Popatrz miły jak bzowo,Jak pachnąco i świeżo,Zachwyć się kolorowo,To już maj ku nam zmierza
Białe bzy pachną miodem,Cynamonem fiołkowe,Z cukru watą różowe,Modre ciut waniliowo
Zapraszam Was majowo, bzowo.
Wiersz Jolanty Marii Dzienis.
Rozgoście się- kto czuje chłód, ciągle przy kominku, kto woli naturę fotele na tarasie czekają.
Plus stół i krzesła, gotowe do zastawienia i rozkoszowania podniebienia.
Maj (to także) miesiąc Bożej Matki
Dla niej w maju kwitną kwiatki
Dla niej w maju ziemia cała
W piękną zieleń się przybrała
To wiersz mojej babci, jego fragment, pamiętam ciągle i zawsze brzmi mi w głowie z początkiem maja.
To także Święto Pracy, choć zdegenerowane w poprzednich latach, to ciągle Święto tych co pracują.
No i jeszcze Dzień Zwycięstwa, też zmieniony historycznie. Ale był, wygraliśmy wojnę.
Witam majowo
Pierwsza!
Ekkore, to wprowadzenie do nowego miesiąca jest pełne nostalgii i przemyśleń, ale też pełne nadziei. Dziękuję
Końcówkę miesiąca miałam dość intensywną i niestety z Ibupromem zatoki. Coś mi dokuczają ostatnio, ale liczę, że jak już odpocznę w ten długi weekend, to będzie lepiej.
Maj mam zamiar przeżyć bardziej aktywnie. Trzeba ruszyć tyłek i zacząć więcej chodzić. Chcę wrócić do systemu gdzie połowę porannej drogi do pracy robiłam na piechotę. Powrót, to już jak czas pozwoli. Mam też kilka zaległych spotkań - chcę się zmobilizować i wreszcie je zrealizować. Czas pogonić tego "lenia" ze środka
Wczoraj byłam z przyjaciółką w kawiarni na zewnątrz, bo pogoda była wyjątkowo letnia. Zjadłyśmy obiad w greckiej restauracji. Całkiem smaczny - grillowane warzywa. Obserwowałam spacerujących ludzi. Widać wyraźnie jak wszyscy już jesteśmy spragnieni ciepła. Dziewczyny wskoczyły w sukienki, nawet na ramiączkach. Ech, jak dobrze było poczuć ciepło promieni słońca, nie spieszyć się i marzyć o urlopie, snując plany...
Dziś dzień świąteczny. Niech będzie dla wszystkich pełen ciepła i dobrej energii
Zaczynamy majówkę
Serdeczne powitania dla Gospodyni za iście majowe przyjęcie.
Wszak u nas bzy już przekwitły ale za to wszędzie zielono ,cieplutko ,ptaki niesamowicie śpiewają, po prostu prawdziwy raj-maj
Z przyjemnością dosiadam się do stolika maikiem ukwieconego od siebie dodając po kawałku drożdżówki z rabarbarem. Kto poda kawę?
W tym roku to i bzy, i kasztany przekwitły, pogoda Wam się letnia zrobiła.
Witam majową Gospodynię, witam Was wszystkich i dosiadam się do stolika.
Choć pomilczę z Wami w ten majowy czas.
Każda obecność mile widziana.
A może coś skrobniesz przy okazji.
Trzymam kciuki za zabieg.
Ja mam dzisiaj doktorski dzień.
Najpierw dentysta, nowy zestaw ramek, kolejne 11 sztuk.
Ale skoro zapłacone, niech prostują zęby na maksa, będzie większy zapas na przyszłość.
W życiu bym nie pomyślała, że będę miała aparat na zęby. Ale jak zaczęły mi się krzyżować z przodu, coś trzeba było robić.
Przez ten rok szyjki schowały się w dziąsła (a miałam całkowicie odsłonięte już), wyprostowały się i zniknęły szpary (z przodu język mogłam wepchnąć już). Teraz jeszcze boki się nie zeszły, widzę to. Gdybym miała dopłacać, odpuściłabym. Ale skoro w cenie.
A po południu neurolog.
Dziać nic się nie dzieje. Idę powiedzieć dzień dobry, nic mi nie dolega.
Bo nawet leki przypisuje ogólny.
Ale to konieczność, żeby znowu nie zaczynać wszystkiego od początku.
Świętujcie, ja święto pracy mam we wrześniu.
A majówka na koniec miesiąca- memorial day. Nigdy nie wydłużona, zawsze trzy dni. Bo zawsze w poniedziałek.
Witajcie majowo
Dzięki za piękną, poetycką oprawę i babcine wierszyki.
Tak i u nas maj był szczególny, majówki wieczorem dla dzieci i dorosłych, dziewczynki w białych pelerynkach z niebieskimi kołnierzami.
A po majówkach zabawy i podchody aż do późnego wieczora, łapanie chrabąszczy i podrzucanie kurkom podwórkowym
Stolik i fotele czekają, to ja klapnę sobie w cieniu by głowy nie przegrzać
Od rana ganiam z konewkami, wężem i kotami, już mam dość i nawet 3cia kawa nie pomoże.
Sieć u nas znowu ma zapaść, strach do banku wejść by przelewów w eter nie posłać. Na wszelki wypadek nic nie przelewam.
Czas już o daniach świątecznych pomyśleć, wybór mam taki se bo do sklepu za późno pojechałam. Karczku nie mam, schabu i polędwiczek mam dość.
Nic to będą kiełbaski lub indyk, może rybka dla mnie.
Słodycze chętnie skubnę bo u nas tylko, i aż, deserki wedlowe lub inne ulubione + czereśnie z kompotu
Fajnie, że tu znowu gwarno, niech już tak zawsze będzie
Udanej majówki
Ja mam radochę bo moja cukinia w rozsadnikach lidlowych już wschodzi, nawet gęsto. Jednak dobra ziemia i pomocne pojemniczki ogrodnicze to podstawa
Pomidory, malizny moje późne, już rozpikowałam, reszta poszła w dobre ręce. Mam 11ście odmian, sztuk prawie 40, a jeszcze chcę parę dokupić jak znajdę fajne by mieć ciut wcześniej plony pomidorkowe.
Sunia legła koło mnie, idę ją na podwórko wyprowadzić, niech cieszy się słonkiem i wiaterkiem.
Smacznego
Smosiu, podlewać to lepiej wieczorem, wilgoć trzyma i roślinki przez noc się napiją, a rano woda szybko wyparuje z gleby i po ptakach. Chyba, że podlewasz 2 razy dziennie.
Tak, tylko wszystko zależy od:
stanowiska, nasłonecznienia danej roślinki /zimna woda z węża studziennego może sparzyć listki roślinek bo zimne też parzy/
zapotrzebowania na wodę, niektóre chcą pić już od rana;D
i znowu nie ma internetu, mam już dość tych migawek ;((
Zlewam tylko oziminy, zniszczone mrozem winogrona i moje różyczki.
1na borówka amerykańska została więc i ją zasilam jak mogę by chociaż ta sierotka odżyła.
Na wieczór zostawiam parę konewek ogrzanej w słońcu wody dla wybrańców.
To ślę, oby doleciało...
Nasza koleżanka, Miauka, kwiaciarka z urodzenia, mieszkająca na Islandii mówi, żeby rośliny podlewać ciepłą wodą.
A jeżeli nie wierzymy, to najpierw sobie wylejmy na łeb wiadro wody z węża.
Z jednej strony się zgadzam - na logikę.
Ale z drugiej wcale nie czuję przy podlewaniu, że ciepła woda konieczna.
I też myślę, że nie sama woda może popalić rośliny, tylko to, że one są rozgrzane.
2gie podejście, zrywa łącze i miesza.
Tak, o to chodzi, że rozgrzane rośliny polane zimną wodą zaczynają chorować, szok termiczny im nie służy - plamy, grzyby a nawet usychanie.
Wieczorne podlewanie wodą ogrzaną, wcześnie by przed nocą roślinki wyschły bo mokre liście w nocy mogą złapać grzyba.
Witam w Dzień Flagi
Oj mamy tych świąt w maju,że hej Co tam porabiacie ,grillujecie czy też ciężko pracujecie? U nas grilla nie będzie. Mężowski od kilku lat nie znosi dymu ,ale jakby mu zrobili taką karkóweczkę to by chętnie zjadł. Ogólnie już drugi rok jak u nas jakoś cicho. Zwykle w sąsiedztwie było gwarno, zapachy grillowe zewsząd dolatywały ,a teraz nic. Może dbają o zdrowie? Wszak teraz dużo się mówi ,jakie to nie zdrowe itp
A ja tam czasem lubię niezdrowo zjeść A tymczasem trzeba zjeść w końcu jakieś śniadanie . Pozdrawiam majowo
Umiar we wszystkim to klucz.
Mięso z grilla jak dobrze zrobione, nie jest niezdrowe. Wysoka temperatura wytapia nadmiar tłuszczu, szybko zamyka pory mięsa, smak zostaje. Jedna ze zdrowszych technik. Byle nie przejadać się zweglonym, bo to nam szkodzi w długim przedziale czasowym, przy regularnym spożywaniu.
Ja wychodzę z tego założenia. Jeżeli nie szkodzi nam, dobrze się czujemy po tym, to wszystko jest dla ludzi.
Warto jeszcze wspomnieć o tym, że trzeba zwracać uwagę na to, czym się rozpala tego grilla.
Cytat:
"Badania wykazały, że najbardziej niebezpieczny jest grill zasilany brykietem z węgla drzewnego. Wydziela on 4 z 16 WWA tuż po rozżarzeniu węgla i aż 13 rakotwórczych substancji, gdy położy się na grillu jedzenie. Grill węglowy szkodzi w podobnym stopniu."
Podczas rozpalania, warto zrezygnować z podpałki( to produkt naftowy, który podczas spalania powoduje powstawanie dużej ilości sadzy i szkodliwych substancji). Kategorycznie nie wolno dolewać podpałki podczas grillowania potraw.
Z mojej obserwacji wynika, że ludzie nie przejmują się takimi "drobiazgami"
Fakt, węgiel drzewny nie jest zdrowy.
Ale inaczej trzeba palić kawałkami drewna, wielkimi klocami, bo bardzo szybko się spala.
Ja na początku wędzenia, gdy nie miałam elektryka, dodawałam brykiet (worek dalej stoi w garażu), żeby mi sięnie wypalało. No ale mnie chodziło o dym i niską temperaturę, a nie o żar.
Podpałka daje paskudny smak mięsu, taką gorzką nutę. Też się nauczyłam i wiem w restauracji kiedy rozpalałi ogień podpałką. Za wcześnie położone mięso. Ale to tylko raz tak trafiłam.
Każdy ma jakiś smak, dla którego poświęci zdrowie. Od okazjonalnego spożycia człek nie umrze, gorzej jakby to było codziennie.
Pierwszy maja zleciał jak z bicza strzelił.
Rano dentysta, nowe ramki aparatu, całkowita zmiana układu cypkow na zębach- to co było w pierwszej wersji i nie zadziałało, też była zmiana, teraz wróciło do gry.
I już dwa mi odpadły, znowu powrót do dentysty będzie. Ale za każdym razem niektóre pierwsze mi odpadają. Z powodu nadmiernej produkcji śliny
Nie mam pojęcia jak to nazwać po polsku. To coś co nakładają na przód zęba, taki cypek, który ma za zadanie prostować zęby.
Jest wpasowany w wypukłości aparatu. Bez tego to byłaby tylko ochrona na zęby.
Niech się prostują.
Potem zauważyłam spadek ciśnienia w oponie. A jakby inaczej, złapałam gwoździa.
Zero czasu na wyjazd do wulkanizacji.
Ale po neurologu, szybko poszło (dolega coś, nie, to do zobaczenia za rok, chyba że się przyplącze) udało się. 20 minut i opona załatana.
I jeszcze pod przychodnią ktoś zarysował mi samochód. Znaczy bardziej sobie, zostawił mi sporo swojego lakieru, bo ja miałam biały zderzak, ale się starło wszystko.
Córka przed długą podróżą pojechała wymienić olej, w to samo miejsce, gdzie ja z oponą. Bo nie było kolejki, miało być szybko.
No i się nasiedziała, bo jeszcze hamulce wyszły. I tak trzeba byłoby je zrobić do przeglądu, przynajmniej będę spokojniejsza.
A my lżejsi o kilka setek, to ciągle nasz wydatek.
I na horyzoncie szykuje się naprawa zawieszenia, ehhh...
Piątek, piąteczek, piąteluniek
Lepiej by być nie może - jestem wyspana, wypoczęta, zrelaksowana, smagnięta promieniami słońca a tu dopiero piątek i to na dodatek wolny dzień od pracy. No czego chcieć więcej
Okno mam lekko uchylone, wpada takie fajne, świeże powietrze, pachnie lekko kawą, którą właśnie piję. Słyszę tylko ptaki i dużo mniejszy ruch samochodowy. Jej, jak mi jest przyjemnie. Aż sama sobie zazdroszczę Chwilo trwaj!
Wczoraj zainteresowałam się nowym dzbankiem do filtrowania wody. Działa na tej samej zasadzie, co filtry montowane pod zlewem. Nie miałam ochoty robić takich wielkich zmian więc temat odpuściłam, ale ten dzbanek, to by chyba było super rozwiązanie...? Poczytałam, co ludzie o nim piszą i wszyscy chwalą. Znacie może dzbanek o nazwie Aquaphor J.Shmidt 500?
Policzyłam tak na szybko, że filtry do niego będą mniej więcej w takiej samej cenie, jak np do Brity, bo tu mimo, że cena jest 70 zł, to wystarcza na 500 litrów a nie na miesiąc.
Dziś kolejny, słoneczny dzień. Wczoraj dokupiłam, co potrzebowałam, wysorzątałam, zrobiłam pranie, więc dziś mam relaks. Od jutra chyba zmiana pogody. Jak nie będzie zapowiedzi deszczu, to może podjadę na cmentarz, bo trzeba trochę posprzątać i zapalić "światełko".
Czas na herbatę a potem zrobię śniadanie. Jej, czy to nie fajnie tyle móc a nic nie musieć?
Dobrego dnia
Jeżeli jest na zasadzie odwróconej osmozy to może i warto. To są te spod zlewu
Tyle, że powinienem być podłączony do źródła wody i do jego odpływu. W przypadku osmozy potrzeba dużo więcej wody niż się dostaje oczyszczonej, ta zużytą trzeba odprowadzić.
Jeżeli tego nie ma, to dalej filtr węglowy, porównywalny do britty. Wody nie oczyszcza, ale poprawia walory smakowe, znika zapach chloru.
W Polsce miałam taki pod zlewem, dwa baniaki plus trzeci filtr węglowy, najlepsza woda jaka mogła być.
W Stanach oferują rozwiązania dla całego domu, to jest drogie. A pod zlewem, z racji sporego młynka na odpadki już nie upcham. Znaczy może i upcham tylko co z zawartością szafki.
Krótki filmik, jeśli chcesz zobaczyć o czym pisałam:
https://youtu.be/5tCOLLdlids?si=oipekttyCNoSde6_
Po obejrzeniu filmiku nie kupiłabym.
Nie pokazuje filtra, najpierw bardzo brudna woda, potem o połowę czysciejsza, nie wiadomo skąd w tej szklance (tylko oglądałam, bez dźwięku, może jest wyjaśnione).
I po wylaniu bagna, wlał wodę do tej samej szklanki.
Ten system co miałam pod zlewem nie potrzebował baterii/prądu.
Hej, hej w piątek.
Mam wolne, choć nie świąteczne.
Znaczy rodzinnie świąteczne, bo dzisiaj graduacja córki, będzie szła przez scenę po odbiór dyplomu.
Tylko kapeluszami nie rzucają, czego nie mogę odżałowac. Przekładają jedynie chwosta.
