Moja rodzinka to mąż, synek i ja. Gotuję codziennie, przeważnie dla każdego coś innego. Mąż jest mięsożerny, obiad bez mięsa to nie obiad, synek - niejadek, dla którego trzeba kombinować, no i ja - warzywożerna z kolei. Uwierzcie, ciężko jest gotować dla tak małej rodziny, przepisy z WŻ najczęściej robię z jednej trzeciej składników, a nie zawsze da się podzielić. Zrezygnowałam z robienia przetworów na zimę, oprócz kompotów i trochę dżemów, bo nie ma komu tego jeść. Ale największy problem jest z tym, że sporo jedzenia zostaje, co mogę to mrożę, ale nie wszystko można, poza tym takie mrożone nam nie smakuje. O, np wczoraj - zrobiłam karkówkę w sosie, do tego buraczki - to tylko dla męża, bo mały sosu nie tknie, a ja nie lubię, No i zostały i buraczki, i karkówka. Buraczków nie zamrożę, dla mnie odmrażane są niejadalne, karkówka też niezbyt fajna odmrożona, podchodzi wodą. No i poszło do kosza. A starałam się zrobić naprawdę małą porcję, kurczę. Nie chcę wyrzucać jedzenia, może ktoś ma jakieś rady, oprócz mrożenia?
Po co kupować? Wystarczy pojechać do schroniska, tam pełno biednych psów,wpatruje się taki biedak proszącymi oczyma, żeby go przygarnąć. Zachęcam do adopcji psa ze schroniska, będziemy mieli wiernego przyjaciela, na wiele lat.:)
Masz rację, napisałam kup a też myślałam o przygarnięciu. U mnie często nie chciane warzywka zjadają psy, jako dodatek do mięsa z ryżem. Mięso po opłukaniu z sosu też jedzą. Tyle, że nie każdy musi chcieć mieć psa.:)
Hahahaha, racja. Pies załatwi sprawę. Albo jak , ja-kotom do znajomego smietnika))) Biedne kociaki -jedzą az furczy.Uwielbiam je za to. A tak serio-gotuj malutkie porcje.Pozdrawiam bardzo)))
Jeśli to nie problem to np karkówka może być na 2-3 dni na obiad, buraczki zresztą też. Ja nie gotuję codziennie nowego obiadu, bo u mnie też nie wszyscy jedzą to samo. Jednego dnia robię obiad dla jednych na 2-3 dni, drugiego dla drugich. Pozdrawiam
Piszesz, że nie chcesz wyrzucać jedzenia do kosza a wyrzucasz. A co, mąż to nie mógłby zjeść tej karkówki z buraczkami dzisiaj? A nie masz w sąsiedztwie biednych dzieci, których mogłabyś nakarmić, zamiast wyrzucać jedzenie?
Dziecko niejadek - OK, ale czy męża to nie za bardzo rozpieściłaś. Gotujesz codziennie, bo on nie zje dwa dni pod rząd tego samego obiadu? Dobrze zrozumiałam?
Mała rodzina? To moja też mała, bo jest nas w tej chwili troje. Ale gdyby u mnie mąż nie chciał zjeść tego samego obiadu na drugi dzień, to by żarł kanapki albo stołował się u mamusi. Mam wrażenie, że na własną prośbę przywiązałaś się do garów.
Wyrzucenie do kosza dobrego jedzenia jest dla mnie największym grzechem!
Dżanina, u mnie też jedzą wszystko, nie ma wybrzydzania! Jak nie chcą jeść, zabieram z przed nosa, potem sami wołają:)Gotuję przeważnie to co wszyscy lubimy.Jak mam buraczki, lub marchewkę , to wkładam do lodówki i na drugi dzień odgrzewam, nigdy nie wyrzucam.
