Rano poleciałam na rynek. Wracając z dwiema siatami (na trzecią się nie zdecydowałam z uwagi na słabe uzębienie-a tylko zęby mi wolne zostały) kątem oka zobaczyłam, że na jednym ze stoisk ma facet arbuzy.Ponieważ aktualnie z Najlepszym jesteśmy na urlopie, myślę sobie,,jak równouprawnienie, to równouprawnienie, resztę zakupów zrobi on". W domu sporządziłam spis na kartce, co ma kupić. Poszedł, a jakże.... Wraca i z mocno zdegustowaną miną stwierdził,, ale drogie te owoce". Przytaknęłam, bo święta prawda. Ale zdziwiło mnie,że jakis taki zziajany, a dużo do kupienia nie miał.Zapaliło mi się światełko....,, A co kupiłeś?". - No to co mi kazałaś- 4 pomarańcze i arbuza. Kurcze-35 zł!!! Ale zdzierstwo...Oczywiście kupił CAŁEGO arbuza- tak na oko z 5 kilo. Dostałam czkawki ze śmiechu. Na co Najlepszy ze świętym oburzeniem
,,nie napisałaś, że kawałek". A majonezów kobita mu pokazała 5 i zastanawiał się 10 minut, ale kojarzyło mu się, że kupujemy coś z robactwem, więc kupił Motyla. Rany!!! też tak macie?
Ja mojemu mężowi zawsze spisuję na kartce. Kiedyś zamiast z cukrem pudrem wrócił z solą. Opakowania prawie identyczne. Na usprawiedliwienie dodam, że tym razem to sprzedawczyni się pomyliła podając mu nie ten woreczek z półki. :D
Dawno temu gdy mój mąż był narzeczonym ,przed świętami moja mama poprosiła go żeby po drodze do nas ( spotykaliśmy się codziennie )
kupił 1 kg sera białego na sernik. Długo nie przychodził więc myślałyśmy z mamą że stoi w długiej kolejce i tak poświęca się między innymi dla przyszłej teściowej.W końcu wrócił. Bez sera.Na pytanie dlaczego nie kupił SERA BIAŁEGO odparł że nic takiego nigdzie nie było. Owszem widział takie białe ale było napisane TWARÓG więc na wszelki wypadek nie kupił.To było ponad 20 lat temu a ja do tej pory nie mogę się powstrzymać od śmiechu.Dwa lata temu wysłałam go do warzywniaka po sałatę lodową. Opisałam na wszelki wypadek że jest opakowana w folię przezroczystą. Wrócił z KAPUSTĄ PEKIŃSKĄ.:-)))
Oj Ci mezczyzni tylko ich na zakupy wysyłac,czasem na kartce im sie napisze co jak i tak co innego kupia
Pare lat temu to było jak kazałam mezowi kupic koncentrat pomidorowy(tak mu powiedziałam)na katrce zas napisałam -koncentrat..,pomyslałam ze jak mu w domu wytłumaczyłam co ma kupic to nie bede dopisywac-"pomidorowy" a on mi po powrocie wykłada na stoł KONCENTRAT DO PŁUKANIA TKANIN musiał drugi raz leciec bo by pomidorówki nie jadł.Oj było pare takich wpadek w jego wykonaniu...Teraz tylko posmiac sie mozna
No, upłakałam się! Przeczytałam Najlepszemu. Najpierw się zeźlił,, znowu mnie obgadujesz", a potem westchnął,, bo Wam, kobietom, brakuje precyzji. Skłodowska chyba nie była kobietą". Czyli- moja wina(jak zawsze).
Mój Najlepszy też się zeźlił i tak samo uważa.Ale coś w tym jest bo gdy 20 lat temu nikt nie miał ELEKTRYCZNEJ maszynki do mięsa to widząc jak się męczymy z przekręcaniem maku podłączył do ręcznej maszynki WIERTARKĘ ( na szczęście nie miała udaru tylko regulację obrotów) i mak był przekręcony.Oni rzeczywiście trochę inaczej postrzegają świat niż my.
Przed laty leżałam z ciężką grypą i posłałam 15 letniego wówczas syna po zakupy.
Gdy wyszedł, przypomniałam sobie o mandarynkach.
Uchyliłam okno, zasłaniam się od wiatru i krzyczę :
- kup jeszcze kilo mandarynek !