Po 12 jadę odebrać Małą z domu. Ona jest taka podekscytowana, że pojdzie na tą uroczystość. Mówiłam jej, że długo, że nudno. Ale nie, chciała zobaczyć. Córka też się ucieszyła, że taka mała i chce.
Plecak z kolorowankami i kredkami spakowałam, w razie czego.
Lato nastało, piękna pogoda. Padać ma jutro, i przez pół tygodnia. Oby, bo będę musiała podlewać.
W niedzielę się wyprowadzam z domu. Do córki.
Ale będę bywać na własnych śmieciach, bo własny dom mam po drodze z pracy.
Witam sobotnio
ja tylko na chwileczkę się przywitać..niestety przedwczoraj znów mnie migrena dopadła i trzyma do teraz. Odezwę się jak mi przejdzie. Tymczasem pozdrawiam życząc udanej majówki.
Witam. Oj, migrena, wiem co znaczy, choć na starość jakoś mniej mi dokucza. Często mam zwiastuny, ale ból przechodzi bokiem.
Ja dziś jakoś jestem w lepszej nieco formie, nawet wybrałam się na zakupy do sklepu obok. Kupiłam kapustę młodą i buraki z botwiną, ale będzie smaczna wyżerka, moje ulubione smaki.
Trzymajcie się zdrowo.
Współczuję.
Jaka to majówka z bólem.
My zaraz gnamy do lokalnego Włocha na pizzę.
Nie mam siły na gotowanie bo od raniuśka:
pikuję cukinię, która mi została od wczoraj, rozdaję ją i doglądam zwierzaki, roślinki i nas.
Posadziłam też fasolkę szparagową tyczną, jak zwykle przy płocie, wysiałam koper i szczypiorek drobny.
Myślę o wczesnych ogórkach, nie wiem czy nie za wcześnie.
Pozdrawiam
Trzymaj się Goplano. Niech to "pioruństwo" szybko Cię opuści.
Nue dać się migrenom, co one sobie myślą. Zaraz tupne nogą i sobie pójdą.
Nie działa? Tak mi przykro, ściskam i przytulam mocno.
I czekam cierpliwie aż odpuści.
Dumna mama z tej strony.
Uroczyste rozdanie dyplomów czy raczej nakładanie chomonta (tak wygląda pasowanie na magistra) stało się faktem.
Półtora godzinna uroczystość.
Córka była w ostatniej grupie maszerującej przez scenę, były trzy wydziały. Ale to dobrze nawet, bo czas był oczekiwaniem na najważniejsze, a nie oczekiwaniem końca.
Mała była zachwycona, zachowywała się wspaniale. Teraz ma cel - marsz przez scenę.
W sumie studia ukończyło ponad 3800 studentów. Rano była uroczystość na otwartym stadionie dla wszystkim (na to nie chodzimy), a potem podział na wydziały i przemarsz przez scenę.
Łezka w oku się zakręciła.
Taki przegląd uroczystości.
Koleżanki zaprosiły mnie na moje urodziny do restauracji.
Najgorsze, że to francuska restauracja śniadaniowo lunchowa. Jak przeglądałam menu to bardzo słodka.
Może znajdę coś wytrawnego, ewentualnie zostanę przy kawie. Albo zamówię i zabiorę do domu, mąż zje.
Gratulacje dla Córki oraz Mamy i Taty. Masz powody zasłużone do dumy.
Gratulacja dla całej rodzinki.
Dumni rodzice i szczęśliwa absolwentka pewnie zabalują
Udanego świętowanie, macie powód, jeden jedyny w całym życiu.
Szczere gratulacje dla Was, bo wspoeraliście swoje dziecko do końca a największe dla córki. Niech jej się teraz wiedzie i niech czuje satysfakcję z wyborów.
Bardzo fajnie wygląda ta uroczystość. Z pewnością duuużo w niej pozytywnych emocji i wzruszeń.
Witam niedzielowo
Dalszy ciąg odpoczywania Absolutnie nie czuje się znudzona. Jedyny minus, że odezwały się zatoki, ale już jest lepiej.
Zaparłam się i postanowiłam, że w ten weekend znajdę jakieś miejsce na lipcowy urlop w kraju. Łatwo nie było, bo ja zawsze szukam takiego, gdzie nie ma ludzi, w otoczeniu dzikiej natury z możliwościami do zwiedzania itp. No i udało się! Jupi! Wybór padł na Góry Kaczawskie w woj.dolnośląskim. Ktoś może zna te rejony? Domek jest super, bo stoi samotnie na wzgórzu więc widoki piękne. Zrobiłam screen fragmentu widoku z tarasu, to wkleję. Ale się cieszę. Potrzebowałam takiego radosnego punktu zaczepienia
Poranek umyka. Śniadanie zjedzone więc teraz druga kawa.
Miłego dnia
Jakie ciche i piękne miejsce.
Nigdy nie byłam, choć na pograniczu Lwówek Śląski, mieszka moja rodzina, mój tata po powrocie z zesłania tam się osiedlił. Chyba za blisko było.
Jeżeli będziecie w terminie imprezy wybierzcie się na agatowe lato, nie pamiętam kiedy jest, do Lwówka.
Warto też i bez pojechać.
Jak lubisz cmentarze lwowecki jest pięknie położony.
No i w Bolesławcu fabryka fajansu.
Dziękuję za odpowiedzi. Agatowej Lato jest 12-14 lipca więc już będzie po. My wyjeżdżamy 22-go, ale reszta do zrealizowania
Pięknie tam, wszędzie.
Znam rejony bliżej Wrocka.
Szczeliniec i Błędne Skałki piekne, Raj'ska jaskinia cudowna.
Jak nie będziecie mieli co robić, to podjedźcie do Wojsławic, blisko Niemczy, gdzie jest wieelki ogród botaniczno-spacerowy i handlowy też /mamy wiele piękności roślinnych od nich a ile wspomnień, fotek papierowych/.
Nie wiem jak daleko będziecie, ale tam wszędzie jest blisko, czasami pieszo maszerowaliśmy
Udanego wypoczynku i ciekawego zwiedzania.
Dopisano 2024-5-6 16:26:26:
A jaskinia to Niedźwiedzia, rajski klimat ale nie nazwaSzczeliniec i Błędne Skały już kiedyś "zaliczałam", ale tam jest faktycznie wiele miejsc do zwiedzania. Oby tylko czasu na wszystko wystarczyło Póki co czekanie na urlop a do lipca jeszcze daleko. Tak czy siak, ja już się cieszę
Ale miałam wczoraj fajny dzień.
Restauracja okazała się bardzo fajna. Bardzo dużo słodkiego to fakt. Ale quiche z sałatą też było rewelacyjne.
A croissants wielkie jak talerz.
Musimy się z mężem tam wybrać.
No i poznaliśmy super ludzi.
Ona Polka, mieszkająca w Niemczech. Przyjechała na graduacje córki. Razem z byłym mężem Niemcem.
Córka ma męża Amerykanina. Jest w wieku mojej córki. Nie mówi po polsku, tylko słowa i rozumie.
Stolików nie połączyliśmy, ale gadaliśmy w kwadracie dwóch w trzech językach. Śmiechu co nie miara.
Jako, że nowa polska koleżanka jest w naszym wieku, to stwierdziłyśmy, że jak wyjadą jej dzieci będą miała trochę nowych mam do opieki.
Przesiedziałyśmy tam 3 godziny, wyszliśmy tylko dlatego, że mi się okienko odbioru zakupów zamykało.
Inaczej pewnie z godzinę jeszcze byśmy gadali na parkingu.
W domu mąż w końcu otworzył pudło z myjką ciśnieniową. Idzie jak piorun, wyrywa nawet chwasty z pomiędzy betonu. Umyliśmy drzwi garażowe, kawałek ściany, wyrwaliśmy trochę chwastów, umyliśmy kawałek podjazdu oraz przód mojego samochodu. Tylko wodą i ciśnieniem.
I zaczęło lać.
Dzisiaj idziemy kupić jakieś środki do mycia, żeby zielone algi nie odrastały za szybko.
I może za tydzień zaczniemy myć dom. Może, bo to już będzie weekend na pakowanie.
Jaki mały ten świat, wszędzie nas pełno.
Myjki mam zamiar kiedyś dobrać, ciśnieniowe lub parowe co bez chemii kamień /a u nas go duuużo/ z kafli zmywają.
Witam w nowym tygodniu
Dziś też wpadam by się przywitać i podziękować za słowa otuchy. Ból ustąpił dopiero wczoraj wieczorem. Stwierdziłam jak mnie dalej będzie trzymał to jadę na zastrzyk. Na szczęście ustąpił, ale jestem taka osłabiona, że ledwo żyję. Mam nadzieję, że zregeneruję siły ,zwłaszcza ,że w piątek o 4 rano wyjeżdżamy z pielgrzymką na Podlasie. Mam nadzieję, że będzie pogoda bezdeszczowa ,ale co ma być to będzie.
Ekkore, gratulacje dla Córki ,dla Was ,pewnie łezka w oku niejedna się zakręciła. Wszystkiego dobrego dla Niej na dalszej drodze życia. Niech przyszłość przyniesie co najlepsze.
Jak się cieszę, że ból odpuścił.
Odpoczywaj, dochodź do siebie.
Uf! Jak dobrze, że ból odpuścił. Zbieraj siły, bo na pielgrzymce będą potrzebne. Jej, jakie szczęście, że to za Tobą, bo gdyby przed wyjazdem... Tfu! Tfu!
No dokładnie ,to samo sobie pomyślałam. Dziękuję za dobre fluidy
I już po weekendzie.
Trzeba się zbierać do pracy.
Burger wczoraj był rewelacyjny.
I jeszcze spotkaliśmy " znajomych" z kościoła, z którymi nigdy nie rozmawialiśmy, ale w kościele siedzimy w tej samej ławce albo obok. I zawsze wymieniamy uśmiechy. Teraz pogadaliśmy kilka sekund.
Niczego do czyszczenia nie kupiliśmy. Wszystko przebrane, zostały tylko do betonu.
Ten to ewentualnie potrzebny na sam koniec, gdyby nam się nudziło. Jakoś nie czuję potrzeby mycia drogi.
Czas mycia domów nastał.
A jeszcze kilka tygodni temu przejście było całkowicie zastawione tymi płynami.
Pójdziemy za tydzień albo zamówię do odbioru.
I już po weekendzie.
Trzeba się zbierać do pracy.
Burger wczoraj był rewelacyjny.
I jeszcze spotkaliśmy " znajomych" z kościoła, z którymi nigdy nie rozmawialiśmy, ale w kościele siedzimy w tej samej ławce albo obok. I zawsze wymieniamy uśmiechy. Teraz pogadaliśmy kilka sekund.
Niczego do czyszczenia nie kupiliśmy. Wszystko przebrane, zostały tylko do betonu.
Ten to ewentualnie potrzebny na sam koniec, gdyby nam się nudziło. Jakoś nie czuję potrzeby mycia drogi.
Czas mycia domów nastał.
A jeszcze kilka tygodni temu przejście było całkowicie zastawione tymi płynami.
Pójdziemy za tydzień albo zamówię do odbioru.
Hej, heej
U nas chłodniej i czasami mokro.
EM wczoraj rano pognał po listwy - korytka elektryczne a ja z nim po duże, kwitnące pomidorki. Kupiłam parę sztuk, różne odmiany i jak tylko pociepleje to posadzę.
Mam wreszcie młodą kapustę, dzisiaj będzie na kolację, z koperkiem od dobrych ludzi zza płota
Kolejna paczka karczku też leżakuje i czeka na szaszłyki.
Poza tym ganiamy, sprzątamy i układamy graty piwniczne.
Czeka mnie jeszcze sortowanie słoików, żal wywalać bo może kiedyś będą potrzebne
Kolejna kawa i do pracy.
Fajnego dnia, pa ;))
Witam wtorkowo
Był jakiś poniedziałek?
Dziś w miarę pogodnie, ale jak wyszłam rano z domu, to musiałam się cofnąć po parasolkę. Teraz, mimo, że chłodno zza chmur prześwituje słońce. Oby tak dalej, bo po pracy jadę do rodziców a potem szybko na cmentarz sprzątać pomniki. Pewnie wrócę wieczorem więc dzionek zleci migiem.
Ale już wszędzie wszystko rozkwitło a nawet przekwitło. Niesamowite z jaką prędkością wiosna się "rozszalała".
Dobrego dnia
U nas tak było w lutym. Wszystko kwitło na potęgę.
Teraz pora na southern magnolie oraz. Zaraz crape myrtle (bez japoński), moje ulubione kwiaty nz drzewach i krzakach.
Zresztą wszystkie są ulubione, w okresie gdy kwitną.
I już 7 maja, czas leci jak szalony.
Mały skończył wczoraj 18 miesięcy, też przeleciało jak z bicza strzelił. Jeszcze trochei będę bawić trójkę.
Spacerowanie z wózkiem i psem to wyzwanie. Bentley jest ciężki do smyczy, a jeszcze wózek do tego. Ale daliśmy radę. Mojego dyżuru w tej wersji jeszcze trzy razy.
Samochód mi się zbiesil wczoraj. Zgasł mi na światłach i nie chciał zapalić. A potem bez żadnego problemu było.
Mam najnowszy w naszym gospodarstwie akumulator, ale pojechałam sprawdzić, do sklepu gdzie go kupiliśmy.
On jest ok.
Ale może być coś z alternatorem, najprawdopodobniej pasek, bo jakieś patametry były za wysokie, tego już dokładnie nie sprawdzą.
Dzisiaj muszę podjechać do mechanika.
Witam środowo
I już 8 maja
Wczoraj byłam od wczesnych godzin na nogach. W pracy miałam sporo stresów i kocioł. Potem prędko do rodziców i pojechałyśmy z Mamą na cmentarz myć pomniki. Najlepiej się sprawdza woda z octem. Zeszło nam ponad trzy godziny więc obiad jadłyśmy po powrocie czyli o 19-ej. Potem prędko do autobusu i w domu byłam już dobrze po 20-ej. Jak się wymyłam i wskoczyłam do łóżka, to nie wiem kiedy zasnęłam.
Dziś w pracy powinnam mieć "luźniejszy" dzień, ale potem prędko do domu, bo się umówiłam.
Za to jutro już na spokojnie i chyba wreszcie zrobię jakieś zakupy, bo lodówka pusta. To już będą weekendowe. Ostatnio mam nieustająca ochotę na surówkę z selera naciowego. Ona jest tak pyszna, że nie chce mi się znudzić
Pogoda całkiem przyjemna, bo świeci słońce, ale jest naprawdę zimno. Rano odczuwalnie tylko 3 stopnie a na termometrze jakieś 7.
Zostawiam gorącą herbatę dla chętnych.
Miłego dnia
W moim przypadku, nie wiem jak dobre jest, powtórki rzadko wchodzą w grę. Dwa razy pod rząd to maks, w przypadku zup i gulaszy, bo one nie tracą na podgrzewaniu. Pozostałe mam rzadko na więcej niż raz, codziennie robię świeże.
Gotowanie na raz nie ma szansy na powtórkę przed upływem jakiegoś czasu.
Hej, heej
Słonecznie witam, po kawusi i zaprawie domowej, zwierzakowej.
Wczoraj 1ną kapuchę udusiłam, 2ga czeka na dzisiejszy obiad.
Na maśle i śmietanie z koperkiem i pieprzem cytrynowym, ciut octu pigwowego wyszło smaczne, leciutkie i prawie jak u Mamy.
Dzisiaj kombinuję mięsno - cebulkową, kiełbasa biała grillowa ma już termin, może uduszę ją w kapuście a może usmażę oddzielnie. Zobaczę.
Teraz mam jajecznicę nową czyli:
jaja roztrzepane rózgą, doprawione i wymieszane z kefirem, 1:1 albo nawet więcej kefiru.
W planach był omlet ale mieszanka jest zbyt ciężka, nie mogłam w całości odwrócić więc mieszałam, posypałam szczypiorkiem i już kolejny raz smażę, aż do znudzenia.
