Może niektórzy z Was powiedzą, że się czepiam, ale niestety to prawda. Austria jest federacją tzw. landów i tylko politycznie na mapie Europy występuje jako jeden kraj o nazwie Austria. Co natomiast dotyczy kulinariów, to występuje tu podział na kuchnie regionalne. To co przywykliście nazywać "austriacką" w rzeczywistości jest "kuchnią wiedeńską" i tak ją trzeba prawidłowo nazywać.
Zainteresowanych odsyłam do lektury miesięcznika Kuchnia, w zeszytach ze stycznia i lutego 2000.
Jak się tak zastanowić to co nie pomyśle to wiedeńskie. Może to kult stolicy ;D w końcu w Wiedeń jest piękny.
klio
~(*_*)~
Użytkownik klio napisał w wiadomości:
> Jak się tak zastanowić to co nie pomyśle to wiedeńskie. Może to kult stolicy
> ;D w końcu w Wiedeń jest piękny.klio~(*_*)~
Uroda miasta swoją drogą. Od kuchni jest to tygie,l w którym stopiły się wpływy: Francji, Włoch, ex Jugosławii, Czech i Moraw, Węgier, Polski, Szwajcarii, Nieniec i Ukrainy.
To trochę podobne do naszej rodzimej - polskiej.
kuchnia austriacka to kuchnia monarchijna - wymieszane wszystko co się K.u.K Armii znalazło.
Ale jak to nazwać inaczej?
Użytkownik ekkore napisał w wiadomości:
> kuchnia austriacka to kuchnia monarchijna - wymieszane wszystko co się K.u.K
> Armii znalazło. Ale jak to nazwać inaczej?
Poczytaj na ten temat to, co za chwilę wkleję do artykułów.
Historycznie patrząc - oczywiście, że istnieje austriacka kuchnia. Na nia złożyły się wpływy wszystkich kuchni narodowych Cesarstwa, które kumulowały się w Wiedniu i ze stolicy rozeszły się po całym kraju.
Bzdurą jest twierdzenie, że "tylko politycznie na mapie Europy występuje jako jeden kraj o nazwie Austria". Lingwistycznie istnieje też Austria, a mianowicie oprócz Tyrolu i Vorarlbergu cała Austria mówi dialektem zwanym "bairisch" (tak jest - odmiana bawarskiego), Tyrol i Vorarlberg należą do grupy językowej "allemanisch". Fluktuacja pomiędzy krajami dawnego Cesarstwa i rdzennymi ziemiami Habsburgów była tak silna, że "Pospiszil" uchodzi za wiedeńskie rdzenne nazwisko. To tyle tytułem wstępu.
Podział na kuchnie regionalne i kuchnię wiedeńską jest efektowny, ale mylny. Kuchnia wiedeńska była kuchnią dworu, mieszczaństwa i gastronomii, a kuchnie regionalne były kuchniami w dużej mierze wiejskimi. Ponieważ upodobania gastronomiczne podlegają modom i są w ciągłym ruchu i rozwoju, za kuchnię danego regionu należy uważać stan dzisiejszy, a nie z zarania dziejów. W kuchni wiedeńskiej okres głodówki powojennej zmienił wiele potraw, i niektóre wyrzucił z jadłospisu.
I tak cały świat uważa, że sznycel wiedeński jest z cielęciny, oprócz nazwodawców: każdy, i wiem co piszę, każdy zapytany wiedeńczyk, odpowie natychmiast: sznycel? z wieprzowiny! I rzeczywiście, jeśli chcesz w Austrii zjeść cielęcy sznycel, musisz dokładnie i wyraźnie zamówić: Wiener Schnitzel vom Kalb! Inaczej dostajesz automatycznie sznycel wieprzowy. Gulasz, jaki jest serwowany w Austrii, dostaniesz tylko w Austrii! On nie ma nic , albo mało, wspólnego z węgierskim gulaszem - i nazywa się w Wiedniu, Fiaker Gulasch (dorożkarski): ciemnobrunatna paciaja na zasmażanej, suszonej papryce.
