„W zimie nie zasypiajcie, bo może się wam nadarzyć coś bardzo szczęśliwego.”
(słowa anonimowego astrologa sprzed 105 lat)
No to mamy luty!
Lubię liczbę „2” a w szczególności, kiedy pojawia się w parze. To by oznaczało, że luty roku 2022 powinien być szczególnie przyjazny A biorąc sobie powyższy cytat do serca życzę nam Wszystkim żebyśmy w każdym, kolejnym dniu miesiąca byli otwarci na szczęście i drugiego człowieka.
Dawajmy innym od siebie coś dobrego a wtedy jest szansa, że życie będzie nas miło zaskakiwać…
Oby luty mimo szarości był właśnie takim miesiącem, który da nam mnóstwo dobrej energii. Niech wirusy nas omijają i a dobre wieści atakują z każdego kąta.
Wypatrujmy powoli wiosny i trzymajmy się zdrowo
"Wypatrujmy powoli wiosny i trzymajmy się zdrowo"...
i to mi się podoba, niech to będzie myśl przewodnia na luty, a nie "idzie luty podkuj buty"...
Witam w ostatnim miesiącu zimowym, wszak marzec to już wiosna!
Za oknem szaro, nie potrafię określić, jaką porę roku pokazuje. Ale najważniejsze, że zdrowie jako tako. Wprawdzie coś oczy mi łzawią i lewe oko trochę pobolewa, ale to wynik dystrofii rogówki. Dotąd nie miałam jakichś tego typu dolegliwości, choć okulistka dopytywała. Widać schorzenie się posuwa i tak będzie, dobrze choć, że dotyczy głównie jednego oka... w razie co mam jeszcze drugie... co ja gadam... no dobra, dobrze jest jak jest...
Dziś to jeszcze trochę się poleniwię. Wprawdzie nie mam obiadu, ani nawet pomysłu na niego, ale jeśli nic nie wymyślę, to pierogi w zamrażalniku są, do wyboru ruskie i z kapustą kiszoną i grzybami.
Trzymajcie się zdrowo.
No to mąż doleciał. Wszystko poszło sprawnie. Na lotnisku komitet powitalny w postaci brata i syna. Teraz już pewnie dojeżdża do Jeleniej.
Ja załatwiłam, znaczy roomba, połowę sprzątania, pranie też skonczone, zakupy zrobione, mam co jeść na długo.
W planach pieczony camembert, a la pizza z cukinii, sera i jajek, gołąbki z mięsem i kalafiorem zamiast ryżu (tzw ryż z kalafiora, bardzo lubię), zupa krem z kalafiora.
To zakupy i plan, zobaczymy jak realizacja.
W lidlu dostałam róże za zakupy. Miło.
Zaraz się biorę zz drugą połowę odkurzania. I zakupy trzeba rozpakować.
Witajcie
Jakie ciepłe otwarcie lutowej Kawiarni, jakby już wiosna do drzwi pukała.
I jak nie zaśniemy, to wiosenny klimat, razem z Lutową Wróżką Smakosią wyczarujemy.
Ja też lubię te okrągłe cyferki w datach, sparowane jeszcze bardziej niż solowe.
Są takie optymistyczne, jak + plusy + w matmie czy na termometrze, o portfelach nie wspominając.
Ja już po kawusi, teraz bieg przełajowy z karmą, by nikt w okolicy na głodnego nie fruwał czy skakał.
Ślę, ile mogę, dobrej energii, uśmiechu i apetytu na lepsze, zdrowsze życie.
Do następnego, miłego spotkania :)
Smosiu,dziękuję za oddzew to mi trochę rozjaśniło sytuację. W zeszłym roku ''dilerzy'' od fotowoltaiki co trochę nas nachodzili z najlepszą ofertą,ale mężowski skutecznie ich zbywał. A teraz jak cena gazu wywindowałą tak mocno w górę,bierze taką opcję i to mocno pod uwagę. A skoro piszesz jakie są realia to mu to wybiję z głowy. A nuż gaz potanieje? Wolę się już trzymać takiej nadziei,choć powiadają ,że matką głupich
Ale, jak każda matka dba o swoje dzieci.
Gaz zawsze był i chyba będzie drogi.
Może potanieć, ale czy do poziomu 'historycznego?? chyba nie.
Warto pomyśleć o dogrzewaniu domu:
kominek /jak masz dobre źródło drewna opałowego, w przystępnej cenie/,
dociepleniu - uszczelnianiu /okna, ściany/,
nowszej instalacji co - grzejniki, podłogówka.
U nas gazu nie ma, zbyt mało chętnych więc rury nas ominęły.:((
My byliśmy na tak. Lepiej mieć kombinowane ogrzewanie i w zależności od potrzeb regulować/sterować, tako rzecze mój eM.
Poszliśmy w eko, niestety bez dotacji bo nie spełniamy warunków /mamy kominek/ - pompę ciepła kupiliśmy drogo, ale eM sam ją montował, więc sporo zaoszczędziliśmy.
Ja wolałabym gaz jednak, ale my mogliśmy kupić tylko ten w 'baniaku.
A ja nie chcę takiej bani w ogrodzie. Teraz też kosztuje krocie...
Liczcie, kombinujcie i nie wierzcie naciągaczom.
Witaj lutowa Gospodyni Smakosiu
Tytuł bardzo do mnie przemawia Trzeba się cieszyć z rzeczy nawet najmniejszych,a o wiele łatwiej się żyje.
Obecny rok,luty,para dwójek. Dla mnie 2 zawsze było wyjątkowe. Nr domu,ślub w lutym,2 dzieci,nawet goplana''2'' musiało być
Widzę,że z utęsknieniem wyczekujecie wiosny. U mnie na odwrót,ale to tylko dlatego,że wiosną wyjątkowo jestem słaba. Brak mi wigoru,a więc i zapału do prac,które o tej porze roku wymaga sporego wysiłku. Inaczej jest u mnie jesienią. Wtedy mam więcej sił witalnych,ale to jak kiedyś wspominałam-pewnie dlatego,że narodziłam się w październiku
W końcu przyszedł rachunek za gaz...do 9 lutego trzeba zapłacić prawie 1800 zł,przy czym jak podejrzałam rachunek dokładnie z przed roku opiewał na 950.. Zastanawiamy się w związku z tym nad fotowoltaiką.Czas jest bardzo krótki,bo tylko do końca marca jest opłacalne by założyć. Nie mniej jednak co nagle to po diable. Macie jakieś doświadczenia w tej kwestii lub znacie kogoś,kto posiada fotowoltaikę? Warto,nie warto? W głowie mętlik,a wszystko przez ten drastyczny wzrost cen..
W naszej okolicy wysyp jak grzybów po deszczu.
Temat rzeka, bardzo mętna /zmiany zasad w trakcie, po podpisaniu umowy/.
Nigdy nie wiadomo co wymyślą?? byś za dużo nie zyskała.
Mają wokół wszyscy, no prawie bo my nie.
Dopłata z UG pokryła ok.1/2 kosztów.
Potem awarie usuwane są za wysoką opłatą /są to dość częste przypadki/, chyba że masz prywatnego speca od paneli fotovolt.
Dachy płaskie i stelaże do montażu są dobrym rozwiązaniem lub słoneczny kawałek ogrodu /strony: południowa lub wsch-zach muszą być odsłonięte/.
Początki współpracy z energetyką były rewelacyjne, potem już coraz gorzej:
wady: - powierzchnia dachu często uszkodzona - połączenie paneli szeregowe /zamiast równoległego/ - kominy zacieniają panele - bieżące problemy, czyli obsługa instalacji, naprawy, zakup drogich elementów - częste zmiany zasad rozliczeń
i korzyści: + niskie rachunki za prąd /one nie znikną, nikt też nie dostanie zwrotu czy nadpłaty, co nie wykorzystasz to przepada/ + ekologiczna energia + dopłata z funduszy eko
Każdy ma inne -sy i +sy, więc najlepiej znaleźć kogoś, kto ma już instalację /w podobnych warunkach/ i z nim porozmawiać.
Z doświadczenia wiem, że inwestycje eko w PL są raczej pasją niż inwestycją.
Zwrócą się, ale kiedy?? nie wiadomo.
O zyskach nie myśl, bo będziesz bardzo zawiedziona, dobrze będzie jak nie dopłacisz i nie stracisz cierpliwości do tych 'nowalijek energetycznych.
Powodzenia, dużo sił i uporu życzę, bo to trochę jak walka z wiatrakami.
Dziś byłyby urodziny mojej mamy, 79. W lipcu będzie 10 rocznica śmierci.
U nas nadal zimno, pierwszy raz w ciągu tych 8 lat tak długo trzyma, to już trzeci tydzień pod rząd. Bo normalnie to hustawka była. I już w połowie lutego wszystko kwitło.
Zobaczymy co ten rok przyniesie.
Wczoraj pierwszy raz zrobiłam chia pudding. Na statku mi bardzo zasmakował, kupiłam mleko migdałowe pierwszy raz w życiu, bo jak nie mam oporów przed krowim, tak w tym przypadku kompletnie mi nie pasowało. Miał być dzisiaj na śniadanie, ale nie mogłam się doczekać, zjedliśmy zamiast obiadu. Początkowo wydawało się mało, ale po chwili wypełniło żołądek.
Dzisiaj już trzeba konkretów.
I nowy pudding zrobić, ale żeby była przerwa. A na obiad będą szparagi owijane szynką, posmarowaną serkiem i na to plaster boczku.
Już się cieszę.
W pracy mam luźny tydzień, do przyszłej środy. Potem 14 godzinny.
Ależ to wygląda smakowicie To taki pudding chia?
Tak. Nie myślałam, że to może smakować. Gdyby nie statek pewnie nigdy bym nie spróbowała.
Zrobiłam dwa pucharki.
8 łyżek chia i 2 miarki po 237 ml mleka migdałowego (może być dowolne). Plus slodzidlo, u mnie był erytrytol w pudrze, dwie łyżki. Ale może być miód czy syrop klonowy, co preferujemy i w ilości pod to. Można zrobić bez słodkiego i polać po wierzchu jakimś sosem, syropem czy miodem. Wymieszałam mikserem, żeby gluty się nie zrobiły. Po godzinie jakiejś, gdy trochę zgęstniało jeszcze raz mikserem. I do pucharków. Pomiędzy warstwami chia są owoce.
Witam ,
wczoraj lekko się załamałam bo dostałam kolejny antybiotyk tym razem doustny by szybciej rozpędzić zapalenie . Dziś wstałam wcześnie było słonko popatrzyłam i pomyślałam ze musze jak najszybciej wyzdrowieć bo przecież zaraz czas na wysiewy i pikowanie . Ja kompletnie nie mam czasu na chorowanie . Wiecie to działa czuje się dużo lepiej i nawet tak się nie mecze . Jak to mówią jak pacjent się uprze by wyzdrowieć to medycyna jest bezradna .
Ekkore pytałaś się mojej opinii . Tak masz racje nie jestem zaszczepiona i mimo wszystko nie żałuje na pewno nie po tym co usłyszałam bezpośrednio od Pani doktor i ratownika medycznego który przychodzi do mnie codziennie robi mi wlewy dożylne. Powiem więcej oboje mówią to samo czyli trzeba zrobić wszystko by nie dostać sie do szpitala . Tam działają według schematu który jak powiedzieli nie stworzył człowiek. Schematy są bezwzględne i nieludzkie nie maja nic wspólnego z medycyna i logika leczenia . Sa na szczęście lekarze którzy chcą leczyć i pomoc ludziom . Wiem to kosztuje bardzo dużo nie bede ukrywać . Co dziwne przychodzą do nas do domu bez tych kombinezonów tylko normalnie ubrani nawet bez maseczek . Mili uśmiechnięci od razu człowiekowi robi się cieplej na duszy . Kiedy pytam czy mam szanse wyzdrowieć nigdy nawet się nie zawahała tylko mówiła ze oczywiście ze tak tylko trzeba czasu ten pan tez . Nawet badania w domu mi pobiera i zawozi do przychodni. Jeśli byłby potrzebny tlen tez można do domu dostać .
Po tym wszystkim za jakiś czas mam zamiar zrobić badania krwi . Musze dopytać tylko konkretnie jak sie nazywają i gdzie je robia . Na podstawie tych badań można sprawdzić czy ma sie przeciwciała które chronią juz do końca życia .
ok lece odpocząć
Smakosiu cudne rozpoczęcie . Optymistyczne jak mój humor dziś .
Moja koleżanka, bez szczepień, przeszła ciężko, ale bez żadnych leków, tlenu i szpitala. Tylko domowe środki.
Po dwóch tygodniach była w stanie wstać z łóżka, wyglądała jak cień, siły zaczęła odzyskiwać po miesiącu.
Nadal jest przeciwna szczepieniu.
Jej dzieci przeszły jak zwykłe przeziębienie, one nie są szczepione na nic.
Trzymam kciuki za jak najszybszy powrót do sprawności.
Mariolan, idealnie "wpasowałaś się" w optymizm "2" Będziesz inspiracją, że chcieć, to móc
Bardzo mnie ucieszył Twój wpis. Rozumiem, że prywatnie załatwiałaś sobie tę opiekę domową? Zdradzisz nam czym byłaś leczona? Jeśli nie możesz na forum, to poproszę na prywatną skrzynkę. Takie podpowiedzi są cenne, bo człowiek nigdy nie wie, kiedy mogą się przydać - nie nam, to innym. Oczywiście wiadome jest, że każdy sam decyduje i nie będzie to żadna sugestia z Twojej strony.
Ponoć w tym roku szybko przyjdzie wiosna więc musisz się spieszyć z tym wyzdrowieniem i zbierać siły na przyszłe grządki i wszelkie prace ogrodowe. Będzie dobrze. Obstawiam, że najgorsze już za Tobą.
Nie4ch Cię luty "otula" tylko pozytywną energią. Uściski!
Mariola, cieszę się, że czujesz się lepiej. Jednak to co piszesz brzmi jak opowieść o sytuacji z innej planety.
Jakie przychodzenie do domu, jakie bez maseczek, no i jaki antybiotyk? wszak mówią, że choroby wirusowej nie leczyć antybiotykiem. Czyli co, to co mówią "mądre głowy" to wszystko nieprawda?
A wizyty w domu? masz 60+? bo ostatnio takie dziwactwo wymyślili.... to żart, wiem, że jesteś młodą osobą... ale może jesteś jakąś ważną personą, a może żoną jakiejś szychy? no przyznaj się, nie powiemy nikomu...
To oczywiście żarty, ale to co piszesz brzmi bajkowo... do mojej synowej lekarz z teleporadą odezwał się w siódmym dniu od zgłoszenia...do syna wprawdzie w tym samym dniu, ale telefonicznie...
No dwa światy... ale najbardziej ciekawi mnie, że oni przychodzą bez maseczek nawet??? chyba, że już długo niedomagasz i już nie zarażasz.
Jestem pod wrażeniem.... No i szybko zdrowiej, bo wiosna tuż i Twój ogród czeka.
Mądre głowy no nie wiem czy można je tak nazwać . Nie mam 60 + nawet nie mam 50+ tylko 40+ . Ci co do mnie przychodzą to sa znajomi i znajomi znajomych . Oczywiście za kasę jak pisałam i to sporą . Wlewy mam z antybiotyku dość silnego i jakiś leków ułatwiających oddychanie . Moim skutkiem ubocznym jeśli tak można nazwać jest zapalenie prawego płuca , które w szpitalu lecza podłączeniem pod respirator a skutek jest wiadomy .
Myślę ze nawet teraz moge jeszcze zarażać. Oni przychodzą od początku tak bez maseczek . Mówią ze juz przechorowali i sa bezpieczni .
Nie jestem ważną persona a nikim takim . Jestem zwykłym szarym człowiekiem tylko mam niesamowita znajoma z szerokim zasobem informacji do kogo zwrócić sie o pomoc jakby co i życzliwych ludzi wokół siebie .
Wiem ze niektórym wydaje sie ze to fikcja co mowie ale niestety to prawda . Jak ta pani mówiła to miałam gęsią skórkę na ciele i włosy mi sie jeżyły . Opowiedziała tez o chłopcu lat 13 który zmarł po szczepieniu . Został do niego zmuszony przez klub sportowy w którym grał . Zaszczepiony w piątek w sobotę dostał gorączki ale mu przeszła wiec w niedziele zagrał mecz strzelił dwa gole zadowolony wrócił do domu a w poniedzialek rano juz nie żył .
Ten pan jeździ na karetce i mówi ze tyle wezwań ile maja teraz po szczepieniach związanych z sercem nie mieli nigdy a trochę lat juz pracuje .
Pani doktor mówi ze coraz więcej ludzi zaczyna zgłaszać sie jakimiś dziwnymi guzami , nawrotem raka i innymi dziwnymi rzeczami . Ludzie zaczynaja to kojarzyć ze szczepieniem i wiązać fakty ale co to teraz zmieni . Przecież sie nie odszczepia .
Mariola, dzięki za wyczerpujące informacje. To co pisałam o 60+ czy o personie, to oczywiście były żarty, ot tak chciałam trochę na luzie pożartować z okazji tego zbiegu 2 w tym miesiącu. Przeczytałam co pisałaś i wiedziałam od razu, że za całą opiekę płacisz... po prostu musisz płacić jeśli chcesz być po ludzku potraktowana. A nasze składki zdrowotne....??? szkoda rozmyślać.
Dobrze, że wychodzisz na prostą i rób to szybko, bo po lutym będzie marzec i czas pierwszych wysiewów nas czeka.
Przytulasy i wagon dobrych fluidów ślę, na końcówce zmagań mogą się jeszcze przydać.
To prawda,że jak człowiek ma pasję i do tego ogromny zapał,to żadna choroba go nie zmoże. Trzeba w to po prostu mocno wierzyć Trzymaj się tych dobrych myśli i pomału wracaj do zdrowia
Trzeba na nowo odbudować odporność. Rozumiem,że te wlewy mają takie działanie? Tak bynajmniej myślę,oczywiście mogę się mylić,bo przecież nie wiem. Wiem tylko,że moja kuzynka brała wlewy z końską dawką witaminy C i czegoś jeszcze. To ją postawiło na nogi,bo co trochę łapała poważne przeziębienia i wirusy. A koronkę też przeszła,choć myślała,że to tylko przeziębienie połączone z osłabieniem. A jednak wynik testu wykazał co innego.
Pozdrawiam Cię serdecznie
Wlewy z askorbinianu sodu są znane od dawna ku drodze do wyzdrowienia :)
''...trzeba zrobić wszystko by nie dostać sie do szpitala . Tam działają według schematu który jak powiedzieli nie stworzył człowiek. Schematy są bezwzględne i nieludzkie nie maja nic wspólnego z medycyna i logika leczenia ''
Tak to prawda, szpital to teraz jest bardzo niebezpieczne miejsce dla Twojego zdrowia - niestety...
Życzę zdrówka :)
Witam , ja już po wizycie pana „pielęgniarki „jak mówi o sobie . Trzymam się dobrych myśli i dzis pierwszy raz jak spojrzałam w lustro rano to nie byłam blada jak ściana tylko miałam ładne różowe kolorki na policzkach .
Alman wiem , ze to były żarty . Napisałam tak bo nie każdy zna nas tak dobrze a czyta chyba większość . Wiem , ze w marcu wysiewów będzie najwiecej a biorąc pod uwagę moje plany na ten rok to ja nie wiem jak to wszystko ogarnę . Ale teraz w lutym mam zamiar wysiać już pierwsze warzywka które wschodzą najdłużej . Wysieje jak tylko dobiorę się do garażu bo tam mam jeden woreczek ziemi i pojemniczki i perlit . Pierwsze siewy to seler , por ,cebula i papryka . To podobno bardzo wolno rośnie a potem i tak się pikuje dlatego siewy już w lutym . Nie wiem co mi z tego wyjdzie ale muszę spróbować . Jak już dojdę do siebie to dokupię ziemi do wysiewu bo jeden woreczek to będzie zdecydowanie za mało .
ok lecę coś zjeść bo mi zaraz żołądek do kręgosłupa przyrośnie .
U mnie sypało chyba cała noc i śniegu jest pełno . Jest bielutko aż szkoda ze nie mogę wyjść na spacer .
Różowe policzki - super wiadomość. Wracasz do zdrowia
Witam środowo
Dziś 02.02.2022r. Ale ładna data.
Dziś lepiej mi się spało i wstałam z lepszą energią. Chociaż sen miałam paskudny i niestety ciągle go pamiętam.
Pracę mam od samego rana. Komputer co chwilę wysyła mi powiadomienia, że do skrzynki wpadła kolejna poczta. No ale to początek nowego miesiąca więc wszystko w normie - zawsze tak jest. W domu pracuje mi się całkiem dobrze, bo łatwiej o skupienie.
Za oknem nadal szaro, ale póki co nie pada. W planach jakiś spacer o ile deszcz nie zacznie królować tak, jak wczoraj.
Piliście już kawę? Ja wychłeptałam ją o 7-ej i pewnie po śniadaniu zrobię sobie jeszcze jedną. Póki co herbata z cytryną i czas coś zjeść.
A jak tam u Was zapowiada się dzionek?
Niech będzie miły
Witam
A niech będzie i miły ten dzień, i zdrowy.
Jest nieźle - chorzy zdrowieją, zdrowi /jak dotąd/ nie łapią bakcyla.
Oby coraz lepiej nam było, pogodniej, cieplej i bez powikłań.
Niestety - bez antybiotyków ani rusz - dobrze, że są już na 'światowym poziomie a nie wynalazki typu 'biseptol lub jego pochodne.
To normalne, że podają antybiotyk, lekarz domowy zalecił znajomej i wyzdrowiała, a pani ma już trochę lat - bliżej do setki niż 50tki.
Będzie dobrze, tylko trzeba uważać na siebie i nie gnać do ogrodu, tylko siedzieć w ciepełku i dbać o siebie.
U nas znowu wieje, może warto postawić wiatrak , będzie prąd eko...
Kawusia już zaliczona, teraz przegląd lodówki, planowanie jedzonka.
I też czekam na wiosnę, ale taką już na stałe, nie chwilową - daje nadzieję i znika. Tylko drażni nas i osłabia - lepsze są stałe temperatury niż ciągłe skoki, jak na gumowej linie /bandżi czy jak jej tam/.
Trzymajmy się ciepło, ale nie za ciepło by nie przegrzać organizmu.
Smacznych obiadków i pysznych deserków /ten Ekko jak marzenie, zjadłabym ale gdzie te maliny??,więc kupne pączki z budyniem muszą starczyć/.
To do kuchni marsz, pieczarki obrać, smażyć i szykować pod kombinacje obiadowe.
Pozdrawiam
Witam.
Na początek wyrazy zachwytu nad rumieńcami Marioli... no to już jest coś, to już z górki... na pazurki... ale nie po śniegu. Super!
U mnie w nocy nasypało śniegu, rano było pięknie, a teraz już urok prysł, bo pada deszcz i niszczy wszystko.
Ja dziś robię rafaello dla córki na jutro. Nie chciała tortu tylko to rafaello. No niech będzie, choć już miałam w szczegółach zaplanowany tort bezowy.
No trudno, synowe i wnuczki same już robią, więc nie mam okazji by zrobić... chyba będę musiała wymyślić jakąś, żeby był pretekst.
Obiadu nie mam, nawet pomysłu nie mam na obiad, Oczywiście M ma, bo on mięsożerny, ja nie chcę mięsa, coś muszę wykombinować sobie, ale co???
Smosiu, tak czytam co piszesz i tak myślę, ileż w Tobie energii, siły i ... ochoty do działania. Ja to jakoś nie mam tego, w tym roku nie mam, a może to mijająca młodość tak na mnie działa?
Trzymajcie się zdrowo.
Tak działa kawusia parzona przez naczelnego, domowego baristę.
Poza tym, jestem strasznie ciekawską duszyczką i ciągle chcę tą wrodzoną ciekawość czymś 'karmić, może nawet i nakarmić do syta - by potem zasiąść w fotelu i poświęcać się błogiemu lenistwu.
Bez wspomagaczy chodzę, ale już sobie umawiam zabiegi /domowe/ - by moją energię odblokować na dłużej i bez mocnych, kolejnych kaw.
Zdradzę sekret - kultywuję też tradycję rodzinną - mam młodszego męża /albo dotrzymam mu kroku, albo mnie wymieni na 'młodszy model /.
Nie namawiam nikogo do wymiany męża na młodszego.
Ewentualne pozwy proszę kierować do sądu, nie do mnie albo adwokata, którego nie mam /jeszcze /.
Udanego dnia :D
I jak Cię nie kochać Smosiu?????
A na marginesie... mam przyjaciółkę, sąsiadkę działkową zresztą też, starszą ode mnie o 10 lat. Ona w domowych pieleszach ponoć strasznie niemrawa, kuchnię raczej omija, najwyżej wpada do niej by cokolwiek upichcić, ale kiedy przychodzi na działkę to wstępuje w nią... nie wiem co. Szaleje wprost, dopiero jest na jednym końcu i coś robi, za chwilę już na drugim, ciągle w ruchu absolutnym /nudzi się szybko, stąd zaczyna wiele rzeczy robić jednocześnie/.
I kiedy tak patrzę na nią to sobie myślę... no kobieto, masz o dychę mniej na liczniku, do przodu, rusz się człowieku... Ona jest dla mnie takim.... "dopalaczem"...
A na WŻ takim napędem jesteś Ty Smosiu, jak czytam co robisz, co planujesz, w jakim ciągłym biegu jesteś, to od razu się też mobilizuję.
I tak w wyniku takiej mobilizacji wymyśliłam dziś sobie na obiad racuchy wytrawne...
no to do dzieła i do kuchni marsz....
A kooochają, chyba.
Cieszy mnie każdy +sik energetyczny, dobry przekaz i każde "doładowanie.
Lepiej żyje się wśród ludzi pozytywnie nastawionych, nakręcających wzajemnie swoją wyobraźnię /kulinarną, ogrodniczą/.
Tak, na przekór pesymistom i narzekadłom, co szukają tylko ... no właśnie nie wiem czego, oni pewnie też nie, ale chcą zepsuć humor innym.
Nie dajemy im szans, jak tu wszystkie zasiądziemy, to nawet najciemniejsze chmury na pastelowe mozaiki przerobimy.
Bardzo dziękuję Alman, ale chyba mnie przechwaliłaś - to nie tylko moja zasługa, ale całej Kawiarenki: naszej życzliwości, szczerych i mądrych opowieści życiowych, pięknych fotek i radochy jaką tutaj 'wlewamy całymi wiadrami.
Mój mąż młodszy, o miesiąc, ale młodszy.
Moja kuzynka, moja koleżanka są po rozwodzie z mężami. Obie były zakochane po uszy, nie widziały zdrady. Aż sprawa się rypła. Trochę trwało nim doszły do siebie. Ale teraz każda odżyła, kwitnie. Na zdjęciach wyglądają dużo lepiej niż za małżeńskich czasów.
