Zdecydowanie wolę zadzwonić, nawet jak się już wstępnie kilka dni wcześniej umówię z koleżanką na koffi, to potwierdzam przed samym najazdem;)
Sama również lubię choćby telefon zapytowujący, czy jestem, czy jestem chętna na przybycie znajomego itd. daje to możliwość ogarnięcia się lub skorygowania możliwości....
Kiedy byłam piękna i młoda /czyli bardzo dawno temu/ wpadały do mnie koleżanki na ploty nagminnie... nie przeszkadzało mi to, czasem męczyło, kiedy jedne wychodziły, a już pukały/a/ następne.
Ale kiedy już całkiem spoważniałam i wydoroślałam, zawsze się umawiam, nawet telefon na pół godziny wcześniej, żeby wiedzieć czy ktoś jest i czy chce mnie akurat "widzieć".
W drugą stronę też wolę wiedzieć, że ktoś zmierza w moim kierunku lub ma zamiar. Nawet jak dzwonię, to zawsze po przywitaniu zadaję pytanie, czy ktoś może rozmawiać i czy nie przeszkadzam. Nawet jak dzwonię do swoich dzieci /już dorosłych/.
W dzisiejszych czasach to chyba nikt już nie wpada po drodze na kawę, jeżeli nie jest zaanonsowany. Z czystej wygody - aby gospodarza zastać w domu.
Ja sama zawsze się umawiam, potwierdzam. Głupio pojechać do kogoś i dowiedzieć się, że za 15 minut wychodzi. Wolę gości zapowiedzianych, nawet pół godziny przed. Mam czas ogarnąć mieszkanie, siebie - a nie paradować w szlafroku z maseczką na twarzy (to tak przykładowo), z rozbabeszonym łóżkiem, bo mnie leń ogarnął akurat wtedy.
Takie czasy (zabiegane) i tyle udogodnień (telefony, e-malie ...), że musowo' uzgadniam spotkania, nawet z bliskimi. Po co biegać, jeździć by odbić się od drzwi?
Wyjątkiem są osoby, z którymi nie umawiam spotkań nigdy, bo ich nie toleruję z różnych powodów, w swoim domu - fortecy . Ten z kałachem to mój osobisty ochroniarz Tofik (kot), a strzela wyjątkowo celnie .
A tak serio, to chyba nie wypada odwiedzać 'na wariata nawet siostry czy brata:(( Każdy ma swój rozkład zajęć, plany i nastroje - po prostu woli pobyć sam, więc uszanujmy to. Sama nie lubię być nawiedzana znienacka, to innym też tego nie robię.
Dzwonię .Do mamy i siostry również. Osoby , które mnie odwiedzają też dzwonią.
Odkad pamietam to umawiam sie z kims by go dwiedzic i odwrotnie.W moim otoczeniu jest to standardowe zachowanie i nikt sie temu nie dziwi :-)
To były dawne czasy, które należą już do przeszłości, kiedy nikt nigdy się nie umawiał, bo nie było takiej potrzeby. Spotkania były czymś naturalnym, nikt wtedy nie potrzebował żadnych zaproszeń. Świat dzisiejszy jest zupełnie inny, ponieważ wszystko się zmieniło, a przedewszystkim podejście ludzi do życia i ciągła gonitwa za pieniądzem zabierająca mnóstwo czasu, którego nie sposób nadrobić. Ludzie nie mają czasu na spontaniczne spotkania i luźne rozmowy z innymi nawet z najbliższymi osobami.
Też dostosowuję się do dzisiejszych wymogów i umawiam się telefonicznie na spotkania, a w czasie spotkania ustalam już następny termin, a potem jeszcze go potwierdzam. I również ta sama zasada obowiązuje drugą stronę, żeby wcześniej powiadomiła o swojej wizycie i umówiła się ze mną na konkretny termin.
A jeżeli mają przyjechać jacyś goście, to też wolę być dużo wcześniej o tym poinformowana żeby sobie wszystko rozplanować. A jeżeli ja wybieram się gdzieś w gości, to też powiadamiam gospodarzy dużo wcześniej o chęci przybycia, żeby oni mogli zaplanować swój czas.
Niestety żyjemy w takim strumieniu czasu, że wszystko musi być dokładnie zaplanowane żeby było wykonalne.