Poza tym nic nowego, czekam na cieplejsze dni by wysiać ogórki, dokładnie zaplanować moje mini-poletka i wypucować dom po remontach piwnicznych.
Kolejne prace w planach, już czas na nowe kolory i poprawki w kuchni /wnęka na mikrofalę musi być wykuta/, może nowy blat kuchenny i poprawka nad podłogą dla zmywarki / front starego typu jest za krótki/.
Pozdrawiam, fajnego dnia życzę
Jajecznica to klasyczna, na boczku. Smażonym razem z jajkami, nie jako chipsy. Żadnego roztrzepywania, musi być widoczne białe i żółte.
I musi być gorąca- to najszybciej zjadany posiłek, żeby nie zdążyła ostygnąć.
Po mojemu zrobię tylko ja.
W gościach nie wydziwiam, jem jak podadzą (byle nie sadzone, bo sam widok podnosi mi wszystko w żołądku, jak mąż robi sobie, ja wychodzę).
W restauracjach hotelowych czy tam gdzie serwują śniadania, jem tylko jak przygotowują na świeżo, z podgrzewacza nie ruszę (bo za zimna).
Takie ze mnie dziwadło.
No i nie jem boczku na wychodnym, bo zazwyczaj jest już za zimny, czuję tłuszcz, bardzo mi przeszkadza.
Witam w środę
Poranek zaczął się ciepło, w sensie, że słonecznie
Tak dziś 8 maja- Dzień Zwycięstwa i imieniny Stanisława. Rodzice mojej babci nosili to imię oraz ojciec i brat mojego dziadka czyli babci męża Nosi także mój chrzestny ,któremu muszę złożyć życzenia. Zwykle robię to osobiście ,ale tym razem przebywa z ciocią w Busku Zdroju. Byli tam 2 lata temu z racji 50 rocznicy ślubu. Dzieci im zafundowały tygodniowy pobyt. Bardzo im się tam spodobało ,więc postanowili powtórzyć
Poza tym ja też żyję wyjazdem. To już za 2 dni. Bardzo się cieszę, zwłaszcza ,że marzyłam by pojechać na Podlasie, a zawsze jakoś schodziło i nie było kiedy pojechać. A teraz mała kawka i po paliwo jechać na stację ,bo się skończyło,a trawa bujna ,trzeba kosiarkę zasilić
Pozdrawiam serdecznie
Masz fajnie z tym wyjazdem.
My będziemy się pakować na nasze wakacje.
Jedyne oficjalne.
Bo w październiku może pojadę z mężem na konferencję, mają tam program dla osób towarzyszących. Może być fajnie.
Tylko wszystko zależy od tego kiedy małe się urodzi i czy będę mogła wziąć wolne w tym terminie. Jakby się nie mieściło w jej macierzyńskim, wtedy może gdzieś pojedziemy we wrześniu.
Nas (męża) też czeka koszenie w weekend. Trawa nawet nie urósła za długa, ale jak nas nie będzie to wybuja.
Jak to się zmieniło.
Trawa wygolona na głowę szeregowca teraz zaczyna porastać kwiatami, fajnie to wygląda. Kilka centymetrów a jaka różnica. U nas krótko przystrzyżona, to wymóg bezpieczeństwa. Poluzowanie na fali zapylaczy daje wizualnie przyjemne efekty.
A przy okazji usprawiedliwia lenistwo i oszczędza pieniądze na serwisie.
Ja kupiłam nasiona lubinu i zamierzam sobie wysiać kwietna łąkę w kąciki. W zasadzie grządkę.
Muszę też posadzić miętę za płotem, niech sobie rośnie, będzie ładnie pachniało.
W USA to chyba obowiązek koszenia trawników na glanc ze względu na węże? Tak mi się bynajmniej zdaje. U nas też koszą ,ale nie wszyscy ,niektórzy lubią wybujałą trawę,jak np mój kuzyn.
Co do wyjazdu,to też macie fajne plany. My już spakowani. Nie lubię nic robić na ostatnią chwilę. Muszę tylko zegarek nastawić na 3:00 ,choć jak znam siebie obudzę się dużo wcześniej. Tak już mam przed wyjazdem ,że włącza mi się tryb czuwania.
Ano mamy. Dla własnego bezpieczeństwa.
Tak się napalilam na ten kwietny kącik, ale teraz nie jestem pewna.
Widziałam post na FB, w którym kobieta miała dosyć długą trawę z kwiatami i coś ją tknęło i skosiła. Razem z wężem, był w miejscu gdzie psy i dzieciaki lubią się bawić.
Jadowity czy nie, jak nadepniesz, będzie się bronił. A co jak ten kto nadepnął ma uczulenie.
Z drugiej strony nasiona mam. Wysieje, wchodzić nie będę, skosić zawsze dam radę.
Albo obsieje wzdłuż płotu, tam i tak trudno kosić.
Wczoraj miałam zabiegany dzień.
Rano mechanik, który nic nie zrobił.
Ponad godzinę grzebali i nic nie zdziałali.
Ale przynajmniej ustalili co robić, żeby mi nie gasł, gdy zatrzymam samochód. W sobotę zajmą się tym na spokojnie.
Dla Małego to był czas na najlepszym placu zabaw. A mnie serce stawało ze strachu, mimo wszystko parking i warsztat samochodowy, z samochodami na podnośnikach, do bezpiecznych nie należą.
A po tej godzinie było mu już za długo.
A co samochodowi dolega.
Ja mam ten głupi system wyłączania silnika, gdy zatrzymuje się samochód.
No i to się zepsuło, nie ciągnie prądu z akumulatora.
Najpierw znaleźli informacje, że do tego jest osobny.
Tyle, że go nie znaleźli. Dzwonili chyba do serwisu jeepa. I uzyskali odpowiedź, że jedne mają, inne nie.
Do soboty muszę pamiętać, aby zaraz po uruchomieniu samochodu wyłączyć to (pamiętam zazwyczaj na pierwszym stopie, gdy mi się silnik wyłączy). A jak mi całkiem zgaśnie, to wyjąć kluczyk i uruchomić ponownie.
Bo akumulator jest dobry.
Potem pies. Jednak spacer z olbrzymem, który normalnie źle chodzi na smyczy, a co dopiero przy wózku to wyzwanie.
Jeszcze dwa razy.
Po własnych zajęciach w pracy lekcja skrzypiec.
Mały się oddalił, skulal ze schodów, gdy ja pakowałam skrzypce. Kilka sekund.
Ehhh, Mały eksplorer.
Dobrze, że tylko stracha sobie napędził, nuc więcej.
A jak tam nowe mieszkanie córci? Dobrze się mieszka? Wszystko rozpakowane i ogarnięte? Pamiętam te chwile, kiedy się człowiek przenosi w nowe ściany i wtedy jest taka ekscytacja i cała "kupa" nowych odczuć i doświadczeń
Z grubsza jest rozpakowana. Ciągle jeszcze torby spakowane stoją, ale to drobnica, którą najtrudniej rozpakować. Ale i tak na tyle zadań w czasie przeprowadzki to jest nieźle ogarnięta.
Nie rozpakowuję jej. Bo może ma plan redukcji tego. Zabrała bez zastanawiania, a teraz myśli gdzie upchać.
Mieszka się fajnie. Choć przez te lata odzwyczaiłam się od mieszkania w bloku, słyszę kroki. Jak nie śpię to jakieś takie denerwujące.
Ale z piątku na sobotę we własnym łóżku.
Witam czwartkowo
Ciesze się, że jeszcze tylko jutro i będzie luzik. Nooo, może nie do końca luzik, bo na niedzielę jestem umówiona i to od rana więc dzionek zleci. Trochę tak obowiązkowo ale czasami trzeba.
Jako, że czwartek, to czas na weekendowe zakupy. Zaraz zrobię jakąś rozpiskę żeby nie zapomnieć, co się skończyło. Pomysłów specjalnych nie mam. Nie wiem co się dzieje. Ostatnio mam taki czas bez specjalnych wymagań kulinarnych - im prościej, tym lepiej Główna myśl, to żeby było zdrowo i na tym koniec.
Ostatnio wspominałam Wam, że zarezerwowałam na urlop domek w Karkonoszach. Połówek wpadł na pomysł, że skoro mamy stamtąd ok. 3 godzin do Pragi, to może by... Mi nie trzeba dwa razy powtarzać więc szybko znalazłam noclegi na dwa dni. Plan się pozytywnie wydłużył Tym razem wzięłam hotel ze śniadaniem i chyba całkiem dobrze się trafił, bo 200 metrów od metra a dojazd do atrakcyjnych miejsc w ciągu 15 minut. Cena była promocyjna więc trzeba było szybko się decydować. Ale się cieszę Oby tylko pogoda dopisała na zwiedzanie, ale to już czas pokaże.
Dobrego dnia dla Wszystkich
Pogoda jest zawsze, nawet jak deszczowa.
W razie czego oprzecie sprawę o. Z knajpkami trzymajcie się zdala od rynku, bo zedrą z Was skórę.
Nie wiem jak teraz, polecam knajpkę Prazsky Most, lata temu było super.
A jak nie boicie się metra to wyprawa na Haje. Tam był mały browar pomiędzy blokami.
Jak lubicie piwo, to takie piliśmy ostatnim razem, w 2018. Gdzieś w Pradze, wysiedlismy z tramwaju (poruszaliśmy się komunikacją miejską, mieszkaliśmy pod Pragą, ale w zasięgu biletu kolejki dojazdowej). Moje ulubione rzezane, nalane idealnie warstwowo.
Mimo, że ja nie lubię piwa, to takiego, warstwowego bym spróbowała
Oprzecie sprawę o bar miało być, ale mi zjadło, przed śniadaniem było, hehehe.
Praga jest i piękna, i ciekawa.
W upalne dni ją zwiedzaliśmy więc czeskie piwko lało się szklanami, do tego ich narodowe knedliki i po chwili w drogę, aż nogi zabolą.
Tylko ich lody mi nie smakowały, taka zmrożona słodka woda.
Daawno temu tam zaglądałam, na krótko, chyba jeszcze paszporty musieliśmy mieć.
Jak ten świat zmienia się, granice otwierają a nawet znikają
Udanej wyprawy
Z przyjemnością czytam Wasze wspomnienia i refleksje. Domyślam się, że latem będą tam tłumy czyli to, czego nie lubię najbardziej, bo wtedy trudno się zwiedza i czasami nie da się gdzieś na spokojnie przystanąć żeby nacieszyć oczy. No ale, domyślam się, że Praga jest oblegana przez okrągły rok więc nie ma co marudzić.
Co do lodów - zamrożonej wody też nie lubię
Wspaniałe wspomnienia macie. Aż się łezka w oku kręci. Pamiętam - wiele lat temu - wyjazd na wczasy do Karpacza. Zdecydowaliśmy się na jednodniową wycieczkę do Pragi z biurem podróży. Wyjazd ok 6 rano, powrót 21. Pierwsze zdziwienie - na przejściu granicznym byliśmy jedynymi, którzy nie kupowali taniego alkoholu. Szok - 90% wycieczkowiczów miała pełne plecaki zapasów. Praga cudowna - jednak tempo było obłędne. Zamiast podziwiać zabytki - tylko patrzyliśmy żeby nie zgubić grupy i przewodnika. Wszystko oglądane po łebkach - z zewnątrz. Obiecałam sobie wtedy, że wrócimy do Pragi na parę dni, aby na spokojnie pozwiedzać - jednak do tej pory nie udało się. Knedliczki z wołowiną były przepyszne. Ciągle mam nadzieję, że spełnię swoje marzenie.
My Czechy znamy dobrze, wiele razy bywaliśmy prywatnie i służbowo, większą część kraju mamy zwiedzona.
Mąż jeździł do oddziału w Brnie, czasami na kilka tygodni, ja jechałam pociągiem na weekend i jechaliśmy gdzieś.
Ja w pracy pilota wycieczek byłam wiele razy.
No i na wakacje też jeździliśmy, bo taniej było. I lubiliśmy.
Grażka , a może to ta chwila? Może nie warto odkładać, tylko teraz zaplanować? Czasy takie niepewne... Warto się zmobilizować, póki zdrowie pozwala
Na chwilę obecną - wakacje mamy już zaplanowane. Ale zmobilizowałaś mnie smakosiu i chyba jesienią wezmę się za planowanie wymarzonego wyjazdu. Tym bardziej, że mamy stosunkowo blisko (woj. opolskie) i jesteśmy na emeryturze - więc niekoniecznie w grę wchodzi tzw. wysoki sezon. Serdecznie pozdrawiam - Grażyna.
Czwartek, ostatni dzień spacerów z psem z dzieckiem. Jutro mąż w południe pójdzie.
Jakoś teraz to osiedle małe mi się wydaje, jak tu mieszkaliśmy wszędzie dalej było. Dalej jak dalej, dłużej. Z powodu braku adaptacji do upału przejście zajmowało nam dłużej.
Córka wczoraj na Bahamach dorwałam internet w restauracji, to się odezwała. Poszła tam, gdzie piła swojego pierwszego legalnego drinka w restauracji (w Stanach jest 21, ona miała dopiero 18 skończone jakoś dwa tygodnie przed naszym rejsem).
Tym razem chyba zamówiła największego dostępnego.
Niech świętuje swoją magisterkę, nawet jak z bólem głowy.
Netflixa nam zamknęli. Naprawdę nie wierzyłam, że to możliwe, po takiej bardzo krótkiej weryfikacji. Karta nie została obciążona.
Może za jakiś czas wrócimy, bo to było takie nasze okienko na polski język.
Chyba czeka mnie trochę pracy i nauki.
O obywatelstwo będziemy mogli aplikować już w drugiej połowie sierpnia.
I jak wcześniej mówiłam po co mi to, tak teraz okazuje się najprostszą drogą do uzyskania paszportu. Żeby lecieć do Polski i odebrać swój paszport.
No tak, egzamin obywatelski to nie są żarty, ale wykujesz bez problemu najważniejsze tematy i będzie ok
Kasia zdolna "po córce", to poradzi sobie śpiewająco
Dobry piątek
Nadal chłodny, suchy więc muszę podlewać.
Poza tym nic innego, na sadzenie za wcześnie, sianie też czeka.
Panie podróżują albo planują wyjazdy, fajnie, warto piękny świat oglądać póki siły i zdrowie pozwala.
My w biegu bo jak zwykle obowiązków przybywa i to lawinowo, zwolnimy gdy odwalimy porządki, przeróbki i malowanie.
Teraz czas na jajcowe śniadanie, na sałacie.
Obiad dzisiaj mam w planach, karczek wg Marioli, ale czy dam radę??
Muszę dokończyć podcinki i przecinki ogrodowe a to zabiera strasznie dużo czasu i sił.
Czas też pożera nowy serial dokumentalny, netflixowy, już jestem w połowie.
Pozdrawiam i udanego dnia życzę
Piątek, piąteczek, piąteluniek! Jupi!!!
Słońce poszło sobie gdzieś i nie wiem czy wróci. Może jest u Was? Nic to! W piątek wszystko jest fajne - nawet chmury
Wczoraj nakupowałam warzyw "jak głupia" - kiedy ja to zjem? W planach sałatka a może bardziej surówka z fetą, następna z wędzonym łososiem a kolejnego dnia ulubiona z selera naciowego. Gotować chyba nie będę. Jak Połówka nie ma, to nie ma takiej potrzeby
Po pracy albo spacer z koleżanką albo prosto do domu i zrobię małe sprzątanie.
Wczoraj musiałam znaleźć podpórkę dla mojego "szalonego drzewka" awokado. Wydaje mu się, że jest drzewem i idzie w górę jak szalone. Śmiesznie to wygląda, bo to jedna gałązka. Już lekko zdrewniała, bo to awokado ma chyba 5 albo 6 lat. Jak jest zimno stoi w domu a jak się robi ciepło wystawiam na balkon.