I tak bywa, jak panny zbyt wcześnie i na 'piękne oczy polecą.
Jednak trzeba szukać pokrewnej duszy, przyjacielskiej i uczciwej.
Tak właśnie trzeba: wstać, poprawić 'koronę i wracać do życia.
Solo czy w duecie?? jak wypadnie, byle w zgodzie ze sobą - wtedy kobiety zaczynają lepiej żyć i wyglądać też.
Mnie mięso coraz mniej smakuje, wędlin nie jem prawie wcale, sklepowych to już 5 lat, a domowe coraz oporniej schodzą. Wolę sery, ryby, jajka, awokado.
Na stare lata jeszcze wegetarianką zostanę, hehehe.
U mnie owoce (i warzywa) przez cały rok, praktycznie w tej samej cenie. Floryda, Kalifornia, Meksyk, Chile, Peru, markety kupują gdzie taniej.
I choć na drugiej półkuli lato, to obecne nie mają takiego smaku jak te lokalne, letnie.
Na Florydzie w styczniu, jak byliśmy był sezon na pomarańcze, grapefruity, na stacjach benzynowych mieli stanowiska sprzedaży pośrednicy lub nawet sami rolnicy. Tylko co ja bym zrobiła z worem owoców na wakacjach. Ale ten zapach...
Piliśmy (ja w drinkach tylko, bo nie lubię soków żadnych, mogę zjeść owoc, ale nie wypić, drink to jedyna forma) lokalne soki, takie bez koncentratów, nasza gospodyni kupowała. To my za nią. Naprawdę dobre były.
A masz teraz coś takiego, że nagle dopada Cię jakiś smak, który poznałaś w trakcie urlopu? Chodzi za Tobą i nie możesz przestać o tym myśleć
U mnie wspomnienia smakowe są chyba na równi z tymi widokowymi. Uwielbiam zwiedzać, poznawać i smakować. Nie powiem, że szaleję i mam odwagę w poznawaniu nowych smaków, ale małymi krokami odkrywam sobie nowości. Hamuje mnie strach przed zatruciem, biegunką itp.
Z Krety zapamiętałam niesamowity smak świeżej sałatki. Warzywa soczyste, jędrne i do nich odrobina sera, oliwki...ech! Albo takie usmażone w tempurze na głębokim tłuszczu - czujesz jędrność warzywa a jednocześnie chrupkość cieniutkiego ciasta. No baajka Na La Palmie natomiast jadłam najlepsze kalmary. Oj, jest tych wspomnień całkiem sporo Niby nic odkrywczego, ale każde miejsce pozwala poczuć inny smak nawet znanej od lat potrawy.
Uwielbiam lokalne smaki.
Nie lubię tzw street food - ja potrzebuję stołu, noża i widelca.
U mnie smaki działają na wyobraźnię kulinarna - wystarczy obrazek, lista składników, żeby zaczęło mnie męczyć, wtedy muszę zrobić po swojemu - wszystko układa mi się w głowie, będzie mnie męczyć dopóki nie zrobię.
Nie odczuwam potrzeby zrobienia takiego samego, tylko po mojemu, co się stworzyło w głowie.
Mając upośledzony przez katar alergiczny smak i węch, ja gotuję wyobraźnią. Nie czuję poszczególnych smaków czy zapachów nosem czy na języku, tylko te najbardziej intensywne. Ale potem wiem co dodać, aby ten smak odtworzyć- może nie idealnie, ale tak jak lubię i jak sobie wyobrażam. Rzadko się mylę, że to co wymyślę nie nadaje się do jedzenia.
Jedynie kuchnię hinduską robię według przepisu. Nie jestem w stanie odtworzyć tej ilości przypraw.
I co więcej stosuję kolejność wykonania, bo zmiana wpływa na smak. Oni mają miliony nazw dań, które składają się z tych samych składników, a dodawane w innej kolejności dają inne smaki, przetrenowałam to.
I jak nie lubię zapachu masła rozgrzewanego na patelni (w jedzeniu już jest ok, ale żeby jeść, trzeba przejść gotowanie), tak dodane na sam koniec w minimalnej ilości stwarza maslany smak. Tego też nauczyłam się od Hindusów.
Z tym masłem, to faktycznie wspaniały "myk". Wystarczy dodać na koniec, bez smażenia a robi się piękna konsystencja maślana, która idealnie "oblepia" składniki jak np. ryż w risotto
Brawo! Szczery podziw, bo masz kulinarne wyczucie smaku mimo przeszkód...
Jeśli chodzi o klasyczny street food, to jestem jego ciekawa i czasami próbuję, kiedy wyjeżdżam z kraju. Na Sycylii bardzo mi posmakowały takie jakby "kule ryżowe" noszące nazwę Arancini a w Portugalii serwowano ryby z grilla. Natomiast mam taką swoją zasadę - nie jadam fast food-ów.
Kuchnia uliczna bywa wspaniała, ale warto wcześniej poszukać jej w jakiś opisach na forach lub blogach turystycznych. Wtedy jest większa szansa, że trafimy na wspaniałe jedzenie. Tym samym tropem zazwyczaj szukamy małych, lokalnych barów, w których stołują się "lokalsi".
Ech, rozmarzyłam się
Ja wybieram to samo tylko w lokalu. Może drożej, ale jakoś czuję się swobodniej.
Nie lubię wyszukanych restauracji, gdy płacisz majątek, a i tak wychodzisz głodny.
Fast foodów unikam, a jeżeli już jem coś co ogólnie kwalifikowane jest jako ten typ jedzenia - burgery np, to wybieram lokalne restauracje albo sieciowki (bo w Stanach jak coś dobre to szybko ma kolejne lokacje), które wiem, że robią same wszystko w lokalu.
I mimo tego stereotypu, że Amerykanie jedzą źle, naprawdę można zjeść bardzo dobrze, z przygotowaniem od podstaw, bo taniej wychodzi. Problemem nie jest jakość tylko ilość. Bo porcje są ogromne, ludzie zazwyczaj zabierają do domu. A i tak jest mniej niż lata temu.
Jeszcze o godzinie 22.22 - to będzie data.
Dzisiaj ostatni dzień na rozbieranie choinki.
I Matki Bożej Gromnicznej. U mnie nie ma świat w tygodniu, wszystko jest w niedzielę. Trzech Króli, Boże Ciało.
Tylko środa popielcowa była normalnie, choć teraz to nie wiem (trzech króli do zeszłego roku też było normalnie). No i Wielki Piątek, ale u nas to dzień wolny.
Wszelkie placki wielbię, wytrawnych nie jadłam, to chętnie spróbuję.
Kiedyś też takie usmażę, bo ziemniaczane już za często jemy.
Tez miałam racuchy przedwczoraj, tylko część zrobiłam z jogurtem :)
A ja zostawiam zbieranie ozdób na sobotę.
Będę miała pomocnika, wtedy bezpiecznie wszystko odepniemy i zapakujemy.
Wcześniej pozbierałam tylko drobiazgi.
Witam w ranek chmurny, ni to zima, ni to przedwiośnie.
Dziś dla mnie dzionek szczególny, jako że są urodziny mojej Córki pierworodnej i jedynej zresztą, bo mam jeszcze dwóch Synów.
Tyle lat minęło, a taki dzień pamięta się w szczegółach niemal.
a uwierzycie, że moje dzieci, cała trójka, rodziły się o godz. 13.30? do tego dwoje we wtorek i jedno w piątek /dni targowe były wówczas w mieście, nawet nie wiem, czy teraz też są/, a do tego jeszcze w miesiącach luty, marzec i kwiecień, w 2-letnich odstępach? To się nazywa planowanie... bez planu....
Dziś znowu przyszła mi na myśl Alidab... co z Tobą? daj jakiś znak.
Czekam na wiosnę, ale jakoś inaczej niż zwykle. Pandemia zabiła we mnie chyba resztki entuzjazmu nawet na myśl o ogrodzie, a to zawsze stawiało mnie na nogi.
Ale nie ma co narzekać, dobrze jest jak jest, a wiosną będzie jeszcze lepiej.
Trzymajcie się zdrowo.
Hej. Już prawie koniec tygodnia.
U mnie dziś i jutro przerwa w zimie na lato, będzie do 22 stopni. Już teraz, przed 6 rano jest 10.
Dzisiaj przedpołudnie na placu zabaw będzie, trzeba wykorzystać pogodę. Po południu to nie wiem kiedy mała się obudzi. Wczoraj spała 3 godziny, ciągle jakieś osłabienie po covidzie ją trzyma. Miała wczoraj gimnastykę (razem ze mną oczywiście), bardzo ją to wymęczyło, padła jak mucha. Ale sen najlepszym lekarzem.
Na śniadanie kolejny budyń chia. Tym razem całość z jogurtem, a jedna warstwa wymieszana z dżemem z żurawiny. Plus owoce, orzechy, kokos. I tym razem będzie na śniadanie.
Muszę wymyślić co do pracy jeszcze.
Witam czwartkowo
Dzień od rana pracowity. Nie do wiary - już minęło południe! Kiedy to tak zleciało?
Wstałam bardzo wcześnie. Po ciemku, jeszcze przed pracą poszłam do Biedronki po mleko i pieczywo. W sklepie była tylko jedna osoba. Idealnie robi się zakupy o tak wczesnej porze. No ale reszta zakupów dopiero przede mną. Tradycyjnie w czwartki robię takie na kolejne dni.
U mnie dziś nie pada. A jak tam pogoda u Was? Jak czytam, że u Ekkore są takie skokowe różnice temperatur, to aż się nie mogę nadziwić. Sama myśl, że szybko przychodzi lato jest naprawdę bardzo energetyczna. Nam niestety przyjdzie jeszcze trochę poczekać
Od wczoraj chodzi mi po głowie jakiś wyjazd urlopowy. Pewnie wszystko przez te wakacyjne wspomnienia kulinarne. Dwa lata temu mieliśmy wykupiony wypad do Turcji. Pojawiła się pandemia i oczywiście oddano nam pieniądze. Zaczynam myśleć o wróceniu do tego niezrealizowanego planu. Jest o czym myśleć
Czas na kawę. Ktoś jest chętny?
Dobrego dnia
Te skoki temperatury są standardem zimowym. Czasami wszystkie pory roku w jednym tygodniu, codziennie inne buty, od zimowych po klapki, czasami pogoda przeplata się tygodniami. Te z dnia na dzień są ciężkie dla meteoropatow, mój mąż cierpi niemiłosiernie.
Ale nie przekłada się to na zachorowania przeziębieniowe, aż dziwne.
Ja już nie planuję wakacji wyjazdowych, wszystko w ramach kraju. Zbyt dużo zmian, zbyt dużo stresu ze zmianą przepisów z dnia na dzień.
Choćby teraz mój mąż testuje się dwa razy.
Jutro profilaktycznie, żeby wejść do samolotu, gdyby sobotnie nie zdążyły być na czas. Oraz w sobotę, przed wylotem, znaleźliśmy aptekę blisko lotniska, bo test do Polski, żeby nie wylądował na kwarantannie ważny tylko 24 godziny.
I ta niespójność przepisów, zostawiająca bardzo duże pole do manewru urzędnikom.
Niby do Polski wleci z Uni, jako zaszczepiony obywatel Uni powinien być zwolniony z testów.
Ale jak spojrzeć na całą trasę, to już nie.
504 Gateway Time-out pokazywala mi nasza stronka i przez dwa dni nie moglam wejsc na WZ.Dzisiaj wreszcie sie udalo i moge powitac nasza lutowa gospodynie.Super, ze jestes tylko szkoda ze tak krotko...no niestety luty juz tak ma.
Co tam krótki luty! Grunt, że się wreszcie otworzyły te zardzewiałe wrota Kawiarenki i mogłaś tu wejść.
Dobrze, że już jesteś.
Oby tak jeszcze przyszła nasza Alidab...
Ja tak też miałam jeden dzień, ale polską nocą, gdy zazwyczaj już śpicie, więc pewnie nic nie straciłam.
Słyszałyście o mgle pocovidowej?
O zanikach pamięci po przechorowaniu wirusa. Zapomina się nazw przedmiotów, nie wiadomo co zrobić w sytuacjach wydawałoby się codziennych.
Moja córka miała. Mówiła, że patrzy ba przedmiot i nie zna nazwy, że ma problem z uczeniem. Była zapisana na jakieś testy nawet. Ale, że ona hipochondryczka, to nie przywiązywałam wagi do tego (nie bagatelizuje, bo nigdy nie wiadomo kiedy jest naprawdę, płacę rachunki od lekarza, gdy uważa, że trzeba iść), nie meldowała o wynikach i że potem tyle się działo to zapomniałam pytać.
Dzisiaj, na jednej z grup zeszło na temat, okazuje się, że to wcale nieodosobniony przypadek.
Wypytam się jej w sobotę, jedziemy z mężem na lotnisko, to będzie okazja. Teraz nie zapomnę.
To podobno odwracalne po kilku miesiącach.
Przyjaciolka mojej siostry wszystkim wmawia, ze ma mgle pocovidowa, w rzeczywistosci ma Alzheimera.Symptomy sa bardzo podobne.Straszne te chorobstwa.
Równie dobrze może być, że wirus, jeżeli chorowała, mógł nasilić objawy.
Alzheimer straszny. Moja babcia 10 lat chorowała, z czego ostatnie 3 była warzywem całkowitym.
Wcześniej, choć nie poznawała rodziny, wyglądała niczego sobie.
Utknęła w swojej młodości, jeszcze za panieńskich czasów. Do córki mówiła pani.
Straszne to, może w końcu wymyślą lek, oby.
Jedzmy więcej ryb i orzechów - podobno chronią mózg przed taką degradacją.
Lepszy już ten parkinson /'lepiej ciut rozlać niż zapomnieć wypić"/.
Można spisać 'ostatnią wolę i prosić o wcześniejsze odejście, by nie dręczyć rodziny, siebie i nie obciążać /i tak już niewydolnej/ służby zdrowia??
I tym optymistycznym pytaniem żegnam bieżący tydzień roboczy.
Może następny będzie lżejszy i weselszy?
Udanego wypoczynku od wszystkiego: chorób, kryzysów i ciężkiej, mrówczej pracy. Smacznego ciasta marchewkowego /dzisiaj jego dzień/ czy innych wypieków.
Czas na pączkowanie, znowu 'na leniwca, nawet podwójnego /plan: zroślaki pączkowe w tortownicy, masłem polane/.
Buziaki i przytulasy, i ogromny wór dobrej energii ślę.
rozwiązywanie krzyżówek to odpowiednia profilaktyka na Alzheimera...
Tak???, no popatrz a nikt jeszcze tego nie 'przepisuje na receptę.
Wolę jednak sprawdziany/ćwiczenia mniej 'krzyżowane - rozwiązuję (uczę się przy okazji) quizy onet'owe. Polecam, bo cieeekawych rzeczy można dowiedzieć się o świecie i sobie samym.
też dobre... chodzi o to, by mózg był czynny, żeby pracował, a nie się lenił...
mgła pocovidowa to częsty bonus po chorobie...
Witam ,
mgła chyba nie mam i za oknem tez nie . Ogłaszam ze moje płuca tez są już czyste . Wczoraj ostani raz badała mnie Pani doktor i powiedziała ze wszystko jest czyste . Jutro ostatni wlew i od poniedziałku mogę wyjść na maleńki spacerek koło domu . Juppiiiii ale się ciesze mam już dość siedzenia w domu . No muszę teraz o siebie dbać . Unikać przeciągów i ciepło się ubierać ale to nic i tak się ciesze ze wszystko już za mną i będę mogła wreszcie wyjść i nie prosić nikogo nawet o małe zakupy .
Wiecie co mój kot ten jeden z tych małych które wychowałam przez cały ten czas choroby szczególnie przez pierwszy tydzień siedział na parapecie i ciagle na mnie patrzył . Siedział po zewnętrznej stronie i czasami przysypiał ale kiedy wstawałam z łóżka to podnosił głowę i patrzył . Miał takie smutne oczy jakby czuł ze coś się złego ze mną dzieje . To niesamowite jak zwierzaki potrafią wyczuć sytuacje . Powiem tak kiedy go widziałam to czułam się lepiej .
Mariolan, jak ja się cieszę z tych Twoich dobrych wieści i wspaniałej, radosnej i optymistycznej energii Pięknie!
Ech, żeby tak jeszcze nasza Alidab się odezwała...
Ta historia z kotem jest naprawdę wzruszająca. Przeczytałam ją z łezką w oku. Wierzę, że zwierzęta odbierają nasze emocje i myślę, że mają mocno rozwinięty zmysł, który pozwala więcej "widzieć", niż nam się wydaje.
Duuuuużo nowych sił Ci życzę
mariolan76 dobrze, że wracasz do zdrowia. Co do kota to pewnie wyczuwał, że jesteś chora ale smutne oczy miał ponieważ liczył na to, że wpuścisz go do środka.
Oby tak dalej - zdrowiej, nabieraj sił.
Kot jest dobrym znachorem, czuje kto i kiedy choruje. A jak zamruczy, ogrzeje to od razu zapominasz o bólu. Kocie czary takie.
Gratulacje
Koty są wyjątkowe. My to już tak mamy, że jeśli kot śpi na łóżku, na kocu na mojej stronie czy męża w ciągu całego dnia, wtedy szybko wspomagamy się witamina C, ziółkami, syropami robionymi i kocia przepowiednia idzie w eter
Piątek, piąteczek, piąteluniek
Ech, jak dobrze! Pracując w domu mam ten luksus, że poranek jest spokojniejszy. Można wypić powoli kawę i w między czasie ogarnąć się a potem zjeść śniadanie, ale... Są też minusy. Każdy telefon, to ewentualna niespodzianka w stylu, że coś jest potrzebne a ja tych dokumentów nie mam w domu i wtedy ratuj się człowieku. Co rusz "plumka" poczta, bo na komputerze domowym nie wywala mi spamów więc ogólnie nie da się nudzić Nie żebym narzekała, ale fajnie będzie poczuć jutro i pojutrze trochę luzu Co nie oznacza, że mój szef nie zadzwoni
Pogoda lipowata. Nadal mokro i szaro. Tyle dobrego, że nie ma dużego wiatru więc i chłód mniej odczuwalny.
Wspominacie o "mgle pokowidowej", Nikt z moich znajomych tego nie doświadczył ale faktycznie też o tym słyszałam. Lekarze potwierdzają, że może się utrzymywać do kilku miesięcy.
Śmigam do kuchni zjeść śniadanie. Przy okazji zrobię herbatę. Ktoś ma ochotę na taką z sokiem z czarnej porzeczki i z cytryną?
Dobrego dnia
Witam. Ja jak zwykle obudziłam się nad ranem, trochę poczytałam, a kiedy nadchodził ranek przykryłam się kołderką i...8.30 to jeszcze niezła pora na wstawanie chyba. Nie wiem co się porobiło z moim rytmem dnia i nocy, może powinnam do USA wyjechać, bo wtedy mogłabym funkcjonować, kiedy u nas noc.
Mariola, cieszę się ogromnie, że jesteś już w gronie ozdrowieńców i zdjęłaś w końcu tą koronę... nie było Ci w niej do twarzy, wolę Ciebie bez żadnego nakrycia głowy.
Co do kota... zwierzęta wyczuwają wszystko.
W moim rodzinnym domu mieliśmy psa, fajny rudy Reksio. Był bardzo przywiązany do mojej Mamy, bo zawsze przeważnie Ona była w domu, karmiła go i zawsze za Nią chodził. I kiedy Mama zachorowała i trafiła do szpitala, pierw szukał Jej wszędzie, w domu, w ogrodzie, biegał, węszył, a kiedy nieobecność się przedłużała, na pobliskim wzgórku usiadł i wył, za nic nie chciał i nie wracał do domu. Po kilku dniach zniknął, chyba udał się w dalszą drogę na poszukiwania /nie pamiętam dokładnie, byłam dzieckiem/ i nigdy nie wrócił, bo też Mama wróciła dopiero po kilku miesiącach.
Dziś w planach sprzątanie, zawsze staram się w piątek ogarnąć chatę, żeby mieć wolną sobotę... jak za dawnych czasów, tych "pracowanych".
Planuję też upiec chleb, ale to może jutro...
Tymczasem trzymajcie się zdrowo.
Super wieści Mariola!
Koty są "lekarzami", choć nie wszystkie. Wyczuwają stany zapalne. My mamy taką j kotkę. Nasza Trixi. Gdy coś mi dolega, jakiś ból zaraz przychodzi i się układa. I nie da się wyrzucić, nawet jak się przekręcam, dopóki nie skończy ustalonego przez siebie seansu.
Dwa razy, gdy byłam naprawdę chora, z temperaturą, zafundowała mi takie mruczenie, że wybyłam do innego świata. Było mi dobrze, błogo, już lata minęły a nadal pamiętam. I nie powtarza tego normalnie.
Dziś ciepłej pogody ciąg dalszy, ale ma padać, więc nie wiem czy zdążymy do parku.
Spotkałam mamę z chłopcem w wieku Eleanor, która jest koleżanką moich dwóch innych koleżanek. Jak to się plecie, a świat jest mały. Tylko w pierwszym momencie myślałam, że może o Rosjance albo Ukraince mówi i pomyliła narodowości- Eła. Po chwili no przecież Ewa.
To ja też coś dorzucę o kotach (wyszukane w internecie):
"...Od dawna wiadomo, że kontakt z kotem działa uspokajająco, zmniejsza stres. Głaskanie zwierzęcia, jego monotonne, głębokie mruczenie i rozmaite kocie zaśpiewy wpływają kojąco na osoby nerwowe. Wpływa to na obniżenie ciśnienia, cholesterolu i trójglicerydów we krwi, a co za tym idzie - redukuje ryzyko chorób układu krwionośnego (np. ryzyko zawału spada o 3 procent).
Koty mogą pomóc w uśmierzaniu bólu, gdyż wyczuwają bolesne miejsca na ciele i układają się na nich. Ma to związek z tym, że sierść kota jest najonizowana ujemnie, a chore miejsca dodatnio. Kładąc się na bolących miejscach, kot neutralizuje szkodliwe jony."
U mnie zaczęło się "zarabianie" punktów w programie zdrowotnym, które przełoży się na kasę na płacenie za lekarza. 450 dolarów na rok na głowę (ja i mąż, dzieci nie biorą udziału), po 150 za 1000 punktów.
W tym roku wycofali kilka fajnych aktywności, a w części zmniejszyli punkty.
Pomyślałam, że przymierzę się do liczenia kroków. Zainstalowałam aplikację, pierwszy dzień za mną. Jakieś 7000 kroków policzonych, plus te, gdy zapomniałam telefonu. Męczy mnie to ciągle pamiętanie o noszeniu go.
Chyba się nie nadaję do tego.
Ale dowiedziałam się, że dużo mniej się ruszam niż w poprzedniej pracy (jeden raz próbowałam) trójka dzieci i dwa razy większy dom. Może mnie to zmotywuje do chodzenia, nawet bez liczenia.
Trzeba będzie znowu odbywać nudne szkolenia, webinary. 6 tygodni po jakieś 20 minut. No ale coś trzeba robić, kasa sama nie przyjdzie.
Zapisałam się wczoraj do okulisty. Jak nie w Stanach, termin na kwiecień. Już w zeszłym roku było długie czekanie, ale wtedy miało uzasadnienie, że po ograniczeniach wszyscy ruszyli na badania.
Przed pandemia termin był tydzień, dłużej, gdy potrzeba było konkretnej godziny albo dnia.
Zobaczymy co wymyśli doktor tym razem. Dwa lata temu zrobił mi okulary zgodjue z wadą, wszystko mi się rozjeżdżało. Wrócił do starej wady na jedno oko, które nie chciało uznać większej mocy. Teraz to widzę dużo gorzej, nie wiem co wymyśli na te moje dziwne oczy. W okularach nie widzę, bez okularów jeszcze mniej.
Już niczego nie przeczytam mając okulary na nosie, muszę zdjąć, a bez okularów to świat bz odległość jak rozmazana plama.
Ciągle załóż, zdejmij powoduje zawroty głowy, przestałam czytać książki, robić na drutach, bo nie da się ciągle w okularach albo bez. Za to przekonałam się do czytania na tablecie - bo podświetlone.
Na te łączone plusy i minusy się nie zdecyduję, bo chyba bym pawia puściła od częstej zmiany ogniskowej.
Mąż miał, zrezygnował, bo i tak prościej mu było zdjąć okulary niż nic nie widzieć, gdy nie patrzył w górę lub w dół do konkretnej czynności.
Hm...skoro mowa o terminach do lekarza. Ostatnio koleżanka chciała się zapisać na kontrolną wizytę do ginekologa w ramach ubezpieczenia. Dostała termin na 14 grudnia. Już nikt mi nie powie, że w naszym kraju dba się o to byśmy się regularnie kontrolowali.
Dodam - pójdzie prywatnie.
Dobrze, że nie teleporade...
W Stanach opieka medyczna kosztuje dużo. Ale wszystkie badania w przeciągu miesiąca, dwóch.
Pierwsze skierowanie ciężko wydebic od ogólnego, boją się ubezpieczycieli, ale jak coś znajdą, to sami będą pamiętać o terminach.
Profilaktyka, pamiętanie o tym to już zadanie przychodni, ciężko się ich pozbyć.
Bo to kasa.
Wszelkie porady telefoniczne i online szybko się skończyły, bo ludzie nie chodzą do lekarza z byle czym. Przychodnie przestały zarabiać.
Mój mąż miał operację na nos w trakcie pandemii - taką jednodniową. Test przed i gotowy. Drogo było, ale tu wszystko na raty, bez odsetek, płacisz ile możesz miesięcznie - ale musisz to uzgodnić, bo inaczej do komornika.
Ja wszystkie rachunki powyżej 200 dolarów rozkładam na raty, bo nigdy nie wiadomo czy te pieniądze nie będą potrzebne na inne leczenie.
I mimo tych sporych pieniędzy na ubezpieczenie i leczenie, tak naprawdę leczenie specjalistyczne wcale nie wychodzi drożej niż w Polsce (porównując do zarobków), gdy pomimo ubezpieczenia musisz iść prywatnie.
Nie mam doświadczenia w tym temacie i nie mogłabym tak porównać. Ciekawe są te Twoje zestawienia "dwóch światów".
A ja widzę coraz więcej zalet.
Moja córka każdemu kto w Stanach jest za bezpłatną służbą zdrowia mówi, że Ty tego nie chcesz tak naprawdę.
Bo bezpłatnie to masz tak naprawdę opiekę podstawową, a reszta i tak prywatnie, jeżeli nie chcesz czekać latami.
Pierwszy rachunek za szpital córki (pomoc doraźna, kilka godzin i badania) , 8 tysięcy dolarów, z terminem płatności dwa tygodnie, mąż prawie przepłacił zawalem. Gdy się wszystko poukładało, rachunek spłaciliśmy w jakieś dwa czy trzy lata po 100- 200 dolarów miesięcznie.