Szkoda mi tamtych beztroskich czasów, kiedy wszystko było tak proste, że nikt nie musiał się z nikim umawiać, żeby wejść chciaż na chwilę i sobie serdecznie i nieśpiesznie porozmawiać, sącząc herbatkę i delektować się świeżo upieczonym drożdżowym ciastem z owocami z własnego ogródka, czy też popijając aromatyczną kawkę racząc się cieplutkimi pączkami z serem lub marmoladą różaną, ech... pozostał tylko dawnych wspomnień czar...
Lea, pięknie to ujęłaś, aż zatęskniłam za tamtymi czasami...
"To były piękne dni,
Po prostu piękne dni,
Nie zna już dziś kalendarz takich dat.
.........................................
La la la la la la la la la la la la
To były dni, Niezapomniane dni."
Miłej niedzieli wszystkim życzę.
A wszystkim Babciom - zdrowia i pociechy z pociech życzę. I coś do kawusi zostawiam...serniczek z owocami i galaretką... częstujcie się Babcie...teraźniejsze i przyszłe też...i prababcie również...
Babunia Alunia
Czasy były inne, nie było telefonów, nieliczni mieli w domach - jak chciałeś zadzwonić trzeba było szukać budki. Pakował człowiek tyłek do autobusu i jechał, najwyżej się odbił od drzwi.
Teraz wszyscy mają komórki - więc jeden telefon i gospodarz nie jest zaskoczony.
Jak idę do sąsiadko-koleżanki to piszę sms-a'' Jesteś w domu? Przychodzę!'', bądź ''Zrobiłam nowe np. ciasto ..... .Przychodź''To działa w obie strony. Do rodziny męża zawsze dzwonimy z zapytaniem czy możemy przyjechać i prawie zawsze mają na ten dzień inne plany. Oni przyjeżdżają bez zapowiedzi i to na kilka dni. Nie ukrywam , że nie lubię tego., Moja rodzina daleko, więc trzeba odebrać z lotniska, a po śmierci brata nie wiem czy w ogóle będą przyjeżdżać.
Mam dwie przyjaciółki z podstawówki, z jednego podwórka, ja mówię "razem do jednej piaskownicy sikałyśmy". I są to jedyne osoby, które mogą i przychodzą do mnie bez zapowiedzi. Nawet zwierzaki traktują je jak domowników a ja zawsze powtarzam, że nawet gdybym miała psią kupę na środku pokoju, to ich bym się nie wstydziła. One by dały krok, przeszły nad nią i spytały czym sprzątnąć. Jedna z nich przyszła i razem ze mną przepłakała całą wizytę po śmierci Hyrnego.
A ponieważ wszyscy wiedzą, że nie jestem zbyt miła i towarzyska, nie ryzykują i się umawiają.
P.S. Oczywiście nie dotyczy to mojej mamy - ma klucze.
Oj kokietka z Ciebie - ty nie jesteś towarzyska? ani zbyt miła? Witasz gości nieproszonych widłami, czy tylko ścierą? Tak pytam z ciekawości, nie planuję inwazji.
Niezbyt towarzyskimi psami i kotem Michałem :)
No to lepiej do Ciebie dzwonić niż podpaść Michałkowi albo psiakom.
Znajoma na bramie wywiesiła fotkę psa z podpisem: teren chroniony przez Amstaf Security. Amstafa trochę ugłaskałam (zza płota), ale ... z ciastem do niej już nie pójdę bez obstawy .
Wszystkie moje koleżanki mieszkają "daleko" a w mojej okolicy w zasadzie nie mam znajomych, bo to ludzie, którzy wynajmują a za pół roku już mieszka kto inny. Tak więc nie mam czasu i ochoty witać ich "chlebem i solą" czyli ciastem.
Wyjątek stanowi młody chłopak ( ) po sąsiedzku, do którego George wspina się na taras, wchodzi do pokoju, sypia na jego łóżku i razem popalają marychę, co wyraźnie czuć na kocim futerku. Ten sąsiad dostaje ciasta na talerzyku "za opiekę".
Tylko "za opiekę"?
Ja ciastem płaciłam" za odśnieżanie pobocza - mają sprytny mały traktorek a ja tylko łopatę...
Zdecydowanie wolę być powiadamiana i powiadamiam. Chociaż z tego względu, że chciałabym mieć coś do kawy na spotkanie.