Dziś jadąc do pracy, rzuciłam okiem na jeden z balkonów w bloku z wielkiej płyty. Uśmiechnęłam się do siebie, bo zauważyłam, że na nim siedzą dwie wrony obok dwóch sztucznych kruków "straszaków". Do tego wszędzie wiszą małe wstążeczki i kręcą się wiatraczki. Wszystko to ma za zadanie odstraszać ptaki żeby tam nie siadały. Jak widać bez efektu. Co śmieszniejsze na innych balkonach nie ma takich "straszaków" a tam nie usiadły
Dobrego dnia
Witam Moje Kochane Dziewuszki. Za dużo nie napiszę, bo....
ale czytam Was na bieżąco, bo w komórce czyta mi się całkiem dobrze, ale źle pisze, zaś na laptopie źle jedno i drugie,
U mnie po staremu, co u Was wiem na bieżąco.
Napiszci mi, bardzo proszę, ten przepis na obniżenie cholesterolu, podawałyście, alle teraz nie znajdę gdzie i kiedy to było, a córce wyszedł podwyższony.
Z góry dziękuję za info,
Pozdrawiam, tęsknię za pogawędkami i .... trzymajcie się zdrowo.
Powoli przyzwyczaisz się do telefonu.
Ja w tej chwili preferuję telefon, w zasadzie do wszystkiego.
Bo komputer wypadałoby by wymienić, idzie jak woda w toalecie pod górkę, denerwuje czekanie.
Jako, że się odzwyczailam od laptopa, to nie wiem czy kupię nowy. Bo czy będę chciała go włączać.
Wczoraj z podpowiedzi FB wyświetliła mi się propozycja rejsu na Hawaje. Sprawdziłam ceny, z ciekawości. I nawet się napaliłam, można bez paszportu, bo to Stany, 2 tygodnie na Pacyfiku.
Ale mąż ostudził mój zapał, odmawia wyjazdu, bo za mało zwiedzania, a za dużo tzw dni na morzu. No jakoś trzeba tam się dostać... mnie by się marzyło takie pijane lenistwo, drinki i jacuzzi.
A on powiedział, że na pijaństwo to możemy na Karaiby na krócej. Bo jak mnie zna, to po dwóch dniach bym marudziła, że nic nie robimy. Zapewne ma rację.
Bo ja ciągle marzę o lenistwie na wakacjach. A jak gdzieś pojedziemy, to o 9 mnie nosi, że jeszcze siedzimy w hotelu.
Takie to sprzeczne życie.
Witaj Almanko! Dobrze Cię "widzieć"
Hm...nie wiem czy masz na myśli przepis, który ja podawałam i z którego korzystam... Jeśli tak, to już Ci podlinkuję
Czy córka sprawdziła cholesterol jakie są proporcje tego "złego" do "dobrego" czy zrobiła tylko ogólny?
http://wielkiezarcie.com/przepisy/koktajl-ktory-redukuje-zly-cholesterol-ldl-1310628099463459614
Smakosiu, dziękuję. Ma dokładne badanie,w rozbiciu na dobry i zły, ale nie pamiętam jakie proporcje, całkowity za wysoki też. Pozdrawiam.
Z perspektywy zza oceanu wyniki tak są interpretowane.
Cholesterol ogólny, to żaden wyznacznik.
Jak dobry będzie wysoki, to i ogólny będzie wysoki.
Podwyższony zły też nie świadczy o niczym, gdy dobry jest ok.
Jeżeli zły jest w normie, ale za mało dobrego - dzwonek alarmowy, za mało omega 3. Trzeba pić czy jeść tran.
Najważniejsze są trojglicerydy - powyżej 150 to pora przeanalizować swoją dietę. I jeżeli bierze się leki mające wpływ na wątrobę, to ciut wyższe trojglicerydy są normalne. Pod warunkiem regularnych badań i powtarzalności wyniku.
Oraz stosunek cholesterolu dobrego do złego.
Jeżeli te dwa parametry są w normie, nie trzeba się przejmować- tluszcze zwierzęce zamienić na oliwę, dużo warzyw, mało cukru i mąki oraz umiarkowany ruch.
Jeżeli nie miała wszystkich tych badań, niech je zrobi, bo to jest miarodajne.
Cały tzw żywy eko system uczy się obchodzić nasze starania, żeby je odstraszyć czy nawet ubić.
Moje gryzonie trutkę jedzą jak cukierki.
Musi być ogromna kolonia, bo nawet jak trochę ich ubedzie, to wystarczy parka, żeby zabawa była na nowo.
Ale siedzą za płotem. Wewnątrz płotu mam pipczydla, to je denerwuje.
Z jednej strony szkodniki. Ale z drugiej pożyteczne. Co mi po ich pożyteczności, jak nie mogę posadzić pomidorów.
I ciągle nie wiem na 100% co to, bo widziałam tylko przez sekundę, w ich szybkim biegu.
Ja też się cieszę na piątek.
Bo wracam do domu.
Do pracy idę godzinę później, więc pozbieram co moje, żeby wieczorem tylko psa wyprowadzić.
Bo córce powrót trochę zajmie, to kawał drogi jednak. Zjadą późną nocą.
Przeziębiłam się na wygnaniu. I to tak niespodziewanie. Wieczorem nic, a wstałam z zawalonym nosem.
Nic to, trzeba przeżyć.
Jutro rozpakuję moje talerze, kupiłam nowy serwis codzienny. Na 12 osób.
Stary mi się znudził jakiś czas temu. Ale jak oglądałam inne, to wybrałabym taki sam - z tego co było dostępne.
Teraz trafił mi się zielony w kolorze - miętowy na obrazku, zamawiałam online, zobaczymy jak wygląda w realu, najwyżej pojadę oddać.
I do tego jeszcze jakaś wyprzedaż. To skorzystałam- mam zestaw na 12 za cenę takiego na 4 (bo amerykańskie zestawy są na 4, nie na 6). Bez kubków, bo do codziennego użytku preferuję kubki z kolekcji.
Witam sobotnio
Dzień od rana przy telefonie. Co rusz jakieś rozmowy. To i śniadanie dziś było późno, bo dopiero w południe. Ale dobrze jest, bo bez pośpiechu. Zrobiłam sobie ulubioną szakszukę Oj, jak jabdawno jej nie jadłam. Czekałam na dobre pomidory. Wiadomo, że tych jeszcze nie ma, ale coś mnie tknęło i zrobiłam z takich, co to teraz w sklepie są dostępne. Nie da się ukryć, że to nie to samo, ale ...zjadłam że smakiem
Dziś farbowanie odrostów. Jutro mam spotkanie i muszę się doprowadzić do porządku
Czas na drugą kawę. Ktoś się ze mną napije?
Dobrego dnia
A ja 'upolowałam pyszne pomidory w aldiku, nie były drogie i pomyślałam, że moje dzieło ogrodnicze chyba nie ma sensu.
Jak policzę środki i siły, czas to warzywa wychodzą bardzo drogie. Pyszne, zdrowe też, ale czy warto?? pomyślę o tym za rok
Smaczne sadzeniaki, u mnie nadal kefirowa jajecznica co chcę ją przerobić na maminą smażenicę czyli ja wsypię kaszkę, w domu była mąka i mleko, jak w omlecie.
Kawka zawsze mile wypijana, nawet czarna i bez cukru
Hej, heej
Popadało, malutko ale dobre i to.
Zaraz czas na zakupy i może coś fajnego od Włocha?? zobaczę.
Od rana gonitwa, kręcimy się za ogonami a dom czeka na zmiłowanie.
Ciut ogarnięty, ale nadal jest bałagan i parapety zastawione roślinkami, kupne pomidory kwitną
Niech już będzie ciepło, wypchnę wszystko i wypucuję okna bo już straszą.
Dobrze, że wszyscy w rozjazdach to nikt nas nie odwiedza i nie widzi tego bajzlu.
Alman jak dobrze, że jesteś chociaż wierną czytającą, jakbyś częściej pisała byłoby jeszcze lepiej. Nie wiem co i kiedy siać, zaspałam z pomidorami i są malutkie, aż wstyd. Na szczęście market mnie poratował.
Cukinie wyszły nawet dobrze, te najmniej spodziewane są najliczniejsze.
Kolejne pstrokate znalazłam i już nie mogę doczekać się ich, na opakowaniu wyglądają jak malutkie dynie / kiedyś takie ozdobne były u nas na parapetach/.
I znowu nie mam internetu
Zaraz mnie coś trafi chyba.
Pozdrawiam i spadam do roboty
O już oddali co moje, to ślę...
Smosiu Droga, ja już bez ogrodu, nawet nie chcę tam jechać, żeby mi serce nie pękło. Bo czego można się spodziewać, gdy młodzi zaglądają tam raz na miesiąc, najlepiej jeszcze żeby pogrillować.
A moje nasadzenie na balkonie? masakra... wysiałam 2 rodzaje pietruszki naciowej, podlewałam, zaglądałam, pięknie zeszła, aż w końcu patrzę, a to nie pietruszka rośnie tylko jakieś chwasty. Dziś posadziłam kupne sadzonki pietruszki naciowej, ale zapomniałam jeszcze o lubczyku.
No i już mi się wzrok kończy... pozdrawiam.
Dziękuję pięknie za liścik
Rozumiem, też boję się czasami zaglądać w niektóre miejsca ogrodowe lub domowe. Lepiej nie budzić demonów bo: czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal"
U mnie lubczyk chyba nornice wygryzły a resztę, przez gapiostwo i moją ślepotę sama wygrzebałam. I tak z niego korzyści nie miałam zbyt wiele, rozdawałam i to z oporami /nikt nie chce/.
Od wczoraj intensywnie hartuję sadzonki: pomidorasy kupne, moje pomidory, cukinię.
1sze zbiory jagody kamczackiej też zaliczone, ciut za wcześnie ale jak poczekam to mogą mnie ptaszyska ubiec i nie zjemy znowu nic, jak rok temu.
Teraz czas na obchód, potem jajca na sałacie sąsiadowej + mój szczypior, pomidor aldikowy żółty lub malinowy.
Obiad muszę też dzisiaj wymodzić, mięsny by eM nabrał sił do dalszych remontów i porządków
Fajnego dnia, pa
Ja kupiłam krzakom ubranka (w pracy mają nałożone), siatka zamykana z boku na zamek i ściągana sznurkiem od dołu.
Zobaczymy jak zda egzamin.
Ma przyjść we wtorek.
Nim wyjedziemy borówka nie dojrzeje, a jak wrócimy to już jej nie będzie, bo ptasiory wydziobią. Lubią ją bardzo, do tego w wersji nie jadalnej jeszcze przez człowieka.
Kiedyś miałam siatkę, to krzaki tak porosły po zimie, że siatka jest na dolnym pniu (a sadziłam krzaczki poniżej 50 cm.
Przeziębiony weekend, jakoś słabo się czuję.
A tu na zakupy trzeba jechać.
Po tygodniu wygnania nie ma za wiele w lodówce warzywnej, mięso i sery są zawsze.
Dzisiaj tatar na obiad, a jutro warkocze z polędwiczki pieczone z pieczarkami i sos blue cheese do tego. Będzie na dwa dni.
FB mnie zdenerwował. Może mu się odmieni.
W każdym razie miałam plan wypełnić każdy dzień zdjęciami z podróży, nie ważne w którym roku. To jedyne co mnie tam trzyma, oglądać zdjęcia i wspominać. I gdzieś po 5 maja zaczął ograniczać mi wspomnienia, a teraz powinien pokazywać Arizone. Tak jakby zmienili ustawienia, że to co było już udostępnione, nie jest warte powtórki.
Zobaczymy.
Zamówiłam sobie zestaw naczyń do zapiekania i serwowania w nich, taki na jedną osobę. No i przyszedł w częściach. Kleju do tych puzzli nie dołączyli. Dzisiaj wraca do amazonu.
Kiedyś jak było coś nie tak, można było zatrzymać, teraz wszystko do zwrotu. Podpisali umowy z różnymi punktami w mieście, pootwierali lokalne centra dystrybucji, to im się opłaca zobaczyć czy klienci nie oszukują.
Wczoraj po południu była burza z gradem. Mini ten grad i dobrze, szkód nie poczynił, u mnie w domu sporo było, w pracy to jakby ktoś garstkę sypnał, raz i koniec. Tak było u mnie w domu, mąż przysłał zdjęcia.
Jeszcze kilka takich wichur jak wczoraj i nie spróbujemy żadnej brzoskwini, coraz mniej ich na drzewie. Ptaki mają pociechę na razie.
Po pierwszej burzy zabrałam dzieciaki na dwór, ganiały na bosaka po kałużach. Po burzy gradowej bardzo się ochłodziło, to tylko oglądaliśmy z tarasu i przez okno.
Pies, choć już słońce wyszło, to spacer zaliczył w biegu, nawet psiego FB nie sprawdzał.
Córka w domu, dziewczyny wróciły szczęśliwie.
To tak, jak u nas. Drobne kulki, gęsto sypnęło a potem słońce i deszczyk.
Pogrzmiało hen, heen daleko i koniec burzy gradowej.
Na szczęście wróciłam na czas z miasta i uratowałam Dalunię przed gradobiciem, siedziała skulona w kojcu samiutka i czekała na wybawienie.
? a co to 'psi FB?
Dobrze, że balety udane, szczęśliwie wróciły do domu imprezowiczki
My z mężem się śmiejemy, że to sprawdzanie wiadomości, to jest obwachiwanie śladów po innych psach.
Sprawdzanie czy nie ma czegoś nowego.
Witam poniedziałkowo
Czas startować z nowym tygodniem. Ten chyba będzie standardowy i raczej bez niespodzianek, ale następny mam tak zaplanowany, że o jej! Spotkanie za spotkaniem - worek się rozwiązał i koleżanki wszystkie na raz się zaczęły odzywać. W ten czwartek mam badania okresowe do pracy. Nie lubię tego. Wszelkie wizyty "doktorskie" zawsze mnie stresują.
Przez cały weekend jadłam w ramach obiadu same sałatki czy surówki jak kto woli. Zero gotowania. Dziś chyba ugotuję ziemniaki i zjem z koperkiem i z moim koktajlem. Jutro odwiedziny u rodziców a tam ulubiona "maminy" pomidorowa
Pogoda całkiem przyjemna, ale rano było zaledwie 5 stopni i nie chciało mi się maszerować na piechotę.
Póki co deszczu brak, ale widać, że rośliny już go potrzebują.
Mój trawnik póki co łaskawy i jeszcze nie muszę kosić. Zrobię to chyba w piątek.
Póki co poniedziałkowe rozkładanie papierów na biurku i powolne wciąganie się w roboczą codzienność.
Dobrego dnia
Hej hej w poniedziałek. Wczoraj przeleciało nie wiadomo kiedy na pakowaniu, praniu i kreceniu się po gospodarstwie. Plany miałam większe, ale przeziębienie spowolniło ruchy bardzo.
Pojechaliśmy oddać jeden zestaw talerzy, bo był zbity jeden talerz. Musisz oddać komplet, nie wymienia jednego talerza.
Przy okazji połaziliśmy pomiędzy półkami i coś tam wpadło do koszyka, bez planów zakupowych.
Spaliśmy w nowej pościeli. Jaka fajna, milutka.
Córka kupiła sobie na nowe mieszkanie, tak mi dobrze pod nią było, że po nocy czy dwóch zamówiłam nam.
Pora powymieniać te najstarsze, gdzie gumka prześcieradła na materac już się porozciagala, schodzi.
Tyle, że ciągle szkoda tych starych wyrzucić. Bo może się nada. Nie jestem dobra w odgracaniu mieszkania.
Wczorajsze polędwiczki wyszły super.
Zrobiłam je w ninja steam airfryer.
Cały obiad był gotowy w mniej niż 20 minut.
Spadam, pora na śniadanie, a potem do pracy.
Dzisiaj mamy ostatnie story time w bibliotece, dla małego. Potem przerwa miesięczna wakacyjna sesja.