Psom odpadów nie daję, oddaje dla świnek sąsiadki, różne zlewki. Psom gotuję teraz co 3 dzień, kupuję kuraka w biedronce za 15 zł , bardzo dużego, gotuję w całości, potem do tego rosołu, sypię kaszę lub ryż.Jak się ugotuję , to obieram kurczaka od kości i mieszam kawałki z kaszą. Mają wyżerkę super, nawet jak przyjedzie sunia chłopaka mojej córki, to miska wylizana, w domu jak jej gotują, to pluje kaszą lub ryżem na kilometr.:)
"Przechodzone" mięso w obiadu, czy reszta gotowanego kalafiora to nie odpad. Ja po prostu nie mam świnek za płotem. A gotować, też im gotuję. Dokładnie tak samo, jak ty, tyle że z warzywami. I też wcinają, że miło. Tyle, że ja muszę zapewne ugotować 4 x tyle tego jedzenia, co ty, bo mam 100 kg ciałka do wykarmienia. :) A teraz ciiiicho, bo nam się dostanie za temat "nie na temat".
Pochodzę z nawet mniejszej rodziny, więc w sumie było łatwiej, bo gotowało się jeden obiad na dwa dni, a jeżeli mi nie pasował, to zawsze mogłam sobie zrobić kanapkę, a niejadkiem byłam okropnym. Tylko nikt się moim wybrzydzaniem nie przejmował. :( Na wszelki wypadek mam dużą rodzinę i dobraliśmy się na tyle dobrze, że lubimy wszyscy to samo, a czasem po prostu ktoś musi się przełamać i zjeść coś, czego nie lubi albo zaprzyjaźnić z lodówką gdy zgłodnieje. Nie ma potraw, które wszyscy lubicie? To byłoby najlepsze rozwiązanie.
Nie gnirwaj się, ale jesteś rozpuszczona, masz za dużo pieniędzy i nie wiesz co to bieda i brak kasy na jedzenie. Po co uruchomiłas ten wątek, aby rozłościć tych co naprawdę nie wyrzucają jedzenia nie koniecznie z biedy, ale ze zwykłej oszczędności lub poszanowania cudzej pracy i kilku tam sowich wartości? Odmrozone nie smakuje, odgrzewane też, ty mięsa nie lubisz, mąż tylko mięso, syn ... Ach szkoda nerwów i zdrowia!
popieram.. jak mawia moja mama biedy do d.. tylka i nie bedzie wybrzydzania..
Nas jest tylko dwoje i pies.Dla psa gotuję tak jak Mama Różyczki i nie wybrzydza.A dla nas robię jedno danie - albo zupę z wkładką albo drugie danie.Nie ma mowy o wyrzucaniu jedzenia ,to przecież tak,jakbym wyrzuciła pieniądze.Czasem następny obiad wynika z poprzedniego lub celowo ugotuję trochę więcej aby można było zrobić kluski ,kopytka itp.I jeszcze jedno -mojego psa nie karmię resztkami z naszego obiadu,więc gotując muszę mieć to na uwadze.Moim zdaniem w kuchni ważna jest nie tylko umiejętność gotowania ale również logistyka.Chyba,że masz na tyle kasy by ją bez żalu wyrzucać - ciekawe,czy Twój mąż wie o Twoim marnowaniu jedzenia i pieniędzy.
...mojego psa nie karmię resztkami z naszego obiadu...
Hmmmm... a co jest złego w daniu psu np. mięsa obiadowego, wypłukanego z sosu?
...mojego psa nie karmię resztkami z naszego obiadu... Hmmmm... a co jest
złego w daniu psu np. mięsa obiadowego, wypłukanego z sosu?
Ohhhooooo, współczuję. Jeden z moich jest po skręcie żołądka więc to znam. Trzy razy się zastanawiam, czy dostanie jakąś "przekąskę".
Okey, w całej rozciągłości Cię popieram -nie znoszę marnować jedzenia... A jeśli już mi się to zdarzy to wyrzucam... o wstydzie... nadpleśniałe jogurty i śmietany, a czasem też makaron (bo mąż gotuje całą paczkę na raz, a później nikt nie chce go jeść).
W swoim poście napisałaś "ciekawe, czy Twój mąż wie o Twoim marnowaniu jedzenia i pieniędzy." i tak się tylko zastanawiam... co ma do tego mąż?
Jeśli coś mu się nie podoba, niech sam planuje jadłospis i zakupy!
