Wiecie czego się boję
że gdy!!!!!!!, jeżeli pozwolą mi dożyć sędziwych lat!!!!!!!!!
a będę chora,niedołężna,bardzo cierpiąca,nie wygodna dla innych, a będę chcieć żyć!!!!!!, co zrobią Ci wygodni niedpowiedzialni no i oczywiście lepiej wszystko wiedzący
wiecie co mi może grozić!!!!!!!!!
ubezwłasnowolnienie!!!!!!!!!! co za tym idzie!!!!ktoś za mnie podejmnie decyzję!!!!!!!!!!!!
i jeszcze coś Wam powiem!!!!!!!ostatnio ogladałam program telewizyjny o eutanazji bodajże mowa była o Holandii
Wypowiedź lekarza" ja nie umiem leczyć bez eutanazji"!!!!! boje się tego,
że nie będą mogli już nas leczyć inaczej --- tylko eutanazją. Tu nie chodzi o oduczucia religijne,choć przyznam się mają ogromny wpływ na podejmowanie decyzji. Tu chodzi o to czy jedna niewinna kropelka o nazwie eutonazja nie pociągnie za soba lawinę nie zaleje nas
pozdrawiam cieplutko
i zapraszam to wypowiedzi dziękuję
kamaxyz
Swego czasu był poruszany ten temat na forum..myślę,że warto jeszcze raz zastanowić sie nad tym problemem jest nadal aktualny
Wiem że to bardzo trudny temat nie mniej jednak zapraszam do dyskusji
sama nie byłabym w stanie podjac decyzji o tym czy ktos ma życ czy tez nie, tak sadze, eutanazja nie jest zgodna z moimi przekonaniami ...
co do stwierdzenia ze niewielka kropelka pociągnie za sobą lawinę to po aferze z "łowcami skór" faktycznie mozna miec takie obawy
tak sie zastanwiam czy gdyby było tak jak piszesz w moim przypadku ze dozyje sedziwych lat bede stara cierpiaca niedołężna nikomu niepotrzeba czy faktycznie bede chciała zyc nigdy sie nad tym nie zastanwiałam..hm
Trudny temat Kamusiu ale bardzo ciekawy!! Jeżeli chodzi o mnie, o moją osobę - gdy dożyję tych sędziwych lat i będę schorowana i cierpiąca to zapewne będę chciała zostać poddana eutanazji, gdyby to zdarzyło sie wcześniej( mam na myśli chorobę nieuleczalną) to pewnie też. W Polsce to raczej jest niemozliwe ale w Holandii tak. Zapewne nie podjęłabym takiej decyzji gdyby to dotyczyło moich bliskich, męża, dzieci.. oj nigdy. Sądzę , że moi bliscy również nie podjeliby takiej decyzji gdyby chodziło o mnie, ale sama o sobie, gdybym była przy zdrowych, zmysłach- tak.
Wiem , że Twój wątek dotyczy ludzi!! Może troche odbiegnę od tematu ludzi - mam na myśli psy lub inne zwierzaki!
Tutaj nie wachamy się, usypiamy jak nie ma nadziei i wszystko jest ok, robimy to po to żeby zwierzę nie cierpiało a przecież to własnie jest eutanazja, tylko dotyczy zwierząt. Nie wiem czy dobrze porównuję i ktoś może mi zarzucić, że człowiek a zwierze to duża różnica - dla mnie nie. Wiem napewno, że gdyby to dotyczyło mojego pieska, który by cierpiał to podjęłabym taką decyzję o uśpieniu.
tak to prawda Danusiu,
myślę jednak że znajdą się odważne osoby, aby określić swoje stanowisko i za każda wypowiedz dziękuję
należy pamiętać o tym,że młodość przemija jak skinienie reką, albo jak przejście z jednych drzwi do drugich.. i nie będziemy wiecznie młodzi piękni potrzebni,
a może będziemy ciężarem dla innych!,
nie chcemy tego pewno że nie...ale często myślimy o tym czyż nie !!!!!!!!..ale czy mamy odwagę przyznać się do tego, napisać swoje obawy
a może lepiej uciekajmy od trudnych tematów ...bo może nas nie dotyczą!!!!!!!!!!
pozdrawiam kama
oj... wahanie pisze się oczywiście przez "h", sorry za błąd
To tak samo jak z kochaniem, nie ważne: ... "koha", czy "kocha", .ważne, żeby szczerze ..."
.Ok 50 lat temu (ale wapno jestem) taka odpowiedź padła w czasopiśmie harcerskim " Na przełaj" w kąciku zakochanych.
Zapamiętalem ten cytat.
to trudny temat , bardzo trudny i zarazem bardzo smutny , wydaje mi się że eutanazja to niemoranle i niegodne człowieka .......Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji , że musiała bym o tym decydować . Ale kiedy widzę ludzi cierpiacych , dla których nie ma już ratunku....i prosza o śmierć....... hmmmm mam mieszane uczucia..... Osobiscie dla mnie ,nigdy nie będzie uciążliwa choroba bliskiej mi osoby , ale nie weim jak to jest samemu byc w takiej sytuacji...
Jesli ja bede stara, chora, niedolezna to bardzo chetnie poddalabym sie eutanazji, zeby nie byc dla kogos ciezarem, niepotrzebnym ''klockiem '' etc.... Natomiast jesli chodzi o innych to nigdy w zyciu nie skazalabym kogos na eutanazje!!!!! Moge opiekowac sie kims do konca,ale nigdy nie oddam kogos do domu opieki spolecznej a tym bardziej nie pozwolilabym na eutanazje! Nie wybaczylabym sobie tego do konca zycia... Leczy sie kogos dopoki jest nadzieja a nadzieja .....jest zawsze...
Nadiu, odniose sie tylko do kilku slów w Twojej wypowiedzi:
"... nigdy nie oddam kogos do domu opieki spolecznej, ..."
...czyżbyś stawiała znak równości?!
Chyba robisz to tylko na podstawie sensacyjnych relacji TV, a to poważny błąd.
Niewiem jakie sa sensacje telewizyjne, ale nie o to chodzi. Mialam na mysli starsza, bliska mi osobe, ktora potrzebuje stalej opieki. Osoba, ktora kiedys byla sprawna i potrzebna a teraz nie moze wokol siebie za wiele zrobic,albo w ogole nic. Z reguly wtedy zaczyna sie rodzinne wyliczanie... ja nie moge pomoc bo mam prace, a ja male dzieci a ja jeszcze cos tam, wiec lepiej oddac dla naszego dobra , zalozmy babcie do domu opieki spol.Ja bym nie oddala, przychodzilabym codziennie, zeby ja umyc, ubrac, pogadac, wypic kawke....wtedy ta osoba czuje sie potrzebna, wie ze ma dla kogo zyc, ze rodzina sie nia zajmie i najwazniejsze... budzi sie wtedy milosc, uczucia i walka z choroba czy ze staroscia, no i jest zachowana ta potrzeba bezpieczenstwa, ktora jest jedna z najwazniejszych potrzeb. Wiem jak zachowuje sie czlowiek niepotrzebny nikomu a jak sie zachowuje ten, ktory ma wokol siebie rodzine na ktora moze liczyc w kazdej chwili. Dlatego jestem zwolenniczka opieki rodzinnej....
Wlasnie i do tego jak chory zrywa sie co noc z krzykiem, nie da sie przebrac i rzuca w Ciebie czymkolwiek tylko dlatego, ze jest wsciekly, ze to on/a jest chory, a nie Ty??? Jak dzieci musza zrezygnowac ze studiow w innym miescie, bo tatus chce je miec przy sobie, bo nie wie co robia ?? Jak ten kochany mezczyzna/kobieta jest nagle Twoim wrogiem, bo nie moze opanowac wscieklosci, ze jego/jej zycie dobiega konca, a twoje sie bedzie toczyc dalej.... Moglabym napisac takich przykladow wiele, bo nie kazdy chory godzi sie z choroba w sposob godny. Wiekszosc niestety jest rozgoryczona, faktem, ze to ich spotkalo i nie moga sobie z tym poradzic .... rozne sa powody.
Chory, ktory wymaga tylko odwiedzin, kawki i pogadania to z reguly nie jest chory, ale stary samotny czlowiek ..... takich mozna odwiedzac i przyjemnie sobie z nimi pogadac, czasem im cos ugotowac. Mam kolezanke, ktorej matka nawet nie wie kim jest i nawet na wlasna corke czesto reaguje napascia jakiejs nieograniczonej wscieklosci, zanim kolezanka oddala ja do domu opieki rozne cuda dzialy sie w domu, lacznie z pozarem w sypialni.... Czy wtedy ktos z nas zwolnilby sie z pracy, czy tez moze nasze dzieci zrezygnowalyby ze szkoly, zeby pilnowac dziadka, czy babci, ktora nie ma pojecia co robi ????
