I tutaj chciałabym zapytac was...jak polacy dają sobię radę z zapożyczonymi słowami z obcego języka....
bo na ten przykład podam....ja piszę w sms - sorki, to ma nazczyc - przepraszam....
Myslę, że my bierzemy jakiś wyraz z obcego języka i dorabiamy do niego polską gramatykę....
Już przed laty mój ojciec mówił mi, jak to Nasi gadali w Ameryce....też przed laty....
"Looknij no sie sisterka jak to nasze boysy fightuja sie no cornerze streety..."
to jest klasyczny dowcip i klasyczny styl jak to polacy dopasowują obcy jezyk do polskich ...wymogów...?
Prosze Was o analogoczne przykłady...dopasowania słów, lub zwrotów.....
Od moich synów wiem, że dzisiaj w Anglii wiele słów angielskich na nowo dopasowujemy do polskiej gramatyki...
proszę podajcie przykłady.....z waszego doswiadczenia....
Luknij bez łindoł, może bojsów zobaczysz...
młodzież mówi oki - w porządku, sis - siostra, kesz - pieniądze, forsa
Od samego poczatku bylam uczulona na taka mowe, z doswiadczenia wiem, ze najczesciej mowia tak ci co to jeszcze sie angielskiego nie nauczyli, a juz polski zapomnieli.... :))) ze nie wspomne o szacunku do jednego czy drugiego jezyka. Teraz juz, rzadziej, ale na poczatku mojego pobytu na WZ czesto brakowalo mi odpowiedniego polskiego slowa to tak kombinowalam, zeby je zastapic innym ale mam wrazenie, ze nigdy nie popelnilam zadnej "spolszczonej angielszczyzny".
Mam bardzo brzydkie okreslenie na taka gadke, wiec lepiej nie napisze :)))
No toś mi przyłożyła teraz. Ja bezwiednie używam OKI na gg ale to wina zbyt częstego gadania z "małolatami". Używam chyba(?) tylko tego jednego "skrótu" zamiast pisać: w porządku, dobrze ... etc.etc.; chociaż tych skrótów znam duuużo więcej jak i tych zapożyczonych, które mnie jednak też "wkurzają".
Ale ogólnie jest chyba w porzo, ...a może tylko tak mi się zdaje
Pozdrówka
Kazik-Janek
Janek, OK to juz w jakims sensie zrobilo sie zwrotem miedzynarodowym i masz racje, ze wzgledu na skrotowa forme jest wygodne w uzyciu. Mnie chodzilo o prowadzenie calych rozmow w "spolszczonej angielszczyznie" lub odwrotnie. Podam Ci przyklad dawno temu mialam taka znajoma, przyszla kiedys na kawe i daje takie teksty: "jak wracam z lorka to pelny sink garow i nikt nic nie klinuje" a we mnie sie zagotowalo, wiec mowie "Ania w tym domu mowi sie po polsku, ale jestes gosciem i masz prawo wyboru, jesli jest Ci latwiej po angielsku to bardzo prosze mozemy przejsc na angielski....." I okazalo sie, ze po angielsku nie ma wogole rozmowy ...... wiesz, Tobie moge napisac ja to nazywam k******em jezykowym :)) jakos w/g mnie to jedyne adekwatne okreslenie ....
A dopiero co mowilismy o patriotyzmie i umilowaniu ojczyzny....... do d**y z takim patriotyzmem jesli ktos nie potrafi zachowac czystosci jezyka ojczystego .....
Tak, masz w pełni rację, dlatego wypowiadając się na temat partiotyzmu nie potrafiłem określić się czy jestem patriotą. Chociaż to drobne OKI nie świadczy o niczym, bo przecież nawet jak klniemy to przeważnie częściowo po rosyjsku (k**** mać), a i to pierwsze słowo z drugiego końca eurpy ...w połączeniu, i po spolszczeniu, powinno brzmieć bardzo kulturalnie ...zakręcona matka ...
Ale, ale ...zjeżdżam z tematu. Co innego wtrącić jakieś innostranne słowo, a co innego ..."makaronizmy", ogólnie mówiąc udawanie znawców(!) języka poliglotów od siedmiu boleści, a w rozmowie z np. niemcem, na jego "danke szein" odpowiedzieć ..." dobra możem se dać w szyje jak chcesz ... (czyli pochlać ...jeśli ktoś nie roumie).