Bo wakacje już od końca maja.
Pochwal się jaki jest skład materiału tej pościeli skoro taka przyjemna. Może nam się przyda...?
Witam po parodniowej przerwie
Dziś po północy wróciłam z podlaskich wojaży. Jednym słowem było wspaniale. Zwiedziliśmy Sokółke, Święta Wodę, gdzie zresztą mieliśmy nocleg, Studziennicza,Supraśl, plynelismy po Wigrach. Wczoraj byliśmy w Białymstoku i Tykocinie. Zwiedziliśmy meczet w Bohonikach, cerkiew i synagoge. W pierwszy dzień było zimno i padało, ale już w sobotę a zwłaszcza wczoraj była przepiękna pogoda. Przed wyjazdem byliśmy w żydowskiej restauracji. Jedliśmy troszkę inny barszcz czwrwony i kugiel z sosem pieczarkowym. Bardzo pyszne. Na drogę zapatrzyłam się w podlaskie miody, sekacz, mrowisko i ser korycinski. Żałuję tylko, że tak szybko ten weekend przeleciał, ale za to intensywnie. A to fotki z wyjazdu
Super weekend. Wspaniałe zdjęcia.
Będzie co wspominać.
Zawsze mówię, że co zobaczymy to nasze.
I zawsze jest szansa, że nawet alzheimer nam nie zabierze. A umieści nas w jakieś pięknej lokacji.
Ale fajna relacja! Dziękujemy Sporo zobaczyłaś. To chyba było dość intensywne zwiedzanie. Gratuluję kondycji. Bardzo lubię ser koryciński.
Teraz odpoczywaj i ciesz się wspomnieniami
U nas tego sera nie ma, więc tym bardziej musiałam spróbować i kupić. Pyszny jest, taki delikatny
Ja robiłam sama.
Jako, że nazwa jest zastrzeżona regionalnie, to mój się nazywał typu korycinskiego.
Nie jest trudno zrobić, trzeba mieć podpuszczkę, tylko wymaga czasu i miejsca, bo trzeba go obracać co godzinę czy dwie.
Zaraz Wam znajdę zdjęcia.
Ekkore, twój przypomina (może się mylę) bardziej twaróg a koryciński ma strukturę zbliżoną do żółtego sera. On tak fajnie "piszczy, trzeszczy" pod zębami
Potwierdzam ,dokładnie taką ma strukturę i super smakuje
Mój jest zaraz po zrobieniu, bez leżakowania w solance i podsuszania. Był zbyt dobry, żeby czekać.
Ale technologia jest taka sama.
Aaaa, to już wszystko jasne dlaczego wygląda tak twarogowo
Witam wtorkowo
Pogoda super, bo świeci słońce i robi się przyjemna temperatura. Rano było ok. 10 stopni. Wreszcie się zmobilizowałam i połowę drogi przeszłam a nie przejechałam Zaraz jest lepsza energia
Dziś popołudnie u rodziców czyli wspólne zakupy i wspólny obiad.
Dzień szybko zleci.
Niech będzie miły dla wszystkich
Hej hej i już wtorek. Zaraz połowa miesiąca za nami.
Moja siostra leci dzisiaj do Malezji, na wycieczkę z pracy, jako nagroda.
Taka dosyć wypasiona. Niech używa ile może, sama sobie by nie zafundowała. A nagrodę pieniężną by dołożyła do życia.
Ja wczoraj szybko skończyłam pracę. Już czułam się lepiej, to pojechałam na zakupy do Aldi, mieliśmy kupon na 10 dolarów, za zakupy 40+. I miałam problem co nazbierać na tą kwotę. Zawsze były fajne sery, wędliny dojrzewające, teraz wszystko zamerykanizowane. Ale się udało.
Kupiłam talerze papierowe i jakieś słodycze- na imprezę dla córki.
W domu też zrobiłam to, czego nie udało mi się w weekend. Wymieszałam kotom żarcie suche, żeby było do dosypywania, ułożyłam piramidy mokrej karmy, upiekłam chleb. Dawno nie miałam takiej energii.
No i brawo! Siły wracają. Szybko się regenerujesz
Witam środowo
Wtorek udany. Zakupy były zrobione i fajny spacer też. Wróciłam przed 20-tą a o godz. 21-ej już spałam. No normalnie "padłam". Miałam taką potrzebę snu, że nawet nie próbowałam z tym "walczyć". Za to dziś obudziłam się o 4-ej jak żywczyk Poranny spacer zaliczyłam, ale powiem Wam, że u mnie rano jest naprawdę zimno. Ubieram się na cebulkę. Nie ma wyjścia, bo po pracy umówiłam się z koleżanką na spacer a zapowiadają 23 stopnie.
W lodówce znowu mam pustki. Pewnie jutro kupię wszystko to samo, co tydzień temu, bo te sałatki czy surówki (jak kto woli) jakoś najlepiej mi teraz "wchodzą".
W pracy mam klimatyzację, ale na szczęście mogę ją wyłączyć więc otworzyłam okno i cieszę się tym normalnym powietrzem. Kiedy mi wpada do biura i kontem oka spoglądam na oświetlony po przeciwnej stronie budynek, to normalnie nie mogę wysiedzieć na miejscu. Tak pięknie na zewnątrz, że aż chce się wyjść z tych murów. Na dodatek w taki słoneczny dzień często odpływam myślami w miejsce urlopowe i tak się cieszę, że aż mam ochotę piszczeć Już się nie mogę doczekać połowy lipca a to przecież jeszcze tyle czasu Wiem, wiem - zleci.
Dobrego dnia
I u mnie się ochłodziło, chłodne poranki. Ale ziemia już jest rozgrzana, to odczuwalna jest wyższa niż na termometrze.
Smakosiu ja już żyję wyjazdem, zaplanowany jeszcze w zeszłym roku, a to już w sobotę ruszamy. Bardzo się boję, że będzie ciężko, bo wyjeżdżamy o 3 nad ranem, wstać trzeba wcześniej, a jak w pracy znowu będzie długo? Wczoraj było ponad 12 godzin.
I znając życie nie będę mogła zasnąć. Ale kawa, pepsi pozwolą przetrwać dzień. Kimnę w samolocie i potem w samochodzie, mój mąż nie ma tej pełnej opcji, kierowca.
Czeka nas zimnica i sporo deszczu. Miejmy nadzieję, że jakieś okno bezdeszczowe się trafi. Jak nie, biedna wątroba...będziemy jeść i pić.
I kiedyś wrócimy dla uzupełnienia wrażeń krajobrazowych.
Oj, jak to fajnie mieć radosne plany. Już teraz życzę Wam ogromnej ilości okienek pogodowych ze słońcem, żeby Was omijał deszcz i energia miło zaskoczyła
Witam czwartkowo
Ale tu ciiiisza
Wczorajszy spacer z koleżanką, to była walka z wiatrem. Rozszalał się tak, że nawet ciężko było rozmawiać. No ale się nie poddałyśmy i zrobiłyśmy parę kilometrów. Słońce świeciło ostro w plecy i dodawało energii.
Dziś tj. za parę minut muszę iść do przychodni na badania okresowe. Oj, żeby już mieć to za sobą. Nie lubię.
mam dla Was trochę mojej wiosny.
Miłego dnia
Dopisano 2024-5-16 10:53:13:
Już po wszystkim! Nie bolało A bardziej serio - mam orzeczenie , że mogę
Ano cicho się zrobiło, ktoś nam mak wysiał i wszyscy zasnęli.
Życie czasami daje więcej zajęcia niż można chcieć.
Nawet gdy mam chwilkę na klikanie i czytanie to zabierają internet i znikam.
Muszę zakupy zwierzakowe zaliczyć i nic, co zapakuje koszyk to mnie wywala.
I już pojutrze w drogę, a nie tak dawno to był odległy termin.
Mała ma dziś próbę przed przedstawieniem baletowym na prawdziwej scenie.
Rok temu to była super zabawa. Teraz żałuję, że akurat wypadło w terminie naszego wyjazdu.
Może za rok.
Dzień będzie trudny, bo oboje będą bez spania. Mały kimnie w samochodzie, z nią nie wiem. Ona jest bardzo marudna. Choć z drugiej strony graduacje dała radę bez problemu wytrwać.
Zobaczymy.
Pogoda chłodniejsza, przyjemniejsza się zrobiła. Przygotowanie do letnich upałów.
Z moich brzoskwin pewnie nic nie będzie. Połowa opadła z wiatrem. A teraz ptasiory dziobią, choć jeszcze piekielnie twarde i kwaśne.
Daleko im do rozmiaru brzoskwin kupowanych, one to bardziej jak morele.
Ale gdy widziałam gdzie indziej to jest podobnie. Pewnie ziemia nie ta.
Dzisiaj muszę ubranka na borówki ubrać, bo jutro to już na nic czasu nie będzie.
Witam czwartkowo
Napisałam dziś z komórki będąc u brata i mi wszystko skasowało. A byłam wymienić olej w samochodzie. Potem trochę posiedzieliśmy i pogawędziliśmy. Teraz już jestem w domu i piszę z laptopa. Wczoraj nie byłam nawet by zajrzeć ,bo jak to mówią jak się wali to wszystko naraz.
Przedwczoraj z bardzo silną anemią trafiła do szpitala żona mojego taty. Miała zaledwie 5,6 hemoglobiny co grozi wstrząsem a nawet śmiercią
Żeby tego było mało nazajutrz teścia zabrało pogotowie. Udar..Paraliż lewostronny. Neurolog powiedział,że robili co tylko mogli ,niestety tak już zostanie. Nie wróci do pełnej sprawności ,ale oczywiście musi być rehabilitowany,bo bez tego ani rusz. Stracił też mowę.. Teściowa jest załamana ,nie wyobraża sobie co dalej..Zwłaszcza ,że dotąd to teść tryskał zdrowiem,wszędzie go było pełno,nigdy w domu nie usiedział. Mężowski też chodzi jak struty ,ma najgorsze przeczucia..
Tak więc nie mam wesołych wieści,ale takie jest życie .Nie zawsze słońce świeci.. Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie życząc dużo zdrowia,które w naszym skromnym życiu jest wartością najwyższą
O jej Tyle trosk naraz. Koleżanki z pracy mama trafiła do szpitala z podobną hemoglobiną. Zrobili wszystkie badania i nie wiadomo o co chodzi. Przetoczyli dwa razy krew i już jest w domu. Czuje się teraz doskonale i trzeba będzie kontrolować więc życzę żeby u Was też tak było. Trudniejsza sprawa u taty, ale rehabilitacja dla chcącego naprawdę dużo może zdziałać. A tato chodził czasami do lekarza, kontrolował "coś"? Życzę Im szybkiego powrotu do sprawności. Niech wracają siły.
Tutaj tak samo. Dwa razy przetoczyli i do domu. Zanim jednak dostała krew zrobili badania. Ma polipy w jelicie czy na jelicie grubym, zmiany w płucach i torbiele na obu nerkach. Wszystko wykazała tomografia komputerowa.
A będą coś dalej robić? Bo pewnie nie trzeba być znawcą żeby się domyślać, że "krew ucieka" albo "coś" pękło i przez jakiś czas uciekała a teraz już jest OK...?
Od lat cierpi na pękające hemoroidy. Była wielokrotnie w szpitalu, dostawała zastrzyki ,maści i czopki. Pomogło tylko doraźnie. W końcu ręce rozłożyli mówiąc-taka pani uroda.. Zawsze tak mówią jak nie wiedzą co i dlaczego
Nie do wiary, że można tak powiedzieć osobie, która idzie po pomoc. Mam ochotę tupać że złości. Przecież to ich obowiązek szukać rozwiązania, walczyć o zdrowie pacjenta. Ech...
"Taka pani uroda" Czy to nie jest kpina?! Przecież przez tę "urodę" można stracić życie.
Przepraszam, ale poczułam złość i jakoś tak ..
Oj dużo się zwaliło. Trzymam mocno kciuki.
U mnie tak z teściową było, pełna życia, teoretycznie zdrowa, nie potrzebowała badań.
Aż ją dopadło. I niestety uczulenie na podane leki, obrzęk mózgu się nie zmniejszył a powiększył.
Trzymam kciuki za teścia, rehabilitacja na dzień dzisiejszy dużo może zdziałać. Byle tylko chciał walczyć.
Mojego wujka całkowicie postawili na nogi.
I oby żonie taty poprawiło się. Niech robią co mogą.
Znaczy teoretycznie był zdrowy, bo jednak na cukrzycę się leczy i 10 lat temu przeszedł zawał. Mimo to wyszedł na prostą ,doszedł do siebie w ''miarę'' szybko. Dalej był aktywny zawodowo ,chociaż pracował mniej niż przedtem. Za to korzystał z życia. Jeździł w góry, na Mazury ,codziennie na rowerze. No nie usiedział w miejscu. Teściowa chcąc nie chcąc próbowała mu dorównać, ale tylko trochę ,bo jest z natury domatorką i woli popielić w ogródku niż pojeździć na rowerze. A tu nagle trach-udar. Miejmy nadzieję ,że się poprawi..
Osoby aktywne mają silniejszy organizm, większą sprawność więc łatwiej jest je rehabilitować. Dawaj czasami znać co u Nich słychać. Będziemy trzymać kciuki.
Nie jestem przesądna, ale codziennie zbieram ptaki, padają jak muchy a wyglądają na zdrowe. Nie padły też przez polujące drapieżne koty.
Coś złego się dzieje, może wieści z otoczenia??
Pozdrawiam i życzę duuużo siły by to przetrwać.
O kurczę! Aż mnie ciarki przeszły. To bardzo przykre i niepokojące...
O jeny ,to niepokojący objaw, bardzo niepokojący..
Piątek, piąteczek, piąteluniek
Wiatr nadal szaleje, ale jest też dużo słońca. Na dziś zaplanowałam ogarnięcie tego, mojego ogródka przy balkonie. Niestety bambusy przedostały się w miejsce, gdzie absolutnie nie powinny więc muszę wykopać a to już robota "po byku". Korzenie mają niesamowicie silne. No i czas skosić trawę. Na jutro zapowiadają w moim regionie opady deszczu. W niedzielę chyba też. Czas pokaże. Tak czy siak pora zakasać rękawy.
Wczoraj zrobiłam zakupy. Dziś może dokupię to, czego wczoraj nie było. Tradycyjnie zabezpieczyłam się w dużą ilość warzyw
Nie chce mi się siedzieć w pracy. Ech! Tyle bym mogła zrobić w tym czasie Czasami tak mnie rozpiera energia a ja przy biurku. No dobra - nie będę marudzić. Mam pracę i trzeba się cieszyć
Dobrego dnia
Smosiu dziwne to.
Ostatni dzień w pracy przed tygodniową przerwą.
Ciekawe o której wyjdę.
Oby wcześniej. Choć jak się nastawiam, to nigdy tak się nie dzieje.
Muszę odebrać zapasowy żwirek z zoologicznego. Mamy dostawę automatyczną, brakuje na ostatnie dosypywanie. Dziś jest 17, nowy zostanie wysłany 20tego. Normalnie byśmy przeciągnęli to, ale że wyjeżdżamy, to musi być uzupełnione.
Mały się ucieszy, pójdziemy pooglądać zwierzaki.
Ubranka na krzaki okazały się za małe. Albo moje krzaki porosły ogromne. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, że on tak wielkie są, pokrowce jak leżą wydają się naprawdę wielkie.
Nic to, jakoś okryłam, spielam klamerkami. Na przyszły rok kupię jeszcze większe.
Na brzoskwinie to chyba namiot by musiał być.
Kupiłam Malemu buty.
On ma szeroką stopę, trudno dobrać. I rozmawiałyśmy o tym w pracy, za chwilę wyskoczyła mi oferta promocyjna. A ja dla dzieci nic nie kupuję, nic nie oglądam. Tylko zabawki przed jakimiś okazjami, ale żadnych ciuchów. Tak mi się spodobały, że nie mogłam się oprzeć.