Napisalam ogolnie,albo zbyt szczegolowo, sama juz niewiem. Chodzilo mi o opieke osoby starszej w rodzinie a jesli chodzi o te sprawy co piszesz, to znam je doskonale...
Nadiu, serce czasem nam mówi co innego, niz połączenie serca z rozumem, a często rozum jest bardziej "sercowy" niż serce, które niestety jest ślepe. ZAwile tłumaczę, może aletakie jest życie, wlaśnie takie i czasem żeby je zobaczyć trzeba stanąc z boku.
"Nigdy nie mów nigdy, zawsze ...nie mów też". ..ktoś to powiedział, nie wiem już kto ale trzeba zgłębić te słowa i treść w nich zawartą.
Nie wymądrzam się i nie to jest moim zamiarem. Za dużo może widzialem w życiu "dobrego", które było dobrem tylko dla jednej ze stron, ta druga była ślepa, na zasadzie:" bo tak trzeba", "bo nie wypada", " bo co ludzie powiedzą", czyli stereotypowe zaściankowe myślenie kategoriami lat dwudziestych, a nawet często i dzisiejszych.
Chcesz poznać prawdę, tą różną(?) zostań wolontariuszką, na krótko, na miesiąc dwa tygodnie domową , dwa tygodnie w jakimś zakładzie. Poznasz jakiś promil prawdy.
Tylko czy jesteś gotowa na wstrząs psychiczny?
Nie straszę Cię, ani nikogo.
Prawda nie jest gorzka, prawda jest ...okrutnie bez smaku, ma kilka obliczy, i każde jest prawdziwie bolesne.
Znam ta prace Janku.....i znam zachowania takich ludzi...Mimo wszystko zdania nie zmienie co do rodziny.
i nie zmieniaj Nadia ... też znam takie sytuacje , opiekowałam sie zupełnie obcą osoba z "demencja starczą" , wiem że nie wszyscy potrafią , nie mogą, wytrzymać tego nie tak fizycznie co psychicznie i nikt nie ma prawa i ch osądzać . I dobrze że są ludzie którzy potrafią to robic , bo co by się stało z tymi biednymi staruszkami ;( . Chciałam w tym miejscu podziekować wszystkim wolontariuszom
Rzeczwiście tak samo smutny jak i trudny temat....Czytając wszystkie wypowiedzi i zagłebiając się we własnych przemyśleniach po głowie błąka mi się taka myś: ,,tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono..." Nie jestem w stanie powiedzieć na pewno jak bym postąpiła gdybym musiala zdecydować o życiu bliskiej osoby - nawet gdyby to była osoba której to ja życie dałam(tylko fizycznie), Wydaje mi się jednak, że nie zrobiłabym tego nigdy i nie chciałabym ngdy dokonywać wyboru....Jeśli zaś chodzi o mnie to wybór pozostawiam bliskim uważam też, że wówczas nie miałabym na to żadnego wpływu.
Temat bardzo ciężki do jednoznacznej definicji zachowania etyczno-moralnego w aspekcie naszej wiary, religii.
Trzeba poruszyć kilka watków, a zacząć od;
- ochrony życia poczętego, jest faktycznie ochrona ze strony rządu, czy jej nie ma;
- czy narodzony człowiek, z poważnuymi wadami rozwojowymi, ma zapewnioną ochronę ze strony rządu;
- czy państwo zapewnia właściwy rozwój psycho-fizyczny dzieciom z porażeniem, innymi chorobami;
- czy państwo umożliwia w sposób efektywny GODNE ŻYCIE ludziom którzy są juz "nieproduktywni";
...i wiele inych pytań ..na żadne z nich nie można odpowiedzieć:
TAK...ZAPEWNIA ...
Czy to nie jest eutanazja? W świetle prawa, za aprobatą(!) Kościoła. Odpowie ktoś: a co Kościół może. Moze i to wiele ...popatrzcie na np.zbiórke WOŚP ...kościol jako instytucja ...przez wszystkie lata potępia Jurka za "...róbta co chceta.." pojęte prze Kościól jako nawoływanie do rzeczy najgorszych. Kretynizm w rozumowaniu w najwyższym stopniu!!! A gdyby Kościól w końcu "zmadrzał" i włączył się do tej akcji...przecież do puszek wrzucają katolicy-chrześcijanie, wbrew pogladom Koscioła. Ko.sciól uparcie mówi "NIE"...czy to nie eutanazja, niby ukryta ale dla mnie jawna. W imię czyje ...chyba nie Boga.
W imie urażonej ambicji: nie Kościól "wpadł na ten pomysł", by pomóc w ratowaniu życia narodzonego. Co to jest ta EUTANAZJA.
Czy stanie z boku, ...nie jest EUTANAZJĄ, i to perfidną. W imię...
Na temat eutanazji rozmawialam z mezem i synem ok. 2-3 lata temu, kiedy to cala Ameryka byla zaabsorbowana i podzielona sprawa Terry Schivo, ktora od 15 lat lezala sobie w hospicjum jako..... niestety...... warzywko. A przeciez za takie podtrzymywanie przy zyciu ktos musi zaplacic .... wiec sprawa nie jest tak prosta, jesli rodzine stac na utrzymywanie kogos takiego i uwazaja ze ma to sens emocjonalny, moralny czy tam jeszcze jakis inny .... fajnie. Gorzej jesli rodzine nie stac i wtedy co??? Kto ma niby za to placic, podatnicy?? panstowo ?? Jesli panstwo to pewnie kosztem uslug dla innych chorych, ktorzy kwalifikuja sie jeszcze do jakiegos uleczenia i rokuja nadzieje.
Juz wtedy powiedzialam jasno, ze jesli kiedys dojdzie do takiej sytuacji, ze ja sobie leze i nie reaguje na nic i po uplywie 6 tygodni jeszcze nie wstalam i sobie nigdzie nie poszalm, to znaczy, ze juz nie wstane.... i wtedy nalezy mnie spokojnie odlaczyc od wszelkiej aparatury sztucznie podtrzymujacej przy "zyciu".... Bo ja obecnie w pelni swiadomosci (co niektorzy moga sie spierac co do tej pelni czy tez swiadomosci) absolutnie nie zgadzam sie na takie "zycie", ktore dodatkowo bedzie koszmarem dla najblizszych. Wydalam nawet konkretne instrukcje, ze nalezy wtedy przyjsc, pozegnac sie z moim juz niepotrzebnym nikomu (przede wszystkim mnie samej) cialem i wyciagnac przewod z kontaktu. Pamietajac przy tym, ze mialam wspaniale zycie i to nalezy pamietac. Nie wyobrazam sobie, zebym chciala "odejsc" pozostawiajac po sobie tylko wspomnienia "wegetacji" ja chce byc pamietana taka jaka bylam w pelni moich wladz umyslowych i fizycznych, oczywiscie, ze w pewnym okresie zycia albo umsyl albo fizyczna sprawnosc zacznie sie pogarszac, to jest proces postepujacy i nie mamy na to wielkiego wplywu, ale jesli zostalo juz tylko warzywko to szybko powiedziec "do zobaczenia po tamtej stronie" i koniec.
Cala dyskusja zostala powtorzona dokladnie 2 lata temu kiedy zmarl maz mojej kolezanki, ktory przez 2 lata walczyl z rakiem mozgu i nie tylko z rakiem mozgu, bo na nieszczescie doszla do tego jeszcze walka z rodzina. Niestety chorzy ludzie roznie reaguja, jest okres " dlaczego ja ???" i ten okres (powtarzajacy sie czesto) jest dla rodziny szczegolnie trudny, bo opieka nad czlowiekiem, ktory w imie wlasnej checi zycia nienawiedzi wszystkich zyjacych jest katorga. Co przeszla moja przyjaciolka, to ja wiem i podziwiam Ja, za to ze sei nigdy nie poddala, ale byly okresy w ciagu tych 2 lat ze przyjmowala z uczuciem ulgi i cicha radoscia Jego kolejne pobyty w szpitalu.
Tak weic nasze deklaracje, ze "nigdy nie oddalabym nikogo blliskiego" sa z lekka pustoslowiem....
Pewnego dnia moja przyjaciolka zadzwonila do mnie z ogromnym placzem, ze wlasnie za porozumieniem z dziecmi podpisala, ze nie chca zadnego podtrzymywania przy zyciu ..... Pomiedzy szlochaniem i glebokim zawodzeniem uslyszalam tylko "ja go zabilam, podpisalam wyrok smierci" bylo to w srodku nocy, ale wsiadlam w samochod i pojechalam do tego szpitala, aby Jej osobiscie (telefonicznie to nie dziala) wytlumaczyc, ze to co zrobila nie jest wyrokiem smierci a najwyzszym aktem milosci ..... Jej maz zmarl 2 dni pozniej, jedyne co mial podawane to morfine, aby nie cierpial.... te dwa dni spedzilam z nimi w szpitalu.....