Dopisano 2022-2-4 15:37:22:
A ja widzę coraz więcej zalet.
On jest tak ładny, że aż nie mogę się napatrzeć. Mam sentyment do pudli. Bo to pudel, prawda?
A przy okazji - dywan też super
To labradoodle, rasowa mieszanka pudla z labradorem. To rasy stworzone dla alergików podobno, pudle są mieszane z innymi rasami.
Choć ona ma więcej z pudla niż labradora.
Mnie dywan też się podoba.
Ale kochany :) Swój do swego ciągnie ;)
Jaki śliczny pluszak i sprytny - schowany a schowany jak mawiał maluch wciskający głowę pod pachę niani.
Też chcę takiego, ale pewnie za drogi dla nas.:(
Witam sobotnio
Spałam niespokojnie. Wiało za oknem paskudnie i pewnie to się przysłużyło do jakości snu.
Czy Wy też tak macie, że jak wstaniecie rano, to w głowie jest tyle planów na dzionek, że nie wiadomo jak to wszystko zmieścić w tych kilkunastu godzinach?
Póki co śniadanie zjedzone, druga herbata, trochę udało się poczytać, rozmowa przez telefon, sprawdzenie poczty i już 10-ta. Wtedy włączam Radio357, bo zawsze o tej porze zaczyna się audycja Marka Niedźwieckiego. Lubię te Jego muzyczne klimaty.
Za oknem szaro i mokro. Dziś raczej nigdzie nie będę wychodzić.
Zerknęłam na swoje okna - ludu ty mój, jakie one brudne
Chodzi za mną taki ciepły ryż na mleku z dodatkiem konfitury wiśniowej. Hm...może sobie ugotuję na obiad...? W sumie czemu by nie.
U Was to pewnie jakieś "wypasione" dania i super wypieki
Dobrego dnia!
Witam,witam
Czasami też tak mam,że nie wiem jak pozbierać myśli,a co dopiero zacząć działać. Zazwyczaj tak mam,kiedy dopada mnie migrena.Kiedy zbudzę się z potwornym bólem. Za mną też chodzi taki ryż ugotowany w mleku na gęsto,do tego mus jabłkowy i cynamon. Miałam nawet wczoraj zrobić,ale padlo na tagiatelle w sosie szpinakowym. Dziś sobota,kuchnia należy jak zwykle do mężowskiego. ja w końcu może zrobię chrusty,z naciskiem na może,bo nie bardzo mi się chce. Na dworze hula wiatr,w domu jakoś przez to chłodno. Okna aż się proszą o wymianę.
Co do kotów,to i ja dorzucę parę słów. Mają niebywały instynkt,dokładnie wyczuwają choroby i promieniowanie,np żyły wodnej. Tam się najczęściej układają. Nasza kotka np upodobałą sobie spanie na brzuchu Mamusi.Nie na kolanach,nie na nogach,a zawsze na brzuchu. Chorowała na nerki i miała kłopoty z wątrobą przez branie silnych leków. Od nerek miała też wysokie ciśnienie. Poza tym mruczenie bardzo dobrze wpływa na zmniejszenie stresu.Kot jest dobry na wszystko,śmiem twierdzić,że wyciąga choroby. Leczy z depresji. Obecnie w niektórych ośrodkach ,gdzie przebywają ludzie starsi można spotkać koty,z tego samego powodu. Okazując mu miłość oddźwięczy się tym samym po stokroć
Goplana co do kotów zgadzam się.
Mówi się, że nie przywiązują się do ludzi.
A to wcale nieprawda, przywiązują się i to bardzo, mają swoje " człowieki". Nie jest to miłość bezwarunkowa, bo skrzywdzone nie zapomną.
Nasze tęsknią za nami bardzo. Gdy wracamy po nieobecności jest festiwal tulenia i miauczenia. Na taką radość się ciepło robi na sercu.
A przecież są we własnym domu, zaopatrzone w jedzenie (teraz mamy automatyczny karmnik, wydziela porcje jedzenia przez cały dzień po trochę), wodę, z posprzątana kuweta - znajomi albo córka przychodzą. Powinno być im obojętne czy jesteśmy czy nie.
Olivia to kot, którego nikt obcy nie widzi, siedzi w skrzyni łóżka. A z nami to miziak do przesady, czasami ma się dosyć tego jej zaczepiania do glaskania.
My na walizkach, znaczy mąż.
Za dwie godziny wychodzimy, jedziemy na lotnisko do Raleigh (1.5 godziny skąd), lepsze połączenie.
Najpierw kolejny test przy lotnisku. Wczoraj mąż był negatywny, ale ważność testu nie starczy do przylotu do Polski. Skoro robi przed samym wylotem, może nie dostać wyniku przed odprawą tutaj. Więc podwójne testowanie.
U mnie na śniadanie dzisiaj chleb z siemienia lnianego i masła słonecznikowego (z ziaren) z serkiem a la almette.
Zaraz idę jeść.
Witam.
U mnie sobota wietrzna, a do tego w tej chwili zrobiło się ciemno i zaczyna padać, słyszę jak zacina po oknie.
Upiekłam chleb i pizzę /tą, jak z pizzerii... bardzo mi odpowiada/. Przy okazji poparzyłam łapy, w tym jeden palec, z którego dopiero wczoraj zszedł ma naskórek po ostatnim poparzeniu. No kurczę, złapałam blachę dwoma łapami przez ścierkę, ale ta... była wilgotna...
No i teraz będę mięć wolne, bo jak tu co robić, gdy inwalidką na obie ręce jestem, wprawdzie po jednym palcu poparzone, ale dwie ręce.
Za dużo pracy jedna nie zostało, bo rosół ugotowany, a udka kurczaka zamarynowane jutro tylko wsunąć do piekarnika /będą z czosnkiem niedźwiedzim/.
No i zanim skończyłam pisać przestało padać i... świeci słońce... kwiecień czy co?
Miłej soboty i niedzieli.
Dopisano 2022-2-5 16:24:54:
Mam pytanie do specjalistów kiszenia buraków... już drugi raz mam taką sytuację, że zakwas stojący w butelce w lodówce zaczyna mi ... gazować... dawniej przechowywałam zakwas w ten sam sposób bardzo długo i nic się nie działo, a teraz... odkręcam zakrętkę, a tu syczy, po chwili nawet się trochę burzy i pieni... jaka może być przyczyna, czyżby coś nie tak z burakami było?
Niestety nie odzywam się jako specjalistka od kiszenia buraków, ale...tak sobie pomyślałam, że może ten Twój sok trafił do lodówki, kiedy jeszcze wszystko było w trakcie kiszenia...? Może tylko się wydawało, że już koniec tego procesu i dlatego teraz taka niespodzianka? Hm...sama nie wiem.
Moje buraki w soku stoją na balkonie w torbie termicznej od końca grudnia i szczęśliwie nic tam się nie dzieje.
Ciekawe co poradzą dziewczyny? Chętnie też się dowiem.
Zgadzam się ze Smakosia jeśli chodzi o zakwas z buraków, że może zbyt prędko wlałaś do butelek, jak on jeszcze nie był gotowy tak całkiem.
Niemniej jednak znalazłam fragment w internecie, który o tym mówi:
Co może oznaczać musowanie w butelce z zakwasem?
Pojawianie się w zakwasie musowania jest pożądanym efektem naturalnej fermentacji. Może ono się nasilać w przypadku zmian temperatury przechowywania. Przypominamy, aby zachować ostrożność przy otwieraniu. Aby uniknąć nadmiernego musowania zakwasu, musi być on zawsze mocno schłodzony.
A więc chyba wszystko w porządku - życzę zdrówka :)
Chyba masz zbyt ciepło w lodówce albo stoi na półce 'drzwiowej i nim potrząsasz /tam też jest najcieplej/.
Smak jest ważny.
Nalot pleśniawkowy wyszedł czy inne grzybki??
Poważnie - z jakiego poletka były buraczki?? bo pochodzenie ma jednak duuuże znaczenie.
Witam i dziękuję za wszelkie podpowiedzi.
Zakwas był jak zawsze z buraków sklepowych, jak zawsze był już smaczny, intensywny i pyszny. Jak zawsze odcedziłam płyn od reszty, wlałam do butelki i jak zawsze trzymam w lodówce na półce drzwiowej. Tu nic nie zmieniłam. Zakwas też wygląda ładnie dopóki nie jest poruszony. Kiedy wyjmę butelkę z lodówki i odkręcę nakrętkę, zaczyna syczeć i gazować. Nie ma żadnej pleśni ani tym podobnych.
Ale smak moim zdaniem też jest inny niż zawsze... lekko musujący, jak wino musujące.
Zlewałam gdzieś po 7-8 dniach. Może to za szybko jednak, mimo, że był ukiszony...
Dzięki Dziewczyny.
Witam nowa Gospodynie Smakosie, trochę z poślizgiem, no ale tak wyszło, no i lepiej późno jak wcale ;)
„W zimie nie zasypiajcie, bo może się wam nadarzyć coś bardzo szczęśliwego.”
Bardzo podobają mi się te słowa i mają głębsze znaczenie :)
Zdjęcia, jakie piękne, czy te roślinki to czasami nie nasz polski len?
Pozdrawiam serdecznie :0)
Witaj! Dobrze, że jesteś
Też mi się bardzo spodobał ten cytat i każdy może go odnieść do siebie, do swojego życia i wypatrywać z szeroko otwartymi tego, co dobre.
Jeśli chodzi o zdjęcia, to zrobiłam je jakiś czas temu moim suszkom i szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia czy to len...? Może ktoś to rozszyfruje za mnie Wkleiłam je, bo pasują do jesieni, ale jest w nich sporo fajnej energii
Moje dzisiejsze drobne radości:
Mąż drugi raz testowany negatywnie. Ciut strachu było, bo zapisał się na antygen, a to wskazuje przeciwciała a nie aktualnego wirusa - i pytanie w podświadomości, że może przechorowal bez objawów i go nie puszczą.
Już jest w samolocie do Amsterdamu, zaraz wylatuje, jutro ostatni krótki etap do Wrocławia.
Kupiłam włoska kawę na zakupach z córką.
Ona kupiła sobie swoje ulubione ciuszki z lululemon- to taka ekskluzywna, dosyć droga marka bielizny i odzieży sportowej. Muszę powiedzieć, że dobra jakościowo, do tego dbająca o klienta. Mnie bardzo podobała się kurtka, ale za te pieniądze kupię prawie 10 puchowych mniej ekskluzywnej marki.
Za moje pieniądze, ale niech ma raz na jakiś czas.
Cały dzień drapało mnie w gardle, podejrzewałam suche powietrze, ale tydzień w domu (praca) zaraz po krótkiej kwarantannie rodził obawy, że może jakiś wirus się gdzieś zakamuflował.
Jutro muszę zrobić zakupy spożywcze, do kościoła, zrobiłam profilaktycznie test w domu, negatywny. Jaka ulga.
Poza tym zmieniłam pościel, część już się pierze, druga tura jutro.
Pierwsza samotna noc w świeżej pościeli.
Kupiłam kabanosy w polskim sklepie. Dobre, już się podsuszaja.
I do tego drink - wódka i sok pomarańczowy.
I tak to na takich małych radościach dzień upłynął. Nie musiałam być kierowcą, to jedna z najważniejszych. Reszta przy okazj.
Na lunch byliśmy we włoskiej, oryginalnej restauracji. W styczniu zmarł założyciel, Włoch z Sycylii, na drzwiach była kartka jako epitafium.
Wparowalismy kilka minut po godzinie otwarcia, po 11 (jak otworzyli drzwi), trochę głupio, ale Mąż musiał być o 12 na lotnisku.
Mieli rewelacyjną, ogromnych rozmiarów pizzę (to mąż i córka) oraz moje ulubione manicotti. Ja pizzę zamrożę dla męża (nie zjadłam świeżej to i odgrzewanej nie ruszę), a córka będzie swoją miała na dwa posiłki plus resztę mojego dania - jedną rolkę, chciała spróbować czy polubi.
Witam niedzielnie
U nas wichury ciąg dalszy. Zimno i szaro, słonka tyle co nic.
Od wczoraj pędzę nowe kiełki: słonecznik i soczewicę.
Cały koszyk różności czeka na swoją kolej, nawet szczypior czosnkowy mam.
Wsiąkłam w regały z nasionami i znowu mam ich za dużo.
Pomysłowość hodowców nie zna granic - fioletową paprykę widziałam i inne różniste kolorowe.
Kupiłam też większy balon i będę rozlewać wino:
czysty sok do małego gąsiorka a pulpę zaleję 2gi raz w duużym i dodam drożdży /zobaczymy co wyjdzie/.
A tym czasem mam robotę kuchenną:
soczku zabrakło, obiad podszykować i kolejną kawę wypić.
Pieczecie, gotujecie aż miło poczytać, mniammm.
Udanej niedzielki
Witam wszystkich. U mnie też trochę wieje, przed chwilą śniegiem sypnęło troszkę, wiatr go niósł, więc padał... w poprzek, a nie z góry na dół.
Też szaro, buro i ponuro, a do tego covidowo... dookoła wszyscy albo chorowali, albo chorują.
Mam już dość siedzenia w zamknięciu, a do tego chyba bardzo się rozleniwiłam.
Smosia, czyżbyś zakupy nasion już zrobiła? pytam, bo jakoś nie mogę zaskoczyć, czy kupiłam nasiona na kiełki czy pod wiosenne zasiewy? ja nawet tego nie zrobiłam jeszcze i nawet o tym nie myślę... na razie... potrzebuję chyba "kopa" jakiegoś...
Tymczasem trzymajcie się zdrowo.
Taaak - na kiełki /bardzo dużo/ i na grządki /kilka/:
- oczywiście pomidorków i pomidorów parę;
- wiadomo, że cukinkę Tapir, trochę fasolek /tyczne i karłowe, różne kolory/;
- mieszanki ziołowe i kwiatowe przeciw komarom, kleszczom, ozdobne różne,
a nawet buraczki opolskie /na taśmie a chciałam normalne/.
Chyba działkę wydzierżawię od rodzinki, bo u nas tylko pojedyncze sztuki pomidorów i cukinii upchnę, może też buraczki z taśmy i fasolkę.
Oj, pazerna jestem na te nasiona - rzucam się jak szczerbaty na suchary.
Tej szparagowej 'Jagusia nie ma u nas.
Szaleją z pomidorami, papryką i kiełkami /chyba poszukam kiełkownicy gdy kociarnia już rozumna i nie rozwala wszystkich naczyń i doniczek /.
Niby luty a ja ogrodowe kwietniowe plany snuję. Za bardzo do przodu, jak zwykle.
Ale mnie rozbawiłaś tym szczerbatym i sucharami. Od razu mi lepiej.
A co do nasion, też tak zawsze miałam, też rzucałam się na nasiona. W tym roku nić na razie, jakoś nawet nie myślę. Nasiona pomidorów mam swoje, tych koktajlowych też /takich ciut większych niż koraliki/. Może kupię jeszcze cukinię i buraki /nie chcę na taśmie, nie odpowiadają mi/. No i "Jagusię" obowiązkowo i tą pnącą, zapisaną nazwę od Ciebie. Może jeszcze koper, przydałby się też jamuż.
W ub. roku obiecałam sobie, że żadnych okiennych nasadzeń, poza pomidorami. Wszystko potem można kupić, ale czy tak zrobię???
Kupić można prawie wszystko, ale:
-co z tego wyrośnie?? - nie ufam targowym sadzonkom
-są malutkie i drogie
-parę sztuk można kupić, ja mam już produkcję wielko-rodzinną i znajomych też ratuję gdy ich sadzonki nie wyjdą albo zmarzną lub ugotują się w tunelu /jak rok temu/.
Czyli: mam kubki i korytka po serkach i jogurtach, mam torfowe w paru rozmiarach i kształtach, przestrzeni tylko mało.
Muszę zakupić gotową mieszankę do siewu, w dużych worach.
I znowu wątki pomyliłam.
torfowe u mnie rozmokły w ub.r. czy były złej jakości, czy tak z nimi jest???
ja nie mam wielkich obszarów, kilka sadzonek czegoś tam wolę kupić, pomidory robię sadzonki, bo zależy mi na tej odmianie, której nazwy nie znam, bo nasiona od sąsiada, a on od szwagra....a ten od kogoś z zagranicy....
Torfowe u nas są twarde i trwałe - jak nie przelałam, stały - trzymały się jak te po kefirach'.
W tym roku będę je zabezpieczać podwójnie, w kubkach jogurtowych, bo pewnie będą wędrować dalej - rodzinka już pyta nieśmiało.
i to jest myśl - kubek torfowy włożony do jogurtowego... wiesz, że chyba taki pomysł miałam w ub.r. ale... zapomniałam...
może wątek ogrodowy czas założyć? ale jak go "ochrzcić", wszak nie "wiosna"...jeszcze chwilę poczekajmy......
Jak tylko chcesz - nawet bezimienny wątek będzie dobry /jak go znowu trolle nie popsują/.
Ja ustawiam ciasno torfiaczki' w płytkim korytku, jak na tacy i nic im nie jest.
Podlewam z umiarem.
Przynoszę pospiesznie upieczone drożdżowe babeczki z borówką i czekoladą do wyboru :)
Są przepyszne! A to chyba dlatego, ze zamiast masła dałam smalec, bo wcześniej wyczytałam, jak któraś z Was pisała, że zawsze dodaje smalec do wypieków i wychodzi o niebo lepsze i potwierdzam :)
Częstujcie się do kawki :)
Fiu fiuuuu, jakie babeczki - zawodowe
Wierzę, że pyszne a na własne oczy widzę, że piiiiękne aż żal rozrywać pergaminowe papilotki.
Porywam parę i zmykam do ogrodu almanowego.
Chyba już się nie załapię na babeczkę. Są takie apetyczne,że pewnie wszystkie już zjedzone
Witam podziedziałkowo
Tydzień zaczynam pracą zdalną ale przeczuwam, że dziś zadzwoni mój szef i ogłosi powrót do biura. Ja bym chętnie popracowała w domu do końca tygodnia. Zgodnie z obserwacją tych oficjalnych informacji wirus zaczyna słabnąć i myślę, że do końca tygodnia będzie już tylko lepiej i lepiej... Optymistka? Może, ale tak to zaczyna wyglądać. A póki co chętnie się jeszcze trochę odizoluję od kichających i prychających.
Za oknem nieustająca szarość. W nocy wiało i padało. Br! Póki co w planach herbata a potem śniadanie. No ale najpierw poczta służbowa, bo co rusz coś wpada do skrzynki. Tak więc zmykam.
Dobrego startu w nowy tydzień
Dziękuję i wzajemnie
Lepszego dnia i zdrowszego tygodnia.
Witam poniedziałkowo :)
U nas już nie wieje, pogoda robi się cudna, wiec pranie wstawione i czekanie na kuriera niestety.
Ostatnio zainteresowały mnie wszelkiego rodzaju makramy, dlatego potrzebuje sznurki, zamówiłam na próbę, zrobiłam i spodobało mi się. Stwierdziłam, ze to dziwne przeplatanie, wbrew pozorom, bardzo mnie relaksuje :0)
Zrobiłam kilka serduszek, które podobno wyglądają jak aniołki, nic specjalnego, wszystko to samo, ale w innych kolorach, no i każde inne, bo nie chcą mi wychodzić tak samo
Znalazłam fajny przepis na bułeczki pączkowe, wyglądają obłędnie, jakby ktoś był zainteresowany to tu link:
https://www.obzarciuch.pl/2022/01/bueczki-paczkowe-pieczone-z-ciasta-na.html
Życzę miłego poniedziałku
No brawo! Ja też myślałam, że to aniołki
Wspaniale, że znalazłaś nową pasję. Makramy bywają naprawdę wyjątkowe. Jak już człowiek zdobędzie doświadczenie, to czasami można robić "cuda - cudeńka".
Pochwal się jak jeszcze coś wykonasz.
Dziękuję, właśnie przyszedł sznurek zamówiony, wiec będę trenować :)
Tylko NIE do blaszki mufinkowej - papilotki owszem, ale tylko jako podkładki, luźno ustawione na płaskiej blaszce.
Nawet bez papilotek, na papierze do pieczenia /wyjdą jak prawdziwe pączki/.
Ja chyba w tym roku upiekę 'pomarańczowe??
Nie wiem czy można do ciasta dodać trochę soku lub nawet skórki pomar.
Nie obciążą za bardzo?? wyjdą puchate jak bez tych dodatków?
Tez tak myślę, bez papilotek będą bardziej przypominały paczki niż muffinki :)
Podobno wyglądają? To przecież są aniołki,w dodatku jakie piękne. Kolejny talent z Ciebie wychodzi Jeśli chodzi o pączki ,to czekam do Tłustego Czwartku.
Zrobię pół na pół. Tzn część smażonych a część pieczonych. Ostatnio robiłam na próbę pieczone i domownikom bardziej smakowały te z piekarnika. ja łasuch pączkowy wolę jednak smak tradycyjnych
I już kolejny poniedziałek, zaraz do pracy.
Czekam na wieści od męża.
Dopada mnie jakieś przeziębienie, mam kaszel napadowy. Kilka razy kaszlne i przerwa na parę godzin. Myślę, że to od suchego powietrza, ale kto wie.
Na wszelki wypadek się testowałam, negatywny. Chora się nie czuję
Wczoraj u nas w kościele było obchodzone świętego Błażeja (st. Blaise). Zawsze myślałam, że to taka odmiana amerykański Matki Bożej Gromnicznej i błogosławieństwo skrzyżowanymi świecami, przykladanymi pod gardłem, do ramion. W tym roku sprawdziłam. To i wiem.
Dzięki. U mnie to głównie alergia, suche powietrze powoduje podrażnienie. Jak mam kaszel czy drapanie w gardle a nie czuję choroby to zazwyczaj to to.
Równie dobrze stres może powodować.
Jak czuję, że mi zaczyna się skracać oddech, wtedy leki wziewne i po sprawie. Wiem kiedy kaszel powoduje duszność, gdy nie zareaguję, nie dopuszczam do tego.
Nie mam astmy, ale moja reakcja na alergeny i inne jest duszącym kaszlem.
Witam wtorkowo
Dzisiaj spałam głębiej, już się tak nie budziłam ale za to miałam dużo snów. Ponoć najlepiej odpoczywamy wtedy, kiedy nie pamiętamy, że one w ogóle były. Tak czy siak, dobrze jest wstać i móc na spokojnie wypić rano kawę z ekspresu To oznacza, że póki co pracuję zdalnie. Szczerze mówiąc siedzę "jak na igłach", bo pod skórą czuję, że w każdej chwili może zadzwonić mój szef.
Za oknem jest szaro i wilgotno a ponadto będzie padać więc nie będę ukrywać, że cieszę się, iż nie muszę wychodzić.
Obiad mam ugotowany. Zrobiłam wczoraj cały garnek kaszy pęczak (na wpół gęsto) z indykiem i warzywami. Na koniec dodałam puszkę pomidorów. Wyszło naprawdę pysznie więc mam co jeść przez jakieś 4 dni jak nie lepiej
Ech, jak ja już tęsknię za wiosną. Wiem, że nie jestem w tym odosobniona, ale w tym roku poczułam to szybciej i silniej. Mam potrzebę długich spacerów bez tego odczucia wszechogarniającego zimna. A może ta wiosna naprawdę przyjdzie w tym roku szybciej...? Oj, niech to się spełni.
Byłam wczoraj w Lidlu i kupiłam dawno niewidzianego fenkuła. Lubicie koper włoski? Ja bardzo. Jadam na surowo a czasami lekko podduszam na maśle i dodaję jajko.
No nic, trzeba wracać do pracy. Jeszcze tylko herbata i gotowa do "roboty"
Dobrego dnia
Witam.
Moje noce nie są spokojne. Budzę się regularnie co do ilości, ale o różnych porach. Przeważnie między 2 a 3, a dziś... przed 1 /fakt poszłam wyjątkowo wcześnie spać jak na mnie, bo o 23/. No i potem prowadziłam życie nocne gdzieś do 3. Kiedy potem usnę bardzo intensywnie śnię /tak się powie, że mam nawał snów?/. Przeważnie po chwili zapominam co mi się śniło, ale czasem nie, nawet mimo tego, że od razu patrzę w okno /to pomaga zapomnieć sny, których nie chcemy pamiętać/.
Miałam już napisać, że u mnie nie pada, ale nie...już pada.
Nie wiem czy pisałam już... moje wierzby rosnące przy ulicy, a które obserwuję każdego roku z okna, zaczęły się złocić, ich zwisające gałązki robią się żółtawe, co oznacza wg mojej teorii, że soki zaczynają w nich krążyć... zatem? wiosna tuż, tuż mości panowie.
Pozostając z tą wiosenną myślą pozdrawiam. Trzymajcie się zdrowo.
O ooo, takich informacji nam trza!
Wiosno przybywaj!
Nie wiem jak smakuje fenkuł,ale wiem jak wygląda Dotąd jakoś nie wpadłam do czego by pasował. A właśnie,z czym go jesz? I jak ,na surowo,gotowany?
Tak, jak wspomniałam lubię go na surowo. Wiem, że niektórzy dodają do surówek. W wersji na ciepło - delikatnie podduszam na maśle i wbijam jajka czyli w formie jajecznicy.
Warto spróbować. Polecam.
Witam wiosennie :)
Uśmiechamy się promiennie, bo już robi się wiosennie :)
Zapraszam ze mną na wiosenny spacer :)
Miłego wtorku :)
te okazy to z ubiegłorocznej wiosny???
Alman te okazy to sprzed kilku dni! :)
Gdyby było inaczej, napisałabym ze to wspomnienia :)
Tak myślałam, aż mnie ściska w dołku z zazdrości
O matulu! Jaka uczta dla oczu!
Piękne kolory i radosna zapowiedź wiosny. Super!
Wz wrócił, dwa dni nie było.
U mnie tradycyjne huśtawka temperatury i końca nie widać.
zaczęła się budowa, osiatkowana, zadaszone patio, już się cieszę na efekt końcowy, choć nz razie to dziury tylko.
Zobaczymy co dziś zrobili, jak wrócę w pracy. Może jutro zabiorę małą, pojedziemy popatrzeć. A może do parku.
U mnie też nie było WŻ dwa dni,ale widzę,że u innych był,bo są wczorajsze wpisy.
Ciekawe jak to się dzieje.
Zainstalowałam z czystej ciekawości opere jeszcze, żeby sprawdzić, ale też nie było.
Do tego sprawdzałam na trzech dostępach: w domu, w pracy oraz na mobilnym. I też nic.
Może to na telefonach na androidzie tak się dzieje?
Bo tylko tak sprawdzam. W tygodniu nie mam czasu, aby czekać aż windows raczy uruchomić system. I żeby wszystko działało sprawnie, a nie zawieszało się co chwilę.
Komputer włączam tylko jak muszę rachunki płacić.
Mam komputer stacjonarny i tez nie było wz, wiec to nie od tego zależy.
Nie było i mam złe przeczucia - jesteśmy w fazie likwidacji???