Gdyby było nie tak, od razu bym oddała.
A buty idealne.
No normalnie inwigilacja
Ciekawe jak zareaguje mama "małego" na te buty. Pewnie będzie Ci wdzięczna. Oj, dobrze oni z Tobą mają.
Oby Ci się dzisiaj udało wyjść o czasie a może i przed...? Oczywiście super odpoczynku życzę, fajnych wrażeń i szczęśliwej drogi. Uściski!
Witam. Dziś jakoś lepiej patrzę na świat, więc może coś skrobnę.
Przykre te zdarzenia z wypadkami chorobowymi, no cóż, takie życie, ale trzeba się nie poddawać. Trzymaj się Goplano, posyłam potrzebującym wagon dobrych fluidów.
Ja myślałam, że jak zaliczyłam tak poważną operację na otwartym sercu, to już wszystkie inne przypadłości mnie będą omijać, a tu niestety, jakby worek się rozwiązał. Ale staram się trzymać i przetrzymać wszystko, bo jak nie ja, to kto? /to taki żarcik oczywiście/.
U mnie czas wyczekiwania na wizytę kwalifikacyjną u okulisty, ale wcześniej jeszcze czekają mnie badania innej specjalności. Jak tu nie mieć anemii, skoro tyle dobroci ciągle pobierają od człowieka. Ale nie ma co narzekać, byle rezultaty były poprawne.
W niedzielę Zielone Świątki, U mnie zgodnie z tradycją wyniesioną z domu, musi być zatem zupa szczawiowa /Mama zawsze robiła w tym dniu zupę szczawiową z jajkiem/, no a poza tym planuję gołąbki z młodej kapusty z mięsem i pęczakiem zamiast ryżu. No i chyba już ostatni raz upiekę ciasto z rabarbarem, bo wystarczy już ciast z tym rabarbarem.
Zakupy dziś zrobiłam. Ja to nie potrafię jakoś rozłożyć tego tylko idę z kartką, napakuję wózek, a potem wracam jak juczne zwierzę... ale nie muszę dzięki temu iść znowu, wszystko załatwione za jednym wyjściem. A to że dyszę potem kilkanaście minut i dochodzę do siebie to drobiazg.
Trzymajcie się zdrowo.
Ja też zakupy robię z kartką.
Musi być spisane, najczęściej układem sklepu, do którego jest lista.
I idę z klapkami na oczach, tylko co potrzeba.
Jak nie zrobię listy, pętam się między półkami i zapomnę tego co miałam kupić, a nabędę co innego.
A wyprawa z moim mężem to już inna bajka... Zakupów nie zrobi bez szczegółowych instrukcji, ale w poszukiwaniu fajnych pierdół jest dobry.
I się dziwi, że go nie biorę na zakupy (a sam nie pójdzie, bo to żadna przyjemność).
Ja tak samo. Mam dokładnie spisane co kupić ,do kasy i do domu. Nie lubię chodzić po sklepie i kupować to co akurat mają w promocji. Kupuję to co potrzebuję. Mężowski przeciwnie. On uwielbia zakupy promocyjne i najczęściej jest tak ,że albo się przeterminuje albo musimy zjadać na gwałt a ja takiego czegoś nie lubię
Ja kupuję promocyjnie. Ale nie, że idę, patrzę o tanio to biorę. Mam przejrzane oferty, sprawdzone w zapasach czy potrzebuję i wszystko spisane na kartce.
A mąż to jak duże dziecko, wszystko fajne. Czasami to aż mi głupio, że mu ciągle mówię, nie tego nie trzeba, to odłóż itp, itd.
Ale fakt, że wynajduje fajne rzeczy, których ja bym nie zauważyła.
Witam sobotnio
Jest pięknie! W radiu moja ulubiona audycja kulinarna, ja przy talerzu śniadaniowym z jajecznicą maślaną na żytnim pieczywie. Za oknem chłodno, ale póki co słonecznie. Kolejny gryz...mmmm, jak dobrze smakuje takie ciepłe jajko. Uwielbiam ten moment luzu i nic nie robienia
Kawę wypiłam po siódmej, ale później z przyjemnością jeszcze jedna.
Wczoraj opracowałam ostro na tym przybalkonowym ogródku. Zaczęłam od wykopywania niesfornego bambusa a to jest robota po byku. Potem koszenie trawy i na koniec ogarnęłam część należącą do mojej sąsiadki. To taka kochana, starsza Pani. Wycięłam u Niej krzaczory i wypieliłam . Dzięki temu zobaczyła z balkonu, że piwonie mają już pąki. Ja byłam równie szczęśliwa, jak Ona. Ile takie chwile dają człowiekowi radosnej energii. Chce się żyć
Wczoraj słuchałam na YouTube o jodzie i o tym,jak duży ma wpływ na nasz organizm. Dzięki niemu ma szansę wchłonąć się do organizmu wiele witamin a jak go brak, to nagle może zacząć ich brakować. Bo jod, to nie tylko tarczyca. Mówiła też o domowym sposobie sprawdzenia czy nam go nie brakuje. Tak po spartańsku, ale można to zrobić. Ponoć w laboratorium, w Polsce nie ma badań na jod.
Jak macie ochotę posłuchać, to zostawię Wam link.
https://youtu.be/yMiMAUi3foQ?si=kHzdxJhO30DUW-Hy
Dobrego dnia
Pisałam, wysłałam i nie ma
Dobrze wiedzieć, zapominamy o takim ważnym pierwiastku i zbyt rzadko jeździmy nad morze. Ja też, od 2002 chyba nie oglądałam pięknych plaż, a szkoda bo to i zdrowe i fajne, szum fal, piękne zachody słonka.
Tylko ta siatkówka plażowa i obsypywanie piskiem wszystkich wokół mnie ciut wkurzają. Najgorsze jednak są 'dewoty - plotkary, obu płci, co staną obok i nadają jak katarynki
Udanej sobotki z piwoniami, u nas też kwitną: białe, bordowe i różowe
Witam o wczesnym poranku. My za pół godziny dojedziemy do lotniska. Pogoda mało przyjazna na razie, leje.
Ale za godzinę ma być przerwa.
Zobaczymy.
9ta to wczesny poranek?
Ja od wiosny mam wczesny poranek o 4tej lub 5tej.
6ta to dla nas teraz norma, wg zegara naturalnego jest 5ta, wcześnie i męczy mnie to straszebnie, czuję to we wszystkich kościach, zwłaszcza nożnych
Pobudka była o 1, wyjazd przed 3, na lotnisku byliśmy gdzieś o 4.30.
Także było.
WZ zawsze pokazuje czas pisania polski.
Tak myślałam, czepliwa i dociekliwa jestem /powinnam zostać detektywką /.
Są i tacy co wstają 'ciut świt o ... 12tej
To lecimy. I nawet mamy internet gratis.
Niby oczy się zamykają, ale zasnąć ciężko.
Nic, trzeba przetrwać dzień na coli i kawie, dużo kofeiny.
A po locie jeszcze 6 godzinna podróż samochodem. I jeszcze zwiedzanie, dzisiaj wodospady.
Duuuuuużo sił, energii i pięknych emocji!
To lećcie szczęśliwie, oglądajcie, smakujcie i bawcie się dobrze.
Jak i nam tych atrakcji ciut podeślecie będzie fajnie, jak nie to trudno.
Dolecieliśmy, dojechaliśmy.
Dostaliśmy w sumie dwie godziny czasu ekstra, di polskiego to 8.
Preria jest płaska jak stół, dystans był ponad 350 mil, z czego ponad 300 było pomiędzy trawą, krowami i bawolami. Ale na końcu są góry.
A po drodze jako atrakcje bilbordy reklamowe miejsc, bardzo wesołe. Dzięki temu żałujemy, że tak krótko jesteśmy tutaj. Bo nawet jak czas by się znalazł pomiędzy, to są za daleko na jechanie. Nic to lepszy niedosyt, zawsze jest szansa na powrót.
A tak było na wstępie.
Miejscowość- Sioux Falls
Rzeka Sioux Falls
Wodospady Sioux Falls.
Ta sama nazwa.
Kilka minut od lotniska, w środku miasta, wspaniałe miejsce spacerowe, do wypoczynku.
Wszystko stworzyła natura. No i trochę człowiek, wybierając kamień (kiedyś to był kamieniołom, rzeka płynęła środkiem. Wodospady też był, tylko bez uskoków. Widok na pocztówce.
Zapomniałam dodać, że limit prędkości jest 80 mil na godzinę. I nie można mniej niż 40.
Geberalnie jest 70, a często nawet 65.
Tu prędkości nawet nie czujesz, ale wiejący wiatr kołysze samochodem.
Mamy tutaj toyotę camry, niby płaska, ale zarzucało nią trochę.
Noooo początek super! Ciekawe miejsce. Oby tak dalej
Ciekawe widoki, mała Niagara wśród pięknych skał.
Warto pognać daleko dla takich wrażeń
Dzięki za wycieczkę
Ależ piękne widoki, zapierające dech w piersi. A zobaczyć na żywo ,to dopiero frajda. Pozdrawiam i dobrej pogody Wam życzę
Hej hej w poniedziałek. Dzisiaj wczesna pobudka, bo miejsce gdzie mieliśmy być wczoraj w niedzielę zamknięte, a warte odwiedzenia. Dziura w ziemi po wydobywaniu złota.
A potem Mount Rushmore. Niestety w deszczu.
Największa atrakcja South Dakoty, a tu taki kaprys pogody. I nie mamy na kiedy przełożyć, bo już wracamy w kierunku lotniska.
Poza deszczem ogromna zmiana temperatury. Z wczorajszych 20 stopni, dzisiaj ledwie 8. Kurtki puchowe mamy jakby co.
Ale wracając do wczoraj.
Najpierw byliśmy oglądać samoloty.
A potem pojechaliśmy do Deadwood.
Dwie rzeczy mnie zaskoczyły.
Domy po pożarze zostały odbudowane kamienne, są oryginalne w większości. Ja myślałam, że miasto zostało odtworzone współcześnie.
Zwiedzaliśmy burdelowe muzeum. Ono działało do lat 80tych poprzedniego stulecia.
Gdyby nie fakt, że słynna prostytutka i burdel mama złamała wiele niepisanych zasad oraz związała się z gangiem przestępców, w grę weszły morderstwa, być może burdele w Deadwood działały by do dzisiaj.
Dodałam sporo zdjęć, miejmy nadzieję, że wątek się nie rozlezie przez to.
Na początek samoloty i widok na odległe góry. Dalej burdel museum, futro słynnej prostytutki.
Pokoje w muzeum były odtworzone epokami, chodziliśmy 50 minut, słuchając historii z przeszłości (to było zwiedzanie z przewodnikiem).
Dalej Muzeum Adamsa i największy kawałek złota, jaki znaleziono kiedykolwiek.
A pomiędzy jeszcze przegródka na pieniądze, gdzie dziewczyny wkładały zarobek od klienta, opisane imionami.
Widzę, że zdjęcia dodały się w innej kolejności niż miałam przed wysłaniem postu. I tak je opisywałam.
Już nic z tym nie zrobię.
Czasami mogę dodać po jednym zdjęciu, a czasami wszystkie za jednym zamachem. Teraz mam tą opcję.
Hotel mieliśmy na głównej ulicy miasta, także wszędzie było blisko.
Byliśmy też w najsłynniejszym saloonie tamtych czasów. Podłoga wysypana trocinami.
Ale poza tym to średnio mi się podobało. Piwa miały swoją listę, a drinki nie. Zrobią wszystko co ja chcę. Ale ja nie wiem co chcę. Lubię eksperymentować z nowymi drinkami, wybieranymi z listy. Skończyło się na margaricie, bo tą znam i lubię.
Jako, że w niedzielę zamknięta restauracja, to bez jedzenia wypiję tylko drinki.
Oooo, drinki bez jedzenia ... Oby wszystko dobrze się "przyjęło"
Zdjęcia poruszają wyobraźnię. Fajnie, że znalazłaś dla nas czas żeby się nimi podzielić. Dzięki temu my podróżujemy razem z Tobą
Drinki to takie mocno chrzczone, ale mi to nie przeszkadza, bo chodzi o spędzony czas, a nie żeby się upić.
Za tą cenę (połowa tego co zazwyczaj się płaci, Dakota ma tanie drinki, aż dziwne. Ale za to drogie steki), to nie ma co oczekiwać cudów.
Jak mi gościu zrobił margarite w hotelu w pierwszą noc (poszliśmy do hotelowego baru, bo pokój nie był gotowy) to był solidny drink (też za cenę mini), w domu tyle bym nie dała sama.
W połączeniu z nieprzespaną nocą, zmęczeniem po podróży i lekami ululal mnie tak, że nie słyszałam nocnej akcji z zablokowanymi drzwiami do łazienki w naszym pokoju. Dopiero z opowieści męża rano.
Ale obudziłam się wypoczęta, ten restart oderwał mnie od wszystkich problemów rzeczywistości.
Ja generalnie mocno śpię, burza z piorunami nie jest w stanie mnie obudzić. Tylko jak wiem, że może będę musiała wstać, wtedy śpię czujniej, słyszę smsy i telefon. Inaczej nie.
Witam wtorkowo
No proszę - Ekkore na urlopie i od razu wszyscy sobie zrobili wolne
Jak tam pogoda u Was? Wczoraj to się działo! Poszłam po pracy do fryzjera i kiedy miałam wychodzić nagle pojawił się ogromny grad. Poczekałam, ale potem nagle przyszła wielka ulewa i wtedy postanowiłam, że idę, bo pewnie lepiej już nie będzie. Aplikacja straszyła burzami. Oj, działo się działo. W pewnym momencie ulica zrównała się z chodnikiem i przechodząc z jednej strony na drugą buty znikały pod wodą. Czułam się jak dziecko bezkarnie brodząc. Wszystko chlupało. Ludzie biegali, ale w zasadzie niewiele to zmieniało, bo i tak deszcz szalał po całości. Auta wyglądały jak amfibie kiedy woda chlapała na boki.
Dziś poranek przywitał nas słońcem i popołudniu ma być 25 stopni. Super, bo mam dziś spotkanie z koleżanką, której dawno nie widziałam. Mieszka w Danii i przyjeżdża sporadycznie. Pójdziemy do jakiejś kawiarni z ogródkiem na zewnątrz żeby nacieszyć się tą pogodą. Niestety od jutra znowu deszcze. Tyle dobrego, że rośliny się ucieszą.
Komuś może herbaty? Zrobiłam z cytryna i sokiem - częstujcie się
Smakosiu Ty trwasz na posterunku.
Miłego spotkania z koleżanką, czas przeleci nie wiadomo kiedy.
Kolejny dzień minął, maj ma bliżej końca niż początku.
Mieliśmy szczęście wczoraj.
Od rana zapowiadany deszcz, przesuwał się w czasie, zaczęło podać, gdy mieliśmy za sobą wszystko na otwartym powietrzu oraz film i wystawę pod dachem.
Rano była kopalnia złota, a w zasadzie dziura w ziemi, po jego wybraniu.
W podziemnych korytarzach, głęboko pod ziemią znajduje się centrum badawcze nad czarną materia. Postęp minimalny, zdobyta wiedza to jakieś 20 %.
A potem pojechaliśmy do największej atrakcji Dakoty- Mount Rushmore. Góra prezydentów.
Robią wrażenie.
Jest wytyczony szlak prezydencki, odeszliśmy wszystko dookoła, oglądając głowy z każdej strony.
Potem się rozpadało, crazy horse został przesunięty w czasie. Skorzystamy z okna deszczowego dzisiaj, może też nam się uda.
Dzień będzie bardzo luźny, bo to co mieliśmy mieć jako łatanie dziury, pod dachem, jest zamknięte, bo we wtorki nie pracują albo jest zamknięte, bo jeszcze nie sezon.