Jak zostaje mi makaronu, to na drugi dzień podsmażam go na masełku, wbijam kilka jajek, jak mam szczypiorek do wrzucam posiekany.Solę, posypuję pieprzem i smażę, aż się zetną jajka.
Bardzo szybkie i smaczne danie, wszyscy bardzo lubimy.
Mnie się podoba cytat Ferdka Kiepskiego:)W dupa....ch się poprzewracało z dobrobytu:)
Mnie się podoba cytat Ferdka Kiepskiego:)W dupa....ch się poprzewracało z
dobrobytu:)
O, troll Szafran, podąża za mną, krok w krok
O, troll Szafran, podąża za mną, krok w krok
tak sobie właśnie to tłumacz,skoro ci to poprawia samopoczucie.....Popieram! po prostu ma dziewczyna za dobrze ! Jestem w domku z 3 dzieci bo mąż w delegacji i gotuje przeważnie obiad na 2 dni ,raczej nic się nie marnuje a jak juz coś nie zjedzone to mam pieska na podwórku co chętnie zje to co zostało :) ale bardzo rzadko .
Dziewczyny czemu tak radykalnie? Autorka wątku prosi o pomoc. Gdyby nie miałaby problemu wrzuciłaby wszystko do kosza z bioodpadami i nie wystawiałaby się na forum narażając na pewny atak.
No to trzeba jak najszybciej powiększyć rodzinę, zacznij od pieska, no i mrożone jedzenie nie jest chyba znowu aż tak paskudne(zwłaszcza jak nie ma czasu na pichcenie)
A tak swoją drogą to kobietki trochę więcej humoru, wiem, że jest jesień... ale dziewczyna chyba nie oczekuje złośliwych komentarzy na temat gospodarności, tylko raczej porad.
Jak mi zostaną kotlety albo mięso moi panowie z chlebem jedzą na następny dzień.
Ale co jej można doradzić? Ja przez chwilę myślałam, że np. buraczki można by do słoika i zapasteryzować. Ale mnie by się nie chciało. Odgrzewane - nie, odsmażane - nie, rozmrażane - nie, naprawdę trudno o jakąś sensowną poradę. Jeśli lubi stać codziennie przy kuchence, to ewentualnie niech gotuje mikroskopijne ilości. W końcu można usmażyć jeden kotlet schabowy, czy mielony i ugotować jeden ziemniak i 1/5 kalafiora albo skroić do obiadu jeden pomidor. Buraczka też można ugotować jednego i zrobić z niego jarzynkę. Tyle samo czasu to będzie trwało, co ugotowanie 4 i wyrzucenie trzech do kosza. Ale dla mnie to umartwianie się.
Może dziewczyna jest na etapie "nauki" i zwyczajnie potrzebuje wskazówek?!
Surowo ją oceniłaś...
Być może, ale może moja surowa ocena da jej do myślenia i również pomoże jej w podjęciu odpowiednich decyzji.
Nie chciało by mi się gotować dla każdego innego obiadu.
Ktoś kiedyś pisał, że gotuje w jeden dzień to, co sam lubi, w drugi to, co lubi partner, a w trzeci to, co lubi dziecko. Jak komuś nie pasuje, niech nie je, albo zrobi sobie coś samodzielnie.
Buraczki , czy sos spokojnie mogą postać kilka dni w lodówce ,często tak robię .Jeżeli zostaje mi obiad z jednego dnia ,to nie podaję go na drugi dzień ,tylko na trzeci żeby nie było nudno. Mam taki wrażenie , że boisz się przetrzymać w lodówce cokolwiek więcej niż jeden dzień, a mąż chyba mógłby zjeść tą karkówkę drugi raz
Moze byc mieso z poprzedniego dnia ale z innymi dodatkami dla urozmaicenia.Jak mi zostaja kotlety schabowe czy drobiowe to nakladam podsmazone pieczarki i ser i zapiekam w piekarniku,mielone na drugi dzien czesto robie w sosie, jak zostaja udka z kurczaka to obieram mieso i robie do tego sos.Buraczkow mozna ugotowac wiecej i gorace zapakowac w sloiczki,moga stac dwa tygodnie albo i dluzej.Dla dziecka wcale nie trzeba kombinowac.. chce to zje nie to trudno.. zje jak zglodnieje. Mojemu synkowi podaje to co nam..czy mu sie to podoba czy nie.. bywa ze zje same ziemniaki,albo tylko mieso..a jak nie to pozniej kanapke..