Witam.Nie wiem od czego to zalezy ale ja nie mialam WZ az trzy dni.
Ufff... co to było? Pegasus czy kwarantanna covidowa??? a może jedno i drugie, bo jeszcze komputer mi wariuje...
kolorowych snów
Jak nic kwarantanna.
Idę po maseczkę /nawilżającą lub z glinki /, poprawię 'urodę skoro szmacianki mamy już wywalać.
Witam :) po przerwie
U nas ciepło i cicho, jak przed wiosenną burzą.
Brakowało mi tego gwaru kawiarnianego a jeszcze bardziej zasmucał strach przed stratą na zawsze tego zakątka dla niepokornych kucharek i ogrodniczek.
Nadrobiłam zaległości filmowe i wcale mnie to nie cieszy - straszne te filmy, okropne życie obrazują. Aż boję się odpalać następne tytuły.
Dzisiaj chyba mięsny zawijaniec jak pizza zagniotę.
Potem może jakieś zroślaczki drożdżowe machnę??
Smacznego dnia i pogody ducha - na nią mamy wpływ, pogoda za oknem jest jaka jest.
Pa:)
Witam.
Za oknem pogodnie, ale w domu? komuś 2 piętra niżej zacieka coś na suficie, łażą spece i nie wiedzą skąd... na razie wiercą nade mną, ale nie wykluczone że jest jakiś przeciek w rurze na wysokości mojego mieszkania i trzeba będzie kuć w kuchni. To ciekawe, że nie mają dokumentacji i nie wiedzą, w którym miejscu jest łączenie rur, bo ponoć tam mógł powstać przeciek.
Jestem cała w nerwach, a to źle wpływa na moje serducho.....
Jak żyć???
Koniec pandemii ogłoszony, ciekawe o co biega, skoro tak duża liczba testów pozytywnych, choć podobno ludzie sami się testują w wielu przypadkach i nikomu nie zgłaszają, że są pozytywni. Chociaż, już raz był też ogłaszany... latem 2020...
W ciekawych czasach przyszło nam żyć. Dawniej się mówiło o takich niezrozumiałych sytuacjach "czeski film".....
Trzymajcie się zdrowo, trzymajcie za mnie kciuki, gdyby przyszło mi przeżyć jakieś kucie ścian...
będą kuć u nas w wc... ścianę pewnie całą lub prawie całą, zniszczą glazurę, skąd taką teraz kupić, będzie potem w innym kolorze i w ogóle??? głowa mnie rozbolała, do tego nie wiadomo kiedy to będzie... jak nie urok, to... przemarsz wojsk....
O ja pierdziu! Współczuję szczerze. Załamka Może jeszcze się okaże, że jednak nie trzeba kuć, może kogoś nagle oświeci...o jej.
nie kochana, to tylko urok mieszkania w bloku - znam to aż za dobrze ;((
w domach bez sąsiadów też nie jest weselej - ciągle coś gdzieś:
kapie, stuka, dymi lub trzeszczy /ale wywaliłam gorzkie żale /
Już nic nie dodam, bo: "jak się nie podoba, to mogę zawsze wyprowadzić się?? Sąsiad mi kiedyś taki tekst zasunął i... miał duuużo racji
Witam czwartkowo
Chyba nam ktoś zrobił remanent albo dezynfekcję Kawiarenki Też się zatrzymałam na drzwiach.
Pada, pada, pada...br! Szaaaaaro - br! Nic to! Rośliny dostaną trochę wody i jak tylko temperatura lekko wzrośnie zaraz się zacznie...
Wczoraj miałam konkretny telefon od szefa, że wracamy do pracy stacjonarnej w poniedziałek. Super! Lubię konkrety. Nie cierpię niepewności i tego czekania co dalej.
Wczoraj popołudniu poczytałam sobie trochę książkę pt "Przyczajony geniusz Janusz Gajos". Ech, co to za aktor! Nie dość, że zachwyca swoim kunsztem, to jak się okazało wspaniały, skromny człowiek.
A! Za pamięci! Chciałam Wam polecić pewien ser, który odkryłam ostatnio (jeśli ktoś nie zna) - nazwa Chochółka Pszczyńska.
O jej, czas na śniadanie, bo już zrobiło się późno.
Dobrego dnia
Mam włączony TV i właśnie patrzyłam na czyjeś fajne wnętrze. Było w nim sporo starych mebli czy użytkowych sprzętów gdzieś znalezionych czy kupionych w internecie. Kiedy to wszystko jest z głową wykorzystane i z wyczuciem zagospodarowane, to robi się bardzo przytulne i przyjazne wnętrze. Co ważniejsze nie tylko do patrzenia ale przede wszystkim funkcjonalne.
Rozglądam się dookoła siebie i myślę, że wiele bym teraz w mieszkaniu zmieniła, ale nie zawsze są możliwości czy chęci. Ogólnie jestem minimalistką.
A jak to jest u Was? Macie może jakąś rzecz, która ma dla Was sentymentalną wartość i przetrwała już lata a może nawet pokolenia? Może macie ochotę się podzielić tym i wstawicie jakąś fotkę? Ja bym chętnie zobaczyła
Z takich mebli z duszą, to ja mam tylko jedną, starą komodę. Jest też lampa, którą bardzo lubię i kupiłam ją w jakimś komisie. Jest pioruńsko ciężka, ale czy stara - nie mam pojęcia?
Zaraz pstryknę fotki żeby zapoczątkować ten temat
juz są faceci, rozwalają mi ściany... a jak się zawali cała chata? będę bezdomna? kto mnie przyjmie na ochotnika???
no masz, kto przyjmie - wiadomo, że dzieci i wnuki
kochanej Babuni zawsze mało, więc najlepiej ją 'adoptować do domku /jak u nas bywało/ - pyszne jedzonko i wypieki zawsze będą
Fajne - meble z duszą, mam trochę ale nie będę fotek cykać /kociarnia, zwłaszcza Luka tak je obdrapała, że przykro patrzeć/.
Kiedyś je może odnowimy - chętnych do tej roboty jednak brak, czasu też. Stoją i straszą gości.
Mamy te 'skarby głównie w spadku - gdy rodzinka zmienia wystrój lub mieszkanie i pozbywa się balastu meblowego.
Ja lubię taki mix - ciut nowego, starego i ciekawego. Nie muszą nawet do siebie pasować, bo style są mi obce, byle kolory ze sobą współgrały.
Nie lubię przedmiotów, których nie mogę używać /bo to tylko dekoracja, jak drogie kryształy kiedyś czy porcelana/. U nas wszystko jest na teraz, dla nas, nie trzymam dla potomnych - niech sami sobie zbierają, wg własnego gustu i portfela.
Lubię oglądać ładne i ciekawe meble, lampy, kinkiety czy świeczniki, ale już ich nie kupuję.
Może kiedyś??
Też lubię połączenie starego z nowym. Czasami z takich miksów można stworzyć wnętrze, które będzie praktyczne a zarazem przytulne i z "duszą".
Też nie lubię klasycznych "durnostojek", ale to faktycznie kwestia gustu, bo to, co dla jednego jest "zbieraczem kurzu" dla innych będzie ważną częścią wyposażenia. Jednak najważniejsze jest to, żebyśmy byli w tych naszych "czterech kątach" szczęśliwi
Ech te sprawy remontowo-rozbudowujace...
U mnie na razie zamiast radości, ból głowy i bałagan. Nic nie wygląda jak bym sobie wyobrażała. Nie mogę zamknąć bramy w płocie, bo rozjezdzili dziury taczkami.
Wracam po ciemku, nic nie widać.
Beton wylany, ale nie tak wymiarem jak miało być. Zamiast 16 stóp wgląb ogrodu, jest wzdłuż ściany domu, a krótsza część wgłąb. Okno kibelka będzie na patio.
Nie wiem czy im się zmieści wylewka pod wedzarnie teraz.
Dzisiaj podjadę za dnia, obejrzę wszystko na spokojnie.
Jeżeli idzie o wyposażenie mieszkania nie mam wielkich wymagań, kanapa i regały na książki. Jedno co - musi pasować kolorystycznie do siebie, meble najlepiej w tym samym kolorze, co czasami trudne, gdy sukcesywnie dokupujesz regały. Nie lubię bibelotów, dekoracją są moje "śmieci" z wyjazdów- jakieś pamiątki, zdjęcia w ramkach.
Mam trochę fioła na punkcie kuchennych przydasiow elektrycznych. I mimo, że teraz wszystko kupuję z rozwagą, z długą analizą czy potrzebuję i wykorzystam, to i tak tego jest sporo.
I to tyle.
Kontrola zrobiona, za dnia nie wygląda tak źle jak po ciemku. Trochę wyrównali teren, bramka się zamyka.
Mała czuje się jak na najlepszym placu zabaw, nie chce iść nigdzie. Psie i kocie zabawki są wielką atrakcją.
Problemem jest nieprzyjazna Trixi, Mała by chciała się z nią bawić, a ta nie lubi małych dzieci, syczy i może podrapać.
Jeszcze chwila i się zbieramy.
Dziura wykuta, rura wymieniona, tzn. kawałek od jednego czegoś /kolanka?/ do drugiego, z tym,że była żeliwna? teraz ten kawałek jest z pcv? może głupoty piszę, ale coś w tym rodzaju. Teraz musi przyjść inna ekipa, murarze, żeby zamurować... kiedy to nastąpi? kto to wie.... a potem remont już we własnym zakresie, tzn, uzupełnienie glazury, zniszczyli 20 płytek, ale to już ponoć nasz problem...
O, mąż wrócił z piwnicy i okazuje się, że mamy 20 płytek, które kiedyś pozostały i sobie leżały i czekały... hura.....
Myślałam, że oferty na przyjęcie mnie pod dach nadejdą ze wszystkich stron Polski, a tu nic...do wnuków mnie wysyłają... na szczęście chałupa stoi i nie muszę się wyprowadzać, ale małe rozczarowanie pozostaje... nawet kącika w kawiarence nikt nie zaproponował?
Lubię wszystko nowoczesne, proste i minimalizm całkowity. Nie lubię starych miast, z małymi uliczkami, zabytkami itp. lecz te o długich, prostych ulicach. Nie lubię starych mebli i w ogóle staroci. Lubię prostotę, nowoczesne wnętrza i meble, tu i ówdzie jakiś dodatek, jakiś akcencik. Lubię jasne wnętrza, trochę zieleni /ale bez zbytniej przesady/.
Jedynie w kuchni nie ma u mnie minimalizmu... mnóstwo różności, pełne szuflady i półki /ale zamknięte/, bo wszystko się przyda.
Oj, to ja zupełnie na odwrót - uwielbiam stare miasta a jeszcze bardziej miasteczka z wąskimi, zadbanymi uliczkami. Szczególnie takimi, gdzie można snuć się długo między kolorowymi kamieniczkami z lokalnymi barami i cukierniami Im bardziej dostrzegam jak prawdziwie żyją mieszkańcy, tym bardziej zaczyna mnie to zachwycać. Duże metropolie z nowoczesnymi, strzelistymi budynkami zazwyczaj "zaliczam" i niewiele potem zostaje w mojej pamięci.
O, w szoku jestem,wużet znowu działa. Ciekawe na ile...
Witam wieczorową porą. Coraz trudniej tutaj wejść. Modernizacja jakaś czy co? A może przeciążenie? Sama nie wiem,grunt,że biała strona zniknęła i mogłam wejść.
Alman,a co się u Ciebie stało? Jakby coś to jeden pokój zawsze w zapasie mam Poczytam później ,bo teraz nie mam chwili. Odezwę się najpewniej jutro jak będzie można. Pozdrawiam Was
Goplano, dziękuję. Ty jedyna wyraziłaś chęć przyjęcia mnie pod swój dach. Widzisz co pozostałe bywalczynie... wpadają, wypiją kawę i co im tam, że Almanka bez dachu nad głową... Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie i nie dziwota, że wśród przyjaciół psy zająca zjadły... Dobrze, że choć jesteś jedynym wyjątkiem. Przytulasy.
A tak na poważnie, wyżej już pisałam jaki na razie finał mojej zgryzoty, mam nową rurę i dziurę... mogę podglądać sąsiadów, tyle, że tak się składa, że niżej i wyżej nikt chwilowo nie mieszka.
Przecież almanka ma dach nad głową.
Ja nawet nie wiedziałam. Dopiero teraz cofnęłam się wstecz.
Nie widzę drzewa, tylko posty jeden pod drugim, nie widzę co przeczytane a co nie, mam swiadomosc, że wiele mi umyka, a niektóre czytam po kilka razy, gdy posucha informacyjna.
Jak się jeszcze będzie coś walić, pakuj się od ręki w samolot, do końca miesiąca słomiana wdowa jestem.
Jak się pospieszysz, w sobotę na psią imprezę się załapiesz (Bentley 2 lata kończy, córka robi mu "imprezę" u nas w domu, znaczy w ogrodzie).
Witam. No i to mi się podoba, wyjazd do USA... i jeszcze imprezka zaraz... super.
Dziękuję za zaproszenie. Jednak na Was można liczyć...zawsze.
A teraz przejdę do codzienności. Przyszli spece od zamurowania dziury i może od razu położą te brakujące płytki, bo skoro mamy na szczęście resztki płytek, to przykleją... może, bo z nimi to nigdy nie wiadomo. Oby jednak tak się stało, bo jednak mój system mało odporny a takie zawieruchy i jakoś niezbyt się czuję, mój mięsień sercowy nie pracuje normalnie..
Za oknem przedwiośnie, temperatura dodatnia, od czasu do czasu chlapie z góry.
Miłego dnia, trzymajcie się zdrowo, bo skoro ogłoszony koniec pandemii to nie wypada chorować.
Alman, wygląda na to, że wszystko udało się szczęśliwie opanować. Rewelacyjnie, że na wet pojawiły się (jak z nieba) te brakujące płytki i to w wystarczającej ilości. W razie, jak już będą Wam kładli, to powiedz, że nie masz więcej i nie wolno nic uszkodzić
Trzymam kciuki żeby poszło do końca sprawnie i po Waszej myśli.
'Nie wypada, ale moje gardło nie rozumie po polsku /jakieś zagraniczne chyba / i mnie rozwala.
Bez wizyty i oględzin chyba tym razem nie przejdzie.
Może mam znowu migdałki powiększone albo coś jeszcze gorszego - nie chcę pisać by nie straszyć.
Buziaki :) bidulko o mało co 'bezdomna
Sprobuj płukań gardła, wysłałam kilka fotek powyżej.
Dzięki :) zapamiętam.
Na szybko złapałam cukierki ziołowe, to moja 1sza pomoc /na wszystko - kupuję 2 albo i 3 rodzaje/. Na razie spokój.
Alman tutaj w kawiarence masz zawsze swoje miejsce, a gdy wnuki i inni się nie sprawdza, wtedy wiadomo, ze u każdego po trochu możesz zamieszkać, a ile zwiedzisz przy okazji
Witam :) deszczowo ;(
Ledwo znalazłam wątek - wywala mnie na wersję anglo i pokazuje tylko narzekania mary50 /powiało lekko nudą/.
Teraz też opisy angielskie, ale wątki PL widać jak kiedyś.
Cóż, może zatrudnią nadwornego komika i kaowca by już nigdy nie wiało ani nudą, ni złośliwym narzekactwem czy przykrym plotkarstwem...
Pędzę dooglądać moje BLL czyli 'Wielkie kłamstewka.
Normalnie kryminał horrorowy z groźnymi psycholami w tle.
Polecam fanom mocnych wrażeń 'z życia wziętych. Inni lepiej niech oglądają 'Przyjaciół lub podobne lukrowane tasiemce.
Obiadek wymyślony, pranie załadowane, tylko ogarnę mopem domek i mam wolne. Od jutra maraton - nadrabianie zaległości wszelakich:
zakupy, pieczenie chyba i rodzinne. Będzie się działo.
Pozdrawiam i zmykam bo czuję, że znowu mnie wywali w okolice Canady , którą też pozdrawiam /szczególnie moją koleżankę Violę z Rodzinką i B.Adamsa z ... niech sam wpisze kogo chce /.
Pa:)
Kiedyś lubiłam horrory,ale z duchami w tle. Zresztą do dziś lubię,choć bardziej w formie dokumentu. Nawiedzone domy,te sprawy,albo ludzie przeżyli śmierć kliniczną i potem o tym opowiadają
Ale wiesz, że nie ma 'nawiedzonych domów.
Takie sztuczki stosują gdy chcą obniżyć cenę nieruchomości - cwaniaki.
Duuuchy i zjawy to tylko wytwory naszej bujnej wyobraźni, rozwijanej przez tivi i różne naciągane publikacje.
A i najważniejsze: duchów nie trzeba się bać /jeśli wierzysz w ich istnienie/, trzeba bać się żywych...
Udanego dnia
Trzeba bać się żywych-całkowicie się z Tobą zgadzam
Te są z wiosny 2021
Tak na pocieszenie wkleiłam, angielskim ogrodom nie dorównam, ale nadrabiam czym mogę.
Piątek, piąteczek, piąteliniek!
Jak dobrze, że nie pada. Zraz inaczej wygląda świat za oknem.
Dziś ostatni dzień pracy zdalnej. Od poniedziałku zacznie się nadrabianie niektórych zaległości i życie w większym pędzie. Póki co korzystam z domowego komfortu
Od rana mam trochę pracy więc póki co skrótowo, bo chciałam Wam życzyć dobrego dnia
Ja nie wiem co to praca zdalna, całą pandemie osobiście.
Mój mąż sobie bardzo chwali. Wcale nie chce powrotu pracy osobistej.
Są tygodnie, gdy jest prawie cały tydzień w fabryce, gdy nadzoruje przygotowanie i próby nowych konstrukcji, ale zazwyczaj jest to raz w tygodniu.
Teraz też będąc w Polsce pracuje, dobrze, że różnica czasu jest na korzyść. Praca od 14 do 23.
Mój brat, gdy przyleci w wakacje będzie ewentualnie pracował (jak mu wyrażą zgodę, a powinni) od północy do 8 rano. Ciężko. Ale, że u niego często są nocki w pracy dla zwykłych informatyków (informatyczny nadzór sklepów sieciowych, pomoc przy zamykaniu dnia, gdy coś nie działa), będzie ich wsparciem. Jakoś to ustali.
Wiadomo...nie każda praca może być zdalna. Druga sprawa, że nie każdy potrafi tak pracować. Ja też sobie chwalę, bo wtedy mogę się skupić i potrafię sama siebie zmobilizować do "roboty" Wiem, że niektórzy zwyczajnie wykorzystują to, że nikt ich nie widzi i udają, że coś robią. Tak więc różnie to bywa.
Ale jak przeczytałam o pracy nocnej online, to pomyślałam sobie, że ja bym odpadła i to bardzo szybko. Nie umiem funkcjonować o późnej porze a co dopiero mówić w nocy. Jestem typowym przykładem natury "skowronka".
Tak czy siak - dobrze mi się pracuje zdalnie, ale też cieszę się, że już idę do biura, bo brakuje mi tych moich "naliczanych kroków". Trzeba uważać, bo tyłek rośnie po cichu i podstępnie
No i po kłopocie, rura wymieniona, dziura załatana, glazura uzupełniona, a na koniec gdy panowie wyszli wszystko doprowadzone do porządku. I to mi się podoba, ale w początkowej fazie byłam przerażona.
No,nie dziwię Ci się. Narobili dziur,ale inaczej nie dalo rady. Usterkę należało usunąć. Tak czy siak finał jest najprzyjemniejszy. Grunt,że wszystko jest na swoim miejscu i możesz teraz spać spokojnie
Ja też nie jestem typem nocnym. Wieczorem lecę orzez ręce, a rano to czego nie zrobiłam wieczorem ogarnę w pół godziny (zależy oczywiście co).
Mój brat w tej firmie pracuje od studiów, zaczynał właśnie od hotline, gdzie mieli dyżury według grafiku.
Teraz ma swoją robotę, ewentualnie nadzoruje i pomaga. Czasami zastępuje, gdy są braki kadrowe. Taka praca.
Ja bym nie dała rady.
Moja nocka polegała na tym, że poszłam spać. Niedogodnością był szum z urządzenia (amerykańskie dzieci przy tym śpią), którego nie możesz wyciszyć na kamerze, bo śpiąc nie widzisz, ale usłyszysz płaczące dziecko.
Te maszyny często tak uzależniają, że nawet dorośli z tym śpią, cisza ich męczy, słyszą dźwięki otoczenia.
Ja też zdecydowanie jestem rannym ptaszkiem. Może to śmieszne,ale już o 21:00 jestem tak senna,że nie jednokrotnie wtedy idę spać. Za to o 5:00 rześka jak skowronek Ostatnio tylko przez te pogody byłam jakaś taka nie do życia,bo to ani zima,ani wiosna. Raz słonecznie,raz deszcz ze śniegiem,do tego wichura.
Dziś właśnie nieźle sypnęło. Czasem to nie wiadomo jak się ubrać
Mąż mówił, że ciśnienie w Polsce teraz go wykańcza, straszne różnice. Do tego ból głowy potęguje stres.
Mama w szpitalu dostała covid. Któryś z pacjentów oddziału intensywnej opieki miał.
Lekarka dzisiaj mówiła, że mama gasnie. Ale mąż więcej nie wejdzie już.
U mnie 4 pory roku w tygodniu, od zimy po lato. Dziś i jutro powyżej 20 stopni, a od poniedziałku ujemne poranki na chwilę.
Ale zaczynam smarkać na dworze, znaczy wiosna się zbliża. Powinna, już czas na nią i kwitnace wiśnie i magnolie.
Zdjęcia sprzed lat, wiosna ze stycznia i lutego.
No właśnie dziś myślałam, że nic nie piszesz co tam mąż w Polsce. Tak to jest z tym covidem w szpitalach.
Koleżanka córki jest neurologiem i mówiła, że przywożą im ludzie po wylewach i okazuje się, że są równocześnie dodatni. Leżą u nich, ale ona sama już 2 razy miała covid, choć zaszczepiona też 3-krotnie. I dużo lekarzy na oddziale też łapie od pacjentów.
Co na pewno można powiedzieć o wirusie to to, że się bardzo łatwo przenosi, nawet bez symptomów.
Ilu jest takich, którzy przeszli i się nie dowiedzieli, że mieli, a sprzedali dalej.
Taką osobę to może wykryć tylko szybkie zarażenie kogoś bliskiego, że jeszcze będzie ciągle miał wirusa albo test antygenowy, bo ten pokazuje fakt przeciwciał a nie faktycznego wirusa.
Mąż przed wylotem robił antygen, jeszcze córka go przestraszyła, że wyjdzie dodatni jak był chory tydzień albo dwa tygodnie temu.
Mówiła, że najbardziej wiarygodny jest PCR, bo pokazuje co się namnaża w organizmie.
Rapid wykryje tylko rozwiniętego wirusa.
Tyle od córki.
Nie dziwię się..Polska aura,to nie to samo co jeszcze kilka lat temu. Klimat szaleje. Kto jest meteopatą odczuwa bardzo dotkliwie. A jeszcze jak mąż cierpi na bóle głowy,to mu szczerze współczuję,jak i tego co dodtakowo przeżywa w związku z mamą..
Straszne, nieludzkie te szpitalne procedury.
Współczuję.
Jedynym pocieszeniem jest słońce i ciepło, jak u nas dzisiaj.
Pozdrawiam :)
U nas magnolie jeszcze śpią w najlepsze, ale za to przebiśniegi, krokusy, a nawet żonkile są w pełnej krasie :)
A my jestesmy "nocne marki"pozno chodzimy spac i pozno wstajemy.Pogoda unas pod psem, ciagle pada i wieje ale jest cieplo.Hortensje i roze puscily juz paczki a ja jeszcze tulipanow i narcyz nie wsadzilam i dobrze bo by juz wykielkowaly.Wsadze pozniej, to pozniej zakwitna( juz to przerabialam)
Zablokowalo mi w komputerze i telefonie maile,nie wiem dlaczego?Moj specjalista od komputerow siedzial u mnie 4y godziny, wykonal tysiac telefonow i udalo sie odblokowac.Wyrzucil maile z telefonu bo mysli ze tam sie ktos wlamal.
Mojej znajomej w Polsce calkowici wyczyscili konto..........trzeba sie pilnowac.
Dobrej nocy,spijcie spokojnie!
Tak pilnować i kilka razy czytać zanim klikniemy.
Dostałam teraz ostrzeżenie by nigdy nie podawać danych karty w sieci.
Chętnych na łatwe pieniądze coraz więcej.
Pozdrawiam :)
Ja to nawet nie czytam,tylko od razu kasuję. A jak się loguję na konto banku,to wyskakuje mi wiadomość,by nie odbierać żadnych meili z ''banku'' bo to oszuści. Wystarczy ,że wejdziesz w link i resztę oni sami robią.
Nie odbieram też nieznanych numerów. Często to głuche telefony. Zaraz blokuję. Kiedyś potrafiło mi zadzonić 14 x pod rząd,tak się na mnie uparli. Oczywiście z innego numeru. Poza tym niby RODO,a dzwonią nieraz z ofertami lub zaproszeniem na pokaz garnków czy pościeli antyalergicznej. Skąd wiedzą jak się nazywam?? Czyżby ktoś sprzedawał dane? Więc jak to jest z tą ochroną danych osobowych,ech... Oszustów i naciągaczy wszędzie pełno.
Z tymi telefonami, to faktycznie jakiś "cyrk". Czasami kilkanaście razy na dzień dzwonią z różnych numerów. Nie odbieram i wrzucam na czarną listę (blokuję), ale i tak pojawiają się połączenia z kolejnych. Wkurza mnie to, bo mam zamówione łóżko i pewnie któregoś dnia pojawi się jakieś połączenie w tej sprawie a ja nie będę wiedziała, że to numer, który powinnam odebrać
Witam sobotnio
No normalnie i to od samego rana. Samochody o siódmej miały jeszcze szron ale potem powoli słoneczko wszystko rozpuściło. Jej, świat wygląda zupełnie inaczej kiedy jest tak pięknie oświetlony. Niby nadal buro ale już inaczej
Póki co jestem w domu ale w planach spacer. Chciałabym też zrobić inne rzeczy i nakłada mi się to na siebie. Gdyby tak dzień miał o cztery godziny więcej, to by było super
Sny miałam stresujące na szczęście obudziłam się w dobrym momencie Ech! Czasami tyle myśli krąży po głowie, że potem w nocy trzeba to odreagować.
Póki co słucham audycji Marka Niedźwieckiego i wypiję jeszcze jedną pyszną herbatę.