Nikt z nas nie wie, co i jak zrobimy dopoki nie znajdujemy sie w tej sytuacji ..... dzisiejsza dyskusja to tylko gdybanie .....
Po prostu napiszę, że zgadzam się ze wszystkim i nie mam nic więcej do dodania.
chciałam cos napisać o mojej kochanej mamie, ale pisząc popłakałam się...
i nic nie napiszę....
powiem tylko jedno, że moja mama, gdy była jeszcze zdrowa, zawsze powtarzała:
"ja nigdy nie chciałabym być dla kogoś ciężarem, jako chora osoba"...
a niestety los był okrutny i dla niej i dla jej bliskich....
czy ona to przeczuwała ? Nie wiem, ale wiem , że jeżeli ktoś tego nie doswiadczył
to nie zrozumie, dlaczego ludzie oddaja najbiższa sobie osobe do zakładu opieki medycznej.
Takie decyzje są zawsze bardzo trudne, ale czasami konieczne, nawet dla dobra osoby cierpiacej.
Jasiu, wlasnie dzis rozmawialam z moja klientka (mloda dziewczyna) Jej mama nazwijmy Ja sobie Marcela ma 58 lat i wlasnie 2 lata temu postanowila wyjechac na Floryde, zeby tam pracujac jeszcze na pol etatu spokojnie dozyc starosci - Marcela jest osoba rozwiedziona, dzieci dorosle, wydawaloby sie, ze nareszcie moze korzystac z zycia, zwlaszcza, ze kobieta atrakcyjna i jeszcze nie taka stara.
Niestety jakies 8 miesiecy temu lekarze stwierdzili, ze matka Marceli ma Alzheimer i to posuwajacy sie z blyskawiczna szybkoscia, Babcia ma 77 lat i pod kazdym innym wzgledem jest zdrowa (serce i inne organy). Marcela jest kobieta "starej szkoly", wiec oddanie Babci (jej matki) do domu opieki powiedziala nie wchodzi w rachube. Przez ostatnie 3 miesiace wydzwania do wlasnych dzieci zamieszkujacych w Nowym Yorku z placzem po kilka razy dziennie, bo nie moze sobie z Babcia poradzic. Babcia nie wiedziec kiedy potrafi "uciec" z domu, kilkakrotnie probowala wyrzucic Marcele, nazywajac Ja zlodziejem (ma momenty, ze nie poznaje wlasnej corki). Pamietajmy, ze Marcela ciagle pracuje 3 dni w tygodniu, bo wiek emerytalny jest 67 lat, idac wiec do pracy przygotowuje Babci jedzenie, kiedys Babcia "zjadla" caly sloiczek sosu do salatek, bo "myslala" ze to zupa, potem miala rozstrojony zoladek przez kilka dni.... W tym czasie wlasnie Marcela wrociwszy z zakupow zastala Babcie cala wysmarowana wlasnymi odchodami (przy okazji polowa mieszkania). Kiedys w nocy Marcele obudzil zapach ulatniajacego sie gazu (Babcia nie mogac spac "bawila" sie w kuchni) ..... Moja klientka i Jej rodzenstwo (wszyscy w wieku 25-32) mieszkaja w Nowym Yorku, tu pracuja i maja tez rodziny..... nikt nie jest w stanie rzucic wszystkiego i zaopiekowac sie Babcia.
Jednoczesnie Marcela absolutnie nie da sobie przetlumaczyc, ze w tym wypadku najlepszym rozwiazaniem jest oddanie Babci do domu opieki, bo przeciez "dzieci powinny poniesc ciezar odpowiedzialnosci i zaopiekowac sie rodzicami do smierci".... No niby tak, ale czy przy nastepnej zabawie kurkami kuchenki gazowej, ta smierc nie moze zabrac i matki i corki ????
Granica miedzy wgodnictwem i brakiem serca, a logika jest w tym wypadku bardzo cienka .... czy nie lepiej byloby oddac Babcie i odwiedzac Ja nawet codziennie ??? wiedzac, ze obie sa bezpieczne????
Czytając to co Marylko napisałaś,mam przed oczyma moją mamę.Teraz jest juz "spokojniej",bo choroba się rozwnęła.,ale choroba mamy wymaga ciągłej obecności osób trzecich.
Dokładnie jak piszesz.... czasami takie decyzje są konicznością.
Moja mama, oprócz tej strasznej choroby miała także osteoporozę.
Decyzja zapadła, gdy ojciec znalazł się w szpitalu na zawał.
Rzucić pracę jest łatwo...ale za co żyć? A mama wymagała stałej opieki.
Nie mogliśmy dopuścić, żeby na raz stracić oboje rodziców.
Tak to wlasnie jest niestety mozemy miec wspaniale intencje i gornolotne cele, zwykle dopoki nie staniemy twarza w twarz z rzeczywistoscia ..... wtedy nalezy rowniez kierowac sie zdrowym rozsadkiem. Moja kolezanka, o ktorej wspomnialam wczesniej ma do dzis problemy z ponadrywanymi sciegnami, bo nie mogla sobie poradzic z przenoszeniem i podnoszeniem meza, ktory w ostatnim etapie choroby na skutek lekow wazyl ponad 100kg. A nie dal sie nikomu innemu ani umyc ani przebrac ..... Ogromne, bezwolne jakkolwiek kiedys bardzo kochane cialo ..... Bardzo czesto widze te rozne tragedie, mam tez kolezanke, ktora pracuje w domu opieki dla ludzi chorych i starszych, wiec takich historii slysze wiele ..... i zawsze sie boje o najlblizszych i o siebie. Ale decyzje w sprawie mnie juz podjelam.
Nigdy nie pozbawiłabym życia drugiej osoby (tak sądzę dzisiaj) ,jeżeli nie znane by mi było stanowisko tej właśnie .
Sama nie chciałaby tak życ jak żyje moja mama,ale my nie wiemy co Ona czuje...co myśli...czasami się do mnie uśmiechnie...częściej jestem dla niej powietrzem i obcą osobą.Ale może ona bardzo chce żyć...tego nikt nie wie...
Powiedziałam już moim dzieciom,że ja w takim wypadku chciałabym spędzić resztę życia w jakimś ośrodki...w końcu są też porządne...Wolę odwiedziny co jakiś czas uśmiechniętej rodziny,niż codzienne patrzenie na przemęczone,może i znużone twarze bliskich.
Kilka lat temu zmarła moja przyjaciółka,dziś jestem w 100% pewna że zupełnie zgodnie z prawem? dokonano na niej eutanazjii...inaczej nie mogę nazwać trzydniowe wożenie mdlejącej z bólu kobiety z jednego szpitala do drugiego i z powrotem do pierwszego...słyszałam; Basia nie dotykaj,to tak boli.
Pewnie moja pisanina jest bardzo osobista,może też okrutna wobec czytających,ale jak pisać o eutanazji gdy żyjemy w takim świecie..
dobrze Cię rozumiem Basiu , w koncu na kazdym kroku widzimy" eutanazję" bo czy brak pieniedzy na ratowanie zycia ludzkiego to nie to samo? pozdrawiam Cie goraco i życzę dużo siły
Basiu chyle czolo i wspolczuje i Tobie i Twojej Mamie. Ani Ty ani Ona nie jestescie "winne" sytuacji lecz skazane na nia przez akurat ta chorobe. Twojej Mamie nawet eutanazja by nie pomogla gdyz Twoja Mama nie jest w stanie w tej chwili swiadomie zadecydowac o sobie bo Jej choroba taka decyzje wyklucza i tak jak piszesz nikt nie jest w stanie tak naprawde wiedziec co czuje i mysli. Uwierz mi wszystko jedno czy swiadomie wie co dla niej robisz - jej serce i podswiadomosc moze nie widzi ale czuja Twoje oddanie i milosc. Tu moze nieswiadomosc jest blogoslawienstwem dla Twej Mamy gdyz z tego jak ja opisalas byloby jej przylkro ze jest jak jest.
Jestem pelna podziwu dla Ciebie i wszystkich opiekujacych sie chorymi czlonkami rodziny. Nie umiem Cie pocieszyc bo dlatego ze kolo Ciebie nie jestem moje slowa moga zabrzmiec pusto i latwo. Tak jak slowa politykow czy innych osobistosci zakazujace srodkow antykoncepcyjnych ale nie troszczac sie tak naprawde o dzieci niechciane czy zaniedbane.
Uwierz mi jednk ze moje slowa plyna z serca...
Myślę, że opieka nad chorą nieuleczalnie, kochana osobą weryfikuje nasze wcześniejsze przemyslenia.Patrzenie na codzienną niewyobrażalną udrekę jest prawdziwym koszmarem i piekłem. Jestem zdecydowanie za eutanazją na prośbę takiego chorego, oczywiście świadomego, obwarowaną przepisami, by wykluczyc nadużycia.Wiem, że to trudne i być może nigdy nie będzie w Polsce możliwe, ale chciałabym mieć prawo do takiej decyzji - dla siebie.