- Całe kilo ??? Po co ???
Zamknęłam okno . ( nie odpowiadam na głupie pytania )
A synuś zrozumiał - kilo landrynek........
hahha posmialam sie !! Ale moj ma to samo-wszystko musze napisac na kartce.Ostatnio napisalam min zeby kupil dzem- oczywiscie nie napisalam jaki chce ,wiec kupil 3 rozne.Jesli czegos z listy nie ma -to zastepuje wg wlasnego uznania-hihihi najczesciej slodkosci.
Fajnie to napisałas, musze was zdziwić kochane kobietki ale u mnie jest inaczej
to mąż wiecej czasu by spedzał w sklepie niz ja. jak ma czas to ciagnie mnie od sklepu do sklepu,a jeśli powiem żeby zrobił zakupy to oczywiscie kupi zawsze wiecej produktów niz miał kupić.POZDRAWIAM!!!
Zakupy robię sama - raz że to lubie, a dwa, gdy juz mój połówek się ze mną wybierze - lista do zapłaty jest duża, zdecydowanie przekraczająca budżet - wtedy chodzi między półkami i dokłada do koszyka (ja normalnie bym tego nie kupiła). Jeżeli idzie sam - to z kartką z ścisle wypisaną gramaturą - np. śmietana czy mleko bez ilości oznacza 1 szt. Jak ma dylemat, które wybrać - nie przyniesie nic.
Ale z drugiej strony - gdyby na stałe robił zakupy - lista, wyliczony budżet, żadnych dodatkowych zakupów (jak idzie sam nie wykazuje się inwencją do dokładania do koszyka). Bo jak ja idę po śmietanę to zazwyczaj pozbywam się 50 zł i niosę trzy siaty. Strasznie drogą śmietanę sprzedają...Ale po drodzę zawsze coś się przypomni czego brakuje.
Kiedyś, mając rozrobione ciasto wysłałam go do sklepu - było to wtedy, gdy o debetach, kartach jeszcze u nas nie było słychu na kilka dni przed wypłatą, resztki pieniędzy - miał kupić kakao (zwykłe). Wrócił uradowany - przyniósł nesquika, trzy razy droższego. I jak z tego zrobić ciasto? Ale do dziś się śmiejemy, że przyniósł kakao zamiast kakaa i jeszcze opieprz zebrał.
Zdecydowanie więcej pożytku mam z syna - jeżeli ma tylko zapas finansowy to kupi to co wie, że już się skończyło
A propo wspólnych zakupów. Z miesiąc temu Najlepszemu zachciało się kurczaka z rożna (takiego sklepowego). Myślę,,dla mnie lepiej, nie będę
w niedzielę przy garach stała". Pojechaliśmy do supermarketu. Pani z miłym uśmiechem stwierdziła,,kurczaczki wyszły, nastepne będą za dwie godzinki". No, ale skoro już jesteśmy, to się rozejrzymy. Po pół godzinie mielismy pół wózka (głównie zachciewajki Najlepszego- bo wiesz, jakis filmik na DVD do tego kurczaczka itd,itd).Pod drugim marketem powiedziałam twardo- wchodzimy TYLKO po kurczaki. Miały być za 5 minutek. W miedzyczasie Najlepszy zdążył znaleźć grę (którą musi mieć) i idealne dżinsy (bo rozporek na guziki i nie trzeba skracać). Podsumowałam nas w domu na prawie 400 zł. Na co Najlepszy z dumą w głosie,, O kurna, to mój najdroższy kurczak w życiu". Jakoś ostatnio wolę targać siaty z rynku (bez niego), może mi przejdzie...
faktycznie strrrrrasznie drogie kuraki u was sprzedają
Ja z tydzień temu wysłałam lubego po jogurt do surówki na obiad bo nie zauważyłam, że brakuje oczywiście zapomniałam dodać że naturalny więc kupił 20 jogrurtów owocowych dla synka - NA ZAPAS żebym go tak szybko znowu nie wysłała hehe
U mnie z ciuchami (męża) akurat jest odwrotnie. Jak wlezie pomiędzy wieszaki, a nie daj Boże do obuwniczego, to chłop przepada na długi czas. Ja bidula szukam jakiegoś siedziska coby już odpocząć, a chłopa niet. Na ogół coś wypatrzy (dla siebie oczywiście). A przed wejściem do sklepu zapowiada mi, abym nie wydawała na "głupoty" i zaczęła wreszcie oszczędzać. Jak przychodzi do płacenia, to on zawsze jest bez portfela, bo "zapomniał". Sam do sklepu nigdy nie pójdzie. No, chyba że po chleb.