Pozdrawiam
Janek
Albo taki przykład : po niemiecku "bezahlen" znaczy placic, zaplacic,
niejednokrotnie słyszałam jak młodzież mówiła - trzeba becalowac,
słowo niemieckie - gramatyka polska
o takie przykłady mi chodziło... no kto doda jeszcze inne?
pozdrawiam jasia
Na codzień pracuję z Francuzami i Polakami dlatego nie da się uniknąć spolszczonych słów francuskich, czasami, bo jest krócej, a czasami, bo trudno szybko znaleźć odpowiednik w języku polskim i tak np: załadować kamiona kesami co znaczy załadować ciężarówkę skrzynkami (camion-ciężarówka, caisse-skrzynka) lub triażować planty do repikażu czyli sortować, przebierać sadzonki, roślinki do ponownego sadzenia (triage , plants, repiquage), zrobić menaż - posprzątać lub pracować z ordynatorem - pracować na komputerze (ordinateur-komputer).
To dobre...z francuskiego, nie słyszłam...
za to slyszałam, kiedyś dawno temu jak komputery do nas" wchodziły", taką historyjke :
pewien gosciu w biurze (wykształcony), ciągle na komputer mówił kompiuter - tak po angielsku...
a kolega do niego : wiesz jak tak mówisz kompiuter, to od razu chciałoby sie odpowiedziec - pocałuj mnie w diupe -pozdrawiam jasia
haha, dobre! ale wiesz, nie tylko my, Polacy z różnych przyczyn spolszczamy sobie obce słowa np większość Francuzów, próbując dogadać się z obcokrajowcem po angielsku nie powie help me, tylko elp me, bo we francuskim h jest "nieme" i czasami trudno połapać się. Kiedyś byłam świadkiem rozmowy mojego szefa ze stażystą polskim, w rozmowie chodziło o kogoś kto gdzieś tam musiał pojechać, a że szef używał dwóch języków jednocześnie tj. rodzimego i angielskiego, to w pewnym momencie nie wiedzieliśmy o co mu chodzi, bo padło pytanie "u?" , no i teraz zagadka: chodzi mu o to "kto" czy "gdzie" pojechał? Po angielsku who - kto -bez wymawiania "h" czy ou z francuskiego czytane po prostu "u" czyli gdzie. Wtedy wtrąciłam się do rozmowy, żeby wyjaśnić sobie tę wątpliwość...
Z jednej strony to fajne zauważać takie rzeczy, bo to świadczy o tym, że nie tylko my upraszczamy sobie życie, z drugiej lepiej uczyć się poprawnie i używać we właściwym języku... ale przy okazji ile przy tym powstaje śmiesznych historii.
Oj tak, tak z tym francuskim niemym h to sa numery, ale to tez troche snobizm, bo Francuzi mieszkajacy w Stanach przez -nascie, lub -dziesiat lat mogliby sie w koncu nauczyc, ale ...... Pracowalam kiedys z taka wlasnie babka polykajca h i pamietam kiedys druga kolezanka mowi do mnie: jak Ty sie dogadujesz z Mathe ??? ja Jej wogole nie rozumiem??? to Jej doradzilam: Susan na poczatku kazdego slowa, kotrego nierozumiesz dodaj h i zobaczysz jak to dziala ....
Po 2 tygodniach Susan dzwoni do mnie i mowi: to ja sie meczylam przez 2 lata a to takie proste ..... smialysmy sie do rozpuku :)))
Rzeczywiście dobry pomysł z tym dodawaniem h, a propos obcokrajowców mieszkających po kilkanaście lat poza granicami własnego kraju, to Ci powiem, że to nie tylko Francuzi są leniwi w tej kwestii, dotyczy to także Polaków i podejrzewam, że innych narodowości też. Moim zdaniem, to kwestia charakteru i samozaparcia decyduje o tym czy nauczymy się mówić poprawnie w obcym języku. To nie przywara narodowa. Tu gdzie mieszkam, też jest mała polonia i są tacy, co mieszkają po kilka i kilkanaście lat we Francji, a nie potrafią (nie chce im się lub się wstydzą?) wymówić poprawnie r, nie mówiąc o akcencie i nie chodzi mi już o zasób słów, bo tych człowiek bedzie uczył się całe życie, tylko o poprawne wymówienie zdania. Dotyczy to też "przybyszów" z krajów arabskich, nawet tych pokoleń urodzonych już we Francji.