Miłej soboty
Witam w kolejną sobotę karnawału
Może w końcu uda mi się zrobić chrusty. Głównie dla mężowskiego bo za nimi przepada. Kilka dni temu mieliśmy 25 rocznicę ślubu kościelnego. Data zacna,w końcu to srebrne gody. Miałam plany na dobrą kolację i tort chałwowy. Paskudna migrena zniweczyła wszelkie plany Za to kiedy ślubny wrócił z pracy tak mi poprawił humor prezentem jaki dostałam Chichotałam chyba przez godzinę. Śmiech jednak to zdrowie,bo ból głowy sporo się zminimalizował. Pewnie chcecie wiedzieć co to za prezent Dostałam biovital Uśmiałam się serdecznie. No tak ,ma mnie już za starą babę,a on na to-serce dla serca,żeby zawsze było zdrowe na kolejne 25 lat. Sam też zrobił kolację,oczywiście jak zwykle na hinduską nutę. Pikantne jak ,ale pyszne Obiecałam w duchu,że się zrewanżuję w Walentego ,z tymże coś słodkiego na pewno coś karnawałowego
Witam.
Goplano, gratuluję srebrnych, życząc równocześnie marszu do złotych, a wszystko to w zdrowiu, miłości, zrozumieniu wzajemnym i wielkiej przyjaźni.
Witam wszystkich w piękną, słoneczną sobotę. Wierzby, które obserwuję każdego roku dziś są już całkiem złociutkie, czyli... wiosna tuż, tuż.
Dziś posiedzę trochę w kuchni, bo czeka mnie pieczenia chleba, szarlotki, no i ugotowanie obiadu. Ale dobrze jest, kucie przynajmniej już mam za sobą.
Ja nie odbieram telefonów z numerów, których nie mam w książce. Raz mnie tknęło i odebrałam na szczęście, bo wtedy to był telefon o terminie rehabilitacji w czasie, kiedy byłam już po...nieważne, było, minęło.
Nie otwieram też jakichś dziwnych wiadomości, od razu kasuję. Teraz nawet nie otwieram linków przesyłanych na komórkę z jakimiś kartkami z życzeniami np. świątecznymi, syn mi zabronił, twierdząc, że przecież nie nadawca-znajomy stworzył to co, tylko powiela przesyłając dalej, a przecież poprzednik nie sprawdził czy nie ma wirusa. Słucham go, bo ma w tym temacie wiedzę i nie klikam.
No to trzymajcie się zdrowo, w dobrym nastroju i wiosennej aurze.
No i niech Wam się wiedzie! Niech zdrowie nie opuszcza i uczucie dodaje radości do wspólnego patrzenia w przyszłość
Dziękuję bardzo Smakosiu,oby się spełniło,wszak zdrowie jest wartością nieocenioną i bardzo pożądaną w dzisiejszych czasach
Życzenia kolejnych 25 latek
w zdrowiu, szczęściu i miłości.
A teraz bal niech gra ulubiona muzyka albo ptaki świergolą .
Serdeczne uściski od nas wszystkich
Dziękuję bardzo Smosiu. Ulubiona muzyka gra,a ptaki jeszcze cicho siedzą
Dziś wyjątkowo ładnie,słońce biło po oczach jak jechałam na zakupy
Goplano, zycze Wam nastepnych wspolnych 25lat jaka stara babe,toz Ty mlodka jeszcze jestes.Moj maz byl 5 dni mlodszy i zawsze powtarzal, ze stara babe sobie wzial za zone.Mnie niestety nie udalo sie przezyc nastepnych 25 lat.W sumie bylismy szczesliwym malzenstwem 30 lat a srebrne wesele spedzilismy w Nowym Yorku super bylo.
No tak nikogo tu nie ma a ja sie rozkrecam.
Spokojnej nocy zycze.
Smakosiu moja Mama mogla ksiazki pisac tak kolorowe sny miala, a ja snie sporadycznie i natychmiast zapominam.
Basiu,bardzo Ci dziękuję Wiem,że się nie udało i bardzo mi przykro
Moim rodzicom też nie dane było się ciesieszyć dłużej jak 14 lat. Mama zmarła w styczniu a w kwietniu obchodziliby 15 rocznicę... Życie jest nieprzewidywalne,dlatego trzeba się cieszyć każdym dniem. Pozdrawiam Cię serdecznie Basiu życząc wszystkiego co najlepsze
Gratulacje Goplana!
Moje Walentynki w tym roku samotne. Jakoś nigdy nie obchodziliśmy, poza wymianą czekoladek oraz wyjściem tydzień przed lub po na obiad, żeby tłumów nie było.
Teraz mój mąż stoi przed najtrudniejszymi decyzjami. Musi umieścić tatę w domu opieki. Bo pielegniarki środowiskowe przysługują tylko leżącym, prywatna agencja ma opinie negatywne.
A tata zaczyna wykazywać bardzo szybko postępującą demencję.
To jak obrona mózgu przed rzeczywistością, gdy jeszcze nie pora na człowieka do przeniesienia się na tamten świat.
Dziękuję Ekkore
Naprawdę współczuję Wam. Mąż nie tylko traci matkę,ale też ojca..To strasznie trudne emocjonalnie,ale zwyczajnie konieczne. Masz rację,teść wykazuje reakcję obronną na to co się dzieje. Podobnie było ze szwagrem mojej babci. Przeżyli ze sobą 64 lata,kiedy ona (babci siostra bliźniaczka) niespodziewanie odeszła. Poszła po jajka do kurnika,tam się przewróciła i tak została...W ręku trzymała jajko..Jej dotąd żywotny (w pewnym sensie oczywiście) mąż powoli zaczął cofać się w czasie. Konkretnie zatrzymał się na czasach młodości. Był w takim stanie,że nie wiedział,że żona nie żyje. Przeżył w takim stanie jeszcze 9 lat zanim dołączył do małżonki..Miał 95 lat.
Na szczęście da się leczyć antybiotykami zapalenie mięśnia sercowego u wujka,choć było bardzo srogo po wstępnych oględzinach. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą,ale tylko do pewnego stopnia,bo musieli go wypisać ze szpitala,ponieważ w tym co przebywał od jakiegoś czasu zamienili na covidowy. Aktualnie jest w domu,z butlą tlenową i czeka na przyjęcie do innego szpitala..Kiedy to nastąpi,Bóg jeden wie. W każdym bądź razie czuje się troszkę lepiej. To jednak też zależy od dnia,bo jak jednego dobrze,już następnego bardzo słaby i nie jest w stanie nawet skorzystać z wc
Dobra wiadomość, cieszę się, tak myślałam, że raczej pójdą w leczenie, ja "samozwańczy samouk kardiologii''. Trzymam kciuki za dobre efekty leczenia.
Rzeczywiście,jesteś w tym dobra. Mogłabyś wykładać na uczelni w dziedzinie kardiologii. W końcu kto wie najlepiej jak nie ten,co to przeżył?
Wiem coś o tym,tylko w dziedzinie neurologii. Mogłabym napisać pracę magisterską ,po tym co przeszłam z synem w klinice...
To tak jak moja teściowa, tyle, że przeżyła.
Ona była w kuchni, mówiła coś do teścia, zrobiła krok czy dwa w jego kierunku i upadła bez przytomności.
Teść pytał mojego męża co to za pan podobny do Krzyśka (bratanek teściowej, byli u nich w domu wtedy).
Dalej pytał o siostrę męża, a jest jedynakiem (ale to może już pisałam).
Zaczyna zapominać o jedzeniu które ma - rozmraża lub kupuje nowe, to wygląda jak początki alzheimera u mojej babci (u teścia to bardziej demencja starcza, tak czy siak zaniki świadomości).
Takie coś mu się dzieje w momencie, gdy wpadnie w trans umierania, że za długo zyje, że już niepotrzebny, wtedy jest w innym świecie. Bo poza tym kojarzy i pamięta normalnie.
Niemniej to postępuje, zostawić go samego na trzecim piętrze, gdy słabo chodzi, osoby dochodzącej praktycznie nie ma możliwości załatwić bez ryzyka.
Naprawdę współczuję mojemu mężowi. Bo co by nie zrobił, to nigdy nie będzie z tym się czuł dobrze.
A przeprowadzki za ocean nie ma szansy na realizację.
Ekkore, pisałaś wcześniej chyba, że opieka tylko do leżących. Chyba tak nie jest. Nie mam wiedzy szczegółowej, ale mam sąsiada na parterze, żona zmarła kilka lat temu, on już starszy, ale nie wiem ile ma lat, ma z pewnością coś z pamięcią i do niego przychodzi codziennie pani, chodzi z nim na spacery.
Poza tym w sąsiedniej klatce też widzę jak kobieta chodząca nawet z pomocą takiego chodzika, wychodzi z opiekunką, która też jakieś zakupy zawsze jej niesie.
A te ośrodki... szybko tam ludzie żegnają ten świat.
Nie ma dobrego rozwiązania.
Jelenia Góra nie jest przychylna dla seniorów. Mój mąż cały czas sprawdza wszystkie opcje. Ostatnia rzecz, którą by chciał to wystawić ojca na poniewierkę.
Jak pisałam opieka społeczna (pielęgniarka środowiskowa) tylko dla osób z orzeczeniem niepełnosprawności. Po kontakcie mailowym. Może to braki kadrowe spowodowane covidem.
Ośrodki dla osób leżących (opieka paliatywna, hospicjum).
Jest prywatna agencja opiekunek - ale ma bardzo złe opinie. Gdy nie masz możliwości kontroli, zbyt duże ryzyko.
Nie ma legalnych agencji (jak Polki jadące do Niemiec), która oferowałaby pomoc z Ukrainy np.
Możesz zameldować kogoś u siebie, ale przy polskim prawie może się okazać, że masz lokatora na zawsze.
Pozostał nam prywatny dom opieki, który kosztuje naprawdę dużo.
Ja bym teścia wzięła do nas, ale niestety nie do przeskoczenia wszystkie niuanse prawne.
Ja chętnie przyjmę każdą poradę, każde miejsce, gdzie można uderzyć i załatwić wszystko w tydzień.
Ekkore,a to orzeczenie o niepełnosprawności nie można by zrobić? Teściowi należy się stopień i to w moim odczuciu znaczny. No chyba,że tu chodzi o czas w przypadku Twojego męża ,bo jednak ponad miesiąc to by potrwało.
Poza tym nieopodal mojej miejscowości jest ośrodek dla osób starszych. Z tego co wiem to przyjmują nawet tych co niedawno przeszli na emeryturę a nie mają się gdzie podziać. Tak było w przypadku brata mojego sąsiada. Rozwiódł się z żoną i nie mial gdzie mieszkac.Owszem wynajął mieszkanie,potem mu wymówili,a tymczasem zapadł na depresję.Ostatecznie wylądował w tym ośrodku i mieszka tam do dziś.Od czasu do czasu odwiedza brata,albo on jego i twierdzi,że jest bardzo zadowolony. Przejeżdżając czasem koło tego ośrodka ,widzę ,jak spacerują wokół budynku. Jeśli chcesz podam Ci adres,tam też jest nr telefonu,więc..
O czas właśnie chodzi. Mąż musi wrócić na koniec lutego, bo podatki, bo w pracy też ma terminy.
Każdy adres, wskazówka, podpowiedź to na wagę złota, trzeba sprawdzić wszystkie opcje, bo zawsze z ilości pomysłów może coś okazać się "tym".
To jest problem, zwłaszcza, że tu nie byłoby nikogo, kto by nadzorował tą opiekę.
Zabrać do siebie to też ryzyko, wszak ponoć starych drzew się nie przesadza. Poza tym pracujecie i też byłby problem.
Mam rodzinę w USA, mieszkają koło Bostonu. Ona ściągnęła rodziców do siebie, jeszcze "w kwiecie wieku" byli. Pierw zachorował ojciec i po jakimś czasie zmarł, a matka chora na Alzheimera, nie kontaktuje w ogóle, mają opiekunkę do niej na stałe, ale ponoć kosztuje to ogromne pieniądze też.
Są takie sytuacje, że nie wiadomo co zrobić, co radzić.
a poza tym mieszkam na drugim krańcu od Jeleniej G. i nie znam jakie są realia tam właśnie. Wytrwałości i decyzji dobrych w miarę dla wszystkich życzę.
Dom seniora w Stanach to praktycznie tyle ile w Polsce tylko w dolarach.
Ja powiedziałam córce wczoraj, że jak tylko zaczną się sygnały nieradzenia w życiu, proszę mnie umieścić, utrzymać jak dasz radę z mojej emerytury i Twoich pieniędzy. Albo sprzedać dom. Ja chcę być między ludźmi.
Jak osoba przejdzie procedurę zielonej karty, wtedy po kilku latach (trzeba być ubezpieczonym przez ten czas), przysługują jej prawa emeryta amerykańskiego, czyli bezpłatne leczenie szpitalne, inaczej to ogromne koszty.
My byśmy wzięli teścia nawet na te trzy miesiące. Jakoś byśmy zorganizowali się, żeby mu towarzyszyć.
Ale nie przylecieli wcześniej, gdy oboje byli sprawni, teraz też teść sam nie chce.
Dzień Dobry w niedzielę 13-ego
Jak zwykle od rana buszuję po kuchni. Na piecu powoli mruga rosół z uda indyczego i sporego kawałka pręgi. Wczoraj dosyć późno wybrałam się do naszego mięsnego i do rosołu był tylko taki zestaw. Za indykiem specjalnie nie przepadam,pomijając filet. Myślę jednak ,że z pręgą wyjdzie dobry. Lubię to kleiste mięsko,choć jadam rzadko. W ogóle jakoś przestaję lubić mięso. Od pieczonego kurczaka to już całkiem odeszłam. Jem tylko wołowinę z rosołu ,no i rzeczone filety z indyka czy kurczaka. Zresztą moja rodzina też woli zjeść więcej surówki czy gotowanych warzyw niż kawał mięcha. Nie wiem,czy to wiek czy coś innego,ale tak jest.
Na drugie zamierzam zrobić coś z tej pręgi,do tego surówka z kiszonej kapusty i po dwa ziemniaki. Na deser? Hmm,jeszcze nie wiem
A co u Was szykuje się na obiad? A co na podwieczorek? U Alman wiem,że szarlotka
Ja to dopiero do śniadania się szykuję.
Jeszcze nie wymyśliłam co bym zjadła.
Na obiad tym bardziej.
Jakby co mam wczorajszy od koleżanki, choć planowałam go zabrać jutro do pracy, więc pewnie coś wymyślę świeżego.
Ja (my) ostatnimi czasy jemy dużo mniej mięsa, mnie przestało smakować, się śmieje, że na stare lata wegetarianką zostanę.
Już wiem co zrobię dzisiaj- chia pudding z melonem. Muszę go zużyć, część pokoje w kostke, z część dodam do nasion, będzie na jutro do pracy.
Witam niedzielnie.
Wczoraj byłam u koleżanki (zamiast na psim party, młodych i psy zostawiłam ich własnemu towarzystwu), zabrała mnie na marsz. Moja kondycja jest zerowa, hehehe... spodziewałam się spaceru, a tu okazało się, że z niej taka maszerowiczka. 65 lat kobietka, maszeruje już ze dwa miesiące, po około 1.5 godziny dziennie.
Trochę jej zazdroszczę tego, bo ja nie mam czasu, a w pracy ruszam się dużo mniej niż kiedyś (mniejszy dom, jedno dziecko tylko i brak spacerów, bo mała średnio lubi chodzenie).
Dołączyła do nas potem jeszcze jedna koleżanka, gadałyśmy, śmiałyśmy się, maszerowalyśmy.
A potem kawa, szarlotka. I ja zostałam na obiedzie do wieczora u niej.
Spodziewałam się zakwasów, a tu nic.
Mimo wszystko ja długodystansowiec jestem, lubię chodzić, tylko w wolniejszym tempie...
Witam poniedziałkowo i walentynkowo
Wiem, że niektórzy nie akceptują tego święta, ale ja je lubię. Lubię wszystkie te, które dają radość. Nie myślę o wielkim, komercyjnym świętowaniu ale o małych akcentach
Dzisiejszy poranek przyniósł słonce i jakiś maleńki powiew wiosny. Ech, jak wspaniale jest widzieć niebieskie niebo!
Czeka mnie intensywny dzień więc wracam do papierów na biurku.
Super nastroju i słońca!
Witam :)
miłe Walentynki i świetnych Walentych
U nas pięknie i słonecznie, aż serducho skacze z radości.
Towarzystwo widzę śpi jeszcze albo piecze smakołyki dla swych lubych i lubianych.
Ja dzisiaj zaczęłam od kociego święta - znowu zakupy załatwiłam.
Dla nas chyba drożdżówki i pizza, też drożdżowa będą.
Wczoraj maraton z winem odstawiliśmy - 2gi etap 'dojrzewania, co wyjdzie nie mam pojęcia, ale tak namieszałam że można oczekiwać nawet szampana /ciemnego/.
Poza tym cicho i zielono wszędzie, trochę żółto-pomarańczowych oczarów, niektóre z nich w ciepłe dni pięknie pachną.
Ogólnie mam lenia i bez kolejnej kawy planów drożdżowych i innych domowych nie dopnę.
Buziaczki świąteczne posyłam - niech radocha będzie wszędzie:
zakochani czy lubiani, zaprzyjaźnieni czy spokrewnieni bądźmy dla siebie mili, serdeczni a świat wypięknieje.
Witam wszystkie Walentynki.
W czasach mej młodości to święto nie było znane, a szkoda. Fajne są wszystkie okazje do okazywania uczuć czy wyrazów sympatii choćby.
U mnie też wiosennie, wierzby już całkiem żółciutkie, słońce choć zębate pięknie świeci.
Smosiu, ja też mam lenia, a co najgorsze, przykolegował się już jakiś czas temu i nie chce mnie opuścić. A może to taki cichy Walenty z tego lenia?
Za to naszło mnie na wspomnienia, takie bardzo odległe, ale piękne i tak jakoś się rozkleiłam .....
Zostawiam do kawusi szarlotkę, nazwałam ją "zimową", bo wykorzystałam mus jabłkowy przygotowany "na zimę", ale dodałam też trochę szarej renety w kosteczkę ... jest pyszna, kruchutka, więc częstujcie się.
Zdrowia życzę i...miłości dużo od wszystkich.
Mmmm....ale pachnie ta Twoja szarlotka, tego mi brakowało
Dziękuję i jeszcze może ktoś zaproponuje kawkę to już będzie komplet
Dziękuję za szarlotkę,ale piękna. Chętnie,chętnie do kawy,bo jeszcze nie piłam
Muszę też niedługo upiec,bo mam spore zapasy musu w piwnicy.
Na obiad robię pieczonki z maślanką wg życzeń rodzinki. A na kolację chyba zrobię te parówki w kształcie serduszka. Będę robiła pierwszy raz,ciekawe jak mi wyjdą potem grzane wino i jakiś romantyczny film. Mężowski z pewnością wybierze ''Pretty woman'' To jego ulubiony film z tej kategorii. Wyciskacz łez. Jakby ktoś chciał zobaczyć u niego łzy,to tylko na tym filmie I to by było na tyle..Miłego świętowania
Dziękuję kochana Alu za pyszności i serdeczności
Kapie ślinka, jak to u mnie na widok słodyczy.
Porywam kawał i pędzę do moich sikorek /zwłaszcza tych malusich z niebieskimi czapeczkami/, wróblasów mazurkowych i reszty których nie znam.
Witam Walentynkowo
Pogoda piękna, niebo błękitne, ptaszki śpiewają, syn przyjechał, wiec cóż chcieć więcej
Dzisiaj odpoczywamy, relaksujemy się i spijamy kawki, herbatki, przyjmujemy kwiatki i robimy co chcemy
Wiadomo, ze każdy ma cos do zrobienia, ja też, ale dzisiaj można na to popatrzeć z przymrużeniem oka, jutro tez jest dzień i co się nie da dzisiaj zrobić, to zrobi się jutro
Kochani poświętujmy trochę dzisiaj, poradujmy się i weźmy chwile oddechu, żeby mieć siły na później :)
Dostałam dzisiaj od męża, różnokolorowe tulipany, takie jak przesłałam Goplanie z okazji Srebrnych Godów, są piękne!
Szampana nie mam, ale wczoraj zrobiłam likier słony karmel, wiec kto chętny na kieliszeczek tego trunku?
Miłego poniedziałku życzę :)
''Gdy na Święty Walek deszcze,mrozy wróca jeszcze''
Możemy się nie obawiać Pogoda piękna,słoneczna,mrozik lekko muska policzki,aze zyć się chce- jakby to powiedzial góral
Posyłam Wam zdjęcia mojego podopiecznego,który zawsze chodzi swoimi drogami i nie jest skory do fotografowania. Dla Was zrobił wyjątek
Jakie piękne zimowe futro!
Wszystkim Walentynkom i Walentym najlepsze życzenia, aby radość gościła w nas nie tylko dzisiaj, tylko przez cały czas.
U mnie dzisiaj na śniadanie pudding chia, zmiksowany z melonem. Zdecydowanie bardziej podobają mi się całe kulki. Ale gdybym nie zrobiła, nie dowiedziałabym się.
Na przyszłość, nie będę miksować chia.
Zaraz pora się zbierać do pracy, dobrze, że dziś później. I cały tydzień taki będzie.
Jutro miałam mieć czyszczenie zębów. Jeszcze rano w piątek potwierdzili, a kilka godzin później higienistka (tak się ją tu nazywa) zadzwoniła i powiedziala, że się zwolniła. I kolejny termin za ponad miesiąc.
Ja to czyszczenie powinnam mieć w listopadzie, przesunięte na grudzień, wtedy nie zrobili, bo z powodu dziąseł potrzebuję głębokiego czyszczenia, na dwie raty do tego, a to dłużej niż zwykłe. Nowy termin na luty, no i teraz marzec.
A już się cieszyłam na zęby bez kamienia.
Dzięki za "zycenia heeej
A kocur piękny jak mało który. Widać dobrze odkarmiony i zdrowy.
Pewnie na głaskanie nie pozwala, to chociaż mrrruczando nasze domowe mu posyłam.
No normalnie się ucieszyłam Patrzę Ci ja a tu całe towarzystwo kawiarenkowe świętuje Walentynki. Suuuuper! Na dodatek wszyscy radośni i nawet kot "przypozował" wyjątkowo więc zakładam, że też w dobrym nastroju. O tej szarlotce czy jabłeczniku (bo zawsze mylę), to już nawet nie wspomnę. Ślinka leci że hej! Jakby tego wszystkiego było mało, to cały dzień świeciło słońce. Liczę, że już nam bliżej do wiosny, niż do śniegów
Właśnie skończyłam konwersację z angielskiego i uważam, że nie jest to najlepszy sposób na spędzanie takiego święta, ale Połówek daleko więc przynajmniej pożytecznie
Tak czy siak czas najwyższy na przyjemność - idę zaparzyć kawę a potem chwila z książką
Mój walenty też daleko.
Sprawdza wszystko, załatwia, tydzień mu został. Potem kilka dni we Wrocławiu i domu.
No chyba, że się ułoży inaczej.
A to 'one są 2ie??
Ja też nie odróżniam szarlotki od jabłecznika i chyba już czas ogłosić:
to jest to samo ciasto tylko inaczej nazywane - każdy jak lubi.
Dla mnie prostej kobieciny z przedmieścia to zawsze jabłecznik.
Wiadomo - ten maminy naj, naj.
Ale inne też są super. czyli mniammm ;D
Witam.
No wiosna na całego, dziś w tv p. Zubilewicz potwierdził, że kwitną leszczyny, czyli nie ma to tamto, wiosna nadchodzi. Wprawdzie ja w tym roku wyjątkowo nie jestem do niej zupełnie przygotowana, sama siebie nie poznaję, ale i tak się cieszę.
Na obiad dziś kartoflanka czeska /pamiętacie czeskie filmy? e, młodzież nie wie, o czym mówię/, na drugie mielone z kapustą kiszoną /kapusta połączona z mięsem, nie jako dodatek/, do tego surówka z marchewki z jabłkiem. Zatem... kuchnię dziś omijam szerokim łukiem.
A teraz pozwolę sobie na moje 5 groszy co do szarlotek i jabłeczników. Długo nie rozróżniałam, dużo czasu poświęciłam, by temat zgłębić, bo już tak mam, że jak coś mi nie pasuje, czy nie wiem, będę "badać", aż znajdę odpowiedź. Tak mam, nie zostawiam pytań bez odpowiedzi, to takie skrzywienie zawodowe, dociekliwość bankowca /no, kiedyś nim byłam, teraz przestałam być bankowcem, ale skrzywienie zostało/.
Oto moje wyniki śledztwa, przeprowadzonego wiele lat temu:
Szarlotka – kruche ciasto z jabłkami startymi /pokrojonymi w kostkę/ surowymi, ale też z innymi owocami np. śliwki, gruszki, brzoskwinie
Jabłecznik – wszystkie inne rodzaje ciast /poza kruchym/, zawsze z jabłkami uprzednio usmażonymi /rozprażonymi/.
No to pieczcie co tam chcecie, jabłeczniki czy szarlotki, wszystkie smakują.
Trzymajcie się zdrowo.
Dokładnie jest tak jak piszesz Alman. Szarlotką można nazwać np kruche z gruszkami,śliwkami,czy innymi owocami. Natomiast jabłecznik tylko z jabłkami. Jednakże najpopularniejsza szarlotka jest oczywiście z jabłkami. U mnie ze sporą ilością cynamonu i cukru waniliowego (nie mylić z wanilinowym)
I wszystko jasne:
zawsze jadłam jabłeczniki.
Kruche ciasto mnie odstrasza swoją kruchością /sypkością / bo strasznie bałagani na talerzyku i czasami na stole.
Toleruję je tylko w skubanych pleśniakach, z duużą ilością owoców, kakao i piany budyniowej.
Witam wtorkowo
Hm...no i po słońcu. Szkoda, ale dobrze, że chociaż wczoraj można było się nacieszyć.
Jakoś nie udało mi się pociągnąć wątki o naszych ulubionych rzeczach czy przedmiotach "z duszą". Nie wiem czemu wydawało mi się, że każdy ma coś takiego i z chęcią się podzieli a może nawet wklei fotkę Ale nie ma sprawy - widać nie trafiłam z pomysłem
Wiecie co, patrzę teraz przez okno i zauważyłam, że wierzba, która rośnie na wprost mnie wyraźnie zaczyna "kiełkować", na gałązkach pojawiły się drobniutkie czubeczki. Aaaa! Jeszcze jak szłam, to rzuciłam okiem na krzew forsycji i tez już ma maluteńkie "pączki". Ależ fajnie!
Czeka mnie dzisiaj sporo pracy więc szybko robię herbatę i zmykam do papierów.
Dobrego dnia
Cześć Smakosiu
Kilka dni temu zaczęłam pisać na ten temat,ale ostatecznie skasowałam..sama nie wiem czemu,a przecież to mnie bardzo interesuje..
Otóż, mnie się bardzo podobają antyki i w ogóle różne bibeloty które skończyły 100 lat. W swoim domu posiadam kredens z końca XIX wieku.