Ja też mam małą rodzinę i to córka przez kilka lat byłą wegetarianką , więc dla niej gotowałam osobno, a mąż mięsożerny górnik. Teraz gotuję dla 2 osób Buraczki w lodówce przez 24 godziny się nie zepsują. Jeśli została karkówka, to można ja pokroić na kawałki dodać trochę cebuli czy marchewki i koncentratu pomidorowego i już jest inne danie. Choc ja zamrażam zarówno jakieś mięso z obiadu, buraczki też i powiedzmy po kilku dniach robimy przegląd tygodnia, czyli jemy zapasy z zamrażarki . Jak się porządnie odgrzeje to jest smaczne. Ewentualnie można kotlety z niedzieli podać we wtorek , na pewno się nie zepsują
Wiele osób pisze o mrożeniu - jest to bardzo wygodna metoda i dzięki temu jedzenie rzeczywiście się nie marnuje... Ja jednak zaczęłam mieć w tym roku wątpliwości jeśli chodzi o mrożenie żywności. W związku z problemami z układem trawiennym odwiedziłam cały szereg różnych lekarzy, w tym także panią doktor, która "przepisała" mi zdrowy jadłospis. No i ta pani właśnie powiedziała mi, że wszystko musi być świeże, ponieważ podczas mrożenia ulegają zniszczeniu jakieś struktury (nie przytoczę dokładnie nazewnictwa, bo było to bardzo fachowo nazwane ;-)). Ale podejrzewam, że całkowita rezygnacja z mrożenia potraw byłaby niezwykle trudna... Znam pewną osobę, która raz na 2-3 tygodnie robi Wielkie Gotowanie, lepi pierogi, gotuje gulasz i inne mięsa, porcjuje to wszystko i właśnie zamraża, żeby przez kolejne dni mieć wolne od gotowania ;-)
A pies to jednak bardzo poważna decyzja. Trzeba do niej świadomie dojrzeć .
u nas tez sa trzy osoby , dwie dorosle i jedna mala-3lata. Moj maz nie jada polskiego jedzenia, wiec gotuje dla siebie i dla malej. Mezowi robie jednego dnia dwa czy trzy roozne obiady i mroze np. zupe i lazanie, porcjuje i ma obiady na kilka dni. Jak nie ma ochoty jesc tego co jest, robi sobie kanapki. Buraczki jak zostana, jest barszcz, ziemniaki, sa kopytka. Psu czasem dajemy resztki ale nie chcemy go za bardzo rozpieszczac. wyrzucac, nigdy!
Jesli nie chcesz gotowac, stolujcie sie na miescie, ty w barach salatkowych, maz w knajpach, a synek w przedszkolu/szkole
Nas jest czworo... Ale ile zjedzą dzieciaki? Niezbyt wiele, chociaż narzekać też nie mogę...
Myślę, że w waszym przypadku najlepiej byłoby osiągnąć jakiś kompromis.... Po pierwsze -szkoda Waszych pieniędzy, po drugie -szkoda Twojego czasu!!!
Nie wyobrażam sobie, żebym miała każdemu gotować coś innego... prędzej bym oszalała, jest co jest -co mi się umyśli, upatrzy... Co do męża, to chyba większość mężczyzn gdyby mogła jadłaby tylko mięso -mój mąż też tak ma. Nawet jakiś czas tak gotowałam, aż powiedziałam sobie "Dość!". Moje dzieci uwielbiają zupy, ja zresztą też -dlaczego mamy ich nie jeść? Dlatego, że on chce?
Przyzwyczaił się, przestawił... ostatnio sam pytał kiedy zrobię pomidorową z pieczonych pomidorów, albo jakąś jarzynówkę;););)
Myślę, że przede wszystkim to z mężem musisz pogadać i wypracować jakieś rozwiązanie, inaczej się nie da!