Hmm, ale i tak najbardziej podoba mi się jak moi koledzy z pracy uczą się polskiego, zwłaszcza jak powtarzają polskie słowa tzw. "szeleszczące" typu szczęście, liczby: 333 czy 666, rowerzyści itp. Czasami zaplują się ale nie rezygnują . No i jak już się uda im zapamiętać i powtórzyć trudne słowo, to bedzie wypowiedziane z akcentem francuskim...
Masz racje, a przy okazji to bardzo mi sie podoba mowienie wlasnie z akcentem jezyka rodowego..... nie bardzo moge to ocenic sama po sobie, bo przeciez czlowiek mimo wszystko siebie nie slyszy, albo moze wlasnie slyszy inaczej, ale jak slucham wlasnie roznych innych narodowosci mowiacych po angielsku to bardzo mi sie to podoba ..... Sama kiedys dostalam komplement, ze brzmie "seksy" po angielsku .....nie bardzo wiem co to bylo z tym seksy, ale niech i tak bedzie....:))
Moj maz nawet nie probuje......zna kilka doslownie slowek i na tym koniec, a ja nie widze potrzeby uczenia go ....
Lepij Go ucz, bo jak będzie w Polsce to dopiero się dokształci. A jak ja sobie z nim pogadam, przecież Ty będziesz tłumaczyć "po swojemu" , czarownico jedna.
Pozdrawiam ...mimo wszystko
Janek
I wlasnie na tym caly dowcip polega :))))))
Gdzie Ty tutaj widzoisz dowcip.Toz to jawna nietolerancja, szykany, poniżanie partnera życiowego....oj, ......masz szczęście, że jesteś tak daleko...
Oj szkoda, że ja nie mam za grosz talentu do języków.....
najpierw komuna na siłę chciała mnie nauszyc rosyjskiego - wielka porażka,
przez 4 lata w liceum wkładali mi do głowy niemiecki - dzisiaj pamiętam pojedyncze słówka,
a teraz synowie wpajają mi angielski - kończy się na tym , że co chwile prosze ich o przetłumaczenie, tego i owego,
czyli jedno wielkie beztalencie.....
nawet te zapożyczone slowa z innych języków nie wchodzą mi do głowy - a może to już wiek...?
Chociaż z drugiej strony mój ślubny, uczy się angielskiego i calkiem nieźle mu idzie.
Ale on ma talent....
pozdrawiam jasia
Jasia, na naukę nigdy nie jest za późno... przyjdzie czas, że będziesz chciała wiedzieć co jest napisane na lekarstwie albo na produkcie, którym jesteś zainteresowana i zobaczysz, że raz drugi czy trzeci zajrzysz do słownika i zaczniesz zapamiętywać, a z czasem będziesz chciała pogadać o tym czy owym i determinacja skłoni Cię do zdobywania coraz to większej wiedzy językowej. Kiedyś byłam w Niemczech, nie znałam jezyka i wcale nie paliłam się, żeby poznać, poprostu nie podobał mi się. Pracowałam przy winogronach, a do tego nie było potrzeby znajomości języka, bo szef tłumaczył "ręcznie" a i kilka słów po polsku gadał. Któregoś dnia chciałam pożyczyć odkurzacz od żony szefa, poprosiłam więc kolegę, który był w Niemczech nasty raz na saksach, żeby powiedział mi jak jest odkurzacz po niemiecku, a on mi nato: powiesz maszinenpucen i będzie wiedziała o co chodzi. Tak też zrobiłam ale jakież było moje zdziwienie jak się okazało, że to wcale nie jest odkurzacz, mało tego jakimś sposobem żona szefa wyjaśniła mi,że to tylko Polacy przyjeżdżający do nich do pracy używają takiego określenia i dała mi słownik polsko-niemiecki żeby mi udowodnić, że to zupełnie inne słowo. I wiesz co, tak mi było wstyd, że ja też powtarzam te głupoty za innymi Polakami nie znającymi języka, że postanowiłam każdego dnia nauczyć się jakieś nowe słowo po niemiecku...i na koniec pobytu mogłam nawet zaminić kilka zdań z szefem i jego rodziną.
A rosyjski też miałam obowiązkowy do końca liceum ale to już inna historia... teraz też uczę się na nowo, bo mam sąsiadów Rosjan, nawet całkiem sympatycznych i też chciałoby się pogadać... Jakież to życie jest przewrotne.
Na polskie pytanie: ile ma lat? francuska dziewczynka przerazona zapytala "qui est malade"?
Dla nieznajacych francuskiego: "il est malade" /on jest chory/ to fonetycznie wlasnie "ile ma lat"? A dziewczynka zapytala "kto jest chory"?