Coś wymyślimy, nie ma nic nierobienia na wakacjach.
Na obiad byliśmy w restauracji zaraz obok hotelu.
Jedliśmy pysznego sandacza amerykańskiego. To lokalna ryba, niejako godło South Dakota.
Ryba, która nie jest sandaczem, bliżej jej do okonia, choć też nim nie jest. Kelnerka sama łowi, to dała nam ciekawy wykład na temat i porównanie.
Może wrócimy jeszcze.
Coś wspaniałego ,ale fajne przygody i ile można zobaczyć i dowiedzieć się . Dzięki Ekkore nie tylko za zdjęcia ale za opis co i gdzie. Jakbym tam była. Wspaniale ,czekam na więcej relacji ,jak znajdziesz czas :)
Piękne te widoki. A do tego te chmury, które Wam urokliwie podbijały tło zdjęć. Fajnie, że udało się trafić z pogodą.
Nie wiedziałam o co chodzi z "głowami prezydentów" więc to, co zobaczyłam było ciekawym zaskoczeniem.
Dziękuję za fotki
Witam
Chciałam tylko przekazać...niestety teść odszedł dziś o 4:00 rano..
Współczuję, życzę spokoju mimo wszystko i wsparcia wzajemnego
Tak mi przykro.
Przyjmij moje kondolencje.
... (*)...
Trzymajcie się...to zawsze bardzo trudne dla rodziny.
Wyrazy współczucia dla Was. Wspieraj męża, wspierajcie teściową i trzymajcie się.
Witam środowo
Wczorajszy spotkanie upłynęło bardzo sympatycznie. Ostatecznie doszła do nas jeszcze jedna koleżanka. Uśmiałyśmy się do łez. Trochę nam w tym pomógł Aperol Spritz Restauracja nie zawiodła i wszystkie dania smakowały doskonale. Grecka kuchnia póki co nie zawodzi
Dziś rano było znacznie cieplej, bo jakieś 14 stopni. Chyba pierwszy raz w tym roku szło się bardziej komfortowo.
W planach mam pójście na cmentarz, bo chciałam trochę ogarnąć pomniki, ale...nie wiem co robić, bo na 18-tą zapowiadają deszcz i ostrzegają przed wiatrem i burzami. Może bym zdążyła oblecieć wszystkie miejsca, ale nie mam pewności. Muszę to przemyśleć.
Dobrego dnia
Ale numer wywaliło mi posta. Ok. Nie pozwoliło dodać zdjęć, ale cały post?
Teraz zaczęłam od zdjęć, weszły rozbiję na więcej postów.
Wczoraj był bardzo emocjanalny dzień dla mnie, czego się nie spodziewałam kompletnie.
Byliśmy w Crazy Horse Memorial.
Wiedzę miałam znikomą- Indianin, na terenie rezerwatu Indian. Co więcej spodziewałam się bardziej wykończonej fazy, chyba na zdjęciach widziałam modele, nigdy nie wnikałam, bo nie myślałam, że kiedykolwiek tam będę.
W zeszłym roku minęło 75 lat od rozpoczęcia prac.
Powaliła mnie pozytywnie informacja- autorem jest Polak, Korczak Ziółkowski (urodzony w Bostonie, syn polskich emigrantów). Obecnie dzieło kontynuje rodzina.
Nie mają żadnego wsparcia od władz- federalnych, stanowych. Tylko co zyskają z turystyki plus donacje od ludzi.
Łzy wzruszenia stanęły mi w oczach.
Dzisiaj wracamy, o ile zdążymy po zwiedzaniu jaskiń i pojedziemy pod samą głowę indianskiego bohatera. Niech mają wsparcie, niech nadza cegiełka będzie w wielkim monumencie.
Na zdjęciach monument, odlewy i rzeźby wstępne oraz kilka rzeźb z muzeum, które wywarły na mnie wrażenie.
Po Crazy Horse pojechaliśmy do parku stanowego (Custer State Park), na trasę widokową.
Od punktu do punktu widokowego, poprzez wąskie tunele, widoki zapierające dech (jutro wyprawa z buta w te rejony).
Dziękuję Wam Dziewczyny. Pogrzeb w piątek. Mąż załamany ,niespodziewał się,że tak to wszystko szybko pójdzie,choć złe przeczucia go nie opuszczały.
Odezwę się po pogrzebie ,bo teraz myśli uciekają tylko w jedną stronę..
Trzymaj się, wspieraj męża jak możesz.
Pomagajcie teściowej na ile możecie, bo dla niej to będzie najtrudniejsze.
No i jeszcze pomiędzy przejazdem przez park stanowy była kopalnia złota.
Do zwiedzania udostępniona jest ta, która nie dostarczyła za wiele złota w swojej historii (obecny właściciel ma ich trzy), choć żyła złota jest, niezauważona przez pierwotnych poszukiwaczy. Tyle, że obecne regulacje odnośnie szkodliwości, ochrony (obok zlota występuje rtec) i ceny za sprzęt czynią nieoplacalnym wydobycie. Ewentualnie po cichutku, taki prywatny bank na czarną godzinę.
Na zdjęciach wnętrze, zewnętrze i trochę sprzętu na wystawie obok wejścia do kopalni.
No jak to - żadnego kawałeczka złota na pamiątkę nie dali? A to chitrusy!
Te formacje skalne są bardzo odmienne, od tych, które mamy okazję widzieć w Europie. Super!
A historia z tym artystą, to faktycznie duża niespodzianka.
Formacje to tak trochę Błędne Skały czy Szczeliniec, tylko na większą skalę.
Mnie najbardziej kojarzyło się z niemieckim Bastai, też większe, na większej przestrzeni.
A co do złota można było kupić w buteleczce lub wypłukać samemu (też za pieniądze).
Witam czwartkowo
Poranna ulewa zaliczona. Kiedy wychodziłam lekko siąpiło. Po 15 minutach była taka ulewa, że musiałam kombinować żeby jakość oszczędzić buty a i tak siedzę tera w przemoczonych. Oj, nieprzyjemnie
Wczoraj planowałam pójść na cmentarz, ale nic z tego nie wyszło, bo zaczęło padać. Dziś pewnie też będę musiała odpuścić, bo z kolei będzie paskudne błoto więc lipa. Ech! No ale przyroda się raduje więc OK. Podzielę się z nią swoim dniem
Po pracy skocze na weekendowe zakupy.
A jak u Was aura?
Dobrego dnia
Nasza podróż zaczyna zmierzać ku końcowi, już poza połową.
Byliśmy w jaskini, mieliśmy wykupione dwue trasy, przy czym druga to było tylko wejście na pierwszy poziom pierwszej. Także trochę strata czasu, choć byliśmy dłużej i można było na spokojnie się rozejrzeć.
Jaskinia jest typu suchego, nie ma cieków wodnych. Tylko jedna sala ma ciek naturalny, tam są stalagmity i stalaktyty.
I druga, uszkodzona niejako przy instalowaniu windy, przy wysadzaniu musiały powstać jakieś mikro pęknięcia. Wcześniej ta komnata była sucha.
Zamiast standardowych formacji są kryształy, puchate formacje, które średnio się prezentują na zdjęciach.
Do tej pory poznano jakieś 5 % jaskiń, które tam są. Eksploracja staje się łatwiejsza, bo coraz bardziej zaawansowany sprzęt.
A po południu Byliśmy na monumencie Wild horse. Wrażenie nieziemskie, zobaczyć z bliska ogrom wykonanych przez 76 lat prac, który jest niczym w stosunku do tego co trzeba jeszcze zrobić.
Ale teraz jest prościej, są maszyny, progres jest większy, choć tu nie można się spieszyć. Jeden niewłaściwy ruch i pół góry odpadnie.
Zdjęcia z monumentu wstawię w osobnym poście
Nie da się ukryć, że macie fantastyczną wycieczkę. Tyle do zwiedzania, że oooojoj!
Właśnie oglądnęłam filmik 5 min. z Twojej trasy
https://youtu.be/x_q--jxhvlk
Twarz jak żywa, robi wrażenie nawet na odległość. Z bliska może powalić na kolana. Podziw i żal jednocześnie, znika niezwykła cząstka Ameryki.
Jak pięknie, że to nasz rodak poświęcił życie, majątek by ocalić od zapomnienia chociaż malutki kawałek indiańskiej kultury, ich bohatera.
Dobrze, że już piątek
Ogród i grządki wzywają.
1sze pomidory i cukinie już rosną od wczoraj, kupne sztuki już mają malusie kuleczki pomidorkowe.
Czekam na wsparcie eMa i ustawienie skrzyń, postawienie płotków ochronnych by sunia nie rozdeptała moich sadzonek.
Cukinię już załatwiła bo zapomniałam okryć koszem, może wypuści nowe pędy, jak nie to trudno, mam jeszcze 5 sztuk tej nowej mini-odmiany.
Jestem umęczona i obolała od kucania przy sadzeniu, dosadziłam też fasolkę tyczną, fioletową tym razem. Nadal też przebieram skarby piwniczne, głównie słoiki, słoiczki i co mogę rozdaję, wywalam a i tak jest ich nadal za duuużo.
Na pocieszenie mam już jedzenie, wczoraj wieczorem namieszałam ni to gulasz ni to leczo /schab z mango, żurawiną i białą fasolą, ostre to od papryki/. Po nocy już złagodniało i jest fajne.
Dobre wieści też z orang'utana, światłowód już niebawem będzie nam ułatwiał życie. Nareszcie
Zerkam na pasek i widzę, że znowu jestem odcięta od świata
Niech mnie już nie dobijają, bo mam dość.
Poczekam chwilkę, zaraz powinni oddać co trzeba.
Udanego dnia
No to frruuu...
Ja zaglądam do Was z kolejną porcją wrażeń, tym razem wszystko na piechotę.
Wdrapaliśmy się na 2200 metrów (Black Elk Peak), szlak był przyjemny, przewyższenia rozciągnięte w czasie i przestrzeni.
Planowaliśmy pierwotnie powrót inną drogą, jeszcze bardziej malowniczą (albo podobnie), ale dojście zajęło nam dużo więcej czasu przez zachwyty i zdjęcia, nie mieliśmy wody na tyle, żeby ryzykować kolejne wydłużenie.
Ale to znak, że musimy wrócić kiedyś.
Od wczoraj popołudnia wieje jak na biegunie, z gwizdaniem, świszczeniem. W nocy miał padać śnieg, ale się rozmyślił.
Przez ten świst i fakt, że okazało się, że mam sporo partii ciała źle spałam.
Ale obudziłam się bez zakwasów, czym jestem bardzo zaskoczona, po wczorajszym wycisku i nocy, tylko kręgosłup mnie trochę boli, nasmarowana, wytrwam.
Dzisiaj też jedziemy w góry, inne, też widowiskowe. Ale to już po punktach widokowych będzie.
No to teraz nam podatowałaś taki piękny kawałek natury, że aż nie można się oderwać. Przepięknie tam. A to pierwsze zdjęcie wygląda jak z folderu reklamowego.
Gratuluję kondycji i tak wysokiej wspinaczce. Ile czasu Wam to zajęło? Startowaliście z jakiego poziomu? Na dwutysięcznikach zazwyczaj na szczycie jest śnieg. U was też był?
Przepiękne te widoki i z pewnością warto będzie wrócić. Dziękujemy za fotki
Zaczynaliśmy dosyć wysoko, coś 1600 czy 1800 m. Co prawda nie wiem jak znaleźliśmy się na tej wysokości, bo nie czuło się nigdzie wielkiego wjazdu na górę. A startowaliśmy z Wielkiej Równiny.
Przejście było wyjątkowo łagodne, na 2000 metrów weszło się spacerkiem.
Na sam szczyt było dużo łagodniej niż z Kopy na Śnieżkę.
No ale w Arizonie pustynia była na ponad 2 tysiące metrów, też tego się nie czuło. Ciężko nam było uwierzyć na oznaczenia wysokości przy autostradzie, najpierw myśleliśmy, że źle przeczytaliśmy.
Może i preria jest wysoko, muszę sprawdzić.
Bardzo ciekawe to wszystko. Super, że nie odczuliście, że to taka wysokość i dość swobodnie wchodziliście.
Ja pamiętam moją wyprawę na Krippenstein w Alpach (2100 m n.p.m.). Razem z zejściem zajęło nam to jakieś 6-8 godzin. Już nawet nie pamiętam. Ale wejście było strome. Spaliśmy wówczas u podnóża gór na polu namiotowym w przepięknej miejscowości Hallstatter z wyjątkowo urokliwym jeziorem w samym środku tej mieściny. Może znasz ten region?
Wow ,jak ja lubię takie widoki,a poza tym jestem pełna podziwu dla Waszej kondycji. ja nie wiem czy dałabym radę. W górach zawsze ciśnienie mi skacze,więc mogę tylko pochodzić sobie na dole i to tak mam właściwie od dziecka.
U nas z kondycją średnio.
O ile chodzenie po płaskim, to nie problem (zwiedzanie, punkty widokowe), sporo latamy wte i wefte, tak góry zawsze dają popalić. Mięśnie nieużywane dają znać o sobie bólem dnia następnego. W tym roku było nawet spokojnie, choć wieczorem to ledwie mogłam się obrócić. Byłam miło zaskoczona tym faktem.
Co do oddychania, to nauczyłam się tak chodzić, w takim tempie, żeby się nie zasapac. Bo skrócenie oddechu może oznaczać kaszel, a to prowadzić do inhalatora. Jak mi się pod górę skraca, wtedy przystaje, czekam aż się uspokoi i idę dalej.
Mąż jak parowóz sapie i pnie się do góry, potem czeka na mnie.
Witam sobotnio
Nareszcie już po wszystkim. Ostatnie dni były wyjątkowo stresujące. Tuż przed pogrzebem rozpętała się tak potężna burza i taka ulewa ,że przez całą drogę do kościoła wycieraczki ledwo nadążały zbierać wodę. Na szczęście w drodze na cmentarz nieco ustąpiło a w kulminacyjnym momencie przestało padać i słońce wyjrzało. Potem stypa, rozmowy z rodziną i znajomymi. Z niektórymi dawno się nie widzieliśmy, tak to życie pędzi ,że najczęściej się spotyka na takich ''imprezach''...
Witam sobotnio
W piątek w pracy tyle się działo że przegapiłam jeden ważny, kawiarenkowy dzień No normalnie nie szło was powitać.
Po pracy miałam spotkanie z koleżanką. Poszłyśmy do kawiarni która była w ogrodzie i tam ostro machałam rękoma, bo komary atakowały mnie na każdym kroku. Nie wiem jak to możliwe ale moja koleżanka była przez nie omijana
Dziś dzionek spędziłam z rodzicami a w zasadzie głównie z Mamą. Zrobiłyśmy sobie wcześniej Dzień Mamy W sobotę człowiek jest na większym luzie, to i więcej czasu można było wspólnie spędzić.
Dobrej nocy
My już w drodze na ostatni nocleg. O 3 nad ranem pobudka i w drogę do domu.
Rano Wz zrobiło mi psikusa i alert zabezpieczeń nie pozwolił wejść na stronę. Czy to na internecie hotelowym, czy to na mobilnym.
Jak się namyślił, sprawdzałam w muzeum, to potem nie było wcale sieci.
To teraz tylko na szybko.
Wczorajszy dzień przepiękny, piękne widoki.
Zależy na którą dojedziemy, wtedy wstawię kilka zdjęć.
A dzisiaj zwiedzanie stanowiska wyrzutni nuklearnych. Przewodnikiem był człowiek, który służył na placówce, opowiadał o swoim życiu. 1.5 godziny minęło ot tak.
Dalej centrum informacji, wystawa oraz film, równie dobrze zrobione.
Wszystkiego najlepszego nam z okazji dnia matki.
Już na lotnisku, czekamy na boarding.
Jeszcze chwila i do samolotu.
