O matko, jakie to piękne, co napisałaś. Toż to przepis na potrawę magiczną i zaczarowaną. A choćby i dziwną i niespotykaną w smaku, to najlepszą z wszystkich wigilijnych dań.
Dla mnie taką ostoją tradycji są pierogi z farszem ze świeżej kapusty i podgrzybków, które dziadkowie przywieźli ze Wschodu i rozpropagowali po rodzinie. Chwyciłam je od teściowej-mamy i nie puszczę już, mając nadzieję, że i po moim odejściu będą dalej przygotowywane przed tym dniem szczególnym. Potem przyszły śledzie smażone w cieście, spod Wilna, od mamy Piotra Jaconia - przynosi mi je co roku do pracy, mama, nie Piotr. Czekam na nie już od zaduszek. Potem smażę je sama w domu, bo po zjedzonym natychmiast podarunku czuję niedosyt.
Kto wie, może i Twój żur do listy tych niezbędników kulinarnych dołączy. Chciałabym :)
Witaj Wkn:) dziękuję za miły komentarz, jest mi ogromnie miło za tak pozytywne słowa! Widzę, że nie ja jedna lubię prawdziwe, polskie, regionalne dania!!! I tak trzymać! Bo jeśli my nie będziemy pielęgnować polskich tradycji...wyginą jak dinozaury;) Dla mnie żurek (jeszcze taki z torebki) ...to nie danie na Wigilię;).....a jak opowiadam, co jem na Wigilię i co to jest żur...to ludzie robią wielkie oczy, bo wszędzie jest żur....ale z torebki:) Jaki żur pytam? :):):) Tak więc polecam wszystkim ŻUR prawdziwy:)....oj, czasem nawet nie da się go połknąc;)...taki mocny:):) Ja go uwielbiam!!!!! I jem go tylko RAZ w roku! :) pozdrawiam
Uwielbiam takie dania tradycyjne.To rodzaj etnografii kulinarnej.Dbajmy o nie, bo przepadną.Mam taki owies-własnie ze sklepu ze zdrową zywnościa.Na pewno wypróbuję!)) Przyznam się, że zbieram takie potrawy z duszą.Nota bene owies jest bardzo zdrowy, zwlaszcza dla "sercowców".Wydatnie pomaga w walce z cholesterolem!Pozdrawiam.