....a Wiesz że ten gościu miał rację. Początkowo obie formy były poprawne ...
Pozdrawiam
Janek
Wiem....!!!!, ale to wnerwiało niektórych, że sie tak wychylali....
bo co ? są lepsi od nas?, bo łykneli angielskiego?....
nie zapominac..., że to czas komuny...
pozdrawiam jasia
Jeśli to Cię pocieszy, to mnie też wkurzało, mój szef mówił jeszcze lepiej...kompiute'a., a że nie lubiałem go jeszcze z innego powodu, to spytałem raz czy nie moze wołać dziwki po polsku, miast łączyć niemiecki z hiszpańskim lub włoskim ...(komm - piuta), chciaż nie za bardzo jestem pewien czy ten drugi człon jest prawidłowy ...no może fonetycznie, to tak.
Pozdrawiam
Janek
No... kochani, jeszcze jakieś przykłady...
jestem przekonana, że na codzień spotykacie się z ...taką...zaradnością Polaków
Pozdrawiam cieplutko jasia
Moze to nie o to chodzi, ale opowiem Wam historyjke..... Zwykle jak sie przyjezdza, to czlowiek uczy sie pojedynczych slowek i mysli, ze jak doslownie przetlumaczy zdanie to sie dogada .....Hmmmmm generalnie tak, ale nie zawsze, przeciez istnieja idiomy... I tak syn moich znajomych przyjechal, ze srednia znajomoscia jezyka i szybko poszedl do pracy, pewnego dnia poszedl zjesc sniadanie w jakiejs takiej taniej jadlodalni, ale tam tylko po angielsku..... Pomyslal sobie, ze najtaniej bedzie zjesc jajka no i latwo sie dogadac, ale zachcialo Mu sie jajek sadzonych ...... I tu sie zaczal problem bo biedak powtarzal w kolko ze chce "siting eggs, sit down eggs ...." i ni diabla nikt nie mogl zrozumiec mimo, ze biedak posunal sie tak daleko, ze nawet przykucal i udajac kwoke machal podgietymi w lokciach ramionami ...... NIC !!!
Dopiero potem ktos mu wytlumaczyl, ze w jezyku angielskim (moze tylko amerykanskim) jajka sadzone to "sunny side up" czyli "sloneczna strona do gory"......:)))
W niemieckim to sa "Spiegeleier" czyli jajka na lustrze... czy lustrzane..
A po czesku "volské oko" czyli "oko wola"
A po espaniolsku to bedzie "huevos al plato" albo "huevo estrellado",
po katalonsku "ous al plat",
po portugalsku "o ovo estrelado"
a po baskijsku "arrautza frijituak"
He he - przypomnialo mi sie cos o jajkach sadzonych.
Swego czasu w Pradze czeskiej w hotelowej erstauracji natknalem sie w menu sniananiowym na "hemendegsy" Jakiez bylo moje zdziwienie, kiedy kelner obajsil nam, ze to o "ham and eggs" chodzi
Moj niezyjacy juz, dziadek (mieszkalismy na Slasku) na otwieracz do piwa mawial "WIHAJSTER" daj no mi ten .. wihajster... i wszytskie pomocniki kuchenne to byly wihajstry... dopiero jak przyjechalam do Niemiec i troche sie z tym jezykiem oswoilam, odkrylam ze ten cudowny "wihajster" to nic innego jak " Wie heisst er" czyt. wi hajst er czyli...daj mi to no, ... "jak to sie nazywa"...
"Wihajster" mowilo sie i u nas w domu, wiadomo, w Lodzi bylo duzo Niemcow. A wiesz Glumando ze w Japonii zadomowilo sie slowo "arubajto"? To praca dorywcza dla studenta, oficjalnie "arubajto", w slangu mlodziezowym "bajto". Skad sie wzielo niemieckie slowo w Japonii kiedy /smiem twierdzic/ polowa Japonczykow nigdy nie slyszala o Niemczech? Ciekawe, prawda?
A to nie jest arbajt? Tak mi swita.. no rzeczywiscie ciekawe
Poza tym wiem od Babci ze strony Taty (Babcia Polka Dziadek Niemiec) mieszkajacych przed wojna w Lodzi ze tam sie tez bardzo duzo hebrajskiego albo moze jeszcze bardziej tzw: "Jidisch" n#mieszalo do jezyka. Moj dziadek znal wszystkie trzy majac firme transportowa musial sie z kazdym dogadac.