Wczesna pobudka daje znać o sobie, ale w domu powinniśmy być gdzieś po południu, do Raleigh powinniśmy dotrzeć o 12, potem coś zjeść i do dwóch godzin maks jazdy do domu.
Witam po niedzieli
Pogoda jak w środku lata. Gorąco, a nawet parno choć dopiero rano, ale wczoraj też tak było. Właściwie to wpadłam się tylko przywitać ,bo mam sporo spraw do załatwienia. Dobrego śniadanka i pysznej kawki lub herbatki
Witam poniedziałkowo
Dzień pogodny, ale na 17-tą zapowiadają jakąś burzę. Czas pokaże. Wczoraj też zapowiadali i nie było. Dzień miałam na luzie więc się zrelaksowałam.
Dziś już wystartowałam ostro z pracą. Popołudniu jestem umówiona. Zleci czas migiem.
Na obiad mam surówkę, której nie dałam rady zjeść wczoraj. Treściwa, bo z wędzonym łososiem.
W czwartek przypada święto i jest wolny dzień więc będzie fajny przerywnik od pracy.
Dobrego startu w nowy tydzień
Hej, hej z domowych pieleszy. Mam dzisiaj wolne, pospaliśmy solidnie. A w zasadzie wstałam o 5 czasu z poprzedniego tygodnia.
U nas dziś Święto Memorial Day.
Podróż mieliśmy sprawną, życzyć sobie tak za każdym razem.
Z zimowych kurtek przelecieliśmy w środek lata.
Zamiast spokoju niepokój.
Wczoraj wychodzący z restauracji popchnęli córkę bardzo mocno, upadła. Ma obtłuczone mięśnie ręki, rozbite kolano i nie wiadomo czy nie uszkodzone srodstopie.
Najgorsze, że nie ma ubezpieczenia, na naszym nie jest, a swoje będzie miała od soboty.
Znaleźliśmy miejsce, gdzie przyjmują bez tego, zapłacimy, niech sprawdzi czy to tylko ból z powodu obicia się, czy coś poważniejszego. Bo te trudności ze stanięciem i poruszaniem się, brak możliwości zgięcia palców stopy oraz siniak mogą znaczyć złamanie.
Ma zaklepaną wizytę na 1 po południu.
O kurczę, aż mnie zabolało, oby nie miała złamanej. Daj znać ,póki co wysyłam dobre fluidy.
Obiecałam zdjęcia z wyjazdu.
Te są z parkingu autostradowego.
Pomnik Dignity of Earth and Sky oraz widok na Missouri.
No i Badland National Park.
Taka trochę Arizona, na mniejszą skalę.
Połączenie Grand Canyon z Painted Desert.
Przepiękne miejsce.
Widok niesamowity. Zaskakujące kształty. Momentami jakby piramidy...? No i to zderzenie z zielenią. Zazwyczaj jak są skały, to nie ma klasycznego trawnika
Super, że nam pokazałaś Dziękuję.
Ps. Przykro, że córcia ucierpiała. Oby tylko okazało się, że nie ma złamania. Daj znać co powiedziano u lekarza.
Ten trawnik to preria. Mimo bardzo suchego klimatu, małej ilości deszczu, ale dzięki długim, mroźnym i śniegowym zimom (temperatura była w granicach 10 stopni, ze spadkami do zera w drugiej połowie maja).
Najbardziej zaskakujące były skały, skały i nagle płasko i preria po horyzont, a za kawałek znowu góry.
Dzięki Ekkore że przeprowadziłaś nas przez wycieczkę. Zobaczyłaś cudowne miejsca ,którymi się z nami podzieliłaś. Wszędzie gdzie byłaś jest po prostu zjawiskowo. Wszystko co zobaczysz na zawsze zostanie z Tobą
Córka niestery udzkodzona
Noga w bucie, ale nie złamana. Za to ręka i owszem.
Najpierw nas wypuścili, ujechalysmy do pierwszego skrzyżowania i nas zawrócili, że jednak złamanie.
Chyba wysłał rentgen gdzieś do konsultacji.
Na razie dostanie usztywnienie, musi jechać do ortopedy z tym. Tu nie gipsuja, gdyby był potrzebny, to pomoc doraźna, bardziej punkt ambulatoryjny - krew pobiorą, rentgen i ekg zrobią. I to wszystko.
Głupi przypadek, pijani ludzie wychodzący z restauracji, którzy wtanczyli się w córkę, że upadła, oczekując na stolik. Była na wysokich platformach. Wystarczyło.
Oj to przykre...dobrze ,że noga cała. A swoją drogą co za hołota... Życzę zdrowia dla córki,pewnie 3-6 tygodni gips lub orteza.
O kurcze! To się porobiło To teraz tylko życzyć żeby szybko wracała do zdrowia.
Maj wielkimi krokami zmierza ku końcowi.
Kto przejmuje czerwcowe klucze?
Niestety córka połamana na całego. I ręka, i noga. Głowa kości promieniowej i czwarta kość srodstopia.
Dobrze, że wysłał zdjęcia do konsultacji, dobrze, że od razu dostała orteze i dobrze, że założyli szynę.
Teraz tylko wytrwać do końca w te upały.
Ale dobrze, że wszędzie klima.
Potem fizykoterapia pewnie.
Ja w pracy, dzionek bardzo szybko mi zleciał.
Dzisiaj mam wizytę coroczną u ogólnego. Córka miała mi popilnować dzieciaków, teraz jedno, starsze jej podrzucę, młodszego wezmę ze sobą.
Jakoś damy radę.
Zobaczcie moje piękne brzoskwinie.
I resztę dojrzewającą.
Brzoskwiniami za bardzo się nie pocieszę niestety.
Bo sporo ogonków macha ze środka. Jak z babcinych papierówek.
Muszę wymyślić czym popsikac na przyszły rok, żeby nie były takie eko i żeby nie smakowały tak bardzo innym.
Figa pierwsza jaką wypatrzyłam takich sporych rozmiarów, reszta wielkości paznokcia. One są późne, końcowo sierpniowe.
Ale pech..u mnie też nie lepiej. Co potrafi zrobić ''zwykły przypadek'',a raczej nachalność pijanych ... Wczoraj córka wychodząc z basenu poślizgnęła się i zwichnęła nogę. Wezwali na miejsce pogotowie,ale tylko miejscowo opatrzyli,mimo ,że noga zaczęła puchnąć. W domu już zesiwiała ,no i trzeba było na SOR samemu jechać..
Współczuję bardzo, przypadki chodzą po ludziach, jak to mówią.
Takie skręcenie gorsze niż złamanie czasami.
Szybkiej rekonwalescencji.
No nie! U Ciebie w rodzinie też "pechowo" się przytrafiło Oby szybko wracało zdrowie.
Cześć Wam
Jak pech to pech, nam tylko kleszcze dają popalić, nawet delikatnych miejsc nie oszczędzają bo tam najcieplej i skóra cieniuśka, z psa złażą bo im nie w smak po tabletce, to na nas żerują.
Nic to, czas leczy wszelkie rany, zaleczy i te.
Byle nie bolało za bardzo, ale na to leki już są.
Ja po zaprawie pomidorowej, czeka na mnie reszta cukinek i ogórki kupne, dorodne, posieję też ogórasy na potem, może do słoików.
Ganiam jak kocica z pęcherzem bo co rusz kropi, pada albo i trzaska - kojec koci muszę składać by ich podusie nie zamokły...
Do tego awarie sieci, remont internetowy i ogólna zadyma.
Nawet Dnia Mamy nie obchodziliśmy bo skrzynie pod pomidory musieliśmy zasypać i goście nas nawiedzili.
Dobra, byle na zakrętach wyrabiać i nie wylądować na dupsku albo i na łbie
Niedawno zjadłam moje placki na kefirze z mąką kokosową, ryżową i kaszką. Nawet niezłe, resztę usmażę jak eM wróci by i on tego wynalazku spróbował.
A widziałyście tort Małeckiego z plastrów arbuza przekładanych mango i truskawkami? Aż mnie ślinka zalała, szkoda że już nie mam mango w puszkach bo do mięs poszło /wolę takie zapuszkowane bo świeże włazi między zęby i trudno bez nici je wyciągać/.
Pędzę dalej, jak te Struś Pędziwiatr by chociaż po łebkach domek ogarnąć i jutro ciut poświętować.
Pozdrawiam Wszystkie cierpiące, obolałe i życzę zdrówka bo bez niego nic nie cieszy
Witam środowo
Dziś pogodny dzień. Wczoraj padało więc miła odmiana. Za to najbliższe dni mają być deszczowe. Ot, taki zwariowany ten maj.
Wczoraj zrobiłam małe zakupy z myślą o wolnym czwartku, bo dziś idę do rodziców, to nie będzie kiedy uzupełnić braków. Lecą te dni szybko, ale mi to nie przeszkadza, bo cały czas odliczam...ile do urlopu Jak ja się cieszę, że wyjadę i będę mogła zaszyć się w ciszy, wśród natury Marzę o tym i czuję to jeszcze mocniej za każdym razem, kiedy słyszę jak ptaki świergolą o poranku
Ekkore, te brzoskwinie masz takie ładne, że nie ma się co dziwić "obcym", że penetrują środek
Dziś mi praca nie idzie. Chyba myślę o jutrzejszym, wolnym dniu i dlatego mam takiego lenia
W nocy miałam bardzo realistyczny sen i poczułam go tak mocno, że aż się "spociłam" Przyśniło mi się, że ktoś mi ukradł moją kartę płatniczą. Jak się zorientowałam, to szybko weszłam na konto żeby ją zablokować. Patrzę a tam "zero" na rachunku - już wszystko zniknęło. No i wtedy się obudziłam. Ależ ja byłam szczęśliwa jak sobie uświadomiłam, że to tylko sen
Dobrego dnia
Sen jak sen, może tylko ostrzega przed czymś lub kimś.
Panowie i Panie też, szukają zarobku lekkiego, szybkiego gdzie mogą, trzeba być ostrożnym i czujnym.
a siooo cwaniaki, do paki
Dobrze, że to tylko sen.
I, że nic się nie stało naprawdę.
Ja będę miała ciut luźniejszy dzień w pracy. Mała jedzie z koleżanką ze szkoły do parku wodnego, kilka godzin tylko z Małym, w tym jego drzemka popołudniowa.
Muszę iść dziś oddać ser do Lidla. Nie mam paragonu co prawda, ale ser ważny jeszcze dwa tygodnie, a spuchł, opakowanie jak piłka.
Bakterie się zaległy, niech mi wymienia na inny, więcej tego nie kupię (zresztą rzadko kupuję go tam, ale akurat byłam).
To ja jutro kończę gospodarowanie, fajnie będzie gościć u Ciebie Goplano.
Wczoraj myłam córce włosy. Nie dosyć, że do pasa, to jeszcze piekielnie gęste, jak przestała farbować, to zgęstnialy jej bardzo.
Uklęknąć nie może, siedziała na podłodze oparta o wannę. Dobrze, że mieszka na parterze, to nikogo nie mogłyśmy zalać.
Nie wejdzie do wanny, bo zamoczy szynę i watę czy lignine dookoła. Dzisiaj ma przyjść rękaw ochronny.
Następnym razem w wannie, z głową pochyloną między kolana. Powinno być łatwiej.
Czarna seria na ekektryczne rzeczy trwa.
Padł nam ekspres do kawy, zatkały się siteczka, kawa nie cieknie przez dysze, tylko po ściance do zbiornika na zlewki.
Nasz ekspres już nie jest produkowany, zastanawiamy się nad zakupem drzwi, tam gdzie są dysze zamontowane, w nadziei, że to to (tak pokazują filmiki na yt). Jeżeli uszkodzony jest dyfuzor, to już tylko nowy ekspres, bo nie jest już produkowany.
Ewentualnie jakiś czas pociągniemy na kcup, manualnym ciśnieniowym czy przelewowym. Bo wszystko na stanie jest.
Witam świątecznie
U mnie nawet podwójnie ,bo dziś mój Tato kończy 77 lat
Poza tym troszkę mniej fajnie ,bo córce od tego uderzenia porobiły się liczne krwiaki i opuchlizna mało schodzi mimo zaleceń. No cóż ,ważne ,że głowa cała,bo różnie mogłoby być.
Jutro ostatni dzień majowej kawiarenki. Pojutrze otwarcie i wygląda na to,że tym razem wypada moja kolej. Tymczasem ,życzę Wam miłego świętowania i dziękuję za słowa wsparcia
Witam w ostatni dzień maja
A zarazem ostatni dzień majowej kawiarenki. Szkoda ,że tak szybko minął ten miesiąc. Ekkore dziękuję Ci za 31 dni pełne wspaniałych opowieści i fotografii z wyjazdu, smaczne jedzonko i przede wszystkim, że jesteś(cie)
Piątek, piąteczek, piąteluniek
Ale fajnie, że to już weekend! Ten wczorajszy, wolny dzień trochę "namieszał w głowie", bo gubię się dzisiaj w dniach Tyle, że jak już sobie uświadomię, że jutro sobota, to zaraz się robi radośniej
Pogoda niepewna. Póki co nie pada i obym zdążyła wrócić do domu suchą stopą. Dziś muszę zrobić zakupy. Wczoraj w przypływie wolnego czasu zerkałam na Vinted i "zaszalałam" Wydałam 137 zł kupując nowe, skórzane adidasy, spodnie płócienne typu haremki , i dwie bawełniane, porządnych firm bluzki z krótkim rękawkiem. Będzie co przymierzać
Na weekend zapowiadają przelotne deszcze i być może burze. Planów wielkich nie mam. Ogarnę trochę ogródek, bo już się prosi. Tak tez się zastanawiam nad myciem okien...? Zobaczę jutro czy pogoda pozwoli.
Ekkore, dziękuję Ci za ten nasz wspólny maj. Kawiarenka była naprawdę kolorowa i inspirująca dzięki Twoim zdjęciom. Sporo się działo i nie dało się nudzić Jedno bym tylko zablokowała gdybym miała taką siłę sprawczą - te nieszczęśliwe upadki Waszych córek. Mam nadzieję, że szybko wrócą do sił. tego życzę.
Maj się kończy, ale czerwiec też będzie piękny więc czekam na nową "gospodynię"
Dobrego dnia
Ps. Jeden kwiatek dla Ekkore a drugi dla nowej "gospodyni" czyli dla Goplany. Wybierajcie sobie
Kwiatkami się podzielimy.
Dziękuję Wam dziewczyny za bycie, za wspaniały maj, za odwiedzanie naszego miejsca. Coraz ciszej w naszym zakątku, ale dalej trwamy.
Moja dziewczyna całkiem dobrze daje sobie radę lewą ręką.
Sama przygotowuje jedzenie, do pracy chodzi czy raczej jeździ.
Jedynie mąż jeździ wyprowadzić psa na dłuższy spacer, żeby przypadkiem jej nie pociągał.
Ja wczoraj moje młode zabrałam do parku na plac zabaw. Wybiegały się, wyskakały.
Z Małym zaczynam gimnastykę za tydzień, już się cieszę na jego radochę.
Do tej pory nie chodziliśmy na plac zabaw do parku, bo szkoła i zajęcia dodatkowe, nie było kiedy. A domowy plac zabaw nigdy nie dostarcza takich wrażeń jak ten publiczny.
Wczoraj na obiad zrobiłam taco.
Mięso bbq w sosie ranchero, do tego surówka z kapusty z majonezem i brzoskwiniami (zamiast mango), odrobina crema (meksykańska śmietana) oraz ser queso quesadilla.
W komplecie to była poezja, jak potem dojadalismy surówkę, sama nie była tak pyszna. Oboje to stwierdziliśmy.
Dziś będzie kukurydza po meksykańsku.
Bardzo dziękuję za wyjątkowo ciekawą i piękną Kawiarenkę, żałuję że tak rzadko tu zaglądałam, poprawię to gdy światłowód wreszcie do nas przeciągną.
Tempo ślimacze, ale już 'bliżej niż dalej
Pozdrawiam