A jedzeniu przez dwa, czy trzy dni nic się w lodówce nie stanie:)
Obiad powinien być jeden dla wszystkich. chyba, że ktoś jest chory i potrzebuje specjalnej diety. Jeśli już gotujesz dla każdego coś innego to kup mniejsze naczynia i gotuj mniej. Przecież takiej karkówki wystarczy odpowiedni plaster, a nie np 1 kg Ja większość produktów mrożę lub zjadamy za 2-3 dni w takiej samej lub zmienionej formie. Nigdy żadne pieczone mięso po rozmrożeniu nie podchodzi mi wodą. Powiedziała bym nawet, że jest bardziej suche. Nie przepadam za odmrożonymi, upieczonymi udkami ale jeśli nie ma wyjścia to jemy i takie i nie marudzimy. Musisz kombinować jak daną potrawę zamienić. Kiedyś wpadłam na taki pomysł: jednego dnia rosół. Drugiego dnia na tym rosole zrobić zupę pomidorową, a trzeciego można zrobić z tego gulasz lub sos.Oczywiście nie robię tak często ale w wyjątkowych sytuacjach
Ja jak miałam tak małą rodzinkę to gotowałam tak np. kupowałam kurczaczka i miałam na dwa dni zupki ( robiłam rosołek i jeden dzień był rosół, kolejny zupa z dodatkami - pomidorówka albo ogórkowa albo co mi się tam wymyśliło), kolejny dzień nóżki i skrzydełka pieczone z surówką i ziemniaczkami, kolejny dzień kotleciki z piersi i jednym kurczaczkiem opękałam cztery obiadki. Dobrym rozwiązaniem będzie np. pieczone mięsko dobre na obiad, a jak zostanie moze być do chlebka ( pieczony schab czy karkówka albo klops). Jak synuś niejadek to częściej gotowałabym obiadki pod dziecko żeby zjadło. Mój za mącznymi nie przepada a dzieciaki lubią naleśniki czy racuchy, mężuś wtedy podjada kanapki i nic mu nie jest.
I co autorka na to?
Też się zastanawiam jakiej rady oczekujesz...Ja marudzę, że w ogóle muszę gotować obiad ;), jak coś zostanie to jestem wniebowzięta, bo następnego dnia mam wolne od gotowania i zmywania - a dodam, że obecnie jestem na macierzyńskim...ba!nawet niemowlakowi gotuję na 2 dni!
Zdaje się, że teściowa tak męża wychowała...a Ty tego nie zmieniłaś, najgorsze jest to, że dziecko będzie takie samo, jeśli nic z tym nie zrobisz - bo chyba coś z tym chcesz zrobić, skoro tu piszesz...
Podpisuję się dwiema ręcami! :)
Szkoda, że abidiasz się nie odzywa ale ona tak ma często. Rzuci wątek a potem ani widu, ani słychu. :)
Miałam to samo napisać, ale mnie uprzedziłaś:)Zastanawiałam się wiele razy, dlaczego abidiasz , po założeniu wątków milczy.:( Założyła super wątek o przetworach, na 245 postów, chyba tylko raz coś tam napisała.
Abidiasz, co z Tobą? chodź do nas dyskutować i nie obrażaj się, nawet jak będą jakieś , denerwujące cię komentarze:)
Pracuję, Mamo Różyczki, pracuję. Właściwie do netu zaglądam tylko rano, na troszkę, potem nie mam czasu,więc przepraszam, że nie odpowiadam. Nie, nie obrażam się o komentarze, co więcej, uważam, że macie rację z tym wyrzucaniem. Psa mamy od niedawna, ale to jeszcze szczeniak, gotuję mu osobno (a, to czwarta oosoba do michy). Też kurczaczek z warzywami lub kaszą, ryżem, specjalnym makaronem, czasem dodaję jajko, trochę białego sera, wkrajam mu siekanej pietruszki. No i dostaje witaminy do pokarmu. I też muszę mu ugotować codziennie. Co do obiadu na drugi dzień - owszem, tyle, że męża często na drugi dzień nie ma w domu, bo pracuje. A mały tatusiowego jedzenia nie tknie. Myślę o tym, żeby wypracować jakiś jedzeniowy kompromis.