O rrrany jaki seksistowski wątek się zrobił. U mnie jest dokładnie na odwrót to ta brzydsza (czyli ja) część rodziny robi zakupy i gotuje... No i mógłbym kilka podobnych opowieści ale z drugiej strony prtzytoczyć. Sprawa jest prosta: kto robi jakieś czynności codziennie to dla niego pewne sprawy są tak oczywiste, że nie trzeba o nich mówić. A dla rozluźnienia dowcip:
Żona informatyka wysyła męża po zakupy i mówi:
- kup chleb a jak będą jaj =ka to kup 10.
Mąż idzie do sklepu i pyta:
- są jajka
- tak
- to poproszę 10 chlebów.
Czyste przełożenie polecenia żony na algorytm programu komputerowego
hehehhe - aż sie popłakałam ze smiechu - jakbym widziała mojego męża....
a u mnie jest tak ze maz chodzi na zakupy albo ja z synem. Z mezem tez czasem. On,znaczy moj polowek, nie lubi przebywac dlugo w sklepach wiec po zrobieniu menu na tydzien kupuje tylko to co do tego menu potrzebne. Jak idziemy razem to czesciej cos ponadnormowego wrzucimy. Jak ide z synem to mamy wiecej pierdolek bo ja wtedy patrze dlugodystansowo co moze sie jeszcze przydac :-). Ale musze powiedziec ze oboje jestesmy oszczedni choc lubimy dobrze zjesc zadko kiedy sie cos u nas marnuje. Cyrk mamy tylko gdy maz potrzebuje cos do ubrania bo...nienawidzi przymierzac i kupuje podlug rozmiaru a niestety rozmiary wypadaja w roznych sklepach roznie...Potem trzeba wymieniac. :-) jesli ja cos kupuje dla mnie to mi doradzi ale wiecej niz 2 sklepow nie obejdziemy bo polowek sie "drzazni". Po prostu nie znosi sklepow.
ostatnio rano przed wyjsciem do pracy(ja i moj chlopak szykowalismy sie do wyjscie)i powiedzialam zeby kupił ziemniaki jak będzie wracał z pracy....Po powrocie do domu czekam na niego,gdy już wrócił wyciąga zakupy z siatki i co?oczywiście ziemniaków nie ma bo "nie kazałam" za to kupił chleb,gdzie jeszcze jeden cały jest schowany w chlebaku.
Moja koleżanka - w początkach swojego małżeństwa- wykonywała pierwsze w życiu mielone. Zmieliła mięso a potem.... je dokładnie umyła,
bo jak tłumaczyła, w każdym przepisie na danie mięsne jest napisane,, mieso dokładnie opłukać i osuszyć". Trochę miała problemu z osuszaniem.....
Wysłałam dzisiaj męza na bazarek. Zwykle piszę listę, ale dzisiaj miał kupić tylko dwie rzeczy, więc sobie odpuściłam...Miał kupić jajka i szpinak. Kupił: jajka i ..................OGORKI!!!!!!!!!
Ręce mi opadły.
też zielone i dużą zawartością wody....
Najlepszy stwierdził, że to był podstęp. Kto by chciał trawę jeść, wolał ,,głupa" przypalić. A z ogórków to zawsze mizeria (moi kochają, do wszystkiego).