Kiedyś moi teściowie mieli klucze do naszej bramki. Mogli wchodzić kiedy chcieli i bardzo tego nadużywali. Jako młoda żona jak przychodził weekend, chciałam np. spędzić niedziele tylko z mężem i dzieciakami, a tu nie było takiej możliwości. Pewnie mieli by klucze do tej pory, ale zdarzyły się sytuacje takie, ( nadmienię, że nigdy nie pukali, an nie dzwonili dzwonkiem, że są) np.:
- ja nagusieńka jakiem mnie Pan Bóg stworzył sobie zeszłam na dół po coś tam bo szłam do kąpieli, a tu teściu siedzi na tarasie. Nie wiem co było gorsze, że dostałam prawie zawału, bo nikogo się nie spodziewała czy że mnie widział golusieńką.
- teściowa uznawała, że może robić sobie w moim ogrodzie co chce i wycinała mi do zera kwiaty, które pięknie rosły.
- nigdy się nie zapowiadali, że przyjdą.
Ja np. (do tej pory tak jest) mówię jej, że jestem strasznie zmęczona i idę się właśnie położyć i zapraszam do siebie, ale np. jutro. Nie ma szans i tak przyjdzie i zawsze mnie obudzi.
Po jakimś czasie wcisnęłam im kit, że klucz się złamał w bramce i musieliśmy wymienić zamek.
Nauczyłam się też odpowiednio reagować na sytuacje kiedy wyraźnie mówię, że jestem chora i proszę o odwiedziny jutro i mi przychodzi.
Może okropna baba ze mnie, ale parę razy jej powiedziałam, że ty to zawsze mnie obudzisz. Wstałam o 5 rano tak się źle czuję, a Ty mi nawet pospać nie dasz. No i zaczęła dzwonić jak ma zamiar się wybrać i trochę słuchać tego co mówię i nie nawiedzać mnie kiedy informuję, że nie chcę odwiedzin z jakiegoś tam powodu. Zazwyczaj poważnego, bo tak to u mnie każdy gość czy zapowiedziany czy nie jest mile widziany, ale jestem tylko człowiekiem i jak każdy mam gorsze i lepsze dni.
Agusiu, a ile trwało to "tresowanie" teściów? Dożyję? Wiesz, moi już ponad dwadzieścia lat ciągle to samo.
Ojej, no jak tak można, współczuję, że macie takich namolnych teściów. A kiedy ja mówię, że jestem nad wyraz dobrą, poprawną, taktowną itp. itd. teściową /hihihi/, to kiwają głowami... Ja nigdy nie wpadam ot tak, ani do synów, ani do córki. Idę tylko na wyraźne zaproszenie, nawet sama się nie wpraszam nigdy, bo wiem, że wszyscy pracują, mają swoje sprawy, chcą mieć czas też dla siebie i na wypoczynek. Pod tym względem jestem super teściową jak widać /no co? nie?/. A ja... nie miałam nigdy teściowej, już nie miałam nawet okazji poznać, więc nie wiem, jak to jest.
Alman, ja myślę, że tak jest bo tak jak tu napisałyście, dawniej nikt się nie zapowiadał i to dla nich może normalne jest, nie wiem. Chciałam napisać, że oprócz tego co napisałam to moi teściowie mają wiele zalet. Nie jest tak, że mam złą do szpiku kości. teściową :) Ma swoje wady, jak każdy, ale ja sobie to już dawno wytłumaczyłam, że najwyraźniej ktoś kiedyś ją nauczył takiego zachowania. Nie denerwuje się już tym wszystkim, bo bym zwariowała.
Kiedy informuje dzieci, że na Dzień Babci nie chce kwiatków i dzieciaki mi to mówią. To ja mówię im ok. Babcia nie chce tak powiedziała to nie kupicie. Nie można kogoś na siłę uszczęśliwiać. Nie denerwuje się już takimi sytuacjami. Kiedyś strasznie to przezywałam.
U nas prezent musi być odpowiednio drogi, a laurkę wyrzuciła do kosza na oczach dziecka. Ciekawe tylko, że takie zachowanie dotyka nas i rodziny brata męża. Córek i drugiego syna to nie obowiązuje. Świąteczne kilkunastodniowe najazdy też nie. Ot życie....