Niestety ząb czasu trochę nadszarpnął jego okazałość i trzeba nieco odrestaurować. Ostatnio właśnie mój tata się za to wziął,ale na razie stanęło na ''podzieleniu na pół''. Kredens ciężki ,a kręgosłup tylko jeden...Mój Tata się zna na konserwacji ponieważ w latach 80-tych i 90-tych wraz z kolegą zajmowali się skupem,konserwacją i sprzedażą antyków. W tamtych czasach na pchlim targu w Warszawie było na nie wielkie zapotrzebowanie,zwłaszcza wśród artystów.
Ale do rzeczy.Jak wspomniałam,posiadam kredens,którego pierwszymi właścicielami byli moi Pradziadkowie,Rodzice Babci od strony Mamy. Był jeszcze stół,ale niestety dotrwał tylko do 2011.Zachowała się tylko szuflada,w której są dokumenty dotyczące zapisu majątkowego z 1923r do moich czasów..Spisana jeszcze po rosyjsku. Wcześniejsze dokumenty spłonęły podczas I wojny światowej. Niby Polska odzyskała Niepodległość w 1918,ale nie wszystko jeszcze było białe i czarne..Z pokolenia na pokolenie w mojej rodzinie schedę przejmowała kobieta. Z baby prababy można powiedzieć Wygląda na to,że następczynią będzie moja córka...ale się rozpisałam,a przecież chciałam tylko napisać o kredensie i żelazku na duszę,które gdzieś stoi na strychu.. A oto dwie fotki kredensu w dwóch częściach. Na razie tylko takie mogę pokazać. Wstydziłam się trochę ,ale skoro wspomniałaś o starych meblach,nie mogłam dłużej milczeć
Właśnie jadę autobusem i pisze, bo nie mogłam się powstrzymać. Twoja opowieść jest naprawdę wyjątkowa i sięga tyłu pokoleń, że aż poczułam jakieś przejmujące emocje. Kawał pięknej, rodzinnej historii. Na dodatek równie pięknej jak sam mebel. Naprawdę wspaniałe, że chciałaś się tym podzielić z nami. Trzymam kciuki żeby ten mebel długo Wam jeszcze służył, żeby się udało pięknie go odrestaurować.
Uściski!
Goplana ten kredens jest przepiękny . Musicie go odnowić bo naprawdę warto . Ja mam zegar taki duży stojący który pewnie ma tez ponad 100 lat . Mamy go w spadku po dziadku mojego M . Zegar pare lat temu odnowiliśmy i na nowo uruchomiliśmy . Działa jak nowy trzeba tylko co kilka dni podciągać wagi . Co godzinę wybija tyle razi jak jest godzina a na pół wybija raz . Każdy kto do nas przychodzi to mówi jak możemy przy nim spać a my tak się przyzwyczailiśmy ze nawet go nie słyszymy .
Ooooo zegar...wspaniale. Ten to dopiero "ma duszę". To prawda, że do pewnych dźwięków człowiek się przyzwyczaja i potem ich nie słyszy. Jednak takie wybijanie godziny może być bardzo przyjemne. Wszystko zależy od tego jak bardzo jest to głośne, prawda?
Oczywiście,że odnowimy,w końcu to część mojego dziedzictwa,moich przodków. Choć mąż wpadł na drastyczny pomysł,by się go pozbyć,tzn sprzedać. Jakiś czas temu wpadł do niego kolega i powiedział,że chętnie by go odkupił. Stanowczo zaprotestowałam,nie sprzedam czegoś co ma dla mnie wielką wartość sentymentalną. Tymczasem mebel potrzebuje odnowienia.Tata się tym zajmie jak tylko lepiej się poczuje
Pomijając już fakt, że ten mebel ma tyle lat i wspaniałą, rodzinną historię, to na dodatek kiedy odnowi go Twój tato będziesz miała pamiątkę właśnie od Niego w postaci włożonej pracy. Zakładam, że tato zrobi to z "dużym sercem", bo dla córki
A czego tu wstydzić się??
Co za czas dziwaczny nastał :
ludzie rozsądni i mądrzy są pełni wątpliwości czy wstydu
a głupole nie mają ani 1nego, ni 2giego i pchają się wszędzie.
Odwagi bo piękne są te starocie i warto je pokazywać.
Czego wstydzić? No tego,że mebel niekompletny,zakurzony,dopiero do poprawki. Powinnam pokazać jak będzie znowu okazały
A i małe sprostowanie. Rozmawiałam wieczorem z ciotką,babci starszą córką. Powiedziała,że pierwszymi właścicielami kredensu byli dziadkowie babci,a nie rodzice. Moi prapradziadkowie-Agnieszka i Paweł. Podobno odziedziczyłam imię po niej. Zmarła tuż przed wybuchem II wojny światowej,a jej mąż 2 lata później.
Ja nie lubię starych mebli, ze względu na zapach, śmierdzą kurzem. Więc nie szukam, nie kupuję, jakby trafiły się w spadku - z całą pewnością zadbam. Ale ze starych rzeczy to tylko kufer podróżny dziadka męża jest w rodzinie, znaczy u nas. Z przełomu wieków. Był dwa razy w Ameryce, dziadek jeździł pracować, aby utrzymać rodzinę- bo choć szlachta z hektarami, to bardziej zaściankowa, wojna kryzys zrobiły swoje.
I jak nie jestem za starymi meblami, to obecna moda na stylizowanie na stare wkurza mnie okropnie. Niby czemu mam płacić za odrapane meble.
Sama nie lubię otwartych przestrzeni, u mnie wszystkie ściany muszą być obstawione. Najlepiej regałami z książkami. I do tego wygodne kanapy i fotele.
No proszę! Masz w rodzinie wędrujący kufer. Fajnie, że udało się go zachować.
Ale nie wiem czy to nie ostatni przystanek.
Bo nie ma komu przekazać. Już jak po męża cioci braliśmy nie było chętnych.
Za ocean pewnie nie uda nam się zabrać, bo koszty ogromny, ze względu na wiek. Chyba, że udałoby się upchnąć jako mienie przesiedleńcze.
Ale dopóki mieszkanie nasze to i kufer ma się dobrze.
Witam środowo
U Was też jest tak szaro i zapowiadają deszcze? O nie! Ja chcę widzieć chociaż trochę niebieskiego nieba
OK, już nie marudzę
Jeśli korzystacie z platformy Netflix, to chciałam Wam polecić (o ile ktoś nie widział) polski film z 2012r. pt. "Piąta pora roku". Fantastyczna obsada i naprawdę doskonała gra aktorska.
Zapytam z czystej ciekawości (jak ktoś nie chce, to oczywiście nie odpowie) - kupujecie czasami rzeczy z drugiej ręki?
Ja być może nie często, ale chętnie. Zdarza się czasami znaleźć coś markowego, co (zwykle) gwarantuje jakość za naprawdę "fajne pieniądze".
No nic, czas na śniadanie - bułka z serem czeka w biurku. Do tego herbata i wypadałoby wziąć się do "roboty"
Udanego dnia!
Witam w środku tygodnia
U mnie póki co słońce zagląda do okna,choć niebo niebiesko nie wygląda. Z Netflixa korzystam.Niedawno obejrzałam wszystkie sezony "The Crown'' i z niecierpliwością czekam na 5 sezon. Dziękuję za polecenie tego filmu.Chętnie obejrzę w wolnym czasie
Czasem zdarza mi się coś kupić z drugiej ręki,czemu nie? Niektóre rzeczy są bardzo dobrej jakości,tylko trzeba trochę poszperać
Dobra, bo słoneczna, środa
i chyba będzie fajna.
Czy kupuję?? - tak, niezbyt często, ale kupuję i mam takie ciuchy do ogrodu, pracy i na spacery.
Nawet do ślubu poszłam w ślicznych bucikach /chyba z usa/ za parę groszy.
Idealnie pasowały do sukienki i mojej za-małej stopy. Tylko z podbiciem już nie trafili, mam dość wysokie i ledwo wytrzymałam w nich do końca imprezy.
Oddałam je za darmo, niech inną uwierają.
Poza tym:
obiad mam, deser może upiekę a może nie, bo chcę doczyścić dom /od wczoraj działam, powolutku, z przerwami na miłe filmiki/.
Netfl'a nie mamy a hbo omija polskie produkcje, tych z dawnych lat wcale nie mają. Trudno, po raz enty obejrzę 'Legalną blondi 1 i 2 - uwielbiam komedie z 'przesłaniem, ciut feministyczne, ale bez zadęcia i nudziarstwa. Amerykanie mają talent, umieją tak podać temat, by wciągał, bawił i uczył.
Potem jeszcze dooglądam inne, mniej optymistyczne filmy czy krótkie seriale.
Obsada jest bardzo ważna, ale jeszcze ważniejszy dla mnie jest scenariusz, akcja albo czysta rozrywka /to rzadkość/.
Miłego dnia
Chodze dosc czesto po charity shopach, czyli sklepach, gdzie mozna zakupic cos fajnego za niewielka cene. Poza tym, takie sklepy to cud, bo maja nie tylko odziez ale i porcelane, wazony, ksiazki, rozne roznosci, ktorych nie kupisz w zwyklym sklepie. Zaden sklep nie ''pachnie staroscia'' wszystko zadbane i az przyjemnie sie wchodzi, bo to taki sklepik ze wszystkim ;)
My mamy Netflix, Amazon prime, HBO, Starz, Disney i hulu (to od córki , bo ma do czegoś w pakiecie).
Z kablówki zrezygnowaliśmy ponad rok temu, bo co miesiąc coś dochodziło do opłaty. Nie żałuję ani ciut.
I po roku, gdy wszystkie promocyjne opłaty dawno wygasły, ciągle z te serwisy płacę mniej niż za kablówkę.
Teraz pojawił się nowy operator internetowy, wczoraj dociągnęli światłowód do mojego domu.
I choć nie mam obiekcji do posiadanego odnośnie jakości, to cena wygra. Muszę zadzwonić i zapytać co mi oferują, oferta dla nowego klienta jest dużo niższa niż moja, niech choć trochę obniża, jak nie to do widzenia.
Że jeszcze tego nie zrobiłam, mają jeden z gorszych serwisów obsługi, więc sama myśl o czekaniu odrzuca. I płacę dużo.
Co do ciuchów używanych nie kupuję, choć nie mam obiekcji przeciwko noszeniu.
Powodem jest zapach w sklepie - bo albo śmierdzi stechlym, albo pachnie odświeżaczem powietrza, co ma takie samo działanie na mnie, powoduje drapanie w gardle.
Nie odczuwam potrzeby posiadania rzeczy markowych, kupuję tanie, żeby nie było żal wyrzucić, gdy się zniszczy (a z tym mam problem, noszę do dziur niemalże).
Ja przyznam się, że mam naprawdę mało rzeczy, ale nie ma we mnie takiej potrzeby żeby mieć co rusz coś nowego. Z tego samego powodu wolę kupić jedną rzecz a lepszą, niż kilka słabszych. Jeśli wybieram markowe, to bynajmniej nie ze względu na metkę, bo tę często odcinam ale ze względu na jakość. Takie rzeczy po praniu wyglądają znacznie lepiej i można je spokojnie nosić przez kilka lat No ale każdy ma swoje odczucia, przyzwyczajenia i tez inne potrzeby więc to jest najistotniejsze.
Oczywiście wybieram (jeśli trafi się okazja) rzeczy z drugiej ręki, bo przy "dobrych wiatrach" można mieć coś prawie nowego, w doskonałej jakości np. za 10% wartości. Ostatnio kupiłam w ten sposób sweter (Benetton) na licytacji z Allegro za 15 zł..
Ja mam sporo rzeczy.
I tak naprawdę marka nie ma dla mnie znaczenia, kupuję co mi się podoba, ma odpowiednią jakość i mieści się w akceptowalnym przedziale cenowym.
Teraz z racji pracy to głównie odzież sportowa i tzw casual.
Metki , jak nie są nadrukowane, wszystkie obcinam, bo mnie "gryzą ".
Nie kupię niczego z ordynarnie nadrukowanym logo firmy na zewnętrznej stronie.
W Stanach nie ma dużej różnicy w cenie pomiędzy markowymi a noname (w tym podstawowym segmencie), często te drogie są bardzo złej jakości, płaci się za naszywke.
Czyli u Ciebie jest przeciwieństwo tego, co w Polsce. Tutaj (w moim odczuciu) jak się chce kupić coś lepszej jakości, to trzeba wyciągnąć okrągłą sumkę. Jeśli wspominam o znaczących markach, to też nie dlatego, że mają one dla mnie znaczenie (metki wycinam) ale właśnie dlatego, że te rzeczy są lepszej jakości. Kupując z drugiej ręki nie czuję się "nabijana w butelkę", bo ceny markowych ciuchów są bardzo wygórowane.
Witajcie :)
Piekna i sloneczna pogoda, ale do tego strasznie wieje...
Pamietajcie dzisiaj jest SWIATOWY DZIEN KOTA
Kazdemu pupilkowi dzisiaj nalezy sie przynajmniej cieply przytulas :)
Mam malo czasu, wiec pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie :)
Milego czwartku
aż serduszko topnieje
Moje czekają na zabawki - ulubione piłeczki silikonowe co 'skaczą jak żywe.
Dzisiaj je dostaną
Witam. U mnie wieje, leje, kota nie mam... idę szukać mojego humoru, bo gdzieś się zawieruszył.
I co ?? znalazłaś już humorek lepszy albo i naj, naj??
Polecam spacerek, nawet krótki do sklepiku /jak u nas/, poprawia wszystko:
zdrowie, humor i urodę.
Moje dwie baby.
Po południu jakieś przysmaki dostaną, zabawek nie, bo i tak nie ma już gdzie trzymać.
Jak mąż wróci owinie im drapak, bo prawie cały sznurek wydrapaly.
Kupić jest ciężko nowy, bo Trixi nie akceptuje nowego, innego sznurka (a nawet nasz stały producent poszedł na cięcie kosztów). Mamy całą kolekcję drapaków. Dobrze, że Olivii wszystko jedno.
Mąż wziął kawałek sznurka ze starego drapaka i poszedł do sklepu, wybrać taki sam w dotyku (kupowaliśmy też przez internet, ale żaden się nie sprawdził).
U mnie dzisiaj letni dzień, potem znowu ochłodzenie, miejmy nadzieję, że ostatnie.
Niech już zacznie kwitnąć wszystko.
Obowiązki domowe kota
1. Kot musi bronić człowieka przed roślinami doniczkowymi.
2. Kot musi stale utrzymywać człowieka w dobrej kondycji, powodując, by się często ruszał i schylał zbierając długopisy, skarpetki, zapalniczki i inne drobne przedmioty.
3. Kot musi mocno trzymać zębami długopis, gdy człowiek próbuje pisać.
4. Kot musi stale przeprowadzać kontrolę i inwentaryzację w lodówce, nawet wtedy, gdy człowiek się temu sprzeciwia. Jeśli się sprzeciwia, to znaczy, że coś tam chowa i należy się tym zająć.
5. Kot musi w nocy co godzinę sprawdzać czy pod kołdrą człowieka nie łazi jakaś żmija.
6. Kot musi systematycznie trenować na wypadek niespodziewanego występu w cyrku. W tym celu kot musi od czasu do czasu urządzać skoki z karnisza na lampę, z lampy na zasłony oraz inne wskoki, przeskoki i przeloty.
7. Kot musi pomagać człowiekowi w czynności słania łóżka, uważnie sprawdzając czy żaden przedmiot nie dostał się pod prześcieradło.
8. Kot musi pamiętać, że sen dla człowieka to strata czasu, dlatego na widok śpiącego człowieka powinien natychmiast go obudzić, wskakując mu na brzuch, a jeszcze lepiej – na głowę.
9. Kot musi odganiać od człowieka złe sny. Jeżeli kot zauważy, że człowiek w łóżku przewraca się z boku na bok – powinien wskoczyć mu na głowę i rozpocząć egzorcyzmy.
10. Kot ma obowiązek każdego ranka przypominać człowiekowi, że „kto rano wstaje temu Pan Bóg daje” oraz że im wcześniej człowiek wstanie, tym więcej da mu Pan Bóg (i kotu też).
11. Kot musi dzielić się z człowiekiem wszystkim, co posiada. Ma obowiązek stałego oddawania mu części swojej sierści i wywalania z miseczki połowy jedzenia.
12. Kot ma obowiązek śpiewania, żeby dostarczać człowiekowi radość. Nawet, jeśli piosenka jest smętna.
13. Kot musi sprawdzać dlaczego ktoś nie domknął szafy albo szuflady.
14. Kot musi wiedzieć, co znajduje się we wszystkich pudełkach. Musi osobiście przekonać się, że są tam rzeczy bezpieczne i prawidłowo ułożone.
15. Kot ma obowiązek podczas snu człowieka, zagłuszać wszystkie dźwięki, głośno mrucząc mu do ucha.
16. Kot musi wysypiać się za człowieka, wszystkich jego krewnych, przyjaciół i sąsiadów razem wziętych.
Marta Dyner
Nie wiedziałam,że kot posiada własny kodeks
Za to jaki prawdziwy,dorzucę tylko od siebie,że kot nie musi ,kot może. Jak żaden inny zwierzak chodzi własnymi drogami i daje tyle miłości na ile go stać. A stać na wiele. Wspaniałe kociaczki
Tak, wszystko zgadza się - koty to straszne psoty.
I znają więcej skrótów klawiszowych od nas, a monitor przyciąga je jak magnes - nielubiany, bo odciąga naszą uwagę od ślicznych, kochanych i sprytnych milusich.
Mogłyby tylko pazurki chować gdy skaczą po naszych brzuchach i plecach bo głupio mi, gdy przy badaniu tłumaczę skąd mam te wszystkie 'sznyty.
Witam w bardzo wietrzny czwartek
Huczy u nas strasznie,choć nie aż tak, jak pokazują to w telewizji. Póki co drzewa są,dach też i oby tak dalej. Samopoczucie nie najlepsze,zdołałam zrobić na szybko spaghetti.
Piątek, piąteczek, piąteluniek Jupi!!!
Czekałam na ten dzień z niecierpliwością. Wreszcie jutro się wyśpię Każdego poranka brakuje mi jakiejś godzinki (tak myślę).
Jak tam przetrwaliście wiatry? U mnie wszystko w porządku. Rano już ani śladu po wczorajszym dzionku. Chodniki wyschły i niebo wyraźnie przejaśniało. nawet teraz jak patrzę, to widzę jakieś różowo - niebieskie odcienie. Piękne to jest.
Wczoraj zrobiłam sobie zakupy na weekend, co mnie bardzo cieszy. Tym sposobem pozostaje mi na dzisiaj ogarnięcie chałupki a potem już luzik
A jak Wasze plany weekendowe?
Hm...ciągle przychodzi mi na myśl nasza Alidab. Jak się czuje, jak sobie radzi...?
Dobrego dnia!
Witam :)
U nas dzisiaj najgorzej bedzie, wieje, zaczyna padac, jedno jest dobre, ze po poludniu ma juz nie padac, tylko wyjsc slonce Wtedy zrobie pranie
Nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo ;)
Milego piatku :)
Dobry piątek
słoneczny i cichy.
U nas wichury tylko zawodziły, jakby im kto płacił za lamentowanie.
Trochę bałaganu, szpargałów rozrzuconych i drobnych gałązek zerwanych.
Teraz już pięknie, jak prawdziwą wiosną /co przyjdzie za miesiąc/.
Na dzisiaj plany głównie porządkowe i może drożdżowe, ale nie wiem jakie - za dużo do wyboru, zanim zdecyduję co piec, to minie czas i ochota.
Na pewno wyjdę na słonko i nałapię promyków ile łapki pomieszczą.
Może roślinki przytnę albo chociaż podwiążę.
Udanego dnia :)
Mam dzisiaj wolne. Taki odpoczynek przed długim tygodniem.
Idę do koleżanki.
Na razie pada, jeszcze ciemno i jest ciepło na dworze plus 20, będzie tylko chłodniej.
Weekend zimny i od poniedziałku już cieplej.
Tylu ujemnych poranków w sezonie to nie pamiętam, ale rachunek za prąd prawdę mówi. Niezbyt fajną dla portfela.
Nie ma wyjścia, trzeba będzie zapłacić.
I znając życie, zamiast okresu oszczędnościowego, przejdziemy w klimatyzację. Ale ona nie bierze tyle prądu co ogrzewanie.
Budują naszą altane, już się cieszę na koniec, żeby rano wyjść z kawą.
Witam.
Trochę jeszcze wieje, choć słabo, ale słońce świeci i już lepiej. Jednak jutro znowu zapowiadają 120-130 km/godz.
Humor sobie poprawiałam, bo w osiedlowym sklepie pojawiły się nasiona, więc jak mogłam nie kupić. Muszę zrobić jeszcze jedno podejście po niedzieli, bo niestety, nie widzę dobrze i nie mogłam odczytać co napisane drobniej. Kurczaki, jestem na etapie, że widzę źle w okularach, bo mi przeszkadzają, a i bez nie widzę.
Teraz muszę coś wykombinować na obiad, no i może machnę jakieś ciasto, coś z serem z pewnością, bo ser już kupiłam.
Jutro będzie wątróbka drobiowa, bo narobiłyście mi apetytu w komentarzach, wiec nabyłam i ja.
Trzymajcie się zdrowo i nie dajcie się porwać wiatrom... mnie to nie grozi, bo jakoś wszystko, bez względu na to co jem, idzie mi w boczki, a więc i wagę odpowiednią mam. Choć tyle korzyści, że nawet wiatr 120 km/godz. nie da mi rady. Chyba, że się mylę...
Alman ja odkąd zaczęły mi przychodzić plusy jestem w takim stanie. W okularach nie widzę z bliska, bez okularów świat jest rozmazana plamą.
Do tego załóż zdejmij okulary przyprawia mnie o zawroty głowy.
Przestałam czytać książki, przestałam robić na drutach, bo zbyt duży dyskomfort.
Zaczęłam czytać na tablecie trochę, bo podświetlone litery- tyle, że potrzebuję całkowitego wyciszenia, bo inaczej ciągle zakładam okulary, sprawdzając co się dzieje, co powoduje zawroty głowy.
Do tego mam jeszcze inną wadę w minusach niż powinnam mieć zgodnie z badaniem, bo wszystko mi się rozjeżdżało, widziałam obraz podwójnie, w dwóch liniach. Najpierw czekałam na nowe okulary, żeby widzieć lepiej, potem odczułam wielką ulgę, gdy po po dwóch dniach prób przyzwyczajenia się do nowych, wróciłam do starych.
Teraz jedno oko mam z nową wadą, drugie ze starą. W kwietniu idę do okulisty, zobaczymy co wymyśli.
Witam sobotnio
Wywiało Was czy przywiało?
Ale szaleństwo za oknem. Na szczęście nie aż takie jak w Wielkiej Brytanii. Patrzyłam na ujęcia jak ludzie przewracali się na ulicy - oj, strasznie.
Na szczęście nigdzie nie muszę wychodzić. Zakupy zrobione więc można sobie organizować czas po domowemu.
Rano, przy kawie czytałam artykuł o poczuciu bezpieczeństwa, ale takiego, które znamy z czasów dzieciństwa. Kojarzycie takie momenty, które przychodzą na myśl, kiedy potrzebujemy się zanurzyć w "miłe wspomnienia"? Mam tu na myśli np. chwile kiedy mama otula ciepłą kołdrą, bo wydaje się jej, że jest nam zimno. Albo babcia przynosi kubek mleka z miodem i uśmiecha się tak łagodnie jak to tylko Ona potrafi. Takie wspomnienia z pewnością każdy z nas ma i one powodują, że kiedy po nie sięgamy robi nam się cieplej na sercu. Ponoć takie niby niewielkie rzeczy mają ogromny wpływ na naszą psychikę i zostają z nami często na całe życie. "Wygrzebujemy" je z pamięci, kiedy potrzebujemy poczuć się "otuleni".
Chyba ten deszcz nastroił mnie tak melancholijnie... A może macie ochotę opowiedzieć o takich, Waszych "ciepłych" wspomnieniach?
Zostawiam dzbanek gorącej herbaty z imbirem, cytryną i miodem. Częstujcie się
Witam,witam
U nas wieje strasznie.Pogoda taka,że tylko spać się chce. Miłe wspomnienia z dzieciństwa? Oczywiście,że mam,ale bardziej z dziadkiem niż z babcią
A to dlatego,że odkąd sięgam pamięcią babcia pracowała,a dziadziuś chorował i był na rencie. Bardzo o mnie i brata dbał.Zawsze czekał na nas po szkole z obiadem,który odgrzewal na maszynce. Jak byłam chora,pilnował,żebym leżała w łóżku opowiadając czasy swojej młodości,zwłaszcza te z czasów wojny..Niestety odszedł w wieku 62 lat.Jakby żył w maju kończyłby okrągły wiek. No cóż...
Z mamą mam najlepsze wspomnienia w kuchni.Uwielbiała gotować i potrafiła wyczarować coś z niczego.To od niej się wiele nauczyłam.Byłyśmy nie tylko matką i córką,ale także najlepszymi przyjaciółkami.Zawsze poznała kiedy miałam jakiś smuteczek.Raczyła mnie wtedy kubkiem ulubionego gotowanego kakao i do tego naleśniki z serem utartym z żółtkiem,cukrem,śmietaną i cynamonem. Jakie były pyszne,kto by się wtedy przejmował kaloriami
Urocze te wspomnienia. Fajnie jest je przywołać z pamięci, prawda?
Takie kakao i naleśniki, to musiało być najlepsze pocieszenie na wszelkie smutki
Heej ;)
Jesteśmy cali i chyba zdrowi - mamy tylko disco na łączach, a w nocy i rankiem wyłączali prąd, co mnie naj wkurza, co chwilkę piiiik, piii i tym podobne dźwięki.
Spanko takie sobie, do tego kociarnia marudząca i chyba przerażona ciut.
Ja najbezpieczniej czułam się u Dziadków - może to te stare góry, już wichrami i deszczami wygładzone, łagodne stoki i piękne polanki pełne kwiatków.
A może to, że 3y pokolenia żyły pod 1nym dachem, Babcia wszystkimi opiekowała się, broniła przed złymi natrętami, co bardziej byli ciekawscy niż groźni, ale dziecko tego nie wiedziało i chowało się za spódnicą.
Miała taką moc', hart ducha czy po prostu silny, stanowczy charakter i dawała wszystkim wsparcie i oparcie, jak nikt inny.
Najmilej zawsze było z Mamą, ale też czasami 'iskrzyło, krótko bo kto by pamiętał długo sprzeczki - ja na pewno nie.
Pewność i spokój chyba miałam w genach - że będzie dobrze i nic złego mnie spotka. Dopiero spotkanie z rówieśnikami i niektórymi nauczycielami uświadomiło mi, że moje bezpieczeństwo nie jest mi dane raz na zawsze i sama muszę o nie zadbać.
A co pysznego pamiętam?? - wszystko: desery kaszkowe i budyniowe polane sokiem z jagód, wiśni, buły i strucle z jagodami lub makiem czy serem...
Nawet rosołki z kurek podwórkowych, gdy mleczaki wypadały i nie mogłam gryźć mięsa lub klusek.