Teraz mi sie przypomnialo, ze moj dziadek tez uzywal tego magicznego slowa wihajster, dziadek mieszkal w Niemczech przez 25 lat i np. ta mala czesc okna nazywala sie lufcik nie mam pojecia czy to tez z niemieckiego, ale tak zawsze slyszalam u dziadka i tak tez mowilo sie w domu :))
Ostatnio z tym wihajstrem spotkalam sie w szpitalu, gdy mialam zabieg lekarz kazal pielegniarce podac wihajster..
slabo mi sie wtedy zrobilo. :-P
I wcale Ci sie nie dziwie......bo ja pewnie wyskoczylabym przez lufcik :)))))))
pewnie ze z niemieckiego: Luft =powietrze spolszczone lufcik= troszke powietrza
u nas (Bydgoszcz) też był wihajster - co oznaczało dosłownie wszystko. W rodzinie mężą (pilskie) kiedyś przyszedł sąsiad i chciał pozyczyć "wihajstra". Jako, że nie byli oni miejscowi, tylko przyjezdni, słowo nic im nie mówiło, roztropnie odpowiedzieli weź sobie, stoi za stodołą.
Lufcik też był był. i ciągłe jo,jo - chwilami ja, ja (tak, tak) - powtarzane przez 3/4 bydgoszczan, bez względu na wiek, poziom wykształcenia.
przygodę kiedyś mieliśmy z Francuzem. W pewnym momencie zapytał się mojego męża co znaczą ciągle napisy pod znakami "koniek". Jako, że zabrzmiało to jak "koniak", mąż zdziwiony - ty Francuz, nie wiesz? Okazało się, że chodzi o nasze "koniec". I w żaden sposób nie mógł pojąć, dlaczego piszemy koniec np. zakrętu - skoro to widać.
W moim domu rodzinnym też mówiło się "wihajster". Oznaczało to przedmiot, którego nazwę się zazwyczaj omijało (nie wiem z jakich powodów) lub przedmiot, którego nazwa gdzieś nam się zawieruszyła w pamięci. Było to w wolnym tłumaczeniu: "to urządzenie" lub "to coś". W zasadzie pasuje mi do oryginalnego tłumaczenia :-)
Starsza przemilam Slazaczka mowi kiedys do meza wchodzac po schodach "no i nie pchoj mnie na ta gelender" co oznacza? Das Geländer po niemiecku to Porecz...
tu mila myszomicho musze niektorych chyba wziasc w obrone. Wiem sama, ze mieszkajac dlugo zagranica nieraz sie po prostu reaguje slownie szybciej niz sie mysli. Szczegolnie "przepraszam" czy "dzien dobry" wylatuja automatycznie i...czesto dopiero po chwili czlowiek sie orientuje co albo lepiej powiedziawszy w jakim jezyku powiedzial. Rownierz gdy wracam z urlopu z Polski zdarza sie ze "z rozpedu" odpowie#adam Niemcom po polsku...
Oj tak, mój syn jak ostatnim razem był w Polsce, to sam się łapał na tym, że niekiedy wyrwało mu sie jakieś slowo po angielsku,
szczególnie w sklepie. Śmiał sie z tego później, bo przecież wcale nie zapomniał naszej mowy.
Gorzej jest wtedy , gdy Polak, który może nawet nie był za granicą, ani nie zna jeżyków obcych, wtrąca angielskie słówka
w romowie i to z polską gramatyką....
może dla szpanu....?
pozdrawiam jasia
Swojego czasu (na studiach), gdy pracowałam przez rok w Niemczech największy problem z rozdzieleniem języków miałam przy pierwszym pobycie w Polsce ( a przecież wtedy ten żywy niemiecki znałam najmniej) - ciągle w sklepie mówiłam po niemiecku. Być może było to związane z jakimś stresem z kontaktem z żywym językiem, zupełnie innym od szkolnego.
Im blizej końca tym łatwiej było oba języki rozgraniczyć.
