zobaczyć, że rodzina moze być normalna; obserwuje, jak taka rodzina wygląda - jak układają sie relacje między członkami zdrowej rodziny; uczy się ról społecznych; wchodzi z innymi w normalne, zdrowe relacje oparte na życzliwości; ma szansę na - w miarę - szczęśliwe dzieciństwo; leczy psychiczne rany z przeszłości, które jednak często dają o sobie znać w najmniej spodziewanych sytuacjach....można jeszcze długo wymieniać korzyści z umieszczenia dziecka w takiej rodzinie.
Twojej koleżance moge poradzic tylko dużo cierpliwości i znacznie większy margines tolerancji dla takiego dziecka niż dla swoich własnych a także dużo wyczucia oraz wrażliwości - takie dziecko gdy nam zaufa, łatwiej zranić, co może już na zawsze zniechęcić je do wchodzenia w blizsze relacje z kimkolwiek. Może być ciężko, ale jeśli Twoja koleżanka przemyślała ta decyzję, to pewnie jast na to przygotowana.
Powodzenia życzę i podziwiam za taką decyzję, gdyby było więcej takich osób świat z pewnością byłby lepszy... Pozdrawiam!
Iloria, moja koleżanka prowadzi rodzinny dom dziecka. Jeżeli Twoja koleżanka chciałaby dowiedzieć sie u "źródła" jak to wygląda mogę je skontaktować:))
Popieram adopcje czy rodziny zastępcze ale jestem przeciwna rozdzielaniu rodzeństwa. Jeżeli nie chce całejtrujki to niech zdecyduje się na inne dzieco.
as przeczytaj co pisze kokliko - wiadomość nr3. Pozdrawiam
Alfa_beta moja koleżanka wyjechała na jakiś czas, po powrocie do domu porozmawiam z nią. Dziękuję Ci za szczere chęci. :)
Co do rozdzielania rodzeństwa to każdy z nas ma swoje zdanie. Życie niejednokrotnie nas zaskakuje. Byc może dziewczynka w zastępczej rodzinie pozna smak miłości, który pozwoli jej przeżyć swoje dalsze życie szczęśliwie i bez lęków. To właśnie dzięki nowym rodzicom może bardziej zbliży się do braci? Nie krytykujmy takich rozwiązań. Pomyślcie co jest lepsze dla tego dziecka? W każdym rozwiązaniu znajdziemy plusy i minusy. Nie można z góry zakładac, że takie rozdzielenie źle wpłynie na przyszłosc dziewczynki. Nie możemy również mówic: lepiej zostawic rodzeństwo w "bidulu" i niech sobie jakoś żyją niż brac do siebie tylko jedno z nich.
Gdyby było więcej takich ludzi, którzy pomimo wszelkich możliwych problemów decydowało by się na przygarnięcie dziecka, świat byłby piękniejszy i dużo więcej byłoby szczęśliwych dzieci.
Pozdrawiam!
Ilorio, toz wlasnie o tym pisalam, o tych roznorakich scenariuszach. Tylko nagle wszystkim wydaje sie, ze adopcja jest najszczesliwszym rozwiazaniem, nauka milosci, przygarnieciem dziecka rownoznacznym z pokochaniem.
Iloria, nienawisc rodzicow adopcyjnych do dzieci przygarnietych (zaaadoptowanych) jest proporcjonalna do nienawisci dzieci
zaadoptowanych do rodzicow adopcyjnych. Bo to jest praca na caly psychiczny etat. Malo kto ma czas i wyobraznie.
Nie wierz w to, ze rodzina zastepcza rowna sie zyciem bez leku dla dzieci (glownie)
Bo dzieci wyobrazni na przyszlosc nie maja, a buleczki z nieba moga sie pojawic na dzisiaj. I dziecko zawsze wybierze buleczke, albo loda na dzisiaj. A jutro jest przed Toba.
Czy Twoja przyjaciolka zdaje sobie sprawe jaki procent rodzin adopcyjnych chcialoby sie wycofac z tego przedsiewziecia po roku???
Od dwudziestu trzech lat "dzialam" w stowarzyszeniu na rzecz dzieci adopcyjnych, i dobrze, ze ludzie maja takie ludzkie odruchy, ale naprawde one sa niczym wobec problemow ktore przychodza w rok, czy dwa potem. Szczegolnie jak juz masz wlasne dzieci, takie bezproblemowe co chetnie do szkoly pojda, poczytaja, posluchaja Pania i Mame.
A te dzieciaczki skadsis nie sluchaja, maja w nosie, gibaja sie - wbrew Twojej milosci, bo ona trwac musi, a Ty nie wierzysz, ze dziesiec lat starczy, bo moze nie starczy.