Baśka, bardzo Ci współczuję, ja przez kilka lat opiekowałam się Mamą chorą na otępienie odnaczyniowe i chorobę Alzheimera.Wiem co to znaczy , kiedy ukochany człowiek zmienia sie nie do poznania, urojenia , omamy, całkowita zmiana charakteru, ataki agresji, a to tylko poczatek... Nikt kto tego nie przeżył, nie wie o czym mówi.. Ktos tam wczesniej napisał " o wypiciu kawki".. A to jest opieka 24 godz na dobę; wyniszczająca psychicznie i fizycznie... I nie zawsze można liczyć na pomoc innych; rodziny, sióstr środowiskowych...Dochodzi w końcu do tego , że nienawidzimy choroby, chorego, a najbardziej samych siebie, że nie dajemy rady, że nie mamy tyle cierpliwości co powinniśmy mieć
i jak nam się kiedys wydawło- mamy.Cały czas czujemy się winni,bo przecież nie jest winna Mama czy Tata,że zachorowali...Nie każdy ma tyle siły by to znieść do końca...Ja to teraz bardzo dobrze rozumiem...
Moja mama mieszka w innym mieście,jestem u niej tylko gościem.Mimo dużej ilości wolnego czasu sama często wymagam opieki,mogę więc służyć tylko towarzystwem...Jednak moi rodzice mają świetne opiekunki,dużo czasu trwało znalezienie dwóch bardzo oddanych i serdecznych kobiet.( kosztuje to bardzo dużo ale...)Osoba z ośrodka nie zdała egzaminu,stwierdziła pięć minut po przybyciu do mieszkania rodziców;położy się ją,założy sondę i będzie dobrze(to o mojej mamie z którą był jeszcze wtedy kontakt).Jeszcze pięć sekund i już tam nie pracowała.Jestem pełna podziwu dla osób.które 24 godz na dobe opiekują się osobą chora...
A teraz troche z innej beczki jakkolwiek na ten sam temat. Moja Babcia (matka mojego Ojca) zmarla w roku 1958, jak ja mialam tylko 4 lata, a Babcia w tym czasie 68 lat, wiec kobieta calkiem jeszcze mloda w/g dzisiejszych norm. Nie pamietam wiele, ale to co pamietam, pewnie z opowiesci rodzinnych..... Wynika z tych opowiesci, ze Babcia miala wlasnie Alzheimera tylko oczywiscie w tamtych czasach nie rozpoznawano takiej choroby i powszechnie mowilo sie, ze ktos postradal zmysly. Tak wiec Babcia na kilka lat przed smiercia "postradala zmysly", poniewaz zyli w podkieleckiej wsi, ktora w tamtych czasach nie byla jeszcze zelektryfikowana zycie bylo wrecz koszmarem dla wszystkich. W domu z Babcia byl jeszcze tylko Dziadek i najmlodszy Brat mojego Ojca majacy wtedy 20 lat. Wyobrazcie sobie teraz wies bez gazu, elektrycznosci, gotowanie na kuchence weglowej (ale uzywalo sie glownie drzewo), lampy naftowe i ogromne zagrozenie pozaru.
Wiem tylko, ze kilkakrotnie sie zdarzylo, ze jak nikt nie mogl zostac z Babcia na czas pracy w polu (wszyscy w okolicy mieli pole i te sama prace) to Dziadek albo zabieral Babcie w pole, albo w zaleznosci od Jej stanu umyslowego i fizycznego danego dnia musial przywiazywac Ja do lozka. Nadszedl wreszcie czas, domyslam sie ze w jakims sensie dla wszystkich upragniony, ze lekarze powiedzieli, ze juz nie ma zadnej nadzei i Babcia lada dzien odejdzie. Ten "lada dzien" trwalo ok tygodnia.... dom wypelniony po brzegi na okraglo modlacymi sie o szybka smierc ludzmi z wioski, od czasu do czasu na te modlitwy przywozono ksiedza z parafii w sasiedniej wsi..... Teraz porownujac te dwie smierci .....Babci i mojego przyjaciela, ktory konal 2 dni w szpitalu i mial podawana morfine, mam wrazenie, ze smierc Babci byla koszmarem, w ktorym przeplataly sie slowa modlitwy i jeki Jej bolu i cierpienia. Tak to bylo w przypadku mojej Babci.
Owczesna medycyna nie miala mozliwosci nawet w przypadkach jakichs chorob narzadow podlaczenia pod maszyne, ktora zastepuje prace danego narzadu, wiec ludzie umierali czesto w cierpieniach .... Dzis podlaczony "do kontaktu" pacjent moze "zyc" miesiacami i latami, czy nie jest to czasem interwencja w prawa Boskie ??? Jest jednak roznica w zyciu z rozrusznikiem serca kiedy pacjent chodzi i normalnie zyje, a jakie to zycie, jesli pacjent jest podlaczony na stale do maszyny, ktora zastepuje prace organizmu???? Eeeeehhhh, sama juz nie wiem, co lepsze co gorsze.... im wiecej mysle, tym mniej wiem.... ale odnosnie wlasnej osoby zdania nie zmieniam...zadnych maszyn, jesli to tylko srodki przeciwbolowe, zebym nie cierpiala ....
Kij ma dwa konce: Z jednej strony eutanazja z drugiej utrzymywanie przy zyciu za wszelka cene...Eutanazja - jesli wogole- jest w Holandii tylko i wylacznie w przypadku ciezkich chorob bez nadzieji na poprawe a pewnoscia smierci w przewidywalnym czasie stosowana. To na wyrazna swiadomie oddana prosba i rozporzadzenie prawne chorego po rozpatrzeniu przez komisje etyczna. Diagnoza musi byc potwierdzona przez nie tylko jednego lekarza.Nikt nie bedzie za Ciebie decydowal, ze traz powinnas umrzec.
Inna sprawa jest organizacja szwajcarska organizujaca "samobojstwo na zyczenie" co prawda nazywa to tez eutanazja ale wykryto tam naduzycia. To znaczy osoby placace wymagana sume (w Holandii nie ma o tym mowy) zglaszaja sie tam i niestety wielu z nich ma "tylko" depresje czy po prostu nie chce zyc. Umieraja z wlasnej woli co prawda ale sa podejrzenia ze ta organizacja bierze kazdego kto placi nie troszczac sie o jego prawdziwe motywy. Depresje mozna bowiem leczyc raka w stadiu koncowym niestety nie...
Szczerze mowiac ja duzo bardziej obawiam sie powolnej agonii przypieta do aparatow za wszelka cene podtrzymujacych zycie. W moim rozumieniu raczej tylko system wegetatywny. W Niemczech nawet osoby ktore zadbaly o tzw "Patientenverfügung" czyli dokument w ktorym przyszly pacjent swiadomie wyraza zyczenie "nie podtrzymywana przy zyciu za WSZELKA cene. Chodzi o to zeby aparaty podtrzymujace zycie odlaczyc po stwierdzeniu faktycznej smierci (smierc mozgu) i czlowiek ten bez podtrzymujacej aparatury sam nie bylby w stani oddychac czy tez ustala by samoistnie praca serca.
Tu nawet Patientenverfügung nie chroni niestety do konca bo ostatnie slowo czy mozesz spokojnie umrzec czy tez dniami czy tygodniami wegetoac zalezy od...lekarza! Szczegolnie wtedy gdy pacjent jest nieprzytomny badz nie jest w stanie sie wypowiedziec,
No to wyglada na to, ze macie takie same przepisy w tej sprawie w Niemczech jak my tutaj w Polsce :)
problem trudny jak cholera.