Popatrz, a ja zbieram, składam i otaczam specjalną troską wszystkie laurki i inne drobiazgi robione własnoręcznie przez moje wnuczki... mam cały kuferek takich pamiątek... kurcze, jakichś potworów wzięłyście sobie za "teściowe" czy co?
Eeee nie Alman jak pisałam moja teściowa ma wiele zalet. Zawsze na nią można na nią liczyć i tu złego słowa nie powiem. trzeba. Jak coś jest nie tak to sama oferuje pomoc. Ma wady o których napisałam, ale kto ich nie ma. Kiedyś strasznie mnie to bolało nie potrafiłam zrozumieć, że np. dziecko zrobiło jej w szkole pięknego glinianego słonecznika i zaniosło z życzeniami, a ja znajdowałam go potem gdzieś na szafie w swoim domu. Teraz już się nad tym nie zastanawiam, nie boli mnie to. Taka jest, ma też dużo zalet jak pisałam. Gdybym jej tylko na to pozwoliła to codziennie z miła chęcią by mi gotowała i przynosiła ciepłe obiadki do domu, piekła ciasta co weekend, więc jak tu jej nie lubić :)
Twarda sztuka z Ciebie, szacuneczek. Ja wymiękam i unikam spotkań jak mogę.
U nas kiedy dom był 'w powijakach i drzwi do łazienki były w malowaniu czy szkleniu, to mało nie odwaliłam striptisu" przed teściem właśnie - usłyszałam jego człapanie i zawinęłam się w ręcznik, ufff. Mimo to byłam wkurzona, że wchodzi do domu bez pukania (dzwonka też nie mieliśmy wtedy).
Ważne, że już (po 20tu latach) wiadomo co wolno, a czego nie tolerujemy. Ja mam przydomek dzikiej, ale nie razi mnie to tak, jak najazdy bez zapowiedzi. Klucze wszystkie odebrane i schowane w bezpiecznym miejscu, każdy jest u siebie panem czy gospodarzem.
Dokładnie :) Trzeba też wziąć pod uwagę, że ja wychowywałam się w rodzinie z jakimiś tam zasadami i kulturze i je wyznaje. Ona w innej. Pewne rzeczy wydają mi słuszne. Wiesz o co mi chodzi, że tak i tak postępujemy w danych sytuacjach. Np. Jadę w gości do kogoś wiem, że są dzieci to zawsze kupuję im prezenty. Mama mi wpoiła, że nie jeździ się do dzieci z pustymi rękami. Nie muszą to być drogie rzeczy. Jadę gdzieś kogo dawno nie widziałam to zazwyczaj też przywożę jakiś upominek. Tak zostałam wychowana, mam to wpojone od dziecka. Moja teściowa pewnie inaczej i stąd takie moje postrzeganie jej.
Po jakiś tam zgrzytach, trochę się dotarłyśmy. :) Ona pewne rzeczy zrozumiała, ja niektóre rzeczy odpuściłam. Tylko dlatego, że wiem, że starych drzew jak to się mówi się nie przesadza. Jest to matka mojego męża, urodziła go i za to będę jej wdzięczna. Wiem, że kocha moje dzieci i wiele by dla nich zrobiło pomimo, że nie chce od nich kwiatów i prezentów. Kiedyś myślałam o tym może dlatego, że nie chce żeby wydawali pieniądze. Nie wiem co tam w jej głowie siedzi. :)
Agusiu, rozumiem, że teść nie narzekał?
A na poważnie, współczuję. Mnie teściowa nie nawiedza, bo mam za dużo zwierzaków. Mama, po kilku "utarczkach" pogodziła się z tym, że to mój dom i jest w nim "po mojemu".
Mój teściu to wspaniały facet, nigdy nikomu nie narzuca swojego zdania, ani siebie, Jest niezwykle mądry, ale .... Jak teściowa powie, że białe jest czarne to tak jest i koniec kropka. Hi Hi, ale pewnie to tez jego mądrość życiowa bo po co się z babą kłócić, dla świętego spokoju białe czasem w życiu może być czarne :P
Dzwonię, bo jakby inaczej, takie czasy, a raczej ludzie.
Dzwonię, umawiamy się na przykład na godz.16, jestem 10 minut wcześniej przy drzwiach, znajoma wpuszcza mnie do domu minutę po g.16... Odbierałam tylko jabłka, które sama mi zaproponowała.