Kiedyś jak byłam tłumaczem (kilka lat temu) to stres powodował początkowo, że w zasadzie nie wiedziałam w którym języku do kogo mówić. Do Polaków mówiłam po niemiecku, Austriakom po polsku - ale wszystko po chwili się unormowało.
ja tak przy tlumaczeniu niemal symultanicznym. Zaczelam mezowi tlumaczyc z polskiego na polski a mamie z niemieckiego na niemiecki i to chyba z piec minut zanim sie zorientowalam. Bo oni tez patrzyli na mnie jak baranki a nic zaden nie powiedzial. Zreszta rozmowa byla wartka a przy takiej trzeba naprawde uwazac. przynajmniej bylo troche smiechu
To u mnie było tak samo - wszyscy patrzyli jak ja gadam a nikt nie prostował i to przez kilka minut.
najgorsze w takim wypadku jest to, że tłumacz chodzi głodny - szczególnie jak wiele osób czeka na przetłumaczenie...
o tak i ma sie szczescie jesli sie zdazy na suche gardlo cos wypic: moja herbate- w im wiekszym gronie tym bardziej - pszyszlo mi przewaznie zimna pic. jesli w ogole sie do niej dorwalam. A do tego czesto jesli moja mama akurat jakas ploteczke miala te szepty "no tego to nie tlumaczysz nie?". A kiedys na tlumaczeniu oficjalnym (na policji) podejzany probowal mi tlumaczyc "co i na jak" mam tlumaczyc...No zeby mu sie upieklo...
aleznajomosc jezyka pomaga: na przyklad przy zwiedzaniu. ja nie lubie pedzic na zlamanie krku wiec moge przystanac gdzie chce przewodnik sie zawze znajdzie jak nie polski to niemiecki...
Myszomycho nie zawsze tak jest ze jak ktos ma nazwisko polskie to musi umiec po polsku.Do mojej corki do klasy tez chodzi dwoje dzieci ktore maja typowe polskie nazwiska.Kwiatkowski i Majewski a dzieci wogole po polsku sie nie potrafia porozumiec ich rodzice tez nie.Mysle ze to w ktoryms tam pokoleniu byl polak i nazwisko zostalo.Mozesz sie kiedys naciac jak ktos poda ci karte platnicza z polskim nazwiskiem a ty bedziesz po polsku mowic do niego a on cie nie zrozumie.Ja sie urodzilam w Polsce moj dziadek od strony ojca byl Austriakiem ozenil sie z polka i w polsce zamieszkali.To ze nosilam nie polskie nazwisko nie znaczy ze ja umialam mowic po niemiecku.w kazdym razie jak bylam mala podobno z dziadkiem mowilam w jezyku niemieckim choc zupelnie tego nie pamietam,dziadek zmarl jak mialam niecale 4 lata wiec nauka nie byla kontynuowana.W tej chwili od 2 lat mieszkam w niemczech nauka tego jezyka idzie mi strasznie opornie ,corka w blyskawicznym tempie sie go nauczyla(moze dlatego ze to nie byl pierwszy jezyk obcy jakiego sie uczyla w wieku przedszkolnym zaczela nauke jezyka angielskiego i musze powiedziec ze niezle sobie radzi,od wrzesnia zaczyna nauke jezyka francuskiego,angielski bedzie dalej kontynuowany)Dzieci polakow ktore sie rodza juz na obczyznie albo sie naucza mowic w jezyku ojczystym swoich rodzicow albo tez nie,wszystko zalezy od nastawienia rodzicow czy beda z nimi rozmawiac w jezyku polskim.Mamy tutaj tez znajomach ktorzy mieszkaja ponad 20 lat ich dzieci mowia po polsku choc juz inaczej z innym akcentem i nie maja takiego duzego zasobu slow ale dogadc sie dogadaja.Inni znajomi tez maja 2 corki one tez rozumieja po polsku ale ciezko im sie w tym jezyku rozmawia choc jak jezdza do polski to sie przestawiaja na jezyk polski ale maja trudnosci w zdania czasem wkladaja slowa niemieckie.Mamy tez takich znajomych ktorzy stwierdzili ze nie beda dziecku w glowie mieszac polskim i wczesniej nie uczyli a teraz dziecko ma 7,5roku i teraz chca je uczyc ale dziecko za bardzo nie chce po polsku mowic,moze gdyby zaczeli wczesniej.Tak jak juz pisalam to zalezy od podejcia rodzicow ,a ja mysle ze kazdy jezyk obcy obojetnie jaki by to mial nie byc nas wzbogaca.Znam tez takich ludzi ktorzy sie posluguja 6-7 jezykami nie mam pojecia jak tego dokonali ale podziwiam takie osoby.Moja corka tez ma zdolnosci jezykowe i niczego nie bede bronic jak chce sie uczyc jezykow niech sie uczy im wiecej umie tym lepiej dla niej.Pozdrawiam serdecznie