A moj kocha zakupy !!!!! Moze lazic po sklepach godzinami, nigdy nie przeszkadza Mu, ze nagle cos mi sie jeszcze przypomnialo, wlasnie jak juz wrocil z jednego sklepu, ze stoickim spokojem zaklada buty i zasuwa apiac do innego sklepu. Moze to robic przez caly weekend i jak juz kupi wszystko co jest mi potrzebne to i tak za pol godziny zapyta "jestes pewna, ze juz nic wiecej nie potrzebujesz" a za nastepne pol godziy sam sobie wymysli cos jeszcze do kupienia. Taki lazik sklepowy. Ja za to wrecz nienawidze sklepow. Zakupy takie gruntowne robimy raz w miesiacu, ciuchy kazdy sobie kupuje sam z tym, ze On lubi za mna lazic jak ja mam cos kupic dla siebie i bedzie sie walesal miedzy wieszakami i znosil mi jeszcze inne pierdoly do przymierzania, wiec wole kupowac przez internet lub tv mam przynajmiej swiety spokoj. To On pamieta wszystkie ceny, to on wie gdzie co lezalo tydzien temu a teraz jest w innej alejce .... kurde, ja wpadam jak po ogien, kupuje i wychodze..... no nie, nie moge wyjsc, bo musze najpierw znalezc meza miedzy polkami i cholera mnie bierze, a jak Go juz znajde to sie okazuje, ze ma nastepny wozek (koszyk) pelny, bo wlasnie cos sobie wymyslil, albo Mu sie przypomnialo.....Ale ze zwylke On placi to ja sie po prostu nie odzywam. Z niewypalow tylko raz przyniosl ponad kilogram swiezego imbiru, bo nie powiedzialam ile dokladnie i wtedy mielismy wszystko imbirowe i nawet dzieki pomocy Dorki nalewke imbirowa :)))
Do robienia zakupów dobry jest mój teść (szkoda, że syn nie odziedziczył choć ciutki takiego zapału). Wstaje co rano - i nie ma znaczenia czy u siebie w domu, czy też jak przyjadą do nas - idzie po chleb, bułki, mleko (i co tam potrzeba). W ciągu dnia wystarczy że coś się skończy - niech to będzie kubeczek śmietany, jeden cukier waniliowy, kostka margaryny - ile razy będzie potrzeba tyle pójdzie. I nie przeszkadza mu w tym wiek - już jest sporo po siedemdziesiatce. Jak przyjadą do nas to nie ma szansy, aby wyręczył się wnukami - mogą iść z nim, ale nie zamiast niego.
Ja nie lubię zakupów (wszelakich). Czasami jak mnie coś najdzie to przechadzam się po sklepach z ciuchami czy obuwiem, ale to tylko wtedy, gdy czuję, że tego dnia nic nie jest w stanie mnie wyprowadzić z równowagi :-) Tak więc kiedy mój "połówek" przyjeżdża do domu z wielką przyjemnością wręczam mu karteczki i on wtedy robi zakupy. Jedno jest pewne - wszystko musi być bardzo precyzyjnie rozpisane. Ostatnio pisząc "masło" zapomiałam dodać, że nie ma to być coś, co wygąda jak kostka masła a jest zwykłym margarynowym smarowidłem. Oczywiście w lodówce znalazłam "masmix" (paskudztwo z oliwą). Kiedy idziemy do hipermarketu, to ja wskakuję tylko między te regały, gdzie są towary, które potrzebuję. Tymczasem mój "połówek" nim się spostrzegę znika mi z oczu i po pół godzinie muszę go szukać dzwoniąc na komórkę. Kiedy się wreszcie pojawi ma "dziki wzrok" a w dłoniach trzyma coś, co nigdy nie wiem jak się nazywa, do czego się może przydać i czy w ogóle kiedykolwiek się to wykorzysta. Jedno jest pewne - trafi to coś do "skarbnicy połówka" (czytaj - piwnicy) a potem nikt nie będzie pamietał, że był kiedyś robiony taki zakup. W tych sprawach zakupowych to już najgorszy jest dla mnie "Lidl". Tam nie powinnam wchodzić z "połówkiem", bo wszystkie towary, które są w promocji i znajdują się w wielkich koszach (przez całą długość sklepu) są dokładnie przez niego przetrzepane. Zawsze coś znajdzie. A to rolka taśmy izolacyjnej, a to jakiś alarm do drzwi balkonowych, a to płyn do rozmuszczania czegoś tam, to znów kolejna torba na rower itp. Musi coś znależć, bo w innym wypadku czas byłby stracony. No ale w jednym nigdy mnie nie zawodzi - zawsze ma przy sobie pieniądze :-) Ja w zamian za to przypominam mu, że zapomniał zapakować do koszyka piwo dla siebie :-) Tym sposobem oboje wracamy zadowoleni :-D
lucky Ty i moj Thomas wypisz wymaluj. Jedynie co to on nie kupuje przez telewizje . Ha,ha,ha
Bo to wygoda, a ja jestem leniwa i kocham wygode :))))
Hallo!! dawno sie tak nie usmialam, jak dzis czytajac Wasze historie! :D
Kiedys wyslalam syna, do sklepu aby kupil mi takie najzwyklejsze bulki, zapakowane...potrzebowalam je do mielonych. Po jakiejs chwili wrocil i przyniosl mi 20 bulek!!!! Smialismy sie z tego zapasu... biorac pod uwage fakt..ze sa to takie gumowe bulki.... naprawde ..sa moze zjadliwe z samego rana, zaraz po dostawie ...