Do onych podrobów: mało ich jest w kuchni austriackiej, choć i to nie jest do końca prawda. Najpopularniejsze są tzw. salonowe dudki (Salonbeuscherl) z knedlem bułczanym, czyli płucka. Ale w Styrii jedno z miejscowych dań, to flaczki z polentą (mamałyga) - Fleck mit Sterz, a w Salzburgu i Tyrolu flaczki na kwaśno.
W dialekcie autriackim istnieją dwa wyrażenia na naleśniki, które nigdy nie sa używane wymiennie: palatschinken (palaczinken) i fritate. Komiczne, ale rosół z pokrojonymi na makaron naleśnikami nazywa sie Fritatensuppe (zapożyczenie z włoskiego - fritada: naleśnik), ale już jako deser nazywa ię Palatschinken, choć ogólnie też jest rozumiany termin niemiecki - Pfannkuchen. Ale Palatschinken (z czeskiego) zaczynją ożywać wypełnione lodami waniljowymi i polane sosem czekoladowym (niestety coraz częściej z butelki).
Heurigen, prosze ja lubczyka69, to są tylko piwnice winiarzy, którzy mają prawo wyszynku i zagryski - tylko w określonym czasie, co sygnalizują wywieszoną przed lokal wiechą. Wyjątek stanowi w Wiedniu Grinzing i Sievering. I mogą sprzedawać tylko i wyłącznie wino własnej produkcji (tu nie ma wyjątków) i coś na ząb. Ponieważ w piwnicach winnych nie ma, nie było i nie może być kuchni, dlatego są tylko zimne dania: od pieczeni, przez wędliny do serów i zieleniny; jedna ze specjalnoćci i dumy gospodarzy - smarowidło na chleb, zwane Liptauer, masło (albo margaryna), twarożek albo twaróg (biały ser - sam w sobie w zasadzie nie znany), papryka, ogórki konserwowe etc. Z kolei gość ma prawo przyjść z własną wałówką (tak jak w Bawarii w ogródkach piwnych, Biergarten; tu jest odpowiednikiem Liptauera - Obazda: zamiast twarogu, camambert i limburger/śmierdzący/).
Kawa: pierwszą kawiarnie w Wiedniu założył Ormianin, Johannes Theodat (Diodato), lokal Kolschytzkiego nazywał się "Pod niebieską butelką" (a nie gołębiem). Zaś szklaneczka wody do kawy - wypijana przed kawą - to zwyczaj turecki. I co do jakości wody w Wiedniu, to można mieć różne zdania; w każdym bądź razie, woda-kranówka w Monachium ma oficjalnie walory prawdziwej wody mineralnej leczniczej (zdania są też podzielone), a jakość kawy w Austrii, nie zależy li tylko od wody, ale i od sposobu prażenia, który, jak wiadomo, w każdym kraju jest nieco inny. Popularny jest też dowcip, jak w Wiedniu stolik zamówił 5 różnych kaw: grossen Braunen, kleinen Schwarzen, Einspanner, Verlaengerten und Melange, a kelner warknął w stronę bufetu: pięć kaw!!!
Sumując: wpływ czeskich kucharek na wiedeńską i austriacką kuchnię jest niezaprzeczalny, tak jak i wpływ Królestwa Obojga Narodów i Cesarstwa Rzymskiego Niemiec. Ale to wszystko wytworzyło coś takiego, co jest rozpoznawalnie kuchnią austriacką, i co swego czasu, dokładnie opisał Rottenhoefer (XIXw.).
Smacznego! Mahlzeit!
P.S.
Opaczność wykierowała mnie na wiedeńczyka...
Jakoś tak się składa, że jestem zaprzyjaźniony z wieloma sławami gastronomicznymi i krytykami kulinarnymi tego kraju. Z częścią z nich nawet jestem po imieniu.
