Kiedyś takie były czasy, że normalnie to jadło się pierogi, placki, naleśniki, kopytka, bigos, co 2-3 dzień jakieś mięso. No a latem koniecznie i dużo młodych ziemniaków z koperkiem. Często z kwaśnym mlekiem do picia jako jedynym dodatkiem. Pamiętam dziadka, który nas odwiedzał w tygodniu - przyjeżdżał wieczorem, obowiązkowo z cukierkami dla mnie i dla siostry (kolorowe groszki w plastikowych pudełkach w zabawnych kształtach, albo lizaki kogutki), czasem przywoził kupiony gdzieś worek kartofli na zapas. Rano o 5 wstawał, żeby dojechać z powrotem do pracy. Byłam mała, więc bez problemu wstawałam razem z nim i towarzyszyłam mu przy śniadaniu. I to jest właśnie to wspomnienie - odsmażone ziemniaki z jajkiem.
Ziemniaki kroimy na kawałki (nierówne, nonszalanckie, miłodomowobylejakie) bezpośrednio na rozgrzewające się na patelni masło. Smażymy aż się zezłocą przy krawędziach. Wbijamy interesującą nas ilość jajek, mieszamy żeby wszystkie ziemniaki były w jajku. Na koniec solimy i dodajemy szczypiorek.