Moj Mezus, znowu ma taka przypadlosc..ze w kazdym sklepie targuje sie...o cene... a ja uciekam nieraz z pola widzenia...bo jestem typem zupelnie odwrotnym. Druga przypadlosc to, to ze nigdy nie kupujemy czegos raz... i jest w domu... przewaznie wracamy do sklepu.... bo albo jest cos zepsute, albo maz jest niezadowolony. Najpiekniejsze bylo, jak zepsul nam sie telewizor. Hmmm trzeba bylo kupic nowy.. pojechalismy, wybralismy... przywiezlismy do domu. Z trudem udalo mi sie pomoc mezowi z wyciaganiem tego olbrzyma z pudla. Postawil.. i zaczyna ..ze mu sie nie podoba... co to za wykonczenie... taki klamor, plastikowy... nie chce go! wole doplacic ale nie chce!! Na drugi dzien, TV do kartonu..ja wsciekla, nie jestem typem z muskulami, ktory w chwilach wolnych zabawia sie dzwiganiem telewizorow.
Oddal go..doplacil slono... za inny, luksusowy... niby marka pewna.. No ok... w domu..okazalo sie ze maz jest zadowolony. Po 8 dniach.... przy wlaczaniu TV eksplodowal! ;/ TV do pudla i do sklepu.... Pan sprzedawca zrobil oczy jak 5 zlotych! jeszcze sie nie zdarzylo zeby telewizor tej marki sie zepsul w taki sposob! Mamy na stanie inne, mozemy wymienic.... Taaa .. nie takie numery z moim mezem...!! Nie , panie ja juz nie chce takiego drugiego.... prosze wyplacic mi pieniadze... Dobrze...
Odyseja trwa dalej... z pieniedzmi pojechalismy do drugiego sklepu.... tam po godzinnym lazeniu.. miedzy polkami... wybralismy inny, tez 100Hz.. o 1/3 tanszy... fajnie.. nowy Tv i jeszcze kasa! Byl to jednak egzemplarz ze sklepu... nie zapakowany originalnie... dali nam go tak do reki....
W samochodzie zapakowalismy go w koc i szczesliwi pojechalismy do domu.... Pod domem, TV wyciagnelismy... juz sie postawilam... ze nie jestem Herkulesem... zawolaj sobie sasiada do pomocy. Dodam ze to byl grudzien... 22-gi. Lekki snieg... Sasiad pomogl mezowi przeniesc TV po za schody a ja mialam zaparkowac samochod. Maz mial na mnie zaczekac... Przychodze za 3 minuty pod dom.... meza nie ma... a h a mysle, juz nie wytrzymal pojechal.... Wjezdzam winda na pietro..otwiera mi maz.... czerwony ze zlosci... prawie ze ma eksplodowac.... Co jest??? pytam...co Ci sie znowu nie podoba???? - No co? spadl mi przed winda, z wozka meblowego na kolkach, na posadzke... i porysowal sie ekran!!!! Myslalam..no po cos sie tak chlopie spieszyl.... teraz patrz na porysowany TV... ktory pokazywal teraz obraz w pewnych miejscach jak przez lupe i w teczowych kolorach......
To nie koniec... po swietach...... okazalo sie, ze sklep powinien byl zapakowac nam ten TV w folie z báblami..czego nie zrobili... wiec pojechlismy go po swietach reklamowac.. Ja oczywiscie..ze wstydu..mialam zapasc sie pod ziemie..udawalam ze go nie znam... mimo zapewnien znawcow praw klienta! Pan w sklepie spojrzal i mowi.... prosze sobie wybrac inny.... Znowu 2 godziny chodzenia... miedzy regalami... w koncu wybral jeden .... sciagneli mu go z polki... Caly porysowany... na gorze , na turkusowo!!! no nie... Sprzedawca mowi... no zdarza sie ..dlatego jest przeceniony.. Koniec byl taki, ze moj maz wydeptal...zupelnie nowy TV w kartonie..za cene taka jak przeceniona... no i za 4tym razem... stalismy sie wreszcie posiadaczami nowego TV. Dodam..ze wybralismy te sama marke, ktora nam wtedy eksplodowala!! Inny typ.