To sobie powspominałam
Pa :) udanego wypoczynku w domowym zaciszu
Oj, ależ piękne są te wspomnienia. Jest w nich (w moim odczuciu) najwięcej takiej troski o bezpieczeństwo. Wszystko ubrane w gęsty jak nie przymierzając babcina spódnica... Nawet nie wiem czy wówczas dziadkowie czy rodzice postępując instynktownie zdawali sobie sprawę, że tym samym już kształtowali charakter młodego człowieka. Z pewnością wiele im zawdzięczasz. Piękne czasy i naprawdę uroczo potrafiłaś je opisać. Mnie wzruszyło to wspomnienie.
Moje ciepłe wspomnienia z dzieciństwa to wakacje u babci na wsi. Mleko prosto od krowy i pajda chleba z powidłami, tzw pierogi z wiśniami i serem, ziemniaki ze skwarkami i zsiadłym mlekiem.
To oczekiwanie na tatę, na powrót z łakociami, zawsze było zdąży nie zdąży na święta.
I mama, ta co była zawsze, na każde kulinarne zawołanie. Kojarzy mi się z kopytkami, pierogami i paczkami.
Nie wiem czy wracam do tych wspomnień w złych chwilach, pewnie nie, bo jak się wali to dla mnie motor do działania, opracowuje plany awaryjne, to mnie uspojaja. Nie mam wtedy czasu na wspomnienia.
Moja altana ma już dach, jeszcze nie wykończony, ale jest.
Jakby było cieplej można już posiedzieć. Ale zimny weekend.
Moje dwie koleżanki mają covid.
Inna była na nartach w Austrii, wylądowała w szpitalu z zerwanymi ścięgnami (mieli spotkanie całej rodziny tam). Dzisiaj ma samolot do Stanów, o ile wypuszczą ją ze szpitala.
Mąż pakuje teścia do domu seniora. Pranie, zakupy, bo ludzie w tym wieku już niczego nie potrzebują, a bielizna woła o wymianę
Jak mu ciężko musi być. W ciągu ledwie dwóch miesięcy całe życie rodziców do góry nogami, ciężkie decyzje do podjęcia.
Wiesz co Ekkore, nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak bardzo ciężko jest teraz Twojemu mężowi. Gdyby chociaż miał Ciebie obok siebie. Zakładam, że z tego samego powodu Tobie też nie jest łatwo.. Co poradzić...
Wspomniałaś o swoim dzieciństwie . Jak widać też miałaś duże poczucie bezpieczeństwa i troski ze strony najbliższych. Chcemy czy nie to wszystko kształtuje nasze charaktery i daje fajny start na początku naszego wchodzenia w dorosłość. Myślę, że Ty zawsze byłaś silna i raczej szłaś zdecydowanie do przodu, prawda? Czy się mylę?
Teoretycznie nie powinnam być silna.
Byłam prześladowana w szkole za rude włosy, biedę w domu, za nadwagę (z perspektywy czasu, patrząc po córce, gruba nie byłam, tylko nie byłam chuda jak większość dzieci, przy innych dzieciach byłam ta największa).
W wieku 5 lat facet próbował mnie zgwałcić.
To wszystko powinno złamać mój charakter, tylko go wzmocniło.
Owszem nie lubię być na świeczniku, nie lubię przemawiać, wolę być w tle, anonimowa, choć potrzeba działania często mnie tam gdzieś umieszcza. Tyle, że nie jestem przywódcą naturalnym, nie czuję potrzeby dowodzenia ludźmi, więc wszystko to jednorazowe epizody, bo nie zabiegam o trwanie, wycofuję się.
Zawsze mnie zastanawia jaka bym była, gdyby nie te przykre sytuacje. Czy byłabym myszką, schowaną za plecami - bo to strach przed otoczeniem uwolnił jakieś zdolności organizowania, potrzebę bycia zdanym tylko na siebie.
Czy może odwrotnie - byłabym jawnym przywódcą, bez żadnych zahamować, granic, po trupach do celu.
Wiem tylko tyle,nic nie dzieje się bez powodu. A wychodzi na to,że te przykre przeżycia tylko wzmocniły Twoją osobowość,bo co nas nie zabije to nas wzmocni. O tym też coś wiem. W dzieciństwie byłam bardzo nieśmiała,w dodatku grubasek. Nie wiele trzeba było,żeby dzieciaki dały mi popalić. Niektórzy nawet byli przemocowi. Do dziś nie zapomnę,jak taki jeden z klasy popchnął mnie w śnieg i zaczął przydeptywać. Coś wtedy we mnie pękło i albo zacznę się bronić,albo mnie wykończą. Raz ,drugi się odważyłam i w końcu dał mi spokój. Marzyłam już tylko o tym,żeby jak najszybciej ukończyć tą podstawówkę i iść dalej do szkoły. W połowie 8 klasy kolejny cios-śmierć Mamusi..Myślałam,że tego nie przeżyję,ale musiałam być twarda,dla siebie,brata,taty no i babci,która przecież straciła ukochaną córkę. Całą miłość do niej przelała na mnie. Nawet często mówiła do mnie jej imieniem,ale zupełnie mi to nie przeszkadzało.
Kiedy tylko przeczytałam to, co napisałaś zaraz przeleciało mi przez myśl, że z pewnością w życiu tak jest, że nic się nie dzieje przez przypadek, że jest w tym jakiś cel. Potem zobaczyłam, że jest jeszcze wpis Goplany więc stwierdziłam, że napiszę to, jak przeczytam Jej komentarz. A tam już w pierwszych słowach pojawiło się to, co i ja chciałam napisać.
Ciężkie przeszłaś chwile, ale dałaś radę je udźwignąć. Pewnie część tej siły odziedziczyłaś w genach po kimś bliskim. Zakładam, że ogólnie jesteś postrzegana jako silna osoba (bez względu na to, co sama czujesz) i dlatego ludzie w jakiś sposób zaczynają się kierować w Twoją stronę czując to podświadomie. Jak sama mówisz jesteś "naturalnym przywódcą".
Wczoraj właśnie rozmawiałam z przyjaciółka o tym, że rodzice często próbują odsuwać od swoich dzieci trudne sytuacje, pomagają w rozwiązywaniu dylematów, ale to nie zawsze jest dobre, bo nie wzmacnia, nie uczy a w konsekwencji nie daje takiej siły na trudne chwile w dorosłym życiu.
Ps. Doceniam Twoją szczerość.
Wreszcie zrobiłam obiecane chrusty. Zwlekałam,zwlekałam,aż w końcu się zabrałam. Mężowski położył się spać,syn też,a córka w pracy. Spokój,nikt mi nie łazi po kuchni,więc zakasałam rękawy i do roboty. Macie ochotę? Proszę się częstować póki karnawał trwa. W czwartek będę robiła pączki. Co roku mam zjazd rodzinny właśnie na pączuchy,do tego jeszcze coś dobrego i na tłusto,w końcu to zapusty A teraz idę zrobić sobie złocistą herbatkę i obejrzę na Netfliksie ''5 porę roku'' którą poleciła Smakosia
Miłego dnia Wszystkim
Twoje faworki czy jak tam je zwał wyglądają obłędnie. Nie dość, że rumiane, to na dodatek chyba takie cieniutkie, jak ja lubię. Oj narobiłaś mi Kobieto smaku. Ech!
Z tego wszystkiego zrobię sobie teraz kawę, bo poczułam, że czas na smaczny przerywnik dnia Mniam!
Ps. Ciekawa jestem Twoich wrażeń po oglądnięciu filmu. Szkoda, że ja już po...
Dziękuję Smakosiu
Film obejrzałam i powiem Ci,że niemal od początku się wzruszałam,a na końcu to już całkiem. Film zdecydowanie z przesłaniem,że jesień życia to nie koniec,to może być początek czegoś nowego i bardzo pięknego,że w każdym wieku można się zakochać i pokochać
Ładnie to napisałaś... Bardzo się cieszę, że Tobie też tak się spodobał
Ale apetycznie wygladaja te faworki :)
Wz wrócił. Chyba gdzieś na wakacje pojechał.
Ja miałam dzisiaj nockę w pracy - 12 godzin normalnej pracy, trzy przerwy i powrót do pracy. I kolejne 12+.
Taki urok pracy chirurga naczyniowego, od naczyń sercowych. Jak wyjeżdżałam z domu, helikopter już dolatywal do szpitala.
Noc była ciężka, mała przeziębiona, kaszel budził ją co godzinę (mnie też).
Tyle, że ja może dospie na popołudniowej drzemce małej, pani doktor do domu wróciła o 2, po 5 poszła do pracy, wróci pewnie też po 5 po południu.
Witajcie
Myślałam,że WuŻet się ''wyłączył'' na dobre,choć miałam nadzieję,że jednak wróci no i jest,oby już na dobre,bo to niezbyt fajne wejść i zderzyć się z białą ścianą
Jutro wielki dzień,tzn tłusty dzień. Pączki muszą być,a jakże,takie na tłuszczu smażone z marmoladą śliwkową. Chętnych nie brakuje
A co u Was? Co słychać,jesteście tam jeszcze?
Jestem, a gdzie mam iść??
Już obleciałam wszystko:
fb - wużetowe i Bahati "Lukrową wyspę
szperałam w starych stronkach internetowych.
Nawet mam konto fb-kowe, ale nie jest mi tam fajnie ;((
Za dużo chcą wiedzieć i na starcie straszą płatnymi sms-ami.
Może poczekaliby aż zacznę tam zarabiać i wtedy liczyć za wiadomości.
U mnie ciasto wyrasta - niewiele bo z 1/2 kg mąki i 4ch żółtek + 1 jajo.
Taka moja modyfikacja przepisu od Miszki.
Upiekę: w tortownicy 8+3 i na blaszce, luzem ile wyjdzie.
Tortownica pojedzie do roboty a te z blaszki dla nas.
Nadzienie: powidła + połówki orzechów, polane czekopomarańczą.
Pozdrawiam
Ja robię jutro z samego rana,ale z z 1,5 kg mąki. Rodzina zjedzie na pączki i trzeba im do domu też dać,także trochę roboty będzie. Zarobiłabym nawet teraz ciasto,ale jak jutro smażenie to chba za bardzo by mi ''przerosło''. W końcu to nie chleb. A tak w ogóle miło Was widzieć dziewczyny. Mam nadzieję,że reszta nie znięchęci się i zajrzy
Hallo, tez myślałam ze to już koniec WZ ale uparcie tu zaglądałam i widać opłacało się.
O. witam, witam, znowu ten Pegasus nawywijał????
Czekałam cierpliwie, wiedziałam, że wróci. Nie miałam kogo popytać, bo syn na nartach z rodzinach, u nas ferie jeszcze. Pewnie znów ktoś zaniedbał coś i nie dokonał na czas opłaty... już tak było. Zresztą też kiedyś miałam coś takiego, bo mój blog jest "przykolegowany" do syna i on ma umowę na coś tam... ja się nie znam... i też kiedyś zapomniał wnieść opłaty i był brak dostępu przez 1-2 dni.
Miałam robić pączki, ale... nie chce mi się... i tak muszę się odchudzać, bo wiosna, co już pewne, będzie za chwilę.
Dobrze, że Was widzę... to WŻ to jednak...nałóg... gorszy niż papierosy.
Miłego wieczoru.
Witam po WZowej przerwie :)
Niestety mam komputer w spadku po synu i polskie znaki nie dzialaja, tak ze wybaczcie mi to.
Nieobecnosc WZ mozna wytlumaczyc tym, ze 22.02.2022 mial byc kolejny koniec swiata, wiec sie wylaczyl Sama data nietypowa, bo mozna ja czytac w obie strony :)
Paczki usmazylam troche wczesniej i jak sie uda to wrzuce fotke.
Koncze, bo jeszcze mnie czekaja niespodziewane urodziny u kolezanki i musze sie troche przygotowac.
Wspanialego wieczorku zycze ;)
Witam.
Pogodnie i słonecznie u mnie, ale... niezbyt fajnie, niezbyt bezpiecznie tuż, tuż... Wy jesteście daleko, albo choć nieco dalej, a ja? Szczerze, to jestem przerażona.
A miało już być piękniej, pandemia się cofa, wiosna nadchodzi...a tu bam i po radości...
Prawdę mówiąc nie dziwię Ci się tego przerażenia. ja choć mieszkam dalej wcale nie mniej się przejmuję. Wiem jednak,że na pewne rzeczy po prostu nie mamy wpływu. Pozostaje tylko wierzyć,że...
Ja czuję się jak na... samoloty lądują, samoloty startuję, w nocy to bardzo źle się kojarzy, w dzień tak nie słychać, bo ruch uliczny zagłusza, ale syn mieszka stosunkowo blisko lotniska, tam słychać też w ciągu dnia... bardzo...
Jakbym wróciła wspomnieniami do czasów 'okupacji sowieckiej /mieszkałam blisko lotniska - bombowce rosyjskie tam lądowały/.
A kit w oknach masz?? jeszcze - nasz odpadał gdy wielkie szyby drgały w czasie manewrów. Szklanki i kieliszki 'grały w szafkach. Przywykliśmy i nie robiło to na nas wrażenia.
No, aż tak źle nie ma, kitu w oknach to teraz chyba nie ma w ogóle, przynajmniej u mnie nie ma, szklanki nie spadają, szyby nie brzęczą... może te "hamerykańskie" są bardziej ciche? poza tym mieszkam od lotniska jakieś 15 km, ale jak lecą takie "bombowce" prawie nad głową, to ten dudniący odgłos robi wrażenie i nie powiem, ze przyjemne.
Mam to samo, od paru dni...
Kiedy stacje tivi z całego świata zaczęły non stop nadawać 'orędzie, to radocha przeminęła i już nie wróciła.
Może na chwilę, gdy wużet włączyli.
Odległości teraz są mniej ważne, ważniejsze sojusze do których nas na szczęście wciągnęli - dzięki nim teraz jest mi tylko smutno, ale nie boję się, już nie.
Słońce u nas świeci mocniej niż wczoraj, to idę złapać go ile wlezie.
Potem obiad mięsno-kapuściany chyba, deser mam pyszny pączkowy a pewnie jeszcze kolejne pączusie dojadą.
Pozdrawiam
Jakie piękne okrąglutkie pączuszki,czyżby to z tego przepisu co zawsze?
'niespodziewane?? fajnie, takie niespodzianki to ja lubię
100 lat dla Przyjaciółki.
A pączusie jak marzenie, profesjonalne mniammm.
Dziękuję Smosiu, ale do profesjonalizmu to im hohoho a moze i wiecej Goplana piękne paczki usmażyła i naprawde tam widać pełen profesjonalizm
Witam w tłusty czwartkowy dzień
Piszę w przerwie ,kiedy ciasto na kaloryczne dobroci sobie spokojnie wyrasta pod kołderką Jeszcze jakieś pół godziny i będę nadziewać przed smażeniem. Córka bardzo chce pączki z budyniem,ale nie wiem czy taki wkład przed byłby dobrym pomysłem dlatego kilka usmażę i nadzieję potem. Przede mną sporo pracy,ale co tam,jak taka praca to sama przyjemność 40 minut wyrabiałam ręcznie.
Póki co spadam do kuchni Życzę Wam udanego Tłustego Czwartku
Witam :)
Podziwiam, tyle siły w łapkach - po takim treningu możesz już boksować zawodowo.
U nas wyszły lepiej niż myślałam, bardzo leciutkie /chyba drożdże wyjątkowe i mąka delikatna/ nawet bez polewy smakowały nam bardzo.
Z czekoladą i skórką pomar. jeszcze lepsze.
Smacznego dnia, a przede wszystkim zdrowego.
Ostatnio kupiłam mąkę "Basia'' do ciast drożdżowych i z niej zrobiłam pączki. Od tak z ciekawości zobaczyć,czy dobra,no i bardzo dobra. Wyrabianie ciasta było samą przyjemnością,bo nie kleiło się,plasyczne,więc sobie tak wyrabiałam przez 40 minut,a może i ciut więcej
Witajcie w ten tłusty, czwartkowy dzionek
Uf! Jesteście! Strona działa.
Hej Wy tam - "człeki incognito"! Żeby mi to było ostatni raz, nie straszcie porządnych ludzi!
Widzę, że większość "pączkuje" a u mnie cisza w tym temacie. Tak się składa, że zwyczajnie ich nie jadam. Jakoś mnie nie kusi. Co innego faworki, ale póki co nie było okazji.
Jakoś ciężko się pisze radośnie przez te nadciągające co rusz nowe, niepokojące wieści. Najgorzej jak wariaci dorwą się do pieniędzy wtedy ich władza zamienia się w dramat dla zwykłych ludzi. Ech!
Mimo wszystko dobrego dnia
Hejka.
Niezbyt fajne wieści, ale to już drugi raz w ciągu ostatnich 10 lat. Jakieś 5 lat temu też była wojna na Ukrainie, dokładnie w Donbasie.
I wtedy też Białoruś poparła.
Koleżanki stąd bały się o rodzinę.
Ja pojadę po pączki- z Lidla, bo te są najbardziej pączkowe, czuć smak ciasta, a nie tylko cukier. I może nie smakują jak świeże pączki, tylko takie na drugi dzień, ale i tak to lepsze.
Będziemy z małą miały na lunch, a co.
W pracy byłam ponad 36 godzin, czekam weekendu żeby odpocząć.
Teoretycznie powinnam mieć jeszcze jedną nockę- czyli kolejne 24 w pracy, bo helikopter leciał do szpitala - ale chyba dali odpocząć jej, choć miała w nocy dyżur.
Mąż już na walizkach, jutro wylot.
Teściowa ustabilizowała się, mimo covidu. W myśl zasady co nas nie zabije... Mąż podpisał umowę z ośrodkiem w Kowarach na jej pobyt tam. Jak szpital będzie gotowy, przewiozą ją. O tyle dobrze, że tam pracuje pośredni członek rodziny, ona jest zakonnicą, ośrodek Caritasu. Dla męża to żadne pokrewieństwo, ale dla jego kuzyna już tak, rodzina z drugiej strony. To zawsze ktoś podejdzie, uściśnie rękę, powie słowo.
Teść w domu seniora, po pierwszym dniu nawet mu się podoba.
Dobrze, że trafił tam, że nie będzie sam. W połowie dnia był alarm, że zgubił leki, a sam je przekazał pielęgniarce... taki urok wieku, pamięć dziurawa jak sito (nie, że akurat do teścia, tylko ja sama czuję po sobie, jak z wiekiem coraz trudniej).
Dzisiaj pewnie będą świętować tlusty czwartek, czekam aż wstawią zdjęcia na FB. O ile wstawią, ale dla nich to forma reklamy przecież.
A na koniec historyczne pączki, z 2007 roku. Długo się naszukałam zdjęcia w komentarzach do przepisu nutelli. 15 lat od pierwszego wykonania, potem powtarzane co roku, razem z faworkami. Teraz, dla nas dwojga to szkoda zachodu, bo nie da się zrobić tylko 4 czy 6 pączków. A więcej trzeba zjeść. I już nie ma tej radości.
Apetyczne te Twoje pączki. Naprawdę ostatni raz robiłaś 15 lat temu? No ale fakt,jak nie ma komu jeść to lepiej kupić parę sztuk. Kupne też są smaczne,ale zależy w jakiej cukierni. Niektóre są tak zbite,że lepiej obejść się smakiem.
Pierwszy raz robiłam z przepisu nutelli. Wtedy dodałam zdjęcie. Trochę się naszukałam, co prawda i tak mniej gdybym miała odnaleźć gdzieś w plikach, z czasów, gdy zdjęcia były robione aparatem a nie telefonem. Byłam zdziwiona, że to tak dawno.
Wiele lat potem robiłam co roku - i pączki, i faworki, znajomi, koledzy dzieci w szkole i po szkole, dwa dni i wszystko znikało.
Teraz dla nas dwojga to szkoda zachodu.
Piątek, piąteczek, piąteluniek
Jestem jakaś poirytowana i ogólnie czuję, że potrzebuję się zresetować. Natłok informacji kłębi się w głowie, docierają z każdej strony i więcej niestety tych negatywnych. Wiadomo...
Dobrze, że jutro nie będę musiała iść do pracy. Może uda się choć trochę "oderwać".
Jak tam wasze czwartkowe świętowanie na tłusto? Podjedliście trochę pączków? Jakieś rekordy pobite?
Dobrego dnia
Pączki pożarte w dużej ilości:
domowe i kupne, wszystkie pyszne i słodkie.
Moje, wysłane do pracy eMa znikły co do okruszka - pewnie smakowały.
Dzisiaj też pączkujemy: z adwokatem, marmoladą różaną i ostatnie domowe.
Udanego piąteczku
Smakowały na bank,skoro nawet okruszek się nie uchował. Pewnie koledzy w pracy wychwalili jaką eM ma gospodynię w domu. Co swojskie to swojskie,a jeszce jak od zrobione,to niebo w buzi
Dzień Dobry w ostatni piątek Lutego
Przez to,co się dzieje nawet nie wiem co pisać. Myśli uciekają w jednym kierunku... Zauważyłyście,że przez to nagle o pandemii ucichło? Zupełnie jakby jej nie było.. Nie weszłam tu jednak po to,by jeszcze bardziej przygnębiać,wszak kawiarenka to nasza ostoja i spokojna przystań.
Jak wiecie wczoraj robiłam pączki.Narobiłam się,ale było warto.Rodzinie smakowało a więc Tłusty Czwartek został pomyślnie zaliczony. Rozdałam prawie wszystko.Dla nas zostawiłam na dziś 4 sztuki. Przed chwilą właśnie skonsumowałam do kawy. A właśnie wstąpicie na małą czarną?
Jak Wam minął wczorajszy dzień i jak udały się wypieki?
Na małą czarną zawsze, do niej pączuś domowy i już jestem w niebie.
Widziałam zdjęcie w komentarzach - podziwiam i oczami pożeram kolejne sztuki.
Nigdy takich nie wysmażę, to mnie przerasta /albo bym spaliła, albo surowe środki miała i do tego popękane/.
Gratuluję
Dziękuję Smosiu Starałam się,by temperatura smażenia była odpowiednia i żeby pączki mogły swobodnie pływać. Jak idę na łatwiznę i nawalę pąków ile wlezie do smażenia,to mi takie nie wychodzą. Tylko lekko oklapciałe No cóż tu oddzywa się u mnie nadmierna oszczędność Jednak nie ma co,zwlaszcza jak się robi dla kogoś. Warto
Ja tez Goplano serdecznie gratuluje, Twoje paczki są obłędne
Goplano pomyśl a dlaczego tak od razu na całym świecie skończyła się pandemia?
Trzeba zrobić pobory do wojska i inne rzeczy o których nam nie mówią a pandemia to tylko kłopot dla rządzących. Jeden strach został zastąpiony drugim strachem.
Trzeba moim zdaniem szukać prawdy, bo nie wszystko co jest w mediach, jest prawda. Dzisiaj np. w BBC mowili, ze zdjęcia czy filmy na Ukrainie są stare, czyli wyciągnięte z jakiegoś archiwum na potrzeby danej sytuacji. Z tego wynika, ze trzeba segregować wszystkie informacje, szukać prawdy i nie wpadac w panike, bo to szkodzi naszemu zdrowiu. Co ma byc to bedzie, my i tak na to nie mamy zadnego wplywu, jak to ktoś wspomniał powyżej.
Wazne, żeby mieć troche dodatkowego jedzenia, troche cieplej odzieży, swiece, latarki, zapalniczki i plecak z opatrunkami i małym spirytusem, żeby w razie czego móc szybko chwycić plecak i ewakuować się. Nie pisze tego po to, zeby straszyc, ale zebyscie takie cos sobie przyszykowaly, wtedy jest taki mały komfort psychiczny, ze w razie czego mam minimum uszykowane. Wtedy i mniej nerwów i życie jakby spokojniejsze...
Pozdrawiam :)
Pomyślałam o tym.. a co ma być to będzie..to mój wpis. Po śmierci Mamy wychowała mnie głównie Babcia. Od czasu do czasu wspominała o robieniu zapasów,o kuchni z podkową,by nie się jej nie pozbywać,bo jak będzie wojna...jak będzie wojna..nie,jakby była,ale jak będzie... Do dziś mi to wybrzmiewa w uszach. Ufam jednak,że będzie dobrze,ale trzeba być gotowym,w razie jakby licho zaskoczyło
https://www.msn.com/pl-pl/styl-zycia/moda-i-uroda/2-marca-2022-roku-nie-przegap-tej-daty-w-kalendarzu-b%C4%99dziesz-mie%C4%87-wtedy-prorocze-sny/ar-AAUfb6Z?ocid=msedgntp&fbclid=IwAR1CJWJ6KvDBcJkLaeGUO_8Q6dgTelUWg0oChwEjy6McEQdtB_odVx-1PLA
Dzięki za fajny link, zobaczymy czy się sprawdza sny 2 marca ;)
w BBC mówili? oglądam na żywo co się tam dzieje, nasza tv i nasi reporterzy przekazują i pokazują...
a te pełne pociągi uciekinierów? po kilka dziennie przyjeżdża... a te tłumy na granicy, ludzie uciekają czym kto może, niektórzy pieszo... ojciec żegna rodzinę i zostaje, matka z dziećmi przechodzi na naszą stronę...
przepraszam, ale powiem tak - syty głodnego nie zrozumie. Czasem lepiej nic nie mówić... Smutno mi... i nie mogłam przemilczeć...
Alman dobrze, ze mowisz, bo sytuacja musi być jasna. Jeśli faktycznie to widzisz na własne oczy, to Tobie wierze na 100%
Jednak telewizji nie ufam, bo nieraz sie na niej poslizgnelam...
Pozdrawiam :)
Ja też średnio wierzę telewizji. Każdą scenę można wyreżyserować. Sztuka reporterska zanika, jest głównie żerowanie na sensacji .
Nie oglądam CNN, zresztą żadnych wiadomości, bo denerwują mnie narzucaniem opinii, zamiast przekazywaniem faktu. Bez względu na poglądy polityczne, wszyscy kreują fakty a nie je przekazują.
Ale krąży już filmik z telewizorem z wiadomościami CNN o Melitopolu, gdzie podkładem jest gra na xbox. A nie działania wojenne.
Wyszłam w informacje - jedne mówią, że miasto w rękach Rosjan, inne, że nie.
I najśmieszniejsze w tym, że wszystkie powielają ten sam tekst, bez względu na to, którą informację przekazują (tak jakby były dwa przeciwstawne bazowe teksty, które są przytaczane, w zależności od narracji).
Alman, wszyscy czujemy podobnie, jak Ty. Jest to z całą pewnością dramat tysięcy ludzi i patrząc co się dzieje czujemy naprzemiennie lęk i złość a najmocniej bezradność. Jednak nie da się ukryć, jak wspominała Nadia i Ekkore, że TV żywi się sensacjami i manipuluje obrazem tak, żeby mieć "mocniejszy" przekaz. Nie wątpię, że czasami będziemy oglądać materiał po 100 razy ten sam a czasami wygrzebany z archiwum. Co nie oznacza, że tylko taki jest nam podawany. Sugestia dziewczyn jest słuszna i ja się pod nią podpisuję, że media manipulują informacjami żeby prześcigać się w dramatyźmie, który sam w sobie jest tak ogromny, że już niczego więcej nie trzeba.