tym niemniej zacytuje swoje slowa z watku, ktory byl tu na forum 2 lata temu:
Kochani, uwaznie przeczytalem Wasze wypowiedzi, i chce dorzucic swój poglad na sprawe. Ale chciałbym zaczac od czegos innego. Pragne Wam mianowicie zwrocic uwage, ze wiele z Waszych wypowiedzi w tym temacie jest jednak podszytych wyznawanym przez Was swiatopogladem. Nie da sie ukryc, ze Wasza religijnosc katolicka (niech ktos tylko nie pomysli, ze jej nie szanuje) w sposób jednoznaczny wplywa na wyrazana dezaprobate dla eutanazji. Tyle tylko, ze jeśli probowalibysmy spojrzec na problem w sposób absolutnie obiektywny (ba – czy jest to w ogole możliwe????) to wg mnie nalezaloby abstrahowac od pogladow religijnych. Wezcie proszę pod uwage, ze nie kazda religia w ten sam sposób podchodzi do spraw zycia i smierci, ze sa w koncu ludzie, dla których religia jest bez znaczenia i nie można wg mnie traktowac ich pogladow jako mniej wartosciowych, czy wrecz ulomnych.Kama napisala:„Każdy chce żyć mimo trudów życia, chorób i przeciwności losu”oraz:„Nie jesteśmy Bogiem, żeby decydować o życiu lub smierci!!!!!!!!!”Jako mój komentarz do tych slow chce powiedziec, ze pierwsze zdanie niekoniecznie jest prawdziwe, bo wlasnie każdy w okreslonej zyciowej sytuacji będzie miał inne spojrzenie na ta sytuacje (dotyczaca jego osobiscie, bądź bliskiej mu osoby. Zapewne sa tacy, dla których smierc w beznadziejnej sytuacji bylaby wyzwoleniem i taki ich poglad należy wg mnie uszanowac, a nie narzucac im na sile zycia, które dla nich utracilo bezpowrotnie sens. Ktos powie, ze cuda sie zdarzaja, i czasem smiertelnie chorzy powracaja do zdrowia. Jednak czemu KTOS ma decydowac o moim zyciu????? Ja – bedac osoba niewierzaca wcale nie chce zdawac sie na wole Boga innych, chce, abym podobna decyzje mogl podjac sam, ewentulanie, żeby ja mogli podjac moi bliscy, którym ufam. I mam pelne przeswiadczenie, ze taka decyzja jest cholernie trudna, ale jednak, niechze to będzie wlasnie moja decyzja!!!!!!!!!Zapewne będą osoby, które mimo cierpienia, będą chcialy zyc za wszelka cene – i dla takich kazdy srodek usmierzajacy ich bol fizyczny jest juz zbawieniem.Ale będą tez tacy, którzy mimo kochajacego, otoczenia i doskonalej opieki uznaja, ze doszli do kresu wytrzymalosci, zarowno fizycznej, jak i psychicznej i nie wolno wg mnie wbrew ich woli utrzymywac ich w wegetacji – przez szacunek do nich samych.Kto mialby tego dokonac??? – ha to już wlasnei kwestia sensownego prawa, które można wg mnie tak usankcjonowac, aby nie otwierac puszki Pandory, aby nie prowokowac naduzyc, aby problem ucywilizowac, bo jestem przekonany, ze proceder ten jest i obecnie praktykowany- tyle, ze wlasnie obludnie zakamuflowany.Reasumujac – jestem ZA, choc ze scislymi procedurami uniemozliwiajacymi naduzycia.
dzis podtrzymuje swoje stanowisko, choc wiem ze to tylko teoria - w konkretnej zyciowej sytuacji moze myslalbym inaczej????
pozwólcie moi kochani,że przytoczę cytat z artykułu Pani Doroty Peplińskiej " Etanazja-zagrożenie współczesności"
"Legalizacja eutanazji niszczy wartości moralne. Gdy umieranie staje się ceremonią szpitalną, więź bliskich z umierającym i odpowiedzialność za to, jak umiera, coraz bardziej słabnie. Odsuwamy się od umierających, oni zaś z tego powodu cierpią jeszcze bardziej, a im bardziej cierpią, tym bardziej się od nich odsuwamy. Życie, obok prawdy i wolności, należy do najważniejszych wartości etycznych naszego kręgu kulturowego. Dzięki tym wartościom nasze społeczeństwa funkcjonują. Jeżeli wartość życia, poprzez legalizację eutanazji, zostanie naruszona, pociągnie to za sobą wiele niekorzystnych następstw. Jeżeli dopuścimy eutanazję nawet w bardzo ograniczonym zakresie, to tak, jakbyśmy wychodzili z założenia, że istnieje pewna kategoria osób, których życie jest nic niewarte. Doprowadzi to do erozji naszego systemu wartości. I nigdy nie przebrzmi pytanie, gdzie się zatrzymać"
Nie bójmy się naszego ciena..cienia starości,który kroczy za nami, czy tego chcemy czy nie Nie uciekamy przed nim na nic się to zda..nie bójmy się rozmawiać o tym...chyba ,że sprawia nam kłopot i uciekamy przed tym tak ważnym tematem, jakim jest odpowiedzialność przed samym soba i przed najbliższymi. Żyć w przedświadczeniu,że pomogło się komuś "urzmrzeć" niesie za sobą lawinę wyrzutów sumienia czego sobie i innym nie życzę
kamaxyz
Droga Kamo, uwazam, ze ten artykul jest bardzo tendencyjny i nie oddaje calosci problemu, czytajac to moznaby pomyslec, ze eutanazji poddaje sie osoby po konkretnym przekroczeniu jakiejs granicy wiekowej bez wzgledu na stan zdrowia..... a to jest wlasnie paranoja.
Jesli mozg chorego przestal juz pracowac i podlacza sie takiego chorego do maszynki zastepujacej prace mozgu, to czy to jest zycie??? A co robilismy 50 lat temu, jak nie bylo takich maszynek ??? Oczywiscie, ze medycyna poszla tak daleko, ze mozna "zycie" przedluzac w nieskonczonosc, ale czy to jest zgodne z etyka?? Nie zgadzam sie absolutnie, ze wyrazenie prosby o nie podlaczenie do apartatury jest aktem odsuwania sie od chorego. Wg mnie jest to tylko skroceniem czasu wegetacji, bo juz nie zycia. Maz mojej przyjaciolki po 2 letniej walce z cierpieniach stwierdzil sam, ze juz nie ma ochoty ani sily walczyc, ze chce umrzec.... wobec powyzszego jak doszlo do sytuacji, ze szpital zaproponowal "maszynke" bo mozg przestal juz funkcjonowac, to razem z dziecmi podjela decyzje, ze nie chca go meczyc.... I od tamtej pory spedzili 4 dni i noce razem z nim w szpitalu nie opuszczajac go ani na chwile az do konca.... Oczywiscie, ze moglby podlaczony do maszyny "zyc" jeszcze przez kilka lat, ale po co?? bez zadnych reakcji, swiadomosci... A moze skoro wiekszosc stara sie patrzec na zagadnienie z pukntu religijnego, moze wlasnie medycyna i technika wkracza niepotrzebnie w prawa Boskie????
Powiem tylko tak,jestem przeciwniczką eutanazjii Pan Bog dal nam zycie i tylko on moze nam je odebrać.Czlowiek to nie pies czy kot że jak jest chory to mozna go uspać.Bardzo dlugo by mozna bylo dyskutować na ten temat, moja babcia byla chora ale zyc chciala bardzo , nawet jak juz nie chodzila i wozona byla na wozku zawsze mowila ze nie chialaby jeszcze umierac bo zycie jest piekne.
I wlasnie dlatego Twoja Babcia nie bylaby kandydatka do eutanazii. Przeciez tu nie chodzi o to by nawolywac do "zabijania" kazdego kto jest chory badz wiekowy i jest klopotem dla otoczenia!
Zgadzam sie z Toba w zupelnosci! Uwazam ze wiele osob myli - jak mi sie wydaje - prawdziwa eutanazje z samobojstwem na zyczenie a przeciez w eutanazji zupelnie nie o to chodzi. I stosowanie jej TYLKO dlatego, ze ktos chce umrzec byloby jej naduzyciem. Patrzac na to ze strony "woli Boskiej" powiedzialabym, ze to raczej sztuczne podtrzymywanie funcji wegetatywnych w momencie kiedy istota juz nie zyje jest naduzyciem. To jest przeszkadzanie w spokojnym naturalnym procesie smierci nie zas podtrzymywanie zycia bo zycie jako takie juz odeszlo i nie powroci.Inna sytuacja jest gdy osoba samoczynnie oddycha a i inne funkcje wegetatywne dzialaja bez aparatur.
Czy kiedys ludzie byli na sile przytrzymywani przy zyciu? Nie bo nie bylo takiej mozliwosci i kazdy umieral kiedy przyszedl na niego czas. Oczywiscie medycyna poszla dalej i oczywiscie powinna i musi byc stosowana dla dobra pacjenta. Ale wszystko ma, a przynajmnie moim zdaniem miec powinno, swoje granice.
Droga Marylko...nic nie wiadomo...czy ta" roślinka"podłączona do maszyny podtrzymujacej życie nie słyszy nie czuje co wokół niej się dzieje,a nie może sprzeciwić się...nic nie wiadomo..więc bądźmy ostrożni..