I powtarzam. Nie ma kuchni austriackiej. Jest wiedeńska i rsą egionalne. Jeżeli to jest jednak komuś do szczęścia potrzebne, to nie mam nic przeciwko temu.
Użytkownik klarax napisał w wiadomości:
> wyrażenia na naleśniki, które nigdy nie sa używane wymiennie: palatschinken
> (palaczinken) i fritate. Komiczne, ale rosół z pokrojonymi na makaron
> naleśnikami nazywa sie Fritatensuppe (zapożyczenie z włoskiego - fritada:
> naleśnik), ale już jako deser nazywa ię Palatschinken, choć ogólnie też jest
> rozumiany termin niemiecki - Pfannkuchen. Ale Palatschinken (z czeskiego)
> zaczynją ożywać wypełnione lodami waniljowymi i polane sosem czekoladowym
w kwestii formalnej: Palatschinken nie pochodzi z czeskiego, tylko z węgierskiego (palacsinka),
a to z kolei z rumuńskiego i w końcu (lub na początku) z łaciny. A słowo to pochodzi od wyrazu placenta ;-)
No i jeszcze jedno: Pfannkuchen nie wszędzie w Niemczech oznacza to samo. U nas są to pączki, a Palatschinken to Eierkuchen.
No i żeby jeszcze laserkiem ten włos na 150 tysięcy części podzielić, to nie było Cesarstwa Rzymskiego Niemiec, tylko Narodu Niemieckiego.
Taka drobna różnica, ale dość ważna.
pozdrowienia z Berlina
Waldek
Wszystko święta prawda. Dziekuję za poprawki.
A berlińskie pączki (Pfannkuchen) zwane są gdzie indziej - Berliner; a w południowej części jezyka niemieckiego - Krapfen.
No to spotkało nam się dwóch Austriaków. Ale dzieki temu, gdy obaj podzielą się swoją wiedzą my powinniśmy być usatysfakcjonowani.
Ja mam pytanie o austriackie "sznapsy" - z tego co spotkałam i zauważyłam preferują różnego rodzaju wysokoprocentowe nalewki własnej roboty, pędzone w domciu i potem sprzedawane lokalnie. Mnie najbardziej zasmakował z mirabelek, ale nie ten w ogólnej sprzedaży, tylko taki robiony na lokalny rynek. I cczy jest to produkt zapożyczony czy oni to robili od zawsze i gdzie ewentualnie szukać korzeni tych napitków. Podejrzewam, że podzielicie się swoją wiedzą.
Z mirabelek? Chyba coś ci się pomieszało - Marillenlikör albo Marillenschnaps, czyli morele. Mirabelkowy likier znam z Alzacji, ale że za likierami nie przepadam, to może i coś przeoczyłem.
Z morelowych wypędów słynie Wachau nad Dunajem, ale duża część owych słynnych wypędów jest produkowana w Waldviertel, Oberösterreich (Górna Austria) przez nijakiego pana Wagnera (Dorf Rosenau 4) - kto trafi w tamte okolice, polecam (pędzi cudowne gruszkówki, malinówki, tarniówki i morelówki).
W Austrii są bardzo liberalne przepisy i każdy, kto posiada drzewa owocowe może pędzić alkohol (wszystkie urządzenia do destylacji, o pojemności większej niż 2 litry, podlegają rejestracji i uiszcza się podatek od alkoholu). Monopol istnieje tylko na alkohol z buraków cukrowych, kartofli i zboża; a i tu spod monopolu wyłączeni są górale, jako nie posiadający sadów.
W produkcji rozróżnia się trzy metody: destylacji (zacier), nalewka (nastojka na owocach) i "Geist" (dusza - neutralny alkohol albo wino przy destylacji przechodzi przez owoce i w ten sposób aromatyzuje się).
Pewnie masz rację, że morele. Tyle, że to co oni mi pokazali na obrazku i jak mi tłumaczyli to wychodziło, że to śliwki.
ani jednego ani drugiego w postaci naturalnej nie lubię, więc nie mam mozliwosci zweryfikować.