Często oglądam o godz. 19-ej Fakty na TVN, ale jestem tak wkurzona na to, w jaki sposób próbują oddziaływać na odbiorcę, że aż mam ochotę wyłączyć telewizor. Wczoraj chwilę przed wejściem spikera była 30 sekundowa "wlepka" czyli coś jak teledysk - obrazy dramatyczne, szybko przemykające a do tego podłożona dramatyczna muzyka. Czy my jesteśmy jakimiś głupkami, którzy nie rozumieją dramatu ludzi i trzeba nam podawać materiał w pigułce i to w przeraźliwej formie? Jaki jest w tym cel? Eskalacja strachu? Przyciąganie widza? Ech, ręce opadają na to wszystko. Trzeba mieć otwarty umysł i nie wolno do końca wierzyć przekazom medialnym. Z pewnością wszyscy to wiemy, ale w tych emocjach często dajemy się wciągnąć w różne manipulacje.
Mimo wszystko mam nadzieję, że ta wojna nie "rozciągnie się" na inne kraje, że uda się zatrzymać "chorego człowieka".
Smakosiu,napisałaś dokładnie to, co i ja myślę,tylko nie potrafię ubrać w słowa. Ty zrobiłaś to po mistrzowsku,dziękuję
Nic dodać ,nic ująć.
Ja bbc'i akurat ufam, może dlatego że wyłapuję tylko sens główny komentarzy lub wypowiedzi a niuanse, manipulacje umykają bo za słabo przykładałam się do angielskiego.
TVN wg mnie też jest wiarygodny.
Niestety tvp najbardziej manipuluje nami, widzami i to mnie wkurza najbardziej bo nie za to im płacimy haracz/abonament.
Witam i posyłam słonko :)
Odtajam po maratonie pączkowym.
Plany domowe napięte, nadal daleko mi do perfekcyjnej pani domu, a nawet jeszcze dalej niż kiedyś. Z projektu lejdi też by mnie wylali a rozenkowo-majdanowa tak się starała
Poczytam, popatrzę i przegryzę swoje kiełki słonecznika, soczewicy.
Moja cebulka 'wodna nareszcie wypuszcza szczypior, w tym tempie na Wielkanoc zdąży i natnę ciut zielonego do jaj.
Kapucha jest, nawet fajnie wyszła, więc obiad z głowy.
Mogę łapać mop i ścierki w dłoń, tylko tivi wyłączę, bo mnie osłabia.
Pozdrawiam Wszystkich
A mi z krupnika wyszła kasza na gęsto Jest dobrze przyprawiona, wiec do tego trochę swojej kapusty kiszonej i jedzonko gotowe
Hejka w piątek.
Ostatni dzień pracowego maratonu, przyszły tydzień luźniejszy. Jutro śpię do oporu, obudzę się u boku małża, jeżeli wszystko pójdzie bez przeszkód. Córka jedzie go odebrać na lotnisko, ja jestem tak padnięta, że nie wiem czy hałas otwieranych drzwi będzie w stanie mnie zbudzić (powinni być w domu przed 2 w nocy). Tym bardziej, że wstałam (obudziłam się) po 3. Mała sprzedała mi wirusa, jej już przeszło, a mnie będzie męczyć przez weekend. Na wszelki wypadek zrobiłam test, negatywny.
Wieści straszne, aż się serce kraje.
Rodzina męża we Lwowie, moja blisko granicy z Ukrainą.
Moja córka dostała się na magisterkę, zaakceptowali ją. Jestem taka dumna.
W maju kończy licencjat i na jesieni zacznie drugi etap.
W planach ma męczenie wysiłkowe sercowych. Taką będzie miała specjalizację. Czy na tym poprzestanie, czas pokaże. Może się skusi na medycynę jeszcze.
W przyszłym tygodniu będzie miała badanie snu w kierunku narkolepsji. Ona of dawna ma zaburzony sen, ale zawsze było składane na karb bycia sową.
Chyba się wystraszyła, gdy kilka dni z rzędu spała po 16 godzin, nie wstała do pracy.
Miała już badania na cukrzycę, insulinoopornosc, bo zapadała w sen po posiłkach. Nic z tych rzeczy.
Jak poczytałam o chorobie, wszystkie objawy pasowały do niej. Nie przyszły jednego dnia, tylko powoli, po trochę.
Ja nigdy nie dzwoniłam do niej przed południem lub nim sama się nie odezwała, bo nie pamiętała o czym rozmawiałyśmy. Tyle, że zawsze myślałam, że to takie wymyślanie, niech matka nie budzi.
A to może być problem z genem 7.
Przychodnia jest na tyle zaintetesowana badaniem, że sami zaproponowali jej, że może od ręki płacić minimalną miesięczną kwotę, bez wymaganego zadatku bo oni chcą zrobić to badanie. A kosztuje ponad 3000 dolarów. Może w 3 lata spłacimy.
Nie mogą jej potraktować jako projektu badawczego - bo na to trzeba mieć zgody, pozwolenia, fundusze.
Mój mąż już na lotnisku, przetestowany.
Kupił mi moje ulubione perfumy.
Poza tym przywiezie zapas biustonoszy i majtek do tego, to już kupiłam sobie sama.
Witam w ostatnią sobotę miesiąca
Jak prędko czas leci..jesteśmy już u schyłku lutego.
Dosłownie za progiem stoi marzec. Co nam przyniesie? Na pewno wiosnę i nadzieję,że mimo zawirowań z jakimi przyszlo nam się zmagać od dwóch lat i z obecną sytuacją -damy radę.
Cieszmy się z małych rzeczy jak zatytułowała Kawiarenkę Smakosia.
Pozdrawiam Wszystkich z głębi
Fakt, czas gna jak jakiś pendolino, nie zatrzymuje się, nie zwalnia.
Mam męża w domu. Tym razem bez żadnych przygód, opóźnień.
A ja zasmarkana, chyba pierwszy raz od początku pandemii jestem naprawdę przeziębiona. Nie, żebym się czuła mocno chora, ale z nosa leci, tony chusteczek.
Ostrego wirusa mi mała sprzedała.
Testowałam się dwa razy, negatywny.
Dobrze, że zakupy zrobiłam razem z pączkami, to damy radę wytrwać do przyszłego tygodnia.
Wygrzeje się w domu, do poniedziałku będzie lepiej.
Z kina pewnie nici, no chyba, że do południa mi się jakoś poprawi.
Dzisiaj zrobię placki z cukinii, a jutro gołąbki z "ryżem" z kalafiora, ludzie zachwalają. Ja bardzo lubię ten potarty kalafior, wyobraźnia mi podpowiada, że to będzie dobre. Zwykłych ryżowych mój mąż by nie ruszył, ma uraz z dzieciństwa, gdy musiał jeść, a gołąbki teściowej niedobre (z mięsa podsmażonego a nie surowego, a to kolosalna różnica w smaku).
Ale jak ugotuję zupę gołąbkowa, to je aż mu się uszy trzęsą. Tyle, że nie nazywam przy nim jej tak, kapuściana z ryżem, hehehe.
To idealnie,że małżonek dotarł bezpiecznie do domu bez zbędnego czekania na lotnisku. A to naprawdę rzadkość. Współczuję samopoczucia.Gdy mnie dopada katar to niestety najgorszego kalibru. Nie mogę normalnie oddychać nawet przez usta. Na szczęście dopada mnie najwyżej raz do roku.
Co do gołąbków,to my lubimy,tradycyjne mięso+ryż,z tymże tego ryżu jest więcej i musi być baaardzo dobrze doprawione. Zupę gołąbkową zdarzyło mi się 2x ugotować ,ale niestety nikt amatorem tej zupy nie został. No nie podchodzi nam i już Kalafior lubimy,ale częściej jadamy brokuła. Np dzisiaj mężowski dał do swojej potrawki po hindusku.
Na jutro mam już przygotowany obiad,żeby nie siedzieć pół dnia w kuchni. Jedynie rosół nastawię wcześnie rano.
Ja zawsze u mamy gołąbki zamawiałam.
A ona dla mezowatego osobne coś robiła.
I jak zupa nam smakuje, tak odwrócone gołąbki (czyli mielone z ryżem i posiekaną kapustą) były porażką, kompletnie nam nie podeszły.
Każdy ma inne smaki.
Zupy gołąbkowej nigdy nie robiłam, bo podejrzewam, ze tak jak u Goplany smakoszy bym nie znalazła. Natomiast gołąbki robimy, ale ryż i mięso mielone zawinięte w liście kapusty a nie siekanej. Natomiast moja koleżanka wychowana była na gołąbkach, które się robiło z kiszonych liści kapusty, czyli ryż i mięso mielone, tylko zawinięte w kiszone liście kapusty. Każda tradycja jest inna :)
Ja też tradycyjne tylko robię. Zawijane w kapustę,najczęściej białą,bo za włoską nie przepadamy. Choć czasem zrobię,nie powiem,że nie. Natomiast oszukane gołąbki niby dobre,ale to nie to. Poza tym zawsze mi się rozwalają.Zamiast zgrabnego kotlecika wychodzi mi zwykły kulfon Tzn wychodziły,bo ostatnio robiłam takie chyba z 10 lat temu,jak był na nie taki hit
Ja kilka lat temu odchudzałam się dietą zupowa. W trzy miesiące schudłam ile chciałam.
Jako, że nie lubię powtórek, to wymyślałam nowe zupy. Prawie wszystkie ulubione dania ugotowałam w postaci zupy, ale tak uczciwie- wszystkie składniki musiały być w zupie.
Albo gotowałam zupy świata. Nowe, których nigdy nie jadłam.
Przez te 3 miesiące ugotowałam jakieś 85 (mam tyle zdjęć w katalogu zupy) zup, może z kilkoma powtórkami w trakcie - ale było ich niewiele.
Po diecie zostało mi, że przestały mi smakować zupy gęste, nawet jednogarnkowce teraz gotuję jako zupy.
No oczywiście,że każdy ma swój smak i przyzwyczajenia kulinarne. U nas np delikatne jedzenie by nie przeszło. Musi być dobrze doprawione,ale nie słone. Soli unikamy,dodaję minimalne minimum. Raz ze względu na nadciśnienie,a dwa,że po prostu sól zabija smak. Zioła doskonale ją zastąpią.Co innego przetwory,ale to już inna bajka. Pamiętam zdziwienie mojej koleżanki,jak będąc u niej latem jadłam świeżego ogórka czy pomidora bez dodatku soli. Nie mogła się nadziwić,że można tak jeść
Ogórek jako jedyny u mnie potrzebuje soli. Ale tylko obrany.
Bo jak pokoje w plasterki ze skórą, to już bez soli.
Pomidorów wręcz nie cierpię z solą, stają się bezpłciowe.
Sałatki na bazie zielonej sałaty nie sole wcale. Te na obrobionych cieplnie składnikach nie sole, produkty składowe są solone w trakcie obróbki.
W moim mniemaniu nie używam dużo soli, choć w porównaniu do osób bezsolnych może wydawać się sporo.
Jedzenie musi mieć smak- im bardziej ostre czy ziołowe, wtedy mniej soli, nie jest potrzebna.
Wedzonki lubię natomiast tylko z solą (peklosol), wtedy najbardziej czuję smak mięsa, najbardziej mi pasuje.
Kiełbasa, metka muszą być doprawione.
Nie lubię solenia potrawy na talerzu, wtedy wydaje mi się, że jem sól. To wszystko musi się przegryźć, wymieszać. Wyjątkiem są frytki.
I chyba mniej mi nie smakuje całkowicie nieslone niż posolone po wierzchu.
U Mamy najlepsze,wiadomo. Moja jak żyła to często robiła w gęsiarce na gazie i ja robię tak samo. Nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się robić w piekarniku. Zawsze duszę w sosie pomidorowym jak Mamusia. A sos z wody po obgotowaniu kapusty. Daje bardzo dobry posmak. Zdarzało mi się też robić gołąbki z przepisów WŻ i za każdym razem smacznie. Ostatnio wypatrzyłam gołąbki z kaszą i pieczarkami. Dodam,że nigdy nie robiłam i nie wiem czy będzie smakować ,ale czemu by nie spróbować? W końcu kasza bardzo zdrowa. Robiłaś kiedyś?
Ja nie robiłam, nie jestem wielkim fanem kaszy. Więc pewnie nie zrobię.
Lubię mazurską, u mnie nie ma, tylko pęczak (a krupy kojarzą mi się z wyrwanymi zębami). Nawet w polskim sklepie, ostatnio jak kupiłam perłową, nie zwróciłam uwagi, że ruska - i też jest pęczak.
Witam wieczornie.
U nas cisza, szok i modlitwy o szybki koniec wojny. Po szybkich zakupach spokojne domowe zajęcia. Nawet gadać nam się nie chce.
Spokojnej nocy Wszystkim.
Gdyby ktoś był chętny, może podpisać petycję.
Pomóżmy Ukrainie: STOP the war
Smosia, jak zwykle swietna jestes...............nie wazne golabki.
Bo wiesz, ja nawet apetytu nie mam, szukam na siłę roboty by nie myśleć.
Gołąbki to ja lubię podglądać jak fruwają wolne i piękne.
Witam niedzielnie
Kawa wypita. Teraz wstawiłam wodę na herbatę. Mróz ozdobił samochody na biało i mimo, że świeci słońce wszystkie nadal zmrożone. Piękny dziś poranek. Słońce potrafi dawać taką energię, że aż nie do wiary. Zupełnie inaczej się wstawało.
Wczoraj nadrabiałam różne zaległości i zupełnie nie wiem kiedy mi zleciał ten dzień. Chciałam oglądnąć jakiś film, ale nie znalazłam nic ciekawego. Nie miałam ochoty na jakieś płytkie treści więc odpuściłam. Prawie cały dzień słuchałam muzyki. Potrzebowałam zresetować głowę od natłoku przekazów TV. Czasami trzeba, bo przed nami kolejne dni i kolejne wiadomości.
Noooo ciekawa jestem co mi się przyśni 2 marca i czy będę pamiętała ten sen Skoro to ma być wyjątkowa noc kiedy potrafimy odebrać informacje z naszej podświadomości, to fajnie by było zapamiętać.
Ekkore, świetnie, że już masz męża w domu. Teraz tylko wracaj szybko do zdrowia. Mąż pewnie też musi się teraz jakoś "po domowemu" wzmacniać, bo po takich "obciążeniach" jakie przeszedł organizm zwykle się osłabia.
Jutro ostatni dzień lutego i próbowałam sobie przypomnieć która dziewczyna pisała, że marzec jest jej ulubionym miesiącem i chętnie rozpocznie wtedy Kawiarenkę...? Ktoś morze kojarzy kto to taki? Komu przekażę pałeczkę?
Mam nadzieję, że słońce zaświeci dziś u każdego. Dobrej i zdrowej niedzieli!
.
Ja również witam w mroźną,lecz słoneczną niedzielę
Nie pamiętam kto pisał o marcu,za to maj zaklepała Alman.
Mnie niestety 3 miesiąc roku nie kojarzy się najlepiej,ale kwiecień już chętnie ''wezmę''
Jeśli chodzi o tv,to ograniczam oglądanie do minimum. Wolę coś w tej kwestii zrobić,niż siać dalej propagandę klęski. Poza tym uważam,że wkrótce to wszystko się skończy i wojska rosyjskie zaczną się wycofywać. Cały świat jest przeciwny wojnie,a Putin nie jest Bogiem.
Dobrej i spokojnej niedzieli
Marzec chyba dla mnie?? czy ktoś chętny do częstowania marcową kawą i herbatkami?
U mnie smutno i nadal cicho, na szczęście ptaki świergolą o wiośnie, albo tylko proszą o karmę.
Nikt nie jest bogiem, nawet kandydatem na bóstwo nie.
Im wcześniej to pojmą 'bogi, tym lepiej dla wszystkich, dla nich też.
Dobrze powiedziane
Ale super, że będziesz naszą marcową gospodynią Już się cieszę. Masz w sobie dużo pozytywnej energii i często nią zararażasz
Smosiu,ale fajnie,że będziesz ''patronować'' marcowi
To już za dwa dni,aż trudno uwierzyć,że to tak leci. Nikt nie jest bogiem,ale istnieją takie dusze,które myślą,że nimi są. I właśnie prezydent Rosji jest o tym przekonany. Myśli,że jest niepokonany,że zawładnie światem strasząc nawet bombą atomową. Hitler też tak myślał,podobnie Stalin,wszyscy mogliby sobie rękę podać. I pewnie podadzą,w
Witam niedzielnie :)
bez słonka i dość chłodno.
Czas obiadek montować - pojęcia nie mam jaki??
Wczoraj kupiłam wszystko co chciałam, to mogę wybierać aż do kolacji...
O ulubionym marcu" nie czytałam, tylko o maju - to dla Alman.
III wypada chyba dla mnie??
Jak nie wpadnie chętna duszyczka to mogę smęcić marcowo.
Radocha ze mnie uleciała i nawet kolejne kawusie nie pomagają ;((
Pozdrawiam
Ja już lepiej. Szybki, mocny wirus. Całkowicie jak u małej.
Mój mąż z tych co " co mnie nie zabije to wzmocni". Popłacze, pobiadoli na początku, jaki to on biedny i nieszczęśliwy, a potem zwiera pośladki i działa. Ja sama jestem w szoku ile on zrobił w tak krótkim czasie.
Teść się zadomowił w domu opieki. Czuje się jak senior na wczasach.
Kuzyn był go odwiedzić w piątek- mówił, że to nie ta sama osoba. Jak dalej tak pójdzie to ciągnie do setki.
Mój teść to czaruś i żartowniś. Umie rozmawiać z kobietami, choć to tylko miłe słowa, po rozmowie z nim każdemu robi się weselej. W ośrodku prawie same kobiety, to one zagadaly do niego. I poszło.
Samotność, pustka zostały zakopane, oby na zawsze.
I już niedziela.
Muszę się brać za te gołąbki, same się nie zrobią.
Jutro do pracy, ale to krótki tydzień, zaczynam o 9. A może jakieś wolne mi dadzą, nie będę protestować.
To bardzo dobre wieści,że teść się czuje jak u siebie. A jak z niego taki czaruś to z pewnością się zadomowi na stałe. Zwłaszcza,że pracują tam dobrzy ludzie,a jak wiadomo,nie zawsze tak się zdarza.
Być może tesc mial tam trafić i rozweselać inne osoby a zarazem siebie, bo to co daje innym , to wszystko wraca do niego - Super ze się zaaklimatyzował w tak piękny sposób
Witam niedzielnie :)
U nas pogoda słoneczna, jednak jest bardzo zimno.
Mąż zrobił dzisiaj na śniadanie omlet z papryka czerwona, cebula i serem żółtym, jednak po zjedzeniu zaczęła mnie glowa bolec, a u niego wszystko w porządku. Jeśli chciał mnie otruć, to próba nieudana Oczywiscie zartuje, żeby ktoś nie wziął tego na poważnie ;)
Dziewczyny wklejam wywiad z Polakiem, który był na Ukrainie, jak to sie wszystko zaczelo. Mysle, ze material jest wiarygodny. Niestety od wczoraj autor tego wywiadu Krzysztof Woźniak tzw.Ator, dostaje pogróżki nawet w stosunku do jego małego dziecka. Bardzo prawdopodobne, ze niedlugo ten wywiad zniknie. Prawda nie moze utrzymywac sie zbyt dlugo na wierzchu. Jak ktos chetny to zapraszam do obejrzenia i przemyślenia.
https://www.youtube.com/watch?v=RfF8L9Xqx2Y&ab_channel=wideoprezentacje
Pozdrawiam serdecznie i zycze milej niedzieli :)
Dziękuję za link. Wysłuchałam i przyznam, że daje to do myślenia...
Ps. Też czasami słucham Atora. Oprócz tego Jackowskiego i Bernatowicza.
Jackowskiego lubię też słuchać, bo ma taka mądrość życiowa, tak mi się wydaje, natomiast Bernatowicza chyba ze dwa razy słuchałam, ale moze wroce do niego.
Witam w ostatni dzień lutego
Zleciało prawda? Kiedy zacznie się marzec, to jeszcze częściej będziemy myśleć o wiośnie. Dobrze, potrzebujemy czegoś pozytywnego.
Dziś rano był ostry mrozik ale za to teraz mam przed oczami piękne, niebieskie niebo.
Dziś mam konwersacje z angielskiego więc popołudnie zajęte i trzeba szybko gnać do domu. Chętnie bym sobie zrobiła jakiś mały spacer - no trudno. Może jutro...?
Jak się trzymacie, jak sobie radzicie z emocjami?
Dobrego dnia
Witaj Smakosiu
Przede wszystkim dziękuję za pięknie poprowadzony luty Starałaś się by w kawiarence było gwarno zapraszając na gorącą herbatę podsuwając różne tematy
Pytasz jak tam emocje. Już trochę opadły,choć nadal czuję złość w kierunku wschodniego przywódcy. Tyle ludzi musi cierpieć z powodu jednego szaleńca,któremu wydaje się,że żyje w latach 40-tych XX wieku. Przepraszam już
U nas dziś lekki mrozik. Spokojnie,nie wieje,nie pada.Jedynie rano popruszył sporymi płatkami z 10 minut śnieg. Na obiad nie specjalnie się wysilam.Zostały z wczoraj kluski śląskie i kapusta czerwona. Na deser zrobię galaretkę z owocami
Jeszcze raz dzięki za prowadzenie lutowej kawiarenki
Ze smutkiem zegnam lutowy watek Smakosi ale z radoscia przywitam sie jutro ze Smosia.
Dobry poniedziałek :)
właściwie piękny - słoneczny i prawie bez wiatru.
I tyle radochy na dziś.
Wczoraj nadgodziny w kuchni zaliczyłam - zroślaki wytrawne machnęłam i karczek duszony w dżemie aroniowym + śliwki wędzone.
Smaczne, chociaż nie wyglądało - kolor zbyt ciemny, przypalony.
Tak, oszczędzajmy i papier i zdrowie, bo życie daje nam wycisk.
Może będzie lepiej, wiosna ciepłem ogrzeje i gaz już nie będzie potrzebny...
To do jutra, otwarcie chyba późnym rankiem, jak domowe stado oporządzę .
Witam w ostatni dzień lutego - Poniedziałek :)
U nas wczoraj było zimno, ale słonecznie, natomiast dzisiaj jest zdecydowanie cieplej, aczkolwiek mniej słońca a więcej chmur sie pojawia. Krokusy od razu rozchyliły swoje kielichy i kusza latających gości ;)
Z tego względu, ze to ostatni dzień tego miesiąca, to chcialabym serdecznie podziekowac naszej wspaniałej gospodyni Smakosi i powitać nowa gospodynie Smosie :)
Upieklam zebre i zrobiłam kawę mokka, bez syropow i bez cukru, jak ktos taka lubi to prosze sie czestowac, a zebra jest dla wszystkich, którzy zachodzą do kawiarenki, nawet tych milczących, ale przede wszystkim dla Smakosi i Smosi, tak w podziękowaniu i na zachętę
Piekę jeszcze chleby, bo moj woli te moje niz kupne, więc niech ma a co! :) Skoro zamówił mi porcelanowa podkładkę pod lyzke z kotem, bo poprzednia zbiłam. Kiedy kawiarenkę odstawiałam na swoje miejsce, to zmiotłam i po drodze ta podstawke Ale jest nowa, większa i chyba ładniejsza :)
Trzymajcie się kochani i miłego poniedziałku :0)
Ło matulu! Ależ nam tu imprezę zrobiłaś Dziękujemy. Jak miło!
Oo Zebra Ostatni raz robiłam dość dawno i to z Twojego przepisu
W latach 80-tych to był prawdziwy hit. Był czas gdy piekłam zeberkę co tydzień. Pyszna,tylko z biegiem lat zredukowałam ilość cukru. Dziękuję za poczęstunek a i chlebka też bym pajdkę zjadła
Dzięki za ucztę dla oczu i łakomej gęby
Jak dawno nie jadłam pysznej zeberki, muszę upiec kiedyś.
Zachęcona a właściwie przekupiona przejęłam klucze i otworzyłam nową, mam nadzieję, że przytulną Kawiarenkę.
Zapraszam do niej :)
Witajcie w ten ostatni dzień roku.
Ale impreza dzisiaj.
Mi dali wolne za zeszły tydzień, leniuchuję dzisiaj.
Śniadanie miałam wędlinowe, już dawno takiego smaka i chęci w jedzeniu nie miałam.
Dzisiaj powinna przyjść nowa gofrownica, poprzednia przestała grzać dołem, zmarnowała mi jedną porcję ciasta, drugą uratowałam, obracając na drugą stronę. Smakowało dobrze, ale stresu przyprawiło. Nie lubię marnowania.
Miałam czekać do zamknięcia okresu rozliczeniowego na karcie (wiedziałam którą chcę kupić), a tu obniżka o 20 dolarów plus jeszcze dodatkowe 5 %. Trzeba było korzystać, bo takie oferty są kilka godzin zazwyczaj. I jak się czeka, to potem cena zamiast spadać idzie w górę.
W przyszłą sobotę wypróbuję, zapraszam wszystkich na gofry.
A to moje sobotnie, uratowane.
Ale wypasione, mmmmm... Obśliniłam klawiaturę. Orzechy włoskie mogę Wam zostawić, bo nie przepadam ale resztę zabieram i już mnie nie ma
To pecan, nie włoskie. Moje ulubione, bo nie są gorzkie. Ale łupanie ich do łatwych nie należy, kształt nie pasuje do ręcznego dziadka do orzechów. Dlatego kupuję już wyłuskane, całe lub posiekane.
Dziękuję. Bardzo chętnie,zwłaszcza,że tak smakowicie wyglądają i jeszcze z truskawkami,mniam pycha
Mniamm, pycha - łapię za gofra i pędzę do Nadii na zebrę
Gofry! Od dawna za mna chodza! Jakie apetyczne - super! :)
Jako, że u mnie późne popołudnie dopiero, załapię się na ostatni wpis w lutym.
Dziękuję wszystkim za miłe towarzystwo, czekam następnych spotkań w marcowej kawiarence.
I po lutym, fajnie było, ale czas już na kolejne otwarcie.
Pięknie dziękuję Smakosiu - jak zawsze, miło i elegancko gościłaś nas u siebie.
Nie jest łatwo przejmować klucze od wzorowej Szefowej , o nieee.
Nawet tak nie żartuj Ja się bardzo cieszę, że możemy liczyć, iż otworzysz marcowe drzwi
Fajnie, że byliście w lutym ale już czas na nowe, na powiew wiosny. Zmykam do gościnnej, marcowej Kawiarenki.
Dziękuję