Moja mama kiedy była w stanie krytycznym,wiedziała,że umiera,przyjechało pogotowie, mama ostatnim wysiłkiem dała znak ręką,że chce zostać w domu/ mama po wylewie nie mówiła,oczy były cały czas zamknięte/ a jednak słyszała co się dzieje wokół niej, uszanowaliśmy Jej ostatnią wolę i została w domu / nie było nam wiadomo jak długo będzie leżała sparaliżowana/ Umarła w chwilę potem.. wspomnę,że umarła na moich rękach ...i też nie miałabym tej sposobności oddać mamie ostatnią posługę, posługę życiową gdyby..no gdyby......Póki żyjemy,póki dajemy sobie radę póki nie jesteśmy"uciążliwi" wydaje nam się, że pokonamy wszystko,że możemy przenosić góry a w chwilach dla nas już nie mających żadnej nadzei wydamy wrok i podjelibyśmy decyzję tę deczyzję drasyczną...jednak ja w swoim odczuciu myślę,że nie...
Kochani !!!!!!!! szanuje każdą Waszą wypowiedż..ponieważ jest ona czystym obrazem naszych zachowań, bardzo proszę nie pomyślcie sobie że jestem jak maniak uporczywie trzymam się jednego kierunku...w tym temacie będę bronić prawa do życia do końca życia...
Kocham.... życie..... myślę że życie kocha mnie
pozdrawiam
kamaxyz ja tez kocham zycie jak kochala je moje babcia i kocha je moja mama, i bardzo dobrze ze poruszylas ten temat nie powinnismy bac sie smierci.I uczmy nie bac sie jej naszych dzieci.Mam nadzieje ze kiedys w przyszlosci moja corka bedzie miala podobne zdanie jak ja ze zycie moze odebrać , nam tylko Pan Bog a nie jakis lekarz z Holandii.pozdrawiam cie serdecznie.
Kamusku, ja tez kocham zycie i mysle, ze ono kocha mnie, bo jestem bardzo szczesliwa i zycie ciagle zsyla mi nowe wspaniale niespodzianki..... ale czy my aby mowimy o jednym i tym samym ???;)) Ja jestem przeciwna eutanazji czlowieka, ktory co prawda niedowidzi, niedoslyszy, ale ciagle prowadzi rozmowy i jest komunikatywny, jak tez czlowieka, ktory jest w pelni sprawny umyslowo, ale porusza sie na wozku inwalidzkim i troche mu czasem zakrety nie wychodza.... to byloby ewidentne morderstwo. Ja mam na mysli sztuczne przedluzanie zycia, kiedy wiadomo, ze normalne funkcje zyciowe organizmu juz nie pracuja z roznych przyczyn i powodow.
Nikt nie poddaje eutanazji kogos tylko dlatego, ze trzeba wykonac norme..... tutaj gdzie mieszkam eutanazja glownie oznacza nie przedluzanie "zycia" za pomoca maszyn i w dodatku jest wymagana do tego decyzja chorego, lub najblizszej rodziny. I tak najlepszym rozwiazaniem jest aby kazdy sobie przygotowal taki "papierek" potwierdzony przez prawnika, notariusza, ze jako zdrowy na ciele i umysle czlowiek w pelni odpowiedzialny za swoje slowa decyduje, ze w wypadku jakiejs choroby czy wypadku nie wyraza zgody na to aby jego cialo bylo sztucznie podtrzymywane przy zyciu. Ten papierek lezy sobie gdzis tam w sejfie, lub aktach prawnych danego czlowieczka i czeka na lepsze czasy, czyli na moment kiedy bedzie ewentualnie mogl byc potrzebny. Jesli taki dzien nadchodzi i zaczyna sie debata co robic podtrzymywac sztucznie czy tez nie, to lekarze pytaja najpierw jaka jest wola chorego ..... wtedy prawnik wyciaga papier z szuflady i mowie "o to jest to co chory napisal, lat temu x ale nigdy nie zmienil swojej decyzji" i sprawa jest prosta. Jesli takiego papierka nie ma to zwykle decyduje rodzina .... i tu sie zaczynaja schody, bo jesli chory mial 7 dzieci i kazde z nich ma inne zdanie ???? to sprawa moze sie ciagnac w nieskonczonosc..... Piszesz Kamusku, ze moze ta "roslinka" mimo ze nie slyszy i nie czuje to ma chec zycia .... no tak w tym wypadku to raczej uzylabym czasu przeszlego, ale nie forma jest wazna. Oczywiscie jesli ma chec zycia to nalezy to uszanowac, a nie mam na to lepszego wyjscia niz napisanie "papierka" tak jak w poprzednim przypadku.... Ale tym razem oznajmiajacego,ze bez wzgledu na wszystko "chce byc utrzymywany przy zyciu az do skutku" i taka decyzje trzeba bedzie uszanowac .... kto za to bedzie placil to juz inna kwestia .... Tak wiec nie ma problemu, bo tak zwolennicy jak przeciwnicy maja prawo decydowac sami tylko trzeba to zrobic teraz a nie jak sie juz jest "roslinka".
Marylko pięknie to ujęłas i masz poniekąt rację...co do papierka...za swego życia nie będę skłonna do wydania na siebie wyroku. Tak eutanazja to poważny problem i ilu nas tu jest tle będzie poglądów i opinii pozwól ,że jeszcze raz przytoczę madrą wypowiedż - żródło
"Eutanazja-zagrożenie współczesności"
Dorota Peplińska pisze
"Doświadczenie ludzi, którzy zajmują się tą niezwykle trudną opieką medyczną, pokazuje, że prawa do śmierci pragną głównie ludzie, którzy potwornie cierpią i znajdują się w głębokiej depresji. Ale choć trochę wystarczy im pomóc - zarówno lekami, jak i troską - by zmieniły się ich poglądy i samopoczucie. Taka pomoc coraz częściej jest możliwa właśnie dzięki postępowi medycyny. Istnieje ból psychiczny i fizyczny. Dobra opieka paliatywna może uczynić sytuację znośną. Jeżeli jednak zaakceptujemy eutanazję, to nie ma wystarczającego bodźca do tworzenia dobrej opieki.
i jeszcze jedno
"Sama medycyna, która z tytułu swego powołania ma służyć obronie życia i opiece nad nim, w niektórych dziedzinach staje się coraz częściej narzędziem czynów wymierzonych przeciw człowiekowi i tym samym zniekształca swoje oblicze, zaprzecza samej sobie i uwłacza godności tych, którzy ją uprawiają "/ to samo żródło j/w/
obyśmy uniknęli opieki innych,a starość, która nadchodzi niech nie będzie ciężarem dla nas samych i innych. Pobożne życzenie to chęć życia i życia..a każdy wiek ma swoje prawa..nawet jak się będzie musiało być roslinką
pozdrawiam serdecznie
No cóż Marylko, ja nie dążę do przekonań, aby na siłę narzucać innym , tylko to są moje przekonania, szanuję Twoje i myślę,że uszanujesz moje..Pani Peplińska Mnie przekonuje.. nie Twój papierek...chyba,że będzie lakmusowy. Marylko mam wrażenie,że rzeczywiście jesteśmy w innych światach..ja poruszyłam proplem eutanazji z myślą,aby czytający ten wątek mógł mieć szersze pole widzenia na problem starości.Nie moim zamysłem jest przekonywanie do słuszności "mojej" racji to nie o to przecież chodzi...chodziło mi głównie o to,że w gruncie rzeczy boimy się uciekamy od tematu tak smutnego jakim jest starość...niestety ona za rogiem naszego życia czeka czy tego chcemy czy nie..nie uciekniemy od niej ,chyba...że ściezka naszego życia w pewnym punkcie niespodziewanie wręcz brutalnie zostanie zerwana /wypadek ../ Kochana nie zgodzę się na to,że za życia mam napisać papierek...chyba że na innym papierze,który łatwo można spuścić za sobą. Marylko jestem za takim papierkiem , w którym jest moja zgoda na pobranie moich organów w razie śmierci z wypadku..ale nigdy,zgoda na eutanazję. Marylko, czyż nie przyznasz mi rację, że dopóki żyjemy jest szansa..tonący brzytwy się chwyta, a więc...póki co brońmy swgo życia ,,,,bo ono jest dane nam tylko jeden raz...nie jestem za eutanazją...A Pani Peplińska jej rozprawa na ten temat przemawia do mnie bardzo, Marylko, ....a życie naszego wielkiego rodaka Jana Pawła II Papieża...czy nie jest drogowskazem...drogowskazem życia...bez eutanazji
pozdrawiam serdecznie Marylko
sorry wdarł się błąd Pani Peplińska Ciebie nie przekonuje...mnie nie przekonuje winno być mnie przekonuje
przepraszam
Kamo, oczywiscie, ze nie chodzi o przekonanie nikogo, ani narzucanie wlasnych pogladow... najelpsze dyskusje wlasnie odbywa sie z osobami, ktore maja inne poglady. Nie mysle, ze zyjemy w innym swiecie, natomiast mysle, ze mamy inne poglady ;) Wiesz tak sie zlozylo, ze lata temu szukajac sensownej opowiedzi na bezsensowne pytania na temat zycia i smierci zaliczylam pare kursow spirytualnych na temat smierci i od tamtej pory nie boje sie smierci. Moze to glupie co napisze, ale smierc jest dla mnie kolejnym etapem zycia i nie ma przed tym ucieczki. Nie boje sie tez starosci swoj wiek akceptuje w pelni, czego wyrazem sa moje siwe wlosy - jestem wrecz dumna z moich lat i tego wszystkiego co one ze soba niosa. Zyje tak, abym nie musiala niczego zalowac i jak narazie to mi sie udaje :))), a ze w pewnym momencie przyjdzie czas na smierc ..... no coz bez wzgledu na to czy to akceptujemy czy nie jest to jeden z pewnikow tego swiata. Jak tutaj mowia podatki i smierc sa nieuniknione :)))
A odnosnie Papieza .... no coz pisalam juz wczesniej, ze nie poddaje sie eutanazji ludzi komunikatywnych, a z tego co pamietam Papiez byl do konca komunikatywny... Eutanazja, tak jak ja ja rozumiem nie oznacza skracania zycia tylko skracanie wegetacji i jeszcze nigdy nie slyszalam zeby poddano eutanazji kogos, jesli organy pracuja, z tego co wiem to nawet jak pacjent jest w komie i sa zachowane funkcje zyciowe to tez eutanazja nie wchodzi w rachube .... Ciagle mam wrazenie, ze ja mowie o eutanazji a Ty o morderstwie :)))
Czytam i czytam...i wiesz Marylka, ja też mam takie wrażenie.