Nieraz warto sie potargowac.... na koniec krociutka historia... jak chcialam kupic dzbanek porcelanowy ...ale mial potluczona pokrywke... mowie do meza, zapytaj sie, moze oddadza go taniej... Cena byla 7,99 ..maz mowi.. do sprzedawczyni... za 5 wezmiemy go bez pokrywki... a ona, wahajac sie mowi, - nie moge sama ustalac takich rzeczy... w tym momencie nadszedl szef, a ona przedstawila mu nasza propozycje... Na to szef odpowiedzial.. - Od ustalania cen, to my tu jestesmy ... 4,50 :)
Pozdrawiam Was pieknie... sorry za dlugie nudzenie :)
Proszę o adres tego ostatniego sklepu....
Bahus
Może nie całkeim odnośnie mężów i targowania - ale odnośnie obniżania cen przez sklep. Kilka lat temu kupowaliśmy taki databank do zrzucania zdjęć. Teraz to ustrojstwo całkowicie przepłacone, za tą cenę kupi się laptopa z dyskiem 5 razy większym, ale wtedy, przy kartach do aparatu 125 było jak najbardziej potrzebne.
W media markcie znaleźliśmy najpierw w dziale fotograficznym. A że kupowaliśmy też coś z komputerowego - tam też było popatrzyliśmy. Było to samo ustrojstwo tylko 200 zł drożej. Przy wypisywaniu kwitków dyskutowaliśmy między sobą - że jeszcze musimy iść na fotograficzny po ten databank, bo tam taniej. Sprzedawca sam zaproponował nam sprzedaż za cenę ciut niższą niż na fotograficznym.
Niby jeden sklep...a różne ceny na różnych stoiskach
Zakupy z mężem przez telefon...on w sklepie ,ja w domu przerabiałam już wielokrotnie,to normalka.Od pewnego jednak czasu rozmowy przeprowadzam z ekspedientką,bo mąż twierdzi;wytłumacz pani, ona szybciej zrozumie.W ten sposób kupuję herbatę w specjalistycznym sklepie.nie zdarzyło się nigdy,by ekspedientka wzdragała sie przed taką konsultacja.
Mój ślubny robi świetne zakupy,gdyby nie fakt,że ja je uwielbiam to do sklepu nie musiałabym chodzić.
Zakupy naprawde lubię robić.
A ja najbardziej lubie robic takie zakupy, za które płaci Mąż :)))))))))))
Hmmm..to ja mam sobie.fajnie..bo za moje zakupy zwasze placi Máz!!!! :))
U nas wspólna kasa i mąż tak sam może zrobic zakupy z własnego kieszonkowego ha ha.Na kwiatki,dobre wino,zawsze starczy.Zawsze wszędzie podaje nr konta i wszystkie jego dodatkowe zarobki wpływają właśnie na nie.Ale za to nigdy nie pytam ( a właściwie staram sie tego nie robić) na co wziął pieniążki z konta.
A u nas każdy ma swoją kasę i swoje konto. Oczywiście wiemy ile zarabiamy i na co idą pieniądze. Ja się "zajmuję" jedzonkiem a mąż opłatami. Dodatkowe pieniądze mąż odkłada do "skarbonki", dzięki czemu zawsze mamy na jakieś szaleństwa i na jakieś pilne potrzeby.
Zakupy robię ja po mąż po 20 minutach w markecie wygląda tak jakby miał zaraz eksplodować. Także jak jadę na duże zakupy to jadę sama a on po mnie potem przyjeżdza. Jak są mniejsze zakupy to skoczy ze mną. Nie zdaża się żeby musiał sam jechać po zakupy bo już w poniedziałek po pracy kupuję wszystko co mi będzie potrzebne przez cały tydzień. Ewentualnie czasem po pracy kupi chleb.