Wy mówicie o dwóch różnych sprawach.
Nie wolno usmiercać ludzi, którzy żyją smodzielnie, co innego, gdy za nich "żyje" aparartura.
A i wtedy to jest kwestia sporna. Oczywiscie w państwach, w których eutanazja jest dozwolona.
pozdrawiam jasia
Dzieki Jasiu, bo juz myslalam, ze mnie jakas zacma umyslowa dopadla, ale przciez caly czas pisze i podkreslam, ze nie mam zamiaru nikogo zabijac, ani nie chce zeby mnie zabito kijem hokejowym jak sie komus znudze :)))
najwiekszy strach budzi we mnie to , ze kiedyś nikt juz nie zapanuje nad "eutanazją " zacznie sie niewinnie a skonczy na usmiercaniu ludzi niepotrzebnych.... i tego sie obawiam .....
makusiu Twoje obawy sa słuszne
ja też tego bojęsię,że ktoś za mnie zadecyduje...i powie to roślinka wegetacja...a ja będę być może słyszeć a nie pozwolą mi zaprotestować bo nie będę mogła..będę tylko czekać ....
Nikt nie dowódł tego że człowiek " roslinka" nie czuje nie słyszy...jestem wręcz oburzona tym,że że tak można myśleć o takiej osobie "roślinka nie wiem skąd się wzięły takie określenia --- wegetacja
...nawet kwiat w doniczce lepiej rośnie jeżeli z sercem do niego podchodzimy i pielęgnujemy...a co mówiąc człowiek
Marylko, w odróżnieniu od Ciebie nie musiałam uciekać się do spirtyzmu,żeby szukać odpowiedzi czy jest sens czy nie , czy w ogóle jest sens żyć.
Życie dano nam jedno i to od nas zależy czy jest sens życia czy nie.Już samo przyjście na świat był zamysłem Twoich moich i innych rodziców. Dla nich sensem życia było wychowywanie nas..nie uciekali się do sztuczek spirytualnych. Pewno drogowskazem ich życia jak też i moim jest dekalog..a nie inne magiczne sztuki. Boje się śmierci, bo trzeba kiedyś zdać rachunek z włodarstwa swego...i boję się,że być może coś w życiu przeoczyłam...czegoś nie naprawiłam..może...Tak śmierć to przejście w inne lepsze duchowe życie. wierzymy w to.... tu zostawiamy powłokę swego ciała,które zostanie złożone do ziemi, a dusza pójdzie tam...na drugą stronę powiem tak na drugą stronę tęczy..i mamy nadzieję,że spotakmy tych, których kochaliśmy, przez których byliśmy kochani. Jak się ma do tego eutanazja ...no oczywiście ma. ..... to prawo .... godność człowieka do chwili, aż wyda ostatnie tchnienie.
Jeżeli chodzi o starość...przyjmę je z pokorą to co mi los zgotuje.Byłabym przewrotna,jeżeli powiem,że nie boję się ...boję ...choć czasami starość to najpiękniejszy okres w życiu.To wyryta mapa naszego życia.To wizytówka naszego życia !!!!!
Napisałam w poprzednim wątku ..dla mnie wielkim autorytetem jest nasz wielki rodak Jan Paweł II Papież ...jak on pięknie pokazał ścieżkę życia...jak pięknie pokazał co to starość, choroba ból ułomność...
Nie wywyższajmy się ponad to kim jesteśmy..choć myślimy,że nad nami świeci szczęśliwa gwiazda ...bo może to być tylko zwodnicze chwilowe szczęście
pozdrawiam
Kamusku, zaczynamy brzmiec jak swiadkowie jehowy :))) ale tylko w kwestii formalnej religia to przeciez spirytualizm i kazda religia ma swoje wlasne sztuczki .... z tym sie akurat zgadzam.
hahahahaha Marylko nie jestem jehową i nie grzmię tylko piszę jak to widzę czy to sekciarstwo z mojej strony chyba nie ale co tam
Prosze osoby wrazliwe o nieczytanie mego postu nie chce nikogo zszokowac czy wastraszyc chce tylko ukazac inna strone zagadninia eutanazji czyli z greckiego "Dobrej Smierci".
Wiecie co dziewczyny? Przeczytalam wszystkie wasze wypowiedzi i tak sobie mysle: Albo ja jestem nietaka albo czegos nie rozumiem. naogladalam sie ludzi podtrzymyanych przy zyciu n na intensywnej terapi. Moja dobra kolezanka dostala wylew w wieku tylko 36 lat. Trzy miesiace byla w komie jak tu sie mowi obudzonej. To znaczy nie spala ale nie mogla mowic, sie poruszac, stracila pamiec wiec nie poznawala bliskich. Przepraszam za wyraznie ale byla jak "lalka" nie reagowala na wiekszosc bodzcow...Odwiedzalm ja bardzo czesto - nie bylo wiadomo czy z tego wyjdzie. Ani ja ani jej maz ani lekarze nie mysleli o czyms takim jak eutanazja. Dlaczego? To proste - jej mozg pracowal moze nie na pelnych obrotach ale pracowal,serce bilo, w oddychaniu trzeba jej bylo od czasu do czasu pomoc. NIE BYLA wiec pacientka do eutanazji. Wyszla z tego. Choc musiala sie mozolnie uczyc zycia. Do dzis nie mowi i jest niepelnosprawna - jezdzi na wozku.
Do czego zmierzam? Ano do tego ze wielu z was sie obawia, ze ktos powie wyrok i odlaczy was zabijajac czy chcecie czy nie. Moja kolezanka przekazala mi duzo pozniej ze slyszala co sie wkolo niej dzieje ale byla jakby zamknieta pod szklanym kloszem.
Pamietajmy ze jej mozg PRACOWAL. Naturalnie pacjeci w komie czesto slysza i registruja otoczenie mimo ze sie nie poruszaja ale u nich mozg tez pacuje. Nikt nie ma prawa ich skazac. Tylko jest tez druga strona medalu. Jakbyscie sie czuly - wy czy ja - gdyby ktos na sile trzymal wasze czy moje cialo przy aparatach? Nie moglybyscie umrzec po prostu. Meczyly byscie sie, chcialybyscie odejsc "na druga strone" ale niestety waszym calem bylaby maszyna... A dopuki cialo nie umrze dusza sie tez nie moze pozegnac tak naprawde... Czy to jest alternatywa? Wasi krewni nie byliby w stanie zadecydowac o odlaczeniu bo nie umieli by se z wasza smiercia pogodzic czy nie podjeliby sie tu decydowac. I jak dalybyscie znak kiedy chcecie odejsc i czy chcecie? Po miesiacu roku? Wtedy gdybyscie zywczem gnily na skutek ran odlezynowych czy wtedy gdyby lekarze musieli wam amputowac konczyne w ktorej krazenie by zastalo grozac martwica? A moze gdybyscie sie dziesiec razy na dzien dusily bo przy wspomozonym oddychaniu a braku odruchow wykrztusnych lekarze musza odsysac gesty sluz grozacy uduszeniem. A moze wtedy gdyby na skutek reanimacji serca zlamano by wam -naturalnie nieumyslmnie - zebra? Gdyby miejsce gdzie umieszczinao sade pokarmowa trzeba bylo operowac bo tworzyl by sie ciagle stan zapalny? Przecierz nasze cialo funkcionowalo by tylko na pol gwizdka wiec i system obronny nie funkcionuje, infekcje sa sprawa czesta. Ja bardzo przepraszam ze tak drastycznie pisze ale taki tez moze byc scenariusz podtrzymywania zycia za wszelka cene. Wierzcie mi to nie sa moje wymysly. Moze dla innych tak. Dla mnie nie.
Kochany Kamusiu jesli chcesz oddac swoje organy zgadzasz sie na niepodtrzymywanie zycia za wszelka cene. Organy odbiera sie pacjetom ze smiercia mozgu ale juz wtedy gdy cialo w systemie wegetatywnym jeszcze funkcionuje. Wiadomo organy musza byc zdrowe nie zas ze sladami martwicy...
Ja mysle ze wielu zna haslo "Eutanazja" z Trzeciej Rzeszy gdzie pod tym pojeciem uznawano "uznawanie osobnikow malowartosciowych dla spoleczenstwa",. A eutanazja z greckiego oznacza po prostu "Dobra smierc". Czy jako jako ludzie wierzacy nie modlimy sie o dobra smerc? Dobra znaczy wtedy kiedy przyjdzie na nas pora w miare szybka bez zbednego cierpienia. Dobra czyli z czystym sumieniem po pozegnaniu sie z zyciem. Mysle ze nad tym tez sie warto zastanowic.
Najwazniejsze umklo spod piora. Pacjent nie wchodzacy w rachube do eutanazju biernej czy czynnej To pacjent ktora ma chocby niewielka szanse na poprawe zdrowia...
I caly czas to wlasnie mialam na mysli, tylko bez szczegolowych opisow obrazen zchorowanego ciala..... Ale Dorotko, ja chyba nie mowie po polsku skoro nie mozna mnie bylo zrozumiec :))) Jestem natomiast szczesliwa, ze ja o swoim zyciu zadecydowalam teraz na przyszlosc i nie bedzie decydowal nikt inny i zadna maszyna nie bedzie miala na imie Maryla.
To juz chyba nie dyskusja, tylko jakies surrealistyczne zastraszone sny z
Orsona Wellsa:
JEDEN sie boi, ze go zniweluja jak bedzie niepotrzebny
DRUGI o niedoleznej babci na wozku, ktora jednak kocha zycie
(ale niby dlaczego ma nie kochac, jesli jest w stanie jeszcze to wyznac)
TRZECI, ze w imie dekalogu
CZWARTY wlasnie bez dekalogu
PIATY o obumieraniu ciala
SZOSTY o usypianiu ludzi niczym w klinice weterynaryjnej
A kto o tym czy zgadzamy sie na te diabelne maszyny, bo to tylko
one podtrzymuja nas przy zyciu? Odlaczenie od nich jest rownoznaczne
z eutanazja.
A co w takim razie z podlaczeniem sie do maszynki (innej oczywiscie,
ale rownie zmedykalizowanej), zeby dac zycie? O in vitro, tez dekalog
nie wspomina. Czy in vitro jest bardziej niemoralne niz respiratory i inne
podtrzymywacze zycia (juz skonczonego).
Oj zycie, zycie.
o tak o in vitro...warto porozmawiać..jestem za dzięki,że poruszyłaś ten temat.
No wlasnie...Dzisiaj nowoczesna medycyna dzieki intensywnej opiece i inwazyjnej aparaturze potrafi rowniez utrzymac przy zyciu dzieciatka 300gramowe i mniejsze. Przyjelo sie lecz ze wczesniaczek powinien wiecej wazyc przynajmniej 400g. Dlaczego? Dlatego ze wtedy ma szanse by mowic, slyszec, chodzic, widziec...
Ja mysle ze wielu wyobraza sobie cialo podlaczone do aparatow jako cialo w spokojnym, bezpiecznym snie. Sama mam wrazenie - a wiem rowniez od osob na codzien zajmujacych sie terapia intensywna - ze realia sa niestety inne. Swoja droga eutanazja bierna jest dozwolona w wiekszosci krajow Europy o ile pacjent podpisal odpowiedni dokument. To co budzi duzo wieksze kontrowersje to eutanazja czynna. Dlatego w krajach w ktorych jest legalna podlega ona bardzo ostrym przepisom aby uniknac jej naduzycie.
Dorotko, ja to wszystko akurat rozumiem i dlatego wlasnie, ze dzieki (nie wiem komu ale, dzieki serdeczne) w kraju, w ktorym zyje prawo dopuszcza mozliwosc podpisania odpowiednich dokumentow na przyszlosc, na wypadek "gdyby" to zrobilam to. A tak naprawde to dopoki zyje, to wlasnie chce sie cieszyc zyciem, a nie zyc w leku przed smiercia i kto bedzie decydowal o mojej smierci w kwestii kiedy i w jaki sposob ma ona nastapic. Jak dotychczas to przypadkow eutanazji (odlaczenia, lub nie podlaczenia do maszyn) jest niewiele i wiekszosc ludzi umiera w sposob naturalny lub na skutek wypadku, wiec jest duza szanasa na to ze jednak uda mi sie umrzec normalnie. Natomiast wiedzac, ze jest jakis tam niewielki procent mozliwosci, ze moja rodzina stanie przed dylematem, czego bardzo bym nie chciala, bo chce zeby cieszyli sie zyciem tak jak ja, to podjelam te decyzje sama teraz i mam z glowy, tak ja jak i moja rodzina w przyszlosci.
Czy to znaczy, ze kazdy ma tak robic ??? Alez absoulutnie NIE .... niech kazdy robi co chce i jak chce, jesli ktos lubi czesc swojego zycia spedzic na strachu przed smiercia, to ma do tego prawo i ja wcale tego prawa nie neguje ani nie zabieram. Natomiast jesli ktos mi mowi, ze eutanazja jest zabijaniem osoby zdolnej do samodzielnego zycia bez maszynek, no to dla mnie ewidentnie jest tu cos nie tak .....Obiecuje, ze wlasnie ta wypowiedzia wyczerpalam i tak juz nadciagniety limit czasowy mojego myslenia na temat wlasnej smierci za zycia ;)) i wiecej sie nie odzywam :))) - w tym temacie.
Właściwie nie wiedziałam gdzie to napisać...? Postanowilam jednak tu.. ..kilka godzin temu dowiedzialam się, że zmarła moja dobra znajoma, z którą przez kilka lat pracowałam, była mi baardzo bliska i wiele jej zawdzięczam, pomogła mi bardzo w życiu i to nie jeden raz...Od sześciu lat lezala w łóżku, karmiona przez sondę, oddech podtrzymywał jej respirator...byla świadoma, dzielna...cierpiała....do zobaczenia Grażynko...(*)
appetito..brak mi słów..współczuję
6 lat karmiona sondą respirator..świadomość
określenie -- dzielna..jakie to wspaniałe...
Niech aniołowie zabiorą ją do raju
przyjmij moje wyrazy współczucia (*)
Twoja znajoma przeszla do lepszego swiata, kiedys sie tam znow spotkacie a na razie zapale dla niej znicz (*)
Dla Twojej Grażynki (*)... Nic więcej nie napiszę...masz rację - "do zobaczenia"...
Dzisiaj dokonałam eutanazji-tak to nazwał lekarz weterynarz
na moim kochanym pieszczuchu -śwince morskiej,która była z nami 7 lat.
Pojechałam rano do weterynarza-świnka była już prawie w stanie agonalnym,
jak ją głaskałam to leciały jej łzy z oczu,to przykre,bardzo się męczyła,kwiczała zbólu i dostała paraliżu...lekarz powiedział,że ona zdycha a ja zgodziłam się żeby nie cierpiała już dłużej.
Płakałam jak dziecko.
I ja w przyszłości nie chciałabym aby ktoś musiał cierpieć tak na mój widok i moje ewentualne męczarnie.
Wiem,że być może porównanie zwierzę-a człowiek uderzy niejednego,ale częssto zwierzę TO przyjaciel.
Moja przyszywana babcia 15lat lezała zparalizowana na łozku(miała wylew) serce bolało gdy sie patrzy na taka bezradnosc wobec drugiej osoby.Trzeba bylo karmic,zmieniac pampersy,robiły sie odlezyny itd .Babcia czesto mowila ze chce odejsc z tego swiata tym bardziej ze najblizsza rodzina sie odsuneła,nawet jej nie odwiedzali -bardzo przykre a rozmowa dla niej z innym człowiekiem to było jak dotknac gwiazdy na niebie ,dodam jeszcze ze mieszkała sama ,fakt ze przychodziła opiekunka ale zrobiła swoje i poszła zaledwie 30minut.Mimo tylu lat "lezenia odłogiem" Babcia była zawsze usmiechnieta i nie zapomne tego do konca zycia.Wiele wycierpiała z jednej strony rozumiem ja ze chciała eutanazji ale z drugiej......Odeszła w lipcu 2007 teraz napewno